StoryEditor
Rynek i trendy
14.05.2013 00:00

Liczy się jakość biznesu – rozmowa z Katarzyną Niemiec, prezes sieci Drogerie Koliber

Sieć Drogerie Koliber tworzy obecnie blisko 90 sklepów. 17 drogerii na koniec ubiegłego roku przystąpiło do sieci, ale 15 zostało z niej, mówiąc wprost, wyrzuconych. Teraz raczej jest taki trend, że sieci starają się jak najwięcej sklepów ze sobą związać, i to nie tylko typowo kosmetycznych…


Nadszedł taki czas, że właściciele sklepów nie chcą już działać w pojedynkę, zależy im na podłączeniu się do jakiejś organizacji. Do nas też chce przystąpić wiele placówek, ale dla mnie liczba sklepów nie jest istotna. Zależy mi, aby właściciele sklepów  byli wiarygodnymi przedsiębiorcami, dobrymi płatnikami. Liczy się jakość biznesu i współpracy, którą możemy podjąć. Tylko opierając się na jakości można bowiem zbudować liczącą się na rynku grupę. Konsumenci oczekują od drogerii określonego standardu. Sklep ma być elegancki, czysty, przejrzysty, towar musi być logicznie poukładany, a obsługa miła i kompetentna. Tu już nie mają sensu rozważania, czy tak ma być, czy nie. To jest po prostu oczywiste. I chcemy pracować z osobami, które to rozumieją. My też będziemy właśnie podpisywać umowy z placówkami w małych miasteczkach i wsiach, które są bardzo duże metrażowo, ale sprzedają nie tylko kosmetyki, lecz też  inny asortyment, którego wymaga ich lokalizacja, np. AGD. W nich zostanie więc wydzielona  i urządzona według naszych standardów część drogeryjna i pozostanie reszta asortymentu, którą handlują.  
W sieci działa 86 sklepów, wszystkie mają już wizualizację zewnętrzną. 16 placówek posiada wzorcową, nową, pełną wizualizację wnętrza. Pozostałe wprowadziły wiele POS-ów, fartuszki, koszyczki – elementy identyfikacyjne sieci.
Każdy sklep jest skomputeryzowany, co jeszcze do niedawna nie było standardem. Docelowo będziemy się starali spiąć wszystkie drogerie w jedną bazę danych, co będzie nam pomagało przy negocjacji umów handlowych.  
Jak radzicie sobie jako sieć z realizacją umów i akcji promocyjnych? Czy sklepy aktywnie i odpowiedzialnie włączają się w te działania?
Tak. Widać to również po zaangażowaniu producentów. Coraz więcej firm chce z nami współpracować, uczestniczyć w gazetce reklamowej. Myślę, że na ogólną ocenę naszej działalności wpływa w dużym stopniu podniesienie standardu sklepów, wprowadzenie wizualizacji, zasad marchandisingu, a więc odpowiedniej ekspozycji, zarządzania kategoriami, organizacji promocji – te zmiany przyciągają do sklepu klientów. Korzyści czują ich właściciele i firmy współpracujące z siecią.
Od niedawna działa nasz samochód eventowy, zorganizowaliśmy już kilka akcji w sklepach z jego wykorzystaniem i  efekty są doskonałe. Sklepy osiągnęły 220-procentowy wzrost obrotów po takich eventach, a myślimy, że będzie jeszcze lepiej, gdy zrobi się słonecznie i ciepło. Samochód z nagłośnieniem, w którym można wykonać badania stanu skóry, włosów, uzyskać poradę, próbki, a potem kupić w sklepie towary w okazyjnych cenach – przyciąga rzesze konsumentów. Możemy go wykorzystywać przy przeróżnych okazjach – popularnych świętach i okolicznościach, ale i np. z okazji urodzin sklepu. Robimy też dni Kolibra we współpracy z tylko jedną marką  kosmetyczną. Producenci chcą sponsorować te akcje, mamy grafik zapełniony do końca roku.

A jednak producenci, z którymi mam okazję rozmawiać, ciągle narzekają na brak zwrotu inwestycji w sieci franczyzowe, dostatecznie dobrych wyników sprzedaży i  zaangażowania właścicieli sklepów.

Odpowiem tak – staramy się wywiązywać jak najlepiej z zawartych umów.  Ponieważ  drogerie nie mają w pełni ujednoliconego asortymentu, współpracujemy marketingowo głównie z firmami, z którymi  mamy podpisane stałe umowy i z najpopularniejszymi markami, którymi właściwie wszystkie sklepy handlują. Rzadko do gazetek trafiają niszowe produkty, rzadko też producenci takich marek pojawiają się na naszych targach. Jeśli organizujemy z nimi akcje promocyjne to bez gwarancji zakupowych. Umawiamy się wówczas, że przeprowadzamy test i dopiero jeśli produkt się przyjmie podpisujemy umowę i jej oferta zaczyna pojawiać się w gazetkach regularnie. Wiele kolejnych firm chce z nami współpracować, ale sklepowa półka nie jest z gumy, musimy te oferty weryfikować. Mamy powołaną handlową grupę doradczą złożoną z właścicieli 8 najmocniejszych, największych sklepów i zawsze oni, a nie sam zarząd sieci, podejmują decyzję, czy warto wprowadzać kolejną markę do naszej oferty.

W jaki sposób właściciel sklepu staje się członkiem sieci? Jak przeprowadzacie go z etapu działania w pojedynkę do funkcjonowania w grupie?

Najpierw spotykamy się i przedstawiamy warunki umowy franczyzowej, bo to przede wszystkim interesuje potencjalnych członków sieci. Umowa jest bardzo elastyczna, nie ma w niej opłaty wpisowej, ani kary za rezygnację. Jeśli właściciel sklepu chce wystąpić z sieci, rozwiązuje umowę natychmiast, bo uważam, że współpraca na siłę nie ma sensu, męczą się obie strony.  Uczestnik sieci wnosi  opłatę franczyzową, 300 zł raz na kwartał.  Każdy, kto do nas przystępuje, otrzymuje   określoną kwotę na wizualizację zewnętrzną sklepu bądź na komputeryzację – właściciel sklepu może wykorzystać pieniądze na jeden z tych dwóch celów.  Dodatkowo zapewniamy obsługę i  pomoc naszych koordynatorów. Sklep ma do dyspozycji gazetkę reklamową, która jest bardzo dobrym narzędziem promocyjnym. Od maja profesjonalna firma zajmuje się jej kolportażem, koszt usługi w połowie pokrywa nasza spółka.
Doradzamy właścicielom sklepów, jak zmienić ich wygląd. Mamy podpisaną umowę z firmą, która robi projekty wnętrz i mebli pod wymiar, według naszej księgi standardów. Wprowadzamy do placówki oznaczenia działów, półek, wszelkie elementy graficzne i materiały POS wspierające sprzedaż, ustawiamy ekspozycję, uwzględniając podział asortymentu na kategorie, rotację produktów, zasady współkupowania. Zwykle na tym etapie pojawia się wiele uwag, dyskusji, ale dochodzimy do konsensusu (śmiech).  W każdym razie nie robimy nic na siłę.
Bardzo cieszy mnie to, że właściciele sklepów, którzy dokonali ich całkowitej reorganizacji, zaczynają szukać nowych lokalizacji i chcą otwierać kolejne placówki przy naszej pomocy. To też świadczy o tym, że są wymierne efekty tych działań.
Pojawiają się też osoby z zewnątrz, które do tej pory nie działały w branży drogeryjnej, mają fundusze i chcą, żeby im pomóc otworzyć sklep w naszej sieci. Od początku tego roku bardzo nasiliły się takie kontakty.
Mamy pakiet materiałów szkoleniowych, który udostępniamy każdej osobie rozpoczynającej pracę w drogerii; może on być pomocny na tym pierwszym etapie wdrażania w branżę kosmetyczną. Przede wszystkim jednak organizujemy szkolenia dla właścicieli sklepów, bo pracownik nie może zrobić nic, jeśli właściciel placówki nie ma odpowiedniej świadomości i wiedzy. Staramy się nie narzucać tematyki szkoleń, odpowiadamy nimi na zapotrzebowanie naszych franczyzobiorców.

Drogerie Koliber należą do Grupy Eurocash – jednej z największych firm dystrybucyjnych towarów FMCG i operatora wielu sieci franczyzowych. Jakie ma to znaczenie dla bieżącej działalności i postrzegania sieci na rynku?

Dawnej byliśmy spółką, którą można porównać do dużej rodziny. Potem kupiła nas Emperia, po niej Eurocash i błyskawicznie musieliśmy zmienić swoje standardy zarządzania, budżetowania, współpracy z partnerami. Na samym początku, gdy udziały w spółce wykupiła Emperia, odeszła część sklepów, właściciele bali się sformatowania, silnego korporacyjnego nacisku. Ale tego nacisku, jak widać, nie ma. Realizujemy konsekwentnie, ale bez presji na właścicieli sklepów, naszą politykę. Dostawcy też reagowali różnie, najpierw obawiali się podpisywania umów z Emperią, potem nie chcieli ich renegocjować, gdy przeszliśmy do Grupy Eurocash, a teraz są zadowoleni, że współpracują z silnym i liczącym się partnerem.  To wszystko działo się za mojej kadencji, nie było łatwe, ale widzę efekty. Mamy cały czas presję na rozwój, czujemy, że jesteśmy w silnej grupie, gdy podpisujemy umowy handlowe. Mamy bardzo mocne wsparcie w hurtowni Ambra, z którą jesteśmy w jednej grupie kapitałowej;  jest ona naszym największym dystrybutorem, głównym, bardzo rzetelnym dostawcą.
 
Głównym, ale nie jedynym?
Tak, dokładnie, Ambra jest naszym głównym ale nie jedynym dystrybutorem. Nadal mamy podpisane umowy z innymi hurtowniami, ponieważ w nich dostępne są często produkty niszowe, nie wszystkie sklepy nimi handlują, więc nie możemy wymagać, żeby Ambra powiększała swoje stoki magazynowe i wprowadzała kolejną firmę do portfolio, ale musimy zabezpieczyć dostawy do naszych drogerii. 
Wiele mówiłyśmy o zmianach, wprowadzaniu nowych standardów. Na pewno analizujecie Państwo ich efektywność. Co pokazują tabelki?
Tak, robimy analizy już w dniu otwarcia sklepu po reorganizacji i potem w dłuższym okresie. W każdym przypadku następują dwucyfrowe wzrosty sprzedaży, nie ma sklepu w sieci, który by ich nie odczuł. Trzeba jednak pamiętać, że jest to inwestycja długoterminowa i wymaga finansowych nakładów ze strony właściciela sklepu.
Jaka przyszłość czeka rynek drogeryjny?
Nie można dać wiążącej odpowiedzi na to pytanie. Pewne jest, że jest to rynek coraz bardziej agresywny i wymaga coraz więcej determinacji od firm, które na nim działają. Ja, osobiście, mam ogromną satysfakcję z tego, co udało nam się osiągnąć w sieci Koliber i dowodem na to, że idziemy w dobrym kierunku, że nasze działania zauważają dostawcy, jest również  tytuł Drogerii Roku 2013 dla sklepu w Bielsku-Białej należącego do pani Marii Chmielewskiej. Cieszę się również, że przez 12 lat, odkąd jestem w sieci Koliber, udało mi się wypracować rodzaj przyjaźni z właścicielami sklepów. Kiedy zaczynałam tutaj pracę zostałam ciepło, z pełnym zaufaniem przyjęta i tak samo staram się dziś postępować wobec innych.  Logo  jest logiem, ceny są cenami, ale niezwykle ważna jest też atmosfera współpracy,  a nam udało się nie zatracić jej rodzinnego charakteru, mimo wielu zmian, które po drodze nastąpiły.
Rozmawiała
Katarzyna Bochner


ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
07.05.2024 12:57
UCE RESEARCH: Czego obecnie najbardziej boją się najmniejsze firmy? Na czele zestawienia rosnące koszty prowadzenia działalności i nierzetelni klienci.
Envato Elements
Raport „Obawy oraz niepokoje mikroprzedsiębiorstw i małych firm” wskazuje, że ponad 41 proc. ankietowanych obawia się rosnących kosztów prowadzenia działalności. Kolejnym powodem niepokoju są nierzetelni kontrahenci, których wskazuje prawie 40 proc. respondentów. Podnoszenie składek na ZUS martwi nieco ponad 28 proc. ankietowanych. Najmniejsze obawy dotyczą niestabilności politycznej, kontaktów z instytucjami finansowymi oraz spowolnienia gospodarczego.

Raport „Obawy oraz niepokoje mikroprzedsiębiorstw i małych firm” autorstwa UCE RESEARCH, przedstawia opinię największej grupy przedsiębiorców w Polsce na temat obecnej sytuacji biznesowej w kraju. Na podstawie badania przeprowadzonego wśród prawie 600 przedsiębiorstw zatrudniających do 50 pracowników, 41,3 proc. z nich wyraża obawy związane z rosnącymi kosztami prowadzenia działalności. Raport wskazuje również, że 39,7 proc. przedsiębiorców obawia się nierzetelnych kontrahentów, co nie jest zaskakujące w obliczu problemów z odzyskiwaniem należności i opóźnionymi płatnościami.

W sektorze małych przedsiębiorstw, wzrost płacy minimalnej zwiększa koszty pracy, a składki emerytalne również mogą stanowić przeszkodę w prowadzeniu działalności. To potwierdzają wyniki badania, w którym 28,2 proc. respondentów wskazuje na obawy związane z podnoszeniem składek na ZUS. Ponadto 21,3 proc. ankietowanych martwi się utratą płynności finansowej, a 20,9 proc. zmianami w przepisach, podczas gdy 20,2 proc. wyraża obawy dotyczące wzrostu podatków. Wyniki badania ukazują, że czynniki najmniej niepokojące biznes również są interesujące. Najmniejsze obawy dotyczą niestabilności politycznej kraju, co potwierdza jedynie 3,1 proc. ankietowanych. Kontakty z bankami lub firmami leasingowymi niepokoją 5,9 proc. respondentów, a spowolnienie gospodarcze w kraju martwi 9,3 proc..

Eksperci zgadzają się, że inne kwestie, takie jak wyzwania związane z rekrutacją pracowników czy kontrolami urzędowymi, są dla firm mniej istotne z innego powodu. Przedsiębiorcy nauczyli się sobie radzić z tymi sprawami w poprzednich latach, dlatego obecnie zwracają na nie mniej uwagi. I chociaż poprzednie lata przyzwyczaiły przedsiębiorców do kontroli urzędów skarbowych czy ZUS, które były częste, to obecny system ogranicza możliwości kreatywnego optymalizowania kosztów związanych z podatkami i składkami ZUS, dlatego wpływ kontroli ma teraz mniejsze znaczenie niż kilka lat temu.

Czytaj także: GfK: Jeszcze więcej Polaków chce kupować marki własne sieci handlowych. Czy także chodzi o kosmetyki?

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
07.05.2024 10:52
Data.ai: Rynek aplikacji mobilnych wygeneruje 2,2 biliona dolarów przychodów w latach 2021–2030
Rynek aplikacji mobilnych rośnie i staje się coraz poważniejszym zagrożeniem dla bardziej tradycyjnych kanałów wydawania pieniędzy.DALL-E
Gospodarka mobilna zmienia bieg, aby zapoczątkować nową erę wzrostu monetyzacji. Aplikacje wyprzedzą gry pod względem wydatków konsumenckich, przy CAGR wynoszącym odpowiednio 11 proc. w porównaniu z 4 proc. Urządzenia mobilne będą nadal przejmować część portfela, nawet jeśli dochody rozporządzalne będą się zmniejszać. Wydatki na urządzenie w aplikacjach innych niż gry mają w USA być ponad dwukrotnie wyższe i wynosić 138 dolarów rocznie.

Wchodząc w rok 2021, rynek aplikacji mobilnych nadal odnotowywał wzrost wydatków konsumenckich od czasu powstania sklepów z aplikacjami, jednak wraz z dojrzewaniem rynku wzrost ten zaczął spowalniać. Pandemia Covid-19 zakłóciła tę tendencję, przyspieszając wzrost wydatków, szczególnie na gry mobilne. Wydatki konsumenckie w Ameryce Północnej rosły średnio o 32 proc. rocznie w latach 2019–2021. Ostatnie dwa lata przyniosły wolniejszy wzrost ze względu na trudne warunki rynkowe i korektę w stosunku do wcześniejszego gwałtownego wzrostu na początku pandemii. W nadchodzących latach spodziewany jest umiarkowany wzrost, niższy niż przed pandemią, ale wyższy od ostatnich trendów.

image
Pobrania według gatunku aplikacji; Prognoza na rok 2030 dla najpopularniejszych gatunków aplikacji
Data.ai

Wydatki na gry mobilne są podatne na zawirowania gospodarcze, ponieważ należą do wydatków uznaniowych, które mogą być ograniczane w trudnych czasach. Wpływ środków stymulacyjnych podczas pandemii COVID-19 był widoczny w gwałtownym wzroście wydatków na gry mobilne w 2020 roku. Wzrost dochodów do dyspozycji w USA na początku 2023 roku był pozytywny dla twórców gier, ponieważ wydatki konsumenckie na gry są ściśle powiązane z dochodem do dyspozycji. Oczekuje się, że spadek wydatków na gry będzie tymczasowy wraz z poprawą gospodarki w 2023 roku i później. Tymczasem wydatki na aplikacje inne niż gry nadal rosną, co sugeruje, że urządzenia mobilne mają coraz większy udział w wydatkach konsumentów.

Wydatki na aplikacje inne niż gry gwałtownie wzrosły na kluczowych rynkach, gdy konsumenci zaczęli częściej korzystać z subskrypcji mobilnych. Aplikacje takie jak TikTok znacznie zwiększyły swoje przychody dzięki jednorazowym zakupom. W ostatnich latach wydatki na aplikacje inne niż gry rosły szybciej niż na gry. W USA wydatki na iOS w aplikacjach innych niż gry wzrosły o 65 proc., z 39 dolarów w 2020 roku do 64 dolarów w 2022 roku. Zbliżyły się tym samym do wydatków na gry, które wzrosły zaledwie o 9 proc., z 60 do 65 dolarów. W 2022 roku TikTok i YouTube zajęły pierwsze i trzecie miejsce pod względem globalnych wydatków konsumentów, a cztery z dziesięciu najpopularniejszych aplikacji były inne niż gry. Dla porównania, w 2020 roku tylko jedna aplikacja inna niż gry, Tinder, znalazła się w pierwszej dziesiątce aplikacji według wydatków konsumentów.

Czytaj także: Santander Consumer Bank: Polacy chętnie korzystaja z aplikacji mobilnych. Kupuja w nich głównie odzież, obuwie i kosmetyki

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
08. maj 2024 05:14