StoryEditor
Eksport
06.05.2025 16:38

Obowiązkowe oznakowanie środków czystości i chemii gospodarczej w Rosji od 1 maja

Rosyjski rynek kosmetyczny i nie tylko dokonuje rewolucji oznaczeń. / RG72, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Od 1 maja 2025 roku w Rosji wchodzi w życie obowiązek oznakowania cyfrowego mydeł, detergentów, chemii gospodarczej oraz granulatów. Jak poinformowało Centrum Rozwoju Nowoczesnych Technologii (CRPT), operator krajowego systemu znakowania towarów „Czestny Znak”, nowe przepisy mają na celu zwiększenie przejrzystości rynku i ochronę konsumentów przed podróbkami.

W systemie „Chestny Znak” zarejestrowano już 3,9 tys. producentów oraz 2,6 tys. importerów środków czystości i chemii gospodarczej. Spośród nich 279 przedstawicieli małych i średnich przedsiębiorstw skorzystało z programów wsparcia oferowanych przez CRPT. Program ten obejmuje m.in. refundację 50 proc. kosztów zakupu sprzętu niezbędnego do oznakowania produktów.

image

Rosja przeprowadzi eksperyment z etykietowaniem kosmetyków w systemie „Chestny Znak”

Wcześniej, zanim wprowadzono obowiązkowe przepisy, przeprowadzono dobrowolny program pilotażowy. Dla branży kosmetycznej i chemii gospodarczej rozpoczął się on 14 stycznia 2024 roku, natomiast dla rynku granulatów – 1 lipca 2024 roku. Celem tych testów było przygotowanie uczestników rynku do pełnego wdrożenia systemu bez zakłóceń w łańcuchach dostaw.

System „Chestny Znak” polega na nanoszeniu na produkt niewielkiego kodu QR typu DataMatrix, który zawiera unikalne dane o produkcie. Po zeskanowaniu kodu za pomocą aplikacji, konsument uzyskuje dostęp do informacji o producencie, dacie produkcji lub imporcie, składzie oraz terminie ważności danego towaru. Co istotne, możliwe jest także sprawdzenie legalności produktu. Według zastępcy dyrektora generalnego CRPT, Rewaza Jusupowa, wprowadzenie oznakowania nie wpłynie na ceny produktów.

Warto pamiętać, że podane przez RBC dane bazują informacjach oficjalnych rządu rosyjskiego i nie są potwierdzane przez żadne niezależne instytucje.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Eksport
06.05.2025 13:38
Argentyna znosi cła eksportowe na ponad 4 tysiące wyrobów, w tym kosmetyki
Decyzja ma przynieść korzyści dla około 3 580 firm, co stanowi prawie 40 proc. wszystkich eksporterów w kraju.Wiadomości Kosmetyczne

Argentyński rząd ogłosił zniesienie ceł eksportowych na 4 411 produktów przemysłowych, w tym kosmetyki i artykuły higieny osobistej. Decyzja została podjęta w ramach szerszej strategii mającej na celu zwiększenie eksportu towarów przetworzonych i wzmocnienie pozycji krajowego przemysłu na rynkach międzynarodowych. Jak poinformował minister gospodarki Luis Caputo, zmiany obowiązują natychmiastowo.

Zniesione opłaty celne w wysokości od 3 proc. do 4,5 proc. obejmowały produkty o wysokiej wartości dodanej, takie jak kosmetyki, preparaty higieniczne, opakowania szklane, pompki, komponenty plastikowe, środki owadobójcze i inne wyroby przemysłowe. Nowe przepisy mają bezpośrednio wpłynąć na około 3 580 firm, co stanowi niemal 40 proc. wszystkich eksporterów działających w kraju.

Według danych rządowych, cła zniesiono w odniesieniu do produktów, których eksport w 2024 roku osiągnął wartość blisko 3,8 miliarda dolarów amerykańskich. Choć sektorów takich jak przemysł żelaza, aluminium czy petrochemiczny zmiany te nie dotyczą, znaczące ułatwienia w handlu uzyskali producenci kosmetyków oraz preparatów farmaceutycznych.

image

Prime Day traci na znaczeniu: sprzedawcy ograniczają udział z powodu ceł

Zniesienie opłat celnych jest odpowiedzią na postulaty małych i średnich eksporterów oraz wynika, jak podkreśla rząd, z poprawy sytuacji fiskalnej kraju. Celem jest zwiększenie konkurencyjności argentyńskiego przemysłu na rynkach zagranicznych, zwłaszcza w segmentach produktów przetworzonych. Dla globalnych marek kosmetycznych oznacza to możliwość tańszego zaopatrzenia się w komponenty i produkty z regionu Ameryki Łacińskiej.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Wywiady
06.05.2025 10:30
Aleksandra Wojciechowska, Impearthium: Klient w ZEA jest wymagający, “polska jakość” kosmetyku to za mało
Aleksandra Wojciechowskamat.prasowe

Coraz więcej polskich marek kosmetycznych w poszukiwaniu nowych, atrakcyjnych rynków zbytu spogląda na Bliski Wschód i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Ale Dubaj jest rynkiem wymagającym, nie jest dla nieprzygotowanych – podkreśla Aleksandra Wojciechowska, opowiadając o kulisach rynku kosmetycznego w ZEA.

Coraz więcej europejskich marek beauty spogląda w stronę Dubaju. Dlaczego to miasto stało się tak ważne na globalnej mapie kosmetycznej?

Dubaj to dziś coś więcej niż miasto – to scena. Miejsce, w którym spotykają się różne kultury, narodowości, podejścia do piękna i biznesu. To też jedno z najbardziej chłonnych i dynamicznych centrów dystrybucji w regionie MENA. W dodatku ma idealne położenie logistyczne – łącznik między Azją, Europą i Afryką. 

Ale jest to też rynek wymagający: nie wybacza braku strategii, ignorancji kulturowej ani bylejakości.

Czyli nie wystarczy dobra marka i produkt z Europy?

Absolutnie nie. Wiele firm przyjeżdża tu z przekonaniem, że wystarczy mieć dobry skład, ładne opakowanie i „polską jakość”, a klienci rzucą się na produkt. Ale to tak nie działa. 

Po pierwsze – klient w ZEA, szczególnie ten lokalny, jest bardzo wymagający. Konsumenci dokładnie analizują wartość produktu, oczekują przejrzystości, wyjątkowego storytellingu i profesjonalnej prezentacji. Po drugie – największą barierą bywa nie produkt, ale brak przygotowania ze strony firmy: brak struktury eksportowej, materiałów po angielsku, zbyt mały zespół, nieznajomość marż, które trzeba wkalkulować dla dystrybutora i sieci sprzedaży.

Co z dystrybutorami? Czy znalezienie lokalnego partnera to klucz?

Tak, ale trzeba zrozumieć, że w Dubaju nie pracuje się z „partnerem”, który tylko zamawia i sprzedaje. Tutaj oddajesz swoją markę w czyjeś ręce – a to ogromna odpowiedzialność. 

Lokalne firmy często wywodzą się z tradycji handlowych, nie z budowy marek. Oczekują, że to marka zadba o marketing, obecność w social mediach, widoczność. Dlatego bez realnego zaangażowania ze strony producenta – bez obecności na miejscu, gotowości do inwestowania w PR, kampanie i edukację – współpraca nie będzie efektywna. Dystrybutor nie będzie za Ciebie opowiadał historii Twojej marki. On może pomóc, ale nie zrobi wszystkiego.

Jakie błędy popełniają najczęściej marki z Europy, szczególnie z Polski?

Dwa najczęstsze: brak inwestycji i zaufanie nieodpowiednim osobom. Pierwszy – to przekonanie, że nie trzeba mieć struktury lokalnej, że można wszystkim zarządzać zdalnie. Nie można. Tu trzeba być. Trzeba odwiedzać partnerów, brać udział w targach, organizować spotkania, pokazywać się. Drugi błąd to współpraca z osobami, które obiecują wszystko albo za wiele, ale nie mają ani kontaktów, ani czasem nawet doświadczenia. Zdarza się, że marki trafiają na pośredników, którzy nie są ani dystrybutorami, ani – zaznaczam – sprawdzonymi agentami z jakimś sukcesem. Efekt? Stracony czas, pieniądze i czasem nawet reputacja.

Czytaj też: Bożena Wróblewska, Krajowa Izba Gospodarcza: Polskie firmy kosmetyczne coraz bardziej interesują się rynkami azjatyckimi

A jak wygląda lokalny klient? Czy rzeczywiście jest tak różnorodny?

Ekstremalnie różnorodny. Mamy tu ponad 200 narodowości. 40 proc. mieszkańców to Hindusi, do tego ogromna społeczność Filipińczyków, Pakistańczyków, Libańczyków, Europejczyków i oczywiście Arabów z różnych krajów. 

Klientka z Arabii Saudyjskiej szuka zupełnie czegoś innego niż Europejka, mieszkająca w Dubaju. Różne są potrzeby, oczekiwania, sposób komunikacji. A to oznacza, że marka musi mieć elastyczność, wiedzę i gotowość do lokalizacji przekazu. Nie można mówić jednym językiem do wszystkich. Trzeba rozumieć, kto jest naszym klientem i co dla niego znaczy piękno, prestiż, luksus, funkcjonalność. 

Klient w ZEA, szczególnie ten lokalny, jest bardzo wymagający. Konsumenci dokładnie analizują wartość produktu, oczekują przejrzystości, wyjątkowego storytellingu i profesjonalnej prezentacji.

A co z kanałami dotarcia? Czy social media naprawdę odgrywają aż tak dużą rolę?

Tak, i to jeszcze większą niż w Europie. 90 proc. zakupów jest inspirowanych treściami online. Instagram, TikTok – to codzienne narzędzia konsumpcji wiedzy o marce. Ale nie wystarczy być w nich obecnym. Trzeba tworzyć lokalne treści – z twarzami, które są rozpoznawalne w regionie, z językiem, który rezonuje z lokalną kulturą. I to nie tylko estetycznie, ale też emocjonalnie. Treści muszą być przemyślane, wielopoziomowe – od edukacji, przez inspirację, po autentyczne zaangażowanie.

Wspomniałaś wcześniej o wysokich marżach i kosztach – czy to oznacza, że ten rynek nie jest dla każdego?

Dokładnie tak. To rynek dla marek gotowych zainwestować – finansowo, mentalnie i czasowo. Marże potrafią być bardzo wysokie, bo dystrybutor, detalista, logistyka, PR – to wszystko kosztuje. Ale w zamian marka ma dostęp do rynku, który kocha nowości, ma wysoką siłę nabywczą i bardzo lojalnych klientów. 

Jeśli ktoś szuka „szybkiej sprzedaży” bez obecności i relacji – lepiej niech poczeka. Ale jeśli ma plan, zespół i wizję – to może osiągnąć tu sukces, którego trudno szukać gdzie indziej.

A jeśli nie dystrybutor – to co? Czy własna spółka w ZEA to opcja?

Jak najbardziej. Dubaj oferuje coraz więcej możliwości, łącznie z pełną własnością firmy przez zagranicznego inwestora. Coraz więcej marek wybiera ten model, bo chce mieć pełną kontrolę nad strategią, marką, przekazem i rozwojem. 

Oczywiście jest to większa inwestycja i większe ryzyko, ale też większy potencjał. Wszystko zależy od tego, jaką markę chcemy zbudować i jakie mamy zasoby.

Na koniec – jedno zdanie, które powiedziałabyś każdej marce rozważającej wejście do Dubaju?

Nie jedź tam po szybką sprzedaż – jedź po relacje, zrozumienie rynku i miejsce przy stole, gdzie spotykają się najlepsi.

Zobacz też: 

Arabia Saudyjska: charakterystyka lokalnego rynku, zachowań konsumenta i główne trendy kosmetyczne

Polscy producenci kosmetyków umacniają pozycję na Bliskim Wschodzie

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
08. maj 2025 04:43