StoryEditor
Prawo
29.12.2017 00:00

Sieci handlowe nie chcą, żeby klienci fotografowali ceny i skanowali kody

Skanowanie kodów kreskowych i fotografowanie cen w celu zestawienia ich z ofertami innych sklepów to coraz popularniejsza praktyka. Jak wykazało badanie platformy TakeTask i Sieci AdRetail, zdecydowana większość placówek wciąż zabrania tego swoim klientom. Obecnie aż 71 proc. badanych sklepów uniemożliwia wykonywanie takich czynności. Z analizy wynika, że najgorzej jest w drogeriach i hipermarketach. Tymczasem prawo stoi po stronie konsumenta. Można fotografować produkty i skanować kody kreskowe. 

Największy opór w drogeriach i hipermarketach

Jak wynika z badania, w drogeriach i hipermarketach w ogóle nie zezwala się na fotografowanie cen i skanowanie kodów. W opinii Andrzeja Wojciechowicza, eksperta rynku FMCG i Komisji Europejskiej, powodem tego jest skala działalności tego typu formatów. Sprzedaż jest tu obarczona wyjątkowo wysokimi kosztami operacyjnymi. W konsekwencji ceny mogą w nich być wyższe niż w e-handlu. Co więcej, nawet ta sama sieć handlowa może mieć różne ceny identycznego produktu dla różnych kanałów dystrybucji.

– Hipermarkety i drogerie to sieci o bardzo szerokim asortymencie, więc istnieje tam spore ryzyko tzw. wpadki na zbyt wysokiej cenie danego produktu. Z drugiej strony, obie kategorie są bardzo aktywne w sprzedaży online, zatem prędzej czy później będą zmuszone do większej otwartości. Gdy stacjonarne placówki zostaną zdigitalizowane, takie ograniczenia staną się kompletnie archaiczne. Przykładem takiego obiektu już dziś może być najnowszy Carrefour w warszawskiej Promenadzie, który jest połączony ze sklepem online. Według mnie, zakaz używania smartfona w tego typu placówce byłby całkowicie niezrozumiały dla jego klientów – stwierdza Sebastian Starzyński, prezes platformy TakeTask.

Natomiast Norbert Kowalski z Sieci AdRetail dodaje, że w drogeriach ceny produktów są często dość wysokie, a rabaty – bardzo atrakcyjne. Promocja, obniżająca cenę produktu, np. o 10-20 zł, wystarczy do tego, żeby klient podjął wysiłek i wrócił do tańszego sklepu. Sieci widzą w tym zagrożenie, szczególnie w okresie noworocznych wyprzedaży, gdy wiele osób chce jak najtaniej kupić najlepszej jakości kosmetyki. I to może być kolejnym powodem zakazu stosowanego akurat przez ten format.

– Skanowania kodów i fotografowania cen zabroniło także 80 proc sklepów typu convenience. Moim zdaniem, wynika to bezpośrednio z ich polityki asortymentowej i cenowej. Małe sklepy, których atrakcyjność polega na bliskiej klientowi lokalizacji, oferują droższe towary, niż placówki bardziej oddalone od domu konsumenta. Sieci ewidentnie boją się negatywnych reakcji klientów na zbyt wygórowane ceny – tłumaczy ekspert z platformy TakeTask.

Nieco lepiej jest w supermarketach. W tym segmencie 69 proc. badanych placówek zakazuje klientom ww. czynności. Jak wyjaśnia Norbert Kowalski, taki wynik jest spowodowany tym, że te sieci oferują średnie ceny produktów na rynku. W związku z tym mniej obawiają się porównań niż np. sklepy typu convenience. Mogą czuć się dosyć bezpiecznie na rynku, bo wypadają stosunkowo dobrze w rankingach cenowych sklepów spożywczych.

Dyskonty nie boją się porównań

– Badanie wykazało, że dyskonty są bardziej otwarte na aktywność klienta, niż inne formaty. 50 proc pozwala na skanowanie kodów i fotografowanie cen. Można więc zakładać, że nie widzą w tym zagrożenia dla ich sprzedaży. Wynika to z niewielkiej szerokości asortymentu. Ponadto, wiele ich produktów należy do marek własnych, których cen w istocie nie da się porównać u konkurencji – zauważa dr Andrzej Faliński, ekspert rynku detalicznego.

W segmencie Elektro-RTV-AGD aż 75 proc. badanych placówek pozwoliło dokumentować i sprawdzać swoje kody oraz ceny. W opinii Sebastiana Starzyńskiego, zakaz używania elektroniki w sklepach, które ją sprzedają, byłby szczytem hipokryzji. Dodatkowo, w tym segmencie większość klientów porównuje ceny online. Zatem sklepy stacjonarne zostały już niejako zmuszone do większej otwartości. Ekspert przewiduje, że to samo czeka sieci FMCG, ale ze względu na mniejszą wartość przeciętnego produktu zmiany zajdą wolniej. Wszak porównanie ceny telewizora i jogurtu zajmuje tyle samo czasu, ale w pierwszym przypadku możemy zaoszczędzić setki złotych, a w drugim – grosze.

– Coraz częściej tradycyjne placówki są traktowane jako miejsce, do którego można przyjść obejrzeć np. urządzenia elektroniczne, dostępne również w internecie. Ze względu na ich wysoką wartość, klienci zwykle muszą dłużej zastanowić się nad danym zakupem. Często fotografują asortyment, aby pokazać kilka produktów rodzinie lub znajomym i poznać ich opinię. I to zjawisko jest już tak powszechne, że nie budzi u nikogo zdziwienia, także u sprzedawców. Z kolei skanowanie kodów EAN pomaga w uzyskaniu szczegółowych informacji, np. na temat specyfikacji danego sprzętu, ale także w sprawdzeniu, gdzie można go taniej zakupić – dodaje Norbert Kowalski.

Zakaz fotografowania, a przepisy prawa

Według art. 4 ust. 1 ustawy o informowaniu o cenach towarów i usług, koszt zakupu artykułu w sklepie powinien być wskazany w sposób jednoznaczny, niebudzący wątpliwości i umożliwiający porównanie z innymi ofertami. Samo wprowadzenie ww. zakazu można więc uznać za naruszanie dobrych obyczajów lub nieuczciwą praktykę rynkową. Tym samym sklep nie ma prawa go egzekwować. Prezes UOKiK może ocenić takie działania jako szkodliwe dla zbiorowych interesów klientów i zobowiązać placówkę do zaniechania ich. Byłoby to zgodne z art. 26 ust. 1 ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów – wyjaśnia adwokat Jakub Bartosiak z Kancelarii Michrowski Bartosiak Family Office.

Nie zawsze jednak ma to zastosowanie w praktyce. Pracownik jednej z badanych sieci convenience w Krakowie zagroził, że klient, który mimo zakazu będzie fotografował lub skanował produkty, zostanie stamtąd wyproszony. Jak wyjaśnił, takie osoby nie są mile widziane, właściciel sklepu nie życzy sobie ich obecności. Natomiast w  dyskoncie w Zamościu ochroniarz groził nawet wezwaniem policji w przypadku złamania zakazu fotografowania cen i produktów oraz skanowania kodów.

Gdyby interwencja ochrony była bardzo natarczywa, to klient może złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Skrajnie napastliwe działania naruszają art. 191 kodeksu karnego, który mówi o zmuszaniu przemocą lub groźbą do określonego zachowania, lub też art. 217 k.k. dotyczący nietykalności cielesnej. Pierwszy czyn zagrożony jest karą do 3 lat, a drugi do roku pozbawienia wolności – informuje mecenas Bartosiak.

Eksperci przyznają, że przepisy prawa nie zabraniają fotografowania produktów, wystaw sklepowych, a nawet osób. Ewentualnym ograniczeniom podlega rozpowszechnianie wizerunku ludzi. I to wymaga zgody człowieka widocznego na zdjęciu, o czym mówi art. 81 ust. 1 Prawa autorskiego. Natomiast konsument, wykonujący fotografie artykułów, powinien jedynie przestrzegać zwykłych zasad, obowiązujących w przestrzeni publicznej. Nie może utrudniać swoim zachowaniem funkcjonowania sklepu czy robienia zakupów innym klientom. I to jest wszystko, o czym musi pamiętać.

W celu porównania cen pomiędzy sklepami na ogół fotografowany jest pojedynczy produkt, a często wręcz sama jego etykieta. Ale nawet, gdyby klient chciał uwiecznić całą wystawę, która byłaby na tyle oryginalna, że miałaby charakter utworu, to nie byłoby działaniem zabronionym. Potwierdza to m.in. wpis do rejestru klauzul niedozwolonych nr 1945 z 5 marca 2010 roku. Zgodnie z nim, zamieszczanie w regulaminie zakazu fotografowania eksponatów i sal ekspozycyjnych stanowi niedozwoloną klauzulę umowną – zwraca uwagę prawnik.

Autorzy badania podkreślają, że podczas jego realizacji ochrona często wskazywała, że zakaz robienia zdjęć, ujęty np. w regulaminie sklepu, dotyczy też skanowania kodów kreskowych. Pracownicy badanych placówek twierdzili, że w ich ocenie te działania są tożsame. Jednak fotografowanie a skanowanie to dwie odrębne czynności. W pierwszym przypadku zostaje utrwalony konkretny obraz. Natomiast w trakcie skanowania mamy do czynienia jedynie z odczytaniem kodu kreskowego i wykorzystaniem go na potrzeby aplikacji. Nie dochodzi wówczas do zapisania zdjęcia produktu w urządzeniu. Warto też wiedzieć o tym, że w Rejestrze Klauzul Niedozwolonych, prowadzonym przez Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, nie znalazło się jak dotąd postanowienie dotyczące zakazu robienia zdjęć lub skanowania kodów EAN.

Towar wystawiony jest na widok publiczny. Jego cena to nie tajemnica przedsiębiorstwa, tylko istotny element z punktu widzenia rzetelności informacji. Jeżeli dodamy do tego uprawnienie konsumenta do porównania cen, to każdy może sprawdzać je na różne sposoby, m.in. przy użyciu aplikacji mobilnej lub aparatu fotograficznego w telefonie – podkreśla Małgorzata Cieloch, rzecznik prasowy UOKiK-u.

Klienci, którzy czują, że ich prawa są bezprawnie ograniczane, m.in. w zakresie wykonywania zdjęć, mogą zwrócić się do Miejskiego Rzecznika Konsumentów. Tam uzyskają bezpłatną pomoc prawną w indywidualnej sprawie. Drugą możliwością jest zgłoszenie sprawy do Inspekcji Handlowej, która kontroluje przestrzeganie przepisów przez sprzedawców. W przypadku stwierdzenia naruszania praw konsumentów powyższe organy mogą wydać zarządzenia pokontrolne. W wyznaczonym terminie kontrolowany podmiot jest zobowiązany poinformować Wojewódzki Inspektorat Inspekcji Handlowej o sposobie wykonania zarządzenia. Jeśli go nie zastosuje, przedsiębiorcy grozi grzywna w wysokości od 3,6 tys. zł do nawet 720 tys. zł.

Badanie zostało zrealizowane w połowie grudnia br. łącznie w 98 placówkach handlowych, w 28 miastach. Wśród nich było 11 sklepów convenience, 12 drogerii, 14 dyskontów, 12 Elektro-RTV-AGD i 15 hipermarketów. Zbadano też 34 placówki supermarketów.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
06.11.2025 17:28
Brytyjski organ nadzoru reklamy atakuje maski LED do fototerapii
Podczas terapii światłem osoba używa maski LED, aby poprawić wygląd skóry i uzyskać korzyści estetyczne i zdrowotne.Vershinin89

Brytyjski organ nadzoru reklamy ASA (Advertising Standards Authority) zakazał emisji reklam czterech marek kosmetycznych i detalistów – Beautaholics, Luyors Retail, Project E Beauty oraz Silk’n – które sugerowały, że maski LED mogą leczyć trądzik, różowaty trądzik (rosacea) lub eliminować bakterie wywołujące zmiany skórne. Zgodnie z przepisami, takie deklaracje mogą pojawiać się jedynie w odniesieniu do produktów zarejestrowanych jako wyroby medyczne przez Medicines & Healthcare products Regulatory Agency (MHRA). ASA uznała, że wszystkie cztery reklamy naruszały te zasady, ponieważ odnosiły się do uznanych schorzeń dermatologicznych i zawierały treści o charakterze medycznym.

Sprawa została zainicjowana przez system monitorowania reklam ASA oparty na sztucznej inteligencji, który automatycznie wyszukuje treści mogące łamać przepisy. Wśród zakazanych kampanii znalazła się m.in. płatna reklama Beautaholics opublikowana 16 maja 2025 r. w serwisach należących do Meta (Facebook, Instagram), promująca maskę RejuvaLux LED. Reklama sugerowała, że produkt pomaga w walce z trądzikiem i różowatym trądzikiem, powołując się na „klinicznie potwierdzoną terapię światłem”. Choć urządzenie miało certyfikat UKCA, nie było zarejestrowane w MHRA. Marka przyznała, że niektóre sformułowania mogły sugerować właściwości lecznicze i zobowiązała się do ich usunięcia.

Podobne naruszenie dotyczyło firmy Luyors Retail, która również 16 maja 2025 r. opublikowała na platformie Meta płatny materiał reklamowy o treści: „Pomaga zwalczać wszystko – od trądziku po oznaki starzenia – z kliniczną precyzją”. Przedsiębiorstwo usunęło reklamę po interwencji ASA i zapewniło, że w przyszłości nie będzie sugerować medycznych zastosowań swoich produktów. Kolejnym przypadkiem była marka Project E Beauty, która w maju 2025 r. promowała maskę LumaLux LED, obiecując „83 proc. poprawy w zmianach trądzikowych w ciągu czterech tygodni”. Na stronie internetowej znajdowały się także zdjęcia „przed i po” oraz hasła takie jak „leczy trądzik” i „niszczy bakterie P-acnes”. Po dochodzeniu marka usunęła reklamy i zmieniła treści na stronie, wskazując, że pozostawione wzmianki o trądziku odnoszą się wyłącznie do indywidualnych opinii użytkowników.

Czwartą firmą objętą decyzją ASA była marka Silk’n. Jej reklama z 20 maja 2025 r. prezentowała kobietę używającą maski LED z podpisem: „Zakończyłam niebieskie światło, aby leczyć mój trądzik i blizny”. Dodatkowo na stronie internetowej marki pojawiły się sformułowania o „precyzyjnym leczeniu zaczerwienienia związanego z trądzikiem”. Firma argumentowała, że był to autentyczny komentarz użytkowniczki, a użyte sformułowania odnosiły się wyłącznie do efektu kosmetycznego, nie medycznego. MHRA jednak uznała, że nawet „zaczerwienienie związane z trądzikiem” może być interpretowane jako stan medyczny. ASA w konsekwencji nakazała Silk’n zaprzestanie emisji reklamy i zakazała używania terminologii medycznej w komunikacji marketingowej.

Decyzja ASA stanowi kolejny przykład zaostrzonej kontroli nad przekazami marketingowymi w branży beauty, w szczególności wobec urządzeń kosmetycznych o charakterze technologicznym. Wszystkie cztery sprawy – zidentyfikowane przez system AI regulatora – pokazują rosnącą skuteczność nadzoru automatycznego. ASA podkreśliła, że jakiekolwiek odniesienia do leczenia lub zapobiegania chorobom skórnym w reklamach produktów niezarejestrowanych przez MHRA stanowią naruszenie przepisów. W przyszłości organ planuje kontynuować wykorzystywanie narzędzi sztucznej inteligencji w celu wykrywania podobnych przypadków w przestrzeni cyfrowej.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
31.10.2025 10:47
Nowa lista stacji sanitarno-epidemiologicznych od 2026 roku; gdzie zbadamy kosmetyki i chemię?
(fot. Shutterstock)Shutterstock

Od 1 stycznia 2026 roku zacznie obowiązywać nowy wykaz stacji sanitarno-epidemiologicznych uprawnionych do wykonywania określonych badań laboratoryjnych i pomiarów. Zmiany wynikają z rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 23 października 2025 roku, które zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw. Dokument określa, które jednostki sanepidu będą odpowiedzialne za realizację badań w poszczególnych obszarach oraz dla jakich terenów będą wykonywać je nieodpłatnie.

Nowe przepisy zastąpią obowiązujące od 22 marca 2010 roku rozporządzenie w tej samej sprawie. Oznacza to, że po 15 latach obowiązywania dotychczasowych zasad system nadzoru sanitarnego zostanie dostosowany do aktualnych realiów i wyzwań zdrowotnych. Ministerstwo Zdrowia podkreśliło, że zmiany mają na celu poprawę jakości badań, skrócenie czasu reakcji na zagrożenia oraz efektywniejsze wykorzystanie środków publicznych.

Wykaz stacji został podzielony według siedmiu kluczowych obszarów badań. Obejmują one: biologiczne czynniki chorobotwórcze w zakresie mikrobiologii medycznej, wodę, środowisko i środowisko pracy, żywność, materiały i wyroby przeznaczone do kontaktu z żywnością, higienę radiacyjną oraz chemikalia i produkty kosmetyczne. W każdym z tych obszarów wskazano konkretne laboratoria, które będą pełnić funkcję referencyjną lub wspomagającą.

Jak podkreślono w uzasadnieniu projektu, choć laboratoria funkcjonują we wszystkich szesnastu wojewódzkich stacjach sanitarno-epidemiologicznych, a także w części powiatowych jednostek, żadne z nich nie posiada pełnego zakresu kompetencji umożliwiającego samodzielną realizację wszystkich obowiązków. Konieczność reorganizacji wynika z rosnącej liczby zagrożeń epidemicznych, postępu technologicznego w dziedzinie badań laboratoryjnych oraz zmian w międzynarodowych rekomendacjach dotyczących zdrowia publicznego.

Nowe rozporządzenie ma umożliwić bardziej precyzyjne przypisanie zadań do wyspecjalizowanych laboratoriów. Ministerstwo Zdrowia wskazało, że centralizacja i lepsza koordynacja analiz pozwolą na sprawniejsze zarządzanie zasobami, zwiększenie wiarygodności wyników oraz szybszą reakcję w sytuacjach kryzysowych. Resort podkreśla również, że nowy system przyczyni się do pełniejszego dostosowania polskiego nadzoru sanitarnego do standardów Światowej Organizacji Zdrowia i Unii Europejskiej.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
07. listopad 2025 23:57