StoryEditor
Beauty
06.02.2023 00:00

Z kosmetyczek redaktorek WK - problematyczna cera, kręcone włosy

Anna Zawadzka-Szewczyk pisze o branży kosmetycznej od niemal 10 lat / fot. wiadomoscikosmetyczne.pl
Gąbki Konjac, dobry żel do mycia twarzy, brązujące kropelki, nawilżający podkład, wcierka do włosów, krem podkreślający loki – to produkty, które znajdują się w moim stałym zestawie kosmetyków. Zamiast wizyty w gabinecie kosmetycznym sama robię też sobie brwi – pudrową henną. Zapraszam na subiektywny przegląd produktów, które ostatnio bardzo polubiłam.

Oprócz tego, że branżą kosmetyczną zajmujemy się zawodowo, to jesteśmy też użytkowniczkami kosmetyków. Wiele trafia do naszej redakcji, dając nam możliwość ich testowania, inne kupujemy same jako ich wielbicielki, z potrzeby zaspokojenia potrzeb naszej skóry lub po prostu z ciekawości.

Jeśli macie ochotę dowiedzieć się jakie produkty w ostatnim czasie zwróciły naszą uwagę, to zapraszam jako pierwsza na przegląd moich ulubionych kosmetyków, zastrzegając, że w poniższym materiale prezentuję wyłącznie swoje własne opinie, w żaden sposób nie są one powiązane ze współpracą reklamową lub redakcyjną z firmami.

Moja cera  już dawno przestała być nastoletnia i cóż trądzik dorosłych to hasło, którego prawdziwość mogę potwierdzić – coś takiego rzeczywiści istnieje. Na szczęście są produkty, które potrafią sobie z nim poradzić. Moim ostatnim odkryciem jest żel myjący przeciw niedoskonałościom marki CeraVe. Oczyszcza pory i zapobiega powstawaniu wyprysków czy bolących podskórnych zgrubień, a to wszystko bez naruszania bariery ochronnej. Nie ściąga skóry nie wysusza jej, co niestety jest charakterystyczne dla większości produktów przeciwtrądzikowych. To dlatego, że oprócz kwasu salicyliowego i białej glinki zawiera ceramidy, które chronią przed nadmierną utratą wody i poprawiają jej wchłanianie, oraz niacynamid, który – oprócz takich umiejętności jak np. rozjaśnianie potrądzikowych przebarwień – stymuluje produkcję kolagenu oraz elastyny, przyczyniając się do spowalnia procesów starzenia się skóry i ujędrniając ją. Moja dojrzała już skóra bardzo to docenia.

Jeśli jesteśmy przy myciu twarzy to moją wielką miłością są gąbki Konjac. Ostatni mój nabytek to gąbka w kolorze żółtym – z witaminą C. Oprócz właściwości myjących i złuszczających miała wyrównywać koloryt cery i faktycznie tak jest. No i to uczucie idealnej czystości we wszystkich zakamarkach i porach skóry!

Mam bardzo jasną cerę i dodatkowo, stosując latem kremy z filtrem UV, raczej nie mogę liczyć na jej słoneczny wygląd. Jeśli jednak potrzebuję takiego efektu, to nic prostszego. Do dowolnego serum, które zawsze stosuję pod krem, dodaje odrobinę brązujących kropelek Veoli Botanica Catch the Sun i typowa dla mnie bladość znika. Efekt opalenizny można podkręcać dodając więcej kropel. Ja jednak ograniczam się do jednej, gdyż inaczej zaczyna przeszkadzać mi zapach charakterystyczny dla wszystkich produktów brązujących (mimo zapewnień większości producentów, że ich kosmetyki są go pozbawione), który pojawia się wraz z przekroczeniem minimalnej dawki. Co cenne – kropelki nie pozostawiają śladów na ubraniu, a do tego mają działanie nawilżające i regeneracyjne, zawierają kwas hialuronowy i ekstrakt z kwiatu brzoskwini.

Czas na makijaż

Nie ma makijażu bez podkładu. Przez lata moją ulubioną formą tych produktów były te w kompakcie. Jednak gdy z wiekiem moja cera stała się bardziej sucha musiałam poszukać czegoś innego, mniej treściwego. W tym czasie odkryłam fantastyczny, a przy tym atrakcyjny cenowo fluid, który rewelacyjnie sprawdzał się podczas moich sportowych aktywności (m.in. ze względu na wodo- i potoodporność). Zaczęłam go też stosować na co dzień. Był to Active Beauty marki Lirene, który miał umiejętność wtapiania się w cerę i zachowywał się jak druga skóra.

Ostatnio jednak moje serce skradł Max Factor Miracle Pure z kwasem hialuronowym, witaminą C i SPF 30 PA+++. Mam wrażenie, że po jego nałożeniu moja sucha skóra robi się wilgotna, a po chwili ta wilgoć wchłania się do jej wnętrza. Pozostaje po tym uczucie nawilżenia, którego bardzo mi potrzeba. Podkład rozświetla cerę i jest leciutki. Co prawda nie kryje idealnie wszelkich niedoskonałości, dlatego np. w przypadku popękanych naczynek warto go wspierać korektorem. W moim przypadku idealnie współpracuje z nim Maybelline Super Stay Active Wear, który wklepuję w problematyczne miejsca za pomocą blendującej gąbeczki. Ten sam produkt idealnie sprawdza się do ukrywania cieni pod oczami, ponieważ nie obciąża delikatnej w tym miejscu skóry i nie podkreśla zmarszczek.

Jeśli już jesteśmy przy makijażu to chciałabym wspomnieć o brwiach. Kiedyś poddałam się zabiegowi microbladingu. Efekt był świetny, ale raczej nie powtórzę go – nie tylko ze względy na cenę. Potem korzystałam z innych, mniej inwazyjnych metod regulacji i koloryzacji w gabinetach kosmetycznych. Najlepsze dała w moim przypadku brow henna pudrowa, którą od henny klasycznej odróżnia to, ze oprócz barwienia samych włosków, zabarwia też skórę. Jednak po około miesiącu efekt znika i zabieg trzeba powtarzać, a ja wolę swój czas spędzać inaczej niż w gabinetach kosmetycznych. Dlatego gdy w moje ręce trafiła henna pudrowa do brwi marki Venita, postanowiłam ją wypróbować. Co prawda sama musze zadbać o geometrię brwi, a rozrobienie i nałożenie produktu wymaga precyzji, ale efekt jest jak najbardziej porównywalny do tego z gabinetu kosmetycznego, a oszczędność czasu jak dla mnie jest bezcenna.

A co z włosami?

Moją stałą bolączką są wysokoporowate, a więc trudne do ujarzmienia włosy z tendencją do kręcenia się. Kiedyś starałam się im w tym przeszkodzić i używałam produktów prostujących i wygładzających. Od kilku lat moje podejście zmieniło się o 180 stopni i staram się pomóc moim grubym i ciężkim włosom, by skręt był bardziej wyraźny i utrzymywał się dłużej. Testowałam produkty massmarketowe i selektywne, polecane przez włosomaniaczki, a także marki profesjonalne, które dawały dobre efekty w salonie fryzjerskim, ale w domu jakoś przestawały się sprawdzać. Teraz jednak, za namową fryzjerki, od niedawna stosuję produkty Schwarzkopf Professional OSIS+. Krem podkreślający loki Curl Honey powstał właśnie do takich szorstkich włosów jak moje. Po jego zastosowaniu skręt jest miękki, a włosy elastyczne, a nie sztywne jak bywało w przypadku innych, wcześniej stosowanych produktów. Idealnym uzupełnieniem tego kosmetyku jest suchy spray teksturyzujący Teksture Craft z tej samej linii. Nadaje on fryzurze objętości,  a nie obciąża  włosów. Nie tworzy hełmu, jak w przypadku lakierów, ale równocześnie nie pozwala ciężkim lokom opaść i zamienić się w smętnie wiszący strąki. Jest suchy, więc nie skleja włosów, a dodatkowo nadaje im połysk. Oba produkty z pewnością zastaną ze mną na dłużej.

Jeśli już jestem przy włosach, to muszę wspomnieć o jeszcze jednym wyzwaniu, tym razem związanym z samą skórą głowy. Do niedawana była ona sucha i swędząca – nie pomagała jej żadna zmiana szamponu. Ratunkiem okazała się wcierka do skóry głowy wspierająca naturalną mikroflorę skalpu Neboa Microbiome Care. Używam już trzeciej buteleczki tego produktu i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Wcierka ma spełniać rozmaite zadania, takie jak zabezpieczanie przed szkodliwymi działaniami czynników zewnętrznych, pobudzanie wzrostu mocniejszych włosów czy regulowanie wydzielania sebum. Dla mnie jednak najważniejsze jest, że działa łagodząco na moją problematyczną skórę głowy oraz przywraca jej odpowiedni poziom nawilżenia.

To na początek tyle (choć w kolejce już czekają tabletki do mycia zębów, akcesoria do masażu twarzy i płatki pod oczy). I, nie wiem jak Państwo, ale ja z niecierpliwością wyglądam rekomendacji od swoich redakcyjnych koleżanek.      

    

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Zapachy
30.06.2025 08:45
Nisza jako strategia. Gdy niezależność staje się trendem
Nisza coraz częściej oznacza „perfumy, które wyglądają na niszowe”, a nie „perfumy, które powstały poza systemem”Shutterstock

Byredo w rękach Puig, Le Labo pod szyldem Estée Lauder, prawa do marki Serge Lutens przejęte przez Shiseido. Lista kultowych marek niszowych perfum trafiających do korporacyjnych portfeli wydłuża się z każdym rokiem. Niezależność przestała być warunkiem niszy, a sama nisza stała się narzędziem w rękach wielkich. Dział perfum przechodzi transformację, w której duch rzemiosła i eksperymentu coraz częściej spotyka się z logiką skali, dystrybucji i wzrostu.

Jeszcze dekadę temu marki takie jak Byredo, Le Labo czy Diptyque uchodziły za oddech świeżości w świecie perfum - dalekie od masowości, skupione na emocji, konceptualnym podejściu i twórczej wolności. Wzbudzały lojalność nie tylko zapachami, ale i stylem komunikacji, który świadomie odcinał się od mainstreamu. Nazywano je niszowymi, bo faktycznie operowały na marginesie głównego nurtu – artystycznie i komercyjnie.

Dziś wiele z nich stanowi integralną część globalnych portfeli takich graczy jak Estée Lauder, Shiseido, L’Oréal czy Puig. Pytanie o granice niezależności, o to, co naprawdę definiuje perfumeryjną niszę, staje się coraz bardziej zasadne. Czy można nadal mówić o „niszy”, kiedy za kreatywną decyzją stoi komitet, a zapach trafia do setek sklepów w kilkunastu krajach? A może właśnie to jest nowy model niezależności – świadomej, skalowalnej i atrakcyjnej biznesowo?

Nowy rozdział niszy

Byredo – marka, która przez lata uchodziła za wzorzec nowoczesnej niszy – oficjalnie przestaje być niezależna także pod względem wizji artystycznej. Po wcześniejszym przejęciu przez hiszpański koncern Puig, w maju 2025 roku jej założyciel Ben Gorham ogłosił definitywne odejście z firmy. Choć jego nazwisko już od dawna znikało z materiałów promocyjnych, a obecność medialna była coraz bardziej symboliczna, to właśnie teraz kończy się pewna epoka – nie tylko dla Byredo, ale i dla całej kategorii marek, które zbudowały perfumeryjną niszę początku XXI wieku.

Zobacz też: Ben Gorham, założyciel Byredo, odchodzi z firmy. Czy to koniec epoki dla perfumowej niszy?

Dla wielu miłośników zapachów to moment symboliczny. Gorham – były koszykarz, outsider bez formalnego wykształcenia perfumeryjnego – stworzył markę na styku kultury, sztuki i designu. Po zakończeniu kariery sportowej i krótkim epizodzie akademickim rozpoczął studia na sztokholmskiej uczelni artystycznej, gdzie eksperymentował z różnymi formami wyrazu. Przypadkowe spotkanie z perfumiarzem skierowało jego uwagę na zapach jako niewidzialną, emocjonalną formę komunikacji. Zafascynowany tą ideą, Gorham dostrzegł w perfumach medium zdolne do opowiadania historii: przystępne, demokratyczne i dalekie od elitaryzmu. Tak narodziło się Byredo: marka, która nie tylko redefiniowała podejście do zapachu, ale też zbudowała własny język emocji, estetyki i opowieści.

Byredo stało się synonimem wolności twórczej: łączyło nieoczywiste akordy, tworzyło limitowane kolekcje z artystami, ilustrowało zapachy minimalistyczną grafiką. To właśnie dzięki takim markom nisza przez lata miała wyraźną tożsamość – była alternatywą dla ujednoliconego świata masowej perfumerii.

Dziś ta alternatywa staje się częścią większego mechanizmu. Przejmowane przez globalne koncerny marki niszowe trafiają do szerokiej dystrybucji, debiutują na lotniskach, budują linie bestsellerów i wpisują się w korporacyjne strategie. Czy to koniec niezależnego perfumiarstwa? Niekoniecznie. Ale bez wątpienia to koniec jego pierwszego rozdziału.

Od kontrkultury do strategii premium

Perfumeryjna nisza, zanim stała się kategorią rynkową, była przede wszystkim postawą – kontrą wobec zapachów projektowanych pod gusta masowej publiczności. W latach 90. i na początku XXI wieku niszowe marki wyróżniały się nie tylko składem (często bardziej wymagającym, niestandardowym, szlachetniejszym), ale też sposobem komunikacji: nie reklamowały się w telewizji, nie podpisywały kontraktów z gwiazdami, nie były dostępne w każdej perfumerii. Ich siłą była ograniczona dostępność, ale też autorski punkt widzenia.

Marki takie jak L’Artisan Parfumeur, Serge Lutens, Annick Goutal czy Diptyque nie działały według zasad typowego marketingu. Opierały się na opowieści, atmosferze, tajemnicy. Ich założyciele - często perfumiarze, artyści, osoby spoza świata beauty - nie chcieli tworzyć marek dla wszystkich. Zamiast tego oferowali doświadczenia: intymne, inne, często trudne do sklasyfikowania.

Zmiany zaczęły się, gdy nisza zaczęła przyciągać uwagę rynku luksusowego. W świecie, gdzie konsumenci coraz częściej szukają „czegoś wyjątkowego”, „spersonalizowanego” i „prawdziwego”, to właśnie nisza zaczęła odpowiadać na nowe aspiracje. Wielkie koncerny beauty dostrzegły potencjał w markach, które niegdyś działały poza głównym nurtem: zamiast kopiować ich estetykę, postanowiły je kupić. To właśnie wtedy nisza zaczęła przekształcać się z kontrkultury w narzędzie strategii premium.

Co się zmieniło? Przede wszystkim zasięg i skala. Marki niszowe zaczęły pojawiać się w butikach na lotniskach, w perfumeriach sieciowych, w kampaniach digitalowych. Zachowały pozory ekskluzywności, ale zostały włączone w struktury korporacyjne, z zespołami marketingu, planami sprzedaży i targetami kwartalnymi. Dla jednych to zdrada ideałów. Dla innych – naturalna kolej rzeczy i dowód, że nisza odniosła sukces.

image
M.Szulc wiadomoscikosmetyczne.pl

Nowi właściciele starej niezależności

W świecie niszowych perfum zmiana właściciela nie musi oznaczać utraty tożsamości. Ale też nie gwarantuje jej zachowania. Dziś wiele kultowych marek działa pod skrzydłami koncernów lub funduszy inwestycyjnych – niektóre zyskały dzięki temu nowe życie, inne zatrzymały się w bezpiecznym status quo:

1. Serge Lutens: od poetyki do mechanizmu

Legenda i pionier. Serge Lutens zbudował perfumeryjną świątynię ciszy i mroku. Jego kompozycje były literackie, często inspirowane orientem i osobistymi wspomnieniami. Choć marka od początku istniała pod skrzydłami Shiseido, Lutens długo cieszył się pełną swobodą. Choć dziś sam twórca rzadziej występuje dziś na pierwszym planie, jego estetyka wciąż silnie definiuje markę. Jej aura, nadal spójna i charakterystyczna, zdaje się dziś bardziej pielęgnować przeszłość niż eksplorować nowe ścieżki. To nie tyle zmiana kierunku, co świadome trwanie przy własnym języku.

2. L’Artisan Parfumeur: piękno w sieci sprzedaży

Założona w 1976 roku, była jedną z pierwszych marek, które pozwoliły perfumom być nie tyle modnymi, co intrygującymi. Jej eksperymentalne kompozycje i artystyczna swoboda przyciągały odbiorców szukających czegoś poza głównym nurtem. Po przejęciu przez Puig marka przeszła proces odświeżenia: uproszczona identyfikacja wizualna, większa dostępność, bardziej przejrzysty przekaz. Zyskała na rozpoznawalności i sile dystrybucji, ale dla części dawnych odbiorców straciła nieco ze swojej ekscentrycznej duszy. To nadal piękno, ale już w bardziej uporządkowanej formie.

3. Goutal (dawniej Annick Goutal): nowy rozdział w duchu klasyki

Marka zrodzona z osobistej wrażliwości – Annick Goutal, pianistka i perfumiarka, tworzyła zapachy inspirowane wspomnieniami i emocjami, nadając im niemal biograficzny charakter. Przez lata Goutal była symbolem francuskiej elegancji i intymności. W 2011 roku markę przejął koncern Amorepacific, inicjując proces estetycznej i komunikacyjnej transformacji: nowa identyfikacja wizualna, uproszczona nazwa, większy nacisk na storytelling. Zmiany te pozwoliły marce odnaleźć się w nowym kontekście rynkowym, choć dla niektórych oznaczały też częściowe oddalenie się od ducha założycielki. To kontynuacja – z inną narracją, ale podobną wrażliwością.

4. Le Labo: rzemiosło w rytmie globalizacji

Le Labo od początku opowiadało historię zapachu poprzez rytuały: ręczne etykiety, personalizację, surowy minimalizm i filozofię „slow perfumery”. Przejęcie przez Estée Lauder Companies w 2014 roku nie zmieniło tych znaków rozpoznawczych, a marka zachowała estetyczną niezależność i styl komunikacji, który nadal przyciąga świadomych odbiorców. Skala jednak uległa zmianie: dziś butiki Le Labo spotkamy w największych miastach świata, a Santal 33 stał się symbolem nowoczesnej zapachowej tożsamości. To przykład marki, która pozostała sobą – choć już w znacznie szerszym zasięgu.

5. Frederic Malle: sztuka pod skrzydłami Lauderów

Editions de Parfums Frederic Malle od początku były kuratorskim projektem: to Malle wybierał perfumiarzy, oni tworzyli bez ograniczeń. Po przejęciu przez Estée Lauder w 2015 roku marka zachowała swój unikalny model pracy i wysoki poziom artystyczny. Dziś to nadal nisza z duszą – ale już w ramach globalnego systemu.

6. Byredo: estetyka XXI wieku

Ben Gorham stworzył markę, która była odpowiedzią na zmęczenie klasyczną niszą. Byredo było chłodne, artystyczne, opowiadane obrazem. W 2022 roku marka została kupiona przez Puig, ale dopiero odejście Gorhama z funkcji dyrektora kreatywnego w 2025 roku może zwiastować głębszą zmianę. Czy Puig utrzyma balans między komercją a konceptem? To pytanie pozostaje otwarte. 

image
Ben Gorham – były koszykarz, outsider bez formalnego wykształcenia perfumeryjnego – stworzył Byredo jako markę na styku kultury, sztuki i designu
fot. mat. pras. Byredo

7. Maison Francis Kurkdjian: klasyka w nowoczesnym wydaniu

Marka założona w 2009 roku przez perfumiarza gwiazd. Po przejęciu przez LVMH w 2017 roku, Maison Francis Kurkdjian zaczęło funkcjonować jako marka premium o dużym zasięgu, łącząc tradycję z nowoczesnym podejściem do rynku. Kurkdjian nadal aktywnie tworzy w ramach własnej marki, jednocześnie pełniąc rolę dyrektora kreatywnego w Christian Dior Parfums. Marka balansuje między niszowym dziedzictwem a globalnym prestiżem.

8. Diptyque: luksusowy styl życia z korzeniami niszy

Choć nie należy do koncernu beauty, Diptyque od 2005 roku znajduje się w rękach funduszu Manzanita Capital (który ma też Penhaligon’s czy Malin+Goetz). Marka konsekwentnie rozwija się na rynku międzynarodowym, otwierając butiki i poszerzając ofertę o świece, tekstylia i kolekcje sezonowe. Zachowując charakterystyczną estetykę, Diptyque łączy tradycję z nowoczesnym podejściem do stylu życia. 

Co zostaje z ducha niszy?

W miarę jak kolejne niszowe marki przechodzą pod skrzydła globalnych graczy, nasuwa się pytanie: co tak naprawdę znaczy dziś „nisza”? Czy to nadal obietnica wolności twórczej, eksperymentu i wyjścia poza mainstream, czy już tylko estetyka i strategia opakowana w mit autentyczności?

Duch niszy to coś więcej niż minimalistyczna etykieta czy niski nakład produkcji. To często filozofia pracy oparta na niezgodzie z rynkowym kompromisem: odwadze w wyborze tematów, zapachów, języka. Tymczasem w nowych realiach wiele z tych elementów zostaje zastąpionych kalkulacją. Portfolio ujednolica się, a ryzyko – kreatywne i finansowe – staje się niepożądane. Nisza coraz częściej oznacza „perfumy, które wyglądają na niszowe”, a nie „perfumy, które powstały poza systemem”.

Z drugiej strony: czy sukces niszy nie polegał właśnie na tym, by wyjść z undergroundu i zdobyć słuchaczy? Dla wielu założycieli przejęcie przez koncern było nie tyle odejściem od ideałów, co szansą na rozwój: większe projekty, szerszy zasięg, nowy etap.

Nie zawsze jednak za sukcesem podąża ciągłość. Marki takie Maison Francis Kurkdjian czy Le Labo utrzymały spójność między innymi dlatego, że ich twórcy przez pewien czas pozostali na pokładzie. Gdy jednak odchodzą (jak Ben Gorham) pojawia się pytanie: czy kolejne odsłony marki to jeszcze jej duch, czy już tylko jego stylizacja?

Nisza przyszłości: niezależna, przejmowana czy „zaprogramowana”?

Perfumeryjna nisza nie jest już wyłącznie przestrzenią artystycznej swobody i buntu wobec rynku. Stała się ważnym segmentem rynku premium, który w coraz większym stopniu łączy tradycję z mechanizmami współczesnej gospodarki.

W tym nowym kontekście niezależność przybiera różne formy. Z jednej strony mamy twórców, którzy, często z niewielkimi środkami, realizują osobiste wizje, tworząc perfumy z pasją i zaangażowaniem, które trafiają do odbiorców poszukujących autentyczności i emocji.
Z kolei nisza przejmowana to proces transformacji: z jednej strony marka zyskuje dostęp do większych zasobów, globalnej dystrybucji i profesjonalizacji, z drugiej – ryzykuje utratę części swojej pierwotnej duszy i unikatowości.

Istnieje również trzeci wymiar, coraz częściej obserwujemy zjawisko niszy „zaprogramowanej”: marek tworzonych od podstaw przez agencje brandingowe, z jasno określoną strategią i planem szybkiego wejścia na rynek, które oferują „niszową” estetykę i narrację, lecz pozostają pod kontrolą inwestorów.

Zobacz też: Sieć The Perfume Shop otwiera perfumerie w nowym formacie – klienci chcą więcej niszy

W takim układzie kluczową rolę odgrywają sami odbiorcy. To oni, kierując się swoją wrażliwością, wartościami i oczekiwaniami, będą decydować, co dziś i w przyszłości oznacza „nisza”. To oni wyznaczą granice między autentycznością a jedynie stylizacją, między wolnością twórczą a produktem zaprojektowanym pod algorytmy sprzedaży.

W istotnym stopniu to od odbiorców zależeć będzie, jak będzie kształtować się przyszłość niszy. Niezależność nie zawsze jest kwestią formalnej struktury czy statusu prawnego. To przede wszystkim kwestia tego, czy za danym zapachem stoi prawdziwy człowiek – twórca z wizją, pasją i historią – czy tylko algorytm czy mechanizm marketingowy. Poczucie ludzkiego pierwiastka w perfumach bez wątpienia pozostanie jednym z kluczowych elementów definiujących prawdziwą wartość niszy.

autorka: Marta Krawczyk 

Zobacz też: Amouage: klasyczna nisza w obliczu nowej definicji luksusu

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Targi i konferencje
27.06.2025 10:40
Badanie Henkel: Polki a profilaktyka raka piersi. Zaangażowanie marek w kwestie prozdrowotne
– Gliss wspiera kobiety w tym, co naprawdę ważne – w trosce o zdrowie i budowaniu świadomości wokół profilaktyki raka piersi – podkreśla Aleksandra Gawlas-Wilińska, dyrektorka marketingu HCB firmy Henkel, ambasadorka Różowego Patrolu GlissHenkel mat.pras.

Z najnowszego badania, zrealizowanego na zlecenie Henkel Polska przez Maison&Partners Polki a profilaktyka raka piersi – motywacje, bariery oraz opinie o zaangażowaniu marek w kwestie prozdrowotne” wynika, że kobiety podejmują działania profilaktyczne nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że chcą – z odpowiedzialności, troski o zdrowie i chęci życia w pełni. To wyraz świadomego wyboru.

Badanie pokazało także, że konsumentki doceniają marki angażujące się w działania prozdrowotne. Choć wiedza i świadomość roli profilaktyki rośnie, kobiety nadal potrzebują wsparcia i edukacji, również od innych kobiet, czego dowodem są już 79 otwarte kluby Różowego Patrolu Gliss oraz ponad 350 certyfikowanych ambasadorek programu, które wspierają ponad 30 tys. kobiet w całej Polsce. Polki pozytywnie oceniają tę inicjatywę.

Profilaktyka raka piersi przestaje być tematem tabu i źródłem lęku. Wyniki badania pokazują, że kobiety coraz częściej podejmują działania z zakresu profilaktyki raka piersi nie dlatego, że się boją, ale dlatego, że czują odpowiedzialność – za siebie i bliskich. 

Na pytanie o powody podejmowania działań zapobiegawczych 36 proc. pań wskazało na rekomendacje lekarskie, a 30 proc. na wewnętrzną potrzebę dbania o swój organizm. Zdarza się również, że motywację przynoszą własne doświadczenia, takie jak obciążenie genetyczne (28 proc.) lub wystąpienie niepokojących objawów (27 proc.).

Dla uczestniczek badania ważną rolę w skutecznym zachęcaniu do badań odgrywają ginekolodzy (tak wskazało 50 proc. kobiet). Co ciekawe, niemal 40 proc. pań wymieniło w tym względzie osoby, które mają osobiste doświadczenie choroby nowotworowej. Kobiety coraz częściej sięgają również po informacje z internetu, mediów społecznościowych oraz kampanii edukacyjnych,  takich jak webinary czy warsztaty. Jednocześnie niepokojący wydaje się fakt, że aż 20 proc. badanych przyznało, że w ogóle nie szuka informacji na temat profilaktyki raka piersi.

Ponad połowa (56  proc.) uczestniczek badania zadeklarowało, że chętnie wzięłoby udział w spotkaniach edukacyjnych, jeśli odbywałyby się one w odwiedzanych przez nie miejscach: galeriach handlowych, salonach kosmetycznych czy kawiarniach. Aż 55 proc. respondentek uznało, że największą motywacją do udziału byłaby możliwość wykonania badań „na miejscu”. 

Marki w trosce o zdrowie. Co sądzą o tym kobiety? 

Polki doceniają zaangażowanie firm i marek w działania społeczne, szczególnie w profilaktykę onkologiczną oraz pomoc pacjentom onkologicznym. 

Jak pokazują wyniki badania, dla ponad połowy kobiet w wieku 20–60 lat (57 proc. uczestniczek) inicjatywy podejmowane przez marki na rzecz społeczeństwa mają realny wpływ na codzienne życie i przyczyniają się do poprawy w istotnych obszarach. Ogólną profilaktykę zdrowotną za istotną uznaje 35 proc. badanych, a 32 proc. zwraca uwagę na wsparcie osób chorych na raka.

Różowy Patrol Gliss – ważny i potrzebny

Na potrzeby wskazane w badaniu odpowiada ogólnopolska inicjatywa edukacyjna Różowy Patrol Gliss, realizowana przez Fundację OnkoCafe – Razem Lepiej we współpracy z marką Gliss. Projekt ten wystartował w 2023 roku, docierając z wiedzą i wsparciem do kobiet w całej Polsce. Spotkania prowadzone są przez ambasadorki, które nie tylko edukują, ale też inspirują i wzajemnie mobilizują. 

Gliss wspiera kobiety w tym, co naprawdę ważne – w trosce o zdrowie i budowaniu świadomości wokół profilaktyki raka piersi. Z dumą angażujemy się w projekt Różowego Patrolu, który realnie zmienia podejście do badań profilaktycznych w Polsce. Wierzę, że to kobieta najlepiej rozumie inną kobietę – jej obawy, potrzeby i wątpliwości – pokazują to także badania. Dlatego chcemy je inspirować i wspierać. Wiemy, że zmiana nie dzieje się z dnia na dzień, ale dzięki konsekwentnym działaniom budujemy zdrowszą przyszłość dla tysięcy kobiet – mówi Aleksandra Gawlas-Wilińska, dyrektorka marketingu HCB firmy Henkel, ambasadorka Różowego Patrolu Gliss.

Dzięki inicjatywie działa już 79 klubów Różowego Patrolu Gliss, przeszkolono ponad 350 Ambasadorek, a działania objęły łącznie ponad 30 tys.kobiet w całej Polsce. Ruch ten nie mógłby się rozwijać bez zaangażowania marki Gliss, która nie tylko wspiera projekt finansowo, ale i aktywnie promuje jego rozwój. W 2025 roku projekt wszedł w nową fazę – powołano pięć koordynatorek regionalnych, odpowiedzialnych za wspieranie i szkolenie nowych ambasadorek. W całym kraju do końca roku powstanie 50 nowych klubów, w których zacznie działać aż 150 nowych ambasadorek.

W badaniu po raz pierwszy zapytano Polki, co sądzą na temat Różowego Patrolu Gliss. Aż 83 proc. kobiet, które zetknęły się z Różowym Patrolem, ocenia inicjatywę jako potrzebną. Co ciekawe, 82 proc. postrzega ją jako bardziej istotną „dla innych kobiet” niż dla siebie – co pokazuje, że społeczna percepcja profilaktyki wciąż się kształtuje. 56% badanych uznało projekt za skuteczny, a około 75 proc. określiło go jako przyjazny i godny zaufania.

Fundacja OnkoCafe – Razem Lepiej powstała w 2014 roku z inicjatywy Anny Kupieckiej, która chorowała na nowotwór piersi. Celem założonej przez nią Fundacji jest działanie w obszarze ochrony i promocji zdrowia, ze szczególnym uwzględnieniem profilaktyki chorób nowotworowych oraz zapewnienie wsparcia dla osób zarówno w trakcie diagnozy i leczenia onkologicznego, jak i po jego zakończeniu.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
01. lipiec 2025 00:06