Panie Krzysztofie, co najbardziej boli dziś właścicieli drogerii?
Kiedy odwiedzam nasze Kosmeterie, bez względu na to w jakiej miejscowości jestem, zawsze słyszę o stale zmniejszającej się liczbie konsumentów, którzy w nich kupują. To dzisiaj najistotniejszy problem, który w największym stopniu odpowiada też za kurczenie się tradycyjnego kanału sprzedaży.
Czy i jak można temu zaradzić?
Już dziesiątki osób wypowiadały się na łamach „Wiadomości Kosmetycznych”, z czego bierze się taka tendencja, co ma na nią największy wpływ i co powinno być przedsięwzięte, na poziomie każdego pojedynczego sklepu, aby ją przynajmniej wyhamować. Właściwie, gdyby zebrać całą tę wiedzę, to w stu procentach mielibyśmy komplementarny poradnik, jak bronić się przed zachowaniami konsumenckimi, które tak dalece wysysają klientów z naszych sklepów. W ramach strategii działania spotykaliśmy się na wielu szkoleniach z naszymi akcjonariuszami, aby przekonywać ich do niezbędnych zmian w sklepach. Zmian, ujmując to ogólnie, związanych z estetyką zewnętrzną oraz wewnętrzną sklepu oraz właściwą komunikacją z konsumentem. To fundament szeregu innych niezbędnych działań, które muszą być zrealizowane w sklepie, aby ktokolwiek chciał stać się jego lojalnym klientem. Bez niego wszelkie inne wysiłki i inwestycje będą mało skuteczne. Konsument musi mieć poczucie „satysfakcji estetycznej”, której poprzeczka z roku na rok rośnie, wraz z coraz bardziej nowymi i atrakcyjnymi obiektami i wnętrzami, w których bywa na co dzień. I nie chodzi tylko o galerie handlowe, ale o całe nasze otoczenie. Każdy z nas jest konsumentem. Wystarczy tylko przypomnieć sobie, jak sami reagujemy i czego chcemy. Oczekujemy wyższego standardu placówek pocztowych, gabinetów lekarskich, fryzjerskich, kosmetycznych, hoteli. Wszystko wokół nas zmienia się tak bardzo dynamicznie... Konsument nie zaakceptuje już czegokolwiek, a to, co stare i nie przystające do dzisiejszej rzeczywistości, odrzuca – głosując na „NIE” swoimi zakupami gdzie indziej.
Zgadzam się z Panem. Choć jeszcze wiele pozostaje nam jako społeczeństwu do nadrobienia w kontekście estetyki, a nawet czystości, zmieniamy się. I myślę, że kolejne pokolenia będą coraz mniej tolerancyjne dla bylejakości i stylistyki rodem z PRL-u. Bo jej nie znają. Znają natomiast zachodnie standardy i ich oczekują.
My od wielu miesięcy przekonujemy właścicieli sklepów, że bez wprowadzenia podstawowych zmian będzie im bardzo trudno utrzymać biznes. Jeśli ktokolwiek myśli, że za kilka lub kilkanaście miesięcy będzie lepiej, to bardzo się myli… Jeżeli nie nastąpi zauważalna zmiana na lepsze w ich sklepach, będzie tylko gorzej.
Wydaje się, że tego nie trzeba nikomu tłumaczyć. Dlaczego więc jest taki „opór materii”?
Najczęstszym argumentem, który wytaczają właściciele sklepów jest brak środków na inwestycje. Rozumiem go, ale nie do końca się z nim zgadzam. Gdy samo pomieszczenie sklepu jest estetyczne, a meble nie rażą wyglądem, bardzo niewielkim kosztem można wdrożyć niezbędne zmiany, które znacząco podniosą poziom poprawnej komunikacji z konsumentem, a tym samym wpłyną na lepsze postrzeganie placówki i przełożą się na wzrost obrotów.
Jakieś wskazówki?
Zdefiniowaliśmy wszystkie niezbędne działania, które powinny być podjęte przez poszczególne sklepy. Mamy to zebrane i sklasyfikowane w formie statystycznej, na pięciu poziomach inwestycji. Pierwszy i podstawowy poziom to wdrożenie poprawnej komunikacji z konsumentem, czyli zastosowanie tablic kategorii i podkategorii kosmetycznych, listew cenowych, oznaczeń promocji, nowości oraz cen. Drugi poziom to poprawne ustawienie sklepu pod kątem lokalizacji poszczególnych kategorii kosmetycznych, ich udziałów na półce, ekspozycji w podziale na marki itd., czyli wdrożenie poprawnego merchandisingu – oba poziomy są naprawdę bardzo ważne, a ich wdrożenie nie generuje wysokich kosztów. Poziom trzeci to, poza już wymienionymi działaniami, odświeżenie sklepu – malowanie oraz instalacja elementów wizualizacji wewnętrznej. Kolejny – dodatkowo wymiana mebli w sklepie. Można wprowadzać te zmiany stopniowo lub wszystkie na raz, czyli przeprowadzić generalny remont sklepu, łącznie z wymianą witryn, podłogi, oświetlenia i zagospodarować prawidłowo wnętrze, poprowadzić komunikację, ułożyć na nowo ekspozycję. Jest to rozwiązanie najdroższe, ale najbardziej efektowne i skuteczne.
Może właściciele sklepów potrzebują namacalnych dowodów, że taka inwestycja się opłaci? Jesteście Państwo w stanie je przedstawić?
Tak. Ostatnim wyzwaniem była Kosmeteria w Poznaniu, przy ul. Keplera 1. Zostały w niej wprowadzone zmiany w lokalizacji i udziale poszczególnych kategorii w całej powierzchni sklepu – zostały lepiej dopasowane do osiedlowego profilu placówki. Wprowadziliśmy też spójny system komunikacji promocyjnej oraz cenowej. Osiem osób pracowało całą niedzielę i część poniedziałku, aby wdrożyć niezbędne zmiany, nie jest to więc duże zakłócenie w funkcjonowaniu sklepu. Właścicielka poznańskiej Kosmeterii, pani Katarzyna Kaźmierczak, która sięgnęła w ubiegłym roku po laur Drogerii Roku, z ogromnym uporem i determinacją wdraża wszystkie zalecenia i udowadnia, że pomimo przyzwyczajeń i nawyków, można postawić na coś nowego i innego. Już pierwszy miesiąc pokazał, że działania te przyniosły wzrost, marzec 2012 do marca 2013 o ponad 20 proc. To naprawdę duży sukces biorąc pod uwagę trend spadkowy w tym kanale sprzedaży.
Ostatnio udało się nam przekonać do zmian kilkanaście sklepów, a kolejnych kilkanaście „czeka w kolejce”. Prawie w każdym przypadku konieczny jest nowy projekt ustawienia sklepu i pomoc doradcza naszych koordynatorów, którzy z ogromnym zapałem angażują się w proces przebudów. To duży wysiłek, ale też ogromna satysfakcja, kiedy sklep odżywa na nowo i odnotowuje wzrosty sprzedaży. Bardzo nas cieszy, kiedy właściciel w pełni otwiera się na wszystkie sugestie zmian, bo to daje największe szanse na sukces, ale też jest dowodem zaufania i wiary w nasze kompetencje.
Jest więc nadzieja, że takie pozytywne przykłady będą motywujące dla kolejnych właścicieli sklepów…
Dwanaście Kosmeterii jest już gotowych, aby przeprowadzić cały proces zmian. Jesteśmy pewni, że będą następne, bo widzimy jak bardzo zmienia się po ich wprowadzeniu biznes i nastawienie właścicieli sklepów na bardziej pozytywne. Zaczynają wierzyć, że możliwe jest funkcjonowanie w tej nowej rzeczywistości bardziej bezpiecznie i z szansą na stabilny rozwój.
Rozmawiała
Katarzyna Bochner
fot. materiały prasowe Kosmeteria
W 2024 roku globalny rynek perfum osiągnął wartość 39,6 miliardów dolarów – wynika z danych IMARC Group. Prognozy na kolejne lata wskazują na dynamiczny rozwój: do 2033 roku segment ten ma urosnąć do 61,3 miliardów dolarów. Oznacza to średnioroczny wzrost (CAGR) na poziomie 5 proc. w latach 2025–2033. Kluczowym motorem napędowym rynku pozostaje rosnące zainteresowanie konsumentów luksusowymi i premium zapachami.
Wzrost rynku napędzany jest przede wszystkim przez poszukiwanie przez konsumentów unikalnych i wysokiej jakości doświadczeń zapachowych. Obserwowany jest wyraźny zwrot ku segmentowi premium, co odzwierciedla globalne trendy konsumpcyjne. Ważnym czynnikiem wzrostu jest również rosnąca popularność zapachów unisex, które przełamują tradycyjne normy płciowe i trafiają do szerszego grona odbiorców.
Najdynamiczniej rozwijającym się obszarem pozostaje region Azji i Pacyfiku. To właśnie tam urbanizacja, rosnące dochody do dyspozycji oraz większe zainteresowanie pielęgnacją i wizerunkiem osobistym stymulują popyt na perfumy. Jednocześnie rynki Ameryki Północnej i Europy utrzymują silną pozycję, szczególnie w segmencie luksusowych marek, które cieszą się stabilnym popytem.
Nowym kierunkiem rozwoju branży jest personalizacja doświadczeń zapachowych. Coraz więcej marek oferuje klientom możliwość tworzenia indywidualnych kompozycji, co zwiększa zaangażowanie i buduje lojalność konsumentów. Trend ten wpisuje się w szersze zmiany w branży beauty, gdzie indywidualne podejście i dopasowanie produktów do potrzeb użytkowników stają się kluczowymi czynnikami konkurencyjnymi.
Jak wynika z raportu UCE RESEARCH i Shopfully „Młodzi Polacy na zakupach. Edycja IV”, aż 32,5 proc. osób w wieku 18–25 lat deklaruje, że od 20 proc. do 40 proc. ich codziennych zakupów stanowią produkty kupione w promocjach. Najczęściej są to konsumenci z dochodami w przedziale 3000–4999 zł, ze średnim wykształceniem i mieszkający w mniejszych miejscowościach liczących od 5 do 19 tys. mieszkańców. Badani wskazują, że promocje pomagają im racjonalnie gospodarować budżetem, choć nie są jedynym wyznacznikiem decyzji zakupowych.
Drugą najliczniejszą grupą są młodzi konsumenci, którzy deklarują, że 40–60 proc. ich podstawowych zakupów odbywa się w promocjach – taką odpowiedź wskazało 26,5 proc. ankietowanych. Eksperci zwracają uwagę, że dla tej części młodych promocje nie są już dodatkiem, lecz naturalnym elementem codziennego koszyka. Często są to osoby na początku kariery zawodowej lub studenci, którzy dysponują ograniczonymi środkami i dzięki rabatom mogą kupować więcej lub produkty lepszej jakości.
Zdecydowanie mniej respondentów wskazuje skrajne wartości. Zakupy w promocjach w zakresie 60–80 proc. deklaruje 10,7 proc. badanych, a aż 80–100 proc. jedynie 4,1 proc. uczestników sondażu. Z kolei 12,6 proc. młodych konsumentów kupuje w promocji mniej niż 20 proc. produktów. 13,6 proc. respondentów nie potrafiło jednoznacznie określić, jaki odsetek ich codziennych zakupów stanowią przeceny.
Eksperci podkreślają, że wyniki odzwierciedlają specyfikę polskiego rynku, gdzie znacząca część asortymentu – m.in. żywność, kosmetyki i środki czystości – regularnie trafia na promocje. Młodzi konsumenci, choć wyczuleni na ceny i ostrożni w wydatkach, nie zawsze mogą pozwolić sobie na czekanie na rabaty. Dlatego dominują umiarkowane wskazania w przedziale 20–40 proc., które pokazują racjonalne podejście do zakupów i oszczędzania w grupie osób o średnich dochodach.