StoryEditor
Ciało
21.01.2014 00:00

Kasia Wilk: Żyć dobrze i niczego nie żałować

Uznawana za jedną z najzdolniejszych polskich wokalistek, właścicielka niezwykle charakterystycznego, mocnego wokalu i charyzmatycznej osobowości, autorka tekstów, kompozytorka i producentka – Kasia Wilk opowiada o muzycznym czarowaniu, eksperymentach z makijażem i niezastąpionym dystansie do siebie.


AGNIESZKA SARACYN-ROZBICKA: „Ludzie nie krzyczą i nie szaleją pod adresem zespołu, robią to z powodu swoich wspomnień” – powiedział Bono. Jak Ty byś się do tego ustosunkowała i co jest dla Ciebie esencją muzyki?
KASIA WILK:
Zgadzam się z tą wypowiedzią. Kiedy ludzie będą utożsamiać się z tekstem utworu, melodia będzie przywoływać ich wspomnienia, wtedy znajdzie się on wysoko w ich osobistym rankingu, w pamięci. Nieważne, czy słyszeli jakąś piosenkę przypadkiem, ważne co wtedy czuli. Jeśli z jakimiś dźwiękami będzie wiązać się konkretny stan emocjonalny, to znaczy, że zadanie, które artysta wypełnia, zostało wykonane. Siłą rzeczy ludzie zainteresują się również zespołem lub artystą, który stworzył produkt.
Każdy w głębi duszy jest egoistą – odbiera piosenki w zależności od stanu wewnętrznego, w jakim się znajduje. Jeśli zakotwiczy się po raz pierwszy w danych dźwiękach jako szczęśliwy, będzie do nich wracał i będzie szczęśliwy w momencie jej słuchania. Czasami może być odwrotnie – tyle przypadków, ile ludzi. Nie wierzę jednak, że człowiek bezwarunkowo zakochuje się w artyście i przyjmuje wszystkie jego owoce z uwielbieniem. Piosenki, z którymi można się utożsamiać albo przywołać wspomnienia, są łącznikiem między słuchającym a tworzącym i to one są najważniejsze.
Dla mnie esencją muzyki jest tekst. Dlatego, gdy tworzę piosenkę, utwór słowno-muzyczny, największy nacisk stawiam właśnie na treść. Staram się pisać tak, żeby być zrozumianą w przekazie, szczerą, dopasowuję słowa do charakteru muzycznego. Kiedy więc słyszę durową, brzmiącą wesoło harmonię, wykluczam poważne, smutne słowa. Chyba że śmieję się przez łzy. Na pierwszym miejscu jest dla mnie przekaz, później ubieram go w dźwięki, produkcję i nadaję mu ogólny charakter.
Pamiętasz swoją pierwszą kupioną płytę?
K.W.:
„Dangerous" Michaela Jacksona kupiona w kiosku przy ul. Kościuszki w Lubinie. Bardzo miło wspominam – à propos wcześniejszego pytania – ten czas spędzony z mamą przy jakichś porządkach domowych. Nieważne, co to było, czułam się szczęśliwa i ta płyta zawsze będzie mi się kojarzyć z czymś beztroskim i z domem rodzinnym. Pamiętam, że tę oryginalną zajechałyśmy wtedy do granic możliwości.
Czyja kariera jest dla Ciebie źródłem inspiracji?
K.W.:
Myślę, że Kayah. Odważnie? Może. Dzieli nas kilkanaście lat i o tyle lat pracy przede mną. Kiedy przyglądam się naszym drogom, to zauważam między nami wiele podobieństw. Tak samo jak ona muszę walczyć o swoje, nic nie przychodzi bez pracy, w naszym przypadku podwójnej. Bóg nie obdarzył mnie ciałem bogini, ani twarzą miss. Kayah kiedyś też chyba powiedziała takie zdanie, że uroda jej nie pomagała. Choć dla mnie zawsze była i jest piękną kobietą.
Same piszemy i komponujemy, eksperymentujemy, a śpiew w chórkach sprawia nam wielką radość. Obie też jesteśmy wrażliwe, namiętne i bardzo uparte w dążeniu do celu. Potrafimy pisać i śpiewać otwarcie o uczuciach. Obie też kochamy czerwone wino. Życzę sobie takiej pozycji, jaką wypracowała Kayah i takiej konsekwencji w działaniach.
Myślisz, że artystom wolno więcej?
K.W.: T
o by było zbyt zuchwałe. Wszyscy mamy takie same prawo do wyrażania siebie. Artyście po prostu więcej się wybacza, uważając jego inność za nieodzowną część jego natury. Ludzie się do tego przyzwyczaili, że artyści otwarcie pokazują swoje uczucia, o to też chodzi w ich twórczości. Jednak, gdy wykorzystują oni swój status, to nie musimy się na to godzić. Druga sprawa, kiedy widzi się kogoś ekstrawertycznego, wzbudzającego zainteresowanie, to choć odwracamy głowę, oczy same gonią w jego stronę. Tak działa nasza podświadomość – ile wzbudzi kontrowersji, o tyle bardziej będzie ciekawszy dla odbiorcy.
Często to tylko zwykła prowokacja. Jakkolwiek i gdziekolwiek by się nie zdarzyła. Nie zapominajmy, że artystą jest ktoś, kto tworzy i kreuje. Znam wiele barwnych i szalonych postaci, które swoją niezwykłość pokazują w swoich pracach. Są wspaniałe, a ich twórcy nie wzbudzają ogólnego zamieszania swą osobowością, a w tłumie też ich nie widać. Warto o tym pamiętać i nie mierzyć wszystkich jedną miarą.
A w Tobie drzemie dusza prowokatorki?
K.W.:
Jestem spontaniczna, więc czasem robię i mówię głupie rzeczy, ale nie ma to nic wspólnego z odwagą czy prowokacją. Moim celem nie jest przyciągać uwagę byle jak, nie lubię się ośmieszać, choć umiem się z siebie śmiać. Mam dużo dystansu, ale w kwestii wizerunku trzymam się raczej przeciętności, bo to wynika z mojej natury. Nie wpływa to na rozwój mojej kariery, jak twierdzą „eksperci od mediów”, ale ja to tempo nadaję sobie sama. I cenię sobie ten komfort. Prowokować lubię, ale w odpowiednich miejscach. A gdy jestem w tłumie, idealnie się wtapiam. Czasem jestem głośna i przebojowa, nie wstydzę się siebie, ale nie lubię też za bardzo zwracać na siebie uwagi.
Jak wygląda Twój dzień?
K.W.:
Ostatnio zbiega się wiele obowiązków, więc robię wszystko naraz: pracuję nad płytą, remontuję mieszkanie, rozpoczęłam kompleksową regenerację głosu, więc chodzę na regularne zajęcia śpiewu. Piszę piosenki dla siebie i innych, a w międzyczasie koncertuję, biorę udział w różnych eventach, spotykam się z fanami. Ostatnio rankami szybko się „ogarniam" i ruszam głównie do urzędów w przekonaniu, że tym razem coś uda mi się załatwić w sprawie budowy. Kto próbował się z tym zmierzyć, ten wie o czym mówię.
Wieczory zostają mi na śpiewanie, ale już od grudnia zaczęłam odpadać zbyt wcześnie – to wynika z mojego ogólnego samopoczucia zimą. Kładę się więc nieprzyzwoicie wcześnie i szczerze mówiąc mogłabym przespać czas do wiosny (i to bez wina). Ale skoro już nie śpię za dnia, skupiam się głównie na tym, by uporządkować swoją przestrzeń życiową, żeby mieć własne miejsce, zrelaksować się w nim i z czystą głową oraz sercem całkowicie poświęcić się temu, co lubię najbardziej – muzyce i ukończeniu kolejnej płyty.
No właśnie, jak przebiegają prace nad Twoim trzecim solowym albumem?
K.W.:
Prace przebiegają w zależności od mojej energii. I siły. Nikt niczego nie zrobi za mnie, a ja ciągle szukam, ciągle chcę zrealizować wyobrażenie o mojej trzeciej płycie, tylko ja wiem, jaka ma być. Teoretycznie z materiału, który napisałam przez te dwa lata mogę zrobić trzy osobne płyty. Pytanie jednak, czy zrobić trzy czy jedną, ale taką, o jakiej marzę?
Ciągłe bicie się z myślami dręczy, dlatego odpuściłam na chwilę, by, tak jak wspomniałam, ogarnąć swoją przestrzeń życiową. Powiem tylko, że w ostatnim czasie nastąpiły we mnie ogromne zmiany emocjonalne, dojrzałam do ekshibicjonizmu w pewnym zakresie, i płyta z pewnością będzie tego obrazem. W towarzystwie smyków i żywych instrumentów można naprawdę czarować.
Zaczynałaś od gospel, reggae, funky – powrócisz kiedyś do takiej stylistyki?
K.W.:
Zapewne nigdy się z tym nie rozstałam, wszystkie te gatunki przemycam gdzieś do siebie i swojej twórczości, na koncerty i do aranżacji, szczególnie wokali. Niedawno wpadła mi w ręce pewna propozycja reggae – jeśli tylko okaże się w moim guście, wezmę w niej udział.

Gdybyś nie była wokalistką, to…
K.W.:
Studiowałabym technologię żywności, ale to mogę zrobić w każdej chwili. Robiłabym make-up albo aranżowałabym wnętrza, bo lubię to wykonywać hobbistycznie. Prowadziłabym też sprzedaż produktów eko, ponieważ ze względu na problemy z nadwagą, od zawsze byłam zmuszona interesować się zdrową żywnością i omijaniem śmieci w artykułach spożywczych. Myślę, że spożytkowałabym swój zapał i energię do granic możliwości. Pewnie teraz miałabym już kilka ekosklepów. Może śpiewałabym w jakimś chórze gospel i byłabym mamą trojga dzieci? Kto wie (śmiech)?

Twoje motto życiowe?
K.W.:
Żyć dobrze i niczego nie żałować. Słuchać siebie i dbać o tych, których kocham.
Pokusisz się o swoją definicję piękna?
K.W.:
Wygląd – naturalny, zadbany, stonowany. Tak naprawdę piękno to pojecie względne, dla jednych to umysł, dla innych twarz, ciało, włosy. Dla mnie to uśmiech. Jeśli zdobi twarz, to jest ona zawsze piękna.
Podobają Ci się Polki? Umiemy o siebie zadbać i jesteśmy świadome swojej kobiecości?
K.W.:
Jesteśmy świadome, ale mamy mnóstwo kompleksów. To wynika z mody, którą kreują media. Co druga z nas ma zaburzenia pokarmowe, co druga ma depresję lub cierpi na zakupoholizm. Ciągle czegoś od siebie chcemy. Z jednej strony to dobrze, bo się motywujemy, ale z drugiej musimy nauczyć się odpuszczać.
Ostatnio kilkakrotnie byłam na Wschodzie. Tam wciąż dziewczyny chodzą w sukienkach, mają perfekcyjny, pełen meke-up, zadbane dłonie, rozpuszczone długie włosy. Nie mają niczego, taka jest sytuacja w kraju, żadnych szans na rozwój, równouprawnienie, żadnych możliwości, a mimo to są szczęśliwe. My w Polsce mamy wszystko i wciąż jesteśmy niezadowolone.
Polki są oczywiście pięknymi kobietami o zadziornych charakterkach – takie temperamenty lubię najbardziej. Gdy rozglądam się na ulicach, widzę, jak kobiety kreują swój styl, jak dbają o swój wizerunek i w konfrontacji z krajami mody: Francją czy Włochami, wypadamy naprawdę bardzo dobrze. Obserwuję też programy i blogi modowe. Cieszą się one dużą popularnością i to też świadczy o tym, że kobiety chcą o siebie dbać i pięknie wyglądać. Niekiedy jednak odnoszę wrażenie, że zatracamy się w pędzie do pięknego wyglądu, zapominając, że wizerunek i powierzchowność to dodatki do nas samych. Musimy nauczyć się dbać o siebie i swoje wnętrze, i właśnie nabycia tej umiejętności wszystkim Polkom życzę.
Pielęgnacja to dla Ciebie obowiązek czy przyjemność?
K.W.:
Kiedy oddaję się chwili relaksu, to wszystkie zabiegi – szczególnie te, przy użyciu kosmetyków o wyjątkowych zapachach – to dla mnie prawdziwa przyjemność. Na co dzień w pielęgnacji, ze względu na brak czasu, ograniczam się do podstawowego minimum: buzia – krem, paznokcie – lakier, prysznic, włosy – szampon, odżywka i mogę zdobywać świat.
Jakie zabiegi lubisz najbardziej?
K.W.:
Takie, w których ja leżę, a miła pani wmasowuje we mnie wszystkie pachnące cuda natury (śmiech).
Jesteś zwolenniczką domowego spa?
K.W.:
W domu moim jedynym spa jest długa kąpiel – jestem wręcz jej „przezwolenniczką”. Potem, głównie z poczucia obowiązku, wcieram w ciało krem ujędrniający lub antycellulitowy.
Na co zwracasz szczególną uwagę przy wyborze kremu: na konsystencję, zapach czy działanie?
K.W.:
Dopasowuję krem do potrzeb mojej skóry. Zazwyczaj na mojej półce można znaleźć kilka produktów o różnych specyfikacjach. Mam cerę mieszaną, przetłuszczającą się w strefie T, a bardzo suchą na policzkach. Niedawno zauważyłam też kilka pękniętych naczynek. Moja mama dostrzegła u siebie trądzik różowaty – istnieje więc prawdopodobieństwo, że jeśli nie zadbam odpowiednio o skórę, to również mogę cierpieć na tę przykrą chorobę skóry.
Jestem w pełni świadoma, jakim obciążeniom poddaję skórę: makijażem kryjącym, gęstym podkładem i matującymi warstwami pudru. Używam produktów mineralnych, ale dla skóry kilka godzin uwięzionej pod tym wszystkim w gorącym świetle i pocie czoła, to prawdziwa masakra. Staram się kłaść grube warstwy kremu nawilżającego i maski nawilżające po każdym takim zdarzeniu, a w dni, gdy nie występuję, pozwalam skórze pooddychać nie obciążając jej makijażem. Unikam słońca i stosuję filtry. Aplikuję też krem na naczynka w miejscach, w których widzę takie zmiany.
Zimą zaś stosuję tłusty krem zmieszany z lekkim pudrem marki Iwostin, przeznaczony do cery naczynkowej w celu ochrony skóry przed działaniem czynników zewnętrznych. Mam na półce kilka różnych kremów, różnych producentów. Nie uważam, że polskie kremy odbiegają od tych znanych marek. Nie dajmy się zwariować.

Jakich kosmetyków jest najwięcej w Twojej łazience?
K.W.:
Zdecydowanie perfum, następnie kremów do rąk (zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym staram się dbać o ręce) i na końcu produktów do pielęgnacji twarzy. Nie mogę też nie wspomnieć o kosmetykach do pielęgnacji włosów. Zawsze miałam długie włosy i prawdziwego bzika na punkcie ich wyglądu. Pilnuję, żeby były błyszczące i zdrowe, mimo wielu eksperymentów z ich kolorem i strukturą. Od kilku lat zaniechałam farbowania, kiedy nie muszę, to nie suszę ich suszarką, używam łagodnych środków, a kiedy oddaję je w ręce fryzjera dwa razy przemyślę, kto to ma być i jak obchodzi się z włosami. Najczęściej stylizuję fryzurę sama sobie. Taka ze mnie Zosia-Samosia...
Absolutne must have w Twojej kosmetyczce?
K.W.:
Płyn do demakijażu (bez usunięcia makijażu nie idę spać), pęseta i krem nawilżający.
Lubisz eksperymentować z makijażem?
K.W.:
Bardzo. Czasem próbuję różnych rozwiązań na sobie, nawet jeśli nie ma specjalnej ku temu okazji. Zawsze lubiłam się malować. Kiedy byłam w liceum mój tata nie był tym zachwycony, więc nauczyłam się robić sobie czarne kreski w drodze do szkoły w autobusie bez lustra. Dziś zazwyczaj maluję się sama, bo tylko ja wiem, w jakiej kresce moje oko wygląda najlepiej. Z czasem maluję się też mniej – to chyba zawsze tak działa, odwrotnie proporcjonalnie. Im jestem starsza, tym mniejszą mam potrzebę zewnętrznego liftingu, a większą samoakceptację.
W teledysku do utworu „Być może” jesteś ucharakteryzowana na mężczyznę. Skąd pomysł?
K.W.:
Aby złamać stereotyp związany z roszczeniami kobiet w stosunku do mężczyzn. Tekst piosenki „Być może” opowiada o niepewności. Śpiewa go kobieta, jednak celowo przeobraziłam się w mężczyznę, by opowiedzieć tę historię z jego perspektywy. To dowód na to, że teksty pisane przez kobietę mogą trafiać również do mężczyzn, którzy tak samo jak my z pewnymi uczuciami nie mogą ani nie muszą się godzić. Taki unisex treści.
Jakie są Twoje marzenia i plany na najbliższą przyszłość?
K.W.:
Kąt, kat, własny kąt! Moje postanowienia noworoczne to: samodzielne skoki ze spadochronem, zakup motoru i skończenie kursu na prawo jazdy w kategorii A. Poza tym doprowadzenie strun głosowych do porządku, nagranie płyty, wyjazd do stanów od LA do NYC kamperem (najlepszy przyspieszony kurs języka angielskiego) i przeczytanie wszystkich książek, które dostałam pod choinkę.
W takim razie życzę zrealizowania tych wszystkich licznych postanowień w nowym roku i dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała:
Agnieszka Saracyn-Rozbicka
fot. materiały prasowe 


NIE MOGĘ OBEJŚĆ SIĘ BEZ:


Tusz do rzęs: Yves Saint Laurent – świetnie pogrubia i wydłuża, sporą wadą jest cena i niewydajność
Fluid: Double wear Estee Lauder – mocno kryjący, matujący idealny na scenę
Pomadka: Nivea Pure & Natural, Olive & Lemon – dobrze chroni i ładnie pachnie; Dior Addict – moim zdaniem zapewnia średnie krycie, za to daje piękny winylowy połysk
Baza pod makijaż: Kanebo, Sensai, Smoothing water make-up o konsystencji lekkiego żelu – nie zatyka porów i nie obciąża skóry, a w połączeniu z podkładem Double wear Estee Lauder mój makijaż utrzymuje się przez całą noc;
Kremy: nawilżający Dior Hydra Life – stosuję głównie na noc. W zimie sięgam po ochronny tłusty krem marki Ziaja i krem do cery naczynkowej marki Iwostin
Perfumy: DKNY – Be Delicious, DKNY – Woman, Versace – Versense, Versace – Diamond, Cavalli – Just Cavalli, Jimmy Choo – Flash, Burberry – Brit i Body, Armani – Code


ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Ciało
14.07.2025 09:05
Krem z filtrem – must have nie tylko na lato
Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging.
Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging. / MAP mat.pras.
Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging.
/ MAP mat.pras.
Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging.
/ MAP mat.pras.
Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging.
/ MAP mat.pras.
Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging.
Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging.
Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging.
Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging.
Gallery

W sektorze produktów kosmetycznych nie ma drugiego tak kompleksowego, niezbędnego i zarazem dynamicznie zmieniającego się na przestrzeni lat wyrobu jak krem z filtrem. Ochrona przeciwsłoneczna z dodatkowej funkcji „ochronnej” awansowała do roli głównej w codziennej pielęgnacji: prewencyjnej oraz anti-aging.

Dlaczego „SPF” to dziś nie tylko ochrona przed promieniowaniem?

Pierwsze dostępne na rynku produkty promieniochronne kojarzone są z ciężkimi, tłustymi oraz bielącymi kremami stosowanymi tylko w wakacje, na plażę. Dziś, dzięki zaawansowanej technologii i w odpowiedzi na potrzeby współczesnych użytkowników, filtry UV są podstawą formuł inteligentnych, nowoczesnych kosmetyków – lekkich, niewidocznych, multifunkcyjnych!

Chronią nie tylko przed promieniowaniem UVB (odpowiedzialnym za poparzenia), ale przede wszystkim przed UVA, które jest dużo bardziej niebezpieczne, penetruje głęboko do skóry właściwej, przyspieszając starzenie i indukuje powstawanie przebarwień. Nowoczesne formuły zapewniają szerokospektralną ochronę, także przed HEV (High Energy Visible light, światło niebieskie o wysokiej energii) i IR (InfraRed, promieniowanie podczerwone) – kluczowe w erze cyfryzacji.

Skóra, słońce i fotostarzenie – co wiemy?

Z badań dermatologicznych jednoznacznie wynika, że nawet 80 proc. widocznych oznak starzenia się twarzy jest spowodowanych ekspozycją na promieniowanie UV.

A fotostarzenie to nie tylko zmarszczki – to utrata jędrności, elastoza (degradacja włókien elastynowych), nierównomierna tekstura, rozszerzone naczynia krwionośne i trudne w redukcji przebarwienia. Dlatego coraz więcej kosmetyków z substancjami promieniochronnymi działa na wielu polach – nie tylko ograniczają promieniowanie które dociera do skóry, ale także wspierają naprawę komórek, regulują melanogenezę (produkcję barwnika skóry – melaniny) oraz łagodzą stany zapalne.

Krem z filtrem jako kosmetyk wielozadaniowy: od fotoprotekcji do terapii skóry

Nowoczesne formuły łączą dziś funkcje:

przeciwsłoneczne (filtry mineralne: tlenek cynku oraz dwutlenek tytanu i chemiczne nowej generacji),

antyoksydacyjne (witamina C, E, kwas ferulowy, niacynamid),

naprawcze i przeciwzapalne (ektoina, probiotyki, peptydy, substancje izolowane z wąkroty azjatyckiej jak: azjatykozyd, madekasozyd, kwas madekasowy, kwas azjatykowy),

wygładzające (np. silikony), matujące (np. krzemionka) i pielęgnujące (kwas hialuronowy czy skwalan).

To już nie tylko ochrona – to codzienny, kompleksowy rytuał pielęgnacyjny, idealny pod makijaż, z efektem glow, bądź wręcz przeciwnie – matującym.

Top trendy 2025 w sektorze produktów promieniochronnych

Filtry czwartej generacji – nowoczesne, ultrastabilne, o wysokim profilu bezpieczeństwa, niewidoczne na skórze (np. Tinosorb® A2B, Uvinul® A Plus).

Reef-safe – formuły bezpieczne dla raf koralowych.

SPF + składniki aktywne – bardzo wysoka ochrona przeciwsłoneczna, redukcja przebarwień i ograniczanie wydzielania sebum z pomocą jednego produktu? To już standard.

Kosmetyki promieniochronne dostosowane do stylu życia – „on-the-go”: wygodne spraye, sztyfty,cushiony (forma kompaktowego opakowania, w którym znajduje się gąbeczka nasączona produktem), które można reaplikować na makijaż i w biegu.

SPF jako skincare-first – kremy z filtrem, które ze względu na bardzo różnorodne, bogate w substancje aktywne składy stają się skuteczniejszymi kosmetykami pielęgnacyjnymi niż niejeden klasyczny krem.

Kto potrzebuje kremu z filtrem? Każdy. Codziennie.

Nie ma wyjątków. Niezależnie od fototypu, wieku, płci czy pogody – fotoprotekcja to inwestycja w zdrowie skóry i realne spowalnianie procesów fotostarzenia. Osoby z trądzikiem? Tak – propozycje dla nich to lekkie formuły np. z niacynamidem. Skóra sucha i wrażliwa? Bardziej odżywcze kompozycje np. z ceramidami. Skóra z przebarwieniami? Obowiązkowo filtry + składniki depigmentujące (niacynamid, kwas azelainowy, azeloglicyna)

 – wyjaśnia Paulina Błańska-Klajna.

image
Paulina Błańska-Klajna
MAP mat.pras.

SPF to dziś znacznie więcej niż tylko filtr – to nowy fundament pielęgnacji

Ochrona przeciwsłoneczna przestała być opcją – to codzienny obowiązek pielęgnacyjny i najskuteczniejszy kosmetyk anti-aging. Nowoczesne formuły wychodzą naprzeciw nawet najbardziej wymagających użytkowników: są komfortowe, lekkie, skuteczne i estetycznie opakowane. A lato 2025 tylko to potwierdza – SPF to nie tylko kosmetyk, to podstawa świadomej pielęgnacji.

 

autorka: Paulina Błańska-Klajna, mgr biologii po podyplomowych studiach Jakość i bezpieczeństwo produktów kosmetycznych oraz Kosmetologii bioestetycznej 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Biznes
10.06.2025 13:21
Wilkinson zaskakuje rebrandingiem, chce “pokazać prawdę o damskim goleniu”
Tradycyjne reklamy dotyczące golenia dla kobiet sprowadzają kobiece doświadczenie najczęściej do „momentu spa” – prrzekonuje Edgewell Personal CareWilkinson mat.pras.

Na polskim rynku startuje kampania brandu Wilkinson Sword Intuition, której towarzyszyć będzie nowa platforma komunikacyjna „Na wszystkie włoski. Wszędzie.” (Any Hair, Anywhere). Marka chce zredefiniować dotychczasowy sposób mówienia o damskim goleniu.

Jest to pierwsza w historii marki duża kampania w Polsce, skierowana do kobiet. Działania w naszym kraju są częścią szerszej europejskiej kampanii. Kampania potrwać ma do sierpnia i będzie kierowana do kobiet w wieku 18-45 lat. W polskiej wersji językowej głosu do spotu użyczyła Nicole Trębacz, młoda gwiazda rapu.

Kampania Wilkinson Sword Intuition „Any Hair, Anywhere” jest manifestem wolności wyboru, przekonując wprost, że golenie to sprawa indywidualna. Marka przechodzi transformację, aby budować bardziej autentyczną relację z kobietami, a kampania w bezpośredni i humorystyczny sposób mówi o rzeczywistości depilacji, normalizuje „niewygodne” tematy i pokazuje prawdę bez filtrów. Brand porzuca tu stereotypy i zrywa z tabu, pokazując, że nie chodzi o „idealne ciało” czy „gładkie nogi”, ale o komfort, swobodę i decyzję każdej kobiety – co, kiedy i czy w ogóle chce golić. 

To podejście do pielęgnacji ciała jest fundamentem globalnej komunikacji marki, mającej w założeniu odzwierciedlać intymne prawdy na temat golenia kobiet i prezentować wysokiej jakości narzędzia, zaprojektowane z myślą o niuansach kobiecego ciała.

Chociaż golenie jest częścią tego, co sprawia, że kobiety czują się piękne, większość z nich nie uważa tego za część swojego rytuału piękna ani za rzadki akt rozpieszczania, ale za niezbędną czynność pielęgnacyjną. Tradycyjne reklamy dotyczące golenia dla kobiet sprowadzają kobiece doświadczenie najczęściej do „momentu spa”. Badania pokazują, że prezentowane do tej pory podejścia nie są przykładem prawdziwych relacji kobiet z włosami na własnym ciele – tłumaczy zespół marketingu Edgewell Personal Care. – Prawda jest taka, że włosy rosną wszędzie: na nogach, twarzy, okolicach bikini, pod pachami, brzuchu, plecach, palcach u stóp i wielu innych miejscach, moglibyśmy tak wymieniać jeszcze długo. Jak do tej pory, żadna marka nie mówiła o tym otwarcie, szczerze i z odrobiną pozytywnego dystansu oraz humoru. Nasza kampania odważnie idzie tam, gdzie żadna inna nie była wcześniej. Skupiamy się na faktycznych doświadczeniach, pokazując kobietom, że jesteśmy marką, która je zna, rozumie i wspiera je w ich wyborach. Wilkinson Sword Intuition daje kobietom narzędzia, których potrzebują i mogą dbać o wszystkie włosy na własnym ciele w sposób, jaki uznają za stosowny – podkreślają przedstawiciele Edgewell Personal Care.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
26. lipiec 2025 23:33