Całkiem liczna grupa Polaków przekonana jest o wyższości proszków i żeli do prania czy środków zmiękczających, oferowanych we Francji czy w Niemczech, w porównaniu z wyrobami tych samych marek, sprzedawanymi w Polsce. Zdaniem tych osób, klienci z krajów Europy Zachodniej są bardziej wymagający, w związku z czym otrzymują lepsze produkty niż te dostępne u nas w kraju. Nawet jeśli jest to tylko mit, to faktem jest, że na rynku funkcjonuje mnóstwo sklepików sprzedających chemię z Niemiec. I zwykle ich właściciele nie narzekają na brak klientów.
Tę niszę rynkową od lat z powodzeniem wykorzystuje śląska firma Aureus, która od 2004 r. zajmuje się importem i dystrybucją chemii zachodniej. Wyroby produkowane na rynki Niemiec, Francji, Szwajcarii czy Wielkiej Brytanii przedsiębiorcy z Wilkowic sprowadzają do Polski i dostarczają do hurtowni w całym kraju, a na terenie Śląska i województw ościennych także bezpośrednio do sklepów detalicznych. Ponadto, część towaru eksportują do Czech, Rumunii, na Węgry i Słowację. W 2012 r. firma rozpoczęła budowę własnej sieci drogerii, działających pod szyldem Bexpress. Pierwsza placówka powstała w Żywcu, druga w Będzinie.
Ważna jest liczba zastosowań
W zasadzie rozumowanie prowadzące do przekonania o wyższej jakości chemii zachodniej jest wewnętrznie sprzeczne. Skoro bowiem tak wielu klientów chętnie kupuje zachodnie środki czystości czy kosmetyki, to czemu producenci mieliby oferować w Polsce wyroby gorszej jakości, pod tymi samymi markami i z takich samych serii?
Jak jednak przekonuje Piotr Palarczyk, manager w firmie Aureus, zarządzający drogeriami Bexpress, zjawisko to jest faktem i ma swoje logiczne uzasadnienie. – Rzecz w tym, że w krajach Europy Zachodniej klienci przy wyborze danego produktu kierują się innymi kryteriami niż Polacy. Ci pierwsi zwracają uwagę np. na to, na ile zastosowań wystarczy im proszek do prania, a polscy klienci patrzą na kilogramy. To powoduje, że w Niemczech czy Szwajcarii producenci konkurują jakością i wydajnością produktów, a w Polsce pojemnością opakowań. A ponieważ występują różnice w sile nabywczej, w rezultacie na polskim rynku istnieje tendencja do obniżania jakości chemii gospodarstwa domowego. Posługując się słynnym tekstem z komedii filmowej, „zawartość cukru w cukrze” jest w Polsce niższa niż w bogatych krajach europejskich – przekonuje nasz rozmówca.
W handlu detalicznym przekonania konsumentów mają siłę faktu. Dlatego tak liczne są punkty sprzedaży chemii z Niemiec.
Większość tych biznesów działa jednak po amatorsku, towar kupują w małych ilościach w marketach niemieckich i sprzedają go w niewielkich sklepikach, często jako uzupełnienie podstawowego asortymentu. Stoiska czy nawet półki z tym towarem mieszczą się często w pasmanteriach, trafikach, sklepach z art. piśmiennymi, a nawet w małych punktach usługowych – u zegarmistrza, szwaczki, w punkcie ksero.
Dla firmy Aureus i jej drogerii Bexpress, kłopotliwą konkurencją są tzw. łowcy okazji, którzy polują na promocje i wyprzedaże w dyskontach zagranicznych, a towar sprzedają często prosto z dostawczaka, na ryneczkach i targowiskach miejskich. – Bywa, że są to towary z bardzo krótkim terminem przydatności albo wręcz przeterminowane, czasem bardzo tanie marki własne, kiepskiej jakości, ale z niemieckimi czy francuskimi napisami, więc mieszczą się w kategorii chemia zachodnia. Ceny takich wyrobów bywają absurdalnie niskie. Często klienci nie mają świadomości, że towary te pochodzą z nielegalnych „fabryk” w Polsce, które na dużą skalę przesypują najtańsze proszki do opakowań wyglądających na oryginalne, zachodnie. Nie wspominając już o braku możliwości złożenia jakiejkolwiek reklamacji u takiego obwoźnego sprzedawcy. Na szczęście skala takiego handlu jest niewielka – stwierdza menedżer.
Klienta trzeba stale edukować
Drogerie Bexpress, z dwiema aktualnie działającymi placówkami, dopiero rozwijają skrzydła. Sklepów było więcej, ale właściciele zapłacili frycowe za brak doświadczenia w detalu i kilka nietrafionych lokalizacji trzeba było zamknąć. Jednak obie funkcjonujące drogerie systematycznie poprawiają wyniki finansowe i mają własne know-how.
Drogeria w Będzinie na 80 mkw. sali sprzedaży oferuje ok. 3 tys. pozycji asortymentowych. W około 60 proc. są to artykuły chemii gospodarczej, a w 40 proc. kosmetyki. Dział kosmetyczny jest powiększany i docelowo ma stanowić połowę asortymentu. Na przestrzeni roku liczba indeksów wzrosła o ok. 1200 pozycji. Rośnie też liczba stałych klientów. – Nasza praca to w znacznym stopniu wytrwała i systematyczna działalność informacyjno-edukacyjna. Przekonujemy klientów do zalet naszych produktów, pokazujemy, że przelicznik waga-cena nie jest najważniejszy – podkreśla dyrektor Palarczyk.
Polityka cenowa drogerii jest prowadzona tak, aby zachować konkurencyjność przy uwzględnieniu liczby zastosowań, a nie wagi danego produktu. Sieć organizuje działania marketingowe, np. wydaje własną gazetkę z ciekawym systemem promocji. Spośród ok. 80 promowanych produktów 20 to hity cenowe, dostępne w cenach gazetkowych przez cały miesiąc. Kolejna pula ok. 50 produktów podzielona jest na dwie grupy, pierwsza objęta jest promocją do połowy, druga od połowy każdego miesiąca. Całość gazetki uzupełnia miesięczny „kalendarz” z promocjami jednodniowymi.
Ciekawe – choć nieco zaskakujące, zważywszy na charakter niszy rynkowej – są plany rozwoju marek własnych. Obecnie firma Aureus dystrybuuje w Polsce i oferuje w drogeriach Bexpress angielskie odświeżacze powietrza Pan Aroma, środki czystości marki Duzzit oraz mydła w kostkach Luv. Już niebawem pojawi się kolejna marka, na której dystrybucję Aureus będzie miał całkowitą wyłączność na terenie Europy Środkowo-Wschodniej. – Chcemy wykorzystać renomę tzw. chemii zachodniej, a jednocześnie zdyskontować korzyści, jakie daje operowanie markami własnymi. Wkrótce będziemy dysponować serią produktów prezentujących zupełnie nową, niedostępną dotąd jakość w segmencie odświeżaczy powietrza, przy jednoczesnym zachowaniu bardzo konkurencyjnego pułapu cenowego – zapowiada Piotr Palarczyk.
Tekst i zdjęcia: Konrad Kaszuba
Zmywanie naczyń to czynność codzienna, która jednak w różnych częściach świata wygląda zupełnie inaczej. Z raportów International Flavors & Fragrances Dishwashing Habits Reports 2022 i 2024 wynika, że preferencje dotyczące metod czyszczenia naczyń oraz wybór detergentów są silnie związane z tradycją, kulturą i stylem życia. W Europie aż 48 proc. osób korzysta przede wszystkim ze zmywarek automatycznych, co czyni ten region liderem w tym zakresie. To wyraźny kontrast wobec wielu innych części świata, gdzie dominuje ręczne mycie.
W Azji aż 90 proc. respondentów deklaruje, że przynajmniej raz dziennie zmywa naczynia ręcznie. Jeszcze większą intensywność mycia obserwuje się na Bliskim Wschodzie i w Afryce (MEA), gdzie 60 proc. osób wykonuje tę czynność ręcznie co najmniej dwa razy dziennie. Tak wysoka częstotliwość wskazuje na istotne znaczenie kulturowe oraz religijne czystości w tych regionach.
Wybór konkretnych programów i cykli w zmywarkach również różni się w zależności od kraju. We Francji 45 proc. użytkowników zmywarek korzysta najczęściej z trybu Eco, podczas gdy w Katarze 72 proc. wybiera cykl krótki. Te dane odzwierciedlają lokalne priorytety – we Francji nacisk na oszczędność energii i wody, a w Katarze na szybkość i wygodę.
Preferencje konsumentów dotyczą również form detergentów. W Niemczech aż 67 proc. kupujących wybiera tabletki do zmywarek, co wskazuje na ich praktyczność i popularność na tamtejszym rynku. Z kolei w Stanach Zjednoczonych 30 proc. konsumentów sięga najczęściej po żele, które umożliwiają bardziej elastyczne dozowanie produktu.
Specyficzne zwyczaje związane ze wstępnym przygotowaniem naczyń widoczne są w Ameryce Łacińskiej i Australii. W krajach Ameryki Łacińskiej 51 proc. osób regularnie namacza naczynia kilka razy w tygodniu, a w Australii aż 78 proc. badanych płucze lub wstępnie myje naczynia przed umieszczeniem ich w zmywarce. Te nawyki pokazują, że w wielu kulturach czystość naczyń nie zaczyna się dopiero w zmywarce, ale już na etapie wstępnej pielęgnacji.
Listonic opublikował raport „Najpopularniejszych Marek FMCG w Polsce”, który prezentuje zestawienie 15 kluczowych kategorii produktów codziennego użytku. Dane pokazują wyraźne różnice w popycie i lojalności konsumentów w zależności od segmentu rynku. W niektórych kategoriach zauważalne są spadki, które sygnalizują zmianę nawyków zakupowych Polaków.
Jedną z najsłabszych kategorii w tegorocznym zestawieniu okazało się mydło. Popyt spadł aż o 13,43 proc. rok do roku, co wskazuje na trudności w utrzymaniu sprzedaży. Liderami rynku pozostają Dove (25,18 proc.), Luksja (20,66 proc.) oraz marka własna Biedronki – Linda (20,09 proc.). Wskaźnik lojalności wobec marek (BLI) w tej kategorii wyniósł jedynie 2,50 proc., choć zanotował lekki wzrost o 0,31 p.p. w stosunku do ubiegłego roku.
Mydło jest przez konsumentów traktowane głównie jako produkt funkcjonalny. Zakupy w tej kategorii determinowane są przede wszystkim ceną i dostępnością, a nie przywiązaniem do konkretnej marki. To sprawia, że producenci mają wyjątkowo trudne zadanie w budowaniu lojalności i muszą sięgać po dodatkowe działania marketingowe. Warto odnotować rosnące zainteresowanie wariantami naturalnymi i hipoalergicznymi, które mogą w przyszłości wzmocnić ten segment.
Podobny, choć mniej gwałtowny, spadek dotknął kategorii past do zębów – wyniósł on 4,30 proc. rok do roku. W tym segmencie dominują marki specjalistyczne: Sensodyne z udziałem 43,24 proc., Elmex z 24,22 proc. oraz Colgate z wynikiem 11,44 proc.. Wskaźnik BLI sięgnął 8,27 proc., co oznacza stabilny, choć nieco malejący poziom lojalności (−0,16 p.p. r/r).
Rosnąca popularność marek specjalistycznych wskazuje, że konsumenci coraz częściej sięgają po produkty dostosowane do indywidualnych potrzeb zdrowotnych, a nie kierują się wyłącznie ceną. To utrwala obraz kategorii, w której skuteczność i rekomendacje stomatologiczne mają większe znaczenie niż okazje promocyjne. Jednocześnie sieci handlowe promują pakiety wielosztukowe, co powoduje rzadsze zakupy i mniejszą obecność past na bieżących listach zakupowych.
Największy spadek w całym raporcie odnotowano w kategorii szamponów – aż o 15,70 proc. rok do roku. Mimo trudnej sytuacji, liderzy pozostają niezmienni: Elsève (15,47 proc.), Head&Shoulders (14,48 proc.) i Garnier (11,74 proc.). Co ciekawe, w tej kategorii wskaźnik lojalności konsumentów znacząco wzrósł do 31,57 proc. (+6,75 p.p. r/r), osiągając najwyższy wynik w całym raporcie.
Wysoka lojalność pokazuje, że w segmencie pielęgnacji włosów kluczową rolę odgrywa zaufanie do sprawdzonych marek. Konsumenci nie są skłonni do eksperymentów i wolą sięgać po produkty, które gwarantują im jakość i dopasowanie do indywidualnych potrzeb. Cena i promocje mają tu mniejsze znaczenie niż skuteczność i marka.
Jedną z najbardziej użytkowych kategorii pozostaje papier toaletowy. Popyt spadł tu o 8,04 proc., a rynek zdominowany jest przez marki własne: Queen z Biedronki (49,44 proc.), Regina (15,05 proc.) oraz Floralys z Lidla (14,50 proc.). Wskaźnik lojalności wynosi jedynie 1,03 proc. (−0,05 p.p. r/r), co czyni tę kategorię najmniej stabilną w całym raporcie.
Tak niska lojalność dowodzi, że w przypadku papieru toaletowego decydują przede wszystkim cena i wygoda zakupu. Konsumenci kierują się promocjami oraz pakietami wielosztukowymi, które jeszcze bardziej osłabiają przywiązanie do marek. Segment ten pozostaje więc przykładem produktu czysto użytkowego, w którym renoma producenta odgrywa minimalną rolę.
Dane z raportu Listonic pokazują wyraźne różnice w zachowaniach zakupowych Polaków w zależności od kategorii FMCG. Tam, gdzie produkt pełni rolę czysto użytkową – jak papier toaletowy czy mydło – lojalność wobec marek jest minimalna, a o wyborze decydują przede wszystkim cena i dostępność. W segmentach, które konsumenci traktują jako bardziej „specjalistyczne” i wymagające zaufania – jak pasty do zębów czy szampony – lojalność okazuje się znacznie wyższa, a kluczową rolę odgrywa skuteczność i reputacja marki. Spadki popytu w większości kategorii wskazują natomiast na rosnącą presję konsumencką na oszczędności, zmianę częstotliwości zakupów oraz rosnącą siłę marek własnych sieci handlowych.