StoryEditor
Wywiady
19.05.2020 00:00

ANETA KRĘGLICKA: Dojrzałość daje mi siłę, dystans i niezależność

Aneta Kręglicka. Pierwsza kobieta z Europy Wschodniej, która w 1989 r. zdobyła tytuł Miss World. Pierwsza i jedyna Polka z tym tytułem.Modelka, fotomodelka, ale przede wszystkim business woman. Występuje w kampaniach reklamowych, które często tworzy i produkuje wraz ze swoim zespołem. Nie inaczej było w przypadku marki Yoskine, której jest ambasadorką.

Aneta Kręglicka. Pierwsza kobieta z Europy Wschodniej, która w 1989 r. zdobyła tytuł Miss World. Pierwsza i jedyna Polka z tym tytułem. Ukończyła studia ekonomiczne na Uniwersytecie Gdańskim oraz doktoranckie w Szkole Głównej Handlowej. Przez rok pracowała w Stanach Zjednoczonych dla nowojorskiej agencji Wilhelmina. Po powrocie do Polski założyła jedną z pierwszych agencji reklamowych ABK Kręglicka. Obecnie jest współwłaścicielką studia filmowego St. Lazare oraz prowadzi agencję reklamową Hannah Hooper. Modelka, fotomodelka, ale przede wszystkim business woman. Występuje w kampaniach reklamowych, które często tworzy i produkuje wraz ze swoim zespołem. Nie inaczej było w przypadku marki Yoskine, której jest ambasadorką.

Czy często wraca Pani wspomnieniami do wyborów Miss Świata? Czy to wydarzenie zajmuje szczególne miejsce w Pani życiu i w pamięci?

Do konkursu zawsze miałam stosunek ambiwalentny. Natomiast po latach – w tym roku minęło 30 lat – patrzę na to wydarzenie sentymentalnie. Startowanie w konkursie nigdy nie było w moich planach, to się zdarzyło przypadkowo, spontanicznie. Na fali namów koleżanek, przyjaciół i rodziny, zainspirowana przez nich, a nie do końca sama przekonana, wzięłam w nim udział „z marszu”. Potem z eliminacji na eliminację zdobyłam tytuł Miss Polonii, później tytuł I wicemiss Miss International w Tokio, aż wreszcie Miss World w Hongkongu.

Kiedy otrzymuje się tytuł Miss Świata łatwo można się poczuć oszołomionym…

To prawda, ale w moim przypadku nie było to oszołomienie, które prowadzi do chęci bycia gwiazdą. Popularność sprawiła, że się jej trochę przestraszyłam. Nigdy o nią nie zabiegałam, nigdy to nie był mój cel, nigdy nie chciałam w ten sposób na siebie zwracać uwagi. Nagle stałam się osobą rozpoznawalną. W pewnym momencie to mnie przerosło, popularność przeszkadzała mi w normalnym życiu. Mimo całego sukcesu, tego, że ludzie byli dla mnie bardzo życzliwi, że tak spontanicznie i cudownie przeżywali fakt mojego zwycięstwa w konkursie, były momenty, że żałowałam, że wzięłam w nim udział.

Chyba nie ma Pani natury celebrytki?

Nie jestem charakterologicznie osobą nadającą się do show-businessu. Oczywiście się w nim pojawiam, głównie z racji tego, że jestem zapraszana do różnych projektów jako ambasadorka. Tak, jak do 40. roku życia nie brałam udziału w żadnych reklamach, tak od tego momentu postanowiłam dać sobie zielone światło na takie działania. Udział w tego rodzaju projektach wiąże się z jakością mojego wizerunku, który przez lata wypracowałam, zbudowałam i który jest przez marki ceniony. To jest moja ekspozycja publiczna, dlatego też bardzo poważnie do tego podchodzę. Moi partnerzy bardzo szybko przekonują się, że jestem osobą bardzo wymagającą. Zależy mi na tym, żeby wszystkie projekty, w których biorę udział, były na wysokim poziomie i żebyśmy, wspólnie budując markę, nie deprecjonowali tego, co do tej pory sama wypracowałam.

Z racji obowiązków wynikających z bycia ambasadorką danej marki uczestniczę w różnych wydarzeniach. Natomiast z natury celebrytką nie jestem, kompletnie nie zależy mi na takiej popularności – być żeby być, żeby brać udział w licznych reality show, na fali popularności poprowadzić spotkanie, konferencję, wziąć udział w reklamie – nie jest to moje być albo nie być. Tego rodzaju popularność byłaby dla mnie krępująca.

Wiem, że jest Pani bardzo aktywna w zawodowym życiu. Prowadzi Pani agencję reklamową, jest Pani współwłaścicielką studia filmowego, projektuje Pani swoje kolekcje modowe, a ostatnio swoją energię i uwagę oddała Pani także marce Yoskine. Proszę opowiedzieć, co w życiu zawodowym jest dzisiaj dla Pani priorytetem?

Od 28 lat jestem dla siebie pracodawcą, prowadzę własną firmę. Na co dzień zajmuję się budowaniem strategii komunikacji marek. Wspieram je merytorycznym consultingiem, a czasem jestem zapraszana do współtworzenia samych marek czy produktów – to jest moje główne zajęcie, które daje mi satysfakcję i ogromne poczucie niezależności. Nie mówię o tym dużo, bo zwykle show-businessu ani dziennikarzy nie interesuje to, czym się zajmuje. Mam też klientów, którym zupełnie nie zależy na promocji i na byciu w kolorowych pismach, w związku z tym o wielu projektach, które realizuję w Polsce czy za granicą, nie rozmawiam publicznie.

Jakich projektów najchętniej się Pani podejmuje?

Jestem dzisiaj w takim momencie życia, że mam więcej odwagi do tego, żeby wchodzić na nieznany grunt, podejmować się projektów z pozoru nie dla mnie. Prowadząc agencję komunikacji, współpracuję z firmami z różnych branż, od modowych przez kosmetyczne po rurociągi. Dzięki temu bardzo dużo się uczę, bo podstawą każdej kampanii jest dogłębne poznanie branży, firmy, konkretnego produktu, wtedy można zaproponować nieschematyczne rozwiązania.

W nawiązaniu do nauki – nie tak dawno skończyła Pani kolejne studia.

Rzeczywiście cały czas się uczę. W wieku czterdziestu paru lat skończyłam studia doktoranckie, na które poszłam z chęci uporządkowania wiedzy ekonomicznej, bo przecież na studiach magisterskich uczyłam się jeszcze ekonomii socjalizmu. Potrzebowałam więc świeżej wiedzy i kontaktu z młodymi ludźmi oraz chciałam powrotu do nauczania akademickiego. Założyłam sobie, że jeśli poznam na studiach mentora, który mnie zafascynuje jakimś tematem, to doktorat zrobię, ale tak się nie stało. Jeśli podejmuję się jakiś zadań, zawsze robię to po coś. Uznałam więc, że ten etap skończyłam. Mam dyplom ukończenia studiów, tytułu doktora nie potrzebowałam tylko po to, żeby się dowartościować.

To brzmi dość stanowczo.

Chyba jestem stanowcza. Wydawało mi się, że z wiekiem będę bardziej kompromisowa, ale tak się nie stało. Dzisiaj właściwie w ogóle nie robię rzeczy, do których nie jestem przekonana. Jeśli chodzi o życie zawodowe, praktycznie nie idę na kompromisy. Może z racji tego, że mam większe doświadczenie, wiem, co chcę robić, wiem, że chcę pracować z ludźmi, którzy dają mi pozytywną energię. Otaczać się ludźmi, którzy mnie doceniają, a nie tylko chcą wykorzystać w taki komercyjny sposób jako element swojej kampanii. Jestem typem mrówki robotnicy, wszystko to, co mam, poza tytułem Miss Świata, który mi trochę spadł z nieba, wypracowałam sama. Chociaż nie, kiedy przystąpiłam do konkursu – kończyłam studia, znałam dwa języki, czułam się swobodnie. Byłam młodą, ale już ukształtowaną kobietą.

Czy jest Pani wymagająca?

Bardzo dużo wymagam od siebie i tak samo od moich partnerów w biznesie. Bardzo pilnuję tego, żeby obie strony realizowały to, na co się umówiliśmy, i żeby obie strony miały z tego korzyść. To ma być wspólny sukces, mój i firmy, z którą współpracuję. Stawiam twarde warunki. Dlatego już na samym początku ostrzegam, że jestem wymagającym partnerem. Ale nie sfochowaną gwiazdą, bo taka w ogóle nie jestem.

Czego Pani nie toleruje?

Dwulicowości, nierzetelności, bylejakości – szczególną uwagę zwracam na to, czy firmę, z którą podejmuję współpracę, stać na pewien poziom produkcji oraz doprowadzenie projektu do końca. Jeśli nie, wolę z niego zrezygnować.

A ja myślałam, że jest Pani nieśmiała, spokojna.

Nie jestem taka spokojna!

Już teraz wiem, bardzo dużo Pani mówi. I szybko.

To prawda (śmiech). Często spotykam się z opinią, że jestem wycofana, chłodna. Ktoś, kto mnie nie zna, faktycznie może odnieść takie wrażenie, ponieważ oszczędnie podchodzę do tego, w jaki sposób pokazuję się publicznie. I znowu – nie dlatego, że jakoś sztucznie się kontroluję, tylko dlatego że nie mam potrzeby odsłaniania wszystkim siebie prywatnej. Natomiast ci, którzy ze mną pracują na co dzień, wiedzą, że jestem osobą temperamentną. Mam spore poczucie humoru, o którym też wiele osób nie wie.

Zawsze kojarzyła mi się Pani z wyrafinowaniem, elegancją.

To fakt, bardzo dbam o pewien rodzaj szlachetności, taką siebie pokazuję w reklamach i taka też jestem.

Nie lubi Pani być jednak postrzegana przez pryzmat swojej urody.

Moja popularność wyrosła na fali urody. A ja miałam do tego ogromny dystans. Nigdy nie myślałam o sobie w tych kategoriach, że jestem osobą piękną, atrakcyjną, nie myślałam o pracy w filmie, w modelingu. To zdarzyło się przez przypadek. W domu nie wychowywano mnie w ten sposób, nie mówiono „jaka jesteś piękna”. W związku z tym w ogóle nie widziałam siebie w tym kontekście. A potem, przez te 30 lat, praktycznie każdy, kto przychodził do mnie w sprawie wywiadu, najczęściej chciał rozmawiać o urodzie, o konkursie Miss Świata i o modzie. O tym, co w sposób automatyczny kojarzy się ze mną. Ludzie postrzegają mnie w inny sposób, niż ja sama siebie widzę.

Może dzieje się tak dlatego, że najbardziej jest Pani kojarzona z kampaniami dla marek modowych i bywa Pani na pokazach mody. Jeśli można Panią zobaczyć w plotkarskich rubrykach, to są to głównie zdjęcia z pokazów polskich projektantów, chociaż ostatnio też sensację wzbudziło to, że na Instagramie pokazała Pani zdjęcia ze swojego domu.

Zawsze interesowałam się modą. Projektuję też meble na własny użytek i stawiam je w swoim domu. Lubię to i zajmuję się tym hobbystycznie. Nigdy wcześniej nie projektowałam ubrań ani butów, ale czuję w sobie pewien potencjał. Okazało się, że we współpracy z konstruktorami, którzy są profesjonalistami w tej branży, udawało się przenieść moją ideę, kreację na produkt. Powiem szczerze, że są to są właśnie projekty moich marzeń, udział w tworzeniu produktu mnie fascynuje. Przy okazji pomagam w budowaniu pomysłu na komunikację, współuczestniczę w tworzeniu kampanii. Tak właśnie było w przypadku marki Yoskine.

Jak duży miała Pani wpływ na tę kampanię?

Pomysł wyszedł z mojej firmy i moja firma wyprodukowała całą kampanię, zarówno film reklamowy, jak i sesję fotograficzną. Zaprosiłam do współpracy realizatorów, którym ufam. Mieliśmy bardzo mało czasu na realizację, zależało mi na tym, aby w zespole znaleźli się ludzie, którzy mogą na sobie polegać. Stworzyliśmy dla Yoskine propozycję filmu, scenografię, inscenizację. Podobnie było z kampanią fotograficzną. Zaproponowałam różne jej odsłony, pojawił się m.in. pomysł na czarno-białe zdjęcia. Kiedy patrzy się na kampanie firm kosmetycznych, to sporo dzieje się w reklamach zapachów, mniej w segmencie produktów pielęgnacyjnych – kampanie są dość zachowawcze. W przypadku Yoskine szukaliśmy złotego środka, żeby nie stracić aspektu komercyjnego – na pierwszym planie jest produkt – a zarazem dać marce walor szlachetności i klasy, żebym była w tej kampanii ja, taka, jaką jestem, ja prawdziwa.

Co Panią przekonało do współpracy z marką Yoskine i przyjęcia roli ambasadorki?

Zaskoczę Panią. Otóż firmę Dax Cosmetics znam od ponad 20 lat. W 1992 r., zaraz po powrocie do Polski, po wygraniu konkursu Miss Świata, założyłam jedną z pierwszych agencji reklamowych ABK Kręglicka. Organizowałam wtedy konkurs ABK Lady, w którym brały udział polskie firmy z różnych branż, m.in. z kosmetycznej i odzieżowej. Jury wyłaniało marki, które w danym roku wyprodukowały, stworzyły coś wyjątkowego. I właśnie firma Dax Cosmetics też wzięła udział w tym konkursie. Wtedy poznałam założycieli firmy i pierwszych właścicieli. Teraz, kiedy firma zwróciła się do mnie z propozycją współpracy, to pierwsza reakcja była emocjonalna, pomyślałam, że jest to sygnał, takie zatoczenie koła. Drugi argument – obserwowałam, co marka robi, jakie prowadzi kampanie i z kim do tej pory współpracowała. To było dla mnie bardzo ważne. Następny, a może najistotniejszy punkt to produkt – jaki jest, jak firma do niego podchodzi, jak o niego dba. Marka Yoskine jest związana z firmą japońską, składniki pochodzą z Japonii, a wiemy, że ten rynek, jeśli chodzi o kosmetologię, jest bardzo rozwinięty, mają znakomite formuły i komponenty do kosmetyków. Bardzo istotne było też dla mnie to, że firma nadal produkuje w Polsce. Do tej pory byłam zawsze związana z markami polskimi, wyjątkiem była kampania BMW. Głównie promowałam polskie marki i produkty. Poznałam też wcześniej osoby z firmy Dax Cosmetics, z którymi mam przyjemność pracować, i było pomiędzy nami zrozumienie.

Czy miała Pani okazję wypróbować produkty przed kampanią?

Tak, testowałam linie Imperial i Okinawa. Teraz testuję Yoskine Glass Look – chociaż są to produkty dla młodszych dziewczyn oraz najnowszą serię Yoskine Geisha Gold Secret. Najbardziej przypadły mi do gustu kawiorowa Okinawa i bogata w japońskie składniki Geisha Secret, ale co ciekawe Yoskine Glass Look też jest dla mnie świetna. Odpowiada mi konsystencja kremów Yoskine, lubię nieco cięższe, kremowe, a nie lejące się produkty. Podoba mi się też, że zostawiają one na skórze przyjemny, wilgotny film. Tak jak lubię matowy makijaż, ewentualnie z lekkim błyskiem na policzkach, tak muszę mieć poczucie nawilżonej skóry. Nie każdy krem to daje. A przetestowałam mnóstwo różnych produktów, różnych marek, polskich i zagranicznych, drogich, tanich. Mam delikatną, cienką, pergaminową skórę i nie jest mi łatwo znaleźć odpowiedni krem.

Jakie kosmetyki stosuje Pani na co dzień i uważa za niezbędne?

Szczególną uwagę zwracam na oczyszczanie i na nawilżanie skóry. Moje niezbędniki to odpowiedni płyn micelarny, serum, krem pod oczy i krem do twarzy. Bardzo często nakładam też maseczki. Uwielbiam takie maseczki, których nie trzeba ściągać, tylko wchłaniają się w skórę. Na co dzień chodzę bez makijażu. Robię go tylko wtedy, kiedy muszę, na oficjalne wyjścia, biznesowe spotkania. Najważniejsza jest dla mnie regularna pielęgnacja skóry. Dbam o to od wielu lat. A dziś jestem kobietą dojrzałą, więc szczególnie przywiązuję uwagę do tego, żeby moja skóra była nawilżona.

Myślę, że wiele kobiet zazdrości Pani nie tylko młodzieńczego wyglądu, ale też świetnej sylwetki. 

Figurę mam rzeczywiście wypracowaną jeszcze przez gimnastykę artystyczną, którą kiedyś trenowałam. Mam ogromną potrzebę ruchu. Bez sportu nie funkcjonuję. Lubię ćwiczenia wysiłkowe. Głowa odpoczywa mi wtedy, kiedy się zmęczę fizycznie. Niedawno poszukałam też dla siebie nowego wyzwania sportowego i zaczęłam treningi, które są rodzajem tai chi – dokładnie ta metoda nazywa się calligraphy. Polega na równoważeniu w sobie energii, a w konsekwencji regeneracji narządów wewnętrznych. Ma ona pomóc mi zrelaksować się, wyciszyć, trochę zwolnić, okiełznać energię, która mnie rozpiera. Szukam balansu. Wykonuję więc zarówno ćwiczenia siłowe, jak i relaksacyjne, ćwiczę cztery razy w tygodniu. Chcę się czuć jak najdłużej sprawna, chcę być zdrowa, mieć lekki chód, być zadbana – to jest dla mnie priorytet i motywacja.

Co daje Pani dojrzałość?

Siłę, dystans, niezależność. Lata młodości minęły, ale mam przekonanie, że pełnią życia żyję teraz. Że pewną swobodę osiągnęłam właśnie wraz z dojrzałością. Kiedyś musiałam wiele rzeczy robić, bo byłam w pędzie, miałam duży zespół pracowników pod sobą, byłam za nich odpowiedzialna, pragnęłam zawodowego sukcesu.  Dzisiaj muszę nadal pracować, starać się o kontrakty, dbać o klientów, ale podchodzę do tego już z większym dystansem, spokojnie i bez wcześniejszego obciążenia. Wiem, że wszystkie decyzje, które podejmuję zawsze należą do mnie i ta świadomość daje mi ogromną siłę. Dzisiaj jestem też pewniejsza siebie, wiem, jakim jestem człowiekiem.

Co chciałaby Pani przekazać kobietom, które muszą sobie dziś radzić z wieloma rolami w społeczeństwie i wyzwaniami?

Przede wszystkim chciałabym powiedzieć młodym dziewczynom, że zawsze trzeba mieć plan na swoje życie. On się może wiele razy kompletnie zmienić, ale trzeba mieć plan na start – co chcę robić, jak chcę się rozwijać, w czym chcę być dobra, dokąd chcę dojść. Mieć pomysł na siebie – to bardzo ważne dla współczesnej kobiety. Dla mnie podstawą jest też niezależność, zarówno w relacjach zawodowych, jak i prywatnych – cokolwiek by się działo, muszę mieć poczucie, że stoję na własnych nogach, że sobie poradzę. To mi daje poczucie bezpieczeństwa.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Wywiady
21.11.2025 09:23
Jacek Kraj, Polkard Bis: Gadżety nie mogą nas odrywać od tego, co jest najważniejsze w higienie jamy ustnej
Jacek Kraj

Ostatnie lata przyniosły wyraźną zmianę w podejściu Polaków do higieny jamy ustnej — od prostego mycia zębów po kompleksową, świadomą pielęgnację wspieraną technologią. Konsumenci coraz częściej szukają rozwiązań precyzyjnych, skutecznych i dopasowanych do ich realnych potrzeb — od hydroksyapatytu po produkty do zwalczania biofilmu i zaawansowane płyny, takie jak The Breath Co. W efekcie kategoria rozwija się szybciej niż tradycyjny segment past i szczoteczek manualnych, a nawyki zakupowe coraz mocniej kształtują nowe technologie, rosnąca wiedza i potrzeba personalizacji.

Jakie zmiany w zachowaniach konsumentów w ostatnich 2–3 latach najmocniej wpływają na rozwój kategorii higieny jamy ustnej — czy to w wyborze formatów, składników czy częstotliwości użycia?

Pandemia Covid-19 sprawiła, że zachowania konsumentów trochę zmieniły się względem tych, jakie obserwowaliśmy przed 2020 rokiem. Oczywiście nie dotyczy to tylko dokładnego i częstszego mycia rąk, ale zauważalne jest, że konsumenci zaczęli bardziej interesować się dbaniem o swoje zdrowie. Higiena jamy ustnej jako element wspierający ogólny stan naszego zdrowia również zanotowała wzrost sprzedaży, nie tylko tych klasycznych produktów jak pasta do zębów czy manualna szczoteczka do zębów. Konsumenci zaczęli bardziej doceniać szczoteczki elektryczne, które pozwalają na dokładniejsze czyszczenie jamy ustnej niż szczoteczka manualna, ale też dzięki zastosowaniu różnych technologii, ułatwiają nam codzienną higienę.

image
Ann Zzz via Pexels

Klienci zaczęli szukać produktów z wyższej półki cenowej, bo obok wysokiej jakości wykonania, szczoteczki, te mają dodatkowe korzyści np.: wybór trybu szczotkowania, wbudowany timer, który przypomina o zmianie strefy czyszczenia oraz wymienne końcówki, bo to właśnie one, a nie sama szczoteczka czyszczą nam zęby. Duża część producentów szczoteczek zaczęła mocniej komunikować i edukować Klientów, że wymiana końcówek powinna być min co 3 miesiące lub wtedy, kiedy widzimy, że włókna końcówki już są mocniej zużyte, bo to daje nam najlepszy efekt i sprawia, że nasze zęby są odpowiednio wyczyszczone.

Obok szczoteczek elektrycznych, duży wzrost zanotowała sprzedaż irygatorów, zarówno tych stacjonarnych jak i bezprzewodowych. Irygatory, które w 1962 wprowadziła i opatentowała firma Waterpik, to proste urządzenia do irygacji, które dzięki pulsującemu strumieniowi wody docierają do trudno dostępnych miejsc. Dodatkowo wymienne końcówki pozwalają nam na kompleksowe czyszczenie. Mamy końcówki dla osób z aparatami ortodontycznymi, dla osób z koronami i protezami. Dostępne są też końcówki, które czyszczą nam język. W obszarze akcesoriów które wspierają higienę jamy ustnej konsumenci bardziej zwracają uwagę na skład produktu, czy ekologiczne opakowanie, pozwalając sobie czasami na zakup produktów premium, bo ich świadomość w tej dziedzinie jest coraz większa.

Które segmenty rosną najszybciej (np. pasty specjalistyczne, produkty do remineralizacji, whitening, water flossers, naturalne/”clean”), a które tracą — i co Pana zdaniem napędza te przesunięcia?

Dwa segmenty można wyróżnić jako te najszybciej rosnące. Pierwsze grupa to irygatory, a druga grupa to produkty do wybielania lub usuwania przebarwień na zębach. 

W obszarze irygatorów mamy obecnie bardzo dużo dostępnych marek, które pozwalają nam na dokładniejsze czyszczenie naszej jamy ustnej, nawet skuteczniej niż nicią dentystyczną. Strumień wody irygatora dociera tam, gdzie czasami ciężko sięgnąć szczoteczką lub właśnie nicią, a zaawansowane końcówki pozwalają nam dbać o indywidualne potrzeby. 

image
Shutterstock

Druga grupa to produkty to wybielania zębów, chociaż ja bardziej wolę określenie usuwanie przebarwień, bo jednak dopiero wizyta u specjalisty, powoduje, że możemy zmienić odcień naszych zębów. Usuwanie przebarwień to przede czyszczenie z osadów po kawie, papierosach, czy kolorowym jedzeniu. Na rynku dostępnych jest wiele marek past do zębów do usuwania przebarwień, mamy też płyny wspomagające, ale możemy też dostać urządzenia do domowej sesji wybielania. 

Oczywiście dodać trzeba, to co napisałem wyżej, że świadomość konsumentów jest zupełnie inna obecnie, więc przy wyborze zakupu nie tylko decyduje cena produktu, ale też jego cechy unikatowe np.: skład produktu, który im bardziej naturalny tym zdrowszy oraz np: to czy nasz płyn do płukania ust zawiera alkohol, który wysusza naszą błonę śluzową.   

Jak wygląda obecnie krajobraz innowacji w składnikach aktywnych — które technologie (hydroksyapatyt, enzymy, peptydy, biofilm-targeting, probiotyki) mają realne szanse stać się rynkowymi game changerami? 

Świadomość konsumentów w temacie wyboru produktów z jak najlepszymi składnikami jest coraz większa. Nie wystarczy już tylko zwykła pasta, którą możemy kupić w dyskoncie, teraz liczy się też to, jakie pasta ma zastosowanie, bo przecież możemy borykać się nadwrażliwość zębów, borykać się próchnicą, czy po prostu chcemy bielszy wygląd naszych zębów. Hydroksyapatyt to naturalny budulec szkliwa oraz zębiny. Produkty zawierające hydroksyapatyt są obecnie bardzo mocną alternatywą dla produktów zawierających fluor. Tak samo jak produkty zawierające ksylitol, który obok nadania smaku paście, ma silne właściwości antybakteryjne. Warto też dodać o naturalnych składnikach w pastach takich jak szałwia, rumianek, które działają przeciwzapalnie, natomiast zawarty w paście węgiel aktywny wspiera usuwanie przebarwień.

image
Shutterstock

W przypadku płynów do płukania ust mocno wyróżniają się produkty lecznicze, które wspierają nas w pozbyciu się problemów takich jak nadwrażliwość, próchnica, ale też bardzo popularne są produkty do uzupełniania naszej codziennej higieny. Od zeszłego roku na rynku w Polsce dostępne są produkty marki The Breath CO, które zostały opracowane przez dentystę biologa dla swojej córki, która borykała się z nieświeżym oddechem. Produkty przebadane kliniczne neutralizują nieświeży oddech nawet do 12 godzin. Skład produktów też jest bardzo prosty, a ich skład jest odpowiedni dla wegan, wegetarian lub dla osób stosujących coraz modniejsze posty przerywane. Unikalna formuła chloranu sodu zwalcza bakterie powodujące nieświeży oddech, ale przez brak alkoholu nie zabija tych bakterii, które są nam potrzebne. 

W jakim kierunku zmienia się podejście do wybielania: czy rynek ewoluuje w stronę łagodniejszych, nienadtlenkowych rozwiązań, i jak wpływają na to regulacje oraz presja na bezpieczeństwo?

Hollywoodzki uśmiech! Kto by nie chciał go mieć, więc rynek też odpowiada na takie potrzeby. Obecnie istnieje bardzo dużo ofert na wybielanie zębów. Te najpopularniejsze metody to wybielanie za pomocą lampy oraz wybielanie nakładkowe.  Oczywiście stopień wybielenia zębów nie zależy tylko od metody wybielania, ale też od tego, jaki kolor ma zębina. Czasami jest to uwarunkowanie genetycznie i w szczególnych wypadkach uzyskany kolor może nie być tak spektakularny. Dodatkowo od tego, jak ten efekt się utrzyma, zależy nasz styl życia. Spożywanie kolorowych napoi, czy jedzenie z dodatkiem farbujących przypraw może powodować, że barwnik odkłada się na szkliwie.

Dodatkowo wpływ na kolor naszych zębów mają papierosy. Omówione metody to raczej bezpieczne metody, gdyż do ich zastosowania potrzeba jest obecność w gabinecie oraz opieka profesjonalisty. Ostatnio bardzo modna jest stomatologia estetyczna, oferująca zabieg bondingu, który przede wszystkim powoduje korygowanie kształtu naszych zębów, ale też maskuje przebarwienia, których nie dało się usunąć za pomocą innych metod. Ta metoda też należy do tych bezpiecznych i mało inwazyjnych. 

Jak nowe technologie (np. AI w diagnostyce domowej, smart-szczoteczki, aplikacje monitorujące nawyki, personalizacja produktów) wpływają na edukację konsumenta i decyzje zakupowe?

Wiele najnowszych modeli szczoteczek oferuje nie tylko funkcję czyszczenia zębów, ale też dodatkowe usprawnienia, które sprawiają, że higiena jamy ustnej to nie tylko obowiązek, ale czasami interaktywna współpraca z naszą szczoteczką. Mamy przede wszystkim aplikacje na smartfony, które pokazują nam postępy w szczotkowaniu, ale też sygnalizują nam, że końcówki szczoteczki należy już wymienić. Mamy przewodniki głosowe AI w szczoteczkach Oclean, które po każdym użyciu szczoteczki pokazują nam na wyświetlaczu raport czyszczenia, dzięki czemu wiemy, które strefy zostały przez nas lekko pominięte. Natomiast w bardziej podstawowych modelach szczoteczek elektrycznych mamy wbudowany timer, które co 30 sekund informują nas, że należy zmienić strefę czyszczenia oraz informują nas za pomocą wibracji czy zmiany koloru, że siła nacisku na zęby jest zbyt duża.

image
Pixelshot

Oczywiście te gadżety nie mogą nas odrywać od tego, co jest najważniejsze w higienie jamy ustnej. Specjaliści zalecają mycie zębów co najmniej 2 minuty rano i wieczorem oraz po każdym posiłku, ale z w tym przypadku należy odczekać około 20 minut po posiłku, bo można uszkodzić szkliwo.

Jak marki reagują na rosnącą fragmentację i specjalizację kategorii — czy widzimy trend w stronę pełnych “oral care systems”, a może odwrotnie: mikrospecjalizacji i produktów kierowanych do bardzo konkretnych potrzeb?

W zasadzie większość marek ma w swojej ofercie urządzenia do kompleksowego dbania o higienę jamy ustnej, czyli szczoteczki oraz irygatory. Mamy na rynku dostępne szczoteczki soniczne, szczoteczki magnetyczne, ale też producenci wprowadzają do swojej marki irygatory dentystyczne, bo wiedzą, że jest to kategoria rosnąca wraz z rosnącą świadomością konsumentów w dziedzinie dbania o higienę jamy ustnej. Oczywiście siłą napędową rozwoju szczoteczek elektrycznych, czy irygatorów jest rozwój technologiczny.  Obecnie rynek oral care jest tak mocno szeroki, że w zasadzie każdy konsument może zaspokoić najważniejsze potrzeby w dbaniu o higienę jamy ustnej dostępnymi na rynku produktami. Zestaw akcesoriów do szczoteczek czy irygatorów jest na tyle szeroki, że pozwala bezpiecznie, w domu dbać o higienę jamy ustnej.  

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Wywiady
06.11.2025 12:58
Sylwia Gołębiewska, Highlander Enterprise: Obserwujemy narodziny segmentu „high-tech beauty”
Sylwia Gołębiewska, wiceprezeska zarządu Highlander Enteprise S.A.Highlander Enterprise

Grafen – materiał, który jeszcze niedawno kojarzył się z laboratoriami fizyków i przemysłem kosmicznym – coraz śmielej wkracza do branży beauty. O jego właściwościach, zastosowaniach w lakierach hybrydowych i narodzinach segmentu „high-tech beauty” opowiada Sylwia Gołębiewska, wiceprezeska zarządu Highlander Enteprise S.A.

Wielu osobom grafen nadal kojarzy się raczej z laboratoriami fizyków niż z salonem manicure, od kilku lat słyszymy, że odmieni elektronikę. Jak Pani tłumaczy, że ten „materiał przyszłości” znalazł zastosowanie w kosmetyce i akurat w lakierach do paznokci?

Rzeczywiście, grafen to zaawansowany materiał, którego własności nadal są przedmiotem badań  laboratoriów badawczych i aplikacji w świecie zaawansowanej elektroniki, czy zastosowań kosmicznych. To materiał, który naukowcy nie bez powodu określają mianem „materiału przyszłości” – jego właściwości są wyjątkowe. Grafen stanowi pojedynczą warstwę atomów węgla o strukturze plastra miodu, cechującą się niezwykłą wytrzymałością mechaniczną, elastycznością i lekkością. Jednym z jego już ugruntowanych z powodzeniem zastosowań są powłoki antykorozyjne, farby i lakiery stosowane m.in. w przemyśle samochodowym. 

To właśnie lakiery stanowią bezpośredni styk z branżą beauty. W obszarze stylizacji paznokci – stale poszukujemy innowacyjnych materiałów, które pozwalają połączyć walory estetyczne z trwałością i bezpieczeństwem. Lakier czy baza do paznokci to w swojej istocie cienka, ochronna powłoka. Na przestrzeni lat, aby uzyskać efektowne paznokcie, wykorzystywano szereg rodzajów materiałów kompozytowych na bazie akryli, polimerów, oraz różnych niejednokrotnie uczulających dla użytkowniczek i szkodliwych dla pracowników substancji. Wykorzystanie grafenu w tego typu produktach było naturalnym krokiem rozwojowym. Dzięki niemu uzyskujemy formuły bardziej  odporne na uszkodzenia, elastyczne i stabilne kolorystycznie.

image
Naukowczyni drukująca testowy tusz grafenowy w fabryce przetwarzającej grafen
Connect Images - Curated

To pokazuje, jak technologie wywodzące się z obszaru zaawansowanych badań naukowych mogą zostać skutecznie zaadaptowane w sektorze kosmetycznym, podnosząc standard i trwałość produktów codziennego użytku. Grafen jest doskonałym przykładem synergii między nauką a biznesem – technologii, która realnie przekłada się na wartość dodaną dla marek, salonów i ich klientów.

Jakie konkretne właściwości grafenu i w jaki sposób przekładają się one na trwałość, bezpieczeństwo czy komfort pracy stylistów?

Grafen charakteryzuje się wieloma wartościowymi właściwościami, które mają praktyczne znaczenie dla stylistów i ich klientek.

Po pierwsze – wytrzymałość mechaniczna i elastyczność. Grafen jest jednym z najbardziej wytrzymałych materiałów na świecie, ale też bardzo cienkim i elastycznym. W lakierach do paznokci działa jak mikrosiatka wzmacniająca – zwiększa odporność na pękanie, ścieranie i odpryski. Dzięki temu stylizacja utrzymuje się dłużej w idealnym stanie, a stylistki mogą mieć pewność, że efekt ich pracy będzie trwalszy.

Po drugie – ochrona przed promieniowaniem UV i stabilność koloru. Grafen skutecznie pochłania promieniowanie UV, dzięki czemu powłoka lakieru jest mniej podatna na blaknięcie czy żółknięcie. To ważne z perspektywy klientki, która oczekuje, że manicure pozostanie intensywny i połyskujący przez dłuższy czas.

Po trzecie – komfort i bezpieczeństwo. Przy odpowiednim przygotowaniu do użycia, grafen może być materiałem biokompatybilnym, nietoksycznym i bezpiecznym w aplikacji. Co więcej, jego struktura może wspierać ograniczenie rozwoju drobnoustrojów na powierzchni paznokcia,co zwiększa bezpieczeństwo usługi w salonie kosmetycznym. Dla stylistki oznacza to produkt, który nie tylko dobrze się rozprowadza, ale również ułatwia codzienną pracę – mniej poprawek, oraz reklamacji.

Wszystkie wymienione wcześniej właściwości grafenu zostały uwzględnione przy tworzeniu naszego nowego produktu marki 8belle – bazy hybrydowej do paznokci. Baza została opracowana tak, aby wzmacniała strukturę płytki paznokcia, zwiększała trwałość stylizacji, a jednocześnie posiadała właściwości antybakteryjne, co podkreśla zarówno aspekt wytrzymałości, jak i bezpieczeństwa.

image
Grafen wzbogacony tlenkiem żelaza, obraz HRTEM
Daniel Ramirez-Gonzalez

Dla stylistów oznacza to realną wartość: łatwiejszą aplikację, dłuższe utrzymanie manicure w idealnym stanie oraz możliwość zaoferowania klientce produktu o standardzie premium. W połączeniu z odpowiednią techniką aplikacji, grafen w tym produkcie staje się nie tylko innowacyjnym składnikiem, lecz narzędziem, które realnie podnosi jakość usługi i komfort pracy w salonie.

„Grafenowe kropki kwantowe to nanocząstki grafenu...”. Dla laika to brzmi jak magiczne zaklęcie. Czy klienci profesjonalni są gotowi zrozumieć i docenić wartość tak „technologicznego” kosmetyku, czy raczej trzeba ich edukować?

Branża beauty, nawet ta profesjonalna, przez długi czas opierała się głównie na tradycyjnych pojęciach i składnikach – takich jak keratyna, proteiny czy witaminy. Słowa „nanocząstki” czy „kwantowe” rzeczywiście mogą brzmieć obco i budzić pewną ostrożność.

Z drugiej strony – widzimy, że coraz więcej stylistów i salonów jest otwartych na nowoczesne technologie, jeśli stoją za nimi konkretne korzyści. Wielość pochodnych akrylu i szeregu polimerów testowanych w obszarze stylistyki paznokci testowanych na przestrzeni lat pokazuje wielką otwartość branży na nowości i innowacyjne materiały.  Profesjonaliści chcą produktów, które są trwalsze, łatwiejsze w aplikacji i zapewniają klientkom lepsze efekty. Jeżeli więc tłumaczymy, że „grafen” to nie marketingowy chwyt, tylko realny składnik poprawiający właściwości lakieru – spotykamy się z dużym zainteresowaniem.

Oczywiście edukacja jest bardzo ważna. Dlatego kładziemy nacisk na jasną komunikację: tłumaczymy, jak działa grafen, pokazujemy testy laboratoryjne, porównania, a przede wszystkim – efekty. Stylistki nie muszą znać fizyki kwantowej, żeby docenić produkt, który faktycznie ułatwia im pracę i daje lepszy efekt. Wystarczy, że zobaczą różnicę w praktyce.

W jakim kierunku będzie zmierzać połączenie zaawansowanych materiałów – takich jak grafen – z produktami kosmetycznymi? Czy możemy mówić o narodzinach nowego segmentu: „high-tech beauty”?

Zdecydowanie tak – można powiedzieć, że właśnie obserwujemy narodziny segmentu „high-tech beauty”. Konsumenci coraz częściej oczekują od kosmetyków czegoś więcej niż tylko koloru czy zapachu. Szukają innowacji, realnej skuteczności i potwierdzonych efektów.

W praktyce, w branży kosmetycznej, oznacza to wprowadzanie do formuł materiałów o wyjątkowych właściwościach – takich jak grafen, nanocząstki krzemu, mikrosfery ceramiczne czy tlenki metali – które mogą poprawiać trwałość, ochronę lub sposób, w jaki produkt zachowuje się na skórze albo paznokciach. Na przykład grafen już dziś znajduje zastosowanie jako dodatkowy składnik kosmetyków. Wykazuje m.in. zdolność pochłaniania promieniowania UV, posiada bardzo dużą powierzchnię aktywną umożliwiającą wiązanie składników aktywnych oraz może być funkcjonalizowany, odgrywając rolę ich nośnika – co potwierdzają dane rynkowe i branżowe.

image
Naukowczyni pokazująca kawałek grafenu.
BONNINSTUDIO

W naszym przypadku grafen jest tylko początkiem. Wierzę, że przyszłość branży beauty to połączenie estetyki z nauką – inteligentne, bezpieczne formuły, które realnie poprawiają jakość usług w salonach i komfort użytkowania dla klientów. To kierunek, który w kolejnych latach będzie się bardzo dynamicznie rozwijał.

Dodatkowo warto podkreślić kilka aktualnych trendów i wyzwań, które będą kształtować ten segment w najbliższych latach.

Po pierwsze, koszt i skala produkcji zaawansowanych materiałów wciąż stanowią wyzwanie. Choć technologia rozwija się bardzo szybko, część innowacyjnych składników – takich jak grafen – wciąż jest w fazie wdrażania do masowej produkcji, a ich zastosowanie w kosmetyce wymaga dopracowania procesów technologicznych i optymalizacji kosztów.

Po drugie, kwestie regulacyjne i bezpieczeństwo będą miały kluczowe znaczenie. Wprowadzanie nanomateriałów czy substancji dwuwymiarowych do kosmetyków wymaga szczegółowych badań toksykologicznych i pełnej transparentności wobec konsumentów. Tylko wtedy technologie te zyskają trwałe zaufanie branży i klientów.

Po trzecie, coraz większą rolę odgrywa trend zrównoważonej innowacji. Konsumenci i producenci coraz częściej oczekują, że nowoczesne materiały będą nie tylko skuteczne, ale także przyjazne środowisku i etycznie pozyskiwane. Grafen, ze względu na możliwość jego wytwarzania z węgla pochodzenia naturalnego, dobrze wpisuje się w ten kierunek.

Wreszcie, należy pamiętać, że rodzący się segment „high-tech beauty” początkowo pozostanie niszowy, skoncentrowany głównie wśród marek premium i salonów poszukujących wyróżnika. Jednak, w miarę jak technologia stanie się bardziej dostępna, a świadomość konsumentów wzrośnie, te rozwiązania mają szansę stać się standardem w branży beauty.

Jakie podobnej klasy technologie mogą znaleźć zastosowanie w kosmetyce kolorowej i stylizacji paznokci w przyszłości? Czy mamy się spodziewać np. eyelinerów z Vantablack?

Trudno dokładnie przewidzieć, co przyniesie przyszłość, ale jedno jest pewne – technologia coraz śmielej wkracza do branży beauty. Już dziś trwają prace nad tzw. inteligentnymi powłokami, które potrafią samoczynnie naprawiać mikrouszkodzenia lub reagować na światło i temperaturę, zmieniając kolor bądź połysk.

W obszarze stylizacji paznokci możemy spodziewać się jeszcze trwalszych baz i topów, wykorzystujących nanokompozyty oraz materiały samoutwardzalne. Coraz większe zainteresowanie budzą również pigmenty strukturalne – nie zawierają one tradycyjnych barwników, lecz tworzą kolor dzięki mikroskopijnej strukturze powierzchni.

image
Grafenowe kropki kwantowe
Tayfun Ruzgar

Jeśli chodzi o słynny Vantablack – najczarniejszy materiał świata – jego praktyczne zastosowanie to wciąż przyszłość, nawet w takich obszarach jak obronność czy sektor kosmiczny. Inspiracje nim w kosmetyce są już jednak widoczne, choć pełnią raczej rolę metafory niż faktycznego składnika formulacji. 

Wierzę, że w najbliższych latach pojawią się kosmetyczne odpowiedniki tego efektu – ultraczarne, głęboko matowe produkty inspirowane nanotechnologią, ale bez konieczności stosowania tak ekstremalnych materiałów. Podobnie było zresztą dotychczas z grafenem –  do haseł takich jak „żelazna, karbonowa czy diamentowa powłoka”, dołączył kilka lat temu grafen jako metafora wyrażająca marzenie o wyjątkowej trwałości, jednak było to wyłącznie hasłem reklamowym. Rozwój technologii  umożliwił mam materializacje tego pragnienia w bazie marki 8belle. 

Podsumowując – kosmetyka przyszłości będzie coraz bardziej oparta na nauce, a jednocześnie bardziej przyjazna dla człowieka. Technologia ma służyć nie efektownym eksperymentom, lecz realnemu podnoszeniu jakości, trwałości i bezpieczeństwa produktów.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
25. listopad 2025 00:40