StoryEditor
Handel
10.09.2019 00:00

Szybki wzrost płacy minimalnej to zły sygnał dla małych firm rodzinnych

Podczas sobotniej konwencji wyborczej władze partii rządzącej zapowiedziały podniesienie płacy minimalnej do 3000 zł brutto w ciągu dwóch lat i nawet do 4000 zł w ciągu czterech lat. Zdaniem ekspertów, to niepokojący sygnał dla małych firm handlowych. Właściciele małych i średnich sklepów także nie kryją niepokoju. 

Kondycja wielu małych i średnich sieci handlowych oraz sklepów niezależnych nie jest najlepsza. Rentowność ich działalności jest niska – sięga na ogół 1-2 proc. Zdaniem ekspertów i przedsiębiorców, zachodzą uzasadnione obawy, że wprowadzenie tak drastycznych podwyżek, jak zapowiedziane przez obecnie rządzących, może mieć negatywny wpływa na funkcjonowanie małych, często rodzinnych biznesów.

Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu, zastrzega, że PIH co do zasady nie komentuje obietnic wyborczych żadnego ugrupowania, ani żadnych zapowiedzi, jeśli nie mają charakteru konkretnych projektów czy propozycji. Odnosząc się jednak do ogólnej kwestii wpływu wzrostu wynagrodzeń minimalnych na funkcjonowanie małych i średnich firm handlowych przyznaje, że przy niskiej rentowności tych biznesów każdy znaczący wzrost kosztów może powodować ogromne problemy.

W przypadku detalu dwie największe składowe to koszty pracy i energii elektrycznej. Prąd prawdopodobnie będzie wkrótce znacznie drożał, co samo w sobie jest niepokojące. Szybki wzrost kosztów pracy – a taki byłby skutek podwyżek płacy minimalnej dla małych i średnich detalistów – mógłby zachwiać rentownością ich biznesów. Tym bardziej że system płacowy w Polsce charakteryzuje ogromny klin podatkowy, więc koszty przedsiębiorców są znacznie wyższe niż zarobki netto pracowników. Wielkie sieci handlowe mają z reguły o wiele wyższą rentowność i są w stanie płacić pracownikom więcej, do czego zmusza ich rynek pracownika. One sobie poradzą ze wzrostem kosztów pracy. Małe sklepy będą z tym miały duży problem – prognozuje Maciej Ptaszyński.

Podobną opinię wyraża Michał Sadecki, prezes Polskiej Grupy Supermarketów. Jego zdaniem, zapowiedzi rządu o rosnących kosztach wynagrodzeń minimalnych powodują niepewność wśród przedsiębiorców.

Sami właściciele małych i średnich firm handlowych starają się podchodzić do obietnic rządzących pragmatycznie. Jak się wydaje, mniej niepokoją ich same zapowiedzi ustawowych podwyżek, co ich tempo i brak powiązania z realną sytuacją ekonomiczną kraju, wydajnością pracy czy wzrostem gospodarczym. Zwracają uwagę, że także potencjalni beneficjenci wzrostu płacy minimalnej – pracobiorcy – mogą jako konsumenci zyskać mniej, niżby oczekiwali.

Piotr Szczepaniak, właściciel sieci sklepów Plasterek, traktuje z dystansem dość ogólnikowe obietnice wyborcze i wyraża opinię, że problem wzrostu kosztów pracy, jeśli się pojawi, dotknie wszystkich, także największe sieci, może nawet w większym stopniu niż małe sklepy.

Jeśli wzrosną płace minimalne, będziemy reagować na dwa sposoby. Po pierwsze, będziemy się starać jeszcze bardziej zwiększyć efektywność, a po drugie, będziemy podnosić ceny, żeby utrzymać opłacalność działalności. To trzeba robić ostrożnie, uważnie śledzić rynek i adaptować się do poczynań konkurencji. Jestem zdania, że konsumenci zaakceptują wzrost cen, związany ze wzrostem kosztów pracy. Przyzwyczajają się do wzrostu cen żywności, jaki obserwujemy ostatnio, a poza tym dzisiaj nawet klienci mniej zasobni chcą kupować lepsze, droższe produkty i stać ich na więcej niż, powiedzmy, pięć lat temu – przekonuje przedsiębiorca.

Paweł Stachowski, prowadzący w ramach sieci Primus sklepy pod szyldem Duet, zwraca uwagę na inne zagrożenie dla rodzimych przedsiębiorców. Jest zdania, że małe i średnie firmy handlowe są mniej konkurencyjne od sieci międzynarodowych między innymi z tego powodu, że niektóre wielkie sieci handlowe nie płacą takich podatków, jakie powinny płacić, podczas gdy mały i średni biznes musi je regulować w pełnej wysokości. Przyznaje też, że wielcy gracze mają znacznie większy potencjał finansowy i innowacyjny.

Wielkie, bogate firmy automatyzują procesy biznesowe, między innymi wprowadzają kasy samoobsługowe, dzięki czemu zmniejszają koszty pracy. My sobie na to nie możemy pozwolić, choćby ze względu na fakt, że w mniejszych sklepach nie ma na to miejsca. Dlatego wzrost płacy minimalnej może w dłuższej perspektywie pogorszyć kondycję małego i średniego handlu, w stosunku do większej konkurencji – uważa detalista.

Stachowski zwraca ponadto uwagę, że pracobiorcy, których zapewne cieszą zapowiedzi szybkich podwyżek płacy minimalnej, powinni mieć świadomość, że zbyt szybkie tempo podnoszenia dochodów nieuchronnie przyspieszy inflację.

Natomiast Marcin Chmielewski, właściciel należącego do sieci Spar sklepu w Niewiadowie, nie kryje irytacji obietnicami rządzących – jego zdaniem nie rozumieją oni sytuacji detalistów, którzy „co dzień muszą składać grosz do grosza”. Uważa też, że obowiązujący w Polsce system płacowo-podatkowy skonstruowany jest w taki sposób, iż pracownicy nie mają świadomości, jaki jest udział danin na rzecz państwa w kosztach pracy, a pracodawcy są niesłusznie obarczani odpowiedzialnością za zbyt niskie – w oczach wielu pracobiorców – wynagrodzenia.

Konrad Kaszuba
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Drogerie
17.06.2025 10:37
Kto króluje na drogeryjnych półkach z zapachami do domu?
Odświeżacze powietrza i świece to kluczowy element portfolio drogeryjnego.Agata Grysiak

Drogeryjna sekcja zapachów do domu to ważna gałąź sprzedaży w każdym sklepie, a produkty z tej kategorii cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Które marki i kategorie są najliczniej reprezentowane w popularnych drogeriach w Polsce?

Spośród najbardziej znanych sieci najliczniejszą ofertę ma sklep internetowy Hebe z propozycją ponad 1500 produktów. Marki też reprezentowane są tutaj bardzo licznie, tak więc ich udział procentowy nie jest zbyt duży — niemniej jednak wyraźnie prowadzi firma Your Candle, stanowiąc 6,7 proc. zawartości wirtualnych półek Hebe. Następna w kolejności jest Yankee Candle — 4,9 proc. i  Pachnąca Szafa — 4,4 proc.

Pozostałe sieci mają ofertę nieprzekraczającą 400 produktów, ilościowo będą więc one reprezentowane w mniejszym stopniu, zależało mi jednak na sprawdzeniu procentowego udziału marek na półkach. I tak w Rossmannie 19,9 proc. produktów zapachowych do domu jest marki Air Wick, 15,4 proc. —  Glade, na trzecim miejscu plasuje się zaś Pachnąca Szafa — 10,2 proc. Domol, czyli marka własna sieci Rossmann, zajmuje dopiero czwarte miejsce (9,2 proc.).

W drogeriach Natura najwięcej, bo 4,95 proc. to firma Glade. Kolejna jest Sativa Ajurweda, której produkty stanowią 3,96 proc. Wyraźnie reprezentowane są także marki Aroma Home, Boles d’Dor i Yankee Candle, każda z udziałem 1,98 proc.

Natomiast w dm — Drogeriach Markt — króluje marka własna, Profissimo, zajmująca aż 34,9 proc wirtualnych półek z zapachami do pomieszczeń. Następna jest kolejna marka własna drogerii, czyli Denkmit, z udziałem 19,8 proc. Następnie mamy Air Wick — 9,5 proc., a zaraz za nim Glade — 8,2 proc.

Miałam zamiar podać w każdym przypadku tylko trzy wiodące marki, w niektórych przypadkach zdecydowałam się jednak na więcej, jeśli jedną z nich jest marka własna drogerii lub udział firm na półkach jest zbliżony.

Wyraźnie można zauważyć, że wśród producentów zapachów do domu najliczniej reprezentowane są: Pachnąca Szafa (w pierwszej trójce w Hebe i Rossmannie), Yankee Candle (Hebe i Drogeria Natura), Glade (Rosmann, Natura i dm) oraz Air Wick (dm i Rosmann).

Sprawdziłam także podział na podkategorie. W Rossmanie królują więc wkłady i zapasy, stanowiące 25 proc. wszystkich produktów zapachowych, a następnie świece zapachowe — 24,7 proc. oraz dyfuzory z patyczkami zapachowymi — 23,4 proc. W Hebe niemal połowę (48,3 proc.) stanowią świece zapachowe. Następnie mamy olejki eteryczne z udziałem 18,1 proc. i również, jak poprzednio, patyczki zapachowe — 14,7 proc.

Drogeria Natura również stawia na świece zapachowe (29,7 proc.), kolejno zaś odświeżacze powietrza (12,8 proc) i ponownie patyczki zapachowe (11,2 proc.). Sklepy dm to przede wszystkim wkłady i zapasy, zajmujące 21,2 proc. półek, na drugim miejscu są świece zapachowe — 13,7 proc., a także patyczki zapachowe — 10,3 proc.

Wyraźnie widać, że produkty takie jak świece lub dyfuzory z pachnącymi patyczkami w dużym stopniu wyparły, popularne dawniej, spraye i automatyczne rozpylacze odświeżaczy powietrza. Nowe produkty wyglądają bardziej elegancko i pachną mniej „chemicznie”. Ich design często stanowi uzupełnienie wystroju wnętrza, przy czym jest to ważne dla klientów już nie tylko w salonie czy firmowym gabinecie, ale także w łazienkach i toaletach. Świece, patyczki i olejki mają także szerszą gamę zapachów.

Marki, które rządzą w drogeryjnej ofercie, to przede wszystkim producenci takich właśnie produktów: bardziej naturalnych i ładnie wpisujących się we wnętrze. I o ile pochłaniacze zapachów i silne odświeżacze powietrza wciąż mają swoich nabywców, to jednak można przypuszczać, że trend na świece i dyfuzory będzie się utrzymywał.

Olga ‘Luca‘ Machuta-Rakowska

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Drogerie
16.06.2025 12:45
Rossmann w nowej ofercie proponuje klientom “więcej”. Czyli co?
W najnowszej kampanii Rossmann położył nacisk na relacyjność i nawiązania do autentycznej bliskościfot. Marzena Szulc

Rossmann daje klientom więcej. Nie tylko dosłownie: nowa kampania “Mam Więcej” to wyraźny kontrapunkt wobec komunikacji z udziałem gwiazd i influencerów, a zarazem dopełniające ją, przemyślane rozwinięcie. Rossmann inspiruje i wyznacza trendy beauty i pielęgnacyjne, ale także zaprasza do nawiązania relacji, oferując wsparcie i zaspakajanie potrzeb – przekonuje sieć drogerii w swoim komunikacie.

Produkty cieszące się największą popularnością są obecnie dostępne w Rossmannie w wyjątkowych wersjach, jakich nie kupi się nigdzie indziej. Są one oznaczone zarówno na półkach sklepów stacjonarnych, jak i w aplikacji zakupowej specjalnym oznaczeniem “Mam Więcej”. 

Oznaczono w ten sposób trzy rodzaje edycji produktów:

1. Większa pojemność: wiele kosmetyków z tzw. “codziennego niezbędnika” będzie można nabyć teraz w Rossmannie w pojemności większej nawet o 50 proc., płacąc tyle samo, co za zwykłą wersję.

2. Gratis: w ramach kampanii “Mam Więcej” do części produktów Rossmann dodaje gadżet, który uprzyjemni korzystanie z kosmetyku i ułatwi skomponowanie, wzbogacenie pielęgnacyjnego rytuału.

3. Zapas: wybierając produkty, które można uzupełnić korzystając z opcji refill, teraz w ramach “Mam Więcej” pojawią się dwupaki, złożone z kosmetyku i zapasu w cenie samego kosmetyku.

Jak podkreśla Rossmann, w najnowszej kampanii położono nacisk na relacyjność i nawiązania do autentycznej bliskości. W komunikacji można też zauważyć tropy zachęty do samoakceptacji i celebrowania siebie, wybrzmiewające w spotach z Mają Ostaszewską, Kubą Błaszczykowskim i Sarą James. 

Zobacz też: Sara James twarzą najnowszej kampanii Rossmanna o samoakceptacji

Motyw self-love wydaje się być w “MAM WIĘCEJ” konsekwentnie rozwijany. Pozytyw płynący z tego, że kocham siebie i m.in. świadomie celebruję łazienkowe rytuały wpływa na dobre relacje z otoczeniem. Dobre wspólnotowe relacje (tutaj w obrębie rodziny) jeszcze łatwiej budować, gdy mam więcej i mam czym się podzielić – uzasadnia Rossmann.

Kampania wystartowała na początku czerwca i planowana jest do końca lipca.

Zobacz też: “Album Piękna” – wspólna inicjatywa Dove i Rossmanna, wspierająca naturalne piękno

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
18. czerwiec 2025 05:11