StoryEditor
Rynek i trendy
05.03.2013 00:00

Dayli nie będzie drogerią

Do końca 2016 roku sieć Dayli chce mieć w Polsce ponad 300 sklepów. Powstająca na bazie Schleckera sieć to nowatorski w skali Polski i Europy koncept sklepów convenience – centrów zakupów blisko domu. Na średniej powierzchni 200 mkw. klienci mają mieć dostęp do ponad 200 tys. artykułów (częściowo przez Internet) i 42 rodzajów usług.

Asortyment kosmetyczny ma stanowić tylko 25-30 proc. całości oferty, na którą złożą się też artykuły spożywcze, odzież, sprzęt elektroniczny, gospodarstwa domowego, biurowy. Z kosmetyków kolorowych w każdym sklepie stać będą szafy trzech marek: Maybelline, Essence i Basic. Znacząco zwiększy się oferta produktów marki własnej (z obecnych 10 do około 30 proc.), oferowanych pod marką Dayli i subrandami (Pet, Clean czy Home).
– Jesteśmy zaprzeczeniem tego, czym był Schlecker, nie porównujemy się z Rossmannem. Nikt wcześniej w Polsce i na świecie nie rozwijał podobnego projektu – powiedział „Wiadomościom Kosmetycznym” Rudolf Haberleitner, prezes TAP Dayli Vertriebs,  grupy powiązanej z austriackim funduszem TAP 09 Beteiligungs, która przejęła majątek Schleckera w Austrii, Belgii, Luksemburgu, Włoszech i Polsce. Do końca br. Austriacy zainwestują w Polsce 15 mln euro w przebudowę dawnych Schleckerów na Dayli oraz uruchomienie 90 nowych placówek. W ramach sieci będzie działać kilka formatów sklepów: typowe Dayli (ok. 250 mkw. powierzchni sprzedaży), Baby Dayli (do 200 mkw. – takich w Polsce jest najwięcej), Dayli Markt (powyżej 800 mkw.), Dayli Thek (z wyszukaną ofertą gastronomiczną, lokowane w prestiżowych lokalizacjach dużych miast). Od marca br. polskim oddziałem Dayli zarządza Kamil Kliniewski, prezes specjalizującej się w produkcji podpasek i pieluszek jednorazowych firmy Hygienika. Spółka nabyła 50 proc. udziałów w Dayli Polska za 3 mln euro. Pierwsze typowe sklepy Dayli powstaną w Polsce za ok. 2 miesiące. Trwają rozmowy z dostawcami. – Negocjujemy wyłącznie bezpośrednio z producentami, pomijając dystrybutorów – mówi Kamil Kliniewski, prezes Dayli Polska. Na razie Dayli nie planuje wprowadzenia franczyzy.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
04.09.2025 14:33
UCE Research: Młodzi Polacy coraz częściej kupują w promocjach
Młodzi polują na promocję m.in. w drogeriach.Grupa Rossmann - błędy cenowe, tajemnicze promocje 99gr

Jak wynika z raportu UCE RESEARCH i Shopfully „Młodzi Polacy na zakupach. Edycja IV”, aż 32,5 proc. osób w wieku 18–25 lat deklaruje, że od 20 proc. do 40 proc. ich codziennych zakupów stanowią produkty kupione w promocjach. Najczęściej są to konsumenci z dochodami w przedziale 3000–4999 zł, ze średnim wykształceniem i mieszkający w mniejszych miejscowościach liczących od 5 do 19 tys. mieszkańców. Badani wskazują, że promocje pomagają im racjonalnie gospodarować budżetem, choć nie są jedynym wyznacznikiem decyzji zakupowych.

Drugą najliczniejszą grupą są młodzi konsumenci, którzy deklarują, że 40–60 proc. ich podstawowych zakupów odbywa się w promocjach – taką odpowiedź wskazało 26,5 proc. ankietowanych. Eksperci zwracają uwagę, że dla tej części młodych promocje nie są już dodatkiem, lecz naturalnym elementem codziennego koszyka. Często są to osoby na początku kariery zawodowej lub studenci, którzy dysponują ograniczonymi środkami i dzięki rabatom mogą kupować więcej lub produkty lepszej jakości.

Zdecydowanie mniej respondentów wskazuje skrajne wartości. Zakupy w promocjach w zakresie 60–80 proc. deklaruje 10,7 proc. badanych, a aż 80–100 proc. jedynie 4,1 proc. uczestników sondażu. Z kolei 12,6 proc. młodych konsumentów kupuje w promocji mniej niż 20 proc. produktów. 13,6 proc. respondentów nie potrafiło jednoznacznie określić, jaki odsetek ich codziennych zakupów stanowią przeceny.

Eksperci podkreślają, że wyniki odzwierciedlają specyfikę polskiego rynku, gdzie znacząca część asortymentu – m.in. żywność, kosmetyki i środki czystości – regularnie trafia na promocje. Młodzi konsumenci, choć wyczuleni na ceny i ostrożni w wydatkach, nie zawsze mogą pozwolić sobie na czekanie na rabaty. Dlatego dominują umiarkowane wskazania w przedziale 20–40 proc., które pokazują racjonalne podejście do zakupów i oszczędzania w grupie osób o średnich dochodach.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
02.09.2025 12:54
„Tired Girl” – nowy trend makijażowy pokolenia Z
Od lewej; Gabbriette, Jenna Ortega, Hypnotique.Getty Images/Netflix/instagram.com/hypnotique

Przez dekady wizerunek zmęczenia był w kulturze piękna czymś, czego należało unikać. Korektory, kremy pod oczy czy rozświetlacze miały niwelować cienie i sprawiać, by twarz wyglądała świeżo oraz promiennie. Trend „Tired Girl”, który wywodzi się z TikToka, odwraca tę logikę – zamiast maskowania oznak braku snu, celebruje on ich widoczność. Cienie pod oczami, blada cera i nieco „niedokończony” makijaż stają się estetycznym wyborem, a nie defektem do ukrycia.

Wizerunkową twarzą nurtu jest Wednesday Addams, bohaterka serialu Tima Burtona na Netfliksie, grana przez Jennę Ortegę. Na czerwonym dywanie aktorka odtwarza makijaż z wyraźnymi cieniami pod oczami, co stanowi kontrast wobec dotychczasowych standardów. Podobne inspiracje można odnaleźć w popkulturze – od Angeliny Jolie w filmie Przerwana lekcja muzyki po Natalie Portman w Leonie Zawodowcu. Wśród współczesnych ambasadorek stylu wymienia się Lily Rose-Depp czy influencerkę Emmę Chamberlain.

Popularność „Tired Girl” w dużej mierze napędza TikTok. Od lipca 2025 r. trend funkcjonuje tam jako osobna kategoria, a instruktaże pokazujące, jak uzyskać efekt niewyspania, osiągają ponad 300 tys. wyświetleń każdy. Influencerka Lara Violetta określa tę estetykę mianem „moldy makeup” i podkreśla, że „worki pod oczami są chic, bo trzeba sobie na nie zapracować”. Makijażyści opisują ten styl jako niedbały, zadziorny i autentyczny – alternatywę dla perfekcyjnych wizerunków z Instagrama.

image

Trend makijażowy na Wednesday Addams napędza sprzedaż MAC

Eksperci trendów wskazują jednak, że „Tired Girl” nie ma tak głębokiego zakorzenienia jak subkultury lat 90. Grunge był powiązany z ruchem antysystemowym i wspólnotą, podczas gdy „Tired Girl” należy do tzw. zjawisk „core”, czyli internetowych mikroestetyk takich jak „cottagecore” czy „Barbiecore”. Są one szybkim sposobem komunikowania nastroju lub tożsamości, lecz charakteryzuje je ulotność i podatność na zastąpienie kolejnym wiralowym trendem.

Fenomen „Tired Girl” można również odczytywać jako odpowiedź na presję, z jaką mierzy się pokolenie Z. Badacze wskazują, że młodzi dorośli funkcjonują w realiach niepewnego rynku pracy, zadłużenia studenckiego czy odpowiedzialności ekologicznej, przy jednoczesnej potrzebie realizacji własnych ambicji. Publiczne eksponowanie zmęczenia i autoironiczny humor stają się strategią radzenia sobie z tym ciężarem – manifestem: „jestem wyczerpany, ale żartuję z tego i nie udaję perfekcji”.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
09. wrzesień 2025 12:09