StoryEditor
Rynek i trendy
22.12.2020 00:00

Poprawiają się nastroje konsumenckie. Indeks niepokoju mocno spadł [BADANIE]

Zbliżające się święta Bożego Narodzenia i Sylwester mają duży wpływ na zawartość zakupowego koszyka Polaków. Najbliższe dni to większe wydatki na jedzenie i alkohol, ale także na kategorie, z których najczęściej wybieramy prezenty dla bliskich, czyli m.in. kosmetyki. Poprawiają się nastroje konsumencie, na co wskazuje spadek opracowanego przez firmę doradczą Deloitte indeksu niepokoju. W najnowszej fali badania wyniósł on zaledwie 7 proc. To duża poprawa w porównaniu do 34 proc. na początku listopada.

Najnowsza edycja badania Deloitte przyniosła wyraźną odwilż w poziomie obaw Polaków wywołanych pandemią, a opracowany przez firmę doradczą indeks niepokoju spadł w ciągu miesiąca z rekordowych 34 proc. aż o 27 p.p. Na początku grudnia różnica netto między osobami, które zgodziły się ze zdaniem „Jestem bardziej zaniepokojony niż tydzień temu” oraz tymi, które zaprzeczyły, wyniosła zaledwie 7 proc. Nadal jednak jesteśmy na wysokim, bo drugim miejscu z najwyższym poziomem niepokoju wśród osiemnastu badanych krajów, choć dużo nas dzieli od Indii, które w bieżącym zestawieniu są na pierwszym miejscu (29 proc.).

– W najnowszej fali badania znacząco przybyło konsumentów, którzy wymieniają stan finansów. W listopadzie te obawy wyraźnie przykrył niepokój o zdrowie i bezpieczeństwo. W tym miesiącu jako powód wzrostu obaw kwestie finansowe wskazuje prawie połowa ankietowanych, czyli więcej aż o 9 p.p. Nadal jednak tym, co najbardziej wpływa na poziom naszych obaw jest COVID-19, choć, by oddać sprawiedliwość, trzeba odnotować, że o ile na początku listopada wskazało tę przyczynę 85 proc. ankietowanych, teraz zrobiło to 77 proc. z nich – mówi Michał Tokarski, partner, lider sektora dóbr konsumenckich w Polsce, Deloitte.

Privet label popularne w kategoriach higienicznych  

Kupując różne produkty do domu, prawie trzy czwarte polskich konsumentów zdecyduje się na wybór produktów znanych marek. Natomiast private labels, czyli marki własne sieci handlowych i produkty mniej znanych marek wybieramy najczęściej, kupując jedzenie (35 proc.), środki higieny i napoje (po 28 proc.).

– Dokonując wyboru pomiędzy markami, najczęściej kierujemy się jakością produktów. Prawie 40 proc. konsumentów, którzy wybierają na zakupach duże marki, uważa, że mają one wyższą jakość. 35 proc. Polaków, którzy sięgają w sklepach po private labels, mówi, że ich jakość jest taka sama lub podobna do droższych produktów znanych producentów – mówi Natalia Załęcka, CMO advisory leader, Deloitte.

O 3 p.p. przybyło od ostatniego badania ankietowanych, którzy ufają dużym markom (36 proc.). Kolejne 11 proc. uważa, że są one łatwiej dostępne.

– Jednak jedna piąta naszych badanych wybiera też marki sklepowe, bo zwyczajnie nie może sobie pozwolić na droższy wybór – dodaje Natalia Załęcka.

Online trzyma się mocno

Po znacznym zwrocie w kierunku zakupów online na początku listopada, ich popularność utrzymała się na zbliżonym poziomie. Polacy przekonują się też do tzw. trendu BOPIS, czyli buy online, pick up in store.

– Najczęściej wybieramy go w przypadku elektroniki. 13 proc. z nas telewizory czy sprzęt kuchenny woli kupić online i odebrać w tradycyjnym sklepie. Niemało, bo 12 proc. konsumentów woli też zamówić w sieci jedzenie i osobiście wybrać się do restauracji po jego odbiór. Te wskaźniki są bardzo podobne w przypadku Francji czy Niemiec – mówi Wiesław Kotecki, lider zespołu Customer Strategy & Applied Design w Deloitte Digital.

Ekspert dodaje, że w najnowszej edycji badania największą popularność na świecie trend BOPIS zyskał w Stanach Zjednoczonych. Jedna piąta konsumentów za oceanem najchętniej kupuje online i odbiera osobiście jedzenie w restauracjach.

Przedświąteczne polowanie na okazje

Zbliżające się święta i związane z nimi większe wydatki sprawiły, że Polacy w zauważalny sposób zaczęli polować na okazje. Prawie połowa rodzimych konsumentów przyznaje, że gdyby trafiła na atrakcyjną cenę rzeczy, która nie jest im niezbędna, kupiłaby ją. To więcej miesiąc do miesiąca o 4 p.p. W Europie najczęściej okazji wypatrują Irlandczycy (51 proc.) i Brytyjczycy (50 proc.), na świecie natomiast Chińczycy (61 proc.).

Najnowsza fala badania jest kolejną, która pokazuje spadek liczby konsumentów (-1 p.p.), którzy chętniej kupują od lokalnych sprzedawców i producentów, nawet jeśli muszą zapłacić za ich produkty więcej (47 proc.). Po sporym wzroście w ubiegłym miesiącu nieznacznie (-2 p.p.) zmniejszyło się też zainteresowanie markami odpowiedzialnymi społecznie. 37 proc. zapytanych Polaków przyznaje, że kupuje więcej od takich właśnie producentów.

Polacy nadal są grupą konsumentów, którzy najchętniej w Europie kupują na zapas (41 proc.), choć ogólne uspokojenie nastrojów sprawiło, że zmniejszyła się ona o 4 p.p.

– Warto bliżej przyjrzeć się tzw. trendowi convenience. Od października przybywa konsumentów gotowych wydać więcej za wygodę, czyli na przykład dostarczenie zakupów do domu. W najnowszej edycji badania odpowiedziała tak jedna trzecia naszych ankietowanych. Zapytani o powód, prawie dwie trzecie z nich wskazuje ochronę zdrowia, połowa oszczędność czasu, a 41 proc. mniejszy stres – podsumowuje Michał Tokarski.

O badaniu

Omawiana edycja badania „Global State of the Consumer Tracker”, czyli badanie reakcji i obaw konsumentów związanych z pandemią koronawirusa, została przeprowadzona przez Deloitte na przełomie listopada i grudnia. To trzynasta ankieta na świecie i dziesiąta, w której udział bierze Polska. Na pytania Deloitte odpowiadało po tysiąc osób z każdego spośród 18 badanych krajów. Oprócz Polski były to: Australia, Kanada, Chiny, Francja, Niemcy, Indie, Irlandia, Włochy, Japonia, Meksyk, Holandia, Korea Południowa, Hiszpania, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Chile oraz RPA.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
23.04.2024 13:53
Produkty zapachowe do okolic intymnych: szkodliwy trend czy szansa biznesowa?
Dezodoranty i mgiełki intymne budzą słuszne kontrowersje.DALL-E 2024
Mgiełki zapachowe i inne perfumowane produkty do pielęgnacji okolic intymnych stają się coraz bardziej popularne na rynku. Jednak pomimo ich rosnącej obecności, istnieją poważne kontrowersje i wątpliwości dotyczące ich stosowania. Te produkty, choć kuszące swoim zapachem i obietnicą świeżości, niosą ze sobą ryzyko zdrowotne i psychologiczne, o których warto mówić otwarcie.

Zacznijmy od kulturowego aspektu problemu. Współczesne społeczeństwo narzuca wiele standardów dotyczących wyglądu, higieny i zapachu ciała. W szczególności kobiety są poddawane silnej presji, aby ich ciała były nie tylko czyste, ale i pozbawione naturalnych zapachów. Perfumowane produkty do pielęgnacji intymnej są sprzedawane jako rozwiązanie, które zapewnia uczucie świeżości i czystości. Tymczasem, promują one nienaturalne i tworzone sztucznie przez kulturę standardy, które wzmacniają poczucie dyskomfortu związanego z naturalnym zapachem czystego ciała ludzkiego.

Kobiety żyją w kulturze, która poddaje ciągłej patologizacji ich ciała oraz naturalne, niechorobowe zjawiska z nimi związane. Doskonałym przykładem jest cellulit, który dotyka prawie 90% populacji kobiet, a mimo to jest traktowany jak objaw chorobowy, a nawet dowód na zaniedbanie czy brak ruchu. Ta kulturowa narracja o „wadach” ciała nie kończy się na cellulicie. Oferowanie produktów, które sprawiają, że organy płciowe zaczynają pachnieć jak kwiaty czy owoce, a nie jak zdrowe organy płciowe, to nie tylko przejaw tej patologizacji, ale i działanie mogące mieć daleko idące konsekwencje zdrowotne i psychologiczne. Podkreśla to, jak głęboko zakorzenione są nienaturalne oczekiwania względem ciała kobiet, skłaniając je do ciągłego modyfikowania swojej naturalności w pogoni za nierealistycznymi standardami piękna.

Zdrowie kosztem zapachu

Co więcej, użycie tych produktów może prowadzić do poważniejszych konsekwencji zdrowotnych niż tylko poczucie zawstydzenia naturalnym zapachem. Okolice intymne są wyjątkowo wrażliwe i mają swoje naturalne mechanizmy obronne, które mogą być zakłócone przez stosowanie silnie perfumowanych produktów. Składniki chemiczne zawarte w mgiełkach i innych podobnych kosmetykach mogą prowadzić do podrażnień, suchości, a nawet infekcji poprzez zaburzenie równowagi pH i mikroflory bakteryjnej oraz drożdżakowej, która utrzymuje okolice wulwy w zdrowiu. Zaszkodzenie populacji choćby jednego z tych gatunków mikroorganizmów może sprawić, że okolice intymne staną się hotelem dla szkodliwych drobnoustrojów.

Niestety, maskowanie naturalnego zapachu może również utrudnić wczesne wykrycie i diagnozę infekcji, które często mają swoje charakterystyczne wonie. Symptomy te są naturalnymi wskaźnikami, które informują nas o ewentualnych problemach zdrowotnych, więc ich maskowanie może opóźnić podjęcie odpowiednich działań leczniczych. Sformułowania takie jak "skutecznie neutralizuje bakterie odpowiedzialne za powstawanie nieprzyjemnego zapachu" czy "przywraca poczucie komfortu którego pozbawia nieprzyjemna woń" są zwodnicze, ponieważ nieprzyjemny zapach w tym rejonie ciała powstaje z dwóch różnych powodów; chorobowych, w którym to wypadku rozwiązaniem jest wizyta u lekarza, albo z powodu higienicznego, i wtedy następnym krokiem powinien być prysznic. Ani jeden, ani drugi kazus nie powoduje, że zapachowa mgiełka staje się produktem niezbędnym, ani nawet potrzebnym.

Problem ten jest szczególnie ważny, gdy zauważymy, że rynek produktów do higieny intymnej jest coraz bogatszy w różnorodne kosmetyki, które obiecują nie tylko świeżość, ale także lepsze samopoczucie. Jednak zamiast korzystać z takich produktów, warto zwrócić uwagę na odpowiednią higienę i naturalne metody dbania o delikatne okolice ciała. Używanie łagodnych, nieperfumowanych mydeł czy specjalnych emulsji do higieny intymnej, które są dostosowane do pH tej strefy, może być zdrowszą i bezpieczniejszą alternatywą.

Czy warto wchodzić w ten biznes?

Dla wielu przedsiębiorców i firm kosmetycznych, produkty perfumowane do okolic intymnych mogą wydawać się atrakcyjną szansą biznesową. Na rynku, który coraz częściej docenia specjalizację i personalizację oferty, takie produkty wydają się obiecującym dodatkiem do asortymentu. Niewątpliwie, są one postrzegane jako sposób na zaspokojenie potrzeb klientów, którzy poszukują nowości oraz indywidualizacji swojej codziennej higieny. Jednak za potencjalnymi korzyściami kryją się poważne wyzwania etyczne i odpowiedzialność, które muszą być starannie rozważone przez producentów tych towarów.

Podejmując działania związane z badaniami i rozwojem (R&D) produktów zapachowych do pielęgnacji intymnej, firmy muszą być świadome, że wkraczają na teren pełen delikatnych tematów oraz pajęczej sieci powiązań psychologicznych i kulturowych. Wprowadzenie na rynek produktów, które wpływają na sposób, w jaki kobiety postrzegają własne ciało, może łatwo zaburzyć ich samopoczucie i zdrowie psychiczne, zwłaszcza młodych kobiet, które wciąż uczą się asertywności i akceptacji własnej naturalności. Należy pamiętać, że tego rodzaju innowacje mogą nie tylko oddziaływać na indywidualne przekonania i praktyki, ale również na szersze społeczne dyskursy dotyczące zdrowia i cielesności. Dlatego też, każda decyzja w obszarze R&D powinna być podejmowana z pełną świadomością potencjalnych konsekwencji, aby nie wyrządzić niechcący krzywdy zarówno na poziomie fizycznym, jak i psychicznym.

Czytaj także: Dawid Gzyl, Angry Beards: nic nie było i jakoś się żyło, ale my zapełniamy tą niszę.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
23.04.2024 12:33
GfK: Jeszcze więcej Polaków chce kupować marki własne sieci handlowych. Czy także chodzi o kosmetyki?
Marki własne dają sieciom drogeryjnym pełną swobodę w kreowaniu polityki asortymentowej, cenowej i promocyjnejfot. wiadomoscikosmetyczne.pl
Najnowsze dane GfK wskazują, że marki własne sieci handlowych będą umacniały się na rynku i jeszcze więcej takich produktów trafi do koszyków konsumentów. Chociaż kosmetyki nie są kategorią, która najmocniej odczuwa konkurencję ze strony produktów wypuszczanych na rynek przez sieci handlowe, to również wyraźnie widać, że inwestycje sieci drogerii w marki własne są coraz większe.

Wartość sektora marek własnych na polskim rynku wzrosła o 19 proc. rdr. i w 2023 r. przekroczyła 50 mld złotych – podaje GfK. Już 27 proc. konsumentów deklaruje, że w ciągu najbliższych 6 miesięcy chce kupować jeszcze więcej takich produktów. Decydują o tym niższe ceny marek własnych niż produktów sygnowanych logo producentów oraz ich dobra jakość.

Udział marek własnych w zakupach  

Z raportu „Behaviour Change” opracowanego przez Consumer Panel Services GfK wynika, że udział marek własnych na polskim rynku w 2023 r. wzrósł o 1,3 punktu procentowego rdr. i wyniósł 22,6 proc. Wartość  rynku marek własnych w Polsce przekroczyła już 50 mld złotych.

Z deklaracji konsumentów wynika, że chcą  kupować jeszcze więcej takich artykułów. – Już co 4 konsument planuje zwiększyć swoje wydatki na produkty z logo marek własnych. Jednocześnie zaledwie 5 proc. Polaków deklaruje takie zamiary wobec artykułów markowych. To jasny sygnał dla producentów, że w tej kategorii tkwi przestrzeń do dalszego, dynamicznego rozwoju i stałego zwiększania popytu – mówi Szymon Mordasiewicz, dyrektor zarządzający w Consumer Panel Services GfK.

Zarazem, mimo sporego zainteresowania markami własnymi, Polacy nadal są poniżej średniej europejskiej. 32 proc. Europejczyków planuje kupować więcej takich produktów – Francuzi (49 proc.), Austriacy (37 proc.), Hiszpanie (42 proc.).

Dlaczego Polacy kupują marki własne?

O wyborze marek własnych, czyli produktów, które wypuszczają na rynek same sieci handlowe decyduje przede wszystkim ich niższa cena.  Potwierdzają to także dane CPS GfK z raportu „Behaviour Change”, zgodnie z którym blisko połowa nabywców (46 proc.) decyzję o wyborze między produktami markowymi a markami własnymi podejmuje w oparciu o finanse. Warto jednak podkreślić, że jest to najniższy wynik spośród wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Dla porównania – na podstawie własnego budżetu tę decyzję zakupową podejmuje aż 63 proc. Węgrów, 58 proc. Chorwatów czy 57 proc. Bułgarów.

– Obecnie aż 36 proc. polskich gospodarstw domowych przyznaje, że mierzy się z ograniczonym budżetem – zaznacza Szymon Mordasiewicz. – W sytuacji, kiedy konsumenci mają do wyboru dwa produkty z których oba spełniają potrzebę, są satysfakcjonujące pod względem jakości i w tej samej cenie, to aż 57 proc. z nich włoży do koszyka produkt markowy. Jedynie 18 proc. wybierze markę własną. Jeśli producenci chcą skutecznie konkurować o koszyki nabywców, to muszą zachować konkurencyjne ceny. Mają one gigantyczne znaczenie dla konsumentów – dodaje Mordasiewicz.

Powyższe dane pochodzą z 6. edycji cyklicznego raportu „Behaviour Change”, który zawiera informację o nastrojach konsumentów z 21 rynków europejskich. Badanie objęło 15 tys. respondentów i pokazuje, jaki wpływ na decyzje zakupowe nabywców mają kwestie społeczne. Autorem raportu jest Consumer Panel Services GfK, który obejmuje ponad 100 000 gospodarstw domowych na całym kontynencie.

Marki własne na rynku kosmetycznym

W rynku kosmetycznym marki własne nie mają aż tak dużego udziału jak w spożywczym lub w kategorii produktów higienicznych albo do sprzątania. Wyraźnie widać jednak, że zyskują na znaczeniu.

Czytaj więcej: NielsenIQ: Marki własne coraz mocniejsze w kategoriach kosmetycznych i chemicznych

Czytaj więcej: Rafayel Asatryan, Serpol-Cosmetics: marki własne mogą zdobyć nawet 90 proc. udziału w kategorii [FBK 2023]

Znane sieci drogeryjne wchodzą ze swoimi produktami w kolejne kategorie. Hebe zarejestrowało ostatnio znak Hebe Kids przygotowując się do wprowadzenia pod swoją marką artykułów dla dzieci, a oferuje już 400 produktów pod swoimi markami w różnych kategoriach.

Czytaj więcej: Hebe rejestruje znak towarowy kolejnej marki własnej. Tym razem to Hebe Kids

W markach własnych silne bardzo silne są drogerie Rossmann i dm. Ciekawe produkty wprowadza Super-Pharm. Również Drogerie Natura rozszerzają tę ofertę. Charakterystyczne dla kosmetycznego rynku jest to, że marki sieci drogeryjnych mają bardzo silną pozycję wizerunkową w oczach konsumentów, ich jakość jest wysoko oceniana, są polecane w mediach społecznościowych. Marki własne dla sieci drogeryjnych produkują firmy kosmetyczne o świetnej renomie, których brandy mają mocną pozycję, jak np. Inglot, Euphora Paese, Hean i wiele innych. Zarazem sieci drogeryjne nie lubią, kiedy ich marki nazywa się markami własnymi, jakby nadal pokutowało przeświadczenie, że produkty tego typu to coś gorszego w stosunku do marek producenckich. Producenci także nie chcą, aby podawać do publicznej wiadomości, że produkują marki własne dla danej sieci handlowej, choć taka informacja znajduje się na opakowaniu produktu. 

Czytaj więcej: 

Kto produkuje kosmetyki do makijażu dla Hebe?

Kto produkuje kosmetyki Cien, marki własnej Lidl?

Jak produkować marki własne dla DM-drogerie markt i wprowadzić kosmetyki do sieci?

Super-Pharm inwestuje w marki własne. Będzie ich coraz więcej

 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
25. kwiecień 2024 01:46