StoryEditor
Beauty
30.11.2014 00:00

Ewa Kasprzyk: Piękno w harmonii z duszą

Do kawiarni, w której się umówiłyśmy, weszła nieumalowana, a mimo to większość spojrzeń skierowano właśnie na nią i jej ujmujący uśmiech. Ewa Kasprzyk, szerokiej publiczności znana z roli Barbary Wolańskiej z „Kogla-mogla”, Kwiryny z „Dziewcząt z Nowolipek”, Elżbiety z „Bellissimy”, Ilony z serialu „Złotopolscy”, od kilku lat rozśmiesza widzów Teatru Kwadrat, jako m.in. „mocherówa” Anna Lewandowska. Nam zdradza, dlaczego lubi dostawać wycisk, dlaczego nie chce, by mówiono o niej celebrytka i w jaki sposób marnotrawi swój nadczas.


Agnieszka Saracyn-Rozbicka: Hermann Hesse napisał, że „Świat jest jednością, a zarazem jest tak różnorodny, piękno możliwe jest tylko w przemijaniu, łaski może zaznać tylko grzesznik”. Czuje się Pani zbawiona?
Ewa Kasprzyk:
Niedawno wróciłam z Tajlandii, gdzie przez miesiąc ciężko trenowałam tajski boks. Zebrałam parę ciosów, wylewałam siódme poty, więc jeśli to jest droga do zbawienia, to mogę z całą śmiałością powiedzieć, że tak (śmiech).
Podoba mi się zdanie, które Pani powiedziała, że umieramy z nadczasu. Ma Pani poczucie, że swój czas wykorzystuje w 100 procentach?
E.K.:
Teraz mam mieszane uczucia, bo bardzo lubię spać. Sen mnie regeneruje i nie wyobrażam sobie, że mogłabym spać krócej niż 8 godzin. Kiedyś miałam wyrzuty sumienia, że w tym czasie mogłam zrobić coś innego. Natomiast obecnie jestem na takim etapie „slow life”. Nie chcę i nie muszę gonić, żeby być wszędzie, żeby wystąpić w każdym serialu, każdej sztuce itd. i w konsekwencji dzielić dzień na godziny i, jak większość ludzi, być w niedoczasie. Ja uważam, że każdy człowiek ma zapas nadczasu. Nawet nie wyobrażamy sobie, ile mamy wolnego czasu. A że czasami go trwonimy... Cóż, w końcu czy jest coś bardziej przyjemnego niż kawa wypita w dobrym towarzystwie, spacer w słońcu, czy chwila wyciszenia? Uwielbiam swój nadczas marnotrawić właśnie na takie drobne przyjemności. Część ludzi o tym zapomina. Wie pani, kiedy mnie to najbardziej uderza? Kiedy wyjeżdżam poza Polskę. Zawsze mi się wydawało, że każdy taki wyjazd to strata: kontaktu, pracy, angażu... A w tej chwili doszłam do wniosku, że tylko zyskuję: nabieram dystansu, poznaję inną kulturę, inne zwyczaje, mam czas dla siebie, poznaję nowych przyjaciół i to jest świetne na tym etapie życia, na jakim jestem.
I na tym etapie życia przyszedł czas na wydanie książki „Mił.ość”.
E.K.:
Maciek Kędziak (współautor) przeprowadzał kiedyś ze mną wywiad. Jakiś czas po tym spotkaliśmy się, a on wyszedł z propozycją książki o mnie. Punkt po punkcie opisał mi, jak on to widzi. Byłam bardzo zaskoczona, bo nie planowałam jeszcze pisać autobiografii, ale przekonał mnie i spróbowaliśmy.
Czego się Pani o sobie z niej dowiedziała. W końcu w epilogu pyta Pani współautora: „Zastanawiam się, czyje to życie... Moje???”
E.K.:
Trochę się zdziwiłam, że tyle się już stało w moim życiu i że pewien jego etap został zakończony w momencie, kiedy oddałam tę książkę do druku. Teraz już niczego nie mogę zmienić. Analogicznie jest z filmem – po premierze, choćbyśmy mieli milion pomysłów, jak byśmy mogli zagrać daną postać lepiej, to i tak już nic nie zrobimy. Zarówno poprzez rolę, jak i autobiografię – jeśli są szczere, to oddajemy część siebie, swoją pracę i chcemy kogoś sprowokować do refleksji. Jestem przeszczęśliwa za każdym razem, gdy w trakcie spotkań autorskich ktoś pokazuje mi zakreślone fragmenty z naszej książki i mówi, że mu pomogły lub mógł je utożsamić z własnym życiem. To dla mnie najlepsza recenzja.
Momentami w książce bardzo się Pani otwiera, jak we fragmencie o początkach współpracy z Grzegorzem Królikiewiczem, gdy po kilku dniach na planie dosłownie zmiażdżył Panią psychicznie w obecności całej ekipy filmowej. Niektórzy w takiej sytuacji by uciekli, a Pani została.
E.K.:
To był jeden z trudniejszych momentów z mojej młodości. Moje pierwsze doświadczenie odrzucenia, usłyszenia, że do czegoś się nie nadaję. Pomimo tego to wydarzenie bardzo mi pomogło, bo pozwoliło mi zahartować się na przyszłość. W aktorstwie tak już jest, że wiele razy jesteśmy odrzucani, przechodzimy różne castingi, dostajemy rolę lub nie. Nie każdy jest na to przygotowany. Ja się nie poddałam i to jest takie moje małe zwycięstwo. Widocznie taką mam drogę. Są osoby, które dostają się do szkoły za pierwszym razem, przez chwilę są na topie, a potem świat o nich zapomina. Moja droga jest bardzo kręta, wszystko mi się przydarza małymi krokami i może trochę później niż zazwyczaj, ale widocznie tak miało być.
Chciałaby Pani zaczynać karierę teraz?
E.K.:
Zależy jak na to spojrzeć. Zazdroszczę młodym aktorom tego, że mają dużą dostępność do wszystkiego, że znają języki, mogą grać w produkcjach zagranicznych, mogą spróbować kariery w Hollywood. Nie mają takiej bariery, którą myśmy mieli w PRL-u.
Dla nas Hollywood pozostawało poza dostępem. Może to być na plus lub minus, bo można się w tym zagubić, ale jak obserwuję swoje młodsze koleżanki, to mam wrażenie, że one są bardziej świadome tego, co chcą osiągnąć. Natomiast kiedyś bardziej liczyła się sztuka wysoka. Teraz większość artystów – celebrytów jest znana ze zdjęć z bankietów, projektowania ubrań etc., niż z dobrych ról. Kiedyś nie było rozdrabniania się. Dlatego bardzo mnie drażni, jak ktoś nazywa mnie celebrytką, bo zupełnie się nią nie czuję.
I przykłada Pani wagę do słowa, co też obecnie rzadko się zdarza. Gustaw Holoubek w swojej książce „Teatr jest światem” napisał, że słowo ma wręcz niebezpieczną moc.
E.K.:
Ja byłam wychowana na szkole Ewy Lassek. Była znakomitą aktorką i bardzo wiele jej zawdzięczam, m.in. zaszczepiła we mnie miłość do słowa. Obecnie panuje wręcz moda na niechlujne mówienie, serialowe granie, ale to się nie sprawdza w teatrze. Nieraz gramy na olbrzymich scenach i nie wyobrażam sobie, żeby nie usłyszeli mnie widzowie, którzy siedzą na balkonie lub w ostatnich rzędach. Nie ma takiej możliwości.
A à propos Gustawa Holoubka, to kiedyś wystawiałam przed nim spektakl „Patty Diphusa” w Teatrze Ateneum, jako egzamin dyplomowy z reżyserii Marty Ogrodzińskiej. Była 10 rano, a tekst obfitował w wiele niecenzuralnych słów, dlatego starałam się jak najszybciej go zagrać. Gdy skończyłam ten monodram, zapadła cisza, a Mistrz po chwili skwitował: „To jest świetne. Tylko nie należy się tak spieszyć, a wierzyć w słowo, które się mówi”. To nas połączyło. Ze słowem w teatrze można zrobić absolutnie wszystko, a dla aktora taka zabawa słowem to prawdziwa uczta.
A kiedy na scenie zadaje Pani sobie pytanie, co by było, gdybym to ja była Anną Lewandowską ze sztuki „Berek, czyli upiór w moherze”, to jest Pani jeszcze Ewą Kasprzyk czy już postacią?
E.K.:
Jak przychodzę do teatru, to jestem Ewą Kasprzyk, ale wystarczy, że pojawi się kostium, charakteryzacja i przejmuję całkowicie cechy Lewandowskiej. Chyba dobrze oddaje to moja garderobiana, kiedy widzi mnie w kostiumie:  „O, i już jest Anna Lewandowska”.
Szczerze mówiąc, to w pierwszej chwili zastanawiałam się, czy to Pani występuje w tym przedstawieniu.
E.K.:
Tak, ta charakteryzacja jest na tyle myląca, że do bileterek podchodzą widzowie i pytają, dlaczego pani Kasprzyk dziś nie gra? To najlepszy komplement dla aktorki, że swoją osobowość ukryła pod kostiumem postaci i tak zagrała, że nikt jej nie rozpoznał.

Pedro Almodovar powiedział, że „ktoś, kto jest samotny, kto nie ma jakiegoś szczególnego celu i kto bezustannie ociera się o stan załamania, znajduje się jednocześnie w sytuacji ogromnej „dyspozycyjności”. Wszystko może mu się przydarzyć i dlatego jest idealną postacią do opowiedzenia jakiejś historii.
E.K.:
Absolutnie się pod tym podpisuję. Tak jest w przypadku Patty Diphusa – byłej gwiazdy porno na skraju załamania nerwowego. Pomimo wielu traumatycznych przeżyć jest bardzo zdeterminowana i w dalszym ciągu ma w sobie niesamowitą pogodę ducha. „Nieważne, że zostałam zgwałcona, ważne, że nie padał wtedy deszcz” – to jej filozofia. Taka postać jest bardzo ciekawa do grania. W końcu człowiek zdeterminowany zrobi wszystko, żeby osiągnąć zamierzony cel. Wyposażenie postaci w taki bagaż doświadczeń daje aktorowi bardzo duże możliwości. Uwielbiam grać ten monodram, bo ma w sobie wszystko: miłość, samotność, poszukiwanie szczęścia, dużą dozę optymizmu. A wracając do poprzedniego pytania, to po zagraniu tego spektaklu nie mogę tak od razu wyjść z roli, to gdzieś mnie trzęsie i muszę odreagować chwilę. To inny ciężar gatunkowy i nie tak łatwo się z tego otrząsnąć. Ale taka jest cena sztuki, każda rola czegoś wymaga i dużo nas kosztuje.
Z którą postacią ze swojego dorobku mogłaby się Pani zaprzyjaźnić?
E.K.:
Myślę, że z każdą, bo każdej dałam coś od siebie. Nawet, choć najmniej, z Wolańską z „Kogla-mogla”. Jeśli się tak zastanowić to najczęściej grałam te złe (śmiech). W sumie to dobrze, bo granie amantek jest nieciekawe. Kwirynę z  „Dziewcząt z Nowolipek” darzę sentymentem, bo to moja pierwsza rola. Cieszę się, że zagrałam w kultowym już „Koglu-moglu” i artystycznej „Bellissimie”, która przyniosła mi wyróżnienia i nagrody, jak również niesamowitą satysfakcję z samego grania tej postaci. Mogłabym tak długo wymieniać...
Jaka jest Pani definicja piękna?
E.K.:
Piękno musi być w harmonii z duszą. Jeśli ktoś jest piękny tylko zewnętrznie, a nie ma osobowości, inteligencji, nie potrafi się pięknie wypowiadać, to nie spędzę z nim dłużej niż 10 minut. To tak jak z brylantami widzianymi zza szyby. Czasem zwykły kamień, jeśli niesie przekaz emocjonalny, może być cenniejszy niż wszystkie produkty jubilerskie razem wzięte. Pięknie pisał o tym Norwid: „Bo piękno na to jest, by zachwycało do pracy – praca, by się zmartwychwstało”.
Na chwilę zostawmy wnętrze i skupmy się na tym, jak Ewa Kasprzyk dba o swoją urodę?
E.K.:
Nie zdradzę wszystkiego, bo nie sposób (śmiech). Natomiast cieszę się, że dożyłam takich czasów, gdzie jest taki dostęp do kremów i różnorodnych metod dbania o siebie i swoją skórę. Kiedyś kobiety po 50-ce wyglądały jak babcie, a teraz są brane za mamy swoich wnuków. Jeśli chodzi o moją codzienną pielęgnację, to nie poświęcam jej zbyt dużo uwagi, bo jestem w ciągłym ruchu i ruch sprawia, że czuję się i wyglądam dobrze. Z zabiegów uwielbiam peelingi ciała, twarzy, tajskie masaże – oprócz tego że są robione profesjonalnie w wiadomych punktach uciskowych, to poprawiają kondycję moich mięśni. Jestem fanką sportów, i uwielbiam moment, gdy na treningu dostaję wycisk. Uwielbiam sparingi z moją córką Małgosią. Mój organizm produkuje wtedy ogromne ilości serotoniny. Dawanie sobie w kość to najszczęśliwszy dla mnie stan. Najgorzej się zasiedzieć.
A jeśli chodzi o kosmetyki?
E.K.:
Kocham serum na twarz marki Gernetic, które poleciły mi kosmetyczki z salonu La Femme. Dodatkowo zawsze muszę mieć krem nawilżający i natłuszczający. Do tego błyszczyk i wodę w sprayu, bo mam suchą skórę i muszę ją nawilżać. Coraz bardziej przywiązuję wagę do składu kosmetyków, żeby były pochodzenia naturalnego. Wielokrotnie byłam uczulona na produkty, nawet te z górnych półek.
Na co dzień się nie maluję, choć mam sporą kolekcję kosmetyków kolorowych. Przez długi czas byłam twarzą La Perli i oni przekonali mnie do czegoś bardziej doraźnego, jak np. mezoterapia. Natomiast jestem przeciwniczką radykalnych cięć – uważam, że to na długo nie starcza. Poza tym moja twarz ma się zmieniać i muszę jej nadawać różne cechy.
Pani Ewo, gdyby pojechała Pani teraz...
E.K.:
Gdzie? Ja zawsze chętnie gdzieś pojadę (śmiech).
Do Gdańska, do Teatru Wybrzeże i spotkałaby Pani Ewę Kasprzyk sprzed 15 lat, to co by jej Pani powiedziała?
E.K.:
Jedź kobieto do Warszawy! (śmiech) Myślę, że to był dobry transfer. Zostawiłam coś i poznałam coś nowego. A jeżeli spotkamy się za 10 lat to, kto wie, co odpowiem. Nie wydaje mi się, że to moje ostateczne miejsce na świecie...
Napisała Pani, że tylko wyobraźnia ustanawia granicę naszych możliwości. Jakie jeszcze granice chce Pani przekroczyć?
E.K.:
Teraz moim marzeniem jest poszukanie sobie innej przestrzeni, oprócz tego że gram w Teatrze Kwadrat. Bardzo chcę wrócić do grania ról mocno dramatycznych i bardzo bym chciała zagrać u Krzysztofa Warlikowskiego. To byłoby przekroczenie jakiejś granicy... Zawsze myślmy o tym, co jest możliwe, co może nas spotkać. Na razie jestem na etapie „slow life” i chcę to podtrzymywać. Mam w planach podróż na Hawaje, żeby zgłębiać tajniki tamtejszej filozofii, która pozwala osiągnąć harmonię tego świata z naszym światem wewnętrznym. Powiem w sekrecie, że planujemy realizację drugiej części „Berka", mając na uwadze to, jaką popularnością i sympatią widzów cieszy się pierwsza część. Poza tym chcę zrobić 30-minutowy film o mnie, o kobiecie, o miłości idealnej, ale bez ości. 
Rozmawiała:
Agnieszka Saracyn-Rozbicka
Zdjęcia: Sara Niedźwiecka/Sara Niedźwiecka
Photography/www.sara-photo.com


ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Zdrowie
24.04.2025 14:03
Technologia i piękny uśmiech idą w parze – przełom w codziennym dbaniu o wrażliwe zęby
O powodach nadwrażliwości zębów i innowacyjnych metodach na radzenie sobie z tym problemem opowiadali Aleksandra Dukanović, Senior Brand Manager Oral Health Care Poland w Haleon oraz lek. med. Robert Buda  Marzena Szulc

Nowoczesne technologie stały się nierozłącznym elementem naszego życia, spotykamy je nie tylko w smartfonach, ale także w przedmiotach codziennego użytku – nawet w paście do zębów. Przykładem jest technologia NovaMin, stworzona z myślą o osobach zmagających się z nadwrażliwością zębów, którą odczuwa 67 proc. dorosłych Polaków [1].

Dla wielu oznacza ona konieczność rezygnacji z ulubionych dań, zmianę nawyków, a nawet lęk przed wizytą u dentysty czy zabiegami, takimi jak wybielanie. Tymczasem NovaMin oferuje proste i skuteczne rozwiązanie – tworzy warstwę ochronną na wrażliwych obszarach zębów, zmniejszając nadwrażliwość. Jak dokładnie działa i w której paście do zębów jej szukać?

Nadwrażliwość – skąd się bierze i z czym się wiąże?

Jedzenie lodów, picie gorącej kawy czy zimnych napojów – te przyjemności dla wielu osób wiążą się z bólem i dyskomfortem. Przyczyna? Nadwrażliwość zębów. 

Istnieje kilka powodów, dla których nasze zęby mogą być wrażliwe – często wynika to ze ścierania się szkliwa zębów. Kiedy szkliwo ulega ścieraniu lub dochodzi do recesji dziąseł, może zostać odsłonięta warstwa zębiny – twardej, choć mniej niż szkliwo, struktury zbudowanej z kolagenu i sieci maleńkich kanalików. Kanaliki te prowadzą do nerwów w centrum zęba. Gdy spożywamy coś gorącego lub zimnego, bodźce te mogą przemieszczać się przez kanaliki i podrażniać nerw, powodując krótki, ostry ból.

Według badań aż 77 proc. osób z nadwrażliwością unika zimnych napojów czy jedzenia, 38 proc. stara się nie spożywać gorących potraw, a niemal 80 proc. z nich kontroluje sposób w jaki spożywają posiłki, by uniknąć bólu i upewniać się, że jedzenie nie dotyka niektórych zębów. Ograniczenia, którym się poddajemy, aby ulżyć nadwrażliwym zębom, mogą znacząco wpływać na komfort codziennego życia. Na szczęście istnieją nowoczesne technologie, które wspierają odbudowę ochrony zębiny oraz zwiększają komfort użytkowników.

NovaMin – technologia w tubce pasty do zębów

Technologia NovaMin powstała z myślą o regeneracji tkanek w medycynie. Po latach badań odkrycie, które pomogło w szybszym zrastaniu się kości, doprowadziło do powstania rozwiązania dla osób, które cierpią z powodu nadwrażliwości zębów. NovaMin to związek, który zawiera te same składniki, co hydroksyapatyt – minerał naturalnie występujący w zębach. NovaMin, wchodząc w kontakt ze śliną, regeneruje warstwę ochronną utraconą z wrażliwych zębów. Zaczyna naprawiać nadwrażliwe zęby już w 2 minuty, a ulgę w nadwrażliwości przynosi w 14 dni.

Gdzie szukać NovaMin?

NovaMin jest składnikiem nowej linii past Sensodyne Clinical Repair. Skuteczność zawartej w paście technologii została potwierdzona w wielu badaniach klinicznych.

Dwóch na trzech dorosłych zmaga się z nadwrażliwością, co znacząco wpływa na ich codzienne życie, w tym na wybory żywieniowe i podejmowane aktywności. Pacjenci rezygnują również z higienizacji stomatologicznej, czy zabiegów estetycznych, takich jak skaling czy wybielanie, właśnie z powodu obaw przed bólem. Dzięki licznym badaniom wiemy, że konsumenci oczekują od pasty do zębów czegoś więcej niż chwilowego efektu – szukają rozwiązań, które przyniosą długotrwałe korzyści. Jako producent terapeutycznych past do zębów Sensodyne, nieustannie inwestujemy w badania i dostarczamy produkty, które pomagają pacjentom dbać o zdrowie jamy ustnej i wrażliwe zęby. Nowe pasty Sensodyne Clinical Repair, mające status wyrobu medycznego, pozwalają konsumentom cieszyć się skuteczniejszym czyszczeniem i wybielaniem, jednocześnie zapewniając ochronę przed nadwrażliwością – komentuje Aleksandra Dukanović, Senior Brand Manager Oral Health Care Poland w Haleon.

Ochrona przy wybielaniu wrażliwych zębów

Wybielanie zębów cieszy się rosnącą popularnością, jednak nie każda metoda jest odpowiednia dla osób z nadwrażliwością. Preparaty, które zawierają silniejsze roztwory wybielające (przeważnie nadtlenki) lub pozostają na zębach dłużej (np. na noc) mogą prowadzić do nasilenia dolegliwości. Jednym z rozwiązań dla osób poszukujących bezpiecznych metod wybielania jest nowa pasta Sensodyne Clinical White, stworzona z myślą o ochronie szkliwa i codziennym stosowaniu. Regularne stosowanie pasty dwa razy dziennie przynosi widoczne efekty już po ośmiu tygodniach. Zęby stają się jaśniejsze nawet o dwa odcienie, a zawarty w paście składnik depolaryzujący zakończenia nerwowe w kanalikach zębinowych pomaga ograniczyć ryzyko dyskomfortu związanego z nadwrażliwością.

image
Dwóch na trzech dorosłych zmaga się z nadwrażliwością, co znacząco wpływa na ich codzienne życie, w tym na wybory żywieniowe i podejmowane aktywności.
Marzena Szulc

Nadwrażliwość zębów to problem, który dotyka znaczną część populacji, wpływając na jakość codziennego życia. Dzięki postępom w stomatologii, takim jak technologia NovaMin, pojawiają się nowe możliwości w zakresie łagodzenia tego dyskomfortu i skuteczniejszego postępowania z nadwrażliwością zębów. Dbanie o zdrowie jamy ustnej przy użyciu nowoczesnych produktów może przynieść ulgę i poprawić komfort życia wielu osób.

 

[1] IPSOS Dane Penetracyjne, Polska, fala listopad-grudzień 2024

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Zapachy
08.04.2025 06:00
Retro sprzedaje? Siła nostalgii w nowoczesnej perfumerii
Flakon Chanel No. 5 to klasyk designu i symbol ponadczasowej elegancjiMarzena Szulc

Nasz zmysł węchu posiada wyjątkową moc przenoszenia nas w czasie, jednym wdechem ożywiamy wspomnienia z intensywnością, której nie dorównują inne zmysły. Niezależnie, czy jest to dymna woń kadzidła, unosząca się leniwie w zakrystii, czy metaliczny oddech letniego deszczu, spadającego na rozgrzaną ziemię. Przemysł perfumeryjny doskonale rozumie tę więź między zapachem a pamięcią emocjonalną, budując strategie marketingowe, które sięgają znacznie głębiej, niż do naszych portfeli.

W świecie perfum zapach to coś więcej niż zmysłowa przyjemność – to emocjonalna podróż. Jedna nuta może przywołać wspomnienia z dzieciństwa: zapach skóry matki, pierwszej miłości, wakacji sprzed dekady. Perfumy stają się tym samym czymś znacznie więcej, niż tylko produktem – to osobiste archiwa pamięci, intymne opowieści zamknięte we flakonach.

Coraz więcej marek świadomie sięga po nostalgię jako narzędzie budowania więzi z odbiorcą. Psychologia emocji i pamięci zapachowej staje się dziś nie tylko inspiracją dla twórców, lecz także potężnym narzędziem strategii, zarówno artystycznej, jak i marketingowej.

Psychologia zapachu: dlaczego emocje pachną?

Zapach to jeden z najbardziej pierwotnych zmysłów – rozwija się już w życiu płodowym i przez większość życia towarzyszy nam, często działając na poziomie podświadomym. W odróżnieniu od wzroku czy słuchu, sygnały węchowe trafiają niemal bezpośrednio do układu limbicznego – tej części mózgu, która odpowiada za emocje, instynkty i pamięć. To właśnie dlatego zapachy wywołują tak silne, często natychmiastowe reakcje na poziomie emocjonalnym.

Zjawisko to znalazło swój literacki wyraz w słynnym "efekcie Prousta" – nazwanym od ikonicznej sceny z "W poszukiwaniu straconego czasu", w której smak magdalenki zanurzonej w herbacie uruchamia u narratora nagły potok wspomnień z dzieciństwa. Choć początkowo uznawano to za czysto poetycki obraz, dziś wiemy, że zapach rzeczywiście potrafi wywołać intensywną reakcję emocjonalną.

W kulturze japońskiej, podobnie jak w literaturze Prousta, zapachy są traktowane jako nośniki wspomnień i emocji. W kulturowym rozumieniu Mono no aware, czyli japońskiej koncepcji "uczuciowej wrażliwości na ulotność rzeczy", to właśnie efemeryczność doznań – w tym zapachów – buduje głębię przeżycia. Zapach jest z natury ulotny i trudny do zatrzymania, dlatego staje się idealnym nośnikiem tej filozofii: chwila trwa, zachwyca … i znika.

Psychologia, mówi o pamięci węchowej/olfaktorycznej, a neurobiologia dopowiada: zapachy mają bezpośredni dostęp do wspomnień – z pominięciem świadomości.

Co ciekawe, wspomnienia wywołane przez zapachy są nie tylko bardziej intensywne, ale też bardziej pozytywne i emocjonalnie nasycone, niż te wywołane przez obraz czy dźwięk. Mood Media informuje, że 75 proc. wszystkich emocji generowanych codziennie jest wywoływanych przez zapach, a prawdopodobieństwo zapamiętania czegoś, co pachnie, jest sto razy większe niż innych bodźców zmysłowych.

Badania przeprowadzone przez Sense of Smell Institute wskazują, że podczas gdy wizualne zapamiętywanie obrazów spada do około 50 proc. już po trzech miesiącach, to po roku człowiek przypomina sobie zapachy z dokładnością do 65 proc. (Mood Media). To dlatego perfumy potrafią być tak osobiste – mogą przywołać zapomnianą scenę z dzieciństwa, przypomnieć dawno niewidzianą osobę albo wywołać poczucie bezpieczeństwa, którego nie sposób wyrazić słowami. Dodatkowo, badania opublikowane w czasopiśmie Neuron wykazują, że zapachy mogą przywoływać wspomnienia z dzieciństwa, nawet po uszkodzeniu hipokampa, obszaru mózgu odpowiedzialnego za pamięć.

Z kolei WGSN wskazuje na rosnące znaczenie zapachów jako narzędzia wyrażania tożsamości, tzw. Scenting for identity, w myśl którego perfumy stają się czymś więcej niż tylko sposobem wyrażania indywidualnych emocji i stylu; zaczynają odgrywać istotną rolę w komunikowaniu wartości, kultury i osobistych przekonań. Zapachy nie tylko przywołują wspomnienia, ale i stają się nośnikiem kulturowych narracji, które pozwalają ludziom lepiej wyrazić siebie w kontekście społecznym i kulturowym.

Marketing emocji: jak marki perfumeryjne budują nostalgię?

Nostalgia to potężne narzędzie marketingowe – jednej strony jest subtelnym przypomnieniem o przeszłości, z drugiej potrafi wywołać silne emocje i związać konsumenta z produktem na poziomie osobistym. W przemyśle perfumeryjnym nostalgiczna nuta jest obecna w każdej fazie kreacji – od zapachu, przez opakowanie, po kampanie reklamowe.

Wzbudzanie tęsknoty za "tym, co minęło" to sposób na stworzenie emocjonalnej więzi z konsumentem i wywołanie uczucia, które nie jest tylko związane z samym produktem, ale z pamięcią o chwilach, osobach i miejscach.

Storytelling: zapachy jako opowieści o przeszłości

Współczesne marki perfumeryjne coraz częściej wykorzystują storytelling jako jedną z głównych strategii budowania nostalgii. Wspomnienia dawnych czasów, romantyzm, klasyka, a także tendencja do idealizowania przeszłości – wszystko to splata się w narracjach, które towarzyszą zapachom. Perfumy stają się opowieściami noszonymi na skórze: o minionych miłościach, dzieciństwie, podróżach czy kiedyś codziennych, dziś już zapomnianych rytuałach.

Linia Maison Margiela Replica to doskonały przykład zapachów inspirowanych codziennymi momentami, które zapadają w pamięć – By the Fireplace otula ciepłem wieczoru przy kominku, a Lazy Sunday Morning pachnie spokojem niedzielnego poranka i świeżą pościelą. To perfumy, które odtwarzają atmosferę intymnych, nostalgicznych chwil i codziennych rytuałów.

Byredo sięga po symbolikę codziennych przedmiotów i miejsc, które niosą ze sobą historię i emocje. Bibliothèque to zapach inspirowany atmosferą starych bibliotek, który przywołuje wspomnienia z dzieciństwa spędzanego w cichych, pełnych książek przestrzeniach. Kompozycja łączy zapach starych książek, drewna i skóry, tworząc nostalgiczną opowieść o literackiej tradycji i magii.

Kultowy Lipstick Rose od Frédéric Malle to zapach stworzony przez Ralfa Schwiegera, który zainspirowany był wspomnieniami o zapachu szminki matki twórcy. Schwieger opowiadał, że w dzieciństwie, całując swoją mamę, wyczuwał charakterystyczny aromat jej szminki, który stał się główną inspiracją do stworzenia tej kompozycji. Kompozycja łączy pudrowe i kwiatowe nuty z delikatną wanilią, tworząc zapach pełen elegancji i hołdu dla intymnej kobiecości.

Diptyque proponuje bardziej osobistą podróż: Philosykos to zapach figowego drzewa, inspirowany wspomnieniami z wakacji w Grecji. Wypełniony światłem, zielenią i spokojem letnich dni, jak pocztówka z dzieciństwa spędzonego na południu Europy.

Z kolei Tea Tonique od Miller Harris zabiera nas w podróż na plantację herbaty, gdzie poranna mgła otula rzędy krzewów, a orzeźwiający, cytrusowy zapach liści unoszący się w powietrzu wprowadza nas w dzień. To zapach, który oddawać ma uczucie świeżości i harmonii.

Retro design jako klucz do emocji

Estetyka opakowań, flakonów i etykiet odgrywa kluczową rolę w budowaniu nostalgii i przywoływaniu emocji. Wiele marek sięga po klasyczne wzory inspirowane minionymi dekadami, aby wywołać w konsumentach poczucie powrotu do przeszłości.

Przykładem może być Chanel No. 5, którego flakon jest klasykiem designu i symbolem ponadczasowej elegancji, definiowanej przez prostotę i subtelną finezję. Inny interesujący przykład retro podejścia do designu to marka Dior, która w swoich zapachach, takich jak Miss Dior, nawiązuje do klasycznych flakonów z lat 50, nadając im nowoczesny charakter, ale zachowując tradycyjne proporcje i detale.

Marki takie jak Jean Paul Gaultier wprowadzają limitowane edycje, które oddają ducha retro, jak choćby słynne flakony w kształcie męskiej sylwetki z lat 90., które stały się ikoną. Guerlain natomiast reintrodukował swoje ikoniczne flakony "pszczoły", a niszowe marki jak Penhaligon‘s budują całą swoją tożsamość wokół wiktoriańskiej estetyki. Co ciekawe, nawet gdy zawartość flakonu ewoluuje, by odpowiadać współczesnym preferencjom zapachowym, opakowanie często pozostaje zakorzenione w przeszłości.

Czytaj też: Guerlain przywitał Rok Węża wyjątkowym flakonem

W świecie zdominowanym przez minimalistyczne opakowania i cyfrowe doświadczenia zakupowe, obserwujemy rosnącą fascynację młodego pokolenia perfumami o wyraźnie retro charakterze. To, co jeszcze dekadę temu mogłoby być postrzegane jako przestarzałe, dziś stanowi pożądany element wyróżniający produkt na zatłoczonym rynku. Retro design w perfumach, podobnie jak w modzie czy wystroju wnętrz, przyciąga uwagę swoją estetyką, ale także często bywa postrzegany jako bardziej "ekskluzywny" i "kultowy", co ma duże znaczenie w budowaniu tożsamości marki.

Media społecznościowe, szczególnie Instagram i TikTok, wzmacniają ten trend. Hashtagi #vintageperfume czy #perfumecollector gromadzą miliony wyświetleń, a młodzi influencerzy z dumą prezentują swoje kolekcje retro flakonów.

image
Marki perfumeryjne coraz częściej wykorzystują storytelling jako jedną z głównych strategii budowania nostalgii
Marzena Szulc

Składniki: aromatyczne wspomnienia

Nostalgia nie jest tylko domeną narracji i opakowań – to przede wszystkim zapach, który ma moc przywoływania wspomnień i wywoływania emocji. Każdy składnik perfum, od kwiatowych nut po drzewne akcenty, oddziałuje na nasze zmysły w sposób głęboki, przywołując specyficzne wspomnienia, które mają emocjonalny charakter.

Wiele nut zapachowych jest silnie powiązanych z określonymi chwilami w życiu, przywołując obrazy, zapachy i atmosfery z przeszłości.

W szczególności nuty gourmand w perfumach to prawdziwa uczta dla zmysłów, łącząc słodkie, pyszne zapachy z głębokimi emocjami. Kojarzą się z przyjemnymi wspomnieniami dzieciństwa, domowymi wypiekami czy wyjątkowymi chwilami spędzonymi z bliskimi. Składniki takie jak wanilia, czekolada, karmel czy praliny wywołują uczucie komfortu, ciepła i bezpieczeństwa. Ich obecność w perfumach przywołuje obrazy domowego ogniska, filiżanki gorącej czekolady w zimowy wieczór czy letnich wypieków, które wypełniają dom zapachem radości.

Nuty kwiatowe również mają silne powiązanie z nostalgią. Róża kojarzy się z pierwszymi miłościami, z uczuciami, które z biegiem lat stają się coraz bardziej "tęskne" i nostalgiczne. Pierwszy pocałunek, wyznanie miłości, chwile spędzone w objęciach ukochanej osoby – róża w perfumach ma odzwierciedlać te wyjątkowe momenty, które zapisują się w pamięci na zawsze. Jaśmin natomiast wywołuje wspomnienia letnich wieczorów, ogrodów pełnych kwiatów i ciepła egzotycznych miejsc. To zapach, który kojarzy się z relaksem, tajemniczością i zmysłowością.

Piżmo, ze swoją głęboką, zwierzęcą nutą, budzi uczucia stabilności, zmysłowości i pewności siebie. To zapach, który wprowadza poczucie bezpieczeństwa i spokoju, stając się symbolem trwałości emocji. Drzewo sandałowe, z ciepłym, drzewnym charakterem, przywodzi na myśl duchowość i refleksję. Jest to zapach, który kojarzy się z podróżami do odległych kultur i chwilami spędzonymi w medytacji.

Cytrusy, takie jak pomarańcza czy grejpfrut, symbolizują radość, świeżość i energię. Kojarzą się z letnimi dniami, wakacjami i nowymi początkami, wywołując uczucie optymizmu i zapału do działania. To zapachy, które niosą ze sobą pozytywne emocje, przypominając o chwilach pełnych witalności.

Każdy z tych składników perfum ma swoją unikalną moc przywoływania emocji i wspomnień, które wykraczają poza proste zapachowe doznania. Wybór perfum staje się więc nie tylko decyzją estetyczną, ale także sposobem na oddanie siebie, swoich przeżyć i związków z przeszłością.

Reedycje i personalizacja: strategie łączące zapachy z tożsamością marki

Reedycje klasycznych zapachów to również skuteczna strategia, łącząca siłę marki z emocjonalnym przywiązaniem. Gdy Chanel przywraca zapach z lat 20, nie sprzedaje jedynie perfum, ale kawałek historii. Dla starszych konsumentów to powrót do młodości, dla młodszych – obietnica dotknięcia czegoś autentycznego i ponadczasowego. Reedycje często prezentowane są jako "oryginalne formuły", co dodatkowo wzmacnia ich autentyczność i ekskluzywność.

Sezonowe i limitowane edycje perfum systematycznie odwołują się do cyklicznych wspomnień – świątecznych momentów, wakacji czy pór roku. Tworzą one poczucie pilności ("dostępne tylko przez ograniczony czas") oraz ekskluzywności, jednocześnie budząc skojarzenia z konkretnymi, pozytywnymi doświadczeniami. Zimowe edycje przywołujące zapach pierników, cynamonu i grzanego wina nie są przypadkowe: mają uruchomić całą kaskadę ciepłych wspomnień związanych z okresem świątecznym.

Coraz więcej marek perfumeryjnych idzie o krok dalej, oferując możliwość personalizacji zapachów, by klient mógł stworzyć swoją własną, nostalgiczna historię. Jo Malone, Creed, Le Labo, ScentCraft oferują personalizację, od stworzenia zapachu po jego butelkowanie. To tylko niektóre przykłady marek, które umożliwiają konsumentom tworzenie wspomnień na miarę ich zapachowych i estetycznych preferencji.

W odpowiedzi na tę tendencję powstają także specjalne miejsca – dedykowane niszowe studia, ale i sieci butików, takie jak Maison 21G, Perfume Studio czy warszawskie Mo61 Perfume Lab, w których klienci mogą stworzyć swoje unikalne, niepowtarzalne kompozycje zapachowe.

Każde z tych podejść, umiejętnie wplecione w szerszą wizję marki, przekształca zwykły produkt w wehikuł czasu, obiecujący konsumentowi więcej niż tylko przyjemny zapach – emocjonalną podróż do ‘własnego ja‘ oraz do miejsc i czasów, które ukształtowały jego tożsamość.

Kim są konsumenci nostalgii?

Nostalgia w perfumach nie jest zarezerwowana dla jednej grupy wiekowej. Wręcz przeciwnie – działa jak uniwersalny język emocji, choć różni konsumenci odczytują ją na swój sposób. Dla jednych to powrót do konkretnych wspomnień, dla innych – stylizowana tęsknota za czasami, których nigdy nie doświadczyli.

Pokolenie urodzone w latach 80. i 90. (Millenialsi), które dziś ma trzydzieści kilka lub czterdzieści lat, coraz chętniej sięga po perfumy przywołujące wspomnienia z młodości. Do łask wracają klasyki, które kiedyś stały na toaletce mamy lub były obiektem westchnień na szkolnych dyskotekach: Naomi Campbell (1999), Avon Far Away, a także zapachy dostępne w kioskach czy Peweksie, jak Być Może … W niszy popularne stają się kompozycje inspirowane "perfumami z kaset VHS", jak np. DS & Durga Radio Bombay.

Co ciekawe, również "najmłodsze pokolenie dorosłych" – pokolenie Z – zakochało się w nostalgii. Choć nie pamiętają lat 80. czy 90, chłoną ich estetykę z TikToka, Pinteresta czy filmów z filtrem retro. The Mirror omawia powrót klasycznych perfum z lat 90-tych, które zyskują popularność właśnie wśród pokolenia Z. Wzrost sprzedaży tych zapachów jest znaczący: o 381 proc. w przypadku Joop! Homme i o 228 proc. dla Calvin Klein Eternity for Men.

Jednym z coraz silniejszych zjawisk jest tzw. anemoia – nostalgia za czasami, które nigdy nie były naszym udziałem. Widać to szczególnie wśród młodszych konsumentów, w tym dla pokolenia Z i części Alpha, którzy idealizują estetykę PRL-u, lat 80, 90 czy wczesnych 2000s, nie z sentymentu, a z fascynacji "innym światem".

Dla osób urodzonych w latach 60. i 70. (pokolenie X) nostalgia ma głębszy wymiar – nie tylko emocjonalny, ale także tożsamościowy. To oni pamiętają, jak naprawdę pachniał Opium (YSL) czy pierwsze formuły Chanel No. 5. Gdy marki wypuszczają reedycje zapachów lub nowe wariacje na ich bazie, ta grupa reaguje z dużym sentymentem, ale i wyczuleniem na zmiany formuł.

Wśród konsumentów nostalgii są również niszowi kolekcjonerzy i grupa pasjonatów zapachowej archeologii. Są aktywni na forach, analizują batch code‘y, polują na oryginalne wersje Fidji, Magie Noire, czy Dior Diorella. Często mają zapachową pamięć absolutną i potrafią rozpoznać zmiany w formule, nawet jeśli oficjalnie ich nie było…

Zapach przeszłości w przyszłości. Co dalej z nostalgią w perfumach?

Przyszłość nostalgii w perfumerii to połączenie tradycji z innowacją, gdzie wspomnienia z przeszłości spotykają się z cyfrową transformacją. Marki perfum będą nie tylko odwoływać się do klasycznych kompozycji, ale również wykorzystywać nowe technologie, aby umożliwić konsumentom jeszcze głębsze doświadczenie zapachu. Tradycyjne kompozycje zapachowe zostaną wzbogacone o cyfrowe doświadczenia, jak interaktywne opowieści i personalizacje, które pozwolą klientom "odkrywać" historię perfum w sposób angażujący i unikalny.

Coraz bardziej realne stają się scenariusze, w których technologia pozwoli "wgrać" zapachy z przeszłości do cyfrowego świata. Firmy takie jak L‘Oréal, Givaudan czy IFF już inwestują w rozwiązania oparte na sztucznej inteligencji, które umożliwiają analizę starych próbek i rekonstrukcję zapachów, nawet jeśli pewne składniki są dziś niedostępne lub zakazane/wycofane z użytku.

Równolegle rozwijają się cyfrowe archiwa zapachów, jak Osmothèque we Francji, a także nowatorskie inicjatywy wykorzystujące NFT i blockchain, które mogą zachować unikalne kompozycje dla przyszłych pokoleń. W takim kontekście idea, że pewnego dnia będziemy mogli odtworzyć klasyki typu Chanel No. 5 z 1921 roku na podobieństwo pliku mp3, staje się nie tylko futurystycznym marzeniem, ale realnym kierunkiem rozwoju.

Takie rozwiązania otwierają nowe możliwości nie tylko dla konsumentów, którzy będą mogli doświadczać historycznych zapachów w nowoczesny sposób, ale także dla branży perfumeryjnej, która zyska nowe narzędzia do eksploracji i reinterpretacji swojego dziedzictwa.

Nostalgia nie zniknie, lecz jak każda emocjonalna tendencja będzie ewoluowała. Przestanie być tylko stylizacją na retro, a stanie się głębszą refleksją nad tym, co znaczy "pamięć w perfumach". Będzie łączyć przeszłość z teraźniejszością, analog z cyfrowym, emocje z technologią. Bo w końcu czy nie na tym polega magia perfum? Na ulotnym zatrzymaniu tego, co już minęło, ale wciąż roztacza swój niepowtarzalny aromat?

Marta Krawczyk

Czytaj też: 

Fenomen rynkowy marki Lattafa. Jak stała się symbolem orientalnych perfum w europejskim wydaniu? [ANALIZA]

Amouage: klasyczna nisza w obliczu nowej definicji luksusu

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
25. kwiecień 2025 13:04