StoryEditor
Handel
22.06.2020 00:00

Konfederacja Lewiatan: Większość firm chce płacić czynsz uzależniony od obrotów

Według 60,9 proc. firm w sklepach zlokalizowanych w galeriach handlowych powinny zostać wprowadzone czynsze uzależnione od osiąganych w lokalu obrotów. Powinny one obowiązywać do chwili, kiedy obroty dojdą do poziomu sprzed pandemii. Blisko połowa firm (46,4 proc.) firm wynegocjowała nowe warunki najmu, ale dotyczą one tylko mniej niż jednej dziesiątej lokali - wynika z badania Konfederacji Lewiatan.

Na pytanie jakie rozwiązania należy wprowadzić, aby wesprzeć sytuację firmy, 60,9 proc. respondentów odpowiedziało, że powinny zostać wprowadzone czynsze uzależnione od obrotów w lokalach. I obowiązywać aż do chwili, kiedy obroty osiągną poziom sprzed pandemii, 26,1 proc. oczekuje ustawowego obniżenia czynszów do końca 2020 roku, a 11,6 proc. liczy na dopuszczenie handlu w niedziele.

- Niestety, obserwujemy bardzo zróżnicowane zachowania wynajmujących. Są tacy, którzy żyją jakby na innej planecie, marginalizują wpływ pandemii na cały sektor, jakby nie rozumiejąc, że najemcy nie są i nie mogą być zakładnikami ich wielkich fortec. Niestety, dotyczy to większości galerii handlowych, w których centra decyzyjne oddalone są od naszego lokalnego rynku - mówi Paweł Kapłon, prezes zarządu TATUUM.  

Jego zdaniem taka postawa właścicieli jest bardzo krótkowzroczna, a w efekcie takiej polityki najemcy będą odstępować od umów, czy też występować na drogę sądową. To zjawisko dopiero się zaczyna i będzie przybierać na sile w kolejnych miesiącach.

- Argumentacja o braku zgód właścicieli funduszy lub banków nie jest żadną argumentacją. Wszyscy żyjemy na jednej planecie a pandemia ma charakter globalny i wszyscy musimy się też do tej sytuacji adaptować. Tak jak ja nie jestem w stanie nakazać mojemu klientowi odwiedzania naszych sklepów w centrach handlowych tak często jak to było w poprzednim roku, tak również wynajmujący nie mogą od nas wymagać płacenia czynszów na poziomach sprzed pandemii. Jedynym rozwiązaniem, które średnioterminowo adresuje problem po obydwu stronach jest powiązanie opłat ze spadającymi obrotami - tłumaczy Paweł Kapłon.

Respondenci odpowiadali również na pytanie, jakie są efekty renegocjacji warunków najmu w galeriach handlowych (w obiektach o powierzchni powyżej 2000 mkw). Okazuje się, że 46,4 proc. firm wynegocjowało nowe warunki najmu, ale dotyczą one tylko mniej niż jednej dziesiątej lokali, 24,6 proc. porozumiało się z wynajmującymi w sprawie czynszu dotyczącego 11 - 20 proc. lokali. Natomiast 15,9 proc. uzyskało nowe warunki najmu dla 21-30 proc. sklepów.

Tomasz Ciąpała, prezes zarządu Lancerto jest zdania, że pandemia bardzo skomplikowała działalność w centrach handlowych.

- Z jednej strony przyspieszyła kluczowe trendy dla tego rynku jakimi jest m.in. spadające zainteresowanie ze strony konsumentów tym kanałem dystrybucji. Z drugiej strony wprowadziła nagle wiele utrudnień i barier związanych z bezpieczeństwem. Na to wszystko nakłada się spowolnienie gospodarcze o charakterze globalnym - wyjaśnia.  

Efekty widać w badaniu Lewiatana. 39,1 proc. firm planuje zamknięcie do 20 proc. sklepów w galeriach handlowych, a kolejne 30,4 proc. planuje zlikwidować do 40 proc. swoich salonów. Lancerto znajduje się w tym gronie i planuje zamknąć około 20 proc. sklepów stacjonarnych.

- Nasza decyzja jest uwarunkowana zbyt wysokimi kosztami ich prowadzenia. Właściciele galerii oczekują coraz większych stawek za czynsz. Warto pamiętać, że jako najemca ponosimy również koszty eksploatacji i marketingu tych galerii - mówi Tomasz Ciąpała.

Wśród najczęściej uzyskanych benefitów w trakcie renegocjacji warunków najmu w galeriach handlowych (obiektach o powierzchni powyżej 2000 m2 ), 56,5 proc. firm wymieniło obniżenie czynszu, 23,2 proc. wydłużenie umowy na dotychczasowych lub obniżonych warunkach. 20,3 proc. firm w ogóle nie uzyskało żadnych upustów.

W badaniu Konfederacji Lewiatan firmom zadano także pytanie o sytuację handlu już po pandemii COVID-19. Oto niektóre odpowiedzi:

Powrót do obrotów sprzed epidemii może być procesem długotrwałym niekoniecznie zakończonym sukcesem. Wielu klientów odkryło łatwość robienia zakupów w internecie i to będzie tendencja na najbliższe lata. Pozostaje pytanie, jaki procent klientów odejdzie do internetu? Jeżeli powyżej 30%, będzie się to wiązało z redukcją sieci sprzedaży offline".

„Spodziewam się, że wiele galerii handlowych może nie przetrwać, jeżeli nie zaczną elastyczniej współpracować z najemcami. Bardzo dużo będzie zależało czy wystąpi druga fala zachorowań , która doprowadzi do "nieformalnego" lockdown'u (klienci nie będą chcieli robić zakupów) , czy uda się względnie szybko wynaleźć szczepionkę".

„Handel stacjonarny będzie ponosił koszty związane z COVID-19 co najmniej do końca 2020 roku. Większa liczba klientów przejdzie na stałe do e-commercu. Każdy właściciel firmy musi przygotować plan działania uwzględniający zmiany spowodowane lockdownem oraz uwzględniający możliwy powrót tej lub innej pandemii".

„Badania mówią, że 40 proc. handlu przeniosło się do internetu, do tego rosnące bezrobocie i cięcia w wynagrodzeniach będą powodować spadki sprzedaży, a ta część która została galerią odebrana przez sprzedaż internetową nie wróci już nigdy".

„Sprzedaż w znacznej części przeniesie się do online. Do sklepów wróci tylko część klientów".

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
E-commerce
12.11.2025 12:23
Amazon zwiększa inwestycje w Wielkiej Brytanii – 40 mld funtów na rozwój infrastruktury i logistyki
(fot. Shutterstock)Shutterstock

Amazon ogłosił plan inwestycyjny o wartości 40 mld funtów, który zostanie zrealizowany w Wielkiej Brytanii w ciągu najbliższych trzech lat. To jedno z największych przedsięwzięć infrastrukturalnych firmy na tym rynku, obejmujące budowę czterech nowych centrów realizacji zamówień oraz rozbudowę zaplecza logistycznego. Skala inwestycji wskazuje na znaczący wpływ na funkcjonowanie e-commerce, w tym segmentu beauty i personal care, który w ostatnich latach dynamicznie rośnie.

W ramach projektu powstaną nowe obiekty w Hull, Northampton oraz we wschodniej części Midlands. Według deklaracji Amazon, inwestycja pozwoli stworzyć ponad 4 000 nowych miejsc pracy w tych lokalizacjach, a dodatkowe etaty pojawią się także w stacjach dostaw rozsianych po całym kraju. Część finansowania obejmie również wcześniej ogłoszone centra danych, jednak znacząca część środków zostanie przeznaczona na rozwój operacji logistycznych i usług dostawczych.

Amazon zarządza obecnie ponad 100 obiektami w Wielkiej Brytanii, w tym centrami realizacji zamówień, magazynami i stacjami dostaw. W ostatnich latach firma intensywnie rozbudowywała usługi fulfilment dla produktów szybko rotujących, takich jak kosmetyki, pielęgnacja skóry i artykuły higieniczne. Zwiększenie sieci logistycznej ma skrócić czas dostaw oraz zwiększyć przepustowość, co może przynieść bezpośrednie korzyści markom beauty działającym na platformie lub korzystającym z usług FBA.

Rosnące oczekiwania konsumentów wobec szybkiej i niezawodnej dostawy produktów do pielęgnacji ciała oraz rozwój sprzedaży bezpośredniej (DTC) wywierają presję na operatorów logistycznych. Coraz większa liczba zamówień w tej kategorii wymaga bardziej zaawansowanych rozwiązań w zakresie magazynowania, kompletacji i transportu. Amazon, inwestując w nowe obiekty i modernizację infrastruktury, sygnalizuje gotowość do obsługi zwiększonego wolumenu zamówień także w kategoriach beauty i personal care.

Deklaracja inwestycyjna jest również sygnałem strategicznym. Wydatki rzędu 40 mld funtów w trzy lata pokazują, że Amazon planuje długoterminowe umocnienie swojej pozycji jako kluczowy partner dystrybucyjny dla branży kosmetycznej w Wielkiej Brytanii. Wzmocnienie operacji logistycznych może przyczynić się do dalszej intensyfikacji konkurencji na rynku e-commerce, jednocześnie oferując markom więcej możliwości skalowania sprzedaży oraz szybszego reagowania na zmiany popytu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
E-commerce
12.11.2025 09:15
Kosmetyki z Temu – oszczędność czy ryzyko? Co oznacza rosnące zainteresowanie nimi dla branży beauty?
Wiadomości Kosmetyczne

Wyszukiwania fraz takich jak „kosmetyki z Temu”, „czy kosmetyki na Temu są oryginalne” czy „polecane kosmetyki z Temu” biją rekordy popularności wśród konsumentek, które szukają oszczędności. W czasach rosnących cen i presji inflacyjnej coraz więcej kobiet zastanawia się, czy kosmetyki z Temu są dobre i czy można im zaufać. Dla branży beauty to wyraźny sygnał zmian – zarówno w zachowaniach zakupowych, jak i w oczekiwaniach wobec marek, jakości i przejrzystości produktów.

W ostatnich latach coraz częściej w polskich wyszukiwarkach pojawia się hasło „kosmetyki z Temu”. Konsumentki, zwłaszcza te poszukujące oszczędności, wpisują frazy takie jak „polecane kosmetyki z Temu” lub „kosmetyki na Temu” właśnie po to, by znaleźć produkty o bardzo niskiej cenie i szerokim asortymencie. Platforma Temu (pochodząca z Chin) zaczyna funkcjonować również w polskim segmencie e-commerce jako miejsce, gdzie za kilka złotych można kupić kosmetyki, akcesoria i produkty urodowe. Ta sytuacja stawia przed branżą beauty kilka istotnych wyzwań: od zmiany oczekiwań cenowych konsumentek przez pytania dotyczące jakości po kwestie regulacyjne i wizerunkowe.

Wzrost popularności hasła „kosmetyki z Temu” – sygnał dla branży beauty

Jednym z głównych pytań, jakie pojawiają się w kontekście takich poszukiwań, jest: „czy kosmetyki na Temu są oryginalne”? Konsumentka może mieć na myśli: czy produkt to markowy kosmetyk sprzedawany w niższej cenie, czy może to produkt „look-alike”, czy kopiowany, a może całkowicie innej jakości. W środowisku branżowym zwraca się uwagę, że platformy tego typu mogą oferować produkty, które nie przechodzą tych samych procedur jakościowych i regulacyjnych, co kosmetyki sprzedawane w UE przez oficjalnych dystrybutorów. Jak pisały Wiadomości Kosmetyczne uprzednio, aż 9 z 13 przetestowanych produktów sprzedawanych na Temu nie zawierało pełnej listy składników, co utrudnia ocenę ich zgodności z przepisami UE. Zatem odpowiedź na pytanie „czy kosmetyki na Temu są oryginalne” wymaga ostrożności: oryginalność często nie jest gwarantowana, a transparentność – zdecydowanie mniejsza niż w tradycyjnym łańcuchu sprzedaży.

Zanim jednak przejdziemy dalej, warto zaznaczyć jeden fakt; zjawisko zakupów np. kosmetyków z Temu jest w istocie synekdochą większego problemu, który coraz mocniej dotyka europejski rynek kosmetyczny. Konsumentki – świadomie lub nie – coraz częściej sprowadzają produkty kosmetyczne z azjatyckich platform, kierując się niską ceną i łatwością dostępu, a niekoniecznie zaufaniem do źródła czy zgodnością z europejskimi przepisami. To nie tylko Temu, ale również AliExpress, Shein, TikTok Shop i inne platformy cross-border, które pozwalają ominąć pośredników i formalności importowe. Z perspektywy branży oznacza to, że globalizacja zakupów kosmetycznych wyprzedza tempo egzekwowania przepisów, a świadomość ryzyka wśród konsumentek jest często zbyt niska. W efekcie na rynku pojawia się masa tanich produktów o nieznanym pochodzeniu, które formalnie nie podlegają unijnym regulacjom, a jednak trafiają bezpośrednio do rąk konsumentek.

image

Polscy sprzedawcy rosną w siłę na AliExpress — a co z branżą beauty?

Taki stan rzeczy prowadzi do fundamentalnej zmiany w relacji między marką a konsumentką. Pytania „czy kosmetyki z Temu są dobre” albo „czy kosmetyki na Temu są oryginalne” można dziś rozciągnąć na całą kategorię „tanich azjatyckich produktów beauty”. W sieci pojawia się coraz więcej grup, filmów i recenzji pokazujących zakupy z platform spoza UE – często opatrzonych zastrzeżeniami „używasz na własne ryzyko”. Dla branży beauty to sygnał, że granice rynku praktycznie przestały istnieć, a odpowiedzialność za wybór spoczywa coraz częściej na samej konsumentce. Kosmetyki z Temu stają się więc symbolem – skrótem myślowym dla całego zjawiska zakupów niezweryfikowanych produktów spoza Unii albo produktów, wobec których istnieją zasadne podejrzenia. Jeśli europejskie marki i regulatorzy nie odpowiedzą na ten trend skuteczną edukacją, transparentnością i sprawnym egzekwowaniem prawa, rynek może się stopniowo przesunąć w stronę modelu, w którym liczy się wyłącznie cena, a nie jakość i bezpieczeństwo. To scenariusz, który dla branży beauty oznacza nie tylko utratę zaufania, ale także ryzyko długofalowej erozji wartości kategorii „kosmetyki europejskie”.

Czy kosmetyki z Temu są dobre? Cena kontra jakość i bezpieczeństwo

Dla konsumentki, która poszukuje oszczędności, pytanie to będzie odzwierciedleniem trzech kryteriów: ceny, skuteczności działania oraz bezpieczeństwa stosowania. Taniość produktu przyciąga, ale raporty wskazują, że wiele produktów dostępnych na Temu może nie spełniać wymagań regulacyjnych i jakościowych – co oznacza, że „dobre” może być bardzo względne. Według wspomnianego tekstu: „choć kosmetyki z Temu przyciągają uwagę klientek niskimi cenami i ciekawym asortymentem, ich jakość pozostawia wiele do życzenia”. 

W konsekwencji, choć dla jednej klientki kosmetyk może być akceptowalny i spełniać podstawowe oczekiwania, inna – z wrażliwą skórą lub oczekująca konkretnego skutku – może być rozczarowana. Zatem po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła “czy kosmetyki z Temu są bezpieczne” odpowiedzialny konsument musi samodzielnie dokonywać bardzo precyzyjnej selekcji. Trend ten ma jednak szersze znaczenie – zmusza branżę do odpowiedzi na pytanie, jak komunikować wartość, skoro bariera wejścia dla tanich marek z Azji praktycznie przestała istnieć.

image

Francja kontroluje 200 tys. przesyłek Shein na lotnisku CDG. „Platforma nie będzie mogła powiedzieć, że otworzono złe paczki, bo otworzymy wszystkie”

Z perspektywy rynku trend wyszukiwania „kosmetyki z Temu” sygnalizuje presję cenową i transformację modelu zakupowego. Konsumentki coraz częściej – zwłaszcza w warunkach wzrostu kosztów życia – deklarują, że chcą „dobrą jakość za małe pieniądze”. Platformy takie jak Temu, oferujące bardzo niskie ceny, zmuszają marki drogeryjne i profesjonalne do ponownego przeanalizowania wartości propozycji. Czy można zaoferować sub-markę? Czy zoptymalizować łańcuch logistyczny? Czy zrezygnować z opakowań premium? To pytania, które w 2025 roku zaczynają być realnymi decyzjami biznesowymi.

Polecane kosmetyki z Temu a zaufanie do marek europejskich

Warto przy tym przyjrzeć się aspektowi regulacyjnemu i reputacyjnemu. W przypadku produktów importowanych z zagranicznych platform i sprzedawanych jako pojedyncze „zakupy konsumenckie” często obowiązki producenta i dystrybutora w Unii Europejskiej są trudne do weryfikacji. Jak wskazują teksty różnych dziennikarzy i ekspertów, produkty z Temu mogły nie posiadać pełnej listy składników, numeru partii czy danych producenta – co utrudnia przypisanie odpowiedzialności. Dla marek kosmetycznych i sklepów drogeryjnych to sygnał ostrzegawczy: niska cena może przyciągać, ale jeśli konsumentka po użyciu takiego produktu doświadczy np. podrażnienia lub reakcji alergicznej, skutki wizerunkowe mogą dotknąć także całego segmentu e-commerce beauty. W rezultacie „polecane kosmetyki z Temu” stają się nie tylko indywidualnym wyborem klientki, lecz także czynnikiem ryzyka dla całego rynku.

Z perspektywy działań marketingowych oznacza to nowe wyzwania: konieczność edukacji konsumentki oraz pełnej transparentności. Gdy klientka wpisuje w wyszukiwarkę „czy kosmetyki z Temu są dobre” albo „czy kosmetyki na Temu są oryginalne”, marki muszą odpowiedzieć nie tylko na pytanie ceny, ale także na pytanie: „jak udowadniam, że moja jakość jest lepsza?” Komunikaty typu „certyfikowane w UE”, „testowane dermatologicznie” czy „produkcja lokalna” stają się wartościowym wyróżnikiem. Z drugiej strony, marki mogą rozważyć sub-linie ekonomiczne, by nie tracić klientki wrażliwej cenowo, ale bez deprecjonowania marki głównej. W kontekście polecanych kosmetyków z Temu każdy produkt ekstremalnie tanich marek będzie porównywany z ofertą profesjonalną – a to porównanie rzadko kiedy wygra tylko ceną.

image

Japonia likwiduje ulgę podatkową dla małych importów – kolejny cios dla Shein i Temu

Na poziomie rynku detalicznego i dystrybucji widzimy także zmianę dynamiki: większa elastyczność kanałów e-commerce, rosnąca rola platform cross-border i presja kosztowa na krajowych detalistów. Oferta kosmetyków na Temu staje się częścią krajobrazu zakupowego – co powoduje, że drogerie i sklepy tradycyjne muszą zapewniać dodatkową wartość, jeśli chcą utrzymać lojalność klientek. Dla branży beauty oznacza to, że segment budżetowy i premium zaczynają się przenikać, a oczekiwania klientek – szczególnie w wieku 30–50 lat – są coraz bardziej złożone: „tanio + bezpiecznie + dobrze”.

Trend wyszukiwań „kosmetyki z Temu” to coś więcej niż chwilowa moda – to barometr nastrojów konsumentek i ostrzeżenie dla marek beauty. Pytania typu „czy kosmetyki na Temu są oryginalne” czy „czy kosmetyki z Temu są dobre” pokazują, że klientki zaczynają porównywać nie tylko ceny, ale także źródła, skład i wartości. Dla branży to sygnał: konkurencja cenowa nie zniknie, ale zaufanie, transparentność i edukacja klientki mogą być najlepszą odpowiedzią. Ostatecznie „polecane kosmetyki z Temu” mogą kusić niską ceną, ale lojalność buduje się na bezpieczeństwie i wiarygodności.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
13. listopad 2025 10:02