StoryEditor
Salony beauty
27.11.2021 00:00

Michał Łenczyński: Beauty Razem wraca do gry. Jesteśmy silniejsi

Szykuje się bardzo trudna dla branży beauty zima. Problem segregacji sanitarnej, widmo częściowego lockdownu i kolejnej fali kryzysu. Już za miesiąc czeka nas prawdopodobnie najwyższa w historii podwyżka podatków i zagrożenie olbrzymią migracją w kierunku szarej strefy. To są trudności, którym musimy stawić czoła. W Beauty Razem musimy znaleźć odpowiedzi, wskazówki, rozwiązania. Przeżyłem osobisty kryzys, wypalenie i do tego otwarcie się przyznaję. Wyszedłem z niego dzięki nieoczekiwanemu wsparciu, często ze strony osób, których o to bym nie podejrzewał. Także najtwardszych krytyków tego, co robiłem. Dlatego wracam. Czuję, że to ma sens – mówi Michał Łenczyński, założyciel społeczności Beauty Razem.

W 2020 roku grupa wsparcia Beauty Razem zebrała wokół siebie 60 tys. profesjonalistów beauty. Przez 1,5 roku działalności dla sektora doprowadziła m.in. do wynegocjowania z rządem 1 mld zł z Tarcz, współtworzyła z MRPiT dzisiejsze wytyczne sanitarne dla branży i zapobiegła lockdownowi ubiegłej jesieni, co relacjonowaliśmy na łamach Wiadomości Kosmetycznych. Jej założyciel, Michał Łenczyński, błyskawicznie stał się pierwszą twarzą sektora usług fryzjersko-kosmetycznych w 200 ogólnopolskich i branżowych mediach oraz łącznikiem branży z władzami kraju. W październiku 2021 niespodziewanie zamknął przedsięwzięcie i wyjechał poza Europę. Wczoraj ogłosił powrót. Dla Wiadomości Kosmetycznych po raz pierwszy ujawnia kulisy zamknięcia, reaktywacji, plany na przyszłość oraz prognozy dla branży na najbliższe miesiące.

To było głośne odejście. Czy zapowiada Pan równie głośny powrót?

Zrezygnowałem z przytupem. Dziś pragnę wrócić z jeszcze większym. Setki osób codziennie pisze do mnie, że oczekują reaktywacji Beauty Razem. Teraz nareszcie sam w pełni czuję taką potrzebę w sercu. I siłę, by kontynuować to, co rozpoczęliśmy my wszyscy.

Reakcję branży przyjmę z pokorą. Jeśli ludzie nie zaakceptują prawdziwej twarzy Michała, zwykłego człowieka ze słabościami, trudno, pogodzę się z tym. Będę robił swoje. Być może od zera, ale będę próbował. Wierzę w ludzi. Mam cichą nadzieję, że będą łaskawi. (śmiech)

Na szczycie fali sukcesów żegna się pan z tysiącami ludzi, zamyka projekt i wyjeżdża z kraju. Obserwując z zewnątrz wyglądało to nielogicznie. Co było prawdziwą przyczyną?

To nie moje sukcesy, ale nas wszystkich. Jestem tylko jednym z 60 tysięcy.

Wystąpiło u mnie zwykłe, ludzkie zmęczenie materiału. Wypalenie i kryzys, do którego się otwarcie przyznaję. Od ponad roku wszyscy pracują, a dla mnie pomaganie z potrzeby serca stało się „pracą” na kilka etatów i uzależnieniem. Nie postawiłem żadnych granic, bo realizuję się w tym co robię. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że praca dla innych, odbywała się kosztem rodziny, przyjaciół i mnie samego. Konsumuje 110 proc. czasu, zarówno zespołu, jak i mojego. I nie jest wynagradzana.

Niech moja historia będzie przestrogą dla wszystkich pracoholików. Każdy wcześniej czy później musi przystopować, zanim spali się jak żywa pochodnia. Lecz po odpoczynku, warto z pełnym impetem wrócić do tego, co się kocha. Poczuć emocje, wsparcie ludzi. Wiatr w żaglach.

Jest Pan gotowy do powrotu po podróżach? Nietrudno domyślić się, że praca którą często nazywa Pan „rollercoasterem” i „wiecznym gaszeniem pożarów” stanie się codzienną rutyną.

Tak. Jestem gotowy, jak nigdy dotąd. Na dłuższy czas zmieniłem otoczenie. Istambuł na obu kontynentach i Barcelona to atomowe akumulatory. Pomogły mi zresetować się, odzyskać życiowy balans. Lecz dopiero miejsce, w którym to wszystko się zaczęło – Bergamo, Lombardia dopełniły całości.

To właśnie we włoskim San Pellegrino, prezydent Lech Wałęsa dołączył do Czytelników grupowej książki-cegiełki „Beauty. Niech kryzys stanie się impulsem”. Napisałem ją w trakcie lockdownu, by dodać nam wszystkim otuchy, inspirując się Członkami Grupy. Trafiła, w większości bezpłatnie, do 25 tys. Czytelników. Bardzo ich doceniam.

Zaproszenie na charytatywną galę Ambassador Day i do pobytu w prezydenckim hotelu było niespodziewane. Zdecydowałem się natychmiast i wsiadłem w samolot. Było warto. To wisienka na torcie. Ciepłe słowa noblisty potrafią dodać energii. Teraz wiem, że baterii wystarczy mi na kilka miesięcy. (śmiech)

Wycofał się Pan na 1,5 miesiąca, a jeszcze we wrześniu Beauty Razem pojawiło się na najważniejszych imprezach branżowych, a eksperci jako wykładowcy...

I wiem, że tym bardziej przerwa mogła zaskoczyć. W sposób stały będziemy obecni na żywo w przyszłości, bo reaktywujemy Grupę z pełnym impetem, z głową i planem. Po każdym dużym wydarzeniu będziemy organizować branżowe Beauty Afterparty, a w trakcie eventów chilloutowe strefy Beauty Meeting. To miejsca, gdzie spotykamy się na żywo, co jest bezcenne. Nieformalnie, bez stresu i zadęcia, w branżowym gronie. Pijemy kawę, robimy selfie, żartujemy, uczymy się, spędzamy wspólnie czas tak jak lubimy. Jestem zaskoczony, że rzadko pojawiają się „stoiska z niczym” czy „imprezy bez sprzedaży”. Mimo to, mogą cieszyć się powodzeniem. Wtedy, gdy powiemy wprost: to Uczestnicy są najważniejsi i to oni mają w tym swoją cząstkę.

Dopiero po 1,5 roku spotkał Pan na żywo członków grupy?

W większości. Wrześniowe konferencje były symbolicznym momentem w moim życiu. Tak naprawdę, to właśnie wtedy po raz pierwszy odkąd powstała Grupa, wyszedłem z gabinetu i spojrzałem ludziom w oczy. Nie prowadziłem live’ów widząc polubienia, ale prelekcje widząc twarze, wspaniałych ludzi z „krwi i kości”. Zobaczyłem setki uśmiechów, otoczyła mnie fala życzliwości. Nie wiem czym na nią zasłużyłem. Z trudem ukrywałem świeczki w oczach. Nie można z niczym porównać uczucia, gdy nieznający się ludzie zjeżdżają się ze wszystkich stron Polski, a nawet spoza Polski. Tylko i aż po to, by zamienić ze sobą kilka słów. To daje olbrzymiego energetycznego kopa. Wiarę, że to co się robi, ma sens.

Z gabinetu? Czy dobrze rozumiem, że grupa na Facebooku ma biuro?

Tak. Biuro, Pracowników, Współpracowników oraz całe zaplecze technologiczne i infrastrukturę. Dziś to ok. 6 etatów. Jeśli pyta Pani o biuro na działania stricte Grupy dla Branży, wydzieliłem tylko pół piętra naszej akademii w Krakowie, bo pracujemy w dużej części zdalnie. Zaczęło się w pierwszym lockdownie, bo nie mieliśmy co robić, później tak zostało.

Nie postrzegam Beauty Razem jako Grupę, ale szeroką inicjatywę wzajemnego wsparcia, którego najważniejszym podmiotem są ludzie. Niewiele grup dociera do 200 mediów z setką swoich Członków. Z niewieloma rozmawia wicepremier, czy Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii. Także poprawki niewielu uchwala Senat, a interpelacje lądują na ławach Sejmu. Ale podkreślam, że to działalność wszystkich, nie moja. Chylę czoła przed każdym, kto zechciał się zaangażować myśląc o innych.

Na zakończenie jednego z branżowych wydarzeń otrzymał pan statuetkę „Człowieka Roku Branży Beauty 2020-2021” od organizatora.

Więc muszę zasłużyć na 2022. (śmiech) A serio, uważam że B2Beauty Trends Show doceniło w ten sposób nie mnie, ale nas wszystkich. Na ebonitowym podeście, tak naprawdę powinien być grawer 60 tys. nazwisk i umówmy się, że tak właśnie jest. Wszyscy mamy w Beauty Razem swój udział. Nie jest to w żadnym wypadku mój sukces, ale nasz wspólny. Bez innych żaden krok który wspólnie podjęliśmy, nie byłby możliwy. Podziękowania adresowane są do Grupy, czyli nas wszystkich.

Czy w trakcie nieobecności w kraju, nie oddalił się Pan jednak od problemów branży w Polsce?

Każdemu komu to przeszło przez myśl, zdradzę tajemnicę: nie byłem odseparowany od Polski ani branży. W świecie cyfrowym nie jest to możliwe. Przywróciłem tylko balans pomiędzy życiem prywatnym i pracą. Obserwowałem media i trendy. Odbyłem dziesiątki prywatnych rozmów. Regularnie kontaktowałem się także z zespołem w Polsce. Przede wszystkim często czytam wiadomości i komentarze osób z branży. Internet to dziś nasze lustro. Rozmowa prywatna, telefoniczna, video – tym bardziej.

Przeżyłem osobisty kryzys, wypalenie i do tego otwarcie się przyznaję. Wyszedłem z niego dzięki nieoczekiwanemu wsparciu, często ze strony osób, których o to bym nie podejrzewał. Także najtwardszych krytyków Beauty Razem. Dziś ponownie widzę, jak bardzo wartościowi są ludzie. Tęskniłem za nimi.

Błyskawicznie dotarł Pan do kluczowych osób w państwie i przekonywał do waszych racji. Ujawni Pan rąbka tajemnicy, jacy są naprawdę?

Proszę pozwolić, że szczerze i bezpośrednio: większość z nich zbankrutowałaby w ciągu tygodnia po otwarciu salonu kosmetycznego, czy jakiejkolwiek innej firmy. A dyktują nam warunki, na jakich mamy pracować, zatrudniać i prowadzić biznes. Oczywiście istnieją ludzie nieodklejeni od rzeczywistości, o których wypowiadam się pozytywnie, zawsze personalnie, publicznie. Ale ogół, od środka wygląda jeszcze bardziej karykaturalnie niż w mediach.

Jest jeden pozytyw. Osoby posiadające magiczny długopis z reguły wiedzą, że gdy będą podejmować decyzje samodzielnie i bez konsultacji, kraj czeka katastrofa. W konsekwencji, stracą swoje etaty. Są więc zdani na rekomendacje tych, którzy mają choć cień wiedzy o branżach, prawie i biznesie. Eksperci mogą podpowiedzieć dobre rozwiązania pod którymi podpisze się ktoś inny i odtrąbi sukces w telewizji. Niech odtrąbi, byle by przy okazji zrobił dla ludzi coś pożytecznego.

Miesiąc temu pisał Pan, że prowadzenie działań Beauty Razem pochłonęło znaczne środki Pana i akademii, którą Pan prowadzi.

To prawda i to drugie dno naszej przerwy. Start w marcu 2020 był spontanicznym odruchem nas wszystkich, dwa tygodnie przed pierwszym lockdownem. Nie było planu, królowała zasada „jakoś sobie poradzimy”. Założyłem Grupę, położyłem się spać, a kolejnego dnia pojawiło się 30 tys. spanikowanych osób. Gdy spytałem, czy Członkowie chcą bym ich reprezentował, w ciągu godziny kilka tysięcy twierdzących komentarzy rozładowało mi telefon.

Kilkadziesiąt tysięcy osób z dnia na dzień to duże zobowiązania. Z czym się wiązały?

To prawda. W ciągu chwili zostaliśmy z całym zespołem wtłoczeni między prezydenta, ministrów, posłów i setki mediów. W social media kilkadziesiąt tysięcy osób wołało o poradę, pomoc, wsparcie i prosiło o przekazanie i negocjację konkretnych postulatów. Działalność przypominała codzienne gaszenie pożarów w lockdownach. A między lockdownami przygniotło nas codzienne doradzanie, prawny rollercoaster, media, moderacja i rozwiązywanie problemów tysięcy osób.

1,5-miesięczna przygoda stała się dla nas 1,5-roczną pracą, bez budżetu. Mówiąc wprost i przyziemnie, ktoś musiał utrzymać projekt, przekierować i zatrudnić zespół. Lecz na pasku wypłat nie można wpisać „dziękuję” i dać lajka, a tak w większości nas nagradzano. Abym mógł płacić pensje, skonfigurowałem działalność jako CSR firmy. Na fundację, stowarzyszenie, czy związek zawodowy, nie było zgody. Także mojej. Wiem, że zrodziłoby to niepotrzebne konflikty, wojny o stanowiska zamiast pracy dla innych. Zresztą, przy takiej skali działalności, każda struktura NGO bez kilku milionów na koncie na start w ciągu chwili by zbankrutowała.

Finansowe zbilansowanie projektu okazało się problemem?

Tak, choć bardziej psychicznym. Z czasem narastało poczucie niedocenienia, które byliśmy w stanie wytrzymać 1,5 roku. O finansach co miesiąc pisałem bardzo transparentnie, co do grosza. Rzeczywistość pokazała, że tylko część Członków dorzuca się, za co jesteśmy im z zespołem bardzo wdzięczni. Na dziś jest to niestety niewystarczające. Pokrywa ok. 1/5 kosztów. Dlatego zmieniamy formułę. Chcemy funkcjonować dalej, w sposób trwały i ciągły.

Wiem, że do dziś mogliśmy liczyć na pomoc mniej niż 2 proc. Członków. Z drugiej strony wiem, że jeśli będą widzieć indywidualną korzyść dla siebie, chętniej nas wesprą. Wtedy dalsza działalność będzie możliwa. Na to liczę.

Skorzystali wszyscy, ale, jeśli dobrze rozumiem, tylko co pięćdziesiąta osoba wsparła finansowo Wasze działania.

Tak i przyjmuję to z pokorą. Jestem im za to wdzięczny. Nie dogodzi się wszystkim, ale część to doceni. Ludzie potrafią być wspaniali, bezinteresowni. Wielu z nas czuje potrzebę wspierania się, dbania o wspólne dobro, rozumie na czym polega wzajemność. Oczywiście większość z nas woli otrzymywać niż dawać. Jednak szklanka jest w części pełna i z tego się cieszę.

Czy z perspektywy czasu to dla Pana sukces, czy porażka?

Kryzys urodzaju (śmiech). Działalność Beauty Razem żywo opisujecie Państwo na łamach portalu. Każdy może wrócić do przeszłości, archiwum. Wiem że przyszłość, będzie jeszcze ciekawsza i będziecie mieli o czym pisać.

Niczego nie żałuję. Czuję się spełniony i wiem, że będę spełniał się nadal. Jeśli mógłbym cofnąć czas i przeżyć te wydarzenia ponownie, postąpiłbym dokładnie tak samo.

Lockdowny się kończą. Czy rola Beauty Razem kończy się wraz z nimi?

Wręcz przeciwnie i to było moim wielkim, pozytywnym zaskoczeniem. Okazało się, że Beauty Razem nie jest Grupą wsparcia na kryzys. Przede wszystkim jest Grupą na prosperity. Ma charakter ciągły i trwały. Zbudowaliśmy wzajemnie olbrzymie zaufanie.

Gdy po kryzysach przychodzi praca i prosperity, zaangażowanie i aktywność… Utrzymuje się lub rośnie. To właśnie pomiędzy lockdownami dołączyło 30 tys. kolejnych osób. Zmieniają się tylko tematy. Znika panika, zaczyna się branżowe doradztwo, w dużej mierze prawno-biznesowe.

Tutaj z resztą jest największa luka. Jako branża, jesteśmy genialni w zabiegach, bo mamy nawyk ciągłego kształcenia się i poznawania nowości. Natomiast wielu z nas czuje potrzebę uzupełnienia wiedzy biznesowej. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, jak bardzo to ważne.

Pana pierwszy wpis po powrocie wywołał falę pozytywnych komentarzy, a niektórzy nazwali to wręcz „powrotem smoka”. Dlaczego zaczął Pan od przeprosin?

Bezwarunkowych, bez tłumaczenia się, z przyjęciem na siebie jednoosobowo całej odpowiedzialności. Przeprosiłem za formę październikowego wpisu o rozstaniu i wsparciu finansowym. Wpis był zbyt bezpośredni, emocjonalny i należy przyznać się do błędu. Forma, w jakiej przekazałem prawdę, wielu zabolała. Zawsze uważałem się za szarego człowieka. Słyszę jednak, że od niektórych oczekuje się więcej. Jeśli także ode mnie, to po ludzku nie podołałem. Każdy człowiek popełnia błędy.

Byli wtedy tacy, którzy rzucili kamieniem. Zawsze będą. Mimo to, hejt przykryła lawina wsparcia, która bardzo mnie wzruszyła. Dostałem kilka tysięcy prywatnych wiadomości. Do dziś otrzymuję ponad setkę dziennie. Ludzi nie da się nie lubić. Mają w sobie nieskończone pokłady dobra.

Czy Beauty Razem wraca na dobre?

Tak. Widzę że restart przebiega pomyślnie. Jesteśmy projektem dojrzałym, o ugruntowanej pozycji. Członkowie Grupy stali się rozpoznawalną marką. Przyjmujemy teraz nową, przemyślaną formułę, która zapewni branży trwałość projektu. Pojawia się budżet, a nie tylko koszty. Otwieramy się też na nowych współpracowników i partnerów. Zreorganizowałem zespół. Chcę żeby wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku.

Stawiam dodatkowo granicę w dostępie do siebie, bo doba trwa tylko 24 godziny. Rekordowe 7,5 tys. próśb o prywatne porady tylko w ciągu jednego dnia, to zbyt mocne obciążenie. Będę po prostu odpowiadał tym, którzy nas wspierają. Skoncentrujemy się na wspieraniu osób, które nas doceniają, pomagają nam. To uczciwa wzajemność.

Czy ma Pan na myśli, że dalsze uczestnictwo w Beauty Razem będzie płatne?

Dla wszystkich obecnych Członków dorzucenie się będzie opcjonalne, bez żadnego przymusu. W publicznej grupie, którą znamy, wszystko pozostaje po staremu dla obecnych Członków. Nikt nie zostanie wykluczony i nikomu nie odmówimy pomocy w możliwym czasowo zakresie. Wystarczy aktywnie uczestniczyć w Grupie z wzajemnością doradzając innym, niekomercyjnie, szanować innych i respektować regulamin, jak dotąd. Dlatego obietnica braku opłat jest spełniona i tutaj nic się nie zmieni. Rozważamy jednak, czy nowi Członkowie przychodzący na gotowe, nie powinni dołożyć się na starcie. Tutaj zdecyduję nie ja, ale Grupa.

60 tysięcy osób będzie uczestniczyć bezpłatnie, skąd więc weźmiecie środki na działalność społeczną, edukację, lobbying, media i wspieranie dziesiątek tysięcy firm?

Powstaje prywatna Grupa VIP, „składkowa”. To dodatkowy, wewnętrzny, zamknięty i poufny krąg, niewidoczny dla klientek i dla nikogo z zewnątrz. Każdy pojedynczy Członek VIP jest poddany szczegółowej weryfikacji, aby wszyscy czuli się komfortowo i darzyli się jeszcze większym zaufaniem. W Grupie VIP dostępne jest rozszerzone wsparcie i szczegółowe informacje wewnętrzne. Stawiamy tu na edukację, zdradzamy kulisy i prognozy. Dzielimy się jeszcze bardziej wartościową wiedzą, ale już z Członkami VIP.

To nie jest nowość. Są setki płatnych grup zamkniętych, np. dla patronów w serwisach crowdfundingowych. Dziesiątki instruktorek tworzy grupy dla kursantek, w których uczestnictwo wymaga wykupienia kursów. Beauty Razem VIP możemy też porównać do „składek” stowarzyszeń. Każdy może obserwować działalność izb, czy związków. Ale tylko ich pełnoprawni członkowie płacący “składki” mogą mieć wiążący wpływ na ich działania.

Nie obawia się Pan, jak przyjmą to uczestnicy Grupy?

Dlaczego miałbym się obawiać? Wiele osób od ponad roku trąbi o abonamencie, subskrypcjach, więc to zrealizowaliśmy. Podnosiły się słuszne głosy, że osoby które nas wsparły, powinny mimo wszystko otrzymać więcej niż pozostali i być bardziej docenieni. To logiczne i tak właśnie będzie.

Dla tych, którzy chcą obserwować, w publicznej Grupie pozostaje po staremu i bez zobowiązań. A dla branży jako całości będziemy nadal prowadzić działania prawne, legislacyjne, medialne, wizerunkowe. A także edukacyjne i doradcze, w standardowej formie.

Jest książka „Plan B dla Beauty”, ale czy jest „Plan B dla Beauty Razem”, jeśli abonament VIP by nie wypalił?

Tak. Lecz przyjmiemy wtedy wsparcie od firm. Setka propozycji leży na biurku i dotychczas je odrzucaliśmy. Firmy są świadome olbrzymiego bilansu korzyści. Błyskawicznie budują rozpoznawalność i utrwalają pozycję graczy pierwszej ligi przed największym branżowym audytorium profesjonalistów. Wiedzą, że przekłada się to na sprzedaż. Ja natomiast wiem, że jeśli do współpracy z kimkolwiek dojdzie, to Członkowie Grupy mają korzystać na niej najwięcej. Abonament VIP jest nienaruszalny.

Być może firmy są dobrym kierunkiem? Beauty Razem miało potężne zasięgi.

Jest dla mnie coś, co jest znacznie ważniejsze. Priorytetowe. To komfort ludzi, którzy tworzą Beauty Razem. Nie tylko wiedza i wsparcie, ale też zachowanie starego, dobrego klimatu. Do wielu osób w Grupie mam stosunek osobisty, emocjonalny. Nie potrafię tego zmienić. Dlatego firmy to krok ostateczny i będziemy ich unikać tak długo jak to możliwe.

Drażni mnie słowo „zasięgi”, słowo-klucz naszych czasów. Często na insta-bankietach celebryci sprawdzają liczbę followersów i spędzają czas wyłącznie z osobami, które są dostatecznie popularne. Pusty stał się ten świat. Dla niektórych znaczysz tyle, ile Twoje zasięgi. A liczy się przecież to, czego nie zmierzymy żadnym wykresem. Zaufanie.

Na zasięg nigdy nie narzekaliśmy. Z reguły 2-3 miliony miesięcznie wyświetleń, czasem więcej. Przełożenie na 95 proc. salonów w Polsce. Nigdy nie kupowaliśmy reklam. Mimo to, Członkowie Grupy wyskakują z lodówki. (śmiech)

Jakie będą pierwsze kroki Beauty Razem po powrocie?

W „centrali” od pierwszych sekund widzimy, że mamy pełne ręce roboty. Zespół jest w stanie pełnej gotowości i każdy ma przydzielone zadania, aby mnie odciążyć. Chcę, aby projekt wsparcia VIP wystartował się przy możliwie niewielkim technicznym moim obciążeniu, ale z pełnym zaangażowaniem merytorycznym.

Jestem gotowy, by równolegle ponownie uruchomić badania rynkowe, relacje z mediami, parlamentem i rządem, zabezpieczając pożary, które mogą wybuchnąć. Ani ja, ani 6 osób nie zrobi niczego. Za to synergia 60 tys. serc może wszystko.

Statystyki zakażeń Covid-19 szybują, a rząd komunikuje możliwe kolejne obostrzenia. Co przyniosą najbliższe tygodnie i miesiące?

Szykuje się bardzo trudna dla branży zima, ujmując to delikatnie. Prawdopodobnie także wiosna. Widać gołym okiem serię wyzwań. Problem segregacji sanitarnej, widmo częściowego lockdownu i kolejnej fali kryzysu, galopującej inflacji, skutków konfliktu na granicy, czy możliwej serii ciosów wizerunkowych w branżę. To wszystko może stać się rzeczywistością.

Już za miesiąc czeka nas prawdopodobnie najwyższa w historii podwyżka podatków i zagrożenie olbrzymią migracją w kierunku szarej strefy. To są trudności, którym musimy stawić czoła my wszyscy. W Beauty Razem musimy znaleźć odpowiedzi, wskazówki, rozwiązania.

Czy polska branża beauty sprosta tym wyzwaniom?

Oczywiście, nie mam cienia wątpliwości. Często nie doceniamy siebie. Niepotrzebnie. Mamy powody by wyrzucić do kosza każdy narodowy kompleks. Na tle każdego kraju który odwiedziłem, wyróżnia nas nie tylko niesłychana umiejętność jednoczenia się, ale też pracowitość i unikalna na świecie przedsiębiorczość.

Jeśli kryzys porównalibyśmy do tafli wody, to 1,5 roku temu zostaliśmy rzuceni na środek oceanu. Mimo że nie potrafiliśmy pływać, dopłynęliśmy do brzegu. Nawet jeśli nie widać naszych wyrzeczeń, bo skrywają się pod wierzchołkiem góry lodowej, wiem że jesteśmy silni i zaprawieni w boju. Dlatego jeśli teraz ktokolwiek wrzuci nas na płytki basen, poradzimy sobie ponownie. Dowód naszej siły to nie moje słowa. Możemy powiedzieć na głos stojąc przed lustrem: swoją siłę udowodniliśmy sobie po prostu sami. Polacy są niesamowici. Polki - jeszcze bardziej!

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Biznes
23.12.2025 16:47
Czy warto nadal wchodzić w produkcję kosmetyków dla rynku profesjonalnego i usługowego?
Kosmetyka profesjonalna to rosnąca czy malejąca kategoria?Pexels

Rynek profesjonalny (salony fryzjerskie, kosmetyczne, gabinety usługowe, spa) pozostaje atrakcyjny przede wszystkim dlatego, że stoi na realnym popycie na usługi, a nie wyłącznie na sprzedaży detalicznej. W skali globalnej wartość rynku profesjonalnych usług beauty oszacowano na 221,09 mld dolarów w 2024 r., a prognozy mówią o wzroście do 378,47 mld dolarów do 2032 r. (CAGR 6,95 proc.). To sugeruje, że baza „konsumpcji usługowej” – a więc i zapotrzebowania na produkty używane w gabinetach – powinna rosnąć, choć nierównomiernie geograficznie i segmentowo.

Z perspektywy producenta kluczowe jest to, że profesjonalny kanał ma inną ekonomię niż detal: mniejsze znaczenie mają sezonowe „hity”, a większe ma powtarzalność zużyć, szkolenia i lojalność wynikająca z procedur (np. koloryzacja, zabiegi gabinetowe, stylizacja paznokci). Jednocześnie profesjonalizacja usług rośnie wraz z rozmiarem całego rynku beauty; przykładowo globalny rynek hair care wyceniono na 106,91 mld dolarów w 2024 r. (to szeroka kategoria, obejmująca także detal), co pokazuje skalę segmentu, z którego część popytu „przechodzi” przez salony i hurt profesjonalny. 

Polska ma dodatkowy argument: zaplecze produkcyjne i eksportowe. W 2024 r. eksport polskich kosmetyków osiągnął 6,0 mld euro, a saldo handlowe w tej kategorii wyniosło +2,3 mld euro – co oznacza, że branża ma kompetencje wytwórcze i konkurencyjność kosztowo-jakościową, które można wykorzystać także w produktach profesjonalnych (o ile są dopracowane pod parametry zabiegowe i stabilny łańcuch dostaw). Równolegle globalny eksport kosmetyków urósł z 127,1 mld euro w 2020 r. do 174,6 mld euro w 2024 r. (wzrost 37,4 proc.), co wskazuje, że gra toczy się na rynku międzynarodowym, a nie wyłącznie lokalnym. 

image

Salony beauty liczą na Sylwestra. Ich zadłużenie to prawie 55 mln zł

„Czy warto” zależy jednak od barier wejścia i ryzyk, które w pro bywają wyższe niż w detalu. W porównaniu z detalem wyższe są bariery operacyjne, związane z koniecznością utrzymania stałej jakości partii produkcyjnych, kompatybilności produktów z procedurami zabiegowymi oraz zapewnienia wsparcia merytorycznego dla użytkowników profesjonalnych. Rynek usług beauty jest przy tym silnie rozdrobniony – według euroostatu w samej Unii euroopejskiej w zawodach fryzjerskich i kosmetycznych pracowało przed pandemią około 1,7 mln osób, co przekłada się na dużą liczbę małych podmiotów, trudniejszych do centralnego „zagospodarowania” sprzedażowo niż sieci handlowe. Z drugiej strony właśnie to rozdrobnienie sprzyja budowaniu długoterminowych relacji B2B, jeśli producent jest w stanie zapewnić stabilność dostaw i spójność oferty, a jednocześnie zwykle utrudnia szybkie, szerokie wdrożenia nowej marki w kanale profesjonalnym. 

Nie oznacza to jednak, że wejście w produkcję dla rynku usługowego jest pozbawione ryzyk. W porównaniu z detalem wyższe są bariery operacyjne, związane z koniecznością utrzymania stałej jakości partii produkcyjnych, kompatybilności produktów z procedurami zabiegowymi oraz zapewnienia wsparcia merytorycznego dla użytkowników profesjonalnych. Rynek usług beauty jest przy tym silnie rozdrobniony – według Eurostatu w samej Unii europejskiej w zawodach fryzjerskich i kosmetycznych pracowało przed pandemią około 1,7 mln osób, co przekłada się na dużą liczbę małych podmiotów, trudniejszych do centralnego „zagospodarowania” sprzedażowo niż sieci handlowe. Z drugiej strony właśnie to rozdrobnienie sprzyja budowaniu długoterminowych relacji B2B, jeśli producent jest w stanie zapewnić stabilność dostaw i spójność oferty.

Jakie konkretnie ryzyka czyhają na producenta?

Największe zagrożenia przy wejściu w kategorię kosmetyków profesjonalnych nie dotyczą wyłącznie produktu, ale całego modelu biznesowego, wiarygodności i operacyjności marki. Poniżej omawiam je w układzie logicznym, bez wartościowania marketingowego, w odniesieniu do realiów rynku pro i usługowego.

Pierwszym i kluczowym zagrożeniem jest brak wiarygodności profesjonalnej na starcie. Rynek kosmetyków profesjonalnych opiera się w dużej mierze na zaufaniu do skuteczności i powtarzalności działania. Fryzjerzy, kosmetolodzy i technicy pracują na efektach widocznych „tu i teraz”, a błędy produktowe bezpośrednio przekładają się na niezadowolenie klienta końcowego. Nowa marka, która nie ma historii obecności w salonach, referencji szkoleniowych ani udokumentowanych protokołów zabiegowych, startuje z wyraźnym deficytem zaufania. W praktyce oznacza to dłuższy i droższy proces wejścia, wymagający testów użytkowych, programów pilotażowych i pracy z liderami opinii wśród profesjonalistów.

Drugim istotnym ryzykiem jest niedoszacowanie kosztów wejścia i utrzymania obecności w kanale profesjonalnym. W przeciwieństwie do detalu, sprzedaż do salonów rzadko opiera się wyłącznie na cenie jednostkowej produktu. Konieczne są inwestycje w szkolenia, materiały edukacyjne, wsparcie techniczne, często także w dedykowanych przedstawicieli handlowych lub edukatorów. Dodatkowo marże w kanale B2B bywają „rozłożone” pomiędzy producenta, dystrybutora i punkt usługowy, co przy niskich wolumenach początkowych może oznaczać ograniczoną rentowność przez pierwsze lata działalności.

image

Czy każda usługodawczyni beauty musi zostać influencerką?

Trzecim zagrożeniem jest presja operacyjna związana z jakością i powtarzalnością produkcji. Kosmetyki profesjonalne są wykorzystywane w procedurach, które muszą dawać zbliżony efekt niezależnie od partii czy dostawy. Wszelkie wahania konsystencji, zapachu, koloru lub skuteczności są szybciej wychwytywane niż w przypadku produktu detalicznego. Dla producenta oznacza to wyższe wymagania wobec kontroli jakości, stabilności formulacji oraz łańcucha dostaw surowców, co zwiększa ryzyko kosztowe i operacyjne, zwłaszcza przy mniejszych skalach produkcji.

Czwartym obszarem ryzyka jest rozmycie pozycjonowania między rynkiem profesjonalnym a konsumenckim. Wiele marek próbuje łączyć sprzedaż do salonów z równoległą obecnością w e-commerce lub sieciach detalicznych. Jeśli ceny, opakowania lub komunikacja nie są wyraźnie rozdzielone, może to prowadzić do konfliktów kanałowych i utraty zaufania profesjonalistów, którzy nie chcą pracować na produktach łatwo dostępnych dla klienta końcowego w niższej cenie. Dla marki oznacza to konieczność bardzo precyzyjnej architektury oferty i kontroli dystrybucji.

Piątym zagrożeniem są bariery regulacyjne i odpowiedzialność prawna w kontekście użytkowania profesjonalnego. Choć formalnie kosmetyki profesjonalne podlegają tym samym przepisom co detaliczne, w praktyce są stosowane intensywniej i często na skórze problematycznej. To zwiększa ryzyko reklamacji, zgłoszeń niepożądanych działań oraz odpowiedzialności po stronie producenta. Brak odpowiedniej dokumentacji bezpieczeństwa, jasnych instrukcji użytkowania i ograniczeń stosowania może skutkować zarówno problemami regulacyjnymi, jak i reputacyjnymi.

image

Klientom w branży beauty zależy na nowoczesnych płatnościach

Szóstym zagrożeniem jest silna i lojalna konkurencja obecna już w salonach. Rynek profesjonalny jest w wielu segmentach „zabetonowany” przez marki, które działają tam od dekad, oferują kompleksowe systemy produktowe i długofalowe wsparcie edukacyjne. Wejście nowej marki oznacza konieczność realnego „odebrania miejsca na półce” lub w procedurze zabiegowej, co rzadko dzieje się bez wyraźnej przewagi technologicznej, cenowej lub organizacyjnej.

Wreszcie, istotnym zagrożeniem jest zbyt szybka skalacja bez sprawdzonego modelu. Próba równoczesnego wejścia na wiele rynków, do wielu segmentów usługowych lub zbyt szerokiego portfolio produktowego zwiększa ryzyko błędów jakościowych, logistycznych i wizerunkowych. Rynek profesjonalny premiuje konsekwencję i stabilność, a nie tempo ekspansji znane z marek konsumenckich.

Wniosek jest prosty: produkcja dla rynku profesjonalnego nadal może się opłacać, jeśli firma jest gotowa zainwestować nie tylko w sam produkt, ale i we wdrożenie (standardy, szkolenia, dystrybucja B2B), bo popyt usługowy rośnie globalnie i ma mocne podstawy. 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Salony beauty
17.12.2025 09:45
Salony beauty liczą na Sylwestra. Ich zadłużenie to prawie 55 mln zł
Aktualnie największym obciążeniem dla branży beauty jest konieczność dostosowania się do wymogów regulacyjnychShutterstock

Mimo że liczba salonów piękności z roku na rok rośnie, ich właściciele coraz częściej nie radzą sobie ze spłatą zobowiązań, co wynika m.in. z rosnących kosztów prowadzenia działalności i nowych regulacji prawnych. Zadłużenie fryzjerów i kosmetyczek wynosi już niemal 55 mln zł – to o 14 proc. więcej niż rok temu – wynika z danych Krajowego Rejestru Długów. Dlatego zbliżający się sylwester i bale karnawałowe mogą stać się szansą dla branży beauty na wyjście z finansowego dołka.

Najnowsze dane KRD potwierdzają: zadłużenie salonów piękności stale rośnie, notując obecnie najwyższy poziom od kilku lat. Ponad 3,7 tys. podmiotów działających w branży beauty (zakładów fryzjerskich i kosmetycznych) ma średnio do spłaty 14,7 tys. zł. Łącznie są one winne innym firmom 54,8 mln zł. 

W porównaniu do minionego roku zaległości finansowe salonów wzrosły o 14 procent. Stało się tak, mimo rosnącego popytu na usługi fryzjerskie czy kosmetyczne. Powodem mogą być wysokie koszty pracy, ale także ceny surowców i materiałów. Szacuje się, że na środki do pielęgnacji skóry czy włosów i na kosmetyki do makijażu trzeba wydać o około 10 procent więcej. Do tego dochodzą również rosnące ceny energii i wynajmu lokalu oraz podwyżki dla pracowników – wymienia Adam Łącki, prezes zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej. 

Liczba zakładów kosmetycznych i fryzjerskich w Polsce stale rośnie. Dziś na rynku funkcjonuje ich ok. 132 tys. Tak szeroka oferta to powód do zadowolenia klientów, ale niekoniecznie już samych przedsiębiorców. Jak podkreśla Sandra Czerwińska, ekspertka Rzetelnej Firmy, podmioty z branży beauty funkcjonują na bardzo konkurencyjnym rynku. 

Bariera wejścia na rynek jest niska, co zachęca przedsiębiorców, w tym głównie kobiety, do zakładania własnej działalności bez konieczności ponoszenia sporych nakładów na start. To z kolei rodzi dużą konkurencję. Co więcej, nie jest to łatwe zadanie, ponieważ początkujący przedsiębiorcy nie mają wyrobionej renomy i trudniej im zdobyć klientów. Branża ma również problemy ze znalezieniem wykwalifikowanej kadry. By wykonywać niektóre zabiegi, nie wystarczy skończyć kilka krótkich kursów. Obniżanie standardów to z kolei prosta droga do tego, by szybko zniknąć z rynku. A wskaźnik przetrwania nie jest wysoki, w minionym roku zamknięto aż 5 tysięcy takich działalności – zauważa Sandra Czerwińska, ekspertka Rzetelnej Firmy.

Małe salony z największymi problemami 

Z danych KRD wynika, że gros dłużników to jednoosobowe działalności gospodarcze. Stanowią one aż 83 proc. wszystkich zadłużonych w branży beauty. 

Średnie zadłużenie przypadające na jednoosobową działalność gospodarczą wynosi około 14 tysięcy złotych, a więc łącznie najmniejsze podmioty odpowiadają za niemal 44 miliony złotych długu. Mikrofirmy dominują w branży beauty, ale jednocześnie są najbardziej narażone na zawirowania finansowe. Pracują na minimalnych marżach, działają lokalnie, często bez rezerw finansowych i wsparcia doradczego. To sprawia, że nawet niewielkie wahania – jak wzrost czynszu, wyższe rachunki za prąd czy potrzeba podwyżek dla pracowników – mogą szybko wpędzić je w kłopoty – mówi Sandra Czerwińska. 

image

Prawne mity w branży beauty

Mazowsze i Pomorze na czele dłużników 

Największe problemy ze spłatą zadłużenia mają firmy działające w województwie mazowieckim. Ponad 700 salonów piękności „dorobiło się” 13,7 mln zł długu. Tuż za nimi znalazły się zakłady fryzjerskie i kosmetyczne z Pomorza, gdzie 383 firmy mają do spłaty ponad 6 mln zł. Niechlubne podium zamykają przedsiębiorcy z Wielkopolski – tutaj 354 podmioty muszą oddać łącznie 5,8 mln zł. 

Najmniejsze zadłużenie mają salony działające na Podlasiu – 63 podmioty zgromadziły 290,5 tys. zł długu. W województwie opolskim firm z długami jest jeszcze mniej, bo jedynie 47, ale ich łączne zobowiązania są wyższe, osiągnęły poziom 533 tys. zł. Na trzecim miejscu znalazły się kosmetyczki i fryzjerzy z województwa świętokrzyskiego – 56 firm ma do oddania 864 tys. zł. 

Salony kosmetyczne z dużych miast i metropolii mają z reguły większe zadłużenie, podczas gdy te z mniejszych miejscowości czy regionów radzą sobie lepiej. Jednym z powodów takiej sytuacji mogą być wysokie koszty prowadzenia firmy w dużych miastach, gdzie czynsz za lokal jest kilkukrotnie wyższy, pracownicy oczekują lepszych zarobków, a klienci mogą mieć spore wymagania, co oznacza konieczność szybkiego dostosowywania się do ich potrzeb. W małych miastach jest mniejsza konkurencja i niższa rotacja pracowników, dzięki czemu łatwiej utrzymać rentowność – wyjaśnia Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.

Kosztowne regulacje dla branży

Mimo prognozowanego wzrostu, sektor beauty musi liczyć się z kilkoma trudnościami. Jedną z nich jest nadążanie za ciągle zmieniającymi się trendami. Firmy powinny inwestować w nowe produkty do stylizacji, sprzęt do różnorodnych zabiegów, ale także szkolić pracowników zgodnie z najnowszymi wymogami. Duża konkurencja wymusza też ponoszenie nakładów na marketing i obecność w Internecie. Zakłady kosmetyczne powinny budować swoją markę w sieci, zapewniając klientom np. możliwość rezerwacji online.  

Aktualnie największym obciążeniem dla branży beauty jest konieczność dostosowania się do wymogów regulacyjnych. Od 1 stycznia 2025 r. na salony kosmetyczne, fryzjerskie, stylistów paznokci i barberów nałożono obowiązek rejestracji w Bazie Danych o Produktach i Opakowaniach oraz o Gospodarce Odpadami (BDO). Nowe przepisy wynikające z rozporządzenia o odpadach zniosły dotychczasowe zwolnienia, co oznacza, że nawet najmniejsze podmioty wytwarzające odpady niebezpieczne (takie jak tubki po farbach, aerozole, opakowania po lakierach) muszą prowadzić ewidencję i zarejestrować się w BDO. Niespełnienie tego wymogu wiąże się z wysokimi karami finansowymi, zaczynającymi się od 5 tys. zł. To jednak nie wszystko: 1 września 2025 r. wszedł zakaz stosowania TPO w kosmetykach – substancji powszechnie używanej w lakierach do paznokci. Nowy wymóg uderzył w te salony manicure, które już zdążyły zrobić zapasy kosmetyków. 

Warto również zwrócić uwagę na planowane zmiany legislacyjne dotyczące działalności usługowej, jak na przykład rozszerzenie uprawnień Państwowej Inspekcji Pracy. Choć rząd wycofał się z rygoru natychmiastowej wykonalności decyzji, to nadal istnieje ryzyko, że inspektorzy PIP będą mogli w drodze decyzji administracyjnej przekształcać umowy zlecenia czy B2B w etaty. Dla wielu salonów beauty, w których zatrudnienie opiera się właśnie na takich formach współpracy, może to oznaczać poważne konsekwencje finansowe – wskazuje Sandra Czerwińska.

Wprowadzenie nowych regulacji i obowiązków administracyjnych nie pozostaje bez wpływu na kondycję finansową salonów kosmetycznych i fryzjerskich. Zwiększone koszty operacyjne, administracyjne oraz potencjalne kary mogą przekładać się na mniejszą rentowność przedsiębiorstw. Nie pomagają też w wyjściu z długów. 

image

Kompleksowa czy przeładowana? Gdzie przebiega granica w ofercie salonu kosmetycznego

Branża beauty ma obecnie duże zobowiązania wobec instytucji finansowych (funduszy sekurytyzacyjnych, banków, firm leasingowych i ubezpieczycieli). Zalega im 40,3 mln zł. Znacznie mniej, bo 4,3 mln zł, salony fryzjerskie i kosmetyczne są winne operatorom komórkowym, 2,2 mln zł – muszą oddać dostawcom energii, a 1,6 mln zł – zarządcom nieruchomości.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
27. grudzień 2025 02:33