Aby było trendy, broda nie może być puszczona samopas. Musi być wystylizowana. Zwykły trzydniowy zarost trafił do lamusa. Teraz hodowanie brody wymaga więcej inwencji, zastosowania specjalnych narzędzi i kosmetyków. Panowie mogą zdać się na fachową pomoc w tzw. barber shopach. Taki męski salon fryzjerski, w którym zarost poddawany jest pielęgnacji i stylizacji otworzyli ostatnio m.in. wizażysta Wojciech Rostowski, muzyk i skandalista Nergal czy fryzjerka i stylistka fryzur Jaga Hupało.
Wytyczanie granic
Dziś broda nie może rosnąć, jak jej się podoba. Kontrolowany musi być jej kształt i długość. Po bokach trzeba ją przycinać, a na środku można stylizować w rozmaite kształty – szpic, kulę lub kwadrat. Strona niveamen.pl przestrzega, że zarost nie może zwisać z dolnej wargi. Włosy w tym miejscu muszą być przycięte, by nie stanowiły schronienia dla drugiego śniadania. Podobnie pilnować trzeba, by broda nie zarastała szyi. Decyzja o zapuszczeniu brody nie oznacza więc, że maszynka i pianka do golenia pójdą w zapomnienie. Szyja, policzki muszą być pozbawione włosów i nie jest bez znaczenia, jak zostanie poprowadzona linia graniczna. Tej kwestii jest poświęconych wiele wpisów w blogosferze. Samą brodę trzeba natomiast poddawać zabiegom trymowania. Przycinanie jej nie powinno odbywać się z użyciem nożyczek – łatwo wtedy o nierówności. Najlepsza dla brodacza jest więc specjalna maszynka z trymerem, która umożliwia golenie oraz stylizację zarostu.
Codzienna higiena
Oprócz strzyżenia i konturowania włosy na brodzie trzeba poddawać codziennej pielęgnacji. Nie można dopuścić, by osiadały na niej zapachy jedzenia, papierosów itp. Dlatego każdego wieczoru brodę powinno się umyć szamponem i rozczesać. Służą do tego specjalne szczotki. Te najlepsze są wytwarzane z włosia dzika. Rano natomiast brodę trzeba opłukać wodą, wytrzeć ręcznikiem, a także nałożyć na nią balsam lub olejek. Po takich zabiegach będzie miła w dotyku i pachnąca.
Na pielęgnacji samego zarostu sprawa się nie kończy. Podczas zapuszczania brody skóra zwykle zaczyna swędzieć i tęskni za łagodzącymi kosmetykami. Także zaawansowani brodacze powinni szczególnie troskliwie obchodzić się ze skórą twarzy. Warto im polecać produkty przeznaczone do skóry z zarostem. Ich zadaniem jest łagodzenie podrażnień i wzmacnianie naturalnej ochrony naskórka. (az)
Broda jest modna. Zwykły trzydniowy zarost trafił do lamusa
Na brytyjskim rynku perfum pojawił się nowy trend, który dynamicznie zyskuje popularność – tzw. „dupe scents”, czyli tańsze odpowiedniki znanych luksusowych zapachów. Jeden z takich zapachów przypomina perfumy Baccarat Rouge 540 warte 355 funtów, a inny – Penhaligon’s Halfeti za 215 funtów. Tymczasem ceny ich imitacji zaczynają się już od 5 funtów. Według badań aż połowa brytyjskich konsumentów przyznaje, że kupiła tego typu produkt, a 33 proc. zadeklarowało chęć ponownego zakupu.
Zjawisko zyskało popularność głównie dzięki mediom społecznościowym – na TikToku hasztag #perfumedupe ma tysiące wpisów. Jednak za atrakcyjną ceną często kryją się kontrowersje prawne. Producenci oryginalnych perfum coraz częściej zwracają się do prawników o porady, jak bronić swoich formuł przed kopiowaniem. W niektórych przypadkach konkurencyjne firmy pytają nawet, jak legalnie stworzyć perfumowy „dupe”. Niestety, jak podkreślają eksperci, ochrona zapachu w świetle brytyjskiego prawa jest niemal niemożliwa – zapachów nie da się jednoznacznie opisać graficznie, a więc nie można ich zarejestrować jako znak towarowy.
Ochrony nie daje także prawo patentowe. Jak wyjaśnia Eloise Harding z kancelarii Mishcon de Reya w rozmowie z brytyjskim Guardianem, perfumy rzadko spełniają warunek „kroku wynalazczego”, niezbędnego do uzyskania patentu. Co więcej, nawet gdyby taki patent został przyznany, po 20 latach formuła staje się publiczna. Tymczasem producenci tańszych wersji perfum coraz częściej sięgają po techniki takie jak chromatografia gazowa-spektrometria mas (GCMS), by rozłożyć oryginalne zapachy na czynniki pierwsze i stworzyć ich tańsze kopie – często z użyciem mniej szlachetnych składników.
Rynek perfum w Wielkiej Brytanii osiągnął wartość 1,74 miliarda funtów w 2024 roku, a według prognoz firmy badawczej Mintel do 2029 roku przekroczy 2 miliardy. W ankiecie przeprowadzonej wśród 1 435 osób, aż 18 proc. tych, którzy jeszcze nie kupili „dupe perfum”, przyznało, że są nimi zainteresowani. Ekspertka Mintel, Dionne Officer, zauważa, że młodsze pokolenia, wychowane w czasach kryzysów gospodarczych i wszechobecnego fast fashion, nie widzą nic złego w kupowaniu imitacji. Wręcz przeciwnie – umiejętność znalezienia okazji i tańszej wersji luksusu postrzegana jest dziś jako przejaw sprytu, a nie wstydliwego kompromisu.
Rynek perfum vintage i wycofanych z produkcji rozwija się dynamicznie, mimo braku oficjalnych danych dotyczących jego wielkości. Mathieu Iannarilli, paryski handlarz rzadkimi zapachami, od 2007 roku specjalizuje się w poszukiwaniu unikalnych flakonów dla klientów gotowych zapłacić od 150 euro do ponad 3 000 euro za butelkę.
Jak donosi Financial Times, osoby wierne jednemu zapachowi, po jego wycofaniu czują się „osierocone zapachowo” i są gotowe na wiele, by odzyskać swoją olfaktoryczną tożsamość. Na eBayu można znaleźć ponad 50 000 wyników po wpisaniu hasła „discontinued fragrances”, a ceny potrafią być astronomiczne – Tom Ford Amber Absolute kosztuje nawet 4 300 dolarów, a Vivienne Westwood Boudoir – 2 784 dolary.
Jednym z czynników napędzających ten rynek są tzw. „flankery”, czyli limitowane wariacje klasycznych zapachów. Dla kolekcjonerów stanowią one nie lada gratkę – np. Estée Lauder Sensuous Noir z 2008 roku osiąga na eBayu cenę 265 funtów, a Thierry Mugler A*Men Pure Malt z 2009 roku przekracza 600 funtów. Do wzrostu cen przyczyniają się również zakończenia licencji zapachowych lub bankructwa marek – ceny perfum marek takich jak Vivienne Westwood czy Stella McCartney potroiły się po ich wycofaniu z rynku perfumeryjnego.
Ceny vintage’owych zapachów są windowane również przez prestiż i historię producentów. Klasyki od marek takich jak Guerlain są poszukiwane zarówno przez osoby, które chcą je nosić, jak i kolekcjonerów. Flakon Guerlain Djedi może osiągnąć wartość ponad 3 000 euro. Co więcej, zapotrzebowanie nie ogranicza się do segmentu luksusowego – przykładem może być Ultima II Sheer Scent od Revlon, który od 1990 roku pozostaje ulubionym zapachem matki krytyka mody FT, Alexandra Fury’ego, mimo że został wycofany z produkcji już na początku lat 2000.
Zmiany w regulacjach unijnych dotyczących składników kosmetycznych również miały wpływ na rynek – od początku lat 2000 wiele zapachów zostało przeformułowanych, często ku niezadowoleniu wiernych użytkowników. W efekcie rośnie popyt na starsze wersje tych samych perfum. Aimee Majoros, kolekcjonerka zapachów z Nowego Jorku, wspomina, że jej butelka Mitsouko Guerlain z lat 70. pachnie zupełnie inaczej – i lepiej – niż obecna wersja. „Najlepszy zapach, jaki kiedykolwiek poczułam, to próbka L’Air du Temps od Nina Ricci z lat 60.” – dodaje. W społeczności miłośników perfum frustracja związana z reformulacjami jest zjawiskiem powszechnym.