StoryEditor
Producenci
04.03.2024 08:00

Katarzyna Krzeszowska, Jomu Skin: Buduję wartościową markę na mocnych fundamentach

Katarzyna Krzeszowska, prezes i właścicielka marek Jomu i Jomu Skin / mediacreative.pl
Katarzyna Krzeszowska – kobieta, mama, żona, z wykształcenia artysta grafik, właścicielka modowej marki Jomu i od niedawna kosmetycznej marki Jomu Skin. Jest przepiękna (Miss Polski 2012), ciepła i relacyjna, a przy tym ma przebadany kosmetyczny rynek, jasną wizję swojej marki, opracowaną strategię marketingową i wizerunkową, wiedzę popartą doświadczeniem w negocjacjach i dostawach do sieci handlowych. Mówią o niej, że to ona jest marką Jomu. I mają rację.

Pani Katarzyno, Pani dotychczasowa droga biznesowa związana jest z modą. Myślę, że ważne jest we wprowadzeniu do naszej rozmowy opowiedzenie o niej. Od kiedy zajmuje się Pani projektowaniem?

Od przedszkola (śmiech). Już wtedy panie opiekujące się nami dostrzegły we mnie talent. Siadałam przy stoliczku, dostawałam plastelinę i lepiłam z niej cuda. W domowych anegdotach zachowało się, że wtedy wróżono mi, że będę chirurgiem albo artystką (śmiech). W Krynicy-Zdroju, skąd pochodzę, nie było artystycznej szkoły, więc nauczyciele w mojej szkole sami próbowali mi pomóc w rozwijaniu zdolności, np. udostępniali mi ściany, na których mogłam się artystycznie wyżyć. Moje obrazy tam zostały, można je nadal obejrzeć.

Szyłam i przerabiałam własne buty, torebki, ubrania, które moje koleżanki chciały kupować. Buty mam do dziś, jeszcze tej zimy w nich chodziłam i każdy pytał skąd je mam. To były ciekawe modele. Czasem zastanawiam się, jak wpadałam na te pomysły, bo nie było tak wielu jak teraz możliwości podpatrywania, inspiracji. Nie było Instagrama, Facebooka, Pinteresta – mediów tego typu, które dziś stały się oknem na świat. Szukałam ciekawych kreacji w gazetach, zbierałam wycinki, układałam z nich albumy. Tworzyłam przez całe dzieciństwo i okres nastoletni. Zdałam maturę rozszerzoną z Historii Sztuki i wybrałam artystyczne studia – grafikę użytkową w Akademii Krakowskiej, gdzie pod okiem wybitnych profesorów studiowałam swoje umiejętności w zakresie rzeźby, rysunku, malarstwa, projektowania graficznego, kaligrafii, fotografii, sztuk wizualnych, sitodruku, wykrojów, ikonografii czy form przestrzennych – to z pewnością bardzo poszerzyło moje artystyczne spojrzenie na otaczający mnie świat. 

Czy nadal Pani sama szyje ubrania, buty lub torebki, jak kiedyś?

Niestety doba ma tylko 24 godziny (śmiech). Gdybym miała choć chwilę wolną z największą przyjemnością wróciłabym do tego, bo jest to jedna z rzeczy, które mogłabym robić przez całe życie i nigdy bym się tym nie zmęczyła. Uwielbiam to! Z tego uwielbienia zdarza mi się przyjąć „szalone zlecenia" (śmiech). Ostatnio szyłam przez całą noc spodnie dla Michała Szpaka, które potrzebne były dosłownie z dnia na dzień. Nasłuchując, czy moja dwuletnie córeczka śpi spokojnie rozłożyłam się z krojeniem i szyciem w łazience (śmiech). W każdym razie udało się i na drugi dzień o 8 rano Michał w tych spodniach był już na sesji.

Uwielbiam też projektować wnętrza i robię to na własne potrzeby oraz w naszym rodzinnym biznesie. Jestem artystyczną duszą, nie da się temu zaprzeczyć, ale na studiach nie uczyli nas jak te predyspozycje zamienić w biznes. W tym obszarze wsparciem był dla mnie mój mąż, który z tej mojej wielkiej miłości do tworzenia, z tysiąca pomysłów, pomógł mi w pewnym sensie wydobyć esencję i ukierunkować działania tak, aby była to nie tylko pasja, ale też zwyczajnie biznes. To jest dla mnie ważne. Myślę, że dla wielu kobiet jest ważne. Zawodowa pozycja daje stabilizację i poczucie sprawczości, niezależności.  

Dziś w każdym razie jestem pewna, że oprócz talentu i warsztatu trzeba mieć w sobie  kreatywność, trochę szaleństwa oraz zgodę na to, że sztuka to także biznes i umieć przełożyć swoją pasję na zarabianie pieniędzy.

Żyjemy w szybkim, konkurencyjnym świecie. Trudno utrzymać się z rękodzieła czy z mody, która nie jest komercyjna. Trzeba szukać rozwiązań, które zepną się finansowo a wkład pracy i kosztów będzie adekwatny do przychodów. Dlatego korzystam ze szwalni, a sama skupiam się raczej na modelowaniu wizerunkowym biznesu i pokazywaniu marki osobistej, którą budowałam w różnych obszarach mojego życia, a dziś odważnie zaczynam wydobywać na światło dzienne to kim jestem jako kobieta, mama, artystka, modelka, bizneswoman, jak godzę te różne role, jak widzę świat.

Staram się też poprzez swoje działania wspierać kobiety, pokazywać im, że każda z nas ma w sobie pasję, siłę, każda ma jakieś indywidualne zdolności i powinnyśmy zacząć wierzyć w siebie, bo wiele kobiet ma z tym problem. A większość naszych ograniczeń jest jednak przede wszystkim w naszej głowie i ma źródło w niskiej samoocenie.

Jaką marką modową jest Jomu? Kto jest jej odbiorcą, dla kogo Pani tworzy?

Muszę najpierw zaznaczyć, że modową markę Jomu stworzyła moja przyjaciółka, u której ja wówczas – 10 lat temu – pracowałam jako modelka. Jest to więc taka historia „od modelki do właścicielki". Dziś z moją przyjaciółką mamy wspaniały kontakt, rozwijamy się obie, inspirujemy siebie nawzajem. Moja praca i rozwój Jomu jest kontynuacją jej pracy. To ona wszystkiego mnie nauczyła i wskazała drogę.

A odpowiadając na pytanie – marka Jomu jest poszukiwaniem czegoś więcej niż styl basic. Jest dla kobiet, które poszukują czegoś eleganckiego, czasem ekstrawaganckiego, choć szyjemy także wygodne dresy. Jednak raczej po nasze modele sięgają kobiety, które chcą wyróżnić się strojem. Nie jesteśmy fast fashion. Przygotowujemy krótkie, limitowane serie, wysprzedajemy je i wchodzimy w nowe. Mamy także linię podstawowych modeli, które sprzedajemy w stałej kolekcji i są one bazą do stworzenia własnej kreacji w połączeniu z indywidualnie dobranymi elementami garderoby. Inspirujemy się tym co pokazują światowi projektanci mody. To jest dziś bardzo łatwe, dzięki czemu te trendy można szybko przenieść na ulice.

Na pewno nie trafiamy do wszystkich, mamy swoją niszę i stałe klientki, które kupują właśnie nasze kolekcje, które upominają się o nowości i chcą je dostawać jeszcze przed oficjalną premierą. To jest bardzo budujące.   

Czy wprowadzenie własnej marki kosmetyków to próba dywersyfikacji biznesu czy raczej jego naturalny rozwój i powiększanie o nowe kategorie?

Branża beauty wyraźnie zazębia się branżą fashion, więc był to naturalny kierunek rozwoju biznesu. Jestem aktywna w mediach społecznościowych, również prezentuję nasze kolekcje modowe jako modelka. Często padały i padają pytania od klientek o moją dietę, wagę, ale też o zabiegi pielęgnacyjne. Jak dbasz o cerę? Jak to robisz, że masz tak gładką skórę? To był jeden impuls do działania w biznesie beauty.

Drugi wiąże się z wyborami Miss Polski – w 2012 roku zdobyłam ten tytuł. To było moje okno na świat – byłam już praktycznie w każdym zakątku na świecie, spotkałam masę fantastycznych dziewczyn, które w większości mają bardzo dużo wspólnego z branżą beauty. Poznałam kreatorów, designerów. Przeglądałam kosmetyczki koleżanek z odległych zakątków świata, z Filipin, Ekwadoru, Tajlandii i zachwycałam się. Miałam dostęp do marek i produktów, które w Polsce nie były dostępne. Zwoziłam ze świata wszystko co mogłam, żeby testować. Wkręciłam się totalnie (śmiech). I dojrzałam do tego, żeby z wprowadzić własną markę – Jomu Skin.

Rynek kosmetyczny jest bardzo wdzięczny, bo Polki uwielbiają kosmetyki, chętnie sięgają po nowości. Jednak jest też trudny z powodu jego przesycenia markami i produktami oraz dużej presji na cenę. Jaką strategię obrała więc Pani dla swojej marki?  

Przede wszystkim skupiliśmy się na tym, by były to kosmetyki nie wpływające degradująco na środowisko. Wszystkie opakowania naszych produktów nadają się do recyklingu. Stosujemy zasadę opakowań  monomateriałowych, nie mieszamy papieru z plastikiem. Sama nie znoszę zastanawiać się, jak mam rozdzielić opakowania, aby je posegregować do odpowiednich pojemników i od razu wiedziałam, że nie chcę, aby klienci mieli taki problem z moimi kosmetykami. Kremy zamknięte są w opakowania airless gwarantujące zachowanie ich czystości mikrobiologicznej podczas stosowania.

Jomu Skin to kosmetyki naturalne w nowoczesnym wydaniu. Formuły tworzyliśmy korzystając z topowych aktywnych składników certyfikowanych przez Ecocert i Cosmos. Sięgnęliśmy po najskuteczniejsze światowe rozwiązania oraz trendy, które wpisują się obecnie w polską rzeczywistość.

Czytaj także: Dobowy rytuał do pielęgnacji twarzy marki Jomu trafił do dwóch e-drogerii. Rozmowy z kolejnymi sieciami handlowymi trwają

Kobiety deklarują, że wolą kiedy kosmetyki, nawet naturalne, pozostawiają delikatny zapach. Ja również, więc nasze kosmetyki subtelnie pachną.

Cena naszych produktów jest po prostu realna. Nie jest zawyżona. Jest adekwatna do tego, co dany produkt zawiera.

Gdzie powstają kosmetyki i kto tworzy receptury?

Jomu Skin powstają w Małopolsce, w nowoczesnej manufakturze, ale z 11-letnią historią. Pracują nad nimi bardzo bliscy mi technolodzy, mikrobiolodzy i chemicy. Ja jestem obecna w całym procesie z pełną świadomością tego, skąd pochodzą składniki, z jakich źródeł są pozyskiwane, jak są certyfikowane. Wiem, jakie te kosmetyki mają być. I osoby, które ze mną pracują również w tę filozofię wierzą. Podczas testów sporo produktów odrzuciliśmy zanim ostatecznie uznaliśmy, że pod każdym względem są one zgodne z naszymi wymaganiami co do konsystencji, zapachu, komfortu stosowania.

Produkty musiały oczywiście przejść wymagane prawem testy bezpieczeństwa. Oprócz tego wszystkie kosmetyki testują nasze stałe modowe klientki oraz bliskie mi osoby, przyjaciółki – te testy trwają znacznie dłużej, praktycznie cały czas i wiem, że otrzymam szczere opinie i wskazówki na temat tego, co ewentualnie mogłabym poprawić. Nie otrzymaliśmy jednak dotąd żadnych takich sygnałów. Opinie użytkowniczek, z którymi mam kontakt są bardzo pozytywne.

image

Katarzyna Krzeszowska, prezes i właścicielka marek Jomu i Jomu Skin

mediacreative.pl

Również na rynku odbiór jest bardzo dobry. Weszliśmy do dwóch internetowych drogerii z grupy Primavera Parfum i mamy już feedback, że pierwsza partia produktów szybko się sprzedała, choć to przecież totalna nowość. Sprzedajemy kosmetyki przez własną stronę internetową i co ciekawe – już mamy stałe klientki, które wracają po kolejne produkty, zamawiają dla siebie, polecają koleżankom, kupują przyjaciółkom w prezencie. Furorę robi bawełniany olejek do demakijażu i masażu twarzy z czego bardzo się cieszę, bo też jestem „olejkowa” (śmiech). Myślimy więc o kolejnych olejkach, ale już bez środków myjących.

Czy sama zajmuje się Pani projektowaniem graficznym, designem opakowań?  

Tak, logo zostało odświeżone, i projekt opakowań, kolor, krój czcionki i wszystkie elementy, które znajdują się na opakowaniach, to mój projekt.

Gratuluję. Fajne logo.

Dziękuję (śmiech). Zależało mi, aby produkty szatą graficzną wyróżniały się na półce. Obie wiemy, ile kosmetyków jest w drogeriach i jak te półki wyglądają. Produkt musi przyciągać wzrok. Chciałam też, aby były w swojej filozofii powiązane z marką modowa Jomu, miały w sobie coś intrygującego, innego niż inne kosmetyki dostępne na rynku. I na przykład bawełniany balsam do ciała w sprayu jest takim produktem. Wystarczy chwila, żeby nałożyć go na całe ciało, bardzo szybko się wchłania. Jest kosmetykiem świetnie pielęgnującym skórę, a zarazem – dzięki swojej formie podania – fajnym gadżetem.

Do branży fashion, do tkanin, nawiązują też nazwy linii produktów. Pierwsza to linia bawełniana. Kolejna?

Nie chciałabym ujawniać na tym etapie wszystkiego. Dziś mogę powiedzieć, że obecnie jest dostępnych 7 produktów pielęgnacyjnych do twarzy i do ciała. Do końca roku Jomu Skin będzie miało 20 SKU w portfolio. Za chwilę pojawią się produkty nie tylko dla kobiet.  Będziemy wchodzić także w inne kategorie produktów niż kosmetyka biała.      

Myśli Pani o szybkiej ekspansji swojej marki czy raczej jest Pani zwolenniczką „jedzenia małą łyżeczką”?

To jest trudne pytanie, bo jesteśmy z mężem, który mnie wspiera, z dwóch światów (śmiech). On z szybkiego biznesowego, ja z tworzenia społeczności. Zależy mi na opinii szerokiego grona osób, które mają duże doświadczenie w branży beauty i zbieram takie osoby wokół siebie. Współpracuję ze świetną agencją reklamową i kreatywną. Sama bardzo aktywnie działam wizerunkowo dla marki. Zarazem mam pełną świadomość, że to jest biznes, który musi się spinać. Odpowiem więc tak: tworzenie contentu wokół marki będzie hybrydowe, w zależności od potrzeb szybsze albo wolniejsze. Na pewno będzie zaskakiwało i miało dużo ciekawych odsłon. Mogę obiecać, że nie będzie nudno ani, że nie będzie to powielenie popularnych na rynku schematów.

image

Katarzyna Krzeszowska, prezes i właścicielka marek Jomu i Jomu Skin

mediacreative.pl

Tworzymy świat Jomu, który nie ogranicza się do kilku kremów. Nie chcemy, żeby to było pasywne, żeby to była kolejna „marka, która ma najlepsze kosmetyki”. Chcemy pokazywać styl życia, jakość funkcjonowania na wielu poziomach, nie tylko na czysto produktowym. Zadajemy pytania: jaką jesteś osobą, jaką jesteś kobietą, czy czujesz się pewna siebie nawet wtedy, gdy masz na sobie dres i nie nałożyłaś makijażu?

Kontakt z ludźmi jest dla mnie bardzo ważny. Sama spełniam się w wielu rolach. Jestem mamą, żoną, projektantką, modelką, właścicielką swojego biznesu i kocham ludzi z pasjami. Wiele kobiet działa na różnych polach i muszą godzić te role. Ale wiele kobiet też w siebie nie wierzy, poszukują siebie, potrzebują inspiracji, wsparcia, a nawet podpowiedzi, jak pielęgnować skórę, żeby była świeża, zdrowa, czy impulsu, żeby zmienić fryzurę albo styl ubierania się. A czasem potrzebują po prostu dobrego słowa, kobiecego wsparcia, żeby nabrały pewności siebie. I ja im to daję i chcę dawać nadal. Czuję to i lubię być w takiej roli. To mi daje wielką satysfakcję i napędza do działań. 

To jest bardzo ważne i brzmi bardzo dobrze, bo dziś bez budowania relacji trudno jest utrzymać przy sobie ludzi wiernych marce. Jednak chciałabym wrócić jeszcze do tego drugiego świata – szybkiego, biznesowego. Wiem, że jesteście Państwo po spotkaniach z detalistami, sieciami handlowymi, e-sklepami. I co dalej?

Współpracujemy już ze świetnie znaną na rynku firmą Primavera Parfum i jej e-sklepami tagomago.pl oraz perfumeria.pl. Jesteśmy po rozmowach z kolejnymi partnerami, z sieciami drogeryjnymi i perfumeryjnymi, z dystrybutorami, ale będziemy wybierać ich z rozwagą. Jomu Skin jest nową marką, więc zdajemy sobie sprawę, że każdy nas obserwuje, czy to będzie miało rację bytu, czy nie. Mogę zapewnić, że będzie miało i jeśli ktoś wierzy w nas na 100 procent, to my też wchodzimy w taką współpracę na 100 procent.

Jesteśmy relacyjni, chcemy rozmawiać, szukamy porozumienia i słuchamy potrzeb. Jesteśmy gotowi do szkolenia właścicieli i personelu sklepów. Wiemy, że o każdego partnera handlowego trzeba zadbać oraz, że jesteśmy na początku drogi i na tym etapie więcej dajemy niż otrzymujemy. Jednak jesteśmy marką, która będzie sukcesywnie rosła, nie będzie ograniczała się tylko do kategorii kosmetycznych. Partnerzy, którzy będą z nami pracować jako pierwsi skorzystają na tym najwięcej.  

Mamy plan rozwoju marki. Mamy plan działań marketingowych i wizerunkowych. Wiemy jak ta marka będzie prezentowana na rynku polskim i rynkach eksportowych. Lada moment otwieramy showroom na Mokotowskiej w Warszawie, gdzie będę prezentowała kolekcje fashon, ale także prowadziła konsultacje ze stylizacji, z pielęgnacji i makijażu.

Podsumowując – nie zależy nam na tym, żeby szybko wejść w jakąś współpracę handlową i zbankrutować biorąc na siebie nierealne zobowiązania postawione z pozycji siły. Jesteśmy bardzo dobrze przygotowani do rozmów, znamy środowisko handlowe i zasady negocjacji. Mamy doświadczenie jeśli chodzi o duże dostawy do dużych sieci handlowych, wprawdzie nie w kategorii kosmetycznej, ale dokładnie wiemy na czym to polega. Rozumiemy proces logistyki i sprzedaży. Nigdy nie zdarzyły nam się opóźnienia w dostawach. Jeśli nie jesteśmy w stanie z czegoś się wywiązać to możemy szczerze na początku drogi o tym powiedzieć.

Wybieramy partnerów, którzy hołdują zasadzie win-win. Którzy, chcą nas wysłuchać, by móc zrozumieć filozofię naszego działania i marki, i na tej podstawie w odpowiedni sposób przekazywać informacje o Jomu konsumentom, eksponować ją, promować. Tacy partnerzy otrzymują ogromne wsparcie marketingowe oraz osobiste ode mnie i od całego zespołu.

Budujemy dobrą, wartościową markę na mocnych fundamentach.

Jest Pani twarzą swoich marek. To Panią można zobaczyć w stylizacjach modowych i promującą kosmetyki. To coraz popularniejszy dziś trend – właścicielki, twórczynie marek stają za nimi bezpośrednio, same występują w reklamach, odważnie wychodzą w mediach społecznościowych do spotkań z użytkowniczkami. Jak czuje się Pani w takiej roli? Czy to jest duża presja? Jednak ciągle jest się poddawaną ocenie...

Jestem właścicielką marki Jomu, twórczynią marki Jomu Skin – receptur, designu, uczestniczę w każdym procesie – od pomysłu, projektowania przez produkcję, dystrybucję po marketing i wizerunek. Biorę pełną odpowiedzialność za markę. Oczywiście pokazywanie siebie w reklamach, w komunikacji w mediach społecznościowych i w różnych rolach – jest odkrywaniem siebie, ale nie widzę w tym nic złego. I czuję się w tej roli naturalnie. A ocenie jesteśmy poddawani przez całe życie. To jest jego nieodłączna część. Nikt z osób oceniających, nie przeżyje za nas samych naszego życia. Myśle, że najważniejsze jest bycie w tym wszystkim uczciwym i po prostu szczęśliwym. Taką siłą można się dzielić z innymi.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Biznes
20.06.2025 18:48
Unijna delegacja zawitała do siedziby firmy Ziaja
Ziaja mat.pras.

Każda Prezydencja w Radzie UE oprócz spotkań formalnych obejmuje także wizyty nieformalne – i nie inaczej jest w przypadku kończącej się powoli Polskiej Prezydencji. Podczas spotkania w Polsce i wizyty na Wybrzeżu eksperci Grupy Roboczej Rady UE ds. konkurencyjności i wzrostu państw Unii Europejskiej odwiedzili siedzibę firmy Ziaja w Kolbudach k. Gdańska. Dyskutowano m.in. o wewnętrznych i zewnętrznych barierach w prowadzeniu handlu.

Dla firmy Ziaja Ltd Zakład Produkcji Leków sp. z o.o., operującej na rynku od ponad 35 lat i dynamicznie rozwijającej działalność eksportową, relacje międzynarodowe są niezwykle istotne. 

Z radością odpowiedzieliśmy na zaproszenie organizatorów i powitaliśmy w progach naszego zakładu ok. 62 osób, w tym attaché krajów członkowskich czy pracowników tzw. PermReps. Nasza nowoczesna siedziba, zlokalizowana na Kaszubach w strefie ekologicznej, z dostępem do własnego ujęcia wody pitnej, przyzakładową oczyszczalnią ścieków spełniającą najwyższe normy i wyposażona w linie produkcyjne najnowszej generacji jest dowodem na to, że firmy z polskim kapitałem są innowacyjne i mogą z powodzeniem konkurować na rynkach międzynarodowych – o ile tylko tworzy im się bezpieczne środowisko biznesowe i regulacyjne – wyjaśniła Lidia Ziaja, Zastępca Dyrektora Handlowego i Kierownik Działu Eksportu w firmie Ziaja.

Goście odwiedzili Wydział Konfekcyjny, gdzie odbywa się wytwarzanie Produktów Kosmetycznych i Laboratorium Fizyko-Chemiczne, gdzie co zostały zaprezentowane najnowsze urządzenia laboratoryjne, a delegaci mieli okazję uczestniczyć w warsztatach pokazowych badania substancji techniką spektroskopii Ramana.

Ponad 1,2 tys. pozycji z portfolio firmy, w którym znajdują się kosmetyki, dermokosmetyki, produkty do pielęgnacji profesjonalnej i farmaceutyki, jest dziś dostępnych na ponad 40 europejskich i pozaeuropejskich rynkach. W sposób naturalny ważnym tematem rozmów przedstawicieli firm, wspieranych przez Polski Związek Przemysłu Kosmetycznego, stały się więc wewnętrzne i zewnętrzne bariery w prowadzeniu handlu, w tym m.in. gold-plating, czyli problem nadimplementacji prawa unijnego przez państwa członkowskie

Aby realnie podnosić konkurencyjność europejskiego, a więc także polskiego przemysłu kosmetycznego, potrzebujemy dialogu i współpracy pomiędzy wszystkimi instytucjami Unii Europejskiej. Tego typu wizyty, o których nie przeczytamy na pierwszych stronach gazet, niejednokrotnie pomagają bardziej w osiągnięciu tego celu niż najbardziej medialne szczyty przywódców państw – wyjaśnia Justyna Żerańska, dyrektor generalna Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego. 

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Producenci
20.06.2025 10:02
Ben Gorham, założyciel Byredo, odchodzi z firmy. Czy to koniec epoki dla perfumowej niszy?
Ben Gorham, twórca marki Byredomat.prasowe

Ben Gorham, twórca szwedzkiej niszowej marki perfumeryjnej Byredo, opuści firmę pod koniec czerwca. Gorham, który założył Byredo w 2006 roku, stał na czele tej kultowej marki od samego początku. Jego odejście jest związane z przejęciem firmy przez koncern Puig. To kolejna marka niszowych perfum, która w ostatnich latach trafiła w ręce dużego koncernu - wcześniej taki los spotkał m.in. Toma Forda, Annick Goutal, L‘Artisan Parfumeur czy Juliette Has a Gun.

Umowa pomiędzy Byredo a Puig, podpisana w 2022, zakłada, że Ben ​​Gorham zachowa kreatywne przywództwo do czerwca 2025. Odejście twórcy marki nastąpi zatem dwa lata po tym, jak hiszpański koncern w pełni przejął na własność markę perfumeryjną, mającą siedzibę w Sztokholmie. Wówczas wycena Byredo przekraczała 1 mld euro. Odejście Gorhama z Byredo kończy pełne przejęcie i integrację marki przez Puig.

Doświadczenie Puig w dziedzinie beauty oraz fashion będzie miało kluczowe znaczenie dla przyszłego wzrostu marki i pomoże Byredo uwolnić jej potencjał w wielu kategoriach – komentuje Ben Gorham. – Jestem dumny z tego, co udało nam się osiągnąć w ciągu 20 lat i jestem pewien doskonałej przyszłości Byredo. Marka ma silną tożsamość, którą teraz powierzam całkowicie Puig, gdy ja rozważam nowe  możliwości – dodaje twórca Byredo.

Jak podkreślił z kolei Marc Puig, prezes i dyrektor generalny Puig, trzyletnia współpraca z “tak wybitnym założycielem marki” była dla niego wielkim zaszczytem, a nawiązanie partnerstwa z Benem Gorhamem stanowi powód do dumy.

Jako Puig mamy ugruntowaną pozycję w przejmowaniu dziedzictwa założyciela marki, przy zachowaniu szacunku dla jej korzeni, pielęgnowaniu i wspieraniu kolejnego rozdziału jej rozwoju – zapewnia prezes Puig. – Ben wykonał niezwykłą pracę, tworząc wyjątkową i szczególną markę Byredo, a my będziemy ciężko pracować, aby chronić jej tożsamość, jednocześnie uwalniając jej ogromny potencjał na przyszłość – dodaje Marc Puig.

Marka Byredo została założona w Sztokholmie w 2006 roku, tworząc przez ten czas szereg kultowych, niepowtarzalnych kompozycji zapachowych, zamkniętych w charakterystycznych i niepowtarzalnych flakonach – by wymienić takie bestsellery marki jak Gypsy Water, Bal d‘Afrique, Blanche, Bibliothèque czy Rose Of No Man‘s Land

Byredo poza perfumami ma w ofercie również zapachy do domu (świece, patyczki zapachowe), kosmetyki do pielęgnacji ciała (balsamy, kremy do rąk, żele do kąpieli), artykuły do domu, wyroby skórzane i akcesoria. Ostatnio Byredo poinformowało m.in. o poszerzeniu linii produktów do makijażu o szminki w wersji refill.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
22. czerwiec 2025 19:20