StoryEditor
Szkolenia
21.01.2014 00:00

Prawo a opakowania

Oceniając legalność opakowania, nie należy analizować wyłącznie, czy spełnia ono wymagania wielu ustaw i rozporządzeń, ale trzeba też myśleć o tym, w jaki sposób wpływa na decyzje i opinie klienta. Czy wzbudza ono mylne pojęcie o ilości produktu? Czy tworzy fałszywy obraz bezpieczeństwa i przydatności? Czy naśladuje opakowanie stosowane przez lidera rynkowego? To wszystko są przykłady nieuczciwych praktyk rynkowych.


Wbrew pierwszym skojarzeniom, jakie nasuwa tytuł tego artykułu, nie będzie on dotyczył skomplikowanych kwestii prawidłowego oznakowania opakowań produktów wg zawartości, dat przydatności do użycia czy wymogów dla poszczególnych grup towarów, zależnych od przepisów ogólnych i branżowych (kosmetyki, żywność, itd.). Chciałbym zająć się, posługując się przykładami rynkowymi, kilkoma innymi zagadnieniami prawnymi, dotyczącymi opakowań produktów, a związanych z trzema regulacjami:
•  Ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji,
•  Ustawa o ochronie konkurencji i konsumentów,
•  Ustawa o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym.
Pierwsze dwie ustawy dotyczą relacji między przedsiębiorcami, ale też z klientami. Trzecia ustawa dotyczy głównie relacji przedsiębiorców z klientami. Każda z nich zawiera bardzo zbliżone fragmenty i regulacje, tworząc gąszcz przepisów, trudnych do zrozumienia lub opanowania nawet dla wykwalifikowanego prawnika. Do ich właściwego stosowania często konieczna jest wiedza prawnicza, ekonomiczna (teorie marketingu, makro- i mikroekonomiczne) a nawet psychologiczna (psychologia konsumencka). Oceniając legalność opakowania nie należy analizować wyłącznie, czy spełnia ono wymagania wielu ustaw i rozporządzeń nakładających różnorakie obowiązki, ale trzeba też myśleć o tym, w jaki sposób wpływa na decyzje i opinie klienta. Czy wzbudza ono mylne pojęcie o ilości produktu? Czy tworzy fałszywy obraz bezpieczeństwa i przydatności? Czy naśladuje opakowanie stosowane przez lidera rynkowego?
Postaram się więc odpowiedzieć na te pytania nie nadużywając jednocześnie specjalistycznego i hermetycznego języka. A skoro o hermetycznym języku mowa: historyczna i nadużywana w dzisiejszych czasach paremia caveat emptor* (niech kupujący się strzeże) w żaden sposób nie oddaje współczesnej natury sprzedaży konsumenckiej. Caveat vendor** (niech się strzeże sprzedający) lepiej oddaje realny stan prawa. Producenci znajdują się w kleszczach zmieniającej się struktury rynkowej wśród odbiorców oraz bezwzględnej konkurencji lokalnej i zagranicznej podsycanej przez koncentrujący się rynek detaliczny i hurtowy. Klienci zaś wykazują małe zainteresowanie korzystaniem z przysługujących im środków prawnych, wolą ewentualnie swoje żale wylać w internecie.
Okiem konsumenta
Wszystkie przypadki, o których będę pisał, są zaczerpnięte z własnego doświadczenia, nie tylko jako prawnika ale też jako konsumenta, mam nadzieję „świadomego”. Zajmę się problematyką opakowań wprowadzających lub mogących wprowadzać konsumentów w błąd, co do ilości produktu. Nie mówię o oczywistym przypadku naruszenia prawa, jeżeli deklarowana ilość produktu w opakowaniu nie odpowiada rzeczywistej. Chciałbym omówić bardziej subtelne zjawiska, tj. opakowania tworzącego złudzenie większej ilości produktu. Takie – inaczej nie napiszę – oszukańcze opakowania wydają się stawać coraz popularniejsze. W połowie puste, mają na celu zdobycie przewagi rynkowej w mało uczciwy sposób. Spójrzmy na kosmetyki. Duży kartonik z wkładkami tekturowymi, wewnątrz słoiczek z grubym dnem, ściankami i nakrętką, zawiera relatywnie znikome ilości produktu. I nie jest właściwą obroną takich praktyk powoływanie się na precyzyjne podanie na opakowaniu ilości produktu. Omawiane przepisy dotyczą relacji przedsiębiorców z konsumentami, a to znaczy, że oczekiwania stawiane przez prawo wobec kupującego są bardzo ograniczone. Konsument nie ma obowiązku szczegółowej weryfikacji produktu przed zakupem. Oznaczenia ilości często są podawane w miejscu mało widocznym albo są po prostu nieczytelne ze względu na zastosowane czcionki i elementy graficzne (przejścia tonalne w tle, podobny kolor, itd.). Konsument ma prawo oczekiwać ilości produktu adekwatnego do wielkości opakowania.

Co na to prawo?

W ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji wpisano wprost, że czynem nieuczciwej konkurencji jest wprowadzenie do obrotu towarów w opakowaniu mogącym wprowadzać w błąd klientów co do ilości produktu (art. 10 ust. 1 i 2).
Mowa jest o tym także w ustawie o  przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym (art. 5 ust. 3 pkt 2). Zgodnie z tą ustawą, ciężar dowodu, że dana praktyka rynkowa nie jest nieuczciwą, wprowadzającą w błąd, spoczywa na przedsiębiorcy, któremu zarzuca się jej stosowanie (art. 13) – aczkolwiek tę ustawę z zasady stosuje się w sporach klientów z przedsiębiorcami, w odróżnieniu od ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji dotyczącej sporów wzajemnych przedsiębiorców.
Z kolei w ustawie o ochronie konkurencji i konsumentów czytamy, że zakazanymi praktykami naruszającymi zbiorowe interesy konsumentów są m.in. nieuczciwe praktyki rynkowe lub czyny nieuczciwej konkurencji (art. 24 ust. 2 pkt 3) – przy czym istotny jest tu element naruszenia zbiorowych interesów. Jednakże w przypadku produktu FMCG, niejako z definicji wynika, że ewentualne naruszenia prawa są zagrożeniem dla konsumentów. W przypadku tej ustawy przedsiębiorca ponosi odpowiedzialność (głównie finansową) wobec Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i podległych organów, jak Państwowa Inspekcja Handlowa.
Sądy mają czasami problem z odejściem od nierealnych oczekiwań wobec klientów w zakresie ich uważności przy zakupach, ale wyraźnie widać w polskim i europejskim orzecznictwie przyjęcie modelu psychologii konsumenckiej uwzględniającej realny wpływ zastosowanych zabiegów producenckich na stan umysłu i decyzje zakupowe konsumentów. Szczególnie w przypadku produktów FMCG nie należy oczekiwać od konsumentów zbyt dużej uwagi, graniczącej z podejrzliwością wobec produktów.
Z życia wzięte
Pod pretekstem odświeżenia tzw. szaty graficznej, dochodzi do zmniejszenia ilości produktu w opakowaniu, ale w sposób nieznaczny, niemal niezauważalny. Jednym z najpopularniejszych sposobów spotykanych na rynku jest zastosowanie węższego opakowania. Konsument nie dostrzeże różnicy na półce, ale jego ulubiony produkt ma teraz o 10-20 proc. mniejszą zawartość. Zdarzają się też już absolutnie jaskrawo oszukańcze przypadki, w których produkt zostaje „odchudzony”, cena nie ulega zmianie, ale pojawia się informacja o „gratisie”, obliczonym w procentach! Pewną odmianą tej praktyki jest zastosowanie zupełnie nowego rozmiaru opakowania i opatrzenie go informacjami o „gratisowej’ ilości produktu. Należałoby zadać pytanie, wobec jakich ilości i cen dodano ów „gratis”?
Produkt zostaje odchudzony, ale cena nie ulega zmianie. Na krótką metę zyski producenta się zwiększają, ale w dłuższej perspektywie efekt będzie taki sam, jak drukowanie pieniędzy przez bankrutujące państwa. Problem ten jest szczególnie widoczny w przypadku produktów relatywnie prostych w produkcji, których sukces jest oparty na długoletniej obecności na rynku i sile marketingu. Pojawienie się konkurencyjnego wyrobu, o identycznych właściwościach, z ceną o połowę niższą, zmusza do gwałtownych reakcji, szczególnie jeżeli ten produkt pojawia się pod marką private label (o private label będzie mowa w kolejnym artykule).
Przyjrzyjmy się praktyce produkcji opakowań o określonej gramaturze tylko dla wybranego odbiorcy – z reguły dużej sieci handlowej (producent odmawia sprzedawania tak opakowanego produktu innym podmiotom). Najczęściej chodzi tu o przygotowanie opakowania wyglądającego na półce jak „normalne” i atrakcyjnego cenowo, ale w rzeczywistości zawierającego mniejszą ilość produktu (powiedzmy 375 g proszku zamiast 500 g – reszta to powietrze). Klient detaliczny nie widzi różnicy, sięga automatycznie po atrakcyjny jego zdaniem produkt, nie sprawdza gramatury i jest szczęśliwy, że kupił taniej. Może jednak zareagować zupełnie inaczej, gdy zorientuje się, że został wprowadzony w błąd.
Jeżeli producent wprowadzający produkty do obrotu w taki sposób ma pozycję dominującą w swojej kategorii albo, gdy odbiorca (sieć handlowa) posiada dominującą pozycję na swoim rynku, to dochodzi do naruszenia ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów poprzez nadużywanie pozycji dominującej (art. 9 ust. 2, różne punkty). Inni odbiorcy mogą słusznie zarzucać producentowi lub sieci handlowej bezprawną dyskryminację. Klienci i inni producenci mogą zaś zarzucać producentowi i sieci celowe wprowadzenie w błąd, co do ilości produktu. Definicja dominacji i monopolu to temat na wielotomowe analizy prawnicze, ale w największym uproszczeniu mówmy o udziale rynkowym na poziomie powyżej 30 proc. – niektóre wiodące produkty FMCG mają taki udział na polskim rynku, a niektóre sieci handlowe i hurtownie zbliżone udziały na rynkach lokalnych.
Dyskryminacja innych odbiorców połączona z wprowadzeniem klientów w błąd jest skrajnym, ale spotykanym przykładem naruszenia prawa w związku z opakowaniami na rynku polskim i europejskim.
 
Radca prawny Dustin Du Cane

specjalista od rynku i problematyki FMCG oraz sporów gospodarczych, własności intelektualnej i reklamy dustinducane.com oraz blog oplatypolkowe.pro
  * caveat emptor – „niech się strzeże kupujący”: zasada ta oznacza, że nabywca kupuje produkt na własne ryzyko, a sprzedający nie ponosi żadnej odpowiedzialności za jego jakość.
** caveat venditor - „niech się strzeże sprzedający”: zasada ta oznacza, że za jakość sprzedawanego produktu odpowiada całkowicie sprzedający, niezależnie od tego, czy świadomie czy przez zaniedbanie wprowadził kupującego w błąd (sprzedał wadliwy towar).
W nowoczesnym marketingu obowiązuje bezwzględnie zasada caveat venditor; za jakość sprzedawanego towaru ponosi odpowiedzialność firma (sprzedający).


ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Drogerie
03.12.2025 00:49
Rossmann zapowiada: w drogeriach znów będą drogiści
Rossmann został patronem Akademii Drogistów, bo jest to program idealnie skrojony pod naszych pracowników – mówi prezes Rossmann SDP Marcin GrabaraRossmann

Akademia Drogistów to program nauczania on-line, kierowany do osób chcących podnieść swoje kwalifikacje i zostać drogistą. Kilkunastu ekspertów m.in. doktorzy nauk farmaceutycznych, dermatolog, psycholożka, kosmetolożka, dietetyczka czy trener personalny dzielą się wiedzą jak dbać o siebie i innych w holistyczny sposób.

Akademia jest wspólną inicjatywą firmy szkoleniowej questus, Rossmanna oraz Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Drogiści pojawili się w XIX wieku oferując szeroką gamę produktów codziennego użytku. Potrafili doradzić w każdej kwestii związanej z dbaniem o urodę. Na miejscu przygotowywali różne mikstury, mieszanki i kosmetyki. Kompetencje drogistów były związane z poradnictwem kosmetycznym i chemicznym, ale nie medycznym. Cieszyli się dużym zaufaniem społecznym jako eksperci z unikalnymi kompetencjami. Klienci ufali im, tak jak my dzisiaj ufamy – jeśli chodzi o nasze zdrowie – farmaceutom w aptekach – wyjaśnia profesor Robert Kozielski z firmy Questus.

Początkowo drogerie pełniły funkcję podobną do aptek, sprzedając nie tylko kosmetyki, ale także substancje chemiczne i lecznicze. Z biegiem czasu zaczynały powstawać pierwsze manufaktury i fabryki kosmetyków. Lata mijały, handel rozwijał się coraz dynamiczniej, a zawód drogisty zaczynał odchodzić w zapomnienie. W Polsce zniknął z rynku na początku lat dwutysięcznych.

Drogiści XXI wieku

Tymczasem klienci potrzebują ekspertów z dziedziny dbania o urodę i zdrowie. Najlepszym przykładem są Niemcy czy Szwajcaria, gdzie zawód drogisty cały czas funkcjonuje i cieszy się dużym prestiżem.

Reaktywacja tej profesji w Polsce ma duże szanse zakończyć się powodzeniem dzięki Akademii Drogistów – programowi nauczania on-line. Całość składa się z 37 godzin zajęć ze 173 merytorycznymi lekcjami wideo (każda od 7 do 20 minut). Zagadnienia są podzielone na osiem modułów: „Wprowadzenie do zawodu drogisty”, „Uważność na siebie”, „Twarz”, „Skóra głowy i włosy”, „Ciało”, „Technologia kosmetyków”, „Uważność na drugiego człowieka” i „Współczesny drogista”.

Akademię stworzyło 17 ekspertów: pracowników naukowych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi (doktorzy nauk farmaceutycznych, medycznych, chemicznych, dermatolog), praktyków tworzących kosmetyki z firmy Oceanic, badaczy z agencji Minds & Roses oraz niezależnych specjalistów. 

Rossmann został patronem Akademii Drogistów, bo jest to program idealnie wręcz skrojony pod naszych pracowników. Nasi klienci oczekują nawiązania z nimi bezpośredniej, bliskiej relacji, indywidualnego podejścia i fachowego doradztwa. Dlatego w przypadku naszych pracowników koszty nauki w akademii ponosi firma Rossmann

 – mówi prezes Rossmann SDP Marcin Grabara.

Holistyczne podejście do pielęgnacji

Drogistą może zostać każdy, w tym np. osoby szukające nowych wyzwań zawodowych, chcące się przekwalifikować. Projekt skierowany jest przede wszystkim do pracowników drogerii, salonów kosmetycznych oraz wszystkich tych, którzy interesują się holistycznym podejściem do pielęgnacji.

Akademia buduje specjalistyczne umiejętności i kompetencje, podnosząc szanse na rozwój zawodowy, ale jest też „instrukcją" jak w czasach zmian nie zatracić w sobie dbałości o osobisty dobrostan, wrażliwość na drugiego człowieka i siebie. Dostęp do platformy i programu nauczania kosztuje 2 490 zł.

image

Forbes: Rossmann ponownie w topie najlepszych pracodawców na świecie

Współpraca z Akademią Drogistów pokazuje, że nowoczesne podejście do zdrowia i pielęgnacji wymagają dyskusji między akademickością a praktyką zawodową. Dzisiejszy drogista to profesjonalista o szerokiej wiedzy, zdolny doradzać klientom w sposób odpowiedzialny, oparty na rzetelnych podstawach naukowych i empatii. Cieszy mnie, że nasi wykładowcy i eksperci mają swój udział w kształtowaniu tych kompetencji, wspierając rozwój zawodowy osób pracujących w branży kosmetyczno-zdrowotnej. Wierzę, że dzięki takim inicjatywom budujemy most między uczelnią a środowiskiem praktyków, wspólnie podnosząc jakość doradztwa i zaufania społecznego – dodaje prof. dr hab. n. med. Janusz Piekarski, Rektor Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

W cenie jest też egzamin, zapewniający certyfikację Instytutu Badań Edukacyjnych. Niebawem drogista będzie wpisany na listę Zintegrowanego Systemu Kwalifikacji, a certyfikat honorowany w całej Unii Europejskiej. Naukę w akademii można rozpocząć w dowolnym momencie i prowadzić ją w elastycznym trybie on-line – indywidualnym tempie, zgodnie z własnymi możliwościami czasowymi.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Biznes
24.04.2025 16:38
WSIiZ i Pollena-Aroma zapraszają studentów na nowy kierunek: perfumiarstwo
Monika Kaleta i Agnieszka Pieńkosz-Żagan, perfumiarki Pollena-Aroma.Pollena-Aroma

Wyższa Szkoła Inżynierii i Zdrowia w Warszawie (WSIiZ) we współpracy z firmą Pollena-Aroma – największym polskim producentem kompozycji zapachowych i aromatów spożywczych – uruchomiła nowy kierunek studiów podyplomowych: Perfumiarstwo. To pierwsza w Polsce tak kompleksowa oferta edukacyjna poświęcona tworzeniu kompozycji zapachowych oraz ich praktycznym zastosowaniom w różnych kategoriach produktów. Rekrutacja na rok akademicki 2025/2026 już ruszyła.

Nowy program powstał w odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie rynku kosmetycznego na wykwalifikowanych specjalistów. Przemysł perfumeryjny należy obecnie do najdynamiczniej rozwijających się segmentów rynku – wymaga nie tylko estetycznej wrażliwości, ale również zaawansowanej wiedzy technologicznej. Program obejmuje m.in. procesy pozyskiwania surowców, tworzenia receptur, testów laboratoryjnych oraz projektowania procesów produkcyjnych. Słuchacze zapoznają się również z zagadnieniami logistyki, dystrybucji i promocji produktów zapachowych.

W program zaangażowani są specjaliści zarówno z Polski, jak i z zagranicy. Zajęcia prowadzić będą eksperci z Pollena-Aroma, w tym Monika Kaleta – główna perfumiarka firmy i członkini prestiżowego The International Society of Perfumer-Creators, z ponad 25-letnim doświadczeniem. Część zajęć odbywać się będzie w siedzibie Pollena-Aroma w Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie słuchacze będą mieli okazję zapoznać się z funkcjonowaniem nowoczesnej, w pełni zautomatyzowanej fabryki zapachów.

Pollena-Aroma, działająca od blisko 70 lat, od 2017 roku należy do międzynarodowej Grupy Turpaz. Firma tworzy kompozycje zapachowe wykorzystywane m.in. w kosmetykach, świecach i odświeżaczach powietrza, dysponując zaawansowanym zapleczem laboratoryjnym i produkcyjnym. WSIiZ z kolei kontynuuje misję praktycznego kształcenia, oferując programy ściśle powiązane z potrzebami rynku. Dzięki tej współpracy studia podyplomowe z perfumiarstwa mają szansę stać się nowym standardem w kształceniu specjalistów w branży kosmetycznej.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
16. grudzień 2025 02:53