StoryEditor
Producenci
03.10.2015 00:00

Biznes musi przynosić zysk

Verona Products Professional, firma z wyłącznie polskim kapitałem, jest od 12 lat obecna na rynku. Specjalizuje się w kosmetykach do makijażu, w ofercie ma także zapachy, kosmetyki do koloryzacji włosów i pielęgnacyjne do twarzy. Wyrosła na eksporcie i nadal ma on większy udział w sprzedaży niż krajowy rynek. Zarząd firmy chce to zmienić i umocnić marki w Polsce. Służyć ma temu zmiana strategii cenowej i wizerunkowej – prezes firmy Andrzej Kozłowski zapewnia, że rezygnuje z tanich produktów na rzecz lepszych jakościowo i wyżej marżowanych, a więc bardziej opłacalnych, zarówno z punktu widzenia producenta, jak i jego odbiorców w handlu.

Podobno w Veronie szykują się duże zmiany i nie dotyczą tylko oferty?
Przede wszystkim porządkujemy asortyment i kategorie. – Eliminujemy produkty słabiej – rotujące. Stawiamy na kosmetyki bardzo dobre jakościowo i atrakcyjniejsze pod względem marży. Zależy nam też na tym, żeby lepiej zarabiali kontrahenci, z którymi prowadzimy biznes, i chcemy także sami zarabiać. Wychodzimy z niższej półki cenowej. Myślę, że do końca roku zrealizujemy cel, który sobie postawiliśmy, ale pierwsze efekty zmian będą widoczne już jesienią.

Czy wchodzicie w nowe kategorie?
Nie, z obecnymi jest co robić (śmiech). Najważniejsze dla nas są cztery kategorie – kosmetyki do makijażu, perfumy, pielęgnacja, kosmetyki do koloryzacji włosów. Będziemy je rozwijać. Które przede wszystkim, będzie zależało od zapotrzebowania rynku. Będziemy reagować na bieżąco na sygnały od naszych odbiorców i od konsumentów.

Verona ma takie możliwości, żeby elastycznie podchodzić do produkcji?
Technologiczne na pewno. Musimy natomiast rozbudować zespół marketingu, trade marketingu i sprzedaży. Do rozwoju, który jest naszym celem, potrzebni są ludzie.

Czy jakieś marki znikną z rynku?
Nie. Marki pozostaną, ale wyrównujemy ich poziom jakościowy i cenowy. Budujemy stabilną ofertę dla odbiorców krajowych i na eksport. Marką wiodącą w kosmetykach kolorowych, w których się specjalizujemy, pozostaje Ingrid. Na niższej półce cenowej znajdowały się kosmetyki Vollare i Butterfly, które do tej pory w większym stopniu niż w Polsce były dostępne za granicą. Teraz szerzej wprowadzamy je na krajowy rynek. Po zmianach będą dużo lepsze, uporządkowane pod względem graficznym, z właściwym przekazem marketingowym i skierowane do innych kanałów dystrybucyjnych.

Również do dyskontów?
Nie umiem dziś odpowiedzieć na to pytanie. Zobaczymy, jak ułoży się rynek. Nie my go zmieniamy, my możemy się tylko do niego dopasować. W zależności od tego, jak będzie się kształtował, tak będziemy prowadzić naszą strategię sprzedażową.

Jaki jest powód tej rewolucji, którą wprowadzacie w asortymencie?
Zmieniają się oczekiwania konsumentów i naszych partnerów biznesowych. Szukają dobrych, bardziej zaawansowanych technologicznie produktów.

A ciągle słyszy się, że mamy rynek ceny.
Moim zdaniem szala przeważa raczej na stronę jakości. Polacy wbrew temu, co mówią niektórzy politycy, bogacą się. Mamy większą siłę nabywczą, chcemy lepszej jakości produktów i lepiej podanych. Generalnie dla konsumenta liczy się jakość i cena, w tej kolejności. Dla sklepu – marża.

Czy będziecie produkować marki własne?
Będziemy je robić na zlecenie dla sieci handlowych i dla firm z naszej branży. Mamy nowoczesne multifunkcyjne, włoskie linie produkcyjne. Ich potencjał dzięki produkcji marek własnych będzie mógł być w pełni wykorzystany.

Verona do tej pory była silniejsza w eksporcie niż w sprzedaży krajowej. Jak jest teraz?
Nadal przeważa sprzedaż na eksport. Nasze kosmetyki są dostępne w ponad 60 krajach na świecie. Ostatni rok był wprawdzie niespokojny, z powodu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego zmieniła się sytuacja w tym regionie, a mniejsza siła nabywcza miała wpływ na obroty, ale nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Poza tym od dawna zdobywamy nowe rynki eksportowe. Interesująca jest Afryka, bardzo perspektywiczna Azja. Jest też wiele rynków, na których jeszcze nas nie ma, ale na pewno na nich będziemy.

A krajowy rynek, jakie widzi Pan na nim tendencje?
Nadal ewoluuje. Mamy dyskonty, które zaczynają wprowadzać kosmetyki na szerszą skalę, tzw. tradycję, która moim zdaniem cały czas nie może odnaleźć swojej drogi biznesowej, i nowoczesne sieci drogeryjne. Powstają nowe, ciekawe przedsięwzięcia, jak Kontigo. Napawa optymizmem nowy rozdział w życiu drogerii Natura, która po przejęciu przez poważnego właściciela rozwija skrzydła.
Sieci drogeryjne mają dla nas, producentów, największe znaczenie. Wyspecjalizowane, skupione na kosmetykach, dystansują wielkopowierzchniowe markety, które nie potrafią sobie poradzić z kosmetycznym asortymentem, bo traktują go na równi z innymi produktami FMCG.
Hipermarkety chciałyby mieć takie same obroty na kosmetykach jak na mięsie i warzywach. Nie patrzą na specyfikę kategorii, na rotację i na marże – na kosmetykach są one dużo wyższe niż na artykułach spożywczych, ale żeby je uzyskać, trzeba się kosmetykami umiejętnie zająć. Dopóki hipermarkety tego nie zrozumieją, nie będą mieć w kategorii kosmetycznej dobrych wyników.

A kosmetyki w aptekach?
Myślę, że każda firma kosmetyczna w Polsce szuka dziś nowych kanałów dystrybucji. My też, ale to przyszłość. Do wejścia do tego kanału sprzedaży trzeba się dobrze przygotować.

Czy chciałby Pan zobaczyć w Polsce jakąś nową, zachodnią sieć drogeryjną?
Sieci zachodnie, jak choćby Dm, opierają się na markach własnych. To nie jest korzystne z punktu widzenia producentów, więc najogólniej mówiąc, za tego rodzaju sieciami nie tęsknimy. Zależy nam na partnerach, którzy potrafią utrzymać równowagę między swoją marką a markami dostawców. Myślę też, że zagęszczenie sieci drogeryjnych w Polsce jest na tyle duże, że gdyby chciała pojawić się kolejna, musiałaby przejąć już istniejącą. Tymczasem sieci, które mają dobre lokalizacje i wyniki finansowe, nie są na sprzedaż. Lokalizacja jest podstawą sukcesu i żadna sieć zachodnia nie zdecyduje się na wejście do Polski, jeśli nie będzie pewna, że ma gdzie otwierać swoje sklepy. Sądzę jednak, że na rynku będą jeszcze zmiany i przejęcia pomiędzy sieciami.

A pomiędzy producentami?
Prawdopodobnie też. Wielkość firmy będzie miała znaczenie. Do Polski wchodzą nowi dystrybutorzy zachodnich marek, mają większe pieniądze na reklamę i marketing. Mniejsze, lokalne firmy mogą sobie nie poradzić z globalną strukturą polskiego rynku. Albo ktoś je przejmie, albo będą musiały ograniczyć się do bycia wytwórcami marek własnych dla innych. Dziś mamy przerost kosztów marketingowych nad kosztami produkcji, trzeba bardzo dużo wydawać, żeby zaistnieć. I cały czas trwa wojna cenowa między sieciami handlowymi, która osłabia je same, ale też producentów. Sztuką nie jest wyprodukować, tylko sprzedać z zyskiem. Tymczasem głębokie promocje, rabaty rzędu 40 procent, powodują, że konsumenci nie kupują w stałych cenach, „skaczą” od promocji do promocji. Mamy ciągłe zamieszanie na rynku i nikt godziwie nie zarabia. To jest krótkowzroczna polityka nastawiona na zrobienie wyniku w danym miesiącu lub kwartale. Droga, która prowadzi donikąd.

Czy to się da zmienić?
Myślę, że tak, jak rynek się uporządkuje. Sklepów jest za dużo, część będzie musiała odpaść. Pozostaną te, które rozumieją, że biznes musi przynosić zysk, że nie chodzi o to, żeby tylko przetrwać.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Producenci
30.04.2024 13:58
20 lat Polski w Unii Europejskiej. Kosmetyczni: wspólny rynek zmienił naszą rzeczywistość
20 lecie Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego i Blanka Chmurzyńska-Brown, ówczesna dyrektorka generalna, która pełniła tę funkcję przez 21 lat   fot. materiały prasowe
20 lat temu, 1 maja 2004 r. Polska przystąpiła do Unii Europejskiej. Dwa lata wcześniej polscy przedsiębiorcy powołali Polski Związek Przemysłu Kosmetycznego. Okrągła rocznica akcesji Polski do Unii Europejskiej skłoniła Kosmetycznych, by sięgnąć pamięcią do początków organizacji i transformacji gospodarczej oraz prawnej. Oto, jak wspominają ten okres menedżerowie związani od początku z organizacją.

Idea powstania Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego jest związana z historią członkostwa Polski w Unii Europejskiej. W okresie przedakcesyjnym, narodził się pomysł powołania organizacji, która za jeden z pierwszych celów postawiła sobie przygotowanie przedsiębiorców w Polsce na nadchodzącą transformację prawną.

20 lat temu przed Polską stały ogromne wyzwania prawne – wizja cywilizacyjnego kroku z jednej strony fascynowała,  z drugiej – niepokoiła. Henryk Orfinger, założyciel i pierwszy prezes Kosmetycznych, obecnie Przewodniczący Rady Nadzorczej Dr Irena Eris S.A., wspomina, że w tamtym czasie pierwszy zarząd określił dwa główne zadania dla nowej organizacji:

– Po pierwsze szybko zrozumieliśmy, że największą energię musimy włożyć w proces przygotowania przedsiębiorców do zmiany regulacji prawnych, że przede wszystkim do tego powinniśmy mobilizować branżę. W Unii Europejskiej obowiązywała odwrotnie niż w Polsce tzw. post-market control – to producent miał być całkowicie odpowiedzialny za kosmetyk po wprowadzeniu go do obrotu. Dla nas to była prawdziwa rewolucja. Ale udała się. Po drugie natomiast – chcieliśmy możliwie najlepiej przygotować się do wejścia na wspólny rynek, świadomi, że jest to klucz do dalszych sukcesów każdej firmy. Bo faktycznie to najbardziej zmieniło życie przedsiębiorców nad Wisłą. Eksport do krajów UE, zdjęcie z naszych barków konieczności zatwierdzania każdego jednego produktu na każdym rynku... Dziś trudno sobie wyobrazić, że było inaczej. A jednak. Dla mnie ten aspekt wejścia do Unii Europejskiej jest do dziś o wiele ważniejszy, niż możliwość otrzymania dotacji pieniężnych – mówi.

Czytaj także: Tak 10 lat temu polscy przedsiębiorcy z sektora kosmetycznego podsumowywali obecność Polski w Unii Europejskiej: Producenci kosmetyków chcą mówić jednym głosem

 We wspomnieniach założycieli i pierwszych pracowników biura zapisały się obawy o szybkie tempo i kaliber zmian, które towarzyszyły także władzom kolejnych kadencji.

– Baliśmy się, że ten skok w rewolucyjne standardy produkcji i odpowiedzialności za produkt zmiecie wielu producentów kosmetyków z polskiego rynku. Tak się jednak nie stało. Niemniej akcesja, zmiana filozofii produkcji były dla polskich producentów ogromnym wyzwaniem. Niektóre elementy nadal takimi pozostają, bo przynależność do UE to zarówno szanse, jak i liczne obowiązki – dodaje Wanda Stypułkowska, obecna prezes związku i prezes zarządu MPS International Sp. z o.o. Dziś regulacje unijne to nasza codzienność, ale związek nadal pozostaje pomostem między UE a lokalnymi przedsiębiorcami. Wciąż prowadzimy intensywny dialog w sprawie horyzontalnych regulacji, które przenikają wszystkie aspekty działalności naszych firm członkowskich, wyznaczając kierunki rozwoju i przedsiębiorcom, i samej organizacji.

Przez 20 lat Polska, a z nią sektor kosmetyczny, z kraju rozwijającego się wolno, z wysokim poziomem bezrobocia, przeszły do gospodarki innowacyjnej, notującej dynamiczne wzrosty PKB szczególnie w pierwszych latach po akcesji. Wg szacunków Wise Europa od 2004 roku PKB nominalny wzrósł w Polsce x 3.6, a np. eksport polskich kosmetyków – ponad 8-krotnie. Nasz kraj nie tylko stał się bogatszy w ekonomicznym sensie – wzbogaciliśmy się także w doświadczenia, wiedzę i ekspertyzę. Dzisiaj wyróżnia nas w UE różnorodność rynku kosmetycznego, na którym z powodzeniem konkurują ze sobą globalni i lokalni gracze.

Co wejście Polski do Unii Europejskiej zmieniło w operowaniu globalnych firm, którzy ulokowali u nas swój biznes i fabryki? Blanka Chmurzyńska-Brown, Public Affairs Director L’Oréal Poland and Baltic HUB i ówczesna dyrektor generalna Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego wymienia:

– Gdyby nie praca zespołu związku i jego pierwszych członków przez 24 intensywne miesiące, od 2002 do 2004 roku, firmy nie byłyby przygotowane do wdrożenia zasad, które powstawały w Unii od 1975 roku i przez lata były sukcesywnie nowelizowane. W przedakcesyjnym okresie implementowaliśmy szereg nowych unijnych wymogów legislacyjnych, m.in. nową dyrektywę kosmetyczną. Był to wysiłek całej ekipy Kosmetycznych, który opłacił się wszystkim. I dodaje: Dla L’Oréal inwestycja w Polskę zaczęła się jeszcze przed 2004 rokiem, ponad 30 lat temu. Kluczowym czynnikiem rozwoju fabryki nad Wisłą było położenie geograficzne i zaplecze eksperckie, wysoko wykwalifikowani ludzie, tania energia. Dzisiaj, m.in. dzięki wejściu do UE i benefitom zharmonizowanego prawa, zmniejszonych barier w wymianie handlowej i wspieraniu inwestycji – jesteśmy w zupełnie innym miejscu.  Wielomilionowe inwestycje w największy w UE zakład produkcyjny grupy w Kaniach, nieustające inwestycje w know-how, podnoszenie standardów produkcji, dobre procesy zarządcze – to wyróżnia dziś L’Oréal Polska, ale jednocześnie buduje rozwój ludzi i całego sektora. Nie byłoby tej skali, nie byłoby tak szeroko zakrojonej współpracy z polskimi dostawcami, gdyby nie unijne spójne prawo i przewidywalność dla biznesu.

Dwie dekady Polski w Unii Europejskiej, w ocenie Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego, dały szansę na rozwój w tempie i jakości, które nie były możliwe przed akcesją. Branża kosmetyczna rozwija się równolegle do całej gospodarki, czerpiąc garściami z możliwości bycia w najbardziej wpływowej wspólnocie gospodarczej na świecie – podsumowują Kosmetyczni.

Polski Związek Przemysłu Kosmetycznego (Kosmetyczni.pl) reprezentuje, wspiera i szkoli przedsiębiorców wyłącznie branży kosmetycznej. Związek skupia ponad 250 firm, w tym producentów i dystrybutorów kosmetyków, laboratoria, firmy doradcze i ośrodki dydaktyczne, a także ich partnerów okołobranżowych – dostawców opakowań i surowców. Od 22 lat jest głosem sektora w procesie stanowienia prawa. Współpracuje z instytucjami administracji polskiej i europejskiej, a razem z firmami członkowskimi wypracowuje i wdraża rozwiązania, które prowadzą do rozwoju polskiego  rynku kosmetycznego,  który dziś jest 5. w Unii Europejskiej. 

Związek należy do Cosmetics Europe – europejskiej organizacji branżowej i Konfederacji Lewiatan – najbardziej wpływowej organizacji pracodawców w Polsce.  Od 18 lat prowadzi projekt społeczny Fundacja Piękniejsze Życie. 

 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Producenci
30.04.2024 12:38
L Catterton przejmuje większościowe udziały w Kiko Milano
Kiko Milano specjalizuje się w wysokiej jakości kosmetykach kolorowych.Kiko Milano
L Catterton, wiodąca globalna firma inwestycyjna skupiona na konsumentach, ogłosiła w zeszłym tygodniu, że zawarła ostateczną umowę nabycia większościowego pakietu udziałów we włoskiej marce kosmetycznej Kiko Milano od założycielskiej rodziny Percassi, która zachowa znaczące udziały w spółce. Warunki transakcji nie zostały ujawnione.

L Catterton zawarło ostateczną umowę nabycia większościowego pakietu udziałów we włoskiej marce kosmetycznej Kiko Milano od założycieli, rodziny Percassi. Rodzina zachowa znaczące udziały w marce, a Antonio Percassi pozostanie na stanowisku prezesa Kiko. Warunki finansowe nie zostały ujawnione.

Założona w Bergamo we Włoszech w 1997 roku przez Antonio i Stefano Percassich, firma Kiko jest jedną z największych prywatnych marek kosmetyków kolorowych na świecie. Dzięki włoskiemu pochodzeniu i zróżnicowanemu portfolio produktów o prestiżowej jakości w przystępnej cenie, Kiko stała się powszechnie znaną marką w dziedzinie piękna, uwielbianą przez niemal wszystkie grupy demograficzne konsumentów. Za sprawą rozległej sieci detalicznej obejmującej ponad 1100 sklepów w 66 krajach i wydajnej platformie e-commerce, Kiko zyskało dużą i lojalną grupę fanów. W 2023 roku Kiko odnotowało przychody netto w wysokości około 800 milionów euro i prawie 20 proc. wzrost rok do roku.

L Catterton to wiodąca na rynku firma inwestycyjna zorientowana na konsumentów, zarządzająca kapitałem własnym o wartości około 35 miliardów dolarów na trzech platformach obejmujących wiele produktów: private equity, kredyty i nieruchomości. Założona w 1989 roku firma dokonała ponad 275 inwestycji w niektóre z najbardziej znanych marek konsumenckich na świecie, w tym marki kosmetyczne, takie jak Elemis, Hi!Papa, Oddity, Maria Milla i Irene Forte Skincare.

Czytaj także: Kolejna marka łączy siły z Bridgerton: tym razem jest to Kiko Milano

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
01. maj 2024 23:48