StoryEditor
Rynek i trendy
05.03.2016 00:00

To jest nóż w plecy polskiego handlu

Tak handlowcy komentują rządowy projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej. Na sklepach wieszają żałobne kiry i nie mogą uwierzyć, że projekt, który miał zwiększyć ich konkurencyjność wobec zachodnich sieci handlowych, obrócił się przeciwko nim.

Franczyzowe sieci drogeryjne zaprotestowały przeciwko rządowemu projektowi ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej, który od początku roku nie daje spokojnie zasnąć nikomu, kto działa w handlu. Branża drogeryjna dołączyła tym samym do dziesiątek innych, które krytykują projekt ministra finansów. Przeciwko obłożeniu handlu podatkiem protestują już wszyscy – od spółdzielni, przez kioski ruchu, stacje benzynowe, sklepy każdego typu, apteki, po deweloperów. Suchej nitki nie pozostawiają na nim prawnicy i analitycy finansowi. Nie akceptują go Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ), NSZZ Solidarność ani Rada Dialogu Społecznego (forum współpracy przedstawicieli pracowników, pracodawców i rządu). Krytyczne uwagi płyną także do Ministerstwa Finansów z innych resortów, w tym miażdżące założenia projektu z Ministerstwa Rozwoju, a także z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Ta ustawa to kłamstwo i obłuda
 „Wprowadzenie podatku w formie proponowanej w projekcie doprowadzi do zniszczenia efektów wielu lat ciężkiej pracy polskich przedsiębiorców i wyeliminuje z rynku znaczną część małych firm działających w branży. Bez możliwości skupiania się w sieciach franczyzowych będą pozbawione jakichkolwiek szans w starciu z dużymi podmiotami. Skutki ustawy będą więc odwrotne od zamierzonych. (…). Żaden mały przedsiębiorca nie będzie w stanie nawiązać samodzielnie konkurencji z dużymi sieciami handlowymi. W szczególności nie będzie partnerem dla producentów i dystrybutorów towarów, którymi handluje, nie będzie mógł liczyć na dobre warunki handlowe i udział w akcjach promocyjnych, co oznacza wyższe ceny zakupu i odsprzedaży towarów, a to automatycznie stawia go w przegranej pozycji rynkowej” – czytamy w liście podpisanym w imieniu środowiska przez prezesów sieci drogerii Sekret Urody, Jawa, Jasmin i Drogerie Polskie. Pismo wytykające twórcom ustawy szkodliwe dla handlu założenia i błędne rozwiązania prawne twórcy sieci skierowali do premier Beaty Szydło, posła Marka Kuchcińskiego i posła Andrzeja Jaworskiego, przewodniczącego sejmowej komisji finansów publicznych, a także do mediów 4 lutego, w najgorętszym okresie protestów przeciwko ustawie. Jeszcze wtedy rząd utrzymywał, że projekt jest dobrze napisany, i nie widział potrzeby konsultowania go z polskim handlem. 8 lutego na konferencji zwołanej przez Polską Izbę Handlu nie pojawił się nikt z decydentów, by spotkać się z kupcami, którzy przybyli do Warszawy. Pracom nad ustawą nadano nadzwyczajne tempo. 11 lutego do stolicy ściągnęły więc tysiące ludzi zajmujących się handlem, przed Sejmem powiewały transparenty z hasłami  „Nie damy zniszczyć polskiego handlu!”,  „My, polscy kupcy, protestujemy przeciwko ustawie, która dobije polski handel”,  „Beato Szydło, to się nie uda. Ta ustawa to kłamstwo i obłuda”.
Miało być pięknie
O co chodzi? Ministerialny projekt podatku od sprzedaży detalicznej tworzony był przez rząd PiS rzekomo w interesie polskiego handlu, po to, by obronić go przed dominacją zachodnich sieci. Miał wyrównywać szanse polskich kupców w konkurencji z gigantami, a państwu zapewnić wpływy do budżetu, które pozwolą sfinansować realizację wyborczych obietnic partii, a szczególnie programu 500+ (dofinansowanie dla rodzin z dziećmi). Projekt zakładał, że to właśnie największe sieci hipermarketów i dyskontów zapłacą nową daninę od handlu w Polsce. Początkowo podatek miał być obliczany od powierzchni handlowej. Kiedy okazało się, że dotknąłby dużą część polskich marketów, zmieniono jego zapisy, zakładając wpłaty od obrotu. Środowiska kupieckie zaproponowały swoje rozwiązania i stawki. Głośno protestowały przeciwko podatkowi progresywnemu sieci hipermarketów i dyskontów. Maciej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji (POHiD), skupiającej największe międzynarodowe sieci handlowe, oznajmił, że jeśli zostanie on uchwalony, sieci wielkopowierzchniowe będą walczyć o jego likwidację wszędzie, gdzie się da, i zwrócą się również do instytucji unijnych. Polska Izba Handlu zrzeszająca ponad 30 tys. podmiotów handlowych, od pojedynczych sklepów po ogólnopolskie sieci franczyzowe i dystrybucyjne, stała natomiast na stanowisku, że podatek progresywny pomoże stworzyć bardziej wyrównane szanse dla wszystkich uczestników rynku detalicznego, pozwoli na większą ochronę polskich przedsiębiorców, a jednocześnie zagwarantuje, że do budżetu państwa wpłyną dochody podatkowe o założonej wysokości.
A wyszło jak zwykle
Szok przyszedł chwilę później. Ministerialny projekt okazał się być czymś kompletnie innym, niż spodziewali się kupcy. Gwoździem do trumny polskiego handlu – jak mówią. Zakładał on, że podatek od sprzedaży detalicznej będzie obowiązywał sieci handlowe oraz sprzedawców detalicznych. Przedsiębiorstwa zostaną objęte podatkiem po przekroczeniu przychodów 1,5 mln zł miesięcznie. Podstawowa stawka to 0,7 proc. do poziomu 300 mln zł miesięcznie i 1,3 proc. powyżej tego pułapu. Doszła też stawka za handel w weekend (sobota, niedziela) – 1,3 proc. do kwoty 300 mln zł miesięcznie i 1,9 proc. powyżej tego poziomu.
Według projektu  „podatnikami są sieci handlowe oraz sprzedawcy detaliczni niewchodzący do sieci handlowych”. Definicja sieci handlowej brzmi:  „grupa podmiotów, w skład której wchodzą franczyzodawca oraz sprzedawcy detaliczni upoważnieni lub zobowiązani do korzystania z marki handlowej przez franczyzodawcę”.
Projekt zakłada, że w przypadku sieci handlowych podatek jest obliczany, pobierany i wpłacany przez franczyzodawców. Zobowiązuje centrale sieci do zbierania daniny od właścicieli pojedynczych placówek. „W przypadku, gdy w skład sieci handlowej wchodzi kilku franczyzodawców, podatek jest obliczany, pobierany i wpłacany przez właściciela marki handlowej, a w przypadku współuprawnionych do marki – przez wszystkich współuprawnionych proporcjonalnie do posiadanego udziału w marce handlowej” – czytamy w projekcie, który po protestach i krytycznej analizie wrócił do Ministerstwa Finansów do poprawki.
Zapłacą dostawcy, ale nie małym sieciom
Jeśli podatek od sprzedaży detalicznej zostałby podpisany w pierwszej zaproponowanej formie, sieci franczyzowe przestałyby istnieć – twierdzą ich organizatorzy. – Nasza kilkuletnia praca może obrócić się wniwecz, to będzie także koniec dla firm dystrybucyjnych działających na rynku tradycyjnym – mówią. Przyznają, że właściciele sklepów grożą, że zdejmą sieciowe szyldy, bo na płacenie podatków ich nie stać. Przewidują, że spora część sklepów upadnie, bo nie poradzi sobie bez wsparcia finansowego (premie od sprzedaży) i marketingowego franczyzodawców. Diametralnie zmieni się struktura rynku, a konsekwencje tego poniesie nie tylko handel, ale i producenci. Szczególne powody do obaw mogą mieć ci o słabej pozycji rynkowej, nieposiadający własnych sił sprzedaży i opierający się na dystrybucji głównie poprzez hurtownie.
Andrzej Maria Faliński z POHiD uważa projekt MF za szkodliwy dla całego sektora handlu. – Podatek progresywny może doprowadzić do wychodzenia z Polski międzynarodowych sieci, szczególnie hipermarketów. Ogromny problem będą miały dyskonty, bo kwoty podatku mogą uczynić je niezyskownymi. To samo dotyczy polskich sieci, staną one na granicy rentowności. W bardzo złej sytuacji znaleźli się dostawcy, bo to do nich zwrócą się sieci handlowe, by zrekompensować sobie straty z tytułu podatku – komentuje dla  „Wiadomości Kosmetycznych”. – Stracą konsumenci, bo z półek zaczną znikać najlepsze jakościowo produkty ze średniej i wyższej półki cenowej. Największe sieci handlowe będą się starały za wszelką cenę utrzymać niskie ceny – postawią na produkty ekonomiczne i marki własne, na których są wysokie marże, a koszty ich produkcji są niskie. Mniejsi producenci, którzy nie będą w stanie zejść do oczekiwanych przez sieci cen i wypadną z półek, będą handlować tylko lokalnie, i też tylko tak długo, jak będą w stanie wytrzymać konkurencję z koncernami – wylicza.
Bardzo krytyczny wobec propozycji MF jest także Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu. – Jeśli w podatek 0,7 proc. wchodzi firma, która robi 18 mln zł obrotów rocznie, to projekt ten uderza właśnie w małe i średnie przedsiębiorstwa. Taki obrót robią pojedyncze sklepy. Nie ma tu mowy o żadnym wyrównaniu szans, które zapowiadano przy tworzeniu tego podatku – mówi dla „Wiadomości Kosmetycznych”. – Średnia rentowność tradycyjnego sklepu oscyluje na poziomie 0,5 proc. Gdy zostaje on obłożony „z marszu” podatkiem 0,7 proc., to ten podatek konsumuje całą rentowność. Całkowicie ogranicza to możliwości inwestycyjne i rozwojowe przedsiębiorcy. Małe sklepy nie będą w stanie nawiązać walki konkurencyjnej z dyskontami i hipermarketami. Maciej Ptaszyński podkreśla także wyniszczającą skalę podatku 1,9 proc. od handlu w soboty, niedziele i dni ustawowo wolne od pracy. – W soboty robi się obrót o 40 proc. większy niż normalnie. Od tego trzeba będzie zapłacić 1,9 proc. podatku i 0,7 proc. za pięć dni tygodnia. Kto będzie w stanie udźwignąć tak wysoko opodatkowany handel w soboty i niedziele? Może dyskonty, które mają rentowność na poziomie ponad 4 proc. – dodaje. – Czekamy na projekt ustawy. Nadal mamy nadzieję, że będzie to podatek, który wesprze małe i średnie przedsiębiorstwa, ale żeby tak było, wymaga drastycznych zmian – podsumowuje Maciej Ptaszyński.
Projekt za projektem
O tym, w jakiej atmosferze powstaje ostateczny projekt i jaki jest jego poziom merytoryczny, świadczy wypowiedź Jana Guza, przewodniczącego Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, które wchodzi w skład Rady Dialogu Społecznego. 17 lutego na antenie Radia TOK FM, odnosząc się do projektu ustawy z 2 lutego br., powiedział: – Rząd podrzuca nam co kilka dni nowy projekt, były już trzy. Poważni ludzie siadają, przeliczają i analizują, a następnie okazuje się, że tego projektu nie ma. Teraz usłyszeliśmy, że nie ma co pracować nad ostatnim projektem, bo będzie nowy projekt. Była próba wprowadzenia tego ostatniego projektu poza konsultacją społeczną, co byłoby w ogóle krachem i pewnym nieporozumieniem – powiedział Jan Guz. – W związku z tym (…) prosimy [Ministerstwo Finansów – dop. red.] o przedstawienie dojrzałego projektu, żebyśmy więcej nie musieli się wycofywać, żeby przed opinią społeczną nie ośmieszać się (…).
Jaka będzie definicja franczyzy?
W dniu zamknięcia wydania „Wiadomości Kosmetycznych” zapowiadany przez Ministerstwo Finansów nowy projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej jeszcze nie był znany. Jednak, jak wynika z ostatnich deklaracji ministra Henryka Kowalczyka, przewodniczącego Komitetu Stałego Rady Ministrów, w poprawionym projekcie ustawy znajdzie się m.in. nowa definicja franczyzy, która ochroni polski handel i miejsca pracy. Rząd najprawdopodobniej wycofa się także z propozycji weekendowych stawek podatkowych, przynajmniej w zakresie handlu w soboty. Sprawa wciąż nie jest jednak przesądzona w kwestii stawki obowiązującej w niedziele i święta. – Opodatkowanie niedziel jest dyskusyjne. Ja nie jestem do tego rozwiązania specjalnie przywiązany ani je popierający, ale też rozumiem argumenty tych, którzy takie rozwiązania proponują. Nie przesądzałbym jeszcze niedziel – mówił Kowalczyk 11 lutego podczas dyskusji z handlowcami manifestującymi pod Sejmem.
– Podatek od sprzedaży detalicznej powinien pełnić przede wszystkim funkcje fiskalne, a nie żadne inne, jak np. wpływanie na postawy społeczne dotyczące zakupów w niedzielę – komentuje w rozmowie z portalem wiadomoscihandlowe.pl dr Irena Ożóg, prezes kancelarii Ożóg Tomczykowski, ekspertka Business Centre Clubu. – Z punktu widzenia systemowego zaproponowane stawki weekendowe podatku oceniam negatywnie. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czemu to ma służyć? Chce się odwieść ludzi od chodzenia do sklepów i robienia zakupów w niedziele. Tyle że to nie społeczeństwo bezpośrednio ten podatek ma płacić za to, że idzie do sklepu, a sieć handlowa – zauważa i podsumowuje: – To podatek biurokratyczny, skomplikowany w rozliczeniach, drogi w obsłudze. W zdecydowanej większości ciężar tej obsługi będzie ponosił podatnik, ale oczywiście w pewnym stopniu także organy fiskalne, ponieważ kontrola jest kosztownym procesem. A jeśli nie będzie kontroli, to oczywiście trudno przyjąć, że rozliczenia będą prawidłowe – mówi Irena Ożóg.
Co na to przedstawiciele drogeryjnych sieci franczyzowych? – Czekamy na nowy projekt. Jeśli podatkiem zostaną objęte sieci franczyzowe, nie pozostanie nam nic innego, jak przekształcić się w organizacje innego typu – mówią.
Katarzyna Bochner
Korzystałam z kompendium wiedzy o podatku handlowym opracowanego przez redakcję „Wiadomości Handlowych”
Zdjęcia: J. Łagowski/Wiadomości Handlowe


ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
02.07.2025 14:30
Korea Południowa wyprzedza USA i zostaje drugim największym eksporterem kosmetyków na świecie
K-beauty coraz bardziej rządzi światem.K. Bochner

Korea Południowa zajęła drugie miejsce w globalnym eksporcie kosmetyków, wyprzedzając Stany Zjednoczone i ustępując jedynie Francji – wynika z najnowszych danych Koreańskiego Stowarzyszenia Handlu Międzynarodowego (KITA). W okresie od stycznia do kwietnia 2025 roku Korea wyeksportowała kosmetyki o wartości 3,61 mld dolarów amerykańskich, podczas gdy USA osiągnęły wynik 3,57 mld dolarów. To pierwszy raz w historii, gdy Korea Południowa wyprzedziła Stany Zjednoczone w tym segmencie rynku.

Już w 2024 roku Korea wykazywała silny wzrost w eksporcie kosmetyków, osiągając wartość 10,3 mld dolarów i wyprzedzając Niemcy, co pozwoliło jej zająć trzecie miejsce w rankingu światowym. Wzrost ten był znacznie szybszy niż u konkurencji – eksport koreańskich kosmetyków wzrósł o 20,3 proc. rok do roku, podczas gdy Francja odnotowała 6,3 proc., a Stany Zjednoczone zaledwie 1,1 proc. W samym kwietniu 2025 roku Korea osiągnęła miesięczny eksport przekraczający 1 mld dolarów.

Wzrostowi eksportu sprzyjają zwłaszcza rynki wschodzące w Europie i na Bliskim Wschodzie. W okresie od stycznia do maja 2025 roku eksport do Polski zwiększył się aż o 121 proc. rok do roku, osiągając wartość 111,8 mln dolarów. Znaczący wzrost zanotowano również w przypadku Zjednoczonych Emiratów Arabskich – o 74 proc., do poziomu 99,3 mln dolarów.

Za sukcesem koreańskiego sektora kosmetycznego stoi ekspansja tzw. K-beauty, napędzana przez innowacyjność, przystępne ceny oraz skuteczny marketing cyfrowy. W miarę jak dojrzałe rynki stabilizują się, południowokoreańskie marki zdobywają pozycję w nowych regionach, takich jak Europa Wschodnia i Bliski Wschód, co znacząco wpływa na globalną pozycję Korei w handlu kosmetykami.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Makijaż
02.07.2025 12:51
Lato 2025: oto cztery dominujące trendy w makijażu, dominujące w social mediach
W tym sezonie rzęsy odpoczywają od warstw tuszu IG Hailey Bieber

To, co zwraca przede wszystkim uwagę to fakt, że latem 2025 towarzyszyć nam będzie makijaż lekki, subtelny, zrobiony prawie "od niechcenia". Pożegnaliśmy mocny, wyrazisty róż na policzkach, jaki towarzyszył nam ubiegłego lata. Teraz – jak się wydaje –​ do łask powrócił make up bardziej minimalistyczny, skupiony na pielęgnacji skóry i ochronie jej przed promieniowaniem słonecznym.

Trendy (także te widoczne na social mediach) wskazują, że tego lata będziem skłaniać się ku makijażowi “noszalnemu”, bez mocno zarysowanych brwi, rzęs czy ust. Konsumentki szukać będą kosmetyków, pozwalających na pielęgnowanie skóry, skupienie się na jej zdrowym blasku i minimalizmie. 

Trend 1. Kremy koloryzujące z filtrem SPF

Dermatolodzy od dawna podkreślają, że najlepszą rzeczą, jaką można zrobić dla stanu swojej skóry, jej jędrności, gładkości i jak najpóźniejszym tworzeniu się zmarszczek, nie są zabiegi typu botoks czy wypełniacze, ale codzienne używanie kosmetyków z filtrem SPF. Taki trend od bardzo dawna obecny był w kosmetykach z Azji (głównie koreańskich), teraz zaczyna się coraz powszechniej przebijać do świadomości konsumentek na Zachodzie. 

Tradycyjne kremy przeciwsłoneczne i filtry SPF kupowało się najczęściej przed wyjazdem na wakacje – były one przeważnie albo zbyt tłuste, albo zbyt białe, aby nadawały się do noszenia na co dzień pod makijaż. Dlatego teraz prawie każda marka kosmetyczna wypuszcza swoją odpowiedź na ten problem: pigmentowane kremy z filtrem SPF.

Jednym z największych błędów w makijażu, jakie zauważam, jest to, że ludzie nie stosują filtrów SPF pod makijażem – podkreśla Charlotte Tilbury. – Bardzo ważne jest, aby stosować filtr SPF każdego dnia, nawet gdy na zewnątrz nie jest słonecznie, dlatego stworzyliśmy bazę podkładów z UV – dodaje popularna brytyjska specjalistka od makijażu i twórczyni marki.

Na wzrost tego trendu wpływa niesłabnąca popularność K-beauty, co przekłada się też na letnie trendy w make-upie. Nacisk kładziony jest na ochronę skóry i jej pielęgnację. 

W porównaniu z popularnymi do tej pory kremami BB lub CC, lekko napigmentowany krem z filtrem SPF jest lżejszy, zapewnia przy tym bardziej naturalny wygląd zgodny z trendem “no make-up, Dodatkowo, w przeciwieństwie do większości baz, im częściej się go stosuje, tym lepsze jest działanie na wygląd i kondycję skóry – zapobiegając przebarwieniom i zaczerwienieniom.

Trend 2. Oko w chłodnej oprawie

Po raz kolejny wraca nostalgia do początku lat 2000 – do łask powrócić mają kolory białe, lawendowe, błękity. “Tym razem jednak nie w wydaniu Paris Hilton, ale bardziej Hailey Bieber” – zaznacza portal theindustry.beauty.

Chociaż lodowo-chłodne cienie do powiek były niesamowicie popularne pod koniec lat dziewięćdziesiątych i na początku XXI wieku, często były one kredowe, trudne do roztarcia – dodaje Tilbury.

Teraz, dzięki nowym formułom kosmetyków i technikom makijażu, “chłodne” oko na tle czystej cery i neutralnych ust może wyglądać elegancko i gustownie. Dla osób, które nie są przyzwyczajone do chłodnej kolorystyki makijażu, specjalistki mają wiele rad na włączenie nowych tonacji do dotyczasowych rutyn – np. zamiana ciepłych czy złotych odcieni na kolorystykę inspirowaną szarością, albo łączenie ich.

Trend 3. “Niewidzialne” rzęsy

Subtelne, prawie niezauważalne rzęsy stały się największym trendem tego lata. Noszenie makijażu pozbawionego maskary może budzić obawy u wielu osób – jednak jedno jest pewne: grube warstwy tuszu do rzęs i efektowne wachlarze sztucznych rzęs zdecydowanie nie są już na topie.

Makijażystka Mira Parmar określa ten trend jako „minimalistyczny look pozbawiony maskary lub z ledwo co widocznymi rzęsami”, który stał się hitem na czerwonych dywanach. Polubiły go takie gwiazdy, jak Zendaya, Sophie Turner, Hailey Bieber i Lily-Rose Depp.

– Ten niewymuszony styl daje rzęsom tak bardzo potrzebną przerwę od ciężkich produktów, wygląda naturalnie elegancko i oszczędza czas, dzięki czemu idealnie pasuje do estetyki „clean girl” – tłumaczy Parmar.

Jej zdaniem to może stać się czymś więcej, niż tylko sezonowym trendem. “To oznacza zmianę w kierunku naturalnego piękna i makijażu, który opiera się na autentyczności, minimalizmie i dbaniu o siebie” – dodaje ekspertka.

Trend 4. Usta bez (ostrych) granic

Mocne, zdecydowanie obrysowane konturówką usta o idealnym kształcie przestają być modne. Teraz na topie są usta o miękkim obrysie, “rozmyte”, pozornie nonszalanckie i subtelnie zaznaczone – zgodne z zasadami paryskiego szyku. 

Zdaniem specjalistek od makijażu, zmierzamy obecnie w kierunku bardziej transparentnych metod krycia, gdzie usta zaznaczone konturówką wypełnia się jedynie błyszczykiem. Naturalnie wyglądające usta, z lekkim połyskiem – to trend rosnący w bardzo szybkim tempie.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
04. lipiec 2025 06:39