
Kulminacja protestów nastąpiła po 12 maja, kiedy ogłoszono kolejną turę zmian. Szczególną irytację wzbudził obowiązek inwestowania we flotę elektryczną, co dla wielu oznacza duże koszty. W geście sprzeciwu kurierzy z Radomia nie rozpoczęli pracy 20 maja, domagając się rozmów z przedstawicielem regionalnym. Z ich relacji wynika, że pogarszające się warunki pracy trwają już od miesięcy, a obecne działania są reakcją na długofalowe lekceważenie głosu współpracowników.
Protestujący podkreślają też, że czują się związani wekslem in blanco, który podpisują przy rozpoczęciu współpracy. Obawiają się, że dokument ten może być użyty przez InPost do dochodzenia roszczeń w sposób nieprzewidywalny. W reakcji na sytuację utworzono grupę dyskusyjną zrzeszającą przewoźników z całej Polski, która ma służyć koordynacji działań i wspólnemu formułowaniu postulatów. Według ich szacunków, uczestnicy tej inicjatywy stanowią już znaczną część z 8 tys. osób odpowiadających za dostarczanie paczek.
Kurierzy domagają się bezpośredniego spotkania z zarządem, a najlepiej – z prezesem InPostu Rafałem Brzoską. Ich głównym żądaniem jest rezygnacja z cięć stawek i uznanie, że dwuprocentowa podwyżka nie rekompensuje ani rosnących kosztów utrzymania, ani inflacji. W jednym z oddziałów – w Bielsku-Białej – miało już dojść do spotkania z przedstawicielami firmy, jednak według “Gazety Wyborczej”, nie przyniosło ono przełomu. Protestujący zapowiadają, że nie złożą podpisów pod nowymi aneksami.
W odpowiedzi na zarzuty, rzecznik prasowy InPostu Wojciech Kądziołka stwierdził, że działania firmy podyktowane są troską o bezpieczeństwo oraz środowisko. Firma podkreśla, że warunki finansowe oferowane przewoźnikom odpowiadają aktualnym realiom rynkowym. Część nieporozumień miała zostać już rozwiązana, a niektórzy przewoźnicy wycofali swoje protesty. Mimo to, rozmowy z zarządem na szczeblu centralnym – jak twierdzą kurierzy – mają się dopiero rozpocząć po 1 czerwca.