StoryEditor
Rynek i trendy
20.02.2014 00:00

Integracja. Innej drogi nie ma

Waldemar Nowakowski, prezes Polskiej Izby Handlu: Jeśli dziś przestanie istnieć konkurencja na rynku, to wykorzystanie pozycji dominującej przez jutrzejszych zwycięzców – także w obszarze ceny – jest tylko kwestią czasu

Skierowaliście Państwo do przedstawicieli rządu pismo z apelem o działania w sprawie niekontrolowanego rozwoju dyskontów. Co odpowiedzieli adresaci listu? Jest jakaś reakcja?
Od chwili jego złożenia minęło dopiero nieco ponad dwa tygodnie (rozmawiamy 4 lutego br. – red.) – w skali czasu reakcji na tego typu pisma to całkiem niedawno. Poza formalną odpowiedzią z Kancelarii Sejmu na razie nie mamy jeszcze merytorycznych odpowiedzi.

Czego konkretnie Polska Izba Handlu domaga się od polskiego rządu?

Oczekujemy rozpoczęcia debaty społecznej, która docelowo mogłaby zaowocować rozwiązaniami legislacyjnymi, ukierunkowanymi na stworzenie warunków do zrównoważonego rozwoju wszystkich formatów handlu.
„Debata jest jak najbardziej zasadna, szkoda tylko, że dopiero teraz podejmuje się takie działania” – mówią przedstawiciele polskiego handlu. Odpowiedzmy więc, dlaczego tak późno?
Wezwanie do debaty społecznej tak wyartykułowane zostało przesłane ostatnio, natomiast nie zapominajmy o całym dorobku Polskiej Izby Handlu na drodze do stworzenia warunków do zrównoważonego rozwoju handlu – nasze działania na dużą skalę trwają już od 2011 r. Wystarczy wspomnieć choćby Kongres Kupiectwa z 2011 r., prace w Radzie Konsultacyjnej ds. Handlu i Usług przy Ministrze Gospodarki i nasz udział w jej powołaniu, konferencję na temat branży drogeryjnej z 2012 r., debatę na temat produktów markowych w unikalnych gramaturach dostępnych tylko w dyskontach, której jednym z wątków było przesłanie zawiadomienia w tej sprawie do Dyrekcji Generalnej ds. Konkurencji Komisji Europejskiej. To tylko najbardziej znane przykłady.
Detaliści mówią: „Ta debata powinna mieć przewodnie hasło, nie czy, tylko JAK uratować polski handel”. Czy może Pan przedstawić konkretne pomysły, które są możliwe do zrealizowania w naszej obecnej sytuacji gospodarczej i politycznej, z uwzględnieniem zasad rządzących wolnym rynkiem, polskiego i unijnego prawodawstwa? Czy to nie jest po prostu walka z wiatrakami?
Tytuł nie jest tak ważny jak skutek. To co jest do zrobienia, to nie jest kwestia na jedną rozmowę – to jest zadanie dla całego sektora handlu i branży, żeby spojrzała do wewnątrz siebie i zastanowiła się: co możemy zrobić, tak na poziomie legislacji, jak i naszym podwórku. Ceny, dyskonty, prawodawstwo polskie i unijne, kryzys – to jedna strona medalu. Z drugiej strony warto pomyśleć nad integracją i to nie tylko na płaszczyźnie zakupowej, ale także integracji środowiska, które, mówiąc jednym głosem, zawsze może więcej – dopóki jesteśmy zatomizowani, słychać tylko poszczególne głosy. Warto pomyśleć nad spójnymi działaniami, tak na płaszczyźnie legislacyjnej, jak i kampanii społecznych. Działania takie powinny, w oparciu o uzgodnione potrzeby całej branży, być przekazywane decydentom, mediom i społeczeństwu i to nie przy okazji jednej konferencji, ale w sposób ciągły i trwały, przez wyspecjalizowane w takich działaniach organizacje branżowe.
Czy to nie jest walka z wiatrakami? – ewolucji handlu wymuszonej zmianą postaw konsumenckich nie da się powstrzymać, tak samo jak konieczności integracji, natomiast można nadać temu kierunek przynajmniej częściowo zgodny z potrzebami branży. Ale to jest praca na lata.
Przekonujecie Państwo, że potrzebna jest zmiana w zasadach i sposobie sporządzania planów zagospodarowania przestrzennego, która doprowadzi do zrównoważonego rozwoju wszystkich podmiotów handlu. Proszę o sprecyzowanie tego postulatu.
Co dokładnie powinno się stać? I czy zrealizowanie tych postulatów jest możliwe? Jako tło zacytuję fragment artykułu z Gazety Wyborczej („Rozwiewamy mity o sieciach handlowych” P. Miączyński, L. Kostrzewski, GW 18.01.2014): „Podobny pomysł Nowakowskiemu, gdy był posłem Samoobrony, udało się wprowadzić w życie w 2007 roku. Głosami koalicji PiS-Samoobrona-LPR i mimo licznych zastrzeżeń prawników przegłosowano, że założenie sklepu o powierzchni od 400 do 2 tys. mkw. wymaga nie tylko decyzji np. wójta, lecz także rady gminy lub miasta. Rada miała badać, jaki wpływ ma budowa dużego sklepu na miejscowy rynek pracy, infrastrukturę miasta, drogi oraz inne sklepy. Ponieważ do ustawy brakowało rozporządzeń, więc przez siedem miesięcy nie wydano ani jednego pozwolenia na budowę dużego sklepu. Zastopowano inwestycje na kwotę 3 mld euro.  W lipcu 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uznał te przepisy za niezgodne z konstytucją”.

Założenia projektu były słuszne. Oparte są one na rozwiązaniach z innych krajów, gdzie funkcjonują. Projekt został odrzucony – to prawda. Trudno zresztą oceniać działanie ustawy, która nigdy tak naprawdę nie weszła w życie. Natomiast w obecnych realiach pewne jej elementy można by wykorzystać w trosce właśnie o zrównoważony rozwój handlu. Badanie wpływu nowych obiektów na rozwój handlu w danej miejscowości mogłoby na przykład zapobiec powstawaniu pięciu dyskontów w miejscowości mającej 10 tys. mieszkańców. Warty podkreślenia jest fakt, iż istnienie rozwiązań wymuszających sporządzanie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego oraz obowiązek przeprowadzenia analiz wpływu nowo powstałych podmiotów handlowych nie tylko nie spowolni rozwoju gospodarczego, ale przyczyni się do jego ożywienia, zwłaszcza na szczeblu lokalnym, motywując władze gmin do wspierania różnorodności formatów handlu, jako gwarancji wyższych przychodów z tytułu podatków płaconych lokalnie, oraz do dywersyfikacji zatrudnienia na terenie gmin i jego uniezależnienia od zmian polityki poszczególnych koncernów.  
 Zróżnicowany i harmonijny wzrost handlu pośrednio przyczyni się także do samoistnej rewitalizacji centrów miast.
Czy może Pan podać przykłady z innych europejskich rynków, gdzie zadbano o interesy lokalnego handlu, gdzie działa on z powodzeniem obok międzynarodowych sieci handlowych i dyskontów, i które
można byłoby przenieść na polski rynek?

Warto zwrócić uwagę, iż w innych krajach Unii Europejskiej istnieją rozwiązania, których celem jest monitoring rozwoju handlu, co pozwala przeciwdziałać lokalnym zaburzeniom równowagi gospodarczej przekładającym się na rozwój małych firm, miejsca pracy oraz, co nie mniej ważne, na płacone lokalnie podatki. Rozwiązania tego typu funkcjonują m.in. w Danii, Belgii, we Włoszech, Grecji, Niemczech, Portugali, Francji.
Polacy chcą kupować przede wszystkim tanio. I z taką ofertą kojarzą dyskonty, sieci handlowe. „Czy chcecie walczyć z sieciami w interesie sklepikarzy, ale wbrew interesom większości Polaków?” – to autentyczny wpis z internetowej dyskusji toczącej się wokół tematów związanych z handlem. Jakby Pan to skomentował?
Prawdą jest, że według wszystkich badań cena jest nadal najważniejszym czynnikiem wpływającym na wybory konsumentów. Stoi ona w rankingach nawet przed kwestiami wygody. Zresztą naszym celem nigdy nie było utrudnianie życia konsumentom. To oni podejmują ostateczne decyzje. Jeżeli chodzi o cenę, to droga jest tak naprawdę tylko jedna – integracja, optymalnie przez franczyzę, a przynajmniej przez grupy zakupowe. Tylko tak można walczyć z gigantycznymi możliwościami negocjacyjnymi dyskontów wobec producentów, wynikającymi z ogromnego obrotu i ekonomii skali. Warto też pamiętać, że jeśli dziś przestanie istnieć konkurencja na rynku, to wykorzystanie pozycji dominującej przez jutrzejszych zwycięzców – także w obszarze ceny – jest tylko kwestią czasu…
Wydaje się, że potrzebna jest nie tylko debata, ale bardzo szeroka kampania przekonująca Polaków, że warto kupować w polskich sklepach, a producentów, że należy w nie inwestować, bo nie ma nic groźniejszego dla biznesu, jak brak konkurencji. Monopolista dyktuje ceny i warunki współpracy. Czy uważa Pan, że można rzeczywiście dotrzeć do odbiorców z takim masowym komunikatem i odwrócić panujący na rynku trend? Co PIH chciałby przekazać w takiej kampanii?
Tak naprawdę to wszystko, o czym pani mówi, to rzeczy, do których my nawołujemy już od dawna. Pytanie, czy nie jest to głos wołającego na puszczy… Ale poważnie – wola konsumenta i jego decyzja są ostateczne. Dlatego też potrzebna jest kampania, która uświadomi, że to co jest dzisiejszym sukcesem: czyli nieco niższa cena, czy jeszcze jeden dyskont koło domu, mogą się okazać jutrzejszą porażką – kiedy cena wzrośnie, sieć zmieni politykę i przeniesie swój sklep, nie pozostawiając żadnego innego w pobliżu, bo wszystkie inne wcześniej upadną. Nie mówiąc już o miejscach pracy i podatkach płaconych do gmin. Kiedyś podczas dyskusji na temat dyskontów na antenie radiowej jeden ze słuchaczy stwierdził, że ważne są dla niego ceny, a nie miejsca pracy, które za tym stoją w handlu tradycyjnym – ciekawe, czy tak samo wyglądałaby ta wypowiedź, gdyby dotyczyła jego miejsca pracy. Ale odkładając tego typu rozważania na bok – klient patrzy przez pryzmat portfela i nie można mu tego mieć za złe, bo wszyscy to robimy. I tutaj znowu wracamy do rozmowy o integracji, bo tylko ona może nam jako sektorowi handlu dać lepsze ceny – w tym obszarze innej drogi na dzisiaj raczej nie ma.

Rozmawiała
Katarzyna Bochner


ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
28.04.2025 13:35
Cześć, chcę Cię zjeść: perfumy gourmand na fali rosnącej 77,5 proc. rok do roku
Od lewej do prawej: French Macaroons The Dua Brand, Les Belles de Ricci Amour d‘Amandier Nina Ricci, Pink Sugar Aquolina, Sakeena Lattafa Perfumes, Bubblegum JAFRA.Wiadomości Kosmetyczne

Syntetyczne nuty deserowe, takie jak wanilia, czekolada, karmel czy miód, od lat obecne są w perfumach, jednak to właśnie ostatni rok przyniósł im prawdziwy rozkwit popularności. Kategoria zapachów znana jako „gourmand” odnotowała ogromny wzrost zainteresowania na platformach takich jak #PerfumeTok i #FragranceTok. Według danych Spate, liczba wyszukiwań zapachów gourmand w internecie rośnie w tempie aż 77,5 proc. rok do roku.

Coraz więcej perfumiarzy włącza się w trend inspirowany jedzeniem, eksperymentując z coraz bardziej apetycznymi nutami. Rynek zapachów gourmand znajduje się na dynamicznej ścieżce wzrostu – według prognozy Future Market Insights jego wartość wzrośnie z 32,5 miliarda dolarów w 2025 roku do 55 miliardów dolarów w 2035 roku. To oznacza niemal podwojenie wartości w ciągu zaledwie dekady.

W ostatnim roku zapachy gourmand były niemal wszędzie. Wśród najpopularniejszych znalazły się Vanilla 28 marki Kayali, Vanilla Sex od Toma Forda oraz Black Opium Yves Saint Laurent, które stały się wiralowymi hitami. Marka Glossier poszerzyła linię perfum You o śliwkowy zapach z nutami kremu maślanego i migdałów, a piosenkarka Sabrina Carpenter wypuściła całą kolekcję perfum inspirowanych deserami.

Celem noszenia perfum gourmand nie jest jedynie zostawienie po sobie przyjemnego wrażenia, ale wywołanie intensywnej reakcji – zapach powinien być na tyle kuszący, by ktoś chciał „Cię zjeść”. Popularność tej kategorii zapachów jako segmentu rynku perfum zaczęła się stosunkowo niedawno, a jej początki przypisuje się premierze przełomowego zapachu Angel od Muglera z 1992 roku. Kompozycja ta, łącząca wanilię, czerwone owoce i olejek paczulowy, zapoczątkowała modę na słodkie perfumy lat 90. i początku XXI wieku.

Po pandemii związek między jedzeniem a branżą beauty stał się jeszcze bardziej widoczny i dochodowy. W ostatnich latach popularność zdobyły viralowe trendy makijażowe takie jak „latte girl”, „strawberry girl” czy „glazed doughnut skin”. W reklamach kosmetyków niemal nie sposób znaleźć kreacji, w której nie pojawiałyby się motywy kawiarni lub koktajli. Zainteresowanie perfumami gourmand odzwierciedla potrzebę konsumentów do szukania komfortu i nostalgii, zwłaszcza poprzez zakupy online.

„Słodycze są świetnym narzędziem marketingowym, ponieważ odwołują się do znanych zapachów i smaków, które ludzie od razu rozpoznają” – mówi Shelly Socol, współzałożycielka i CEO agencji marketingowej 1r. Jak dodaje, nuty związane z jedzeniem, takie jak wanilia czy kokos, pomagają w budowaniu pomostu między produktem a konsumentem, zwłaszcza gdy niemożliwe jest osobiste przetestowanie zapachu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
28.04.2025 13:14
Interparfums zamknęło I. kwartał 2025 wzrostem przychodów
Coach to jedna z marek perfumeryjnych z portfolio InterparfumsIG interparfums_official

Francuski koncern, specjalizujący się w perfumach, poinformował o wzroście przychodów na poziomie 8,8 proc. w pierwszym kwartale bieżącego roku. Było to dla firmy pozytywne rozpoczęcie roku, w perspektywie rysują się nowe umowy licencyjne.

Interparfums, posiadający w swoim portfolio tak popularne marki perfum jak Jimmy Choo, Montblanc, Coach, Moncler i Karl Lagerfeld, odnotował przychody w I kw. w wysokości 235,5 mln euro (dla porównania: w tym samym okresie 2024 roku było to 212,7 mln euro). 

Pozytywny wynik koncernu to głównie rezultat 40-procentowego wzrostu przychodów marki perfum Jimmy Choo, a także Lacoste (wzrost: 34 proc.).

Interparfums poinformował również wcześniej o podjęciu kroków, będących reakcją na decyzje w sprawie ceł,podjęte przez administrację USA. Więcej na ten temat w artykule: Ceny perfum w USA wzrosną o 6-7 proc. – to odpowiedź Interparfums na cła Trumpa

W lutym Interparfums poinformował o planach zwiększania przychodów w 2025 roku. Zakładany cel to 930-935 mln euro.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
28. kwiecień 2025 15:12