StoryEditor
Rynek i trendy
28.11.2018 00:00

Pierwszy gabinet lekarski Dr.Max został otwarty w Krakowie

W krakowskiej Galerii Bronowice przy aptece Dr.Max został otwarty pierwszy gabinet lekarski tej sieci aptecznej, w którym pacjenci mogą liczyć na szybką konsultację lekarską, nawet w przerwie między zakupami. W ten sposób Dr.Max przenosi na polski grunt format walk in clinic, czyli punktów szybkiej porady medycznej działających w aptekach, od lat bardzo popularny w USA. 

Koncepcja "walk in clinic" to model umożliwiający szybki dostęp do lekarza ludziom zabieganym, którzy nie mają czasu na poświęcenie całego dnia na oczekiwanie w kolejce w przychodni, którzy porady potrzebują natychmiast lub którzy np. z racji obowiązków zawodowych czy rodzinnych, mogą pozwolić sobie na wizytę u lekarza jedynie przy okazji realizacji innych obowiązków. 

- Gabinet szybkiej konsultacji medycznej to świetne rozwiązanie w tego typu przypadkach. W kilkanaście minut pacjent przechodzi rejestrację, otrzymuje diagnozę i dalsze wytyczne co do leczenia. Niepokojący ból gardła, zatkany nos lub podwyższoną temperaturę można skonsultować w przerwie na lunch i, jeśli diagnoza nie przewiduje kuracji w domu, wrócić za biurko bez zaburzania planu dnia –  tłumaczy Karol Piasecki, dyrektor zarządzający Dr.Max Polska. – W naszej klinice pacjent może otrzymać poradę lekarską nawet w 15 minut od jej rezerwacji – dodaje. 

Pierwszy z gabinetów sieci Dr.Max znajduje się w krakowskiej Galerii Bronowice, gdzie przyjmuje już lekarz pierwszego kontaktu. Co to oznacza dla pacjentów? -  Wybór centrum handlowego nie jest przypadkowy – mówi Karol Piasecki. – Dogodne, długie godziny otwarcia, tak w tygodniu, jak i w weekendy, umożliwiają pacjentowi umówienie wizyty w terminie znacząco wykraczającym poza standardowy czas pracy przychodni publicznych. System zapisów jest zautomatyzowany i nie wymaga czekania w kolejce do rejestracji – dodaje. 

Aby zarejestrować się do lekarza wystarczy skorzystać z infokiosku, który intuicyjnie przeprowadzi pacjenta przez kolejne kroki rezerwacji i po kilkunastu minutach wrócić na umówioną wizytę. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt łatwego dojazdu do centrum komunikacją zbiorową oraz ogólnodostępny parking, dla osób zmotoryzowanych. Zlokalizowanie gabinetu w pasażu handlowym, w bezpośrednim sąsiedztwie apteki pozwala na szybką realizację recepty i niezwłoczne rozpoczęcie procesu leczenia. 

W niedługim czasie pacjenci gabinetu Dr.Max, poza konsultacją z lekarzem pierwszego kontaktu, będą mieli dostęp do renomowanych specjalistów i nowoczesnego sprzętu. Wizytę, poza infokioskiem w centrum handlowym, można umówić również bez wychodzenia z domu lub pracy, przez internet. 

–  Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Gabinet został otwarty na początku listopada i już cieszy się dużą popularnością. To pozwala już dziś zadeklarować, że projekt będzie rozwijany, zarówno jeśli chodzi o inne specjalizacje lekarskie, jak i o nowe lokalizacje – mówi Karol Piasecki. 

Trend do przybliżania usług zdrowotnych do pacjenta to tendencja ogólnoświatowa, zwłaszcza w przypadku lekkich problemów zdrowotnych, jak np. przeziębienia. W USA i wielu krajach Europy Zachodniej format "walk in clinic" to już dziś standard. Tak jak opieka farmaceutyczna, w ramach której pacjent z błahym problemem zdrowotnym udaje się po poradę w pierwszej kolejności do apteki. 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 12:35
Guardian: Tanie perfumy podbijają brytyjski rynek – co druga osoba kupiła zapachowy „dupe”
Shutterstock

Na brytyjskim rynku perfum pojawił się nowy trend, który dynamicznie zyskuje popularność – tzw. „dupe scents”, czyli tańsze odpowiedniki znanych luksusowych zapachów. Jeden z takich zapachów przypomina perfumy Baccarat Rouge 540 warte 355 funtów, a inny – Penhaligon’s Halfeti za 215 funtów. Tymczasem ceny ich imitacji zaczynają się już od 5 funtów. Według badań aż połowa brytyjskich konsumentów przyznaje, że kupiła tego typu produkt, a 33 proc. zadeklarowało chęć ponownego zakupu.

Zjawisko zyskało popularność głównie dzięki mediom społecznościowym – na TikToku hasztag #perfumedupe ma tysiące wpisów. Jednak za atrakcyjną ceną często kryją się kontrowersje prawne. Producenci oryginalnych perfum coraz częściej zwracają się do prawników o porady, jak bronić swoich formuł przed kopiowaniem. W niektórych przypadkach konkurencyjne firmy pytają nawet, jak legalnie stworzyć perfumowy „dupe”. Niestety, jak podkreślają eksperci, ochrona zapachu w świetle brytyjskiego prawa jest niemal niemożliwa – zapachów nie da się jednoznacznie opisać graficznie, a więc nie można ich zarejestrować jako znak towarowy.

Ochrony nie daje także prawo patentowe. Jak wyjaśnia Eloise Harding z kancelarii Mishcon de Reya w rozmowie z brytyjskim Guardianem, perfumy rzadko spełniają warunek „kroku wynalazczego”, niezbędnego do uzyskania patentu. Co więcej, nawet gdyby taki patent został przyznany, po 20 latach formuła staje się publiczna. Tymczasem producenci tańszych wersji perfum coraz częściej sięgają po techniki takie jak chromatografia gazowa-spektrometria mas (GCMS), by rozłożyć oryginalne zapachy na czynniki pierwsze i stworzyć ich tańsze kopie – często z użyciem mniej szlachetnych składników.

Rynek perfum w Wielkiej Brytanii osiągnął wartość 1,74 miliarda funtów w 2024 roku, a według prognoz firmy badawczej Mintel do 2029 roku przekroczy 2 miliardy. W ankiecie przeprowadzonej wśród 1 435 osób, aż 18 proc. tych, którzy jeszcze nie kupili „dupe perfum”, przyznało, że są nimi zainteresowani. Ekspertka Mintel, Dionne Officer, zauważa, że młodsze pokolenia, wychowane w czasach kryzysów gospodarczych i wszechobecnego fast fashion, nie widzą nic złego w kupowaniu imitacji. Wręcz przeciwnie – umiejętność znalezienia okazji i tańszej wersji luksusu postrzegana jest dziś jako przejaw sprytu, a nie wstydliwego kompromisu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 09:35
Wzrost wartości perfum wycofanych z rynku – rynek kolekcjonerski profesjonalizuje się
Valeria Boltneva via Pexels

Rynek perfum vintage i wycofanych z produkcji rozwija się dynamicznie, mimo braku oficjalnych danych dotyczących jego wielkości. Mathieu Iannarilli, paryski handlarz rzadkimi zapachami, od 2007 roku specjalizuje się w poszukiwaniu unikalnych flakonów dla klientów gotowych zapłacić od 150 euro do ponad 3 000 euro za butelkę.

Jak donosi Financial Times, osoby wierne jednemu zapachowi, po jego wycofaniu czują się „osierocone zapachowo” i są gotowe na wiele, by odzyskać swoją olfaktoryczną tożsamość. Na eBayu można znaleźć ponad 50 000 wyników po wpisaniu hasła „discontinued fragrances”, a ceny potrafią być astronomiczne – Tom Ford Amber Absolute kosztuje nawet 4 300 dolarów, a Vivienne Westwood Boudoir – 2 784 dolary.

Jednym z czynników napędzających ten rynek są tzw. „flankery”, czyli limitowane wariacje klasycznych zapachów. Dla kolekcjonerów stanowią one nie lada gratkę – np. Estée Lauder Sensuous Noir z 2008 roku osiąga na eBayu cenę 265 funtów, a Thierry Mugler A*Men Pure Malt z 2009 roku przekracza 600 funtów. Do wzrostu cen przyczyniają się również zakończenia licencji zapachowych lub bankructwa marek – ceny perfum marek takich jak Vivienne Westwood czy Stella McCartney potroiły się po ich wycofaniu z rynku perfumeryjnego.

Ceny vintage’owych zapachów są windowane również przez prestiż i historię producentów. Klasyki od marek takich jak Guerlain są poszukiwane zarówno przez osoby, które chcą je nosić, jak i kolekcjonerów. Flakon Guerlain Djedi może osiągnąć wartość ponad 3 000 euro. Co więcej, zapotrzebowanie nie ogranicza się do segmentu luksusowego – przykładem może być Ultima II Sheer Scent od Revlon, który od 1990 roku pozostaje ulubionym zapachem matki krytyka mody FT, Alexandra Fury’ego, mimo że został wycofany z produkcji już na początku lat 2000.

Zmiany w regulacjach unijnych dotyczących składników kosmetycznych również miały wpływ na rynek – od początku lat 2000 wiele zapachów zostało przeformułowanych, często ku niezadowoleniu wiernych użytkowników. W efekcie rośnie popyt na starsze wersje tych samych perfum. Aimee Majoros, kolekcjonerka zapachów z Nowego Jorku, wspomina, że jej butelka Mitsouko Guerlain z lat 70. pachnie zupełnie inaczej – i lepiej – niż obecna wersja. „Najlepszy zapach, jaki kiedykolwiek poczułam, to próbka L’Air du Temps od Nina Ricci z lat 60.” – dodaje. W społeczności miłośników perfum frustracja związana z reformulacjami jest zjawiskiem powszechnym.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
25. kwiecień 2025 13:40