StoryEditor
Beauty
19.03.2013 00:00

Magda Wójcik: Najpiękniejsza jest tajemnica

Magda Wójcik – wokalistka i liderka zespołu Goya. Serca słuchaczy zdobyła m.in. dzięki takim hitom, jak: „Smak słów”, „Tylko mnie kochaj”,„W zasięgu twego wzroku”. Na przekór zasadom show-biznesu unika skandali i pokazuje, że warto o siebie zawalczyć. Ma na swoim koncie siedem płyt, w tym jedną solową, a mimo to pozostała skromną, pełną ciepła i otwartą na innych osobą, która jeszcze nieraz nas muzycznie zaskoczy.

Agnieszka Saracyn-Rozbicka: Albert Einstein powiedział: „Najpiękniejszą rzeczą, jakiej możemy doświadczyć, jest oczarowanie tajemnicą”. Jak mogłaby się do tego cytatu ustosunkować Magda Wójcik, która uchodzi za bardzo tajemniczą osobę?
Magda Wójcik: Wydaje mi się, że jesteśmy odarci z jakichkolwiek tajemnic i coraz rzadziej pozostawiamy coś w sferze niedopowiedzenia. To znak naszych czasów. Na licznych forach społecznościowych większość z nas zamieszcza swoje zdjęcia, dzieli się wszystkim, co ich w życiu spotyka… Osobiście uważam, że tajemnica bywa bardziej pociągająca i podniecająca, niż ujawnianie o sobie wszystkiego bez skrępowania. Stosunkowo niedawno zaczęłam uczestniczyć w życiu społecznościowym, jednak bardzo zachowawczo. Całkowicie mogę otworzyć się tylko przed rodziną i najbliższymi przyjaciółmi. Nie mam potrzeby opowiadania o sobie wszystkim. Myślę, że tak samo jest z muzyką. Niedopowiedzenia, tajemnice dają słuchaczowi możliwość interpretacji i to jest ciekawsze niż całkowita bezpośredniość.
Aż dziwne, że przez te wszystkie lata istnienia zespołu Goya nie wybuchł dookoła Was żaden skandal. Większość osób w show-biznesie wręcz zabiega o to, by nieważne jak o nich mówili, byle mówili.
U nas to wynikło bardzo naturalnie. Nie mam potrzeby ekshibicjonizmu. Wydaje mi się, że moje teksty dają słuchaczowi wystarczającą możliwość poznania mnie. Dzielę się emocjami, które niektórzy zachowują dla siebie. Dlatego bardziej dociekliwi słuchacze mogą doszukać się w moich tekstach tego, co dzieje się w moim związku, co mnie dręczy, co mnie męczy. Zdaję sobie sprawę, że z naszych piosenek może nieraz wynikać, że jestem rozchwiana emocjonalnie, bo raz kocham raz nienawidzę, ale która kobieta tak nie ma? (śmiech)
 
Zespół Goya świętuje w tym roku 18 urodziny. Weszliście w dojrzałość…
Myślę, że ta dojrzałość przejawia się u nas w dużej świadomości muzycznej. Pomimo tego że jesteśmy plasowani w muzyce pop, to wydaje mi się, że nieraz jesteśmy bardziej alternatywni niż niektóre alternatywne zespoły. Od zawsze byliśmy niepokorni, nigdy nie daliśmy się ukierunkować muzycznie. Byliśmy pewni, jaką muzykę chcemy tworzyć. Przez to, że mam w sobie słowiańską duszę z romantycznym, rzewnym nastrojem, to było jasne, że nie będę robić czegoś, co mi się nie spodoba, tylko po to, by zadowolić szefa wytwórni, dziennikarzy lub kogoś innego. Sam fakt, że jesteśmy ze sobą przez 18 lat świadczy o tym, że przebyliśmy długą drogę. I mimo wszystko utrzymujemy się, mamy grono swoich wiernych słuchaczy, ludzie czekają na nasze koncerty. To była konsekwentna droga, bo nasze niepokorne działania spotykały się z różnymi reakcjami różnych ludzi. Nieraz słyszeliśmy: „to jest już nudne, ile można śpiewać o miłości”. Okazuje się, że można. Nie zrobiliśmy nic, z czym byśmy się nie utożsamiali na każdym etapie naszej pracy. Lubię słuchać naszych wcześniejszych płyt, bo słyszę, że idziemy do przodu, że cały czas rozwijamy się muzycznie.
Na Waszym ostatnim albumie „Chwila” pojawiło się więcej nawiązujących do lat 80. instrumentów klawiszowych, ale i sporo ostrzejszych gitarowych brzmień. Czym tym razem zaskoczycie?
Nigdy nie zakładamy, jak będzie. Zawsze wychodzimy z założenia, że najważniejsza jest kompozycja. Dlatego jeśli już na pierwszym etapie produkcji widzimy, że piosenka dobrze brzmi przy gitarze z wokalem, to znaczy, że warto coś wokół tego robić. A jaką ta kompozycja będzie miała otoczkę, to wychodzi dopiero w studio. Być może nagramy płytę z kwartetem smyczkowym i będzie to nostalgiczne, romantyczne.
A może pozwolimy sobie na totalne szaleństwo? Kto wie…
Śpiewasz, piszesz teksty, grasz na klawiszach, na gitarze, obmyślasz aranże. Jednym słowem kobieta-orkiestra.
Zawsze byłam taką Zosią Samosią. Myślę, że między innymi dlatego chłopaki wybrali mnie na wokalistkę. Od początku nie zajmowałam się tylko samym śpiewaniem, ale starałam się robić coś ponad to. Z płyty na płytę rozwijałam się jako producentka, aranżerka, obmyślałam linie basów, smyków. Zawsze mnie to kręciło, bo dzięki temu, że jestem na każdym etapie produkcji utworu, znam każdy dźwięk od początku do końca, to czuję się w tym wszystkim strasznie prawdziwa. Mam nadzieję, że słuchacz dostrzega na naszych płytach ciąg wydarzeń, ciąg instrumentów, ciąg dźwięków, które się ze sobą łączą. Bardzo mi na tym zależy, bo te teksty  i muzyka wynikają z nas. A największą satysfakcją jest finalny produkt. Cały czas sprawia nam to frajdę. Po tylu latach potrafimy się zaskoczyć, bo cały czas odkrywamy w sobie nowe przestrzenie i horyzonty muzyczne. A jeśli mamy inną wizję danego utworu, to prędzej czy później udaje nam się dojść do konsensusu. Muzyka rozwiązuje wszystko.
Pracujesz razem z mężem. Udaje Wam się zostawić pracę za drzwiami domu?
Myślę, że w tym zawodzie nie da się nie przenieść pracy do domu. A w związku z tym, że tworzenie to dla nas niesamowita przyjemność, to od razu po powrocie ze studia odsłuchujemy utwór, nad którym pracowaliśmy w ciągu dnia i zastanawiamy się, w jaki sposób moglibyśmy go ulepszyć. Oczywiście staramy się przy tym nie przedobrzyć, bo czasem pierwsza wersja utworu okazuje się najlepsza, bez żadnych udziwnień. Tak było np. w przypadku utworu „Smak słów” – pierwsze dźwięki, pierwsza linia melodyczna, pierwsze brzmienie klawiszy – po prostu wiedzieliśmy, że to jest to. Czasami trzeba po prostu zaufać pierwszemu wrażeniu.
Z Grzesiem żyjemy muzyką i to jest świetne, bo nie wyobrażam sobie związku z kimś, kto nie dzieliłby ze mną mojej pasji. I chociaż znam wiele szczęśliwych par, gdzie partnerzy żyją w totalnie odrębnych światach, to i tak uważam, że połączenie miłości z pasją to najcudowniejsze, co nas może w życiu spotkać.
Gdzie się lepiej czujesz, w studio czy na koncercie?
To dwie różne bajki – obie równie fascynujące. Jedna dostarcza innych emocji niż ta druga. Jeżeli miałabym jednak wybrać, to wybrałabym koncert. Jest to rodzaj wyzwania, bo fani lubią skonfrontować to, co zrobiliśmy w studio z przekazem na żywo. Na koncercie cała prawda wychodzi na jaw. Dla mnie to wielkie wyzwanie i jednocześnie olbrzymia satysfakcja, bo osoby, które przychodzą pierwszy raz na nasz koncert, są zaskoczone, że ta na pozór rzewna, spokojna muzyka ma tak duży ładunek emocjonalny. Na koncertach nawet nasze ballady brzmią mocniej i są bardziej dynamiczne. Zawsze dajemy z siebie sto procent. Za każdym razem śpiewam inaczej, daję się ponosić emocjom, reakcjom ludzi, których widzę. Czasami wybieram sobie osobę z publiczności i śpiewam tylko do niej. Gdy się zorientuje, jej reakcja jest bezcenna. Potem po występie dostaję maila „czułam, jakbyś śpiewała tylko do mnie”. Wiem, że dzięki temu ktoś poczuł się wyjątkowo. Uwielbiam te spotkania ze słuchaczami – to jedna z cudowniejszych rzeczy w tym zawodzie. W końcu po to się nagrywa i promuje płyty, żeby jak najwięcej osób było ciekawych, jak to będzie wyglądać na żywo.
A czy jakiś komplement od fana zapadł Ci szczególnie w pamięci?
Tak. Kiedyś otrzymałam maila od dziewczyny, dotyczący utworu „Mój”. Według mnie tekst do tej piosenki był stricte o miłości między mężczyzną a kobietą, tak o nim myślałam, pisząc go. Natomiast ta słuchaczka podziękowała mi za niego, bo oddawał jej uczucia do nowo narodzonego dziecka. Na początku byłam trochę zdziwiona, ale gdy ponownie przypomniałam sobie ten tekst o czułości, dotyku to stwierdziłam, że faktycznie może on również dotyczyć macierzyństwa. Aż przeszły mnie ciarki. Uświadomiłam sobie, że tekst, który napisałam ktoś inny może zupełnie inaczej zinterpretować i dzięki temu ja też na niego inaczej spojrzałam.
Najprzyjemniejsza sytuacja i jedno niemiłe zdarzenie, które spotkały Cię w ciągu tych 18 lat…
Było kilka wydarzeń, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że to, co robię, ma sens. Najbardziej zapadło mi jednak w pamięci spotkanie z Nigelem Kennedym (angielski skrzypek, uczeń Yehudi Menuhina – przyp. red.). Jako jedna z wielu polskich wokalistek zadeklarowałam chęć wystąpienia przy jego boku i wykonania utworu „Ajde Jano”. A on tylko na podstawie odsłuchu płyt, które różne artystki mu podesłały wybrał mnie, bo spodobał mu się mój głos. Samo spotkanie z nim było dla mnie fascynującym przeżyciem. To wielki artysta, znany na całym świecie, a mimo to bardzo skromny, pełen pokory, pogodny i szanujący innych człowiek. Od takich ludzi można się tylko uczyć i czerpać inspiracje. Natomiast jednym z najmniej przyjemnych dla nas zdarzeń było rozstanie z firmą fonograficzną Pomaton EMI. Był to okres, w którym znaleźliśmy się w totalnym zawieszeniu, bez perspektyw, bez pieniędzy… Naprawdę było ciężko, jednak dzięki ogromnej pracy i wielkiemu samozaparciu udało nam się przetrwać. Założyliśmy własne studio i sami wyprodukowaliśmy cover piosenki Nirvany „Smells Like Teen Spirit”. Pamiętam, jak siedzieliśmy nocami i wypalaliśmy pojedyncze płyty, które następnie wysyłaliśmy do rozgłośni radiowych niepewni, czy komukolwiek nasze wykonanie przypadnie do gustu. Jako pierwszy na antenie puścił je Marek Niedźwiecki w radiowej Trójce. I tak to się zaczęło. Znowu uwierzyliśmy w siebie i swoje możliwości. Nauczyliśmy się przy tym walczyć o swoje i liczyć głównie na siebie. Nasze studio daje nam pełną niezależność, zarobek i nieograniczoność czasową. Warto było na to pracować.
Czym dla Ciebie jest piękno?
Myślę, że jeśli ktoś jest pogodzony ze sobą – z tym, jak wygląda, kim jest, czym się zajmuje, jest piękny. Zawsze uważałam, że najbardziej pociągający aktorzy to nie przystojniaki z tabloidowych rankingów, ale ci z prawdziwym talentem i błyskiem w oku, jak np. Jack Nicholson. Dla mnie nieodłącznym elementem ludzkiego piękna jest pasja. Jeżeli ktoś ma pasję, ogień i potrafi mnie oraz innych nią zarazić, zafascynować tym, co robi, jestem takim człowiekiem oczarowana.
A jak dbasz o urodę?
Przede wszystkim stawiam na ruch, zarażona pasją trenerki fitness Ewy Chodakowskiej. W miarę możliwości staram się regularnie ćwiczyć. Daje mi to bardzo dużo energii. Czuję się dojrzałą kobietą, jestem świadoma swojego ciała i wiem, że teraz muszę wkładać trochę więcej pracy w dbanie o siebie, niż kiedyś. Pracuję nad kondycją i jakością wykonywanych ćwiczeń. A dzięki regularnym treningom czuję się bardziej sprawna, niż wtedy gdy miałam 20 lat. Poza tym znam swoje walory i wady, i potrafię wyeksponować jedne, a zatuszować drugie, strojem, makijażem. To tak jak ze śpiewaniem, którego w dalszym ciągu się uczę – wiem, na co mnie stać, co mogę ujawnić, a co ukryć. Dobrze się ze sobą czuję, ale nie rozebrałabym się do sesji zdjęciowej. Zawsze wolę być bardziej zakryta niż odkryta.
A jeśli chodzi o kosmetyki, masz swoje sprawdzone produkty, czy seryjnie kupujesz nowości?
Grześ cały czas mówi, że mam zdecydowanie za dużo kosmetyków. Jednak z racji wykonywanego zawodu nie mogę się co do nich ograniczać i inwestuję w te bardzo dobrej jakości. Sama robię makijaż na koncerty, więc trochę kosmetyków kolorowych mam i lubię się malować – to świetna zabawa. Często podpatruję makijażystki w trakcie sesji i uczę się od nich różnych tricków. Jeśli zaś chodzi o kosmetyki pielęgnacyjne, to mam kilka sprawdzonych produktów. Przez wiele lat wypróbowałam dużo kremów i wiem, które mi służą. Chętnie odwiedzam też salony kosmetyczne, choć nie zawsze mam na to czas. Staram się urządzać sobie domowe SPA – zażywać długich aromatycznych kąpieli z pianą. To właśnie w wannie, kiedy jestem zrelaksowana, najczęściej nachodzi mnie wena.

O czym marzą członkowie zespołu Goya?

Przede wszystkim o tym, żebyśmy jeszcze przez wiele lat mogli funkcjonować na rynku na takim poziomie jak teraz, żebyśmy w dalszym ciągu mieli kredyt zaufania u fanów i w rozgłośniach radiowych, żebyśmy grali jak najwięcej koncertów i wydawali kolejne płyty, nie robiąc nic wbrew sobie.


NIE MOGĘ SIĘ OBEJŚĆ BEZ:
Tusz do rzęs: MAC haute & naughty lash – ładnie podkreśla moje niezbyt gęste rzęsy, daje bardzo naturalny efekt
Fluid: Lancôme Teint Idole Ultra 24h – niezwykle trwały i gładki efekt na twarzy
Pomadka: MAC kolor plum ful – jak na mnie dosyć odważna w kolorze, ładnie nawilża usta i w połączeniu z kredką do ust utrzymuje się na ustach naprawdę długo
Baza pod makijaż: Guerlain meteorites perles – nadaje twarzy wypoczęty wygląd, ślicznie rozświetla i odświeża koloryt
Kremy: ze względu na wrażliwą, suchą skórę ufam tym aptecznym, dlatego jestem wierna serii Iwostin, która nawilża i łagodzi podrażnienia. Pod oczy stosuję przeciwzmarszczkowy krem z serii La Roche Posay, nie podrażnia oczu
Mleczko do ciała: również niezastąpiony przy suchej skórze SVR Xerial 10, produkt apteczny i niezwykle skuteczny
Perfumy: ostatnio moje ulubione Jeanne Lanvin Cuture – niezwykle świeży zapach leśnych owoców i jeszcze czegoś nieuchwytnego, co kojarzy mi się z zapachem dzieciństwa… dlatego od razu je pokochałam


Tego wszystkiego życzę i dziękuję za rozmowę.
Agnieszka Saracyn-Rozbicka
Zdjęcia: materiały prasowe zespołu Goya



ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Biznes
14.11.2025 11:08
Estée Lauder inwestuje na rynku meksykańskim – stawia na niszową markę perfumeryjną
Marka XINÚ wypracowała sobie niszę na rynku luksusowych perfum dzięki skupieniu się na rzemiośle, zrównoważonym wzornictwieIG xinuperfumes

Firma Estée Lauder Companies poinformowała o nabyciu mniejszościowego pakietu udziałów w meksykańskiej marce luksusowych perfum XINÚ, charakteryzującej się łączeniem regionalnego, lokalnego dziedzictwa z nowoczesnym wzornictwem. To pierwsza inwestycja amerykańskiego koncernu w markę pochodzącą z Ameryki Łacińskiej.

Inwestycja Estée Lauder odzwierciedla szerszą strategię firmy, polegającą na wspieraniu wschodzących przedsiębiorców z branży kosmetycznej oraz dywersyfikacji w ten sposób globalnego portfolio zapachów.

Założona w 2017 roku marka XINÚ wypracowała sobie niszę na rynku luksusowych perfum dzięki skupieniu się na rzemiośle, zrównoważonym wzornictwie i tworzeniu zapachów opartych na storytellingu. Marka jest znana z aranżowania sensorycznych przestrzeni handlowych i podejścia do rozwoju produktów, które czerpie ze składników botanicznych i odniesień kulturowych z obu Ameryk.

Według Stéphane‘a de La Faverie, prezesa i dyrektora generalnego Estée Lauder Companies, inwestycja wpisuje się w długofalowe dążenie firmy do identyfikacji i wspierania innowatorów zapachowych na wczesnym etapie rozwoju. Zwrócił on uwagę, że Meksyk staje się coraz bardziej aktywnym rynkiem dla rozwoju perfum, gdzie marki łączą techniki rzemieślnicze z nowoczesną estetyką.

Inwestycja ta stanowi ważny kamień milowy dla XINÚ i oznacza początek nowego rozdziału dla naszej marki, stanowiąc przełomowy moment, w którym nasza unikalna wizja firmy perfumeryjnej spotyka się z globalnymi możliwościami – komentuje de La Faverie. – Perfumeryjny kunszt i doskonałość leżą u podstaw Estée Lauder Companies i napędzają naszą pasję do odkrywania nowych głosów w dziedzinie piękna. Jako inwestor mniejszościowy z dumą wspieramy XINÚ w jego dalszym rozwoju oraz dzieleniu się bogatą kreatywnością i duchem Meksyku i Ameryki Łacińskiej ze światem – dodaje dyrektor.

Kierownictwo XINÚ składa się ze współzałożycieli: są to Verónica Peña, Ignacio Cadena i Héctor Esrawe. Wspólnie zbudowali oni markę opartą na zrównoważonym rozwoju, narracji kulturowej i nowoczesnych reinterpretacjach tradycyjnego rzemiosła.

Oczekuje się, że partnerstwo z Estée Lauder Companies wesprze przyszłą ekspansję XINÚ przy jednoczesnym zachowaniu kreatywnego kierunku marki i jej tożsamości. Warunki inwestycji nie zostały ujawnione.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Zapachy
14.11.2025 09:12
Hair perfumes: dynamika rynku i czynniki wzrostu kategorii
Marki coraz częściej eksperymentują z innowacyjnymi formułami, które łączą ochronę UV i ochronę przed zanieczyszczeniami, jednocześnie wspierają mikrobiom skóry głowy oraz zapewniają działanie antystatyczne, odświeżenie, odżywienie włosów i termoochronęShutterstock

Choć perfumy do włosów pozostają wciąż niszową kategorią na rynku beauty, ich rozwój w ostatnich latach potwierdza rosnące znaczenie formatu, który łączy zapach i pielęgnację. Według raportu Market Intelo (2024), globalny rynek hair perfume mists osiągnął wartość ok. 482 mln USD, a do 2033 roku prognozuje się jego wzrost do ponad 1 mld USD, co odpowiada średniorocznej stopie wzrostu (CAGR) na poziomie 8,7 proc. To tempo nie tylko przewyższa wzrost klasycznego segmentu perfum, ale też wskazuje na coraz większe zainteresowanie zapachem w nowej, bardziej użytkowej formie.

Wzrost kategorii napędza szereg czynników, które łączą w sobie zmiany kulturowe, ewolucję nawyków pielęgnacyjnych oraz poszukiwanie nowych form ekspresji zapachowej. Wśród nich szczególnie wyraźnie rysują się:

1. Skinification i zacieranie granic między perfumiarstwem a pielęgnacją

Trend skinification – czyli przenoszenie zasad pielęgnacji skóry do innych kategorii beauty – przenika również do kategorii zapachów, redefiniując sposób, w jaki postrzegamy perfumy. Zapachowe hair mists odpowiadają na rosnące oczekiwanie produktów wielofunkcyjnych – zapachów, które nie tylko pachną, ale także pielęgnują. Formuły wzbogacone o składniki ochronne i nawilżające zapobiegają przesuszeniu włosom, nadają im połysk i działają antystatycznie. 

Połączenie przyjemności i funkcjonalności staje się nowym standardem w branży zapachowej.

2.  Trend „clean & conscious beauty”

Coraz większa świadomość składów napędza rozwój formuł delikatnych i wolnych od potencjalnie drażniących składników. Marki eksperymentują z naturalnymi olejkami, ekstraktami roślinnymi i wegańskimi bazami, które łączą zapach z pielęgnacją. 

W efekcie perfumowane hair mists wpisują się w nurt clean beauty, będąc zarazem estetycznym i bezpiecznym wyborem dla użytkowników dbających o kondycję włosów.

3. Premiumizacja i emocjonalna wartość produktu

Luksus coraz częściej definiowany jest przez doświadczenie, a nie sam status. Hair mists stanowią jego nową formę – subtelną, codzienną i intymną. To również przykład „dostępnego luksusu”, który pozwala włączyć zmysłowy aspekt zapachu w codzienny rytuał pielęgnacji. 

Dla marek premium to sposób na rozszerzenie portfolio zapachowego i dotarcie do młodszej grupy odbiorców, dla których zapach jest częścią codziennej rutyny, a nie jedynie okazjonalnym dodatkiem.

4. Multi-sensoryczność i layering

Rosnąca popularność techniki layeringu – nakładania kilku produktów zapachowych w celu stworzenia indywidualnej kompozycji, swojego „signature scent” – redefiniuje sposób, w jaki doświadczamy zapachu. 

Konsumenci coraz częściej łączą mgiełki do ciała, balsamy i hair perfumes/mists, budując warstwowe, wielozmysłowe doświadczenie, w którym włosy stają się nośnikiem zapachu.

image

Dwie odsłony layeringu: między bliskowschodnim rytuałem a globalną interpretacją

5. Wpływ social mediów i estetyzacja rytuałów

Dynamiczny rozwój kategorii hair perfumes to w dużej mierze efekt kultury wizualnej i rosnącej roli social mediów, które nadały codziennym gestom nowy wymiar estetyczny. Aplikacja zapachu na włosy stała się nie tylko elementem pielęgnacyjnego rytuału, ale także formą zabawy i samoekspresji – lekkim, przyjemnym gestem chętnie prezentowanym w beauty contentach i rolkach „get ready with me”.

Strategie marek i segmentacja rynku perfum do włosów

Rynek perfum do włosów rozwija się w dwóch głównych kierunkach. Z jednej strony stanowi naturalne przedłużenie oferty marek luksusowych, które traktują je jako element rytuału zapachowego. Z drugiej – coraz częściej pojawia się jako samodzielna kategoria łącząca zapach i pielęgnację, obecna w portfolio marek lifestyle’owych i haircare.

Marki luksusowe i perfumeryjne, takie jak Chanel, Dior, Maison Francis Kurkdjian, Frédéric Malle czy Jo Malone London, pozycjonują perfumy do włosów jako delikatną, subtelną alternatywę dla klasycznych eau de parfum. Strategia opiera się na idei layeringu, czyli budowania zapachowej tożsamości poprzez nakładanie różnych formuł tej samej kompozycji – od balsamu po mgiełkę do włosów. Ich przekaz koncentruje się na doświadczeniu zmysłowym i estetyce – perfumy do włosów są przedstawiane jako gest elegancji, element codziennego luksusu.

W segmencie haircare, marki takie jak Gisou, Ouai, Kérastase czy Aveda pozycjonują perfumy do włosów jako hybrydę pielęgnacji i zapachu. Dzięki swojemu pochodzeniu z kategorii pielęgnacyjnej, mogą wiarygodnie łączyć aspekt zmysłowy z funkcjonalnym, podkreślając właściwości odżywcze i ochronne formuły.

Segment masowy i masstige (m.in. Rituals, Sol de Janeiro, The Body Shop, & Other Stories, Victoria’s Secret) rozwija się w duchu accessibility i codziennego rytuału zapachowego. Strategia skupia się na emocjach, kolorach i natychmiastowej przyjemności – zapach jest lekki, często gourmand lub świeży, a komunikacja bazuje głównie na skojarzeniach z wakacjami i radosnym stylem życia. W tym segmencie perfumy do włosów często pozycjonowane są jako uniwersalne hair & body mist, stanowiące uzupełnienie linii bath & body.

Segmentacja rynku przebiega zatem wzdłuż osi luksus – codzienność oraz pielęgnacja – zapach.

  • W segmencie premium dominują marki perfumeryjne, dla których produkt stanowi rozwinięcie portfolio zapachowego i nowoczesny sposób noszenia zapachu.
  • W segmencie masowym i masstige perfumy do włosów przyjmują bardziej użytkowy charakter, stając się częścią rytuału self-care - lekką, przyjemną formą zapachu w codziennej pielęgnacji.
  • W segmencie funkcjonalnym pojawiają się natomiast propozycje marek haircare, które stawiają na składniki pielęgnujące i ochronne, traktując zapach jako dodatek do pielęgnacji.

image

Perfumy do włosów: od zapachowego dodatku do strategicznej kategorii beauty

Perspektywy rozwoju

Hair mists i hair perfumes to nie tylko alternatywa dla klasycznych zapachów, ale nowa forma doświadczania perfumiarstwa. Ich siła tkwi w połączeniu lekkości, pielęgnacji i luksusu – w formacie, który odpowiada współczesnym trendom mobilności, zmysłowości i świadomego wyboru składników.

Granica między perfumiarstwem a hair care coraz bardziej się zaciera, otwierając drogę dla innowacji i nowych strategii marek w segmencie beauty.

Wysokie tempo wzrostu rynku (CAGR 8,7 proc.) sugeruje, że w perspektywie kilku lat perfumy do włosów mogą stać się jednym z filarów zapachowej oferty marek, a nie tylko jej uzupełnieniem. Coraz więcej domów perfumeryjnych włącza mgiełki do włosów jako stały element swoich kolekcji – już nie w formie limitowanych dodatków, lecz jako produkty o odrębnym DNA zapachowym i odmiennym sposobie aplikacji.

Rosnące znaczenie kategorii wynika także z jej uniwersalności i elastyczności formatowej. Zapachowe mgiełki do włosów wpisują się w trend produktów „on the go” – lekkich, kompaktowych i łatwych do ponownego aplikowania w ciągu dnia. Dzięki temu idealnie odpowiadają na potrzeby nowoczesnych konsumentów poszukujących luksusu, który jest nie tylko aspiracyjny, ale i praktyczny.

W kolejnych latach można spodziewać się również dalszej integracji trendu „zapach + funkcja”.  – wszystko to wzbogacone nutami zapachowymi tworzonymi przez renomowanych perfumiarzy. Tego typu podejście przesuwa kategorię w stronę tzw. functional fragrance, łącząc estetykę zapachu z realnymi korzyściami pielęgnacyjnymi.

Równolegle obserwujemy nowe kierunki ekspansji marek – zarówno w stronę bardziej spersonalizowanych rozwiązań (np. zestawy do zapachowego layeringu), jak i w stronę inkluzywności płciowej. Segment unisex i male grooming będzie w nadchodzących latach jednym z najszybciej rosnących obszarów, co widać już po rosnącej obecności marek oferujących mgiełki o drzewnych, piżmowych czy mineralnych nutach.

Z perspektywy strategii rynkowej perfumy do włosów wpisują się też w logikę zrównoważonego rozwoju – mniejsze formaty, niższe stężenie alkoholu i rosnąca dostępność opakowań typu refill sprawiają, że kategoria może stać się symbolem tzw. „stealth sustainability” – ekologicznego podejścia ukrytego pod estetyką luksusu i przyjemności.

W efekcie, zapachowe hair mists ewoluują w kierunku pełnoprawnego segmentu sensorialnego beauty, który łączy w sobie element emocjonalny, funkcjonalny i wizerunkowy. Dla marek oznacza to konieczność nowego myślenia o zapachu – nie jako o produkcie końcowym, lecz o doświadczeniu, które przenika różne etapy codziennej rutyny pielęgnacyjnej.

Marta Krawczyk

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
16. listopad 2025 06:46