StoryEditor
Rynek i trendy
23.11.2013 00:00

Polska na celowniku Stenders

Stenders – producent kosmetyków opartych na naturalnych składnikach – otwiera sklepy w nowym koncepcie wizualnym – Gardener of Feelings. Firma rozbudowuje sieć placówek w oparciu o sklepy własne. Można także stać się jej partnerem franczyzowym.

We wrześniu odświeżone logo Stenders zawisło nad sklepami w Galerii Łódzkiej, pod koniec sierpnia – w poznańskim Starym Browarze. We wnętrzu wprowadzono nową kolorystykę ścian, elementy umeblowania, dekoracji i jaśniejsze oświetlenie. Butiki nabrały nowoczesnego charakteru. Remodeling placówek to element rozpoczętego w 2011 roku globalnego wdrażania nowej filozofii i misji marki. Stopniowej zmianie ulegają nie tylko sklepy, ale i opakowania oferowanych produktów, materiały reklamowe i promocyjne.
Dla tych, którzy kochają piękno
Firma SIA Stenders jest jednym z największych producentów kosmetyków opartych na naturalnych składnikach w Europie Północnej. Jej właścicielami są Janis Berzins, Zane Dreimane oraz Ieva Eglite. Za działania i rozwój firmy na polskim rynku odpowiada Ewa Wolańska, country manager. Laboratoria oraz fabryki produkcyjne kosmetyków znajdują się na Łotwie. Stenders współpracuje również z czołowymi laboratoriami w innych krajach. Markę wyróżnia unikalna oferta ręcznie robionych mydeł i musujących kul do kąpieli. – Szczególną uwagę przykładamy do uczuć i doświadczeń podczas zakupów – począwszy od wystroju sklepu, poprzez zapachy, finezyjny sposób pakowania prezentów, aż po wysoką kulturę obsługi klienta. Klienci naszych sklepów to przede wszystkim kobiety w wieku 24-45 lat, które kochają piękno, naturalne produkty i chętnie przeznaczają czas i pieniądze na dbanie o swoją twarz i ciało, jak również chętnie korzystają z odprężających rytuałów – mówi Joanna Kukla, marketing i PR manager Stenders
Rozwój mimo kryzysu
Stenders prowadzi 218 sklepów w 23 krajach: na Łotwie, w Estonii, Litwie, Szwecji, Norwegii, Finlandii, Austrii, Niemczech, Szwajcarii, Rosji, Białorusi, Gruzji, Kazachstanie, Kirgistanie, Armenii, Ukrainie, Chorwacji, Słowenii, na Węgrzech, w Polsce, Japonii, Chinach i Arabii Saudyjskiej. Największe wzrosty sprzedaży rok do roku notuje na największych rynkach – w Chinach oraz Rosji. Znaczna część salonów prowadzona jest przez partnerów franczyzowych. W Polsce i na Łotwie są to jednak w większości sklepy własne. Koncept placówek, produkty oraz jakość i sposób obsługi są uniwersalne – niezależnie od kraju czy kontynentu.
W Polsce sklepy Stenders są obecne od 10 lat. Firmowe salony działają w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Katowicach oraz w Łodzi. – Stawiamy na największe miasta i prestiżowe galerie handlowe, gdyż to właśnie w nich sklepy Stenders odnoszą największe sukcesy – informuje Ewa Wolańska, country manager. – Pomimo gorszej koniunktury gospodarczej, widzimy wzrost zainteresowania naszymi kosmetykami i ich sprzedaży – dodaje.
40 tys. euro na start
Żeby stać się franczyzobiorcą Stenders, trzeba być mocnym finansowo. Koszt inwestycji w nowy sklep o powierzchni ok. 35 mkw. wynosi ok. 40-45 tys. euro. Opłata za przystąpienie do sieci jest negocjowana indywidualnie z każdym partnerem. Firma nie pobiera opłat marketingowych, ani opłat za funkcjonowanie w sieci. – Czas zwrotu z inwestycji jest kwestią indywidualną. Nasze doświadczenia wskazują, że zależy on w największym stopniu od wyboru prestiżowej lokalizacji dla sklepu oraz umiejętności biznesowych partnera – mówi Ewa Wolańska. Wsparcie dla franczyzobiorcy obejmuje przygotowanie projektu architektonicznego, zamówienie mebli, dekoracji oraz przygotowanie pierwszego zatowarowania sklepu. Stenders zapewnia też swoim partnerom szkolenia dotyczące istniejących i nowych produktów oraz standardów obsługi klienta. Korzystają oni też z internetowej platformy szkoleniowej i bazy wiedzy – e.stenders.
Katarzyna Bochner
fot. materiały prasowe Stenders

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
09.07.2025 13:00
Bain & Company: Rynek dóbr luksusowych stoi wobec największych wyzwań od 15 lat
Bain & Company przestrzega: to będą ciężkie lata dla luksusu.Shutterstock

Najnowszy raport Bain & Company przygotowany wspólnie z włoskim stowarzyszeniem Altagamma sygnalizuje, że rok 2025 może zapoczątkować najtrudniejszy okres dla branży dóbr luksusowych od ponad półtorej dekady. Autorzy badania wskazują na jednoczesne działanie czynników strukturalnych, kulturowych i ekonomicznych, które podważają dotychczasową odporność rynku szacowanego globalnie na setki miliardów euro.

Choć końcówka 2024 r. wyglądała obiecująco – m.in. dzięki  gwałtownemu wzrostowi zakupów bezcłowych w Europie oraz mniejszej zmienności popytu w Stanach Zjednoczonych – wstępne dane za początek 2025 r. pokazują wyraźne wyhamowanie. Wartość segmentu dóbr osobistych spadła w 2024 r. do 364 miliardów euro, co oznacza regres o 1 proc. rok do roku. Bain prognozuje dalszy spadek o 1–3 proc. już w pierwszym kwartale 2025 r.

Oznacza to pierwsze prawdziwe spowolnienie od kryzysu finansowego z lat 2008-2009, jeśli pominąć pandemiczny szok z 2020 r. Skala zahamowania – choć nieporównywalna z pandemicznym załamaniem – podkreśla, że odporność sektora na cykle koniunkturalne słabnie w obliczu kumulacji presji makroekonomicznej i zmiany zachowań konsumentów.

Raport zwraca uwagę na zmianę kulturową: tradycyjny filar luksusu, oparty na ekskluzywności, kunszcie i statusie, jest coraz częściej kwestionowany przez młodsze pokolenia. Generacja Z wykazuje wysoką wrażliwość cenową i krytyczne podejście do narracji marek. Jednocześnie to właśnie młodzi mogą stać się motorem odbicia – w ciągu najbliższych pięciu lat do grona klientów ma dołączyć ponad 300 milionów nowych nabywców, z czego ponad 50 proc. to przedstawiciele Gen Z lub Gen A.

Bain przedstawia trzy scenariusze na 2025 r.: najbardziej prawdopodobne jest „kontynuowane osuwanie”, w którym rynek skurczy się o 2–5 proc. rok do roku. Mniej prawdopodobny, lecz najbardziej dotkliwy „popytowy dołek” oznaczałby spadek aż o 5–9 proc. Jedynie w wariancie „odbicia w trakcie roku” – ocenianym jako mało realny – sektor ustabilizowałby się w przedziale od –2 proc. do +2 proc.

Perspektywy długoterminowe pozostają jednak umiarkowanie optymistyczne. Bain przewiduje 20 proc. wzrost liczby osób o wysokiej wartości majątku netto do 2030 r., a czynniki emocjonalne, takie jak samonagradzanie, budowanie tożsamości i podkreślanie sukcesu, wciąż będą napędzać popyt. Rynek luksusu wchodzi więc w okres turbulencji, ale równocześnie buduje fundament pod kolejną fazę wzrostu, kiedy warunki makroekonomiczne i kulturowe ponownie się ustabilizują.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
08.07.2025 16:33
Luxury Tribune: Młode pokolenie podważa wartość oryginału i odwraca się od luksusowych kosmetyków w stronę dupes
”Dupes” zawładnęły sercami Gen Z.Laura Chouette via Unsplash

W ostatnich latach obserwujemy dynamiczny wzrost cen produktów luksusowych, który zbiegł się z rosnącą popularnością tzw. „dupe culture” — trendu polegającego na kupowaniu tańszych zamienników inspirowanych luksusowymi markami. Zjawisko to szczególnie rozwinęło się wśród przedstawicieli pokolenia Z, dla których wysoka cena nie zawsze idzie w parze z poczuciem autentycznej wartości. Od zakończenia pandemii siła przetargowa marek luksusowych znacząco wzrosła, co przełożyło się na liczne podwyżki cen. W tym samym czasie w internecie zaczęły masowo pojawiać się produkty stylizowane na luksusowe, lecz oferowane za ułamek ceny.

Według badania NielsenIQ dla Google z 2023 roku, liczba wyszukiwań online w USA dla frazy „dupe + skin care” wzrosła o 123,5 proc. rok do roku, a „dupe + make-up” — o 31 proc.. To pokazuje, że zainteresowanie tańszymi alternatywami dla drogich produktów nie jest niszowe. W dużej mierze odpowiada za to Gen Z, która według prognoz ma odpowiadać za niemal 30 proc. wszystkich zakupów luksusowych do 2030 roku. Z ankiety Business Insider i YouGov wynika, że aż 70 proc. przedstawicieli tego pokolenia przyznało, że w ostatnim roku kupiło „dupy” – okazjonalnie lub regularnie.

Media społecznościowe, w szczególności TikTok, odgrywają kluczową rolę w popularyzacji kultury zamienników. Hasztag #dupe zgromadził już ponad 6 miliardów wyświetleń, a influencerzy wyspecjalizowani w wyszukiwaniu tańszych odpowiedników luksusowych produktów zyskują setki tysięcy obserwatorów. Trend ten wykracza jednak poza sferę influencer marketingu. Na platformie Reddit liczba społeczności poświęconych „dupe’owaniu” wzrosła o 50 proc. między 2022 a 2023 rokiem. Popularne fora to m.in. r/fashionreps, r/reptime czy r/designerreps.

image

Guardian: Tanie perfumy podbijają brytyjski rynek – co druga osoba kupiła zapachowy „dupe”

Wątpliwości budzi jednak to, gdzie dokładnie przebiega granica między dozwolonym naśladownictwem a klasycznym podrabianiem. Eksperci wskazują, że termin „dupe” może być jedynie złagodzoną wersją zjawiska podróbek, które młodsze pokolenie próbuje oswoić i usprawiedliwić. Duże sieci handlowe, takie jak Walmart czy Glade, coraz częściej stosują określenie „dupe” w oficjalnym opisie swoich produktów, co dodatkowo rozmywa granice pomiędzy inspiracją a plagiatem.

Dyskusje o zasadności wysokich cen luksusowych produktów podsycają też ostatnie kontrowersje związane z markami premium. Przykładowo, silny oddźwięk miały filmy na TikToku demaskujące fakt, że część luksusowych produktów powstaje w Chinach. Jak podkreśla w rozmowie z Luxury Tribune profesor uniwersytetu Paris VIII Alain Quemin, „kiedy marka luksusowa sprzedaje produkt z 30-krotną marżą, nie powinna się dziwić, że konsumenci chętnie sięgają po jego znacznie tańszą kopię”

Obserwowany obecnie kryzys zaufania do marek luksusowych ma potencjał zmienić strukturę całego rynku. Dla coraz większej grupy młodych konsumentów liczy się nie tyle logo, ile stosunek jakości do ceny oraz etyczna produkcja. Jeśli marki nie zareagują na te oczekiwania, zjawisko „dupe culture” może wkrótce przekształcić się w realne zagrożenie dla ich pozycji rynkowej.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
12. lipiec 2025 10:11