StoryEditor
Eksport
25.02.2022 00:00

Henryk Orfinger: Może zamiast martwić się o eksport do Rosji powinniśmy zdecydować o jego wstrzymaniu w ramach ogólnych sankcji?

Jestem gotowy ponieść koszty wstrzymania eksportu do Rosji, jeśli tylko miałoby to wpływ na losy tej fatalnej wojny (co niestety jest mało realne). Uważam, że przedsiębiorstwa powinny zrozumieć, że w obecnej sytuacji taka decyzja jest ważniejsza niż martwienie się o utrzymanie wymiany handlowej ze wschodem – mówi Henryk Orfinger, współwłaściciel firmy Dr Irena Eris i przewodniczący jej rady nadzorczej.

Aż 50 proc. produkowanych w Polsce kosmetyków trafia na rynki zagraniczne. Sukcesy naszych rodzimych firm na rynku międzynarodowym sprawiają, że branża kosmetyczna tak dynamicznie się u nas rozwija. Naszymi najważniejszym odbiorcą są Niemcy, ale zaraz za nimi plasuje się Rosja, a potem Kazachstan. Jaki wpływ na branżę kosmetyczną będzie miał dzisiejszy atak Rosji na Ukrainę i jak powinny się zachować firmy – zastanawia się Henryk Orfinger, współwłaściciel firmy Dr Irena Eris i przewodniczący jej rady nadzorczej:

Sytuacja jest trudna do przewidzenia. Na pewno nie obędzie się bez kłopotów, jednak ich skala może być różna. Wiele zależy od tego, jakie sankcje podejmą rynki światowe w stosunku do Rosji. Te dotychczasowe nie dotyczyły w żadnym stopniu naszej branży i sądzę, że o ile utrzymane zostaną przepływy gotówkowe, to nadal będziemy mogli do Rosji wysyłać nasze produkty. Pytanie tylko czy powinniśmy?

Czytaj także: Branża kosmetyczna spodziewa się załamania eksportu do Ukrainy i Rosji  

Nie bardzo wierzę w embargo handlowe w stosunku do Rosji, bo niby kto miałby o tym zdecydować. Jednak ze względu na wpływ na decyzje Putina, taki ruch byłby wskazany, choć zdaję sobie sprawę, że skutki ekonomiczne takiej decyzji byłyby odczuwalne dla wszystkich.

Nasze doświadczenie z rynkiem rosyjskim jest niemal tak długie jak historia firmy Dr Irena Eris, czyli prawie 40-letnie. Czasem nasza obecność tam słabła, ale ostatnio mieliśmy bardzo dobry okres. Jesteśmy też na rynku białoruskim gdzie marka Pharmaceris jest nr 1 w aptekach, a na Ukrainie mamy spółkę, która opiekuje się naszą marką Dr Irena Eris w luksusowych perfumeriach Brokard, a Lirene w sieciach drogeryjnych i na rynku masmarketowym oraz  zajmuje się sprzedażą na terytoriom Kazachstanu i Uzbekistanu. W sumie rynki wschodnie to znacząca część naszego eksportu.

Handel z Ukrainą musiał zostać wstrzymany. Jutro może okazać się, że taka sama decyzja zapadnie w stosunku do Białorusi. Dla nas oznacza to  pełne magazyny surowców, opakowań, wyrobów gotowych - dedykowanych dla rynków wschodnich, wstrzymanie zaplanowanych akcji promocyjnych. To duże obciążenie kosztowe. Skalę problemów prawdopodobnie będziemy mogli oszacować dopiero w poniedziałek.  Mamy jednak dużą dywersyfikację zarówno rynków jak i segmentów, więc skala problemów nie będzie bardzo duża.

Natomiast łańcuchy dostaw z Rosją i ciągłość systemów płatności prawdopodobnie nie zostanie przerwana. Jednak jestem gotowy ponieść koszty wstrzymania eksportu do Rosji, jeśli tylko miałoby to wpływ na losy tej fatalnej wojny (co niestety jest mało realne). Uważam, że przedsiębiorstwa powinny zrozumieć, że w obecnej sytuacji taka decyzja jest ważniejsza niż martwienie się o utrzymanie wymiany handlowej ze wschodem.

Równocześnie słyszę od Ukraińców pracujących w Polsce, że w przypadku wojny – co już się stało – wrócą na Ukrainę, aby walczyć. Będziemy więc mieli kłopoty jako gospodarka  z pracownikami. Zostaną kobiety. W ramach Konfederacji Lewiatan zastanawiamy się można im pomóc. Na razie jednak nie wiadomo, jakie wsparcie miałoby sens i co tak naprawdę można zrobić. Na razie najłatwiej zrobić coś, jako osoba prywatna. Ja już zapowiedziałem i zrealizowałem pomoc dla ukraińskiej rodziny z dziećmi i wnukami w postaci zorganizowania schronienia, miejsca do przetrwania jakiś czas w Polsce. Przyjechali dzisiaj w nocy. Jeszcze nie wiem na jak długo, czas pokaże.  Uważam, że wszyscy powinniśmy się zmobilizować do wsparcia.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Eksport
05.06.2025 10:30
L’Oréal planuje znaczące inwestycje i wzrost produkcji w Indiach
Indie są niezwykle strategicznym rynkiem dla L’Oréal – podkreślił Nicolas Hieronimus, dyrektor generalny grupy Grupy 

Globalny gigant kosmetyczny L’Oréal zapowiada podwojenie swojego biznesu na rynku w Indiach w ciągu najbliższych kilku lat. Chce też wzmocnić lokalne zdolności produkcyjne. – Indie są niezwykle strategicznym rynkiem dla L’Oréal – podkreślił Nicolas Hieronimus, dyrektor generalny grupy, podczas spotkania z dziennikarzami, które miało miejsce w trakcie oficjalnej wizyty Piyusha Goyala, ministra handlu i przemysłu Indii, we Francji.

Jak wyjaśnił Hieronimus, firma zamierza w najbliższych latach ponad dwukrotnie zwiększyć swoją działalność – w tym rozbudować fabryki, które już teraz produkują 95 proc. towaru, sprzedawanego w Indiach. Do tego dojdzie zwiększenie eksportu do krajów regionu.

L’Oréal obecnie produkuje rocznie w Indiach ok. 500 mln sztuk produktów, z których znacząca część jest przeznaczona na eksport. Według danych India Retailing, są to przede wszystkim produktów do pielęgnacji włosów i skóry, które trafiają do krajów Zatoki Perskiej.

L’Oréal India, które działa w tym kraju od 1994 roku za pośrednictwem swojej spółki zależnej, zarządza portfolio marek, obejmujące produkty z działu konsumenckiego (L’Oréal Paris, Garnier, Maybelline New York i NYX Professional Makeup), a także marki luksusowe (Kiehl’s, Lancôme i Yves Saint Laurent Beauté).

Indie pozostają też kluczowym rynkiem dla grupy, która zainwestowała w marciu w dwie lokalne marki: Deconstruct (pielęgnacja skóry) oraz Arata (pielęgnacja włosów). Obydwie inwestycje zostały dokonane za pośrednictwem Bold – funduszu L’Oréal, dedykowanego udziałom mniejszościowym w innowacyjnych startupach kosmetycznych.

Rynek kosmetyczny w Indiach, napędzany powiększającą się klasą średnią, ma osiągnąć wartość 30 mld dolarów (28,8 mld euro) do 2027 roku.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Eksport
22.05.2025 11:30
Nowe cła za chińskie kosmetyki? Unia Europejska chce opłatą 2 euro zahamować zalew paczek z Chin
Tanie kosmetyki o nieznanym składzie mogą wkrótce przestać być tak atrakcyjne dla konsumentów i konsumentek.Aliexpress

Komisja Europejska spodziewa się, że nowa opłata zniechęci niektórych operatorów do masowego importu tanich towarów bez opodatkowania. Środki zebrane z opłaty miałyby trafić bezpośrednio do służb celnych państw członkowskich, co umożliwiłoby lepszą kontrolę jakości i bezpieczeństwa produktów trafiających na unijny rynek.

Unia Europejska planuje wprowadzenie opłaty manipulacyjnej w wysokości 2 euro za każdą małą paczkę spoza Wspólnoty. Celem nowego mechanizmu, zaproponowanego przez komisarza ds. handlu Maroša Šefčoviča, jest sfinansowanie kosztów odpraw celnych i wzmocnienie kontroli napływających przesyłek. Jak zaznacza Komisja Europejska, nie chodzi o nowy podatek, lecz o „kompensatę kosztów” obsługi ogromnego wolumenu tanich przesyłek, głównie z Chin.

Skala zjawiska rośnie lawinowo. W 2024 roku do Unii Europejskiej trafiło około 4,6 miliarda paczek o wartości poniżej 150 euro – średnio 145 przesyłek na sekundę. Aż 91 proc. z nich pochodziło z Chin. Przesyłki te, zwolnione obecnie z ceł, omijają też często kontrole celne, co budzi niepokój unijnych instytucji, zwłaszcza w kontekście przewidywanego zwiększenia napływu po podwyższeniu ceł w USA.

Belgijska federacja handlowa Comeos poparła wg. portalu Retail Detail propozycję Komisji, wskazując, że to krok w stronę bardziej uczciwej konkurencji. Jak podkreślono, każdego dnia do Belgii trafia około 2,5 miliona paczek spoza UE, z czego większość pochodzi z Chin. W skali roku oznacza to nawet miliard przesyłek – dwukrotnie więcej niż w 2023 roku. Tymczasem belgijskie służby celne są w stanie skontrolować zaledwie 0,005 proc. z nich.

Co to oznacza dla Polski?

Wprowadzenie opłaty manipulacyjnej może mieć także istotne skutki dla zachowań zakupowych konsumentów, zwłaszcza w sektorze kosmetycznym. Wzrost kosztów importu tanich produktów z Azji, w tym popularnych marek z platform takich jak Aliexpress i Temu, może skłonić konsumentów do ponownego zainteresowania się ofertą polskich marek beauty z segmentu budżetowego. Rodzime firmy, które już teraz konkurują ceną i coraz częściej stawiają na jakość oraz transparentność składu, mogą zyskać nowych klientów poszukujących alternatywy dla dotychczasowych tanich zakupów zza granicy.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
09. czerwiec 2025 16:54