StoryEditor
Producenci
20.04.2022 00:00

Barbara Goździkowska: Potrzebowałam zmian po życiu w korporacyjnym kokonie

Po korporacji człowiek nie jest od razu gotowy na własny biznes, ponieważ w korporacji ma się bezpieczną otoczkę – są ludzie, procesy, narzędzia i pieniądze. Umie się dużo i nic się nie umie. Kiedy trzeba zacząć robić wszystko samemu od zera, nie jest to proste – mówi Barbara Goździkowska, była prezes Avon Cosmetics Polska, prezes spółki Natura a obecnie właścicielka swojej własnej kliniki piękności, z którą rozmawiamy o karierze, kobiecych sukcesach i demonach, o stereotypach dotykających kobiety w biznesie.

Czy pamięta Pani, kiedy zaczęła Pani zawodową pracę?

Oczywiście, że pamiętam, było to bardzo dawno (śmiech). To był 1994 rok, niedługo minie 30 lat. Swoją karierę zawodową zaczynałam w Avonie i przepracowałam tam 25 lat. Bardzo długo, ale uczciwie mogę powiedzieć, że było to wspaniałe doświadczenie w moim życiu. Avon był wtedy start-upem, a w nich – jak wiadomo – wszystko robi się samemu. Firma dopiero weszła do Polski, tworzyła struktury i ja – taka świeżo po studiach – miałam fantastyczną szansę, żeby się wszystkiego nauczyć. Odpowiadałam za marketing, byłam tłumaczem, copywriterem, przygotowywałam spotkania dla pań konsultantek, nawet oprawę tych spotkań. Później moja kariera zaczęła się szybko rozwijać, tak samo, jak dynamicznie rozwijała się firma. To były fajne czasy, gdy retail nie był tak mocny, nie było jeszcze masowej dystrybucji, było to przed naszym wejściem do Unii Europejskiej. Chyba każda kobieta w Polsce znała kosmetyki Avon i ich używała.

Jak trafiła Pani do Avonu?

Skończyłam studia, jestem po SGH, wtedy był to kierunek Handel Zagraniczny. W trakcie studiów miałam własną szkołę języka angielskiego – właściwie to był mój pierwszy kontakt z biznesem. Do polski zaczęły wchodzić korporacje. Podjęłam decyzję, że jednak nie będę kontynuowała własnej działalności, praca w korporacji była modna i ten świat mnie pociągał. Pojawił się Avon, amerykańska firma – wtedy to było jak złapanie Pana Boga za nogi.

Avon wtedy to była faktycznie korporacja, czy taka korporacja po polsku?

Na początku to był start-up, wzorce były amerykańskie. Dyrektorem generalnym był fantastyczny człowiek, Amerykanin. Mówił o wartościach, co było wówczas dla mnie zupełnie niezrozumiałe. O co chodzi? Jakie wartości? Jesteśmy tutaj, żeby robić robotę. On nauczył mnie przywództwa. To był mądry i niesamowicie ukształtowany człowiek, który mówił: ludzi trzeba rozwijać. Po każdym spotkaniu dawał nam informację zwrotną – dobrą lub korygującą, zawsze była. Ta jego uważność była naprawdę niesamowita.

Jak Pani kariera się rozwijała?

Na początku byłam koordynatorem ds. marketingu. To praktycznie taka osoba od wszystkiego. Później, przez to że Polska zaczęła się szybko rozwijać i dostrzeżono potencjał rynku, to pełne struktury działające już wówczas na innych rynkach, amerykańskim i europejskich, zaczęły być przenoszone do Polski. Bardzo szybko zostałam menedżerem ds. marketingu, później dyrektorem, nie tylko na Polskę, ale dołączaliśmy także takie rynki, jak Czechosłowacja, Węgry, Rumunia. W ciągu 4-5 lat stałam się dyrektorem marketingu na region, to bardzo szybko. Na pewno nie byłam gotowa, ale byłam ambitna, pracowita. Oczywiście bałam się okropnie, czy sobie dam radę, ale jak to się mówi – pełna mobilizacja, korona na głowę i do przodu (śmiech). Aż wreszcie doszłam do najwyższego stanowiska dyrektor generalnej Avon Cosmetics Polska.

Jakie miała Pani wtedy w sobie cechy, które predestynowały Panią do bycia menedżerem, do zarządzania zespołem?

Na pewno bardzo się angażowałam i zawsze angażuję w to co robię – na sto procent. Mam poczucie odpowiedzialności, realizuję cele. Ale też buduję relacje, zarówno z szefami, jak i z zespołem. W Avonie nie myśleliśmy, że pracujemy dla kogoś, traktowaliśmy to jak nasz własny biznes. Mówiąc potocznie – niesamowicie nas to kręciło. Z osobami z tego zespołu do dzisiaj utrzymujemy kontakty, mimo że zawodowo i prywatnie jesteśmy w różnych miejscach. Byliśmy fajną, zgraną ekipą, mieliśmy wspólny cel. To była nasza wielka pasja.

A wracając do zarządzania – myślę, że moje zaangażowanie i chęci pokrywały deficyty, bo wszystkich kompetencji na początku swojej kariery zawodowej się nie ma. Trzeba je rozwijać i tu warto dodać, że Avon bardzo dużo inwestował przede wszystkim w rozwój przywództwa. W latach 90. to nie było w Polsce popularne, nie mówiło się o tym, jak budować zespoły, jak motywować ludzi. Tymczasem w Avonie kształtowanie cech lidera to był bardzo ważny element rozwojowy i jestem firmie za to wdzięczna.

Avon to kobiety. Tysiące konsultantek. Jak się pracuje z kobietami?

Przede wszystkim chciałabym podkreślić, że bardzo lubię pracować z kobietami. Większość naszego zespołu to były kobiety. Dlatego, że to branża beauty, a także dlatego, że Avon miał w sobie misyjność. I ma do dzisiaj, choć wydaje mi się, że wtedy była jeszcze bardziej adekwatna. Mówiliśmy o tym, że kobiety potrzebują swojej przestrzeni, swoich pieniędzy. Poprzez rolę konsultantki pokazywaliśmy, że nawet w małych miejscowościach kobieta, która nie ma specjalnie dużo możliwości zrobienia kariery, jest w stanie zdobyć choć trochę niezależności i własnych pieniędzy. To było bardzo istotne. Empowement, wsparcie – dziś dużo się o tym mówi. A my już te 30 lat temu działaliśmy w tym zakresie.

Chyba właśnie dlatego byłam w Avonie tak długo. Jeździłam w teren, w Polskę, na spotkania z kobietami. One opowiadały swoją historię – jak Avon zmienił ich życie. Mówiły to ze łzami w oczach. Dla mnie było to niezwykłe i tak emocjonalne. Czułam, że nie tylko sprzedaję kosmetyki, robię wynik, realizuję cel finansowy firmy – co jest istotne – ale przede wszystkim pomagam kobietom.

Te kobiety nabierały wiary w siebie, odważały się wyjść z domu, co nie dla wszystkich było takie proste. Przez to, że dołączały do zespołów, zaczęły pracować razem, miały wsparcie, szkolenia, budowały sobie swoje małe, własne biznesy, które dawały im ogromną satysfakcję i własne pieniądze. Myślę, że musimy też otwarcie powiedzieć, że wiele kobiet żyło w bardzo przemocowych rodzinach. Nie pracując zawodowo nie miały dochodu i tkwiły w toksycznym środowisku. Avon symbolicznie i w praktyce wyciągał rękę – nie mając kompetencji mogły budować swój mikrobiznes. Odkryły w sobie talenty, były w stanie zmienić swoje życie. I to było dla mnie niezwykłe.

Widzę, że do tej pory mówi Pani o tym ze wzruszeniem…

Tak, ciągle czuję te emocje. Jestem kobietą, więc doskonale rozumiem problemy, z którymi się mierzymy na różnych poziomach. Pomimo 30 lat doświadczenia w mojej głowie też są myśli – czy ja sobie poradzę, czy jestem gotowa. Mamy swoje…

Ograniczenia?

Powiedziałabym raczej – demony. Kobiece wsparcie jest bardzo ważne. Widzę to też teraz, w mojej firmie, w klinice. Czasem zaczyna się od drobnej zmiany, która wpływa na samopoczucie, a to później pomaga ułożyć też np. pewne rzeczy na poziomie mentalnym. Przede wszystkim kobieta musi w siebie uwierzyć. Wielu kobietom, dziewczynom, z którymi pracowałam w przeszłości, bardzo fajnie poukładało się życie zawodowe i to jest dla mnie duża satysfakcja. Zaczynałyśmy razem, w dobrym środowisku, gdzie mogły w siebie uwierzyć, rozwijać się i potem już poszły dalej. Liczę na to, że troszkę pomogłam w tym, żeby im te skrzydła wyrosły.

Przychodzi mi w tym momencie na myśl Ewa Chodakowska, która gromadzi kobiety wokół siebie, wspiera je, pokazuje, że zaczyna się od wzmocnienia swojej fizycznej siły, zdrowia, a za tym idzie siła psychiczna. Wiele kobiet to poświadcza, że udało im się wyjść z różnych toksycznych i często tragicznych relacji, gdy poczuły, że one same są silniejsze.

Właśnie – to musi być taki impuls. Kobieta musi w siebie uwierzyć i można tę wiarę w niej wykrzesać na różne sposoby. Ja panią Ewę Chodakowską bardzo podziwiam, bo zrobiła kawał dobrej roboty.

Czy czuła Pani kiedykolwiek nad sobą osławiony szklany sufit? Że jest Pani traktowana inaczej, że musi się Pani starać bardziej? A może ktoś wydobywał z Pani pewne cechy, których wcale nie chciałaby Pani eksponować, a musiała Pani, żeby realizować cele?

Powiem szczerze, że tak… Robiłam karierę relatywnie wcześnie. Zostałam dyrektorem mając mniej niż 30 lat. Większość dyrektorów generalnych i wyżej – to byli mężczyźni, często zdecydowanie starsi ode mnie. Nie ukrywam więc, że było to trochę na zasadzie: „A co Ty mi tu dziewczynko pokażesz?” Musiałam się bardziej starać i być dość asertywną, stawiać pewne granice.

To często nie były łatwe doświadczenia, to była praca nad sobą. Nauczyłam się refleksji. Nawet jak byłam niezadowolona z jakiejś sytuacji, bo np. uważałam, że źle poprowadziłam jakąś rozmowę, to starałam się wrócić do tego, przemyśleć, wyciągnąć wnioski. Ciągle nad sobą pracowałam, żeby móc poradzić sobie w trudniejszych sytuacjach.

Korporacja to są też różne schematy, gry, polityka, więc zdecydowanie trzeba było nie tylko kompetencji i umiejętności realizowania celów, ale też umiejętności dostosowywania się, a zarazem budowania relacji i stawiania granic, były bardzo potrzebne. I to nie były łatwe doświadczenia. Powiem otwarcie: nie lubię tego. Wolę pracować transparentnie i tak samo otwarcie komunikować się z ludźmi, skupiać się na priorytetach, ale nie zawsze tak się da.

Generalnie kobieta w przestrzeni zawodowej zawsze musi udowodnić więcej, zawsze musi się bardziej postarać. To się nie zmieniło.

Które opinie o kobietach w biznesie uznałaby Pani za krzywdzące stereotypy?

Jest sporo stereotypów i półprawd. Na przykład to, że kobiety są nadmiernie emocjonalne, egzaltowane. To nieprawda. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że tych wewnętrznych rozterek często mężczyźni mają więcej. I są większymi plotkarzami (śmiech). Często o kobietach, które są stanowcze i pewne siebie mówi się, że są agresywne. To nieprawda. Są decyzyjne. Myślę, że czas najwyższy, abyśmy skończyli z szufladkowaniem ludzi. I kobiet i mężczyzn.

Menedżerowie zazwyczaj często zmieniają pracę, Pani w jednej firmie była bardzo długo.

No cóż, byłam dinozaurem (śmiech). A na poważnie to właśnie dlatego, że miałam możliwość pracy w bardzo różnych obszarach – lokalnie, regionalnie i globalnie. Inaczej pracuje się lokalnie, jest to praca operacyjna, bardziej tu i teraz, realizacja bieżących wyników. Praca globalnie to już zdecydowanie działanie strategicznie, cross-funkcyjne. Było to ciekawe i rozwijające, bo mogłam sprawdzić, w czym czuję się najlepiej. A zdecydowanie wolę być tu i teraz, lubię pracę u podstaw. Na stanowiskach globalnych jest interesująco, ale tak naprawdę na wiele obszarów biznesu nie ma się bezpośredniego wpływu.

Poznałam w każdym razie siebie lepiej. Awansowałam na stanowisko dyrektor generalnej. To niewątpliwie motywujący sukces. Po 25 latach stwierdziłam jednak, że nic więcej nie jestem w stanie osiągnąć. Z czasem przychodzą też refleksje – czy ja na pewno chcę przez całe życie zostać w jednym miejscu, czy jednak warto szukać nowych dróg?

Uznała Pani, że warto. Już wtedy myślała Pani o własnym biznesie?

Tak, myślałam, ale moim zdaniem po korporacji człowiek nie jest od razu gotowy na własny biznes.

Dlaczego?

Ponieważ w korporacji ma się taką bezpieczną otoczkę – są ludzie, procesy, narzędzia i pieniądze. Umie się dużo i nic się nie umie. Kiedy trzeba zacząć robić wszystko samemu od zera, nie jest to proste.

Chyba rozumiem, o czym Pani mówi. Pomimo wielu wad korporacyjnego systemu, można powiedzieć, że w porównaniu do prowadzenia własnej firmy – jest w nim wygodnie.

Ma się wsparcie w każdym obszarze. Do wielu zadań, mówiąc potocznie, ma się ludzi. Wielu rzeczy nie robi się samodzielnie. Pracownicy mają bardzo wąskie zakresy odpowiedzialności. Kiedy więc przychodzi ten moment: chcę założyć własną firmę i pytanie „jak to zrobić?”, okazuje się, że nie mam bladego pojęcia (śmiech).

I dlatego zdecydowała się Pani najpierw spróbować pracy w firmie o zupełnie innej strukturze, czyli w drogeriach Natura? Też na stanowisku prezesa.

Po życiu w kokonie korporacyjnym chciałam się sprawdzić. Potrzebowałam dużej zmiany, chciałam jej, czegoś, przy czym trzeba zakasać rękawy i robić robotę. I pod tym względem trafiłam w dziesiątkę.

Myślę, że nie było łatwo.

Nie było, ale bardzo sobie cenię ten czas. Można było wejść do firmy i dużo zrobić w ramach tych ograniczeń, które firma miała. Jedno jest pewne – zeszłam na ziemię. To dało mi dodatkowe przygotowanie do założenia własnej firmy.

Czy w Naturze przydały się Pani poprzednie doświadczenia?

Tak, praktycznie wszystkie. Zarządzanie ludźmi, spojrzenie na wartości i określenie ich dla organizacji, ułożenie procesów i połączenie ich, nawet tak oczywistych, jak to, że produkt musi się znaleźć na półce w odpowiednim czasie, w określonej cenie. Analityczne spojrzenie na biznes, ułożenie strategii. Nie ma chyba nic, co nie przydałoby mi się z korporacji w przełożeniu na Naturę.

A personel sklepów? Wydaje się, że to najtrudniejszy obszar dla firm handlowych. Wymagająca, słabo opłacana i stresująca praca, często osoby, które trafiają do niej z przypadku, wysoka rotacja. Czy próbowała Pani budować kobiece zespoły i dawać dziewczynom w drogeriach wsparcie, jak kiedyś konsultantkom w Avonie?

Odpowiem tak – widziałam tę potrzebę i bardzo duży dysonans pomiędzy centralą a pracownikami w sklepach, tak naprawdę nie było komunikacji pomiędzy tymi dwoma częściami firmy. Z drugiej strony znalezienie menedżera, który rozumie tę potrzebę, gotowego dać pracownikom również swoje emocjonalne zaangażowanie, jest szalenie trudne.

Trzeba też pamiętać, że trafiłam w okres pandemii, kiedy zamykane były sklepy lub ograniczana ich działalność. To wiązało się z redukcjami personelu, bo obroty w handlu gwałtownie spadły. To był bardzo trudny moment – trzeba było podejmować decyzje kosztowe, a z drugiej strony pracować nad tym, żeby pracownicy czuli, że przynależą do fajnej organizacji, która ma przed sobą przyszłość, wizję i strategię.

Myślę, że dla firm handlowych wyważenie, czy inwestować w szkolenia pracowników sklepów, w ich rozwój, czy raczej iść w stronę redukcji kosztów – szczególnie teraz przy wzroście pensji minimalnej i ogólnym wzroście kosztów działalności przedsiębiorstw – to są bardzo trudne decyzje, bo jest to długotrwały i bardzo kosztowny proces, właśnie przez wspomnianą przez panią rotację. Wiele firm podejmuje decyzje o redukcji kosztów, widzimy choćby boom na kasy samoobsługowe. W PLN-ach to wygląda dobrze, ale nie ma co ukrywać, że tracimy na relacjach z klientami, nie budujemy opinii profesjonalisty, doradcy. Część sieci może sobie na to pozwolić, ale jeśli chcemy stworzyć miejsce lojalizujące klientów to trzeba jednak bardzo umiejętnie te działania wyważyć, spojrzeć na pracownika jak na inwestycję, nie jak na koszt.

Przejdźmy do dzisiaj. Na warszawskim Muranowie otworzyła Pani własną klinikę medycyny estetycznej i kosmetologii – klinikę Absolu. Czy to był dawno przemyślany kierunek, czy nagła decyzja pod wpływem popytu na usługi tego typu?

Pomysł kiełkował długo, od kilku lat. Miałam go. Była tylko kwestia decyzji, kiedy. Chciałam działać w branży beauty – jestem w nią „wkręcona”. To moja pasja. Interesuje mnie rynek usług z wykorzystaniem zabiegów i urządzeń, które stymulują skórę twarzy i ciała. Myślę, że w tej branży jest olbrzymi potencjał. Wszystko wskazuje na to, że będziemy żyli coraz dłużej, więc dłużej też będziemy chcieli dobrze wyglądać. Prawda jest też taka, że jeśli chcemy pozostać długo aktywni zawodowo, być w biznesie, to dbanie o siebie, wygląd mają znaczenie.

Myślałam więc o własnym biznesie w tej dziedzinie, ale nigdy nie było dobrego momentu, żeby zacząć. Ostatecznie chyba pandemia wpłynęła na to, że się zdecydowałam. Pomyślałam, że czas się zatrzymać i wreszcie się odważyć, bo też chodziło o przełamanie strachu przed czymś nowym, przed ryzykiem. Tak jak większość osób w pandemii pracowałam jeszcze więcej niż dotychczas, ale też zmienił się styl pracy. Przez ograniczenia przestałam tak często wyjeżdżać i żyć tak bardzo intensywnie, w rozjazdach, na spotkaniach. To dało mi czas na refleksję i impuls, że chyba jest to już ten moment.

I jak jest na tym swoim? Euforia, czy „co ja najlepszego zrobiłam”?

Jednego dnia tak, a drugiego tak (śmiech). Są emocje góra, dół, góra, dół. To był bardzo intensywny czas. Miałam lokal, bo już dawno w niego zainwestowałam, ale było mnóstwo pracy związanej z otwarciem kliniki, podjęcie decyzji, jakie będą wykonywane zabiegi, jaki kupić sprzęt – a kupowałam najlepszy, rekrutacja ludzi. Wystartowaliśmy, ale to się nie kończy, trzeba cały czas o czymś decydować. Będąc pracownikiem z firmy się wychodzi, często po kilkunastu godzinach pracy, ale jednak się wychodzi. Z własnej firmy mentalnie właściwie nie wychodzi się nigdy. Jednak, pomimo dużej odpowiedzialności i stresu, jest przede wszystkim dobra energia, adrenalina, która daje „kopa”, żeby iść do przodu.

Muszę się Pani przyznać, że klinika medycyny estetycznej kojarzy mi się, niestety, z ludźmi-klonami i z zabiegami, które wcale nie upiększają…

Dlatego ja czuję misyjność edukacyjną. Wiele osób coś wie na temat zabiegów medycyny estetycznej, ale nie do końca. Nie mając świadomości skutków podejmują złe decyzje. Na pewno warto dbać o siebie, ale trzeba to robić z głową, mądrze, bo można sobie zrobić krzywdę. Prowadzę biznes bez ściemy, nie oszukuję ludzi robiąc im coś, czego nie powinnam robić. Stawiam na zabiegi intensywne, ale stymulujące naturalne procesy regeneracji skóry. Jestem wielką fanką laserów stymulujących skórę do odnowy, natomiast raczej jestem przeciwniczką zabiegów kamuflażowych, typu nici, bo nie wiemy, co się po nich będzie działo w dłuższym okresie czasu, czy np. nie pojawią się zwłóknienia. Podobnie jest z wypełniaczami. To nie jest naturalna terapia, ona „oszukuje”, na chwilę ukrywa pewne problemy.

Interesują mnie zabiegi, które stymulują skórę, pobudzają, żeby sama zaczęła pracować w naturalny sposób. I wiem, że jest to absolutnie możliwe. Nie każdy godzi się na starość i nie każdy akceptuje to, że jego twarz tak bardzo się zmienia. Naturalnymi, delikatnymi zabiegami można sobie pomóc i po prostu wyglądać dobrze. Zmarszczek może być mniej, owal twarzy może być podniesiony, ale poprzez stymulowanie skóry, a nie przez sztuczne kamuflowanie zmian. Co do zabiegów korekcyjnych czy kamuflażowych – też wszystko jest kwestią tego kto i jak wykonuje zabieg – w mojej klinice zabiegi medyczne wykonuje oczywiście lekarz ze specjalizacją medycyny estetycznej. Można zachować naturalny kształt i świeżość ust, wcale nie trzeba tu przesady.

Chcę, żeby kobieta była najlepszą wersją samej siebie, żeby akceptowała to kim jest, ale z lekką korektą i pracą nad sobą. Jeśli w głowie mamy 30 lat a metrykalnie 50 to też możemy na 30 wyglądać wcale nie zmieniając siebie w kogoś, kto już nas nie przypomina. To jest mój kierunek.

O czym myśli Pani na początku tej drogi? Jakie ma Pani plany?

Chcę zbudować bazę lojalnych pacjentów i klientów. Z czasem będę rozszerzała ofertę. Myślę m.in. o ginekologii estetycznej – to też ważny kierunek. Mało mówi się o problemach kobiecych np. w okresie menopauzalnym, a można sobie poprawić komfort życia i przywrócić pewność siebie.

Cały czas też dokształcam się w kosmetologii i medycynie estetycznej poprzez udział w kongresach, targach, sympozjach. Nie będę zabiegowcem, jestem menedżerką, skupiam się na zarządzaniu, ale nie zmienia to faktu, że jeszcze myślę o kierunkowych studiach. Tak jak wspomniałam, jest to moja pasja, a dobre prowadzenie takiego biznesu wymaga profesjonalnej wiedzy. Chcę, żeby Klinika Absolu kojarzyła się z profesjonalizmem, skutecznością, jakością i wyjątkowym doświadczeniem.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Zdrowie
24.04.2025 14:03
Technologia i piękny uśmiech idą w parze – przełom w codziennym dbaniu o wrażliwe zęby
O powodach nadwrażliwości zębów i innowacyjnych metodach na radzenie sobie z tym problemem opowiadali Aleksandra Dukanović, Senior Brand Manager Oral Health Care Poland w Haleon oraz lek. med. Robert Buda  Marzena Szulc

Nowoczesne technologie stały się nierozłącznym elementem naszego życia, spotykamy je nie tylko w smartfonach, ale także w przedmiotach codziennego użytku – nawet w paście do zębów. Przykładem jest technologia NovaMin, stworzona z myślą o osobach zmagających się z nadwrażliwością zębów, którą odczuwa 67 proc. dorosłych Polaków [1].

Dla wielu oznacza ona konieczność rezygnacji z ulubionych dań, zmianę nawyków, a nawet lęk przed wizytą u dentysty czy zabiegami, takimi jak wybielanie. Tymczasem NovaMin oferuje proste i skuteczne rozwiązanie – tworzy warstwę ochronną na wrażliwych obszarach zębów, zmniejszając nadwrażliwość. Jak dokładnie działa i w której paście do zębów jej szukać?

Nadwrażliwość – skąd się bierze i z czym się wiąże?

Jedzenie lodów, picie gorącej kawy czy zimnych napojów – te przyjemności dla wielu osób wiążą się z bólem i dyskomfortem. Przyczyna? Nadwrażliwość zębów. 

Istnieje kilka powodów, dla których nasze zęby mogą być wrażliwe – często wynika to ze ścierania się szkliwa zębów. Kiedy szkliwo ulega ścieraniu lub dochodzi do recesji dziąseł, może zostać odsłonięta warstwa zębiny – twardej, choć mniej niż szkliwo, struktury zbudowanej z kolagenu i sieci maleńkich kanalików. Kanaliki te prowadzą do nerwów w centrum zęba. Gdy spożywamy coś gorącego lub zimnego, bodźce te mogą przemieszczać się przez kanaliki i podrażniać nerw, powodując krótki, ostry ból.

Według badań aż 77 proc. osób z nadwrażliwością unika zimnych napojów czy jedzenia, 38 proc. stara się nie spożywać gorących potraw, a niemal 80 proc. z nich kontroluje sposób w jaki spożywają posiłki, by uniknąć bólu i upewniać się, że jedzenie nie dotyka niektórych zębów. Ograniczenia, którym się poddajemy, aby ulżyć nadwrażliwym zębom, mogą znacząco wpływać na komfort codziennego życia. Na szczęście istnieją nowoczesne technologie, które wspierają odbudowę ochrony zębiny oraz zwiększają komfort użytkowników.

NovaMin – technologia w tubce pasty do zębów

Technologia NovaMin powstała z myślą o regeneracji tkanek w medycynie. Po latach badań odkrycie, które pomogło w szybszym zrastaniu się kości, doprowadziło do powstania rozwiązania dla osób, które cierpią z powodu nadwrażliwości zębów. NovaMin to związek, który zawiera te same składniki, co hydroksyapatyt – minerał naturalnie występujący w zębach. NovaMin, wchodząc w kontakt ze śliną, regeneruje warstwę ochronną utraconą z wrażliwych zębów. Zaczyna naprawiać nadwrażliwe zęby już w 2 minuty, a ulgę w nadwrażliwości przynosi w 14 dni.

Gdzie szukać NovaMin?

NovaMin jest składnikiem nowej linii past Sensodyne Clinical Repair. Skuteczność zawartej w paście technologii została potwierdzona w wielu badaniach klinicznych.

Dwóch na trzech dorosłych zmaga się z nadwrażliwością, co znacząco wpływa na ich codzienne życie, w tym na wybory żywieniowe i podejmowane aktywności. Pacjenci rezygnują również z higienizacji stomatologicznej, czy zabiegów estetycznych, takich jak skaling czy wybielanie, właśnie z powodu obaw przed bólem. Dzięki licznym badaniom wiemy, że konsumenci oczekują od pasty do zębów czegoś więcej niż chwilowego efektu – szukają rozwiązań, które przyniosą długotrwałe korzyści. Jako producent terapeutycznych past do zębów Sensodyne, nieustannie inwestujemy w badania i dostarczamy produkty, które pomagają pacjentom dbać o zdrowie jamy ustnej i wrażliwe zęby. Nowe pasty Sensodyne Clinical Repair, mające status wyrobu medycznego, pozwalają konsumentom cieszyć się skuteczniejszym czyszczeniem i wybielaniem, jednocześnie zapewniając ochronę przed nadwrażliwością – komentuje Aleksandra Dukanović, Senior Brand Manager Oral Health Care Poland w Haleon.

Ochrona przy wybielaniu wrażliwych zębów

Wybielanie zębów cieszy się rosnącą popularnością, jednak nie każda metoda jest odpowiednia dla osób z nadwrażliwością. Preparaty, które zawierają silniejsze roztwory wybielające (przeważnie nadtlenki) lub pozostają na zębach dłużej (np. na noc) mogą prowadzić do nasilenia dolegliwości. Jednym z rozwiązań dla osób poszukujących bezpiecznych metod wybielania jest nowa pasta Sensodyne Clinical White, stworzona z myślą o ochronie szkliwa i codziennym stosowaniu. Regularne stosowanie pasty dwa razy dziennie przynosi widoczne efekty już po ośmiu tygodniach. Zęby stają się jaśniejsze nawet o dwa odcienie, a zawarty w paście składnik depolaryzujący zakończenia nerwowe w kanalikach zębinowych pomaga ograniczyć ryzyko dyskomfortu związanego z nadwrażliwością.

image
Dwóch na trzech dorosłych zmaga się z nadwrażliwością, co znacząco wpływa na ich codzienne życie, w tym na wybory żywieniowe i podejmowane aktywności.
Marzena Szulc

Nadwrażliwość zębów to problem, który dotyka znaczną część populacji, wpływając na jakość codziennego życia. Dzięki postępom w stomatologii, takim jak technologia NovaMin, pojawiają się nowe możliwości w zakresie łagodzenia tego dyskomfortu i skuteczniejszego postępowania z nadwrażliwością zębów. Dbanie o zdrowie jamy ustnej przy użyciu nowoczesnych produktów może przynieść ulgę i poprawić komfort życia wielu osób.

 

[1] IPSOS Dane Penetracyjne, Polska, fala listopad-grudzień 2024

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Innowacje
24.04.2025 12:09
Clarins zdobywa status B Corp za odpowiedzialność środowiskową i społeczną
Uzyskanie certyifkatu B Corp to źródło dumy dla wszystkich zespołów Clarins, które codziennie dążą do doskonałości w zakresie zrównoważonego rozwojuClarins

Grupa Clarins postawiła kolejny ważny krok w zaangażowaniu na rzecz bardziej odpowiedzialnego modelu biznesowego, uzyskując dla marek Clarins i myBlend certyfikat B Corp za wysiłki w obszarze aktywności społecznej i środowiskowej.

Oprócz uznania zobowiązań Grupy, certyfikat B Corp konsoliduje podejście zapoczątkowane przez Clarins od samego początku w 1954 roku: dążenie do doskonałości łączące innowacyjność, przejrzystość i wywieranie pozytywnego wpływu na społeczeństwo i planetę.

Uznany na całym świecie certyfikat B Corp potwierdza zaangażowanie firm w godzenie wyników ekonomicznych z odpowiedzialnością społeczną i środowiskową. Mniej niż 2 proc. certyfikowanych firm to duże przedsiębiorstwa*. Clarins dołącza do społeczności firm spełniających wysokie standardy zrównoważenia oraz dzielących wspólną wizję i ambicję: udowodnienie, że możliwe jest pogodzenie rozwoju biznesu z pozytywnym wpływem na społeczeństwo i środowisko.

Uzyskanie certyifkatu B Corp to źródło zbiorowej dumy dla wszystkich zespołów Clarins, które codziennie dążą do doskonałości w zakresie zrównoważonego rozwoju. Jest to wyróżnienie, które motywuje nas do robienia jeszcze więcej. Clarins jest firmą rodzinną od trzech pokoleń i doskonale zdaje sobie sprawę ze znaczenia dziedzictwa. B Corp jest całkowicie zgodny z przekonaniem, że jesteśmy odpowiedzialni za przyszłe pokolenia, a ten certyfikat pokazuje zaangażowanie głęboko zakorzenione w naszej historii. Zmotywowani bardziej niż kiedykolwiek, będziemy nadal wprowadzać innowacje i szukać coraz bardziej pozytywnych i regeneratywnych rozwiązań w kierunku coraz bardziej odpowiedzialnego modelu biznesowego, który spełnia oczekiwania naszych klientów, pracowników i planety – mówi Virginie Courtin, dyrektor zarządzająca Grupy Clarins.

Wieloletnie zaangażowanie na rzecz bardziej odpowiedzialnego piękna

Clarins już od 70 lat czerpie korzyści ze swojego niezależnego modelu rodzinnego, aby budować długoterminową wizję i podejmować prawdziwe zaangażowanie w zrównoważony rozwój:

  • Do końca 2025 r. 80 proc. roślin w Herbarium Clarins uzyska certyfikat ekologiczny.
  • Dwie Domaines Clarins promują rolnictwo ekologiczne i regeneratywne, aby zapewnić identyfikowalność i produkcję z poszanowaniem różnorodności biologicznej. Do 2030 r. jedna trzecia roślin wykorzystywanych w formułach produktów Clarins będzie pochodzić z tych zrównoważonych upraw.
  • Grupa zredukowała emisję dwutlenku węgla o 48 proc. w latach 2019-2024 (z wyłączeniem usług pieniężnych).
  • 98 proc. transportu towarów nie odbywa się drogą lotniczą.

Certyfikat B Corp to również docenienie zobowiązania Clarins w zakresie zarządzania, relacji z pracownikami i odpowiedzialności społecznej:

  • Równość płci: 62 proc. kobiet na stanowiskach kierowniczych, wskaźnik równości płci 94/100 (zakłady we Francji).
  • Odpowiedzialne relacje z partnerami: wspieranie 23 kanałów sprawiedliwego handlu, ocena CSR dostawców (cel 100 proc. do 2030 roku).
  • Zobowiązania społeczne: Prix Clarins pour l‘Enfance (od 1997), Fundacja Arthritis (od 1989), 45 mln posiłków szkolnych dostarczonych od 2011.
  • Przejrzystość i jakość dla klientów: platforma Clarins TRUST oparta na technologii blockchain do śledzenia składników, w 100 proc. francuska produkcja, ponad 250 testów jakości na 1 produkt.

Zobowiązanie na przyszłość

Certyfikat B Corp, przyznawany co trzy lata, pomoże skonsolidować dynamikę ciągłego doskonalenia. Firma uważa, że tworzenie wartości nie może być oderwane od pozytywnego wpływu na społeczeństwo i środowisko, co wyznacza jej raison d‘être: „Uczynić życie piękniejszym, pozostawiając planetę jeszcze piękniejszą"

*ponad 100 milionów dolarów obrotu i co najmniej 10 oddziałów na całym świecie

*Źródło: Circana LLC BeautyTrends®, dystrybucja selektywna, sprzedaż wartościowa (€), łącznie 5 krajów (#1 we Francji/Wielkiej Brytanii/Hiszpanii; #2 we Włoszech; #4 w Niemczech), w okresie od stycznia 2024 r. do grudnia 2024 r.

Clarins to rodzinna, globalna grupa kosmetyczna założona w 1954 roku w Paryżu przez Jacquesa Courtina, która od ponad 70 lat wprowadza innowacje w celu promowania odpowiedzialnego piękna.

Dzięki ciągłym badaniom produkty na bazie roślin, opracowane i wyprodukowane we Francji, są sprzedawane w ponad 150 krajach za pośrednictwem 20 tys. punktów sprzedaży. Z prawie 95 proc. sprzedaży przeznaczonej na eksport, Clarins jest marką nr 1* w dziedzinie pielęgnacji skóry w Europie i głównym graczem w branży kosmetycznej (pielęgnacja skóry i makijaż), spa i wellness na całym świecie.

Grupa opracowała również markę myBlend, opartą na synergii ukierunkowanej pielęgnacji skóry, nutrikosmetyków i technologii kosmetycznych.

Grupa Clarins zatrudnia ponad 8 tys. pracowników w siedzibie głównej w Paryżu, 28 oddziałach na całym świecie, 2 laboratoriach badawczo-rozwojowych i 3 zakładach przemysłowych we Francji. W 2025 roku Grupa Clarins uzyskała certyfikat B Corp, który potwierdza wysokie standardy w zakresie wyników społecznych i środowiskowych, przejrzystości i odpowiedzialności.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
25. kwiecień 2025 05:34