StoryEditor
Prawo
12.03.2019 00:00

Zakaz handlu w niedziele. W Sejmie odbyła się konferencja zwolenników ustawy

Konferencja na temat zakazu handlu w niedziele, jaka odbyła się we wtorek w Sejmie, mogła być okazją do dyskusji entuzjastów i przeciwników ustawy o skutkach wprowadzonego rok temu prawa. Jednak w praktyce stała się forum "wymiany" stanowisk niemal wyłącznie w gronie zwolenników tej regulacji.

Już sam program wydarzenia współorganizowanego przez rzecznika MŚP Adama Abramowicza oraz Parlamentarny Zespół na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego - któremu Abramowicz przewodniczył, gdy jeszcze był posłem - nie pozostawiał złudzeń co do celu konferencji. Środowisko zwolenników zakazu handlu, skupione wokół m.in. Solidarności, Społem, Kongregacji Handlowo-Przemysłowej i części lokalnych środowisk kupieckich z różnych regionów Polski, starało się odpowiedzieć na wzmożoną w ostatnich tygodniach kampanię dużych organizacji branżowych, wzywającą rząd PiS do poluzowania przepisów o niedzielnym handlu.

Żadne z 10 wystąpień, jakie odbyły się podczas wtorkowej konferencji, nie zostało wygłoszone przez przeciwnika zakazu. Adam Abramowicz zapewniał natomiast, że chciał dać głos obu stronom stronom sporu. - Nic nie jest czarno-białe. Zawsze mamy wygranych i przegranych różnych rozwiązań prawnych - powiedział rzecznik MŚP.

Abramowicz twierdzi, że zaprosił do wygłoszenia jednej z prelekcji Polską Organizację Handlu i Dystrybucji, zrzeszającą największe, zagraniczne sieci handlowe (przeciwników zakazu), jednak ta zdecydowała się nie przyjąć zaproszenia. Pozostałe liczące się organizacje w branży, takie jak Polska Rada Centrów Handlowych czy Polska Izba Handlu, twierdzą jednak, że nie zaproponowano im możliwości wygłoszenia prezentacji.

- W zaproszeniu od rzecznika Abramowicza nie było informacji o możliwości wystąpienia. Przesłano je już z przygotowaną agendą konferencji i tezami zwolenników zakazu handlu w niedziele - zauważył Radosław Knap, dyrektor generalny PRCH.

Przewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki i Rozwoju, poseł Jerzy Meysztowicz (Nowoczesna), zarzucił Abramowiczowi, że konferencja zorganizowana została po to, aby "przygotować grunt pod ewentualne rozszerzenie zakazu handlu", które zdaniem posła miałoby uderzać w jedną firmę, a mianowicie Żabkę. - Przygotowano to tak, żeby teza była jedna: wszyscy są zachwyceni zakazem handlu w niedziele. A tak nie jest! - mówił Meysztowicz.

Abramowicz starał się odpierać te zarzuty. - Ta konferencja zorganizowana została zupełnie poza działaniami parlamentu i rządu. Pewnie w ogóle nie zostałaby zorganizowana, gdyby nie trzymiesięczna kampania, która pokazywała w mediach stanowisko jednej strony, a drugą omijała. Toczmy tę debatę na równych warunkach - odparł Abramowicz Meysztowiczowi.

Prezentacje podczas konferencji wygłoszone zostały m.in. przez szefa handlowej Solidarności Alfreda Bujarę, przedstawiciela środowiska kupieckiego z Nowego Sącza, właścicielkę sklepu spożywczego w Warszawie, przedstawicielkę poznańskiego Społem, a także właściciela Zakładu Mięsnego Wierzejki, do którego należy także sieć sklepów mięsnych. Wszyscy oni opowiadali o pozytywnych skutkach zakazu handlu dla ich przedsiębiorstw oraz (w przypadku Bujary) dla pracowników.

Wśród argumentów, którym posługiwali się liczni goście konferencji, były nie tylko argumenty stricte merytoryczne, czyli np. pokazujące wzrost przychodów w sklepie rok do roku. W jednym wystąpieniu pojawiły się nawet odniesienia do... trzeciego przykazania ("pamiętaj, aby dzień święty święcić"). Wielu uczestników konferencji narzekało, że - w ich opinii - media przedstawiają zakaz handlu w niedziele jedynie w negatywnym świetle. - Zostaje nam Telewizja Trwam i telewizja publiczna... - ubolewał obecny we wtorek w Sejmie przedstawiciel Polskiej Grupy Zakupowej Kupiec.

Jak przyznał Adam Abramowicz, konferencja zorganizowana została w dużej mierze po to, żeby "rozprawić się" z dwoma argumentami, jakie w ostatnim czasie często pojawiają się w mediach. Pierwszy z nich, mówił Abramowicz, to rozpowszechniana informacja o 16 tys. małych sklepów zamkniętych w Polsce z powodu zakazu handlu w niedziele.

- Nie ma żadnych badań, które pokazują, że zamknęło się 16 tys. sklepów! - stwierdził Abramowicz. - Jeżeli ktoś takie badania pokaże, to ja wtedy w to uwierzę. Nie ma takich danych. A po drugie, nawet jeśli ktoś pokaże, że ileś tysięcy sklepów się zamknęło, to trzeba udowodnić, że ma to związek z ograniczeniem handlu w niedziele - dodał rzecznik MŚP.

Drugi mit, z którym chciał się rozprawić Abramowicz, to informacja o spadku obrotów w małych sklepach o 20-30 proc. w wyniku ograniczenia handlu w niedziele. To teza zawarta w liczącej 16 stron ocenie skutków regulacji ex post, sporządzonej przez Biuro Analiz Sejmowych. Dokument ten, powstały w grudniu, do dziś ukrywany jest przez służby podległe marszałkowi Markowi Kuchcińskiemu, jednak ujawnił go portal wiadomoscihandlowe.pl.

W analizie BAS pojawiło się zdanie, że "małe sklepy największe obroty odnotowują w niedziele, ale w tygodniu ich obroty spadają o 20-30 proc., dlatego możliwość pracy w niedziele nie rekompensuje strat poniesionych od poniedziałku do soboty". Szkopuł w tym, że na tak śmiałą tezę - odnosząca się do całego rynku małych sklepów - BAS pokusiło się w oparciu o tekst "Rzeczpospolitej", w którym zdanie o spadku obrotów o 20-30 proc. zacytowane zostało za anonimowym "właścicielem sklepu pod Warszawą".

- Instytucja powszechnego zaufania, jaką jest Biuro Analiz Sejmowych, dopuściła do sytuacji niespotykanej - komentował Abramowicz. - W swojej analizie cytuje całkowicie niesprawdzone dane i później są one powielane przez dziennikarzy. Na obrazkach w telewizji napisane jest "analiza Biura Analiz Sejmowych", co wzbudza zaufanie oglądających, a przedstawia wręcz niewyobrażalny jeśli chodzi o metodologię sposób przekazania faktów w analizie - dodał rzecznik MŚP.

Dyskusji podczas konferencji w Sejmie przysłuchiwał się wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed. Stwierdził on, iż "nie jest tak, że jedna debata wpływa na decyzje" oraz powiedział, że rząd "nie będzie podejmował decyzji tylko na podstawie opinii Biura Analiz Sejmowych". Jak dodał, rok od wejścia w życie ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele "to dobry moment żeby ją ocenić pod każdym względem, ocenić jej wpływ na poszczególne grupy".

Szwed podkreślił, że żadne prace nad nowelizacją ustawy nie toczą się aktualnie w MRPiPS, ale ministerstwo gromadzi dane na temat skutków zakazu handlu. Warto podkreślić, że kilka godzin wcześniej Szwed poinformował, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu (13-15 marca) najprawdopodobniej nie dojdzie do rozpatrzenia projektów nowelizacji ustawy.

- Czekamy na ostateczną decyzję konwentu seniorów, ale prawdopodobnie na najbliższym posiedzeniu Sejmu projekt nowelizacji ustawy ograniczającej handel w niedziele i święta nie będzie rozpatrywany – powiedział Szwed, cytowany przez "Rzeczpospolitą".

 

Paweł Jachowski
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
18.07.2025 14:05
Rząd wspiera branżę beauty — Lex Szarlatan pomoże oddzielić profesjonalistów od oszustów. Lekarze protestują: nowelizacja jest bezzębna.
Engin Akyurt

Od momentu zasygnalizowania Lex Szarlatan na wiosnę bieżącego roku w sieci nie cichną głosy osób, których nieuczciwe lub/i nienaukowe praktyki mogą wpaść w sieć nowej legislacji. Czy jednak wszystkie głosy krytyki pochodzą od tych, których ustawa trafnie identyfikuje jako zagrożenie dla konsumentów i konsumentek — homeopatów, naturopatów i sprzedawców magicznych terapii?

16 czerwca 2025 roku na stronie Rządowego Centrum Legislacji opublikowano projekt Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, określany jako „Lex Szarlatan”. Celem proponowanych przepisów jest uporządkowanie rynku usług zdrowotnych i eliminacja praktyk niemających podstaw naukowych. Ustawa ma przeciwdziałać działalności tzw. uzdrowicieli oraz osobom podejmującym działania zdrowotne bez posiadania kwalifikacji medycznych.

Jak pisały Wiadomości Kosmetyczne w lutym bieżącego roku, zgodnie z zapowiedziami ministry zdrowia Izabeli Leszczyny, Rzecznik Praw Pacjenta ma zyskać kompetencje zbliżone do tych, jakie przysługują prezesowi Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Będzie uprawniony do wydawania publicznych ostrzeżeń oraz do nakazywania zaprzestania działań uznanych za pseudomedyczne. Projekt ustawy miał również wprowadzać definicję „praktyk pseudomedycznych” i zabraniać ich prowadzenia osobom bez wykształcenia medycznego, szczególnie w sytuacjach, gdy ich działalność może stanowić zagrożenie dla zdrowia pacjentów.

image

Z gabinetów beauty znikną „leczące" kryształy, olejki i suplementy? Ministra Zdrowia idzie na wojnę z szarlatanami

Projekt zakłada wprowadzenie obowiązku informowania pacjentów o braku uprawnień medycznych przez osoby oferujące usługi zdrowotne. W przypadku naruszenia przepisów Rzecznik Praw Pacjenta będzie mógł nakładać kary pieniężne w wysokości do 1 mln zł oraz blokować treści publikowane w mediach, które naruszają zasady ustawy. Nowe regulacje mają na celu nie tylko ochronę zdrowia obywateli, ale również przeciwdziałanie dezinformacji zdrowotnej. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Ministerstwo Zdrowia, projekt ustawy przewiduje rozszerzenie kompetencji Rzecznika Praw Pacjenta. Wśród nowych uprawnień znajdzie się prowadzenie postępowań dotyczących działań zdrowotnych podejmowanych przez osoby bez uprawnień, stosowania metod niezgodnych z aktualną wiedzą medyczną, prowadzenia nielegalnej działalności leczniczej oraz medycznej dezinformacji, jeśli ta przynosi korzyści finansowe i jest publicznie rozpowszechniana.

Postępowania w sprawach praktyk pseudomedycznych mają być prowadzone na takich samych zasadach jak obecnie obowiązujące postępowania dotyczące naruszeń zbiorowych praw pacjentów. Rzecznik będzie miał również prawo do upowszechniania orzecznictwa w tych sprawach, co ma działać prewencyjnie i edukacyjnie. Projekt ustawy przewiduje także zmiany w zakresie nakładania kar pieniężnych. Nowością będzie możliwość nałożenia kary już w decyzji stwierdzającej naruszenie, bez konieczności ponownego wykroczenia. Przewidziano również możliwość karania „recydywy” oraz kierowników podmiotów, którzy dopuścili do naruszeń. W ich przypadku kara może wynieść nawet 20-krotność przeciętnego wynagrodzenia.

image
Olejki eteryczne, zwłaszcza pochodzące od marek działających w modelu MLM, to już leitmotiv tzw. medycyny alternatywnej i często pojawiają się w salonach beauty.
Magda Ehlers via Pexels

Górne limity kar mają zostać podniesione – z obecnych 500 tys. zł do 1 mln zł (art. 68 ustawy) oraz z 50 tys. zł do 100 tys. zł (art. 69), co zostało uzasadnione inflacją. Przepisy dotyczące sankcji finansowych będą miały zastosowanie również wobec podmiotów stosujących praktyki pseudomedyczne, niezależnie od ich statusu formalnego.

Uderz w stół, a nożyce się odezwą

Wraz z opublikowaniem projektu ustawy „Lex Szarlatan” w sieci zawrzało. Możliwość uczestniczenia w konsultacjach społecznych wywołała falę komentarzy, zwłaszcza ze strony osób zawodowo związanych z praktykami alternatywnymi. W przestrzeni internetowej pojawiły się liczne głosy zaniepokojone kształtem nowelizacji i jej potencjalnymi konsekwencjami dla środowisk zajmujących się m.in. homeopatią, medycyną naturalną czy różnymi formami terapii holistycznych. Komentatorzy obawiają się, że proponowane przepisy mogą całkowicie zdelegalizować ich działalność lub znacznie ograniczyć możliwość jej prowadzenia.

Czym ta ustawa tak naprawdę jest?

Oprócz tego, że zawiera buble w stylu, że udzielanie pierwszej pomocy przez osobę bez wykształcenia medycznego może być traktowane jako przestępstwo - co kłuci [sic] się z podstawowym obowiązkiem udzielenia tej pomocy wg. Ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym, która wynika z z Kodeksu Karnego (art. 162 §1) jest też:

Odebraniem wolności do wyboru terapii i sposobu leczenia, przez co urzędnik ma decydować jak wolno Ci się leczyć.

Zakazywaniem przekazywania i rozpowszechniania wiedzy na temat terapii naturalnych - mniej wiesz, jesteś bardziej uzależniony od „jedynego słusznego sposobu leczenia”

Represjonowaniem ludzi, którzy wspierają innych w drodze do zdrowia - pytanie komu kto bardziej szkodzi.

Oraz przede wszystkim naruszeniem podstawowego prawa człowieka do ŻYCIA i WOLNOŚCI.

(za: Naturoterapia Joanna Bałys-Wawro)

Wśród protestujących dominują przedstawiciele takich dziedzin jak homeopatia, naturopatia, akupunktura, fitoterapia czy medycyna chińska. Wypowiadają się często jako „terapeuci”, podkreślając wieloletnie doświadczenie i grono zadowolonych klientów. Jednocześnie jednak ich argumenty niejednokrotnie potwierdzają tezy, które legły u podstaw projektowanej ustawy – mianowicie zacieranie granic między działalnością paramedyczną a usługami zdrowotnymi, które powinny być zarezerwowane wyłącznie dla osób z wykształceniem medycznym. Krytycy ustawy, często nieposiadający takich kwalifikacji, wprost przyznają, że pomagają ludziom „leczyć się” lub „przywracać równowagę organizmu”.

Paradoksalnie, wiele z tych wypowiedzi podkreśla zasadność wprowadzenia nowych przepisów. Pokazują one bowiem skalę zjawiska, które dotychczas funkcjonowało na granicy prawa – działalności opierającej się na efekcie placebo, przekonaniach czy marketingu, a nie na dowodach naukowych. Obecny kształt ustawy jasno definiuje, że tego typu praktyki, jeśli są przedstawiane jako usługi lecznicze, stanowią zagrożenie dla pacjentów i mogą prowadzić do zaniechania skutecznego leczenia. Tym samym konsultacje społeczne nie tylko ujawniają opór środowisk alternatywnych, ale również dostarczają argumentów przemawiających za koniecznością legislacyjnych zmian.

Chcesz kogoś zniesławić? Nazwij go szarlatanem, oszustem, nienaukowym szurem, foliarzem, teoretykiem spiskowym, znachorem. Mimo, że jest psychologiem, naturopatą, lekarzem medycyny chińskiej czy refleksologiem z dyplomem zaświadczającym o zakończonej edukacji. 

(za: Polskie Towarzystwo Medycyny Informacyjnej i Energetycznej PTMIE)

Alarmistyczne interpretacje projektu „Lex Szarlatan” jako rzekomego zagrożenia dla branży beauty wywołały niepokój wśród wielu profesjonalistów działających zgodnie z przepisami. Pojawiające się w mediach i internecie narracje sugerujące, że ustawa może pozbawić pracy kosmetologów, linergistów czy stylistów, wprowadzają nieuzasadnione napięcie i dezinformację. Tymczasem projekt wyraźnie rozróżnia działalność estetyczną i kosmetyczną od nielegalnego świadczenia usług medycznych przez osoby bez kwalifikacji. Obawy o utratę dochodów są w wielu przypadkach bezpodstawne – pod warunkiem, że dana działalność nie wkracza w kompetencje zarezerwowane wyłącznie dla zawodów medycznych.

Nastroje w branży beauty uległy pogorszeniu, mimo że ustawa nie zmienia przepisów dotyczących legalnie wykonywanych usług kosmetycznych. Osoby pracujące w oparciu o zdobytą w pocie czoła akademicką wiedzę, doświadczenie i zgodność z prawem obawiają się, że nowelizacja może zostać wykorzystana przeciwko nim – co nie znajduje odzwierciedlenia w zapisach projektu. W rzeczywistości „Lex Szarlatan” ma na celu eliminację ryzykownych działań podszywających się pod medycynę, a nie ograniczanie dostępu do usług z zakresu pielęgnacji urody. Rzetelni przedstawiciele branży nie tylko nie mają powodów do obaw, ale mogą zyskać na większym uporządkowaniu rynku. Na ten temat również nie brakuje głosów.

Rozumiem to tak, że kosmetolodzy i kosmetyczki nie będą mogli nawet zasugerować, że zabieg działa wspomagająco na zachowanie lub przywrócenie zdrowia skóry.

Uważam, że kosmetologia powinna zostać wpisana na listę zawodów medycznych najniższego szczebla, tak jak to jest w przypadku technika masażysty.

Kosmetolog świadczący usługi medyczne powinien podlegać pod dermatologa, tak jak technik masażu wykonujący masaże lecznicze podlega pod ortopedę - na zasadzie lekarz zleca, specjalista wykonuje. I wszyscy byliby zadowoleni.

(za: grupa na Facebooku Beauty Razem)

Jak mówi Piotr Misiorowski, prawnik z Kancelarii Doradczej Rafał Piotr Janiszewski, w rozmowie z Onetem, "Z zagrożeniami, jakie niosą ze sobą praktyki "szarlatanów" stykają się nie tylko chorzy w stanie terminalnym — którzy, gdy medycyna nie ma już nic do zaoferowania, chcą się chwycić każdej nadziei — ale również ci, którzy z powodzeniem mogliby się leczyć systemowo, jednak zwiodły ich pięknie brzmiące reklamy rozmaitych uzdrowicieli. Konsekwencje bywają najtragiczniejsze". Ma to szczególne znaczenie w kontekście osób przychodzących np. na masaże relaksacyjne czy rozluźniające lub inne zabiegi typu wellness, które w zaciszu gabinetu spa mogą szukać ulgi w trakcie bolesnego leczenia czy chociażby nawrotu zaburzeń nastroju. Misiorowskiemu wtóruje rzecznik praw pacjenta, Bartłomiej Chmielowiec, który w styczniu bieżącego roku wypowiedział się dla portalu Termedia: „Jeśli ktoś, nie posiadając wykształcenia medycznego i nie stosując aktualnej wiedzy potwierdzonej badaniami, wykorzystuje trudną sytuację zdrowotną do tego, aby żerować na chorobie, to trzeba nazwać go szarlatanem, a jego działanie karygodnym”.

Lekarze alarmują: Lex Szarlatan? Tak, ale po załataniu dziur w tej sieci

Jednak nowelizację ustawy krytykują nie tylko osoby, które z założenia ma ona eliminować z rynku usług beauty i zdrowotnych. Naczelna Izba Lekarska (NIL) zaproponowała istotne poprawki do projektu ustawy „Lex Szarlatan”, które mają na celu zaostrzenie przepisów wobec osób wykonujących zabiegi iniekcyjne bez uprawnień medycznych. Chodzi m.in. o stosowanie botoksu, wypełniaczy czy nici liftingujących przez kosmetyczki i kosmetologów. Zdaniem lekarzy takie praktyki niosą realne zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów i powinny zostać jednoznacznie zakazane.

Medycy postulują, aby za praktykę pseudomedyczną uznać wszelkie działania mające na celu zachowanie, ratowanie lub poprawę zdrowia, jeśli są one wykonywane przez osoby bez prawa do wykonywania zawodu medycznego. Co więcej, świadczenia zdrowotne nie powinny być realizowane nawet przez osoby z wykształceniem medycznym, jeśli wykraczają one poza formalne granice ich zawodu. Lekarze chcą w ten sposób ograniczyć zjawisko nieuczciwej konkurencji oraz podnieść poziom bezpieczeństwa pacjentów. Zaproponowane przepisy zakładają znaczne zaostrzenie kar. Rzecznik Praw Pacjenta (RPP) miałby możliwość nakładania na osoby i podmioty wykonujące zabiegi bez odpowiednich kwalifikacji kar finansowych sięgających nawet miliona złotych. W praktyce oznaczałoby to znaczny wzrost ryzyka prowadzenia działalności kosmetologicznej w zakresie zabiegów z pogranicza medycyny estetycznej.

image

Dr n.med. Łukasz Preibisz: Kosmetolog i lekarz działają razem. Nie ma walki pomiędzy naszymi zawodami

Nowe regulacje przewidują także obowiązek przekazywania Rzecznikowi Praw Pacjenta żądanych dokumentów i informacji, pod groźbą dodatkowej kary w wysokości do 100 tys. zł. RPP zyskałby też uprawnienia do zakazywania stosowania praktyk, które naruszają zbiorowe interesy pacjentów. Proponowane rozwiązania mają na celu zwiększenie nadzoru nad rynkiem usług estetycznych i wyeliminowanie patologii. Jak zaznacza adwokatka Karolina Seidel w wypowiedzi dla Rzeczpospolitej, uprawnienia Rzecznika mogą stać się kluczowym elementem walki ze szkodliwą dezinformacją dziejącą się np. w gabinetach masażu czy spa. „Jeśli [rzecznik] zyska prawo do nakładania nawet milionowych kar administracyjnych – z możliwością ponawiania ich, póki szkodliwy przekaz np. nie zniknie z internetu – jest wielce prawdopodobne, że przyniesie to efekt. W innych przypadkach będzie mógł też wystosować do społeczeństwa ostrzeżenie publiczne, co wcześniej obarczone było ryzykiem posądzenia o naruszenie dóbr osobistych np. danej firmy” - mówi mecenas Seidel.

Jak zauważa cytowany już mecenas Misiorowski, proponowana nowelizacja ustawy znacząco poszerza formalne uprawnienia Rzecznika Praw Pacjenta, przynajmniej w teorii. Nowe przepisy dają mu narzędzia do walki z pseudomedycyną i działalnością osób bez kwalifikacji medycznych, jednak skuteczność tych działań będzie uzależniona od rzeczywistych możliwości operacyjnych urzędu. Jak zaznacza ekspert, w obecnym stanie trudno mówić o wysokiej sprawczości – brakuje nie tylko ludzi, ale przede wszystkim technologii.

Jednym z kluczowych wyzwań będzie monitorowanie internetu, gdzie działalność „szarlatanów” kwitnie w postaci reklam, fałszywych obietnic i medycznej dezinformacji. Do skutecznego wyłapywania takich treści potrzebne są zaawansowane narzędzia analityczne i wyspecjalizowane zespoły, których urząd Rzecznika obecnie nie posiada. Skala zadania jest ogromna i nie do udźwignięcia przez pojedynczą instytucję, jeśli nie zostanie ona realnie wzmocniona kadrowo i technologicznie.

image
Tablica przedstawiająca rzekome właściwości lecznicze olejków eterycznych.
Aromark, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Dodatkowym zagrożeniem są zapowiadane konflikty prawne z przedstawicielami środowisk medycyny alternatywnej. Już teraz wiele osób z tego sektora otwarcie deklaruje, że w przypadku działań Rzecznika podejmą walkę w sądzie, a jednocześnie będą próbować zyskać poparcie opinii publicznej. Może to skutecznie spowolnić lub zablokować działania instytucji, jeśli nie będzie ona odpowiednio przygotowana na spory prawne i medialne.

Lekarze zwracają też uwagę na kolejny problem – brak legalnego dostępu gabinetów kosmetycznych do produktów medycznych zarejestrowanych w UE. W praktyce oznacza to, że preparaty są nabywane nielegalnie, m.in. z Azji lub przez portale społecznościowe. Budzi to poważne wątpliwości co do jakości i bezpieczeństwa stosowanych środków, szczególnie przy zabiegach iniekcyjnych.

 

image

Pielęgniarki dokonują eksodusu do branży beauty. Jak to wpłynie na standardy i przyszłość polskiego sektora urodowego?

NIL jednocześnie krytykuje działania rządu, który – zdaniem samorządu lekarskiego – podważa sens ustawy „Lex Szarlatan” poprzez dopuszczenie do urzędowej klasyfikacji usług tzw. medycyny alternatywnej. Chodzi o nowe pozycje w Polskiej Klasyfikacji Wyrobów i Usług (PKWiU), gdzie pod numerami od 86.96 do 86.96.00.0 ujęto usługi m.in. z zakresu homeopatii, akupunktury czy irydologii. W opinii Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej umieszczanie takich praktyk w oficjalnych rejestrach państwowych legitymizuje działania pseudomedyczne i wprowadza pacjentów w błąd. Lekarze alarmują, że posługiwanie się terminem „medycyna” w kontekście działań nieopartych na dowodach naukowych może sugerować ich rzekomą skuteczność i bezpieczeństwo. 

Podobne zastrzeżenia środowiska lekarskiego budzi także obowiązujący od 1 stycznia 2025 roku nowy kod PKD 86.96.Z, który formalnie obejmuje działalność z zakresu medycyny tradycyjnej, uzupełniającej i alternatywnej. NIL domaga się jego usunięcia, wskazując, że tego typu działania nie powinny być objęte oficjalną klasyfikacją, jeśli ich efekty zdrowotne nie zostały potwierdzone metodami naukowymi.

Quo vadis, kosmetologio?

W nadchodzących tygodniach można spodziewać się nasilenia działań lobbingowych, których celem będzie osłabienie przepisów zawartych w projekcie „Lex Szarlatan” i wyłamanie i tak wątpliwej pod kątem efektywności nowelizacji ustawy kolejnych zębów. Grupy interesu, którym zależy na utrzymaniu obecnego stanu rzeczy, mogą próbować wywalczyć wyłączenia spod przepisów praktyk, które – choć podszywają się pod usługi wellness lub beauty – w rzeczywistości wprowadzają klientów w błąd, sugerując działanie lecznicze. W efekcie wciąż możliwa byłaby sprzedaż olejków eterycznych jako remedium na choroby czy wykonywanie „terapeutycznych” masaży mających rzekomo wpływ na czakry i zdrowie psychofizyczne.

Warto zauważyć, że alarmistyczne reakcje nie są przypadkowe – mają odwrócić uwagę od istoty problemu. Nie chodzi bowiem o walkę z kosmetologią czy legalnie działającymi salonami, lecz o wyeliminowanie z rynku osób, które wykorzystują nieświadomość konsumentów, prezentując się jako eksperci, choć nie mają ku temu kwalifikacji. To właśnie oni narażają pacjentów na ryzyko zdrowotne i jednocześnie podważają zaufanie do całej branży usług estetycznych. Próba przedstawienia ustawy jako ataku na sektor beauty to strategia odwracania uwagi od własnej nieetycznej działalności.

Kluczowe jest, aby profesjonaliści – kosmetolodzy, linergistki, stylistki rzęs i inni – nie dali się wciągnąć w tę narrację. Projekt ustawy nie ma na celu ograniczania ich pracy, lecz właśnie ochronę ich reputacji i wyeliminowanie z rynku tych, którzy psują wizerunek całej branży. To moment, w którym środowisko powinno jasno opowiedzieć się po stronie etyki, profesjonalizmu i uczciwej konkurencji. Tylko wtedy możliwe będzie oczyszczenie rynku z praktyk, które nie mają nic wspólnego z rzetelną kosmetologią, a jedynie żerują na ludzkiej naiwności i potrzebie pomocy, co w rezultacie zaowocuje podniesieniem prestiżu całej branży i społecznym zaufaniem do jej przedstawicieli i przedstawicielek.

Silne emocje wokół nowelizacji ustawy wynikają między innymi z niezrozumienia ich celu: bezpieczeństwa klienta oraz gwarancji jakości usług beauty. Coraz częściej słyszymy o przypadkach błędów w zabiegach z dziedziny kosmetologii i medycyny estetycznej, wynikających wyłącznie z niekompetencji osoby wykonującej zabieg. Należy przeciwdziałać kolejnym takim sytuacjom. Szeroki wachlarz usług w branży beauty nadal nie będzie wymagał uprawnień medycznych, dlatego zamiast narzekać na zmiany warto przemyśleć i zaktualizować swoją ofertę usług.

Katarzyna Kramnik, stylistka fryzur i makijażystka

Bo chociaż wiele osób zastrzega, że one tylko wykonują usługi podane w cenniku, wyjęte z kategorii działań medycznych, to mecenas Misiorowski trafnie w rozmowie z Onetem podsumowuje, o kogo w Lex Szarlatan chodzi: „Rzecz nie jest wcale jednoznaczna, jasna i oczywista, bo kimże jest ów szarlatan, z którym Rzecznik Praw Pacjenta będzie walczył? W wielkim skrócie jest to każdy, kto podejmuje się leczenia, a nie posiada ku temu kwalifikacji [...] przecież bywa tak, że dane działanie w momencie jego rozpoczynania leczeniem nie jest, ale stać się może, np. gdy zapisujemy się na relaksacyjny masaż, a wykonująca go osoba stwierdzi: "Tu potrzeba czegoś więcej!" i wykona masaż stricte medyczny. Aby to zrobić, musi mieć odpowiednie uprawnienia.”

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
18.07.2025 08:50
Phytonadione epoxide (tlenek witaminy K) pod lupą Komisji Europejskiej. Ruszył proces zbierania danych
W formułach kosmetycznych witamina K znajduje zastosowanie jako surowiec kondycjonujący skórę i zmniejszający widoczność zaczerwienień oraz zasinień pod oczamifreepik

Komisja Europejska (KE) rozpoczęła proces gromadzenia danych, dotyczących bezpieczeństwa stosowania Phytonadione epoxide (CAS 25486-55-9), który powszechnie jest wykorzystywany w produktach kosmetycznych, stosowanych w okolicach oczu w celu zniwelowania zasinień, a także zaczerwienień skóry. Co przewiduje najczarniejszy scenariusz?

Tlenek witaminy K –  następca zakazanej witaminy K1

Tlenek witaminy K jest syntetyczną lub występującą naturalnie, utlenioną formą witaminy K1 (Phytonadione), która została zakazana do stosowania w produktach kosmetycznych w 2009 roku. 

Wycofanie z rynku kosmetycznego witaminy K1 nastąpiło ze względu na rosnącą liczbę przypadków alergicznego, kontaktowego zapalenia skóry, co zdecydowanie miało wpływ na wzrost popularności Phytonadione epoxide. 

W formułach kosmetycznych witamina K znajduje zastosowanie jako surowiec kondycjonujący skórę i zmniejszający widoczność zaczerwienień oraz zasinień pod oczami. Jednak podobnie jak w przypadku witaminy K1, również zaczęto odnotowywać wzrost wpływających zgłoszeń incydentów alergicznego, kontaktowego zapalenia skóry powiązanych ze stosowaniem produktów zawierających Phytonadione epoxide

Komisja Europejska uruchamia procedurę gromadzenia danych nt. tlenku witaminy K

W odpowiedzi na rosnącą liczbę zgłoszeń przypadków związanych ze stosowaniem tlenku witaminy K, Komisja Europejska (KE) rozpoczęła formalny proces zbierania danych dotyczących bezpieczeństwa tej substancji. Okres przewidziany na dostarczenie informacji wynosi 12 miesięcy: od 19 maja 2025 roku do 18 maja 2026 roku.

Podmioty zainteresowane udziałem w tym procesie powinny przekazać informacje obejmujące m.in. właściwości fizykochemiczne, toksykokinetykę, parametry toksykologiczne, ocenę narażenia konsumentów oraz – jeśli to możliwe – propozycję bezpiecznych poziomów stężenia tej substancji.

Dokumentacja powinna zostać opracowana zgodnie z wytycznymi Komitetu Naukowego ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS). Szczegółowe informacje dostępne są na stronie internetowej KE.

Co zakładają najczarniejsze scenariusze?

Po uzyskaniu kompletnych danych Komisja Europejska przewiduje skierować sprawę do Komitetu ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS) w celu przeprowadzenia formalnej oceny bezpieczeństwa składnika. Opinia wydana przez SCCS będzie miała istotne znaczenie dla dalszych losów regulacyjnych, dotyczących stosowania tlenku witaminy K.

Rozpoczęcie procedury gromadzenia danych przez Komisję Europejską w sprawie stosowania tlenku witaminy K to pierwszy sygnał, aby zwrócić uwagę na jego proces legislacyjny. Szczególnie, że tlenek witaminy K jest popularnym składnikiem preparatów do pielęgnacji skóry wokół oczu i może w przyszłości podlegać ograniczeniom.

Jeśli składnik Phytonadione epoxide zostanie poddany ocenie przez SCCS i jej opinia spełni najczarniejszy scenariusz, konieczne może być dostosowanie receptur oraz poszukiwania innych bezpiecznych alternatywnych surowców.

 

Aleksandra Kondrusik

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
19. lipiec 2025 01:05