StoryEditor
Rynek i trendy
29.08.2019 00:00

Polska gospodarka w 2030 r. może być nawet dwa razy większa niż obecnie

Utrzymanie szybkiego tempa rozwoju polskiej gospodarki w długiej perspektywie będzie coraz trudniejsze. Jednak ta wciąż ma potencjał, żeby w nadchodzącym 10-leciu rozwijać się w tempie 5 proc. rocznie. Warunkiem jest zwiększanie produktywności, poziomu inwestycji, wydatków na innowacje, a także usprawnienie rynku pracy oraz zapewnienie firmom przyjaznych warunków do prowadzenia działalności – wynika z najnowszego raportu McKinsey & Company przygotowanego we współpracy z „Forbes”.

Jeżeli te warunki zostaną spełnione, do 2030 roku Polska ma szansę podwoić swój PKB, osiągnąć poziom zamożności krajów Europy Zachodniej i awansować do gospodarczej ekstraklasy.

– Polska gospodarka rozwija się nieprzerwanie od 28 lat. W tym czasie PKB realnie wzrosło trzykrotnie. Od momentu wstąpienia do Unii Europejskiej rośniemy w tempie 4 proc. rocznie, co stawia nas w ścisłej czołówce UE. 2019 rok jest dobry, żeby się zastanowić, co w najbliższych latach może wydarzyć się z polską gospodarką, ponieważ mija 30 lat od początku transformacji ustrojowej i 15 lat od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej – mówi agencji Newseria Biznes Marcin Purta, partner zarządzający McKinsey & Company w Polsce.

W najnowszym raporcie „Polska 2030. Szansa na skok do gospodarczej ekstraklasy” eksperci McKinsey wskazują, że dotychczasowy rozwój polskiej gospodarki można uznać za osiągnięcie na globalną skalę. Jednak utrzymanie tempa wzrostu w długiej perspektywie będzie coraz trudniejsze, m.in. ze względu na prognozowane spowolnienie gospodarcze na świecie. Mimo to eksperci oceniają, że w nadchodzących 10 latach Polska ma szansę rozwijać się jeszcze szybciej, w tempie sięgającym 5 proc. rocznie, a wartość gospodarki w cenach stałych może się podwoić – z 477 mld euro w 2018 roku do 890 mld w 2030 roku.

– W raporcie, który publikujemy we współpracy z „Forbes”, zarysowaliśmy dwa możliwe scenariusze rozwoju. Pierwszy to scenariusz bazowy, który zakłada, że będziemy rośli około 3 proc. w skali roku. Pod względem rozwoju gospodarczego pozwoli nam to przegonić niektóre kraje Europy Zachodniej, natomiast cały czas pozostaniemy wśród krajów o średnim poziomie rozwoju. Uważamy, że możliwy jest bardziej ambitny scenariusz, w którym roślibyśmy w tempie około 5 proc. rocznie. To pozwoliłoby de facto podwoić wielkość polskiej gospodarki w perspektywie 2030 roku i dołączyć do gospodarczej ekstraklasy –mówi Marcin Purta.

Jeżeli polska gospodarka będzie się rozwijać w tempie ok. 3 proc. rocznie, wówczas za 10 lat PKB w ujęciu realnym zwiększy się z obecnego poziomu 12,4 tys. euro na osobę do 18,5 tys. euro. To oznaczy, że przegonimy pod tym względem m.in. Portugalię. Przy 5-proc. wzroście Polska mogłaby zostać jednym z motorów wzrostu europejskiej gospodarki i z powodzeniem konkurować na globalnym rynku, osiągając przy tym poziom PKB 24,3 tys. euro na osobę, czyli taki, jaki ma obecnie Hiszpania. Jednak aby było to możliwe, niezbędne są działania w pięciu kluczowych obszarach.

– Po pierwsze, konieczne jest zamknięcie luki produktywności w stosunku do Europy Zachodniej. Pomimo sukcesów w ostatnich latach polska gospodarka jest cały czas o połowę mniej produktywna niż kraje Europy Zachodniej – mówi Marcin Purta.

Luka produktywności pomiędzy polską a zachodnioeuropejską gospodarką wynosi 46 proc., ale są sektory takie, jak górnictwo, energetyka czy rolnictwo, w których jest ona dużo większa i waha się w przedziale 50–70 proc.

– Dobrą wiadomością jest to, że są sektory takie jak handel i usługi, gdzie produktywność jest na poziomie zbliżonym do średniej dla Europy Zachodniej – mówi Marcin Purta. – Elementem, który pozwoli zamknąć tę lukę produktywności, może być cyfryzacja. W perspektywie do 2025 roku dodatkowy potencjał PKB związany z cyfryzacją może osiągnąć 64 mld euro.

Eksperci wskazują, że ambitny scenariusz rozwoju polskiej gospodarki będzie też wymagać zwiększenia poziomu inwestycji. Dziś jest to ok. 18 proc. PKB (2018 rok), co plasuje Polskę dopiero na 24. miejscu w Unii Europejskiej. Aby do końca tej dekady inwestycje osiągnęły poziom 20–25 proc. PKB, będą potrzebne dodatkowe projekty inwestycyjne i kapitał na ich realizację rzędu 30–75 mld euro.

Trzeci warunek szybkiego rozwoju to zwiększenie wydatków na innowacje. Na badania i rozwój Polska przeznacza ok. 1 proc. PKB, podczas gdy średnia w Unii Europejskiej wynosi ok. 2 proc., co skutkuje niższym poziomem innowacyjności naszej gospodarki.

Czwarty aspekt to rynek pracy i zapewnienie wystarczającej liczby wykwalifikowanej siły roboczej. Na skutek niekorzystnych trendów demograficznych do 2030 roku z polskiego rynku pracy ubędzie około 2 mln osób w wieku produkcyjnym. Co więcej, w Polsce średni poziom aktywności zawodowej wynosi 65 proc. przy unijnej średniej na poziomie 74 proc.

– Ostatni, piąty element to stworzenie dobrych warunków dla rozwoju biznesu. Chodzi o takie elementy, jak sprawność otwierania nowych firm, rozliczania podatków, dostęp do dobrej infrastruktury transportowej, informatycznej czy telekomunikacyjnej oraz stabilność regulacyjna oraz szybkie, sprawne i niezależne sądy – podkreśla Marcin Purta.

źródło: Newseria

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Zapachy
16.05.2025 14:23
Unisex w perfumach: marketingowy koncept czy kulturowa rzeczywistość? Zachód vs. MENA

Czy zapach ma płeć? W zachodnim marketingu odpowiedź na to pytanie przez dekady była niemal oczywista – „tak”. Wanilia i kwiaty trafiały do flakonów dla niej, drzewo cedrowe i skóra – dla niego. A potem przyszedł boom na perfumy unisex: „neutralne”, „dla wszystkich”, „poza płcią”. Ale czy to naprawdę przełom kulturowy, czy jedynie nowy sposób opakowania zapachu w świeżą narrację marketingową?

Co ciekawe, w tym samym czasie w wielu krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej (MENA) podział na „męskie” i „damskie” zapachy nigdy nie był aż tak wyraźny. Oud, róża czy piżmo były i wciąż są noszone niezależnie od płci. Czy zatem Zachód nadrabia kulturowe zaległości, czy może próbuje sprzedać coś, co gdzie indziej jest po prostu codziennością? 

„Unisex” może wydawać się nowym językiem perfum - świeżym konceptem wpisującym się w szerszy ruch ku inkluzywności i redefinicji tożsamości. W kampaniach marketingowych pojawiają się hasła zapachu „dla każdego”, a minimalistyczne flakony zrywają z kolorystycznymi kodami różu i granatu. Choć może się wydawać, że neutralność zapachu to współczesny wynalazek, w rzeczywistości ma ona znacznie dłuższą historię.

Oud i róża poza binarnym podziałem

W regionie MENA, gdzie rytuał perfumowania ciała, włosów i ubrań jest integralną częścią życia codziennego, zapachy od zawsze funkcjonowały poza binarnym podziałem. Oud, ambra czy różany attar są noszone przez wszystkich – niezależnie od płci – a kluczową rolę odgrywa jakość, intensywność i trwałość zapachu, a nie kulturowa narracja wokół płci.

Tymczasem zachodnie podejście do perfum historycznie wiązało się ze ścisłym podziałem na „męskie” i „kobiece”, co przez dekady kształtowało nie tylko rynek, ale i sposób w jaki konsumenci odbierają zapachy. Dziś ten paradygmat ulega zmianie – coraz więcej marek porzuca tradycyjny podział na płcie, stawiając na zapachy postrzegane jako uniwersalne i inkluzywne. 

Czy jednak naprawdę wychodzimy poza schematy, czy jedynie nadajemy im nową formę?

Unisex na Zachodzie: narodziny zapachu „bez granic”

W 1889 roku, w czasach kiedy perfumeria dopiero zaczynała rozwijać swoje nowoczesne oblicze, dom Guerlain wprowadził na rynek perfumy o nazwie Jicky. Złożona kompozycja łącząca orientalne i przyprawowe nuty, wanilię, lawendę, oraz szlachetne drewna, początkowo stworzona z myślą o kobietach, zyskała ogromne uznanie także wśród mężczyzn. Jicky stało się pierwszym zapachem, który można uznać za „unisex”, choć w tamtym czasach pojęcie to jeszcze nie istniało. Choć późniejsi twórcy inspirowali się tym przykładem, nadal obecne były silne stereotypy związane z podziałem zapachów według płci.

Przełom nastąpił wraz z kulturową zmianą, której początki sięgają świata mody – androgyniczne sylwetki, chłopięce cięcia i damskie garnitury od Yves Saint Laurent torowały drogę ku redefinicji tego, co kobiece i męskie. Na początku lat 90. ten nurt dotarł również do perfum. Wydany w 1994 roku CK One od Calvina Kleina przeszedł do historii jako pierwszy zapach oficjalnie promowany jako „unisex”. Kompozycja łącząca cytrynę, różę, kardamon, ambrę, bergamotkę i jaśmin stworzyła świeży, „czysty” aromat, który trafił w gusta szerokiego grona odbiorców, bez względu na płeć. CK One zrewolucjonizował podejście do perfum, otwierając drogę produktom neutralnym płciowo w mainstreamie.

Współczesny unisex na Zachodzie: odpowiedź na potrzeby nowego pokolenia

Choć CK One na stałe zapisał się w historii jako symbol przełomu, to dopiero ostatnie lata przyniosły prawdziwe przyspieszenie zmian. Na Zachodzie coraz silniej zaznacza się zwrot ku genderless beauty estetyce wolnej od binarnych norm, czerpiącej zarówno z minimalizmu, jak i potrzeby ekspresji tożsamości. W tym kontekście zapach staje się nie tyle wyznacznikiem płci, ile przedłużeniem indywidualizmu.

Na rynku perfum coraz więcej marek rezygnuje z klasyfikacji „dla niej” i „dla niego”, stawiając w swojej ofercie na zapachy gender-fluid – kompozycje neutralne, płynne i otwarte na interpretację. Zamiast przypisywać zapachy określonej płci, marki takie jak Byredo, Le Labo, Miller Harris, Jo Malone London, Escentric Molecules czy Etat Libre d’Orange koncentrują się na samej formule, przypisując ją co najwyżej do rodziny olfaktorycznej lub konkretnej kolekcji. To konsument – według własnych preferencji i emocji – decyduje, co do niego pasuje. Nie „ona” ani „on”, lecz „ja”.

W ślad za niszowymi pionierami idą dziś także marki mainstreamowe, niekoniecznie utożsamiane u podstaw z filozofią unisex. W ofercie takich gigantów jak YSL, Armani, Dior czy Guerlain pojawiają się propozycje celowo pozycjonowane jako neutralne płciowo. 

Siłą napędową tej zmiany jest przede wszystkim nowe pokolenie konsumentów (Generacja Z i młodsi milenialsi), wychowane w świecie, gdzie tożsamość jest coraz bardziej płynna, a granice między kategoriami – czy to kulturowymi, estetycznymi, czy właśnie płciowymi – coraz bardziej się zacierają. Dla tej grupy zapach to nie deklaracja przynależności do jednej z binarnych norm, ale narzędzie osobistej ekspresji. Liczy się indywidualność, a unisex staje się naturalnym wyborem dla tych, którzy nie chcą być w żaden sposób „zaszufladkowani”.

Co więcej, to właśnie w segmencie zapachów neutralnych płciowo marki częściej pozwalają sobie na odwagę i eksperyment. Kompozycje są mniej oczywiste, często bardziej niszowe, zaskakujące i wielowymiarowe – dokładnie tak jak współczesna tożsamość oraz potrzeby konsumentów, którzy coraz częściej poszukują zapachów nieszablonowych, wręcz awangardowych, i odzwierciedlających ich indywidualność. 

Warto dodać, że to właśnie bliskowschodnia tradycja perfumiarstwa i jej klasyczne elementy zapachowe często stają się inspiracją i fundamentem nowoczesnych zapachów unisex na Zachodzie. To z kolei jest w pełni spójne z dynamicznie zwiększającym się zainteresowaniem zachodnich konsumentów orientalnymi nutami, które obecnie przeżywają prawdziwy boom. 

Rosnące zainteresowanie zapachami neutralnymi płciowo i wiekszą swobodę twórczą marek  potwierdzają także badania rynkowe: w 2023 roku globalny rynek perfum unisex osiągnął wartość 19,75 mld USD, a prognozy wskazują na wzrost do 33,42 mld USD do 2031 roku, co odpowiada rocznemu wskaźnikowi wzrostu (CAGR) na poziomie 6,81 proc. (Markets and Data, 2023).

Region MENA: gdzie zapach nigdy nie miał płci

„Unisex” w praktyce noszenia zapachów wśród mieszkańców Bliskiego Wschodu? Obecny od zawsze, zanim Zachód uznał to za „przełom”. Istotnie, podczas gdy na Zachodzie zapachy unisex postrzegane są jako nowoczesna forma ekspresji tożsamości, w krajach regionu MENA neutralność płciowa perfum jest czymś zupełnie naturalnym, a wręcz domyślnym. Tutaj perfumy od zawsze miały charakter uniwersalny, wykorzystywany niezależnie od płci. To z kolei wynika zarówno z lokalnych zwyczajów, jak i głębszego znaczenia, jakie powszechnie przypisuje się w tej części świata aromatom.

Zapachy takie jak oud, ambra, kadzidło i mieszanki olejków perfumowanych (attar, mukhallat, bakhoor) stanowią fundamentalny element codzienności i rytuałów społecznych. W tradycyjnych obrzędach, w przestrzeniach takich jak majlis (miejsce spotkań i rozmów) czy w trakcie wizyt w hammam, zapach pełni funkcję nie tylko estetyczną, lecz także symboliczną. Jest wyrazem gościnności, czystości i szacunku dla innych, a także narzędziem budowania więzi międzyludzkich.

Zobacz też: Fenomen rynkowy marki Lattafa. Jak stała się symbolem orientalnych perfum w europejskim wydaniu? [ANALIZA]

W lokalnej kulturze ważniejsza niż przypisanie do konkretnej płci jest intensywność, jakość i trwałość zapachu. Wybór aromatu opiera się na indywidualnych preferencjach i okazjach, a nie na społecznie narzuconych normach. Tradycyjne kompozycje zapachowe łączą nuty drzewne, żywiczne, kwiatowe i przyprawowe, które razem tworzą złożone, wielowymiarowe kompozycje, często bogate i nieoczywiste, idealne zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn.

Uniseksowość w regionie MENA to zatem nie efekt modnego trendu, lecz naturalna i trwała część lokalnej kultury olfaktorycznej. Kobieta może pachnieć intensywnie, głęboko i „ciężko”, a mężczyzna wybierać słodsze, bardziej zmysłowe nuty. W tym kontekście zapach staje się formą wyrażania siebie tam, gdzie moda czy fryzura mogą podlegać ograniczeniom. 

Powszechna jest sztuka warstwowania perfum (layering), czyli łączenia różnych formatów zapachowych, takich jak olejki z oudem czy piżmem aplikowane na punkty pulsu, perfumy do włosów czy klasyczne eau de parfum. Noszenie kilku kompozycji naraz to codzienna praktyka. Dla wielu perfumy nie są jedynie wyrazem stylizacji, ale osobistym manifestem. Poszukiwanie tej jednej, niepowtarzalnej mikstury i jej hojna aplikacja to swoisty rytuał.

Zamiłowanie do perfum lokalnego konsumenta przejawia się także na skalę zakupów. Według raportu Expert Market Research, wartość rynku perfum w regionie Bliskiego Wschodu wyniosła około 3,76 mld USD w 2024 roku i przewiduje się, że wzrośnie do około 7,21 mld USD do 2034 roku, przy średniorocznym tempie wzrostu (CAGR) na poziomie 7,5 proc. - głównie za sprawą Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Arabii Saudyjskiej. 

Marketingowe wykorzystanie „unisex”: Zachód vs. MENA

Na Zachodzie „unisex” często jest wykorzystywany jako narzędzie wyróżnienia marki i sposobu dotarcia do pokolenia Z oraz millenialsów, którzy cenią sobie inkluzywność i możliwość wyrażania siebie poza tradycyjnymi ramami płci. W komunikacji marketingowej „unisex” staje się symbolem nowoczesności, otwartości i pewnej rewolucji w świecie zapachów, oferując konsumentom swobodę wyboru, możliwość wyróżnienia się. To poniekąd przejaw odwagi: sięgania po to, co wymyka się schematom, a przede wszystkim sposób na tworzenie własnej, unikalnej tożsamości zapachowej. 

W regionie MENA kultura olfaktoryczna od zawsze funkcjonowała poza sztywnym podziałem zapachów „dla niej” i „dla niego”. Nie istnieje tu wyraźna potrzeba tworzenia perfum „unisex” jako osobnej kategorii – wybór zapachu opiera się raczej na indywidualnych preferencjach niż narzuconych normach.

Jednak wraz z globalizacją i ekspansją międzynarodowych marek kosmetycznych i perfumeryjnych, coraz częściej w kampaniach marketingowych i ofercie produktów pojawia się tradycyjny, bliższy zachodniemu podział na zapachy kobiece i męskie. Wynika to przede wszystkim z adaptacji do globalnych standardów marketingowych i oczekiwań konsumentów na masowych rynkach zachodnich, gdzie taki podział jest wyraźnie utrwalony. Nie wpływa to jednak istotnie na codzienną praktykę noszenia perfum w regionie – kobieta może pachnieć dymnym oudem, a mężczyzna słodkim jaśminem, bez poczucia przekraczania jakichkolwiek norm czy łamania konwencji.

Paradoks(y) „unisexu” 

Choć „unisex” ma sugerować uniwersalność i brak przypisania do konkretnej płci, rzeczywistość okazuje się bardziej złożona. Na Zachodzie „unisex” uchodzi przede wszystkim za manifest nowoczesności i indywidualizmu, a zapachy te z założenia mają wykraczać poza tradycyjne podziały „dla niej” i „dla niego”.

W praktyce jednak nawet takie kompozycje często odwołują się do nut lub charakterystyki, które – w świetle utrwalonych stereotypów – uchodzą za bardziej/mniej „kobiecie” lub „męskie”. W efekcie konsumenci nadal kierują się własnym odczuciem i upodobaniami – nie zawsze zgodnymi z tym, co sugeruje etykieta „unisex”.

W regionie MENA natomiast „unisex” jest raczej zbędną kategorią, bo swoboda w noszeniu zapachów istnieje tu od zawsze. Mężczyźni i kobiety sięgają po te same intensywne kompozycje, bez potrzeby etykietowania ich według płci. 

Tymczasem na Zachodzie zapach promowany jako „dla wszystkich” wciąż, paradoksalnie, wymaga osobnej etykiety. A może to my, konsumenci, potrzebujemy tych etykiet, by lepiej się odnaleźć w gąszczu ofert, zwłaszcza na masowym rynku? Może nadszedł czas, by odejść od podziałów – nie tylko tych genderowych, ale też językowych – i pozwolić perfumom po prostu „być”, bez z góry przypisanej tożsamości?

autorka: Marta Krawczyk

Zobacz też: Beautyworld Saudi Arabia 2025: Targi z rekordową frekwencją

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
16.05.2025 11:27
INCO: 10 proc. Polek i Polaków używa płynu do mycia naczyń do czyszczenia pędzli do makijażu
Poczciwy płyn do mycia naczyń wydaje się być misterem multifunkcjonalności w polskich gospodarstwach domowych.Kampus Productions

Płyn do mycia naczyń to nie tylko środek do czyszczenia talerzy – dla większości Polaków jego zastosowanie sięga znacznie dalej. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Grupę INCO, aż 86 proc. respondentów przyznaje się do wykorzystywania płynu również poza kuchnią. Najpopularniejsze zastosowania to czyszczenie wanny, lodówki czy blatów (55 proc. wskazań), usuwanie plam z ubrań (46 proc.) oraz pielęgnacja mebli, tapicerki i dywanów (39 proc.). Co ciekawe, aż 32 proc. ankietowanych stosuje płyn do naczyń do mycia szyb, a 20 proc. używa go do czyszczenia roweru lub samochodu.

Tylko 14 proc. badanych używa płynu zgodnie z jego podstawowym przeznaczeniem. Jedna piąta mężczyzn nie eksperymentuje z innymi zastosowaniami, natomiast wśród kobiet ten odsetek wynosi zaledwie 9 proc. Wśród mniej oczywistych zastosowań warto wymienić czyszczenie pędzli do makijażu (10 proc.), mycie rąk (2 proc.), pielęgnację roślin (1 proc.) czy tworzenie baniek mydlanych (3 proc.). Również czyszczenie okularów, butów oraz odtłuszczanie powierzchni pojawiły się wśród rzadziej wskazywanych odpowiedzi.

Różnice w wykorzystaniu płynu są także widoczne w zależności od płci i wieku. Kobiety częściej niż mężczyźni używają płynu do mycia szyb (36 proc. vs. 27 proc.) oraz do usuwania plam z ubrań (57 proc. vs. 32 proc.). Z kolei mężczyźni chętniej czyszczą nim karoserię samochodową (22 proc. vs. 19 proc.). Wśród osób posiadających dzieci popularniejsze jest wykorzystanie płynu do prania i czyszczenia tapicerki niż w grupie bezdzietnych.

Zastosowania płynu do naczyń różnicuje także wiek. Młodzi w wieku 18–24 lat aż w 38 proc. przypadków wykorzystują go do mycia roweru, podczas gdy wśród osób powyżej 55. roku życia odsetek ten spada do 14 proc. Odwrotna tendencja widoczna jest przy czyszczeniu kanap i dywanów – robi to 43 proc. starszych respondentów, w porównaniu do 25 proc. najmłodszych. Dane te pokazują, jak szerokie i zróżnicowane jest podejście do jednego z najbardziej podstawowych środków czystości w polskich domach.

Badanie zostało zrealizowane metodą CAWI w marcu 2025 r. na ogólnopolskiej próbie 1118 osób przez panel Ariadna. Wyniki potwierdzają, że płyn do naczyń stał się nie tylko symbolem skutecznego czyszczenia, ale również dowodem na codzienną pomysłowość Polaków w trosce o czystość.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
17. maj 2025 02:35