StoryEditor
Prawo
26.02.2025 10:38

Natalia Basałaj, kancelaria Hansberry Tomkiel: Czy można użyć AI do stworzenia znaku towarowego marki kosmetycznej?

Natalia Basałaj, kancelaria Hansberry Tomkiel / mat.prasowe

Dyrektor generalny Google, Sundar Pichai, podkreślił ogromne znaczenie AI stwierdzając, że: „Sztuczna inteligencja to jedno z najważniejszych osiągnięć ludzkości – ważniejsze nawet niż ogień czy elektryczność”. Zasadne jest jednak postawienie pytania, czy AI jest równie niebezpieczna jak ogień np. dla przedsiębiorców, biorąc pod uwagę jej rosnącą rolę w tworzeniu identyfikacji wizualnej i znaków towarowych w branży kosmetycznej.

AI rewolucjonizuje pracę działów marketingu i sprzedaży, dostarczając zaawansowane narzędzia do analizy trendów konsumenckich, tworzenia innowacyjnych kampanii reklamowych oraz hiperspersonalizacji produktów.

Dla przykładu Estée Lauder i L‘Oréal wykorzystują sztuczną inteligencję do opracowywania nowych formuł kosmetycznych oraz przewidywania, które składniki staną się popularne w przyszłości. IBM i L’Oréal wspólnie opracowują model AI, który łączy technologię, naukę i ekologię, aby wspierać produkcję zrównoważonych kosmetyków.

image
Źródło zdjęcia: https://newsroom.ibm.com/2025-01-16-ibm-and-loreal-to-build-first-ai-model-to-advance-the-creation-of-sustainable-cosmetics
image
Źródło zdjęcia: https://www.loreal.com/en/news/research-innovation/loreal-and-modiface-an-artificial-intelligencepowered-skin-diagnostic

Generatywna sztuczna inteligencja (genAI) odgrywa coraz większą rolę w tworzeniu identyfikacji wizualnej marek kosmetycznych, pomagając tworzyć spersonalizowane reklamy, filmy promocyjne, grafiki i logotypy. Powstały liczne platformy online, które dzięki tej technologii pozwalają błyskawicznie wygenerować logo dla firmy – wystarczy podać kilka kluczowych informacji o firmie, a propozycje pojawiają się nawet w kilka sekund.

Prawo ochronne na znak towarowy wygenerowany przy pomocy AI

Znaki towarowe to oznaczenia postrzegalne za pomocą zmysłów, takie jak symbole, słowa, logo, slogany reklamowe, które identyfikują i odróżniają produkty lub usługi jednej firmy od innych.

Właściciel znaku towarowego ma wyłączne prawo jego używania w sposób zarobkowy lub zawodowy na całym wskazanym w zgłoszeniu obszarze (np. umieszczania na towarach, opakowaniach, wprowadzania do obrotu, importowania, eksportowania, używania w reklamie). Może on zakazać konkurentom używania swojego znaku, m.in. przywozu towarów opatrzonych jego znakiem towarowym, ich oferowania, wprowadzania do obrotu lub ich magazynowania w tym celu bez jego zgody. 

Ani obowiązujące przepisy prawa własności przemysłowej, ani też nowe przepisy o sztucznej inteligencji (tzw. AI Act), nie regulują wprost kwestii tworzenia znaków towarowych przy użyciu narzędzi opartych na AI. Jeśli przedsiębiorca chce zarejestrować znak towarowy w Polsce lub Unii Europejskiej, nie ma obowiązku podawania autora czy twórcy oznaczenia w formularzu zgłoszeniowym. Urząd Patentowy RP oraz Urząd Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (EUIPO) wymagają jedynie wskazania Zgłaszającego, czyli podmiotu ubiegającego się o ochronę znaku, np. firmy kosmetycznej lub producenta kosmetyków.

Moim zdaniem aktualnie brak jest więc przeszkód formalnych, żeby zgłosić do ochrony oznaczenie wykonane przy pomocy narzędzi AI.

O ochronie wytworów AI na gruncie prawa autorskiego oraz ryzykach związanych z jej wykorzystaniem pisałam tutaj

Czy stosowanie AI do wygenerowania znaku towarowego jest bezpieczne?

W branży beauty nazwy kosmetyków czy serii produktów kosmetycznych pielęgnacyjnych często są dość opisowe i nawiązują do popularnych składników (takich jak ceramidy, witamina C) lub funkcji (np. anti-aging, Fusion, a ostatnio nawet AI). 

Przykładowo polska marka Bielenda nazwała serię swoich kosmetyków „FUTURE BEAUTY AI INSPIRED”.

image
Źródło zdjęcia: https://bielenda.pl/en/catalog/future-beauty-ai-inspired
Na tym rynku istnieje podwyższone ryzyko, że korzystanie z AI do tworzenia oznaczeń produktów z popularnymi zwrotami może skutkować powstaniem nazw lub logo zbliżonych do już zarejestrowanych znaków towarowych. Takie działania mogą naruszać prawa własności intelektualnej innych firm.

Jeśli zgłoszony znak towarowy narusza prawa osobiste lub majątkowe osób trzecich albo koliduje z wcześniej zarejestrowanymi znakami towarowymi, uprawnione podmioty mogą wnieść sprzeciw wobec jego rejestracji. Jeśli sprzeciw zostanie uwzględniony, właściwy urząd odmówi udzielenia ochrony. Nawet jeśli nie wpłynie sprzeciw i znak towarowy zostanie pomyślnie zarejestrowany, to nadal istnieje ryzyko jego późniejszego unieważnienia na wniosek podmiotu posiadającego wcześniejsze prawa. Takie sytuacje mogą dodatkowo skutkować koniecznością zmiany nazwy produktu, wycofania towarów z obrotu czy zapłatą odszkodowania.

Jak bezpiecznie korzystać z narzędzi AI do tworzenia logo?

Większość narzędzi AI do generowania logo marek, takich jak Brandmark czy Logomaster.ai, wprost wskazuje, że użytkownik działa na własne ryzyko i powinien samodzielnie sprawdzić zgodność logo z prawem lub skonsultować się z prawnikiem.

Na początku przedsiębiorca zamierzający skorzystać z AI do tworzenia logo powinien dokładnie sprawdzić warunki użytkowania tego narzędzia. Kluczowe jest upewnienie się, że:

  • platforma AI korzysta z legalnych i licencjonowanych danych,
  • wygenerowane oznaczenie można używać komercyjnie,
  • wygenerowane oznaczenie nie będzie ponownie wykorzystywane ani udostępniane innym użytkownikom platformy AI.

Następnie należy zweryfikować zdolność rejestracyjną oznaczenia i ocenić, czy znak nie narusza już zarejestrowanych znaków towarowych na wybranym terytorium oraz czy nie był już używany w obrocie przez konkurencję.

Konkluzje

Sztuczna inteligencja coraz częściej wspiera firmy kosmetyczne w tworzeniu marek, w tym nazw i logo produktów. Aktualnie w Polsce i UE można uzyskać prawo ochronne na znak towarowy wygenerowany przez AI. Uważam jednak, że bezpieczniej jest używać AI tylko pomocniczo albo taki wytwór AI dodatkowo kreatywnie dopracować. 

Przed zgłoszeniem znaku towarowego do ochrony zawsze należy upewnić się, że efekt wykorzystania AI nie narusza praw własności intelektualnej innych podmiotów.

Autor:

Natalia Basałaj, radca prawny, Kancelaria Hansberry Tomkiel

Źródła:

  • Art. 32, 120, 132¹ i art. 164 ust. 1, 296 ustawy z 30 czerwca 2000 r. Prawo własności przemysłowej (Dz.U.2023.1170).
  • Art. 1 ust. 1 i 4, 79, 115-119 Ustawy z 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U.2025.24).
  • Rozporządzenie UE 2024/1689 ustanawiające zharmonizowane przepisy dotyczące sztucznej inteligencji z 13 marca 2024 r. (tzw. AI Act).
  • Rezolucja Parlamentu Europejskiego z 20 października 2020 r. w sprawie praw własności intelektualnej w kontekście rozwoju technologii sztucznej inteligencji (2021/C 404/06).
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
18.07.2025 14:05
Rząd wspiera branżę beauty — Lex Szarlatan pomoże oddzielić profesjonalistów od oszustów. Lekarze protestują: nowelizacja jest bezzębna.
Engin Akyurt

Od momentu zasygnalizowania Lex Szarlatan na wiosnę bieżącego roku w sieci nie cichną głosy osób, których nieuczciwe lub/i nienaukowe praktyki mogą wpaść w sieć nowej legislacji. Czy jednak wszystkie głosy krytyki pochodzą od tych, których ustawa trafnie identyfikuje jako zagrożenie dla konsumentów i konsumentek — homeopatów, naturopatów i sprzedawców magicznych terapii?

16 czerwca 2025 roku na stronie Rządowego Centrum Legislacji opublikowano projekt Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, określany jako „Lex Szarlatan”. Celem proponowanych przepisów jest uporządkowanie rynku usług zdrowotnych i eliminacja praktyk niemających podstaw naukowych. Ustawa ma przeciwdziałać działalności tzw. uzdrowicieli oraz osobom podejmującym działania zdrowotne bez posiadania kwalifikacji medycznych.

Jak pisały Wiadomości Kosmetyczne w lutym bieżącego roku, zgodnie z zapowiedziami ministry zdrowia Izabeli Leszczyny, Rzecznik Praw Pacjenta ma zyskać kompetencje zbliżone do tych, jakie przysługują prezesowi Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Będzie uprawniony do wydawania publicznych ostrzeżeń oraz do nakazywania zaprzestania działań uznanych za pseudomedyczne. Projekt ustawy miał również wprowadzać definicję „praktyk pseudomedycznych” i zabraniać ich prowadzenia osobom bez wykształcenia medycznego, szczególnie w sytuacjach, gdy ich działalność może stanowić zagrożenie dla zdrowia pacjentów.

image

Z gabinetów beauty znikną „leczące" kryształy, olejki i suplementy? Ministra Zdrowia idzie na wojnę z szarlatanami

Projekt zakłada wprowadzenie obowiązku informowania pacjentów o braku uprawnień medycznych przez osoby oferujące usługi zdrowotne. W przypadku naruszenia przepisów Rzecznik Praw Pacjenta będzie mógł nakładać kary pieniężne w wysokości do 1 mln zł oraz blokować treści publikowane w mediach, które naruszają zasady ustawy. Nowe regulacje mają na celu nie tylko ochronę zdrowia obywateli, ale również przeciwdziałanie dezinformacji zdrowotnej. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Ministerstwo Zdrowia, projekt ustawy przewiduje rozszerzenie kompetencji Rzecznika Praw Pacjenta. Wśród nowych uprawnień znajdzie się prowadzenie postępowań dotyczących działań zdrowotnych podejmowanych przez osoby bez uprawnień, stosowania metod niezgodnych z aktualną wiedzą medyczną, prowadzenia nielegalnej działalności leczniczej oraz medycznej dezinformacji, jeśli ta przynosi korzyści finansowe i jest publicznie rozpowszechniana.

Postępowania w sprawach praktyk pseudomedycznych mają być prowadzone na takich samych zasadach jak obecnie obowiązujące postępowania dotyczące naruszeń zbiorowych praw pacjentów. Rzecznik będzie miał również prawo do upowszechniania orzecznictwa w tych sprawach, co ma działać prewencyjnie i edukacyjnie. Projekt ustawy przewiduje także zmiany w zakresie nakładania kar pieniężnych. Nowością będzie możliwość nałożenia kary już w decyzji stwierdzającej naruszenie, bez konieczności ponownego wykroczenia. Przewidziano również możliwość karania „recydywy” oraz kierowników podmiotów, którzy dopuścili do naruszeń. W ich przypadku kara może wynieść nawet 20-krotność przeciętnego wynagrodzenia.

image
Olejki eteryczne, zwłaszcza pochodzące od marek działających w modelu MLM, to już leitmotiv tzw. medycyny alternatywnej i często pojawiają się w salonach beauty.
Magda Ehlers via Pexels

Górne limity kar mają zostać podniesione – z obecnych 500 tys. zł do 1 mln zł (art. 68 ustawy) oraz z 50 tys. zł do 100 tys. zł (art. 69), co zostało uzasadnione inflacją. Przepisy dotyczące sankcji finansowych będą miały zastosowanie również wobec podmiotów stosujących praktyki pseudomedyczne, niezależnie od ich statusu formalnego.

Uderz w stół, a nożyce się odezwą

Wraz z opublikowaniem projektu ustawy „Lex Szarlatan” w sieci zawrzało. Możliwość uczestniczenia w konsultacjach społecznych wywołała falę komentarzy, zwłaszcza ze strony osób zawodowo związanych z praktykami alternatywnymi. W przestrzeni internetowej pojawiły się liczne głosy zaniepokojone kształtem nowelizacji i jej potencjalnymi konsekwencjami dla środowisk zajmujących się m.in. homeopatią, medycyną naturalną czy różnymi formami terapii holistycznych. Komentatorzy obawiają się, że proponowane przepisy mogą całkowicie zdelegalizować ich działalność lub znacznie ograniczyć możliwość jej prowadzenia.

Czym ta ustawa tak naprawdę jest?

Oprócz tego, że zawiera buble w stylu, że udzielanie pierwszej pomocy przez osobę bez wykształcenia medycznego może być traktowane jako przestępstwo - co kłuci [sic] się z podstawowym obowiązkiem udzielenia tej pomocy wg. Ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym, która wynika z z Kodeksu Karnego (art. 162 §1) jest też:

Odebraniem wolności do wyboru terapii i sposobu leczenia, przez co urzędnik ma decydować jak wolno Ci się leczyć.

Zakazywaniem przekazywania i rozpowszechniania wiedzy na temat terapii naturalnych - mniej wiesz, jesteś bardziej uzależniony od „jedynego słusznego sposobu leczenia”

Represjonowaniem ludzi, którzy wspierają innych w drodze do zdrowia - pytanie komu kto bardziej szkodzi.

Oraz przede wszystkim naruszeniem podstawowego prawa człowieka do ŻYCIA i WOLNOŚCI.

(za: Naturoterapia Joanna Bałys-Wawro)

Wśród protestujących dominują przedstawiciele takich dziedzin jak homeopatia, naturopatia, akupunktura, fitoterapia czy medycyna chińska. Wypowiadają się często jako „terapeuci”, podkreślając wieloletnie doświadczenie i grono zadowolonych klientów. Jednocześnie jednak ich argumenty niejednokrotnie potwierdzają tezy, które legły u podstaw projektowanej ustawy – mianowicie zacieranie granic między działalnością paramedyczną a usługami zdrowotnymi, które powinny być zarezerwowane wyłącznie dla osób z wykształceniem medycznym. Krytycy ustawy, często nieposiadający takich kwalifikacji, wprost przyznają, że pomagają ludziom „leczyć się” lub „przywracać równowagę organizmu”.

Paradoksalnie, wiele z tych wypowiedzi podkreśla zasadność wprowadzenia nowych przepisów. Pokazują one bowiem skalę zjawiska, które dotychczas funkcjonowało na granicy prawa – działalności opierającej się na efekcie placebo, przekonaniach czy marketingu, a nie na dowodach naukowych. Obecny kształt ustawy jasno definiuje, że tego typu praktyki, jeśli są przedstawiane jako usługi lecznicze, stanowią zagrożenie dla pacjentów i mogą prowadzić do zaniechania skutecznego leczenia. Tym samym konsultacje społeczne nie tylko ujawniają opór środowisk alternatywnych, ale również dostarczają argumentów przemawiających za koniecznością legislacyjnych zmian.

Chcesz kogoś zniesławić? Nazwij go szarlatanem, oszustem, nienaukowym szurem, foliarzem, teoretykiem spiskowym, znachorem. Mimo, że jest psychologiem, naturopatą, lekarzem medycyny chińskiej czy refleksologiem z dyplomem zaświadczającym o zakończonej edukacji. 

(za: Polskie Towarzystwo Medycyny Informacyjnej i Energetycznej PTMIE)

Alarmistyczne interpretacje projektu „Lex Szarlatan” jako rzekomego zagrożenia dla branży beauty wywołały niepokój wśród wielu profesjonalistów działających zgodnie z przepisami. Pojawiające się w mediach i internecie narracje sugerujące, że ustawa może pozbawić pracy kosmetologów, linergistów czy stylistów, wprowadzają nieuzasadnione napięcie i dezinformację. Tymczasem projekt wyraźnie rozróżnia działalność estetyczną i kosmetyczną od nielegalnego świadczenia usług medycznych przez osoby bez kwalifikacji. Obawy o utratę dochodów są w wielu przypadkach bezpodstawne – pod warunkiem, że dana działalność nie wkracza w kompetencje zarezerwowane wyłącznie dla zawodów medycznych.

Nastroje w branży beauty uległy pogorszeniu, mimo że ustawa nie zmienia przepisów dotyczących legalnie wykonywanych usług kosmetycznych. Osoby pracujące w oparciu o zdobytą w pocie czoła akademicką wiedzę, doświadczenie i zgodność z prawem obawiają się, że nowelizacja może zostać wykorzystana przeciwko nim – co nie znajduje odzwierciedlenia w zapisach projektu. W rzeczywistości „Lex Szarlatan” ma na celu eliminację ryzykownych działań podszywających się pod medycynę, a nie ograniczanie dostępu do usług z zakresu pielęgnacji urody. Rzetelni przedstawiciele branży nie tylko nie mają powodów do obaw, ale mogą zyskać na większym uporządkowaniu rynku. Na ten temat również nie brakuje głosów.

Rozumiem to tak, że kosmetolodzy i kosmetyczki nie będą mogli nawet zasugerować, że zabieg działa wspomagająco na zachowanie lub przywrócenie zdrowia skóry.

Uważam, że kosmetologia powinna zostać wpisana na listę zawodów medycznych najniższego szczebla, tak jak to jest w przypadku technika masażysty.

Kosmetolog świadczący usługi medyczne powinien podlegać pod dermatologa, tak jak technik masażu wykonujący masaże lecznicze podlega pod ortopedę - na zasadzie lekarz zleca, specjalista wykonuje. I wszyscy byliby zadowoleni.

(za: grupa na Facebooku Beauty Razem)

Jak mówi Piotr Misiorowski, prawnik z Kancelarii Doradczej Rafał Piotr Janiszewski, w rozmowie z Onetem, "Z zagrożeniami, jakie niosą ze sobą praktyki "szarlatanów" stykają się nie tylko chorzy w stanie terminalnym — którzy, gdy medycyna nie ma już nic do zaoferowania, chcą się chwycić każdej nadziei — ale również ci, którzy z powodzeniem mogliby się leczyć systemowo, jednak zwiodły ich pięknie brzmiące reklamy rozmaitych uzdrowicieli. Konsekwencje bywają najtragiczniejsze". Ma to szczególne znaczenie w kontekście osób przychodzących np. na masaże relaksacyjne czy rozluźniające lub inne zabiegi typu wellness, które w zaciszu gabinetu spa mogą szukać ulgi w trakcie bolesnego leczenia czy chociażby nawrotu zaburzeń nastroju. Misiorowskiemu wtóruje rzecznik praw pacjenta, Bartłomiej Chmielowiec, który w styczniu bieżącego roku wypowiedział się dla portalu Termedia: „Jeśli ktoś, nie posiadając wykształcenia medycznego i nie stosując aktualnej wiedzy potwierdzonej badaniami, wykorzystuje trudną sytuację zdrowotną do tego, aby żerować na chorobie, to trzeba nazwać go szarlatanem, a jego działanie karygodnym”.

Lekarze alarmują: Lex Szarlatan? Tak, ale po załataniu dziur w tej sieci

Jednak nowelizację ustawy krytykują nie tylko osoby, które z założenia ma ona eliminować z rynku usług beauty i zdrowotnych. Naczelna Izba Lekarska (NIL) zaproponowała istotne poprawki do projektu ustawy „Lex Szarlatan”, które mają na celu zaostrzenie przepisów wobec osób wykonujących zabiegi iniekcyjne bez uprawnień medycznych. Chodzi m.in. o stosowanie botoksu, wypełniaczy czy nici liftingujących przez kosmetyczki i kosmetologów. Zdaniem lekarzy takie praktyki niosą realne zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów i powinny zostać jednoznacznie zakazane.

Medycy postulują, aby za praktykę pseudomedyczną uznać wszelkie działania mające na celu zachowanie, ratowanie lub poprawę zdrowia, jeśli są one wykonywane przez osoby bez prawa do wykonywania zawodu medycznego. Co więcej, świadczenia zdrowotne nie powinny być realizowane nawet przez osoby z wykształceniem medycznym, jeśli wykraczają one poza formalne granice ich zawodu. Lekarze chcą w ten sposób ograniczyć zjawisko nieuczciwej konkurencji oraz podnieść poziom bezpieczeństwa pacjentów. Zaproponowane przepisy zakładają znaczne zaostrzenie kar. Rzecznik Praw Pacjenta (RPP) miałby możliwość nakładania na osoby i podmioty wykonujące zabiegi bez odpowiednich kwalifikacji kar finansowych sięgających nawet miliona złotych. W praktyce oznaczałoby to znaczny wzrost ryzyka prowadzenia działalności kosmetologicznej w zakresie zabiegów z pogranicza medycyny estetycznej.

image

Dr n.med. Łukasz Preibisz: Kosmetolog i lekarz działają razem. Nie ma walki pomiędzy naszymi zawodami

Nowe regulacje przewidują także obowiązek przekazywania Rzecznikowi Praw Pacjenta żądanych dokumentów i informacji, pod groźbą dodatkowej kary w wysokości do 100 tys. zł. RPP zyskałby też uprawnienia do zakazywania stosowania praktyk, które naruszają zbiorowe interesy pacjentów. Proponowane rozwiązania mają na celu zwiększenie nadzoru nad rynkiem usług estetycznych i wyeliminowanie patologii. Jak zaznacza adwokatka Karolina Seidel w wypowiedzi dla Rzeczpospolitej, uprawnienia Rzecznika mogą stać się kluczowym elementem walki ze szkodliwą dezinformacją dziejącą się np. w gabinetach masażu czy spa. „Jeśli [rzecznik] zyska prawo do nakładania nawet milionowych kar administracyjnych – z możliwością ponawiania ich, póki szkodliwy przekaz np. nie zniknie z internetu – jest wielce prawdopodobne, że przyniesie to efekt. W innych przypadkach będzie mógł też wystosować do społeczeństwa ostrzeżenie publiczne, co wcześniej obarczone było ryzykiem posądzenia o naruszenie dóbr osobistych np. danej firmy” - mówi mecenas Seidel.

Jak zauważa cytowany już mecenas Misiorowski, proponowana nowelizacja ustawy znacząco poszerza formalne uprawnienia Rzecznika Praw Pacjenta, przynajmniej w teorii. Nowe przepisy dają mu narzędzia do walki z pseudomedycyną i działalnością osób bez kwalifikacji medycznych, jednak skuteczność tych działań będzie uzależniona od rzeczywistych możliwości operacyjnych urzędu. Jak zaznacza ekspert, w obecnym stanie trudno mówić o wysokiej sprawczości – brakuje nie tylko ludzi, ale przede wszystkim technologii.

Jednym z kluczowych wyzwań będzie monitorowanie internetu, gdzie działalność „szarlatanów” kwitnie w postaci reklam, fałszywych obietnic i medycznej dezinformacji. Do skutecznego wyłapywania takich treści potrzebne są zaawansowane narzędzia analityczne i wyspecjalizowane zespoły, których urząd Rzecznika obecnie nie posiada. Skala zadania jest ogromna i nie do udźwignięcia przez pojedynczą instytucję, jeśli nie zostanie ona realnie wzmocniona kadrowo i technologicznie.

image
Tablica przedstawiająca rzekome właściwości lecznicze olejków eterycznych.
Aromark, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Dodatkowym zagrożeniem są zapowiadane konflikty prawne z przedstawicielami środowisk medycyny alternatywnej. Już teraz wiele osób z tego sektora otwarcie deklaruje, że w przypadku działań Rzecznika podejmą walkę w sądzie, a jednocześnie będą próbować zyskać poparcie opinii publicznej. Może to skutecznie spowolnić lub zablokować działania instytucji, jeśli nie będzie ona odpowiednio przygotowana na spory prawne i medialne.

Lekarze zwracają też uwagę na kolejny problem – brak legalnego dostępu gabinetów kosmetycznych do produktów medycznych zarejestrowanych w UE. W praktyce oznacza to, że preparaty są nabywane nielegalnie, m.in. z Azji lub przez portale społecznościowe. Budzi to poważne wątpliwości co do jakości i bezpieczeństwa stosowanych środków, szczególnie przy zabiegach iniekcyjnych.

 

image

Pielęgniarki dokonują eksodusu do branży beauty. Jak to wpłynie na standardy i przyszłość polskiego sektora urodowego?

NIL jednocześnie krytykuje działania rządu, który – zdaniem samorządu lekarskiego – podważa sens ustawy „Lex Szarlatan” poprzez dopuszczenie do urzędowej klasyfikacji usług tzw. medycyny alternatywnej. Chodzi o nowe pozycje w Polskiej Klasyfikacji Wyrobów i Usług (PKWiU), gdzie pod numerami od 86.96 do 86.96.00.0 ujęto usługi m.in. z zakresu homeopatii, akupunktury czy irydologii. W opinii Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej umieszczanie takich praktyk w oficjalnych rejestrach państwowych legitymizuje działania pseudomedyczne i wprowadza pacjentów w błąd. Lekarze alarmują, że posługiwanie się terminem „medycyna” w kontekście działań nieopartych na dowodach naukowych może sugerować ich rzekomą skuteczność i bezpieczeństwo. 

Podobne zastrzeżenia środowiska lekarskiego budzi także obowiązujący od 1 stycznia 2025 roku nowy kod PKD 86.96.Z, który formalnie obejmuje działalność z zakresu medycyny tradycyjnej, uzupełniającej i alternatywnej. NIL domaga się jego usunięcia, wskazując, że tego typu działania nie powinny być objęte oficjalną klasyfikacją, jeśli ich efekty zdrowotne nie zostały potwierdzone metodami naukowymi.

Quo vadis, kosmetologio?

W nadchodzących tygodniach można spodziewać się nasilenia działań lobbingowych, których celem będzie osłabienie przepisów zawartych w projekcie „Lex Szarlatan” i wyłamanie i tak wątpliwej pod kątem efektywności nowelizacji ustawy kolejnych zębów. Grupy interesu, którym zależy na utrzymaniu obecnego stanu rzeczy, mogą próbować wywalczyć wyłączenia spod przepisów praktyk, które – choć podszywają się pod usługi wellness lub beauty – w rzeczywistości wprowadzają klientów w błąd, sugerując działanie lecznicze. W efekcie wciąż możliwa byłaby sprzedaż olejków eterycznych jako remedium na choroby czy wykonywanie „terapeutycznych” masaży mających rzekomo wpływ na czakry i zdrowie psychofizyczne.

Warto zauważyć, że alarmistyczne reakcje nie są przypadkowe – mają odwrócić uwagę od istoty problemu. Nie chodzi bowiem o walkę z kosmetologią czy legalnie działającymi salonami, lecz o wyeliminowanie z rynku osób, które wykorzystują nieświadomość konsumentów, prezentując się jako eksperci, choć nie mają ku temu kwalifikacji. To właśnie oni narażają pacjentów na ryzyko zdrowotne i jednocześnie podważają zaufanie do całej branży usług estetycznych. Próba przedstawienia ustawy jako ataku na sektor beauty to strategia odwracania uwagi od własnej nieetycznej działalności.

Kluczowe jest, aby profesjonaliści – kosmetolodzy, linergistki, stylistki rzęs i inni – nie dali się wciągnąć w tę narrację. Projekt ustawy nie ma na celu ograniczania ich pracy, lecz właśnie ochronę ich reputacji i wyeliminowanie z rynku tych, którzy psują wizerunek całej branży. To moment, w którym środowisko powinno jasno opowiedzieć się po stronie etyki, profesjonalizmu i uczciwej konkurencji. Tylko wtedy możliwe będzie oczyszczenie rynku z praktyk, które nie mają nic wspólnego z rzetelną kosmetologią, a jedynie żerują na ludzkiej naiwności i potrzebie pomocy, co w rezultacie zaowocuje podniesieniem prestiżu całej branży i społecznym zaufaniem do jej przedstawicieli i przedstawicielek.

Silne emocje wokół nowelizacji ustawy wynikają między innymi z niezrozumienia ich celu: bezpieczeństwa klienta oraz gwarancji jakości usług beauty. Coraz częściej słyszymy o przypadkach błędów w zabiegach z dziedziny kosmetologii i medycyny estetycznej, wynikających wyłącznie z niekompetencji osoby wykonującej zabieg. Należy przeciwdziałać kolejnym takim sytuacjom. Szeroki wachlarz usług w branży beauty nadal nie będzie wymagał uprawnień medycznych, dlatego zamiast narzekać na zmiany warto przemyśleć i zaktualizować swoją ofertę usług.

Katarzyna Kramnik, stylistka fryzur i makijażystka

Bo chociaż wiele osób zastrzega, że one tylko wykonują usługi podane w cenniku, wyjęte z kategorii działań medycznych, to mecenas Misiorowski trafnie w rozmowie z Onetem podsumowuje, o kogo w Lex Szarlatan chodzi: „Rzecz nie jest wcale jednoznaczna, jasna i oczywista, bo kimże jest ów szarlatan, z którym Rzecznik Praw Pacjenta będzie walczył? W wielkim skrócie jest to każdy, kto podejmuje się leczenia, a nie posiada ku temu kwalifikacji [...] przecież bywa tak, że dane działanie w momencie jego rozpoczynania leczeniem nie jest, ale stać się może, np. gdy zapisujemy się na relaksacyjny masaż, a wykonująca go osoba stwierdzi: "Tu potrzeba czegoś więcej!" i wykona masaż stricte medyczny. Aby to zrobić, musi mieć odpowiednie uprawnienia.”

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
18.07.2025 08:50
Phytonadione epoxide (tlenek witaminy K) pod lupą Komisji Europejskiej. Ruszył proces zbierania danych
W formułach kosmetycznych witamina K znajduje zastosowanie jako surowiec kondycjonujący skórę i zmniejszający widoczność zaczerwienień oraz zasinień pod oczamifreepik

Komisja Europejska (KE) rozpoczęła proces gromadzenia danych, dotyczących bezpieczeństwa stosowania Phytonadione epoxide (CAS 25486-55-9), który powszechnie jest wykorzystywany w produktach kosmetycznych, stosowanych w okolicach oczu w celu zniwelowania zasinień, a także zaczerwienień skóry. Co przewiduje najczarniejszy scenariusz?

Tlenek witaminy K –  następca zakazanej witaminy K1

Tlenek witaminy K jest syntetyczną lub występującą naturalnie, utlenioną formą witaminy K1 (Phytonadione), która została zakazana do stosowania w produktach kosmetycznych w 2009 roku. 

Wycofanie z rynku kosmetycznego witaminy K1 nastąpiło ze względu na rosnącą liczbę przypadków alergicznego, kontaktowego zapalenia skóry, co zdecydowanie miało wpływ na wzrost popularności Phytonadione epoxide. 

W formułach kosmetycznych witamina K znajduje zastosowanie jako surowiec kondycjonujący skórę i zmniejszający widoczność zaczerwienień oraz zasinień pod oczami. Jednak podobnie jak w przypadku witaminy K1, również zaczęto odnotowywać wzrost wpływających zgłoszeń incydentów alergicznego, kontaktowego zapalenia skóry powiązanych ze stosowaniem produktów zawierających Phytonadione epoxide

Komisja Europejska uruchamia procedurę gromadzenia danych nt. tlenku witaminy K

W odpowiedzi na rosnącą liczbę zgłoszeń przypadków związanych ze stosowaniem tlenku witaminy K, Komisja Europejska (KE) rozpoczęła formalny proces zbierania danych dotyczących bezpieczeństwa tej substancji. Okres przewidziany na dostarczenie informacji wynosi 12 miesięcy: od 19 maja 2025 roku do 18 maja 2026 roku.

Podmioty zainteresowane udziałem w tym procesie powinny przekazać informacje obejmujące m.in. właściwości fizykochemiczne, toksykokinetykę, parametry toksykologiczne, ocenę narażenia konsumentów oraz – jeśli to możliwe – propozycję bezpiecznych poziomów stężenia tej substancji.

Dokumentacja powinna zostać opracowana zgodnie z wytycznymi Komitetu Naukowego ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS). Szczegółowe informacje dostępne są na stronie internetowej KE.

Co zakładają najczarniejsze scenariusze?

Po uzyskaniu kompletnych danych Komisja Europejska przewiduje skierować sprawę do Komitetu ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS) w celu przeprowadzenia formalnej oceny bezpieczeństwa składnika. Opinia wydana przez SCCS będzie miała istotne znaczenie dla dalszych losów regulacyjnych, dotyczących stosowania tlenku witaminy K.

Rozpoczęcie procedury gromadzenia danych przez Komisję Europejską w sprawie stosowania tlenku witaminy K to pierwszy sygnał, aby zwrócić uwagę na jego proces legislacyjny. Szczególnie, że tlenek witaminy K jest popularnym składnikiem preparatów do pielęgnacji skóry wokół oczu i może w przyszłości podlegać ograniczeniom.

Jeśli składnik Phytonadione epoxide zostanie poddany ocenie przez SCCS i jej opinia spełni najczarniejszy scenariusz, konieczne może być dostosowanie receptur oraz poszukiwania innych bezpiecznych alternatywnych surowców.

 

Aleksandra Kondrusik

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
19. lipiec 2025 01:23