StoryEditor
Biznes
10.02.2025 15:11

Jak wygląda biznes urodowy bez różowych okularów? Realia rynku usług kosmetycznych w Polsce

Według statystyk społeczeństwo się bogaci, czuje potrzebę dbania o wygląd, a liczba firm z sektora usług beauty stale rośnie. Czy salon kosmetyczny to idealny przepis na biznes?

Wygląd to nie tylko pozory

Przez ostatnie kilka lat uśredniona sytuacja ekonomiczna Polaków poprawiła się dzięki wzrostom płacy minimalnej i średniego wynagrodzenia oraz stabilizacji inflacji. – Dynamiczny rozwój tej branży [kosmetycznej – przyp. red.] ewidentnie świadczy o bogaceniu się społeczeństwa. Normalnym zjawiskiem jest, że wraz ze wzrostem dochodu coraz większa jego część jest kierowana na zakup usług – tłumaczy prof. Jacek Tomkiewicz, dziekan Kolegium Finansów i Ekonomii w Akademii Leona Koźmińskiego. Krótko mówiąc: możemy już nie tylko skupiać się na niezbędnych wydatkach, ale także zaspokoić indywidualne potrzeby utożsamiane z bardziej świadomym stylem życia.

image
Envato elements
Rozwój branży usług kosmetycznych zaistniał nie tylko dzięki czynnikom ekonomicznym, ale także zmianom społecznym. Według badań instytutu Galderma 75 proc. kobiet i mężczyzn uważa, że atrakcyjny wygląd pomaga w życiu. Dodatkowo dla większości Polaków (81 proc.) wygląd twarzy jest ważny, przy czym wynik ten jest wyższy wśród kobiet (89 proc.) niż wśród mężczyzn (73 proc.). Powstał więc idealny grunt pod pojawienie się nie tylko szerokiej oferty zabiegów i produktów kosmetycznych, ale także prężnego rozwoju salonów i klinik, w których możemy stać się piękniejsi. 

Odbicie po lockdownie

Kiedy w 2020 r. rząd wprowadzał kolejne obostrzenia, w tym wyłączenie pracy dla firm z branży usług beauty i spa, posłuch zyskały ponure wizje kryzysu ciągnącego się przez długie lata. Tymczasem już w 2022 r. branża odnotowała znaczący wzrost i można powiedzieć, że pandemiczny spadek był jedynie tymczasowym zakłóceniem stabilnego rozwoju. – Liczba salonów systematycznie rośnie, począwszy od 2012 r., co też jest oznaką coraz większej inwestycji w siebie i w wygląd Polek i Polaków, a także rosnącego zapotrzebowania na tego typu usługi – dodaje Tomasz Starzyk, rzecznik Dun & Bradstreet. Według danych raportu firmy polski rynek usług beauty urósł w 2024 r. o 8 procent.

Według raportu dla branży beauty przygotowanego przez Booksy numerem jeden pośród rezerwowanych usług w salonach kosmetycznych pozostaje manicure hybrydowy. Znacząco zwiększyło się zainteresowanie zabiegami medycyny estetycznej (botoks, powiększanie ust), zaawansowaną koloryzacją włosów (multi-tone) oraz przedłużanie rzęs metodą 2D. Nieustającą popularnością cieszą się również inne zabiegi związane z oprawą oka, jak henna, laminacja rzęs, regulacja brwi. Większość wymienionych zabiegów wymaga odnowienia co kilka tygodni, więc zadowolony klient zapewnia salonowi regularny przychód.

Elastyczność biznesu

Osoby wchodzące na rynek pracy mogą postrzegać karierę w usługach urodowych jako sposób na szybki i łatwy zarobek – w końcu jeśli podaż wciąż wzrasta, a popyt nadal nie został zaspokojony, czy można tu popełnić błąd? Kuszącym czynnikiem może być też spory wybór form zatrudnienia – każdy znajdzie dogodny dla siebie punkt startowy w zależności od  dostępnego kapitału i ambicji biznesowej: zatrudnienie w cudzej firmie, samodzielną działalność mobilną lub otwarcie salonu. Każda z tych form ma jednak określone ryzyka i ograniczenia, z których można nie zdawać sobie sprawy wcześniej.

image
Justyna Selonke, mistrzyni fryzjerstwa
Nikola Wierzbicka-Mróz
Założenie firmy i praca na swój rachunek to kuszący wariant ze względu na wysokość zarobków. Jednak mnóstwo zależy od posiadanej wizji i gotowości podjęcia większej odpowiedzialności niż tylko za jakość wykonanych usług. – W swoim salonie dużo czasu spędzam nie na świadczeniu usług, w których czuję się ekspertką, ale na sprawach, których muszę uczyć się na bieżąco: księgowości, marketingu w social media, współpracy z kontrahentami i podwykonawcami, dbania o dobrostan pracowników – mówi Justyna Selonke, fryzjerka z tytułem zawodowym mistrza, założycielka trójmiejskiego salonu Just Hair. – Ponadto jak każdy profesjonalista muszę być na bieżąco z innowacjami w świecie fryzjerstwa, trendami, nowościami kosmetycznymi. Przy ogromie obowiązków nietrudno jest popełnić błąd, który przyniesie poważne konsekwencje dla biznesu i relacji z klientami – dodaje.

Według portalu Mam Biznes koszty otwarcia salonu kosmetycznego mogą wynieść od 50 do nawet 200 tysięcy złotych, w zależności od lokalizacji, wielkości gabinetu, liczby personelu, oferty usług i potrzebnego do ich przeprowadzenia sprzętu. Na tym jednak nie koniec – koszty stałe, takie jak wynajem lokalu czy media, z roku na rok wzrastają, co musi wpłynąć choćby na strategie cenowe czy zakres godzin pracy. Własny gabinet to zobowiązanie na lata, wymagające determinacji, skrupulatnego planowania i cierpliwości. Jeśli salon zatrudnia pracowników, musi również uwzględnić sezonowość usług przy planowaniu wynagrodzeń.

Osoby rozpoczynające swoją ścieżkę zawodową w branży beauty często decydują się na mniejsze przedsięwzięcie, czyli usługi mobilne. Klienci zapracowani czy rodzice małych dzieci doceniają tę formę ze względu na oszczędność własnego czasu. Jednak mobilne usługi wiążą się dla świadczących je osób z pewnymi niedogodnościami, takimi jak czas i koszty dojazdu lub ograniczona oferta zabiegowa. Z własnego doświadczenia wiem, że ten tryb pracy najlepiej sprawdza się osobom kontaktowym, opanowanym i otwartym na zmienne warunki pracy. W przeciwnym wypadku praca może stać się źródłem frustracji i nadmiernego stresu.

Konkurencja nie śpi

Wraz ze wzrostem popytu i podaży usług rośnie konkurencja między salonami, prowadzona w nie zawsze uczciwy sposób.  – Jednym z najbardziej szkodliwych działań w tej branży jest dumping cenowy, czyli obniżanie cen poniżej kosztów, aby pozbyć się konkurencji. Choć na początku może to być korzystne dla klientów, w dłuższej perspektywie często prowadzi do powstania monopolu i wzrostu cen – mówi Sandra Czerwińska, ekspertka Rzetelnej Firmy. – Dlatego firmy mogą zgłaszać takie przypadki i dochodzić swoich praw – dodaje.

image
Engin Akyurt via Unsplash

Często obserwuję, jak salony kopiują między sobą różne taktyki marketingowe i sprzedażowe, co moim zdaniem nie ma prawa przynieść długotrwałych rezultatów. Aby zbudować relację z klientem w warunkach ostrej rywalizacji, trzeba znaleźć swój wyróżnik. Sama postawiłam na usługi z użyciem naturalnych, przyjaznych środowisku kosmetyków. Dzieląc się wiedzą o zdrowiu i pielęgnacji włosów daję klientom poczucie, że są w dobrych rękach – podsumowuje Justyna Selonke.

Przedsiębiorczość nie zastąpi solidnej edukacji

Dun & Bradstreet w swoim opracowaniu zauważa, że problemem jest niedobór rąk do pracy w branży, biorący się głównie z nieodpowiednich kwalifikacji pracowników. Coraz częściej można spotkać osoby, które dokonują przebranżowienia z innego zawodu do profesji urodowych, jednak korzystają one z bogatej oferty szybkich kursów na rynku komercyjnym, które nie zapewniają gruntownej wiedzy i kompetencji jak po szkole zawodowej czy technikum. Skutkuje to dużą rotacją personelu, a jednocześnie utrudnia klientom znalezienie wytrawnego specjalisty w swojej dziedzinie. 

W Polsce szkoły branżowe traktuje się jako edukację wybieraną w ostateczności, jeśli uczeń nie dostanie się do średniej szkoły ogólnokształcącej. Tymczasem solidny fach w ręku i znajomość rzemiosła można z powodzeniem kształtować już na etapie nauki szkolnej i dać absolwentom przewagę na konkurencyjnym rynku. Wraz z latami doświadczenia mogą również zdobyć tytuł zawodowy czeladnika, a następnie mistrza – stwierdza Justyna Selonke.

Branża usług urodowych ma nieustający potencjał wzrostowy, jednak coraz liczniejsza konkurencja utrudnia zaistnienie i zdobycie solidnej pozycji na rynku. Świadomy wybór docelowej klienteli, dopasowanej do niej oferty i zakresu cen to niezbędny element udanego pomysłu na salon. Ponadto znajomość nie tylko zagadnień branżowych, ale także biznesowych i marketingowych również będzie odgrywała kluczową rolę w stabilnym rozwoju. 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Surowce
17.11.2025 15:49
WHO, Interpol i Światowa Organizacja Celna zaostrzają globalne działania przeciwko kosmetykom z rtęcią
Przykładowe produkty zawierające rtęć.RAPEX Safety Gate.

Na zeszłotygodniowej konferencji COP-6 w Genewie ponad 150 rządów uzgodniło globalny plan walki z kosmetykami zawierającymi rtęć. To najszerszy dotąd mandat w ramach Konwencji z Minamaty, której celem jest ograniczanie handlu, wykorzystania i zanieczyszczeń związanych z tym toksycznym metalem ciężkim. Wspólne działania mają objąć m.in. Interpol i Światową Organizację Celna (WCO), które będą tropić ścieżki produkcji, transportu i sprzedaży zakazanych preparatów. Konferencja umocniła również nacisk na raportowanie luk oraz korzystanie przez państwa z mechanizmów wsparcia przewidzianych w Konwencji, w tym budowania kompetencji i transferu technologii regulowanych artykułem 14.

Delegaci uzgodnili także rozszerzenie zakresu prac poza produkty zawierające rtęć, zwracając uwagę na szeroką kategorię kosmetyków rozjaśniających skórę. WHO została poproszona o przygotowanie „przykładowej krajowej strategii zdrowia publicznego”, obejmującej zarówno produkty z dodatkiem rtęci, jak i te, które rtęci nie zawierają, ale funkcjonują w kulturze promującej rozjaśnianie skóry. Dla organizacji społeczeństwa obywatelskiego to sygnał, że zdrowie publiczne zaczyna uwzględniać nie tylko toksyczne składniki, lecz także presję kulturową i uprzedzenia oparte na kolorze skóry. Eksperci, w tym Michael Bender z Zero Mercury Working Group (ZMWG), uznają decyzję za jedno z najważniejszych dotychczas wezwań do eliminacji produkcji i handlu kosmetykami z rtęcią.

Jednym z kluczowych wyzwań pozostaje legalny obrót związkami rtęci. Luki w Konwencji pozwalają na ich sprzedaż jako surowców chemicznych, które stają się nielegalne dopiero w momencie zmieszania ich z bazami kremów w małych, często nieformalnych warsztatach. Ten „przemysł chałupniczy” funkcjonuje poza systemami nadzoru, a gotowe produkty trafiają na rynek z pominięciem regulacji, szczególnie w krajach o mniejszych zasobach inspekcyjnych. Decyzja MC-6/—, dotycząca kosmetyków z rtęcią, nie obejmuje związków chemicznych jako takich, koncentrując się raczej na redukcji popytu poprzez działania WHO. Według Bendera ograniczenie popytu w społecznościach o niskich dochodach — gdzie zapotrzebowanie na rozjaśnianie skóry jest szczególnie wysokie — jest kluczowe dla zmniejszenia globalnej podaży.

image
Produkowane w Azji pod fałszywymi nazwami handlowymi kremy do wybielania skóry są szkodliwe nie tylko psychologicznie, ale także potencjalnie źródłem zatrucia rtęcią.
Nikkei Asia

Eksperci podkreślają, że popyt napędzają m.in. utrwalone historycznie eurocentryczne standardy urody i zjawisko kolorystycznej hierarchii społecznej. Bender wskazuje, że obecny kryzys trwa od lat i jego rozwiązanie wymaga skoordynowanej, długofalowej strategii obejmującej jednoczesne zmniejszanie podaży i popytu. Wsparcie WHO może pomóc rządom rozwijać krajowe programy edukacyjne i zdrowotne, które redukują atrakcyjność produktów rozjaśniających. Jak ocenia Elena Lymberidi-Settimo z European Environmental Bureau, trwała zmiana jest możliwa tylko wtedy, gdy działania regulacyjne będą równolegle uzupełniane transformacją kulturową.

Rosnąca skala handlu internetowego dramatycznie zmienia także krajobraz dystrybucji nielegalnych kosmetyków. Zjawisko, które kiedyś polegało na przewożeniu produktów w bagażu, dziś funkcjonuje jako cyfrowy łańcuch dostaw obejmujący zamówienia hurtowe i przesyłki transgraniczne. Dlatego jednym z kierunków działań COP-6 jest mobilizacja struktur takich jak Interpol i WCO do monitorowania cyfrowych ścieżek zakupowych. Według Bendera inspiracją mogą być istniejące operacje, m.in. wieloletnia akcja Interpolu — Operation Pangea — wymierzona w nielegalne produkty zdrowotne online. Podobne modele mogą zostać zaadaptowane do śledzenia przepływu kosmetyków z rtęcią w marketplace’ach, systemach płatniczych i kanałach wysyłkowych.

Decyzje COP-6 wyznaczają nowy etap globalnej walki z kosmetykami zawierającymi rtęć — obejmujący zarówno toksykologiczne ryzyko, jak i społeczne uwarunkowania popytu. Państwa-strony zostały wezwane do intensyfikacji współpracy, zgłaszania luk oraz pełnego korzystania z narzędzi wsparcia przewidzianych w Konwencji. Choć droga do ograniczenia produkcji i handlu jest długa, konferencja w Genewie stworzyła ramy dla najambitniejszej dotąd międzynarodowej strategii redukcji ryzyka związanego z kosmetykami rozjaśniającymi skórę.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Biznes
17.11.2025 12:39
Cisza jako dodatek do usługi beauty – znak czasów i niedoceniany game changer
Cisza podczas zabiegu może być przyczynkiem do zwiększenia prestiżu salonu.Karolina Grabowska STAFFAGE

W branży beauty przywykliśmy mówić o innowacjach przez pryzmat technologii: nowych formuł składników aktywnych, urządzeń czy zaawansowanej automatyzacji zapisów. Tymczasem coraz częściej o przewadze konkurencyjnej decyduje coś, czego nie da się zmierzyć żadnym algorytmem – cisza.

Gdy jeden z usługodawców na Booksy wprowadził dodatek „cisza podczas wizyty” w cenie symbolicznego grosza, wywołał na Linkedin dyskusję o tym, czego współczesny klient naprawdę oczekuje od usług beauty: szacunku, uważności i przestrzeni do oddechu. Z perspektywy B2B nie jest to zabawna ciekawostka, lecz jedno z najważniejszych narzędzi pozwalających dotrzeć do osób zmęczonych, przebodźcowanych, neuroatypowych czy funkcjonujących na spektrum autyzmu.

Cisza coraz wyraźniej staje się odpowiedzią na przeciążenie bodźcami charakterystyczne dla współczesnego trybu życia. Powiadomienia, tempo pracy, hałas i stres sprawiają, że dla wielu klientek i klientów wizyta w salonie beauty to jedyny moment dnia, w którym mogą na chwilę zniknąć z obowiązków i presji. Small talk, choć dla niektórych przyjemny, dla innych jest źródłem dyskomfortu i dodatkowego napięcia. Właśnie dlatego możliwość wyboru „wizyty w ciszy” redukuje stres, zwiększa komfort i pozwala odbierać zabieg tak, jak był zaplanowany: jako troskę o dobrostan.

image

Cyfrowy salon: jak technologia zmienia pracę stylistki i wizażystki

Warto pamiętać, że dla osób w spektrum autyzmu bodźce sensoryczne są znacznie bardziej intensywne. Nadmiar dźwięków, rozmów i zapachów może być dla nich przytłaczający, a standardowa wizyta w salonie – mimo że potrzebna – bywa ogromnym wyzwaniem. Dodatek ciszy w aplikacji to proste narzędzie, które usuwa presję tłumaczenia swoich potrzeb i pozwala przygotować się do wizyty z poczuciem bezpieczeństwa. To realny krok w stronę inkluzywności, a nie jedynie deklaratywnego marketingu.

W relacji B2B cisza staje się również walutą budującą szacunek, personalizację i lojalność. Salony, które umożliwiają wybór tej formy wizyty, sygnalizują klientom, że ich potrzeby są traktowane priorytetowo. Co więcej, cisza pozwala wyróżnić markę na rynku bez konieczności inwestowania dodatkowych pieniędzy – wystarczy jasno zakomunikować tę możliwość i wdrożyć ją w standardy obsługi. Właśnie dlatego tak istotne jest pojawienie się tej opcji w systemie Booksy, gdzie za symboliczny grosz klient może formalnie zaznaczyć preferencję. Dzięki temu cisza staje się oficjalnym elementem oferty, a nie nieśmiałą prośbą w trakcie wizyty.

Jak poinformować o opcji „wizyty w ciszy”:

  1. Dodaj opcję „Wizyta w ciszy” w Booksy lub innym systemie zapisowym — jako darmowy lub symboliczny dodatek do usługi, widoczny w cenniku.
  2. Umieść krótką informację w opisie usług — np. „Na życzenie wykonuję zabieg w pełnej ciszy. Wystarczy zaznaczyć przy rezerwacji”.
  3. Wprowadź subtelną ikonę w komunikacji wizualnej — np. przekreślony głośnik lub symbol słuchawek obok nazw zabiegów.
  4. Zamieść kartkę lub dyskretny piktogram w recepcji albo przy stanowisku — „Możesz poprosić o wizytę w ciszy — wystarczy dać znać przy zapisie lub na początku zabiegu”.
  5. Dodaj informację do formularza/karty konsultacyjnej — jako jedno z pytań preferencyjnych dotyczących komfortu.
  6. Umieść krótką notatkę w mediach społecznościowych — np. jako post, story, reel lub wyróżnioną relację: „Oferuję zabiegi również w pełnej ciszy — dla Twojego komfortu i spokoju”.
  7. Zaproponuj możliwość wyboru już podczas powitania — w spokojnym, nienarzucającym tonie: „Jeśli wolisz zabieg w ciszy lub chcesz użyć słuchawek czy zatyczek do uszu, proszę daj znać — to również opcja, z której wiele osób korzysta”.
  8. Wprowadź tę informację do automatycznych potwierdzeń wizyt — np. w SMS lub e-mail: „Chcesz odbyć wizytę w ciszy? Odpowiedz TAK lub napisz w komentarzu do rezerwacji”.
  9. Dodaj zdanie do regulaminu lub FAQ na stronie salonu — „Dla komfortu każdej osoby umożliwiamy wykonanie dowolnej usługi w ciszy”.
  10. Wyraź to w języku marki — jako element wartości: „Szanuję Twój czas, potrzeby i energię — dlatego możesz wybrać zabieg w ciszy, jeśli tak czujesz się najlepiej”.

W obawach niektórych usługodawców pojawia się myśl, że cisza może zostać odebrana jako dystans. Jednak praktyka pokazuje coś odwrotnego: najnowocześniejsze usługi beauty na świecie oparte są na spokojnej atmosferze, ograniczeniu bodźców i minimalizowaniu zbędnej komunikacji. Profesjonalizm w tej branży coraz częściej polega na tworzeniu świadomej, bezpiecznej przestrzeni, w której klientka lub klient mogą się odprężyć i odpocząć.

image

Kompleksowa czy przeładowana? Gdzie przebiega granica w ofercie salonu kosmetycznego

W perspektywie strategicznej cisza może stać się pełnoprawnym narzędziem budowania jakości usług i doświadczenia marki. Jej rola wykracza daleko poza prosty gest — wpływa na marketing, podnosi jakość obsługi, wspiera retencję klientów, a także wzmacnia pozycjonowanie salonu jako miejsca świadomego i nowoczesnego. To także element, który naturalnie wspiera employer branding: uczy zespoły uważności, empatii i profesjonalnej komunikacji.

W perspektywie B2B cisza może stać się pełnoprawnym elementem strategii rozwoju salonu:

    •    w marketingu – podkreśla profesjonalizm, wyróżnia markę, trafia do osób zmęczonych, przebodźcowanych, neuroatypowych, pracujących w branżach o wysokim poziomie stresu;

    •    w obsłudze klienta – buduje personalizację i poczucie opieki;

    •    w employer brandingu – uczy zespoły uważności i nowoczesnych standardów komunikacji;

    •    w pozycjonowaniu salonu – tworzy atmosferę premium nawet w niewielkiej przestrzeni;

    •    w retencji – cisza zmniejsza presję i zwiększa prawdopodobieństwo powrotu klientki.

Cisza w usługach beauty nie jest chwilową modą ani anegdotycznym dodatkiem do cennika. To zrozumienie, że relacja usługodawca–klient ewoluuje, a potrzeby konsumentów zmieniają się wraz ze stylem życia, tempem pracy i rosnącą świadomością neuroróżnorodności. Symboliczne „0,01 zł za ciszę” może okazać się jedną z najważniejszych innowacji w sektorze beauty ostatnich lat. W świecie przeładowanym hałasem być może właśnie cisza staje się najbardziej pożądanym luksusem — i najważniejszym narzędziem budowania wartości usług na rynku B2B.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
18. listopad 2025 08:01