StoryEditor
Beauty
20.06.2016 00:00

Ewa Gil: Kocham ten zawód do granic możliwości

Do 23 roku życia była pewna, że będzie występować na scenie jako piosenkarka. Przypadek sprawił, że zaczęła malować. Dziś Ewa Gil jest najsłynniejszą polską wizażystką gwiazd i ulubienicą kobiet, które ufają jej bez reszty.

Sophia Loren często podkreśla, że „nic nie czyni kobiety piękniejszą niż jej wiara w to, że jest piękna”...

Ewa Gil: Aktorka ma rację. Jeśli kobieta akceptuje i kocha siebie, to od razu zaczyna się prostować, ma uniesioną do góry brodę i taki charakterystyczny błysk w oku. Makijaż staje się dla niej dodatkiem, kropką nad i, a nie czymś, za czym można się schować. Poza tym według mnie kobieta jest najpiękniejsza, gdy jest zakochana. Wtedy cały czas się uśmiecha, promienieje i żeby była piękna, wystarczy jej róż, tusz i już (śmiech).

W branży kosmetycznej początki bywają dosyć trudne. Wyrobienie sobie renomy, zdobycie klientów, nieraz graniczy z cudem. Jak wspominasz swoje początki?

To, że zaczęłam malować, to był przypadek. Wszystkiemu winien jest Grzegorz Bloch (śmiech). To on zobaczył we mnie tę umiejętność i zachęcił, żebym poszła właśnie w tym kierunku. Wcześniej zawsze chciałam być piosenkarką. Skończyłam wokalistykę pod kierunkiem Eli Zapendowskiej, wygrałam „Szansę na sukces” z Czerwonymi Gitarami, śpiewałam w chórkach. Natomiast Grześ namówił mnie na pracę przy sesjach początkowo dla „Tiny” czy „Programu TV”. Później asystowałam u Goni Wielochy przy pokazach mody. Jako że byłam samoukiem, to cały czas podpatrywałam to, co robią inni, i dużo eksperymentowałam. Wraz z pojawieniem się stacji Atomic TV zaczęłam pracować z kamerą. To była dobra szkoła, a umiejętności tam zdobyte bardzo przydały mi się kilka lat później, przy programie „Idol”. I to był moment przełomowy. Wtedy pierwszy raz zaczęto przykładać tak niesamowitą wagę do makijażu, fryzury, wyglądu. Operatorzy stosowali ciasne zbliżenia, więc musiałam być precyzyjna do bólu. Fantastyczną rzeczą było to, że w „Idolu” nie mieliśmy żadnych ograniczeń, mogliśmy w pełni realizować swoje wizje. Pozwoliło mi to rozwinąć skrzydła i zostać dostrzeżoną w show-biznesie.

Ale z muzyki nigdy nie zrezygnowałaś.

Skąd. Moja przygoda z muzyką trwa do dziś. Głównie za sprawą tego, że najwięcej pracuję właśnie z gwiazdami muzykującymi czy przy programach muzycznych. Poza tym często w garderobie, gdy moje artystki się rozśpiewują przed koncertem, zaczynamy śpiewać na głosy. Czasem też Justyna Steczkowska, jej siostra Magda czy Ania Dąbrowska, znając moją miłość do muzyki, proponowały mi, żebym na ich płytach czy koncertach robiła chórki. Mogę więc śmiało powiedzieć, że jestem muzykującą wizażystką.

Jakie cechy powinna mieć wizażystka, żeby osiągnąć sukces?

Musi być charakterystyczna, nie może ginąć w tłumie. Dobrze, żeby zdawała sobie sprawę z własnej wartości i swoich umiejętności, ale nie była dominująca. Niesamowicie ważne są: pokora, cierpliwość, witalność, dyskrecja, wrodzony optymizm, otwartość, skupienie na osobie, która siedzi przed nami, bez względu na jej status społeczny. Trzeba umieć dopasować się do klienta. Ja wszystkie kobiety, które maluję, traktuję tak samo. Dla mnie wszystkie są księżniczkami, którym dogadzam jak mogę (śmiech).

A propos dogadzania. Wizażysta odgrywa też rolę psychologa, terapeuty, który wysłucha i dowartościuje kobietę. Jak otwierasz serca swoich klientek?

Rzeczywiście w tym zawodzie połowa sukcesu to talent, a druga połowa to właśnie aspekt psychologiczny. Bardzo ważny jest nasz charakter, to, w jaki sposób traktujemy innych ludzi. Przepis na to, by klientka się otworzyła, jest dość prosty. Trzeba mieć cechy, które wymieniłam wcześniej, i kierować się dobrym sercem. To naprawdę działa. Nawet jeśli czasami zdarza się trudna klientka, która stwarza duży dystans, to zauważyłam, że jeśli cały czas obdarzam ją dobrym słowem i uśmiechem, to prędzej czy później zyskam jej zaufanie. Nigdy się nie puszę ani nie peszę przed klientką. Nie wytykam jej błędów. Staram się delikatnie zasugerować, że może powinna spróbować z innym kolorem cienia lub szminki. Stwarzam jej przez to poczucie bezpieczeństwa. I robię co w mojej mocy, żeby czuła się piękna i wartościowa.

Malujesz zarówno gwiazdy, jak i zwykłe kobiety. Naprawdę każdą z nich traktujesz tak samo?

Tak, bo wydaje mi się, że w każdym człowieku można znaleźć coś fantastycznego i mu o tym powiedzieć, np. że ma piękny kolor tęczówki, wspaniałe rzęsy, cudowną linię brwi… Gwiazdy są przyzwyczajone do tego, że wyglądają dobrze w każdym makijażu, ale czasami maluję kobiety, które są po przejściach i które nigdy w życiu nie sięgały po kosmetyki kolorowe. Jeśli zaczynam im mówić, jakie mają atuty, to z początku są w szoku, bo nikt im tego wcześniej nie powiedział. To bardzo zbliża mnie jako osobę z pięknego świata telewizji do nich.

Jak dobierasz makijaż do klientki?

Zawsze, kiedy pytam klientkę, jak chciałaby wyglądać, robię wywiad, na jaką okazję się przygotowuje, jaką ma kreację, jaka będzie fryzura, jakie dodatki itd. To są pewne puzzle, które układają mi się w głowie w całość. Zanim sięgnę po pędzel, muszę też poznać temperament tej kobiety. Jeśli wykonuję makijaż artystce, staram się być na próbie, żeby zobaczyć, jaką śpiewa piosenkę, jak ją interpretuje, jakie robi przy tym miny, np. Kasia Nosowska stoi nieruchomo, ale śpiewając, dokonuje niesamowitych rzeczy z twarzą, bo ma nieprawdopodobną mimikę. To wszystko jest dla mnie ważne, bo makijaż to też swego rodzaju interpretacja. W końcu mogę zrobić z mojej klientki delikatną, eteryczną rusałkę albo femme fatale. Najważniejsze, żeby wszystko ze sobą współgrało, a ona czuła się dobrze.

Dziewczyna spojrzała w lustro i się rozpłakała. Powiedziała, że całe życie myślała, że jest brzydka, a okazało się, że może być piękna. Płakaliśmy razem z nią. W takich momentach wiesz, że nie ma pieniędzy, które byłyby cenniejsze niż satysfakcja z tego, że się kogoś uszczęśliwiło.

Pamiętasz wyjątkowo wzruszającą metamorfozę, której byłaś sprawczynią?

Było wiele takich sytuacji. Nigdy nie zapomnę, gdy w „Idolu” musieliśmy zająć się dziewczyną, która miała włosy na 2 cm, prawie nie miała brwi i była niesamowicie zahukana. Trudno było nam do niej dotrzeć i bardzo nam zależało, żeby ta charakteryzacja była wyjątkowo dobra. Leszek Czajka ufarbował jej włosy na biało, ja zrobiłam makijaż. Gdy skończyliśmy, dziewczyna spojrzała w lustro i się rozpłakała. Powiedziała, że całe życie myślała, że jest brzydka, a okazało się, że może być piękna. Płakaliśmy razem z nią. W takich momentach wiesz, że nie ma pieniędzy, które byłyby cenniejsze niż satysfakcja z tego, że się kogoś uszczęśliwiło.

Twoi przyjaciele mówią o Tobie „żaba załagodź”.

(śmiech) To jest określenie, które wymyślił Jarek Szado, patrząc, jak opiekuję się gwiazdami w sytuacjach stresujących, szczególnie przed występami na żywo. Zawsze staram się je uspokoić. Zwracam się do nich spokojnym głosem, opowiadam zabawne historyjki, odciągając je tematycznie od tego, co będzie się działo za chwilę. Używam też zdrobnień: laleczko, niuniu, aniołku, promyczku, groszku słodki. Roztaczam nad nimi matczyną opiekę. Edyta Bartosiewicz często mi mówi, że lubi ze mną pracować właśnie dlatego, że kompleksowo się nią zaopiekuję: pomaluję, coś poprawię, pocieszę. Staram się być też bardzo delikatna. Jak dotykam twarzy kobiety, chcę, żeby się zrelaksowała. Po nałożeniu podkładu zawsze go wklepuję, co jest bardzo przyjemne i odprężające. Edyta Górniak często prosiła mnie „Ewciu, poklep jeszcze” (śmiech).

Prowadzisz warsztaty w trzech szkołach w Warszawie, jeździsz po Polsce. Co, poza informacjami technicznymi, chcesz przekazać swoim kursantkom?

Przede wszystkim to, że makijaż to forma sztuki. Zawsze podkreślam to, że jestem samoukiem i dzięki temu moja radość z malowania i improwizowania nie została ograniczona. Tłumaczę im, żeby wiedzy, którą wyniosą ze szkoły wizażu, nie traktowały jako wyznacznika, lecz jako wachlarz możliwości. W tym zawodzie najważniejsze jest wyrobienie sobie indywidualnego stylu. Dlatego nie można zakładać, że coś wolno, a czegoś nie. Makijaż ma na celu dodanie urody, odjęcie lat, ukrycie jakichś mankamentów, ale jest też umiejętnością wykorzystania krzywizny. W odróżnieniu od malarza, który z płaskiej formy ma wydobyć trójwymiar, wizażysta z trójwymiaru musi uzyskać obrazek. A uda mu się to, jeśli nie ograniczy swojej wyobraźni.

Dużo podróżujesz, jak według Ciebie Polki wypadają na tle innych narodowości, jeśli chodzi o dbanie o siebie?

Bardzo podoba mi się, jak dbają o siebie Włoszki, Niemki i Hiszpanki. Są wyjątkowo zadbane. U nas też z roku na rok jest coraz lepiej. Od pewnego czasu jest duży boom na makijaż. Dziewczyny podpatrują zachodnie gwiazdy, chętnie zapisują się do szkół wizażu, oglądają filmiki instruktażowe zamieszczane w internecie. Natomiast jest też odsetek kobiet w dojrzałym wieku, które używają np. zbyt dużo cieni z połyskiem, co odradzam, bo połysk podkreśla zmarszczki. A mat je optycznie wygładza. Staram się to pokazać moim klientkom.

Mówią, że szewc bez butów chodzi. A jak jest w Twoim przypadku?

Wiesz, ile ja błędów popełniam, malując siebie? (śmiech) Po pierwsze maluję się w 7 minut. I to końcówkami kosmetyków. Czasem proszę jedną z dziewczyn z mojego zespołu, żeby mnie pomalowała. Mam bardzo wrażliwe oczy –, łzawią, gdy za długo mają kontakt z pędzlami. Dlatego uczę każdą z moich podopiecznych, jakimi narzędziami i w jaki sposób ma pracować.

Narzędzia to jedno, a na jakie cechy kosmetyków zwracasz uwagę w swojej pracy?

Dawno zauważyłam, że skóra nie wybiera ceny kosmetyków, tylko ich skład. Osobiście uwielbiam, jak kosmetyk pachnie, zwłaszcza jeśli chodzi o podkłady. To dla mnie prawdziwa aromaterapia. Muszę też go dotknąć, zobaczyć, jaką ma strukturę, biorę pod uwagę, czy będzie się dobrze łączyć z innymi kosmetykami. Dodatkowo lubię ładne opakowania. To jest coś, co działa podprogowo na klientki. Dobre marki, estetyczne opakowania powodują, że klientka myśli: „ma dobre kosmetyki – dobra jest” (śmiech). Dlatego warto takie produkty mieć w kufrze.

Jak dbasz o siebie?

Palę, opycham się wieczorami, nie ćwiczę (śmiech). A tak na poważnie to podczas kąpieli robię sobie peeling całego ciała. Lubię być opalona. W pracy cały czas stoję, więc czasem pojawiają mi się na nogach pajączki. Jak się opalę, to są mniej widoczne. Chronię przed słońcem tylko twarz. Co jakiś czas korzystam z usług kosmetyczki, żeby zrobić sobie peeling lub przypompować usta (śmiech).

Co jest najtrudniejsze w tym zawodzie?

Niestabilność finansowa, bo to wolny zawód. Dziś jest pełno zleceń, a za miesiąc może nie być. A ze względu na nienormowany czas pracy jestem rzadko w domu z moją córką. Trudne jest też dźwiganie kufrów. Poza tym niczego trudnego w tym nie widzę. Jest to cudowna przygoda, którą przeżywam codziennie i kocham ten zawód do granic możliwości. Dzięki temu, że spotkałam odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie i miejscu, jestem spełniona zawodowo. Obcuję z cudownymi osobami, moje gwiazdy zabierają mnie ze sobą na sesje zdjęciowe i koncerty po całym świecie, a ja pławię się w tym luksusie i jeszcze mi za to płacą (śmiech). Czy to nie pełnia szczęścia? 

Rozmawiała: Agnieszka Saracyn-Rozbicka

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Biznes
14.11.2025 11:08
Estée Lauder inwestuje na rynku meksykańskim – stawia na niszową markę perfumeryjną
Marka XINÚ wypracowała sobie niszę na rynku luksusowych perfum dzięki skupieniu się na rzemiośle, zrównoważonym wzornictwieIG xinuperfumes

Firma Estée Lauder Companies poinformowała o nabyciu mniejszościowego pakietu udziałów w meksykańskiej marce luksusowych perfum XINÚ, charakteryzującej się łączeniem regionalnego, lokalnego dziedzictwa z nowoczesnym wzornictwem. To pierwsza inwestycja amerykańskiego koncernu w markę pochodzącą z Ameryki Łacińskiej.

Inwestycja Estée Lauder odzwierciedla szerszą strategię firmy, polegającą na wspieraniu wschodzących przedsiębiorców z branży kosmetycznej oraz dywersyfikacji w ten sposób globalnego portfolio zapachów.

Założona w 2017 roku marka XINÚ wypracowała sobie niszę na rynku luksusowych perfum dzięki skupieniu się na rzemiośle, zrównoważonym wzornictwie i tworzeniu zapachów opartych na storytellingu. Marka jest znana z aranżowania sensorycznych przestrzeni handlowych i podejścia do rozwoju produktów, które czerpie ze składników botanicznych i odniesień kulturowych z obu Ameryk.

Według Stéphane‘a de La Faverie, prezesa i dyrektora generalnego Estée Lauder Companies, inwestycja wpisuje się w długofalowe dążenie firmy do identyfikacji i wspierania innowatorów zapachowych na wczesnym etapie rozwoju. Zwrócił on uwagę, że Meksyk staje się coraz bardziej aktywnym rynkiem dla rozwoju perfum, gdzie marki łączą techniki rzemieślnicze z nowoczesną estetyką.

Inwestycja ta stanowi ważny kamień milowy dla XINÚ i oznacza początek nowego rozdziału dla naszej marki, stanowiąc przełomowy moment, w którym nasza unikalna wizja firmy perfumeryjnej spotyka się z globalnymi możliwościami – komentuje de La Faverie. – Perfumeryjny kunszt i doskonałość leżą u podstaw Estée Lauder Companies i napędzają naszą pasję do odkrywania nowych głosów w dziedzinie piękna. Jako inwestor mniejszościowy z dumą wspieramy XINÚ w jego dalszym rozwoju oraz dzieleniu się bogatą kreatywnością i duchem Meksyku i Ameryki Łacińskiej ze światem – dodaje dyrektor.

Kierownictwo XINÚ składa się ze współzałożycieli: są to Verónica Peña, Ignacio Cadena i Héctor Esrawe. Wspólnie zbudowali oni markę opartą na zrównoważonym rozwoju, narracji kulturowej i nowoczesnych reinterpretacjach tradycyjnego rzemiosła.

Oczekuje się, że partnerstwo z Estée Lauder Companies wesprze przyszłą ekspansję XINÚ przy jednoczesnym zachowaniu kreatywnego kierunku marki i jej tożsamości. Warunki inwestycji nie zostały ujawnione.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Zapachy
14.11.2025 09:12
Hair perfumes: dynamika rynku i czynniki wzrostu kategorii
Marki coraz częściej eksperymentują z innowacyjnymi formułami, które łączą ochronę UV i ochronę przed zanieczyszczeniami, jednocześnie wspierają mikrobiom skóry głowy oraz zapewniają działanie antystatyczne, odświeżenie, odżywienie włosów i termoochronęShutterstock

Choć perfumy do włosów pozostają wciąż niszową kategorią na rynku beauty, ich rozwój w ostatnich latach potwierdza rosnące znaczenie formatu, który łączy zapach i pielęgnację. Według raportu Market Intelo (2024), globalny rynek hair perfume mists osiągnął wartość ok. 482 mln USD, a do 2033 roku prognozuje się jego wzrost do ponad 1 mld USD, co odpowiada średniorocznej stopie wzrostu (CAGR) na poziomie 8,7 proc. To tempo nie tylko przewyższa wzrost klasycznego segmentu perfum, ale też wskazuje na coraz większe zainteresowanie zapachem w nowej, bardziej użytkowej formie.

Wzrost kategorii napędza szereg czynników, które łączą w sobie zmiany kulturowe, ewolucję nawyków pielęgnacyjnych oraz poszukiwanie nowych form ekspresji zapachowej. Wśród nich szczególnie wyraźnie rysują się:

1. Skinification i zacieranie granic między perfumiarstwem a pielęgnacją

Trend skinification – czyli przenoszenie zasad pielęgnacji skóry do innych kategorii beauty – przenika również do kategorii zapachów, redefiniując sposób, w jaki postrzegamy perfumy. Zapachowe hair mists odpowiadają na rosnące oczekiwanie produktów wielofunkcyjnych – zapachów, które nie tylko pachną, ale także pielęgnują. Formuły wzbogacone o składniki ochronne i nawilżające zapobiegają przesuszeniu włosom, nadają im połysk i działają antystatycznie. 

Połączenie przyjemności i funkcjonalności staje się nowym standardem w branży zapachowej.

2.  Trend „clean & conscious beauty”

Coraz większa świadomość składów napędza rozwój formuł delikatnych i wolnych od potencjalnie drażniących składników. Marki eksperymentują z naturalnymi olejkami, ekstraktami roślinnymi i wegańskimi bazami, które łączą zapach z pielęgnacją. 

W efekcie perfumowane hair mists wpisują się w nurt clean beauty, będąc zarazem estetycznym i bezpiecznym wyborem dla użytkowników dbających o kondycję włosów.

3. Premiumizacja i emocjonalna wartość produktu

Luksus coraz częściej definiowany jest przez doświadczenie, a nie sam status. Hair mists stanowią jego nową formę – subtelną, codzienną i intymną. To również przykład „dostępnego luksusu”, który pozwala włączyć zmysłowy aspekt zapachu w codzienny rytuał pielęgnacji. 

Dla marek premium to sposób na rozszerzenie portfolio zapachowego i dotarcie do młodszej grupy odbiorców, dla których zapach jest częścią codziennej rutyny, a nie jedynie okazjonalnym dodatkiem.

4. Multi-sensoryczność i layering

Rosnąca popularność techniki layeringu – nakładania kilku produktów zapachowych w celu stworzenia indywidualnej kompozycji, swojego „signature scent” – redefiniuje sposób, w jaki doświadczamy zapachu. 

Konsumenci coraz częściej łączą mgiełki do ciała, balsamy i hair perfumes/mists, budując warstwowe, wielozmysłowe doświadczenie, w którym włosy stają się nośnikiem zapachu.

image

Dwie odsłony layeringu: między bliskowschodnim rytuałem a globalną interpretacją

5. Wpływ social mediów i estetyzacja rytuałów

Dynamiczny rozwój kategorii hair perfumes to w dużej mierze efekt kultury wizualnej i rosnącej roli social mediów, które nadały codziennym gestom nowy wymiar estetyczny. Aplikacja zapachu na włosy stała się nie tylko elementem pielęgnacyjnego rytuału, ale także formą zabawy i samoekspresji – lekkim, przyjemnym gestem chętnie prezentowanym w beauty contentach i rolkach „get ready with me”.

Strategie marek i segmentacja rynku perfum do włosów

Rynek perfum do włosów rozwija się w dwóch głównych kierunkach. Z jednej strony stanowi naturalne przedłużenie oferty marek luksusowych, które traktują je jako element rytuału zapachowego. Z drugiej – coraz częściej pojawia się jako samodzielna kategoria łącząca zapach i pielęgnację, obecna w portfolio marek lifestyle’owych i haircare.

Marki luksusowe i perfumeryjne, takie jak Chanel, Dior, Maison Francis Kurkdjian, Frédéric Malle czy Jo Malone London, pozycjonują perfumy do włosów jako delikatną, subtelną alternatywę dla klasycznych eau de parfum. Strategia opiera się na idei layeringu, czyli budowania zapachowej tożsamości poprzez nakładanie różnych formuł tej samej kompozycji – od balsamu po mgiełkę do włosów. Ich przekaz koncentruje się na doświadczeniu zmysłowym i estetyce – perfumy do włosów są przedstawiane jako gest elegancji, element codziennego luksusu.

W segmencie haircare, marki takie jak Gisou, Ouai, Kérastase czy Aveda pozycjonują perfumy do włosów jako hybrydę pielęgnacji i zapachu. Dzięki swojemu pochodzeniu z kategorii pielęgnacyjnej, mogą wiarygodnie łączyć aspekt zmysłowy z funkcjonalnym, podkreślając właściwości odżywcze i ochronne formuły.

Segment masowy i masstige (m.in. Rituals, Sol de Janeiro, The Body Shop, & Other Stories, Victoria’s Secret) rozwija się w duchu accessibility i codziennego rytuału zapachowego. Strategia skupia się na emocjach, kolorach i natychmiastowej przyjemności – zapach jest lekki, często gourmand lub świeży, a komunikacja bazuje głównie na skojarzeniach z wakacjami i radosnym stylem życia. W tym segmencie perfumy do włosów często pozycjonowane są jako uniwersalne hair & body mist, stanowiące uzupełnienie linii bath & body.

Segmentacja rynku przebiega zatem wzdłuż osi luksus – codzienność oraz pielęgnacja – zapach.

  • W segmencie premium dominują marki perfumeryjne, dla których produkt stanowi rozwinięcie portfolio zapachowego i nowoczesny sposób noszenia zapachu.
  • W segmencie masowym i masstige perfumy do włosów przyjmują bardziej użytkowy charakter, stając się częścią rytuału self-care - lekką, przyjemną formą zapachu w codziennej pielęgnacji.
  • W segmencie funkcjonalnym pojawiają się natomiast propozycje marek haircare, które stawiają na składniki pielęgnujące i ochronne, traktując zapach jako dodatek do pielęgnacji.

image

Perfumy do włosów: od zapachowego dodatku do strategicznej kategorii beauty

Perspektywy rozwoju

Hair mists i hair perfumes to nie tylko alternatywa dla klasycznych zapachów, ale nowa forma doświadczania perfumiarstwa. Ich siła tkwi w połączeniu lekkości, pielęgnacji i luksusu – w formacie, który odpowiada współczesnym trendom mobilności, zmysłowości i świadomego wyboru składników.

Granica między perfumiarstwem a hair care coraz bardziej się zaciera, otwierając drogę dla innowacji i nowych strategii marek w segmencie beauty.

Wysokie tempo wzrostu rynku (CAGR 8,7 proc.) sugeruje, że w perspektywie kilku lat perfumy do włosów mogą stać się jednym z filarów zapachowej oferty marek, a nie tylko jej uzupełnieniem. Coraz więcej domów perfumeryjnych włącza mgiełki do włosów jako stały element swoich kolekcji – już nie w formie limitowanych dodatków, lecz jako produkty o odrębnym DNA zapachowym i odmiennym sposobie aplikacji.

Rosnące znaczenie kategorii wynika także z jej uniwersalności i elastyczności formatowej. Zapachowe mgiełki do włosów wpisują się w trend produktów „on the go” – lekkich, kompaktowych i łatwych do ponownego aplikowania w ciągu dnia. Dzięki temu idealnie odpowiadają na potrzeby nowoczesnych konsumentów poszukujących luksusu, który jest nie tylko aspiracyjny, ale i praktyczny.

W kolejnych latach można spodziewać się również dalszej integracji trendu „zapach + funkcja”.  – wszystko to wzbogacone nutami zapachowymi tworzonymi przez renomowanych perfumiarzy. Tego typu podejście przesuwa kategorię w stronę tzw. functional fragrance, łącząc estetykę zapachu z realnymi korzyściami pielęgnacyjnymi.

Równolegle obserwujemy nowe kierunki ekspansji marek – zarówno w stronę bardziej spersonalizowanych rozwiązań (np. zestawy do zapachowego layeringu), jak i w stronę inkluzywności płciowej. Segment unisex i male grooming będzie w nadchodzących latach jednym z najszybciej rosnących obszarów, co widać już po rosnącej obecności marek oferujących mgiełki o drzewnych, piżmowych czy mineralnych nutach.

Z perspektywy strategii rynkowej perfumy do włosów wpisują się też w logikę zrównoważonego rozwoju – mniejsze formaty, niższe stężenie alkoholu i rosnąca dostępność opakowań typu refill sprawiają, że kategoria może stać się symbolem tzw. „stealth sustainability” – ekologicznego podejścia ukrytego pod estetyką luksusu i przyjemności.

W efekcie, zapachowe hair mists ewoluują w kierunku pełnoprawnego segmentu sensorialnego beauty, który łączy w sobie element emocjonalny, funkcjonalny i wizerunkowy. Dla marek oznacza to konieczność nowego myślenia o zapachu – nie jako o produkcie końcowym, lecz o doświadczeniu, które przenika różne etapy codziennej rutyny pielęgnacyjnej.

Marta Krawczyk

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
15. listopad 2025 09:02