StoryEditor
Prawo
26.09.2019 00:00

Jak Polacy oceniają ograniczenie handlu w niedzielę? - raport

Zmiany w niedzielnym handlu mają istotny wpływ na życie wielu Polaków, jednak nie zawsze jest on pozytywny i nie taki, jak zakładał ustawodawca - wynika z raportu agencji badawczo-konsultingowej DANAE oraz badań SW Research.

Obowiązujące od marca 2018 roku ograniczenie handlu w niedziele w założeniu miało polepszyć sytuację życiową pracowników sektora handlowego i małych przedsiębiorców, a także wpłynąć na zmianę sposobu spędzania wolnego czasu przez Polaków. Jednak nie wszystkim Polakom odpowiadają wprowadzone regulacje. Wprowadzony zakaz niedzielnego handlu wpłynął na organizację czasu aktywnych zawodowo rodziców oraz mniejszych przedsiębiorców.

Matka - pracuje, decyduje, kupuje
W założeniach wynikających z ustawy – matki miały skorzystać na zakazie niedzielnego handlu. Tymczasem, sytuacja okazuje się być złożona, a założenie ustawowe – nie takie proste do oceny. Z jednej strony niektóre matki pracujące w handlu uważają, że zyskały więcej czasu dla bliskich, ale z drugiej – część z nich ubolewa, że straciły finansowo. Części matkom niepracującym w handlu zabrano możliwość spędzania czasu, który łączył aspekt praktyczny i przyjemność, jaką były wspólne zakupy i rozrywka z rodziną w galerii handlowej. Co prawda za każdą z badanych matek stoi jej osobista historia, wartości i potrzeby, ale w większości wskazują, że optymalnym rozwiązaniem byłoby zachowanie chociaż dwóch niedziel handlowych.

Utrudnienia dla przedsiębiorców wskutek ograniczenia handlu w niedziele     
Kolejna część – to studium utrudnień, z jakim mierzą się mali przedsiębiorcy wskutek ograniczenia handlu w niedziele, ich opinii i oczekiwań odnośnie ograniczenia handlu.  Jak wynika z raportu, aż 45% ankietowanych internautów stwierdziło, że ograniczenie handlu w niedziele utrudnia rozwój drobnego biznesu. Badani przedsiębiorcy skarżyli się na utratę części klientów, a tym samym obniżenie dochodów. Aby zapewnić rentowność biznesu, zmuszeni są rekompensować sobie utracone godziny. Jedni wydłużają czas pracy w tygodniu lub pracują po godzinach w domu, inni zaś usiłują rozszerzyć działalność o sprzedaż internetową, aby spróbować skompensować utracone przychody.

Z kolei w niektórych przypadkach, w których przedsiębiorcy nie mogą wydłużyć godzin pracy, żeby uniknąć zwolnień, zmniejszają swym pracownikom wymiar czasu pracy, a tym samym wynagrodzenia. Badani przedsiębiorcy tłumaczą, że niedziela była najbardziej dochodowym dniem, którego nie da się zrekompensować w inne dni tygodnia. Strata jest tym bardziej odczuwalna, że czynsz i inne koszty stałe pozostały te same. Paradoksalnie na zakazie handlu nie zyskały także małe, osiedlowe sklepy, bo ludzie nauczyli się robić w tygodniu zakupy na zapas w dużych marketach i dyskontach.

Pracownicy weekendowi – emeryci i studenci     
Pracownicy weekendowi – emeryci i studenci studiów dziennych pracujący w handlu głównie w weekendy – to również istotna grupa, która została przebadana. Natężony ruch klientów w niedziele wymagał od przedsiębiorców zatrudniania dodatkowego personelu. Korzystano wówczas z pomocy studentów i emerytów. Dla obu tych grup była to możliwość dorobienia. Wskutek wprowadzenia ograniczenia handlu w niedziele, niektórych emerytów pozbawiono pracy, którą traktowali również jako sposób radzenia sobie z samotnością. Dzięki pracy mogli poczuć się potrzebni, użyteczni i miała ona dla nich także wymiar psychologiczny. Zarówno dla studentów, jak i emerytów praca w niedziele była wyborem i nie oczekiwali zmiany regulacji w tym zakresie. Wskazywali także na jeden z najistotniejszych - aspekt finansowy, bo uzyskiwana stawka godzinowa w niedziele była zwykle wyższa niż w pozostałe dni tygodnia. Część z nich zrezygnowała z pracy, ponieważ praca jedynie w soboty okazała się nieopłacalna. Badani wyjaśniali, że po wprowadzeniu ograniczenia handlu w niedziele stracili połowę dochodu weekendowego. W ich opinii  koszty  dojazdu i poświęconego czasu były niewspółmierne do otrzymywanego wynagrodzenia. Badani studenci i emeryci przyznawali, że byli rozżaleni i rozgoryczeni w związku z zaistniałą sytuacją. 

Wolność wyboru dla pracownika     
Dzięki raportowi poznajemy również perspektywę pracowników handlu i usług, którzy zwyczajowo pracują w niedziele. Diagnoza przedstawia opinie, w jaki sposób reprezentanci różnych branż oceniają ograniczenie handlu, na ile ich zdaniem były one zasadne, w jaki sposób przed wprowadzeniem niehandlowych niedziel wyglądała ich praca oraz co się zmieniło. Rozmówcy zastanawiali się, dlaczego wyróżniono jedną grupę zawodową, jaką są pracownicy handlu, podczas gdy np. pracownicy usług nadal pracują w niedziele. Wątek ten zdecydowanie obrazował niezrozumienie dla założeń reformy i dawał wyraźny sygnał o poczuciu niesprawiedliwości, a wskazywali go głównie pracownicy gastronomii i sektora rozrywkowego. Zarówno pracownicy, jak i klienci zgodnie podkreślali, że zostali pozbawieni możliwości wyboru. Jak wynika z raportu aż 83 proc. ankietowanych uznało, że pracownicy powinni mieć wolny wybór i samodzielnie decydować o tym, czy chcą w pracować niedziele czy też nie. Zaledwie 12 proc. respondentów opowiadało się za dniem wolnym od pracy w niedziele. Aż 90% rozmówców uznało, że pracującym w niedziele powinny przysługiwać benefity, tj. wyższa stawka godzinowa lub zapewnienie wolnego dnia w zamian za każdą przepracowaną niedzielę.      

Kompromis sacrum i profanum     
Niedziela to wyjątkowy dzień z punktu widzenia osób religijnych. Raport DANAE przedstawia, jakie zdanie o niehandlowych niedzielach mają zarówno osoby wierzące i regularnie praktykujące, jak i niewierzące, czy zmiany miały wpływ na ich codzienność i praktyki religijne. Co interesujące - jak pokazują badania SW Reaserch, 93,8 proc. wierzących respondentów przed wprowadzeniem ograniczenia handlu w niedziele, przynajmniej raz na jakiś czas robiło zakupy w niedziele. Stanowi to większą grupę niż w przypadku niewierzących. W ich opinii zarówno uczestnictwo w nabożeństwie niedzielnym, jak i zakupy, nie wykluczały się. Wierzący i praktykujący respondenci deklarowali, że wspólne rodzinne zakupy, ale i msza, to zwyczajowo ich rodzinne, niedzielne praktyki, które nie muszą się wzajemnie wykluczać. Zapewniali, że w niedzielnych planach było miejsce i czas zarówno na jedno, jak i na drugie. Niektórzy badani przyznawali, że odczuwali wyrzuty sumienia z powodu przesuwania niedzielnej mszy na dalszy plan, mimo to zakupy traktowali zdecydowanie jako przyjemność i sposób na spędzenie czasu wolnego.

Czy sobota stała się koszmarem przez niehandlowe niedziele?
Osoby, z którymi przeprowadzono wywiady, zgodnie przyznawały, że w wyniku wprowadzenia zakazu handlu w niedziele, sobotni ruch w sieciach i galeriach handlowych jest nieporównywalnie większy niż w tygodniu. Czy zatem sobota stała się dla nich koszmarem przez niehandlowe niedziele? Owszem, takie jest odczucie części badanych. Wynikające z tego niedogodności są wyraźnie zauważalne przez właścicieli drobnych przedsiębiorstw, etatowych pracowników handlu oraz przede wszystkim przez samych klientów. Problemy te są najbardziej odczuwalne przez pracowników zatrudnionych w galeriach handlowych oraz przez osoby wielodzietne.
 
Niehandlowe niedziele niedogodne dla mieszkańców małych miast i wsi     

O niehandlowe niedziele zapytano również mieszkańców wsi i miast do 20 tysięcy mieszkańców.  Zmiany, jakie nastąpiły w związku z wprowadzeniem zakazu handlu w niedziele, miały także wpływ na ich życie codzienne. Jak wynika z raportu, dla tych osób niedzielna wyprawa do miasta wiązała się z różnego rodzaju aktywnościami, których brak w ich miejscu zamieszkania. Dostarczała rozrywki takiej jak kino, wyjście na wspólne zakupy i posiłek czy atrakcje dla dzieci. Rodzice podkreślali, że zakaz handlu dotkliwy jest zwłaszcza zimą oraz w deszczowe niedziele. Rozmówcy oceniali, że obecnie wyprawa do miasta w niedzielę tylko w jednym celu, traci dla nich sens. Osoby mieszkające na prowincji zaznaczały także, że wraz z zakazem handlu skasowano część połączeń komunikacyjnych, co w znacznym stopniu utrudnia im aktualnie dotarcie do miasta. Część z badanych podkreśla, że po wprowadzeniu niehandlowych niedziel zmuszeni byli zmienić nie tylko sposób spędzania czasu w niedziele, ale nawet cały układ tygodnia. Ze względu na tę uciążliwość, badani mieszkańcy wsi korzystający przed ograniczeniem z usług centrów handlowych, byli wyraźnie przeciwni ograniczaniu handlu w niedziele. Dla wielu rozmówców niedziela przed wprowadzeniem ograniczenia handlu była również zwykłym dniem pracy lub dobrym czasem na zrobienie zakupów czy realizacji usług, które są niedostępne na wsi. 

Jak pokazały wyniki badania SW Research, ponad połowa ankietowanych robiła zakupy w przynajmniej kilka niedziel w miesiącu, a  co piątemu zdarzało się to około raz w miesiącu. Jedynie 6% respondentów deklaruje, że nigdy nie robiło zakupów w niedziele. Co ciekawe, nie dotyczy to jedynie zakupów spożywczych i odzieżowych. Co piąty badany wskazuje, że powodem wizyt w galeriach handlowych przed wprowadzeniem ograniczenia było spędzanie czasu wolnego, możliwość skorzystania z oferty gastronomicznej (18%) oraz rozrywkowej (17%). Tylko część naszych rozmówców wykazała mniejszą wrażliwość na wprowadzone zmiany - wskazywali, że nigdy nie robili zakupów w weekend i nawet nie zauważyli zmian, a dla części nie ma znaczenia, czy uzupełniają zapasy w sobotę czy w niedzielę – wyjaśnia Piotr Zimolzak, Dyrektor ds. Badań i Analiz SW Research.

Podsumowując wyniki raportu Danae oraz wynik badań SW RESEARCH, należy podkreślić, że zmiany w niedzielnym handlu mają istotny wpływ na życie wielu Polaków, jednak nie zawsze jest on pozytywny i nie taki, jak zakładał ustawodawca. Wprowadzony zakaz niedzielnego handlu wpłynął na organizację czasu aktywnych zawodowo rodziców oraz mniejszych przedsiębiorców. Niedzielne zakupy obecnie przesunięte na inne dni tygodnia – odbywają się w ich przypadku najczęściej kosztem czasu spędzanego wcześniej z rodziną. Nie pozostają bez echa również aspekty społeczne wynikające z raportu. Dla samotnych emerytów, którzy pracowali w niedziele, była to zarówno szansa na dodatkowe dochody, ale również okazja na kontakt ludźmi. Różnorodne opinie na ten temat pokazują, że zdecydowanie warto szukać rozwiązań, które w istotnie większym stopniu niż obecnie będą łączyły punkty widzenia i interesy różnych grup Polaków . 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
26.11.2025 16:26
„Nowa paleta na sprzedaż, nietrafiony prezent”: fiskus bierze się za kontrole na Vinted i OLX
Wielu sprzedawców ‘nietrafionych prezentów‘ na Vinted to przedsiębiorcy.Wiadomości Kosmetyczne

Resort finansów potwierdził, że prowadzi szeroko zakrojone kontrole wobec osób sprzedających w internecie, obejmujące m.in. użytkowników Vinted i OLX. Według danych ministerstwa, aż 84 operatorów platform przekazało fiskusowi informacje o ponad 309 tys. unikalnych podmiotach, w tym 177 tys. osób fizycznych, za lata 2023 i 2024. Dane te, przekazywane na podstawie nowych przepisów, dotyczą wartości sprzedaży, liczby transakcji oraz charakteru oferowanych przedmiotów. Informacje za 2023 r. trafiły do KAS do 31 grudnia 2024 r., a za rok 2024 – do końca stycznia 2025 r. Skala raportowania sprawiła, że kontrole nabrały tempa od czerwca, a intensyfikacja wezwań do urzędów widoczna jest od września.

Wątpliwości użytkowników budzi przede wszystkim rozróżnienie między sprzedażą okazjonalną a działalnością gospodarczą. Na forach sprzedawców pojawiają się liczne relacje osób, które były przekonane, że limity „kwoty wolnej” dotyczą również dochodów z platform sprzedażowych. Jedna z użytkowniczek Vinted, która uzyskała około 36 tys. zł przychodu, została wezwana do złożenia wyjaśnień i skorygowania PIT-36, ponieważ pięciokrotnie przekroczyła limit działalności nierejestrowanej. Inna sprzedająca, która w 2025 roku osiągnęła przychód ok. 20 tys. zł, była przekonana, że „do 30 tys. zł wszystko jest bez podatku”, nie wiedząc, że limit ten dotyczy ogólnej kwoty wolnej od podatku, a nie dodatkowych zarobków z platform.

Skala problemu widoczna jest także na OLX i Allegro, choć w tym tekście pomijane są inne platformy niż Vinted i OLX. Użytkownicy zgłaszają przypadki, w których fiskus wzywa do wyjaśnienia rozbieżności między deklaracjami a danymi przekazanymi przez serwisy. Według relacji ministerstwa od czerwca do końca września KAS przeprowadziła ponad 160 czynności sprawdzających, w których wykryto nieprawidłowości na kwotę ponad 3 mln zł, oraz 57 kontroli celno-skarbowych i podatkowych, obejmujących często kilka okresów rozliczeniowych, z ustaleniami przekraczającymi 33 mln zł. W pierwszej kolejności analizowane są transakcje przekraczające 30–40 tys. zł rocznie, co – jak wynika z rozmów z użytkownikami – jest obecnie głównym progiem ryzyka.

image

Vinted to najtańszy serwis kurierski? Ekonomista: Spodziewajmy się podwyżki cen.

Fiskus ocenia, czy dana sprzedaż ma charakter okazjonalny, czy nosi znamiona działalności gospodarczej. Analizowane są m.in. regularność transakcji, liczba przedmiotów, ich pochodzenie, sposób prezentacji oraz to, czy przedmioty zostały nabyte z zamiarem dalszej odsprzedaży. Przykładowo sprzedający, który osiągnął 34 tys. zł obrotu i 320 transakcji w 2024 roku, otrzymał informację o konieczności założenia działalności gospodarczej ze skutkiem od miesiąca przekroczenia limitu działalności nierejestrowanej. Dodatkowo organ podatkowy może domagać się zapłaty zaległego podatku wraz z odsetkami, a nawet składek, jeżeli działalność powinna być zarejestrowana wcześniej.

Eksperci przypominają, że osoby obawiające się konsekwencji mogą skorzystać z instytucji czynnego żalu, czyli dobrowolnego zgłoszenia zaniedbań, zanim zostaną one wykryte podczas kontroli. Jak podkreśla doradca podatkowy Przemysław Hinc, szybkie uregulowanie zaległości, korekta deklaracji i dopełnienie obowiązków rejestracyjnych może pozwolić na uniknięcie dotkliwych kar. W świetle nowych uprawnień i intensywnej analityki KAS, obejmującej dane z raportowania krajowego i wymiany automatycznej w UE, eksperci podkreślają, że sprzedaż internetowa – także ta prowadzona na Vinted i OLX – nie jest już obszarem anonimowym i coraz częściej wymaga pełnej zgodności z przepisami podatkowymi.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Marketing i media
26.11.2025 10:59
Nowa era beauty marketingu? Prawne aspekty współpracy z AI influencerami
lilmiquela IG

Coraz więcej producentów kosmetyków sięga po usługi marketingowe influencerów generowanych przez sztuczną inteligencję. Wirtualni ambasadorzy potrafią skutecznie promować produkty i budować zaangażowanie odbiorców, działając w sposób zbliżony do „ludzkich” celebrytów. Dla branży beauty jest to kuszące rozwiązanie – z wielu względów.

AI influencerzy zawsze wyglądają doskonale, są dostępni przez całą dobę, w pełni kontrolowani przez markę (brak ryzyka skandalu obyczajowego), a ich wynagrodzenie zwykle jest niższe niż w przypadku tradycyjnych współprac. Jednocześnie przyciągają duże grono potencjalnych klientów. 

image
lilmiquela IG

Dla przykładu Lil Miquelę, którą obserwuje na Instagramie ponad 2,3 mln użytkowników i która współpracowała m.in. z Pradą czy Calvinem Kleinem. Nic dziwnego, że branża beauty uznała to za kuszącą opcję.

Co ciekawe, według badań HypeAuditor, wirtualni influencerzy generują prawie trzykrotnie większe zaangażowanie niż „prawdziwi” influencerzy. 

Przykład sieci Douglas pokazuje, że wykorzystanie wielojęzycznych wirtualnych twarzy może zwiększać zaangażowanie i obniżać koszty kampanii. Marka łączy współpracę z prawdziwymi twórcami oraz influencerami AI. W 2024 roku po raz pierwszy w Polsce do promocji maskary Mini Maxi Douglas Collection zaangażowano wirtualną influencerkę – Meta_Queen, znaną m.in. z TikToka.

Z drugiej strony marka Dove deklaruje, że nigdy nie użyje AI do tworzenia lub zniekształcania wizerunku kobiet, uznając ją za zagrożenie dla autentycznego wizerunku piękna i kontynuując 20-letnią misję kampanii Real Beauty: „Dziś, wkraczając w erę, w której przewiduje się, że do 2025 roku 90 proc. treści będzie generowanych przez sztuczną inteligencję, nasze przesłanie wciąż jest aktualne: piękno musi być prawdziwe” – deklaruje marka.

Jak taka współpraca wygląda od strony prawnej?

AI influencerzy są nowym zjawiskiem, które nie zostało jeszcze w pełni uregulowane ani przez UE, ani przez polskie przepisy. Dlatego współpraca z nimi (a w zasadzie z ich operatorami czy twórcami) wymaga szczególnej ostrożności, zwłaszcza w zakresie nieuczciwej konkurencji, praw autorskich i odpowiednio skonstruowanych umów.

Czym jest influencer marketing i influencer AI? 

Influencer marketing to rodzaj promocji produktów, opierający się na współpracy reklamodawców z influencerami (ang. influencers), czyli twórcami treści internetowych posiadających wpływ (ang. influence) na swoich odbiorców. 

AI influencerzy to osoby lub przedsiębiorcy, którzy tworzą i publikują treści w Internecie przy użyciu wirtualnych postaci generowanych przez sztuczną inteligencję. Takie postacie zachowują się jak prawdziwi ludzie, tj. mają własny styl, osobowość i sposób komunikacji.

Działalność AI influencera w świetle prawa nieuczciwej konkurencji

Prawo nie określa wprost, jak oznaczać reklamy w mediach społecznościowych, jednak obowiązuje fundamentalna zasada: treści o charakterze reklamowym nie mogą wprowadzać konsumenta w błąd. Konsument musi wiedzieć, że ogląda reklamę lub treść sponsorowaną. Taka informacja musi być czytelna, jednoznaczna i łatwa do zrozumienia.

Niezgodne z prawem jest brak wyróżnienia materiałów reklamowych i nieodróżnianie ich od tych niekomercyjnych, ale także oznaczenie tych materiałów w sposób niejasny (np. ukrycie znaczników o reklamie/ współpracy sponsorowanej w nazwie profilu albo dopisanie oznaczeń później).

Zwracam uwagę, że za kryptoreklamę mogą odpowiadać zarówno influencerzy, jak i przedsiębiorcy, którzy zlecili opublikowanie reklamy. Prezes UOKiK może nałożyć na przedsiębiorcę karę do 10 proc. jego rocznego obrotu, nakazać zaprzestanie nieuczciwej praktyki, zobowiązać do usunięcia jej skutków (np. sprostowania reklamy), a także opublikować decyzję na koszt przedsiębiorcy.

Przykład ukaranych polskich influencerów 

W marcu 2025 r. Prezes UOKiK nałożył kary na trzech znanych influencerów (Filipa Chajzera, Dodę oraz Małgorzatę Rozenek-Majdan) za niewłaściwe oznaczanie treści reklamowych. Łączna wysokość kar wyniosła ok. 500 tys. zł. Decyzja ta potwierdza, że brak oznaczenia lub nieczytelne oznaczenie materiałów promocyjnych może zostać uznane za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów.

Przykładowo, Dorota Rabczewska (Doda) realizowała liczne płatne współprace, m.in. dla marki kosmetycznej Sodore. Treści reklamowe oznaczała jednak najczęściej jedynie poprzez wskazanie nazwy przedsiębiorcy albo dodanie hashtagu #współpraca, który był widoczny dopiero po rozwinięciu opisu posta.

Uniwersalne wytyczne Prezesa UOKiK

W 2022 r. Prezes UOKiK opublikował nadal aktualne wytyczne pt. „Rekomendacje dotyczące oznaczania treści reklamowych przez influencerów”, których celem jest zapobieganie wprowadzaniu konsumentów w błąd. Zasady te, choć skierowane do realnych twórców,  mogą być stosowane analogicznie do influencerów wirtualnych. 

Poniżej wybrane kluczowe rekomendacje UOKiK, które wprost można odnieść do AI influencerów:

  • podwójne oznaczenie materiału (funkcja platformy + opis posta),
  • używanie jednoznacznych tagów, np. #reklama, #MateriałReklamowy, #PostSponsorowany,
  • zakaz stosowania nieczytelnych lub obcojęzycznych skrótów, takich jak #ad,
  • obowiązek wskazania marki, której produkt jest promowany,
  • umieszczanie oznaczeń w widocznym miejscu – najlepiej na początku opisu lub nagrania,
  • oznaczenia powinny być wyraźne, czytelne i odróżniać się od pozostałej treści,
  • stosowane w języku polskim, o ile profil jest prowadzony po polsku.

Jak zgodnie z prawem ujawniać użycie AI?

Rozporządzenie o sztucznej inteligencji (AI Act) wprowadza tzw. obowiązek przejrzystości dla twórców i użytkowników systemów sztucznej inteligencji generujących lub istotnie modyfikujących obrazy, dźwięk czy wideo. Takie treści muszą być wyraźnie oznaczone jako wygenerowane przez AI, chyba że zmiany mają charakter jedynie techniczny i nie wpływają istotnie na znaczenie oryginału, np. poprawa koloru tła.

Dla producentów kosmetyków działających lub reklamujących się w UE oznacza to, że materiały generowane lub w znacznym stopniu edytowane przez sztuczną inteligencję powinny zawierać widoczne informacje lub informacje na poziomie metadanych (np. znacznik „wygenerowane przy pomocy sztucznej inteligencji”) o tym, że dana postać i jej posty zostały wygenerowane przez narzędzia generatywnej AI. 

Za naruszenie przepisów o przejrzystości grożą kary do 15 mln euro lub 3 proc. globalnego obrotu przedsiębiorcy. Obowiązek dotyczy nie tylko twórców systemów AI, ale również marek, agencji i studiów publikujących treści wygenerowane czy zmodyfikowane przez AI.

W praktyce producent kosmetyczny powinien:

•    wprowadzić w umowach z wykonawcami obowiązek oznaczania treści generowanych przez AI i co jakiś czas weryfikować czy tak w praktyce jest;

•    regularnie aktualizować procedury dotyczące korzystania z narzędzi AI w jego przedsiębiorstwie – przegląd i aktualizacja tych regulaminów (np. kwartalnie) pozwala śledzić zmiany w przepisach i wytycznych zarówno na poziomie unijnym, jak i krajowym.

Ochrona wizerunku postaci wygenerowanych przez AI

Influencerzy AI (w przeciwieństwie do osób fizycznych) nie posiadają praw osobistych, w tym prawa do ochrony wizerunku. Wszystkie prawa przysługują twórcy, operatorowi lub podmiotowi, który nabył ogół praw do danej wirtualnej postaci.

Przykładem jest influencerka AI Lil Miquela, stworzona przez spółkę Brud, której twórcy posiadają pełen pakiet praw własności intelektualnej (IP): prawa autorskie do wyglądu, zarejestrowane znaki towarowe dla imienia, podpisów i innych elementów wizualnych.

W praktyce „podobizna” wirtualnej osoby stanowi zestaw praw własności intelektualnej, które – podobnie jak utwór czy znak towarowy – mogą być przedmiotem przeniesienia, licencjonowania lub sprzedaży. Dlatego przedsiębiorcy powinni precyzyjnie uregulować w umowie z ambasadorem zasady przeniesienia lub  korzystania z praw IP, które powstaną w toku współpracy.

WNIOSKI:

Przyszłość wirtualnych influencerów zapowiada się kolorowo, zwłaszcza w świetle dynamicznego rozwoju technologii i nowych sposobów jej wykorzystania. Marki beauty coraz częściej angażują twórców AI, a hybrydowe kampanie łączące influencerów ludzkich i wirtualnych stają się standardem. Takie działania poszerzają zasięgi, wzmacniają wizerunek marki oraz umożliwiają tworzenie wysoce spersonalizowanych treści.

Przedsiębiorcy współpracujący z wirtualnym ambasadorem powinni jednak zadbać o precyzyjne uregulowanie w umowie zasad publikacji materiałów, sposobu ich oznaczania, w tym zgodności z wytycznymi Prezesa UOKiK i zasadą transparentności. Z kolei twórcy influencerów AI powinni zabezpieczać ich tożsamość poprzez rejestrację odpowiednich znaków towarowych (takich jak nazwa, pseudonim, logo czy cechy charakterystyczne).

W konsekwencji współpraca z wirtualnym influencerem może stanowić istotną szansę dla marek kosmetycznych – pod warunkiem dopasowania koncepcyjnego i zachowania pełnej zgodności z obowiązującymi przepisami.

Natalia Basałaj, radca prawny, Kancelaria Hansberry Tomkiel

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
27. listopad 2025 00:28