StoryEditor
Zapachy
23.10.2023 11:11

Alan Balewski, Bale: Rzemieślnicza perfumeria — co nowego wnosi do branży?

Alan Balewski — z wykształcenia psycholog pracy i organizacji, z pasji niezależny perfumiarz i twórca BALE Independent Perfumery Practice – pracowni, w której powstają rzemieślnicze perfumy. / Bale

Chociaż rzemieślnicza perfumeria nie jest niczym nowym, można powiedzieć, że w ciągu ostatnich lat stała się swego rodzaju trendem w branży kosmetycznej. Rzemieślnicze marki perfum nie tylko starają się wyróżnić spośród marek selektywnych, a także popularnej niszy, lecz przede wszystkim zbudować nowy wizerunek produktów perfumowanych – nie tylko przez to, jakie cechy mają, ale również, w jaki sposób powstają i kto za nimi stoi.

Na początek wypadałoby określić, czym właściwie rzemieślnicza perfumeria jest. Trudno znaleźć w branży jednoznaczną definicję, jednak ogólne wyobrażenie wydaje się spójne. Najczęściej w kontekście artisan perfumery mówi się, kiedy właściciel marki sam prowadzi proces kreatywny i produkcyjny swoich wyrobów. W praktyce jest to marka własna perfumiarza, pod którą osobiście wymyśla, projektuje i własnoręcznie tworzy perfumy, a następnie je wydaje. 

Zapach krwi, dziki oud i miedziane alembiki

Ta niezależność w procesie twórczym przekłada się na wysoką kreatywność. Chociaż znajdziemy wśród perfum rzemieślniczych klasyczne szypry, fougère czy wody kolońskie, to częściej możemy liczyć na mniej typowe zapachy. Ponieważ marki rzemieślnicze nie skupiają się na dotarciu do jak największej części rynku, mogą skoncentrować się na tym, by ich produkty były jak najbardziej oryginalne, a czasami nawet skandalizujące. 

Wśród perfum rzemieślniczych znajdziemy zatem kompozycje wyraźnie dymne lub animalne. Znajdziemy takie, które będą miały w sobie akordy o zapachu krwi, smoły, lateksu, mokrej ziemi  czy… koziej sierści. Twórcy prześcigają się tutaj w pomysłach na perfumy i interpretacjach. Najczęściej nie starają się, by zapach był przesadnie „sympatyczny”, bardziej liczy się to, by był oryginalny, wyrazisty, czy też możliwie jak najbardziej realistycznie oddawał naturę.

Nie oznacza to jednak, że zawsze perfumy rzemieślnicze będą wymagające. Nietypowe aromaty to nie wszystko – wielu rzemieślników wyjątkowość swoim perfumom nadaje poprzez wykorzystanie naturalnych, rzadko spotykanych w konwencjonalnej perfumerii surowców. Może to być np. naturalna szara ambra, piżmo, ekstrakty z endemicznych roślin – składniki, które ze względu na swoją niewielką podaż, ograniczenia regulacyjne i etyczne czy też cenę, nie spotyka się w perfumerii głównego nurtu. 

image
Młodzieńczą fascynację zapachami przekułem w proces twórczy – pierwotnie jako publicysta oraz perfumiarz-samouk, następnie szkoląc się w prestiżowej, francuskiej szkole dla nosów, ISIPCA.  Lata doświadczeń zaowocowały własną praktyką, w ramach której tworzę autorskie kompozycje zapachowe oraz pokazuję kulisy ich powstawania - Alan Balewski
Bale
Tym, co jednak najbardziej odróżnia perfumy rzemieślnicze od ogólnie przyjętej niszy perfumowej, to sam proces tworzenia i nacisk, jaki się na niego kładzie. Jest on prowadzony w mikroskali (nakłady produkcyjne to często kilkaset do kilku tysięcy sztuk produktu rocznie). Nastawiony na proste procedury opierające się na pracy ręcznej. Zwykle nie jest on tak precyzyjny i wystandaryzowany  jak w przypadku dużych koncernów produkujących kompozycje zapachowe. Nie jest też poprzedzony badaniami i zaawansowaną inżynierią. W rzemieślniczej perfumerii proces twórczy w dużej mierze odzwierciedla fascynację perfumiarza i to, co jest dla niego w perfumerii najważniejsze. Dla niektórych jest to powrót do dawnych technik z czasów, kiedy perfumy powstawały w niewielkich pracowniach. Inni specjalizują się w składnikach konkretnego typu – np. Ensar Oud jest znany z kompozycji wykorzystujących bardzo rzadkie odmiany naturalnego oudu. W markach takich jak Areej le Dore czy Bortnikoff surowce do kompozycji zapachowych są osobiście przygotowywane przez twórców przy użyciu zabytkowej aparatury.

Przy czym rzemieślnicy chętnie chwalą się kulisami powstawania swoich produktów, przyjmując, że prezentacja produktu zaczyna się nie w chwili wydania produktu na rynek, lecz rozpoczęcia pracy nad nim. Takie podejście  - doceniają odbiorcy z prosumenckim spojrzeniem, którzy chcą być jak najbardziej świadomi samego produktu, jak i tego, w jaki sposób działa branża. W rzemiośle perfumowym odnajdują to, co komercyjna perfumeria zwykle przed nimi skrywa.

Marka wizytówką twórcy, a twórca wizytówką marki

Tradycyjnie w świecie perfum nazwiska odgrywają duże znaczenie. Niegdyś były to nazwiska założycieli wielkich domów perfumowych (Guerlain, Houbigant, Lubin), obecnie zaś najczęściej słynnych projektantów mody, inżynierów samochodowych czy osób medialnych.

Segment rzemieślniczy nie jest w tym względzie inny, lecz wraca do początków perfumerii, eksponując przede wszystkim osobę twórcy – perfumiarza. To on jest założycielem marki i ma pełną niezależność w tym, co i jak tworzy. W tym względzie nie ma tu miejsca na brief, konkursy czy badania rynku, które są obecnie standardem współczesnej branży kosmetycznej. 

Perfumiarz też kieruje całą linią kreatywną swojej marki – sam ustala, czym chce się inspirować, do jakich wartości ma odnosić się produkt, do jakiego stylu w sztuce nawiązywać. Decyduje nie tylko o samym zapachu, ale też o opakowaniu, marketingu, dystrybucji. 

image
W perfumerii rzemieślniczej składniki i ich pochodzenie odgrywają kluczową rolę.
Bale
Część perfumiarzy-rzemieślników osiąga  przy tym spore sukcesy. Twórcy tacy jak Mandy Aftel, Miguel Matos, Marc-Antoine Corticchiato regularnie stają na podiach branżowych konkursów obok takich tuzów jak Bertrand Duchaufour czy Jean-Claude Ellena. Udowadniają, że kariera perfumiarza nie jest już tak nieosiągalna i prestiżowa jak jeszcze przed kilkoma dekadami, kiedy to osiągnięcie jakiegokolwiek sukcesu w branży wiązało się z ukończeniem prestiżowej edukacji oraz wieloletnią pracą u największych graczy na rynku. 

Dyskusyjnym pozostaje, czy takie osoby posiadają odpowiednią wiedzę i doświadczenie, by oferować wysokiej jakości, a przy tym bezpieczny produkt (wciąż w końcu mówimy o produkcie kosmetycznym, który pozostaje przez długi czas w kontakcie ze skórą). Część rzemieślników regularnie podnosi kwalifikacje kończąc branżowe szkoły, kursy i odbywając staże. Niektórzy mają doświadczenie w dziedzinach pokrewnych. Trzeba jednak przyznać, że są też wśród nas samoucy, którzy opierają się głównie na nieformalnym szkoleniu we własnym zakresie i nie zawsze przykładają uwagę do dobrej praktyki produkcyjnej. Pomimo dużych pokładów kreatywności i najczęściej dobrych intencji. 

Limitowane nakłady, ograniczona dostępność

Dostępność rzemieślniczych perfum na rynku  można rozpatrywać z dwóch perspektyw. Pierwsza to sieć dystrybucyjna. Większość rzemieślniczych marek decyduje się na selektywną dystrybucję w wybranych punktach (głównie to perfumerie oferujące niszowe marki). Mniejsi rzemieślnicy często jednak rezygnują całkowicie z dystrybucji  stacjonarnej, a ich wyroby dostępne są wyłącznie w sprzedaży wysyłkowej. 

Drugą jest dostępność produktu w czasie. Jak wyżej wspomniano, rzemieślnicy perfumowi opierają się na własnej produkcji, która odbywa się w małej skali (często prowadzona przez jedną osobę). W przypadku, kiedy wyroby takiego rzemieślnika spotykają się z dużym zainteresowaniem, nakład potrafi szybko się wyczerpać i nie być dostępny przez kolejne miesiące, aż do czasu stworzenia kolejnej partii. Świetnym przykładem jest tu amerykańska marka Slumberhouse, której perfumy przez większość roku są zwyczajnie wyprzedane.

Nie zawsze jednak możliwe jest stworzenie kolejnej partii tych samych perfum. Rzemieślnicy, którzy korzystają z własnoręcznie przygotowanych składników lub zaopatrują się w bardzo unikalne, naturalne składniki, często tworzą pojedyncze, limitowane partie, które nie są wznawiane, lub wznowiony produkt otrzymuje nową, unikalną kompozycję zapachową.

Taki stan rzeczy jest dla rynku kosmetyków czymś nieczęsto spotykanym. Jako konsumenci przyzwyczajeni jesteśmy, że większość produktów na rynku kosmetycznym jest dla nas dostępnych od ręki. Kiedy skończą nam się ulubione perfumy, zawsze możemy wybrać się do perfumerii po kolejny flakon, z nastawieniem, że będzie miał taki sam zapach co poprzedni. 

Rzemieślnicza perfumeria odzwyczaja nas od tego standardu. Dla konsumenta, który patrzy na perfumy stricte użytkowo, taka dystrybucja może okazać się zniechęcająca do zakupu. Z drugiej strony, taki stan rzeczy podnosi prestiż marki, zaś u konsumentów generuje nowe spojrzenie na produkt i ma przyciągnąć klienta o innych potrzebach (np. kolekcjonerskich). Niewątpliwie świadome są tego również duże domy perfumowe i marki designerskie, czego efektem w ostatnich latach są powstające jedna po drugiej ekskluzywne linie produktowe, sposobem dystrybucji przypominające marki rzemieślnicze (czy też może raczej po prostu tzw. segment niszowy). 

Patrząc na raporty rynkowe, w których z roku na rok segment perfumerii niszowej mocno rośnie, można się spodziewać, że i rzemieślnicza perfumeria popłynie na tej fali i będzie sukcesywnie się rozwijać.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Producenci
07.07.2025 13:31
W ich butach walczył Bruce Lee, a teraz – zadebiutują z perfumami
Onitsuka Tiger mat.pras.

Kultowajapońska marka Onitsuka Tiger wprowadzi na rynek jesienią swoją pierwszą kolekcję czterech perfum. Ich twórcą będzie ceniony perfumarz Mark Buxton. Informację podano przy okazji otwarcia nowego, flagowego butiku na paryskich Polach Elizejskich.

Kultowa marka (najbardziej kojarzona z modelem obuwia sportowego, spopularyzowanym przez Bruce’a Lee w “Wejściu smoka”, a później – w wersji zółtej – przez Umę Thurman w “Kill Bill”), prezentuje swoje pierwsze perfumy. Zgodnie z zasadami japońskiego minimalizmu i prostoty, nazwy poszczególnych kompozycji to Onitsuka Tiger One, Two, Three i Four.

Kolekcja ma swoje hasło przewodnie „Wearing Quiet Radiance”. Twórcą kompozycji zapachowych jest ceniony perfumiarz Mark Buxton.

Kreacje Buxtona dla Onitsuka Tiger są opisywane jako „odważne i śmiałe”. Brytyjczyk ma w swoim portfolio blisko 180 kompozycji, wykreowanych dla takich marek jak Burberry, Comme des Garcons, House of Sillage, Le Labo, posiada też własną markę niszową (Mark Buxton).

Cały proces tworzenia zapachów dla Onitsuka Tiger – od doboru składników, ekstrakcję, po mieszanie i butelkowanie – odbywa się wyłącznie w Grasse w Prowansji, znanej w świecie stolicy perfum.

Cztery zapachy Onitsuka Tiger zostaną wprowadzone na rynek jesienią tego roku. Wiadomo, że będą zamknięte w żółtych flakonach, w charakterystycznym dla marki kolorze.

image
Onitsuka Tiger mat.pras.

Także wokół żółtego koloru zaaranżowany został 2-poziomowy butik marki, otwarty na prestiżowych Polach Elizejskich. W sklepie dostępna jest kolekcja fashion Onitsuka Tiger, w tym odzież jeansowa Denivita i obuwie.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Zapachy
30.06.2025 08:45
Nisza jako strategia. Gdy niezależność staje się trendem
Nisza coraz częściej oznacza „perfumy, które wyglądają na niszowe”, a nie „perfumy, które powstały poza systemem”Shutterstock

Byredo w rękach Puig, Le Labo pod szyldem Estée Lauder, prawa do marki Serge Lutens przejęte przez Shiseido. Lista kultowych marek niszowych perfum trafiających do korporacyjnych portfeli wydłuża się z każdym rokiem. Niezależność przestała być warunkiem niszy, a sama nisza stała się narzędziem w rękach wielkich. Dział perfum przechodzi transformację, w której duch rzemiosła i eksperymentu coraz częściej spotyka się z logiką skali, dystrybucji i wzrostu.

Jeszcze dekadę temu marki takie jak Byredo, Le Labo czy Diptyque uchodziły za oddech świeżości w świecie perfum - dalekie od masowości, skupione na emocji, konceptualnym podejściu i twórczej wolności. Wzbudzały lojalność nie tylko zapachami, ale i stylem komunikacji, który świadomie odcinał się od mainstreamu. Nazywano je niszowymi, bo faktycznie operowały na marginesie głównego nurtu – artystycznie i komercyjnie.

Dziś wiele z nich stanowi integralną część globalnych portfeli takich graczy jak Estée Lauder, Shiseido, L’Oréal czy Puig. Pytanie o granice niezależności, o to, co naprawdę definiuje perfumeryjną niszę, staje się coraz bardziej zasadne. Czy można nadal mówić o „niszy”, kiedy za kreatywną decyzją stoi komitet, a zapach trafia do setek sklepów w kilkunastu krajach? A może właśnie to jest nowy model niezależności – świadomej, skalowalnej i atrakcyjnej biznesowo?

Nowy rozdział niszy

Byredo – marka, która przez lata uchodziła za wzorzec nowoczesnej niszy – oficjalnie przestaje być niezależna także pod względem wizji artystycznej. Po wcześniejszym przejęciu przez hiszpański koncern Puig, w maju 2025 roku jej założyciel Ben Gorham ogłosił definitywne odejście z firmy. Choć jego nazwisko już od dawna znikało z materiałów promocyjnych, a obecność medialna była coraz bardziej symboliczna, to właśnie teraz kończy się pewna epoka – nie tylko dla Byredo, ale i dla całej kategorii marek, które zbudowały perfumeryjną niszę początku XXI wieku.

Zobacz też: Ben Gorham, założyciel Byredo, odchodzi z firmy. Czy to koniec epoki dla perfumowej niszy?

Dla wielu miłośników zapachów to moment symboliczny. Gorham – były koszykarz, outsider bez formalnego wykształcenia perfumeryjnego – stworzył markę na styku kultury, sztuki i designu. Po zakończeniu kariery sportowej i krótkim epizodzie akademickim rozpoczął studia na sztokholmskiej uczelni artystycznej, gdzie eksperymentował z różnymi formami wyrazu. Przypadkowe spotkanie z perfumiarzem skierowało jego uwagę na zapach jako niewidzialną, emocjonalną formę komunikacji. Zafascynowany tą ideą, Gorham dostrzegł w perfumach medium zdolne do opowiadania historii: przystępne, demokratyczne i dalekie od elitaryzmu. Tak narodziło się Byredo: marka, która nie tylko redefiniowała podejście do zapachu, ale też zbudowała własny język emocji, estetyki i opowieści.

Byredo stało się synonimem wolności twórczej: łączyło nieoczywiste akordy, tworzyło limitowane kolekcje z artystami, ilustrowało zapachy minimalistyczną grafiką. To właśnie dzięki takim markom nisza przez lata miała wyraźną tożsamość – była alternatywą dla ujednoliconego świata masowej perfumerii.

Dziś ta alternatywa staje się częścią większego mechanizmu. Przejmowane przez globalne koncerny marki niszowe trafiają do szerokiej dystrybucji, debiutują na lotniskach, budują linie bestsellerów i wpisują się w korporacyjne strategie. Czy to koniec niezależnego perfumiarstwa? Niekoniecznie. Ale bez wątpienia to koniec jego pierwszego rozdziału.

Od kontrkultury do strategii premium

Perfumeryjna nisza, zanim stała się kategorią rynkową, była przede wszystkim postawą – kontrą wobec zapachów projektowanych pod gusta masowej publiczności. W latach 90. i na początku XXI wieku niszowe marki wyróżniały się nie tylko składem (często bardziej wymagającym, niestandardowym, szlachetniejszym), ale też sposobem komunikacji: nie reklamowały się w telewizji, nie podpisywały kontraktów z gwiazdami, nie były dostępne w każdej perfumerii. Ich siłą była ograniczona dostępność, ale też autorski punkt widzenia.

Marki takie jak L’Artisan Parfumeur, Serge Lutens, Annick Goutal czy Diptyque nie działały według zasad typowego marketingu. Opierały się na opowieści, atmosferze, tajemnicy. Ich założyciele - często perfumiarze, artyści, osoby spoza świata beauty - nie chcieli tworzyć marek dla wszystkich. Zamiast tego oferowali doświadczenia: intymne, inne, często trudne do sklasyfikowania.

Zmiany zaczęły się, gdy nisza zaczęła przyciągać uwagę rynku luksusowego. W świecie, gdzie konsumenci coraz częściej szukają „czegoś wyjątkowego”, „spersonalizowanego” i „prawdziwego”, to właśnie nisza zaczęła odpowiadać na nowe aspiracje. Wielkie koncerny beauty dostrzegły potencjał w markach, które niegdyś działały poza głównym nurtem: zamiast kopiować ich estetykę, postanowiły je kupić. To właśnie wtedy nisza zaczęła przekształcać się z kontrkultury w narzędzie strategii premium.

Co się zmieniło? Przede wszystkim zasięg i skala. Marki niszowe zaczęły pojawiać się w butikach na lotniskach, w perfumeriach sieciowych, w kampaniach digitalowych. Zachowały pozory ekskluzywności, ale zostały włączone w struktury korporacyjne, z zespołami marketingu, planami sprzedaży i targetami kwartalnymi. Dla jednych to zdrada ideałów. Dla innych – naturalna kolej rzeczy i dowód, że nisza odniosła sukces.

image
M.Szulc wiadomoscikosmetyczne.pl

Nowi właściciele starej niezależności

W świecie niszowych perfum zmiana właściciela nie musi oznaczać utraty tożsamości. Ale też nie gwarantuje jej zachowania. Dziś wiele kultowych marek działa pod skrzydłami koncernów lub funduszy inwestycyjnych – niektóre zyskały dzięki temu nowe życie, inne zatrzymały się w bezpiecznym status quo:

1. Serge Lutens: od poetyki do mechanizmu

Legenda i pionier. Serge Lutens zbudował perfumeryjną świątynię ciszy i mroku. Jego kompozycje były literackie, często inspirowane orientem i osobistymi wspomnieniami. Choć marka od początku istniała pod skrzydłami Shiseido, Lutens długo cieszył się pełną swobodą. Choć dziś sam twórca rzadziej występuje dziś na pierwszym planie, jego estetyka wciąż silnie definiuje markę. Jej aura, nadal spójna i charakterystyczna, zdaje się dziś bardziej pielęgnować przeszłość niż eksplorować nowe ścieżki. To nie tyle zmiana kierunku, co świadome trwanie przy własnym języku.

2. L’Artisan Parfumeur: piękno w sieci sprzedaży

Założona w 1976 roku, była jedną z pierwszych marek, które pozwoliły perfumom być nie tyle modnymi, co intrygującymi. Jej eksperymentalne kompozycje i artystyczna swoboda przyciągały odbiorców szukających czegoś poza głównym nurtem. Po przejęciu przez Puig marka przeszła proces odświeżenia: uproszczona identyfikacja wizualna, większa dostępność, bardziej przejrzysty przekaz. Zyskała na rozpoznawalności i sile dystrybucji, ale dla części dawnych odbiorców straciła nieco ze swojej ekscentrycznej duszy. To nadal piękno, ale już w bardziej uporządkowanej formie.

3. Goutal (dawniej Annick Goutal): nowy rozdział w duchu klasyki

Marka zrodzona z osobistej wrażliwości – Annick Goutal, pianistka i perfumiarka, tworzyła zapachy inspirowane wspomnieniami i emocjami, nadając im niemal biograficzny charakter. Przez lata Goutal była symbolem francuskiej elegancji i intymności. W 2011 roku markę przejął koncern Amorepacific, inicjując proces estetycznej i komunikacyjnej transformacji: nowa identyfikacja wizualna, uproszczona nazwa, większy nacisk na storytelling. Zmiany te pozwoliły marce odnaleźć się w nowym kontekście rynkowym, choć dla niektórych oznaczały też częściowe oddalenie się od ducha założycielki. To kontynuacja – z inną narracją, ale podobną wrażliwością.

4. Le Labo: rzemiosło w rytmie globalizacji

Le Labo od początku opowiadało historię zapachu poprzez rytuały: ręczne etykiety, personalizację, surowy minimalizm i filozofię „slow perfumery”. Przejęcie przez Estée Lauder Companies w 2014 roku nie zmieniło tych znaków rozpoznawczych, a marka zachowała estetyczną niezależność i styl komunikacji, który nadal przyciąga świadomych odbiorców. Skala jednak uległa zmianie: dziś butiki Le Labo spotkamy w największych miastach świata, a Santal 33 stał się symbolem nowoczesnej zapachowej tożsamości. To przykład marki, która pozostała sobą – choć już w znacznie szerszym zasięgu.

5. Frederic Malle: sztuka pod skrzydłami Lauderów

Editions de Parfums Frederic Malle od początku były kuratorskim projektem: to Malle wybierał perfumiarzy, oni tworzyli bez ograniczeń. Po przejęciu przez Estée Lauder w 2015 roku marka zachowała swój unikalny model pracy i wysoki poziom artystyczny. Dziś to nadal nisza z duszą – ale już w ramach globalnego systemu.

6. Byredo: estetyka XXI wieku

Ben Gorham stworzył markę, która była odpowiedzią na zmęczenie klasyczną niszą. Byredo było chłodne, artystyczne, opowiadane obrazem. W 2022 roku marka została kupiona przez Puig, ale dopiero odejście Gorhama z funkcji dyrektora kreatywnego w 2025 roku może zwiastować głębszą zmianę. Czy Puig utrzyma balans między komercją a konceptem? To pytanie pozostaje otwarte. 

image
Ben Gorham – były koszykarz, outsider bez formalnego wykształcenia perfumeryjnego – stworzył Byredo jako markę na styku kultury, sztuki i designu
fot. mat. pras. Byredo

7. Maison Francis Kurkdjian: klasyka w nowoczesnym wydaniu

Marka założona w 2009 roku przez perfumiarza gwiazd. Po przejęciu przez LVMH w 2017 roku, Maison Francis Kurkdjian zaczęło funkcjonować jako marka premium o dużym zasięgu, łącząc tradycję z nowoczesnym podejściem do rynku. Kurkdjian nadal aktywnie tworzy w ramach własnej marki, jednocześnie pełniąc rolę dyrektora kreatywnego w Christian Dior Parfums. Marka balansuje między niszowym dziedzictwem a globalnym prestiżem.

8. Diptyque: luksusowy styl życia z korzeniami niszy

Choć nie należy do koncernu beauty, Diptyque od 2005 roku znajduje się w rękach funduszu Manzanita Capital (który ma też Penhaligon’s czy Malin+Goetz). Marka konsekwentnie rozwija się na rynku międzynarodowym, otwierając butiki i poszerzając ofertę o świece, tekstylia i kolekcje sezonowe. Zachowując charakterystyczną estetykę, Diptyque łączy tradycję z nowoczesnym podejściem do stylu życia. 

Co zostaje z ducha niszy?

W miarę jak kolejne niszowe marki przechodzą pod skrzydła globalnych graczy, nasuwa się pytanie: co tak naprawdę znaczy dziś „nisza”? Czy to nadal obietnica wolności twórczej, eksperymentu i wyjścia poza mainstream, czy już tylko estetyka i strategia opakowana w mit autentyczności?

Duch niszy to coś więcej niż minimalistyczna etykieta czy niski nakład produkcji. To często filozofia pracy oparta na niezgodzie z rynkowym kompromisem: odwadze w wyborze tematów, zapachów, języka. Tymczasem w nowych realiach wiele z tych elementów zostaje zastąpionych kalkulacją. Portfolio ujednolica się, a ryzyko – kreatywne i finansowe – staje się niepożądane. Nisza coraz częściej oznacza „perfumy, które wyglądają na niszowe”, a nie „perfumy, które powstały poza systemem”.

Z drugiej strony: czy sukces niszy nie polegał właśnie na tym, by wyjść z undergroundu i zdobyć słuchaczy? Dla wielu założycieli przejęcie przez koncern było nie tyle odejściem od ideałów, co szansą na rozwój: większe projekty, szerszy zasięg, nowy etap.

Nie zawsze jednak za sukcesem podąża ciągłość. Marki takie Maison Francis Kurkdjian czy Le Labo utrzymały spójność między innymi dlatego, że ich twórcy przez pewien czas pozostali na pokładzie. Gdy jednak odchodzą (jak Ben Gorham) pojawia się pytanie: czy kolejne odsłony marki to jeszcze jej duch, czy już tylko jego stylizacja?

Nisza przyszłości: niezależna, przejmowana czy „zaprogramowana”?

Perfumeryjna nisza nie jest już wyłącznie przestrzenią artystycznej swobody i buntu wobec rynku. Stała się ważnym segmentem rynku premium, który w coraz większym stopniu łączy tradycję z mechanizmami współczesnej gospodarki.

W tym nowym kontekście niezależność przybiera różne formy. Z jednej strony mamy twórców, którzy, często z niewielkimi środkami, realizują osobiste wizje, tworząc perfumy z pasją i zaangażowaniem, które trafiają do odbiorców poszukujących autentyczności i emocji.
Z kolei nisza przejmowana to proces transformacji: z jednej strony marka zyskuje dostęp do większych zasobów, globalnej dystrybucji i profesjonalizacji, z drugiej – ryzykuje utratę części swojej pierwotnej duszy i unikatowości.

Istnieje również trzeci wymiar, coraz częściej obserwujemy zjawisko niszy „zaprogramowanej”: marek tworzonych od podstaw przez agencje brandingowe, z jasno określoną strategią i planem szybkiego wejścia na rynek, które oferują „niszową” estetykę i narrację, lecz pozostają pod kontrolą inwestorów.

Zobacz też: Sieć The Perfume Shop otwiera perfumerie w nowym formacie – klienci chcą więcej niszy

W takim układzie kluczową rolę odgrywają sami odbiorcy. To oni, kierując się swoją wrażliwością, wartościami i oczekiwaniami, będą decydować, co dziś i w przyszłości oznacza „nisza”. To oni wyznaczą granice między autentycznością a jedynie stylizacją, między wolnością twórczą a produktem zaprojektowanym pod algorytmy sprzedaży.

W istotnym stopniu to od odbiorców zależeć będzie, jak będzie kształtować się przyszłość niszy. Niezależność nie zawsze jest kwestią formalnej struktury czy statusu prawnego. To przede wszystkim kwestia tego, czy za danym zapachem stoi prawdziwy człowiek – twórca z wizją, pasją i historią – czy tylko algorytm czy mechanizm marketingowy. Poczucie ludzkiego pierwiastka w perfumach bez wątpienia pozostanie jednym z kluczowych elementów definiujących prawdziwą wartość niszy.

autorka: Marta Krawczyk 

Zobacz też: Amouage: klasyczna nisza w obliczu nowej definicji luksusu

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
15. lipiec 2025 23:47