StoryEditor
Beauty
29.03.2015 00:00

Wanda Kwietniewska: Żyję w zgodzie ze sobą

Wanda Kwietniewska, wokalistka zespołu Wanda i Banda. Jej hity „Hi-Fi”, „Nie będę Julią”, „Siedem życzeń” zna chyba cała Polska. Przyjaciele i fani mówią o niej sceniczny wulkan. Chociaż od jej debiutu minęło już trochę czasu, to obecność Wandy Kwietniewskiej na scenie w dalszym ciągu jest energetyzująca. Artystka zabrała nas w podróż do szalonych lat 80. i 90., opowiedziała nam o zmianach, jakie na przestrzeni lat nastąpiły na polskim rynku muzycznym, i wyjawiła sekret swojej rewelacyjnej figury oraz niesłabnącego optymizmu.

W ostatnim singlu „Lęk wysokości” śpiewa Pani: „Posłuchaj sam siebie. Czasami warto żyć prościej”. Kogo w takim razie słucha Wanda Kwietniewska?
Też słucham samej siebie (śmiech). Generalnie ten tekst mówi o tym, że ludzie często gonią jakiegoś króliczka, ponieważ tak dyktuje im moda, tak trzeba, wypada. W związku z tym zawieszają sobie poprzeczki na nieosiągalnych pułapach. Jednak czy warto to robić? Ja wychodzę z założenia, że lepiej czasem trochę zwolnić i posłuchać samej siebie.
Co narodziło się najpierw, miłość do śpiewania, czy miłość do gry na gitarze?
W moim przypadku jako pierwsze narodziły się miłość do słowa mówionego i do żartu. W szkole średniej chodziłam do klasy humanistycznej i stworzyłam kabaret. Następnie zafascynowało mnie słowo przekazywane w formie piosenek. Ja przede wszystkim jestem muzykiem, wymyślam dźwięki. W związku z tym wiele tekstów napisali dla mnie inni, ale pieczołowicie dobierani, ludzie. Częściej komponuję niż piszę teksty, ale zawsze miało dla mnie znaczenie to, o czym śpiewam.

Jest Pani obecna na polskim rynku muzycznym od ponad 30 lat. Jakie zmiany zaobserwowała Pani w ciągu tych lat?

Wydaje mi się, że zmian na rynku muzycznym nie można oddzielić od zmian, które w ogóle w naszym kraju zaszły w ciągu tych 30 lat. Zaczynałam śpiewać w kraju głębokiej komuny, w ciągu tych trzech dekad zmienił się ustrój, wielokrotnie zmieniała się władza, zmieniła sie nasza polska rzeczywistość i zmienili się ludzie. Lata 90. to był bardzo dobry okres dla muzyki. Wraz z pojawieniem się tzw. „mejdżersów” (lokalne oddziały międzynarodowych koncernów fonograficznych - przyp. red.) artysta na nagranie płyty czekał tylko rok, a nie dwa czy pięć lat, jak to było w latach 80. Pojawiło się wielu fantastycznych wykonawców, jak Hey, Kasia Kowalska i inni. Zaczęły powstawać nowe rozgłośnie radiowe, kanały telewizyjne, więc wykonawcy mieli gdzie się zaprezentować. Teraz doszedł jeszcze internet. To dwie zupełnie różne bajki.
Kiedyś było łatwiej zaistnieć?
Każdy kij ma dwa końce. Kiedyś było bardzo mało miejsc, w których można się było pokazać. Istniały dwa programy TV i cztery festiwale, w Opolu, w Sopocie, Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze i Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Różni ludzie na nich występowali. Pomijam piosenkarzy zaangażowanych, ale pojawiało się tam wiele osób, które nie interesowały się polityką i tematyką festiwalu, a które chciały po prostu spotkać się
z publicznością. Dzisiaj mamy niezliczoną liczbę programów typu talent show. Wystarczy zaprezentować swój utwór w internecie i można z dnia na dzień zostać gwiazdą. Ale czy za 30 lat ktoś będzie pamiętał o tych ludziach i ich przebojach? Wydaje mi się, że nie. I nie będzie to winą tych osób, tylko postępu cywilizacyjnego. Dzisiejszy świat gna naprzód i szybko zostawia w tyle gwiazdy, które jeszcze wczoraj miały miliony odsłon w internecie, bo wciąż dochodzą nowi. Kiedy ja zaczynałam, też było wielu artystów, ale trzeba było naprawdę zaproponować coś istotnego, żeby się przebić. Na antenie pokazywano nielicznych, ale dzięki temu ich utwory znała cała Polska, a bywa że i nuci do dziś. Mogłabym tak wymieniać bez końca. To zupełnie dwa odmienne światy. Ja też funkcjonuję na zupełnie innych zasadach niż 30 lat temu. I nie mówię tu o stopniu popularności, ale o realizacji swoich muzycznych zamierzeń, nagrywania, prezentowania kolejnych rzeczy.
Brakuje Pani atmosfery PRL-u?
Myślę, że brakuje jej wszystkim artystom, którzy pamiętają dawne zabawy środowiskowe. Pamiętam, że jak miałam zagrać z zespołem dwa koncerty na festiwalu, to byliśmy na miejscu tydzień. Integrowaliśmy się z pozostałymi uczestnikami, chcieliśmy spędzać czas z innymi. Ludzie byli dla siebie życzliwsi – pod tym względem życie było weselsze. Pomijam fakt, że było ciężko cokolwiek dostać, były problemy z cenzurą, wielu moich kolegów miało zakaz występów, bo komuś na górze nie spodobały się teksty ich piosenek. Trzeba było kombinować, żeby cenzurę obejść, ale dawaliśmy radę. Teraz ludzie się nie znają. Obserwuję, jak przed występami lub po nich artyści po prostu się mijają. Ja miałam to szczęście, że pamiętam, jak było kiedyś, a poza tym jakiś czas temu podczas koncertów Lata z Radiem udało mi się trochę przypomnieć tę dawną atmosferę razem z muzykami z Perfectu i z Anią Wyszkoni. Natomiast z wielkim zdziwieniem patrzę na gwiazdki talent show, które nikomu nie są w stanie powiedzieć „dzień dobry” – z takimi osobami ciężko o integrację.

Pozostańmy jeszcze przez chwilę w PRL-u. Kto wymyślał Pani stroje i choreografie?

Jedyna choreografia, jaka nie była moim pomysłem, a Zofii Rudnickiej, to telewizyjny Sylwester 83/84. Zosia przygotowywała choreografię dla baletu, a jeśli trafiał się jej artysta, który wykazywał chęć do tańca, to starała się go do tej swojej choreografii wpleść. Ja zawsze kochałam się ruszać, więc pokazano mi kroki i miałam wielką frajdę, że mogłam występować razem z baletem. Natomiast w trakcie moich koncertów czy na teledyskach, to była już tylko moja dzika, dowolna twórczość (śmiech). Zawsze tańczyłam jak mi w duszy grało i jak podpowiadała muzyka, którą prezentowaliśmy. Ku mojemu zaskoczeniu, po emisji naszego pierwszego teledysku do utworu „Fabryka marzeń”, okazało się, że wypromowałam nowy krok. Na koncertach ludzie zaczęli ze mną to tańczyć i nawet dzisiaj, po 30 latach, jak gramy tę piosenkę i gdy zbliża się solówka, a ja zaczynam tańczyć ten „zidiociały krok”, to ludziom sprawia to niesamowitą radość. Zawsze lubiłam tańczyć, lubiłam się ruszać, więc nosiło i nosi mnie po scenie.
Właśnie. Koledzy mówią o Pani, „sceniczny wulkan”. Po kim Pani ma tyle energii?
Wydaje mi się, że po rodzicach. Moja mama miała silną osobowość, była konsekwentna i powierzchownie spokojna, ale miała dynamit wewnętrzny. Natomiast tata jeździł motorem po żużlu, czym zaraził mnie i mojego brata. Oboje mieli niespożyte pokłady energii.
Gdy śpiewam czuję, że...
Jestem szczęśliwa i daję ludziom szczęście.

Jak przebiegają prace nad nową płytą?

Pierwotnie planowaliśmy wydać nową płytę na 30-lecie zespołu, jednak w pewnym momencie skoncentrowałam się na przygotowaniu dużego, jubileuszowego koncertu w Stodole. Razem ze mną na scenie wystąpili Małgosia Ostrowska, Paweł Stasiak, Marek Raduli (gitarzysta w pierwszego składu Bandy i Wandy). Zaprosiłam na ten koncert i bankiet muzyków, z którymi na przestrzeni tych lat dane mi było pracować. Przyszło bardzo wielu naszych fanów. Było to dla mnie wyjątkowe wydarzenie i świetne uczczenie tej rocznicy.
Jeśli chodzi o płytę, to tak jak wcześniej wspomniałam, żyjemy w innej rzeczywistości. Kiedyś „złotą płytę” przyznawano za sprzedaż ponad 160 tys. egzemplarzy – a my sprzedawaliśmy po pół miliona albumów – dziś wystarczy sprzedać tylko 15 tys. Obecnie wydawanie płyt się nie zwraca, a co więcej w przypadku artystów, takich jak ja, płyty nie dają gwarancji na promocję zespołu. Dlatego nie mam ciśnienia, żeby na cito wydać nowy krążek. Natomiast uważam za swój obowiązek wobec publiczności i moich fanów, żeby co jakiś czas zrobić piosenkę, która pojawi się w internecie lub grać nowe utwory na koncertach. Cały czas pracujemy i nagrywamy nowy materiał, więc płyta na pewno powstanie, ale wydam ją wtedy, kiedy uznam, że przyszła na to pora. Póki co mam w planach zaprezentowanie fanom nowego utworu jeszcze przed wakacjami.
Podejrzewam, że będzie bardzo energetyczny?
Z pewnością. Zawsze mówię, że nasze piosenki są po prostu wandowo--bandowe. Mam określony wokal, określone poczucie estetyki, moim ukochanym instrumentem od zarania dziejów są gitary, więc na pewno utwory będą energetyczne i rockowe. Chrzanię komercję i puszczaną w mediach papkę. Zawsze chciałam i chcę tworzyć piękne rzeczy, które mają swoją wartość, które o czymś opowiadają.
À propos piękna. Ma Pani swoją definicję?
Uważam, że człowiek jest piękny i żyje pięknie, kiedy żyje w zgodzie ze sobą, nie robi krzywdy innym ludziom. Myślę, że żeby to piękno w nas bardziej kwitło, potrzebna jest nuta optymizmu, który powoduje, że szklanka, dla niektórych do połowy pusta, dla pięknych ludzi będzie do połowy pełna.
Jaka jest Pani ulubiona forma relaksu?
Zdecydowanie nic mnie tak nie relaksuje i nie dodaje mi sił, jak uprawianie sportu. Ludzie często mnie pytają, co robię, że trzymam figurę, mieszczę się w swoje dawne kostiumy. Zawdzięczam to ruchowi. Jestem absolutną fanką polskich jezior, sportów motorowodnych, kocham pływać, jeździć na nartach wodnych, uwielbiam grać w siatkówkę – kiedyś ją trenowałam – gram w ping-ponga, itd. Nawet zwykłe domowe zajęcia wykonuję bardzo szybko – robota musi mi się palić w rękach. Potrafię odpoczywać, sprzątając dom. Uwielbiam zmęczenie fizyczne. Poza tym bardzo dużo się śmieję i chociaż ten śmiech przysparza mi wielu zmarszczek mimicznych, to powoduje, że mam, jak to określają niektórzy, „przyjazny wyraz ryja” (śmiech).
Relaksują mnie także dobre kino i książki. A ostatnio odkryłam w sobie nową pasję – ogrodnika. Kupiliśmy duży obszar ziemi na Mazurach i tam się budujemy. Ja natomiast postanowiłam zająć się ogródkowymi czynnościami i kilka warzyw wyhodować. Rodzina i znajomi mówią, że są bardzo smaczne. Natomiast przeżywam trochę, bo wzrost tych roślin odbywa się dla mnie zbyt wolno. Na szczęście przyjaźnię się z Małgosią Ostrowską, która mi tłumaczy, że to hobby wypracowujące cierpliwość (śmiech).
Ma Pani dużo kosmetyków?
Kiedyś stosowałam różne produkty, choć przyznam, że niechętnie zmieniam kosmetyki. Jakiś czas temu zostałam zaproszona do testowania kosmetyków 50+ marki Soraya. I przekonałam się do nich. Mam też wiele kosmetyków kolorowych, które są mi potrzebne do pracy. Nie jestem poszukiwaczem nowych wynalazków, ale zdarza mi się w garderobie podejrzeć, czego używają koleżanki z branży lub wizażystki, śledzące nowinki na rynku kosmetycznym, i czasami czegoś spróbuję, a potem sama taki produkt kupuję dla siebie. Staram się też raz w miesiącu pojawić u kosmetyczki, żeby zajęła się skórą mojej twarzy i dłoni.
Jakie są Pani plany na najbliższą przyszłość?
Zbliża się sezon koncertowy, więc od maja do października będę z zespołem występować dla naszych fanów, co zawsze jest fantastycznym doświadczeniem. Uwielbiam te spotkania. Poza tym żyjemy maturą mojej córki, a także budową domu na Mazurach. Póki co na naszym terenie jest wiele żaglówek, motorówek, skuterów wodnych, kajaków i przyczep kempingowych naszych przyjaciół, którzy stworzyli prawdziwe obozowisko pięknych ludzi. Panują jeszcze pionierskie warunki, ale nam do szczęścia wystarcza cudowna przyroda i towarzystwo rodziny oraz przyjaciół.

Rozmawiała Agnieszka-Saracyn Rozbicka
Zdjęcia Ula Rząd, Michał Niwicz


NIE MOGĘ OBEJŚĆ SIĘ BEZ

Mojego psa, to nasz czwarty członek rodziny
Tusz do rzęs:
testuję różne
Fluid:
Soraya lub Vichy
Pomadka:
Inglot w odcieniach koralowych, koniecznie z połyskiem
Baza pod makijaż: M.A.C.
Kremy: mocno nawilżające Vichy Balsam do ciała: różne
Perfumy: Givenchy, Nina Richi, Lancome Miracle, bardzo lubię testować perfumy, które na rynek wypuszczają gwiazdy, np. Beyonce


ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Włosy
12.12.2025 13:56
Dermatolodzy stają w obronie łysiejących pacjentów: powinni ich leczyć lekarze, nie ktokolwiek
Łysienie czasem jest fizjologicznym zjawiskiem. A czasem towarzyszy poważniejszym chorobomfreepik

Polskie Towarzystwo Dermatologiczne (PTD) opublikowało oficjalne stanowisko dotyczące diagnostyki i leczenia chorób przebiegających z nadmiernym wypadaniem włosów. Dokument jednoznacznie rozstrzyga, że łysienie nie jest problemem kosmetycznym, lecz jednostką chorobową, a jego diagnostyka i leczenie należą wyłącznie do kompetencji lekarzy. PTD podkreśla, że działania te powinny być prowadzone przede wszystkim przez specjalistów dermatologów-wenerologów.

Stanowisko Towarzystwa jest reakcją na dynamiczny wzrost liczby gabinetów oferujących usługi trychologiczne lub kosmetyczne bez uprawnień medycznych. W ciągu kilku ostatnich lat rynek takich usług znacząco się rozszerzył, a pacjenci coraz częściej trafiają do osób nieposiadających wykształcenia lekarskiego, które oferują „diagnostykę” oraz terapie bez podstaw klinicznych. Zdaniem PTD powierzanie diagnostyki i leczenia osobom niemającym możliwości przeprowadzenia pełnego badania lekarskiego ani ordynowania leków stwarza realne zagrożenie dla zdrowia, a w skrajnych przypadkach także dla życia pacjentów.

Jak można przeczytać w oświadczeniu:

Stanowisko ma związek z rosnącą liczbą placówek oferujących usługi trychologiczne lub kosmetyczne bez odpowiednich uprawnień. W ciągu kilku ostatnich lat rynek tego typu usług znacznie się rozszerzył, a wielu pacjentów — zachęconych obietnicami szybkiej poprawy wyglądu — zwraca się do osób nieposiadających wykształcenia lekarskiego, które oferują „diagnostykę” oraz terapie. W ocenie Towarzystwa powierzanie działań diagnostycznych i terapeutycznych osobom bez wykształcenia lekarskiego, które nie mają możliwości przeprowadzenia pełnego badania klinicznego i diagnostyki różnicowej, a także ordynowania leków, stwarza „realne zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów”.

W dokumencie zwrócono uwagę, że prawidłowa diagnostyka łysienia jest procesem wieloetapowym. Obejmuje ona pełny wywiad medyczny, badanie fizykalne oraz — w zależności od wskazań — zastosowanie narzędzi takich jak trichoskopia, trichogram czy biopsja skóry głowy. W części przypadków niezbędne są także badania histologiczne lub immunopatologiczne, które pozwalają na ocenę aktywności i charakteru procesu chorobowego. Warto jednak pamiętać, że coraz bardziej popularna trychologia nie jest specjalizacją lekarską, chociaż wielu lekarzy kształci się dodatkowo w tym kierunku, pozwalając pacjentom uzyskać bardziej kompleksową diagnostykę i leczenie.

image

Valuates Reports: Wielkość rynku przeszczepów włosów wzrośnie o 4136,6 milionów dolarów do 2029 r.

Eksperci PTD przypominają, że wypadanie włosów może być jednym z pierwszych objawów chorób ogólnoustrojowych. Wśród nich wymienia się m.in. zaburzenia endokrynologiczne, choroby autoimmunologiczne, schorzenia hematologiczne oraz choroby nowotworowe. Traktowanie utraty włosów wyłącznie jako problemu estetycznego może prowadzić do opóźnienia rozpoznania właściwej choroby i wdrożenia leczenia przyczynowego.

Z perspektywy klinicznej stanowisko Towarzystwa precyzuje, że prawidłowa diagnostyka nadmiernego wypadania włosów powinna składać się z kilku jasno określonych elementów: szczegółowego wywiadu (obejmującego m.in. czas trwania objawów, choroby współistniejące i stosowaną farmakoterapię), badania skóry głowy i owłosienia, trichoskopii jako podstawowego narzędzia oceny oraz — w uzasadnionych przypadkach — badań laboratoryjnych i biopsji skóry głowy.

Wyniki tak przeprowadzonego procesu diagnostycznego umożliwiają różnicowanie najczęstszych jednostek chorobowych, w tym łysienia androgenowego, telogenowego, plackowatego oraz bliznowaciejącego, a także wypadania włosów wtórnego do chorób ogólnych. PTD podkreśla, że szczególnie niebezpieczne jest podejmowanie działań terapeutycznych bez wcześniejszego rozpoznania, zlecanie zabiegów bez oceny przyczyny problemu oraz powierzanie diagnostyki osobom, które nie są w stanie interpretować wyników badań w kontekście chorób ogólnoustrojowych.

image
Wypadanie włosów – co jest normą, a co powinno niepokoić?

Towarzystwo wezwało do wzmożonej czujności zarówno dermatologów, jak i lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej oraz innych specjalistów, którzy często są pierwszym punktem kontaktu dla pacjentów zgłaszających wypadanie włosów. W praktyce oznacza to konieczność traktowania tego objawu jako potencjalnego sygnału choroby, kierowania pacjentów do dermatologa oraz powstrzymania się od jakichkolwiek działań terapeutycznych do czasu ustalenia jednoznacznej przyczyny problemu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
11.12.2025 09:53
Raport piękna Oriflame: dobrostan emocjonalny jako kluczowy trend
Oriflame mat.pras.

Marka Oriflame opublikowała swój pierwszy “Raport piękna i wellbeing”, ukazujący fundamentalną zmianę w tym, jak kobiety na całym świecie doświadczają piękna i je definiują. Oparty na badaniu 3,5 tys. kobiet z siedmiu krajów raport podkreśla kluczową rolę, jaką piękno odgrywa we wzmacnianiu dobrostanu emocjonalnego, pewności siebie i codziennej dbałości o siebie.

Wnioski pokazują, że piękno dziś to nie pogoń za perfekcją, ale poczucie emocjonalnego wsparcia, więzi i kontroli. Rytuały takie jak pielęgnacja skóry, makijaż i używanie perfum są obecnie uznawane za istotne narzędzia osiągania spokoju, pozytywności i autentyczności w szybko zmieniającym się świecie.

Ten raport potwierdza to, w co wierzymy od dekad: że piękno to głęboko emocjonalne i dające siłę doświadczenie. Na całym świecie kobiety mówią nam, że rytuały piękna pomagają im czuć się pewnymi siebie i połączonymi z samymi sobą. Dokładnie o takie piękno chodzi w Oriflame: dostępne, skuteczne i emocjonalnie znaczące

 – komentuje wyniki raportu Anna Malmhake, CEO i prezes Oriflame

Kluczowe wnioski:

  • 95 proc. respondentek twierdzi, że piękno i wellbeing są nierozerwalnie połączone, z czego 42 proc. widzi między nimi silny związek.
  • Aż 64 proc. kobiet jest najbardziej zainteresowanych spersonalizowaną pielęgnacją i odżywianiem – bardziej niż jakimikolwiek innymi procedurami prozdrowotnymi.
  • Około 71 proc. uważa, że społeczeństwo nadmiernie eksponuje wygląd fizyczny, podczas gdy same kobiety przywiązują większą wagę do pewności siebie (47 proc.) i szczęścia (36 proc.). Około 43 proc. respondentek łączy piękno zarówno z wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi cechami.
  • „Dobry wygląd mnie uszczęśliwia” zostało uznane za najważniejszy powód wzmacniania wellbeing, inne argumenty obejmowały również „poczucie większego optymizmu wobec życia”, „odnajdywanie wewnętrznego spokoju, gdy dobrze wyglądam” oraz „odczuwanie mentalnego odświeżenia po zadbaniu o wygląd”.
  • Skuteczność to czynnik #1 wpływający na wellbeing we wszystkich grupach konsumentek – 56 proc. twierdzi, że efekty pielęgnacji skóry najbardziej wspierają ich dobrostan.
  • Makijaż to kategoria beauty #1, dzięki której konsumentki czują się i wyglądają bardziej atrakcyjnie.
  • Stylizacja włosów, zabiegi i makijaż wspierają zarówno fizyczny, jak i emocjonalny wellbeing poprzez poprawę wyglądu, budowanie pewności siebie i umożliwienie autoekspresji.
  • Rutyny i zabiegi pielęgnacyjne są ściśle związane z poczuciem odświeżenia, utrzymaniem zdrowej skóry i zachowaniem młodego wyglądu. Stanowią one istotny element rytuałów dbania o siebie i codziennego wellbeingu.

Perspektywy kulturowe:

Raport pokazuje także kulturowe niuanse w tym, jak piękno wspiera wellbeing:

  • Konsumentki w Meksyku są bardziej zadowolone z własnego wellbeing niż konsumentki w ujęciu globalnym. Niemal dwie trzecie jest usatysfakcjonowanych swoim ogólnym dobrostanem.
  • W Indiach pewność siebie to główny wskaźnik piękna – plasuje się wyżej niż cechy fizyczne.
  • Chiny podkreślają znaczenie bezpieczeństwa produktów i edukacji – 50 proc. Chinek szuka treści edukacyjnych dotyczących bezpieczeństwa stosowanych składników.
  • Aż 68 proc. konsumentek w Wielkiej Brytanii uważa, że dbałość o długowieczność to najważniejsze działanie w zakresie beauty i wellness, zapewniające szczęśliwsze i zdrowsze życie, w porównaniu z 55 proc. globalnie.
  • W Polsce „zadbany wygląd” i „wyglądanie zdrowo” pozostają wysoko w priorytetach i cenione zarówno przez społeczeństwo, jak i jednostki.
  • W Turcji trzy czwarte kobiet uważa, że standardy piękna w społeczeństwie są w głównej mierze oparte na cechach fizycznych. To znacznie więcej niż u ich globalnych odpowiedniczek, jednakże na poziomie osobistym tylko 41 proc. Turczynek troszczy się o swój wygląd fizyczny. 

Pełny Raport Piękna i Wellbeing dostępny jest na stronie Oriflame. 

Raport Piękna i Wellbeing został zlecony przez Oriflame i przeprowadzony niezależnie przez Toluna w listopadzie-grudniu 2024 roku. Objął kobiety w wieku 18–75 lat w Chinach, Indiach, Meksyku, Polsce, Turcji i Wielkiej Brytanii, badając w jaki sposób nawyki związane z urodą łączą się z emocjonalnym, fizycznym i społecznym wellbeing.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
13. grudzień 2025 02:36