StoryEditor
Rynek i trendy
15.03.2017 00:00

Agnieszka Kowalewska, IQS: Centrum handlowe to część stylu życia

Najpierw najważniejszy był hipermarket, potem marki modowe, teraz jedzenie i rozrywka. Centra handlowe ewoluują i przyzwyczajają konsumentów przede wszystkim do bywania w nich. Chcą się stać częścią stylu życia, tak oczywistą, jak praca, dom, czy ulubiony park.Agnieszka Kowalewska, shopping center research manager, IQS o ewolucji, jaką przechodzą galerie handlowe w Polsce.

Czy my, Polacy, lubimy jeszcze centra handlowe? Jaki mamy do nich stosunek?

Ciekawe pytanie. A odpowiedź nie jest jednoznaczna. Widzimy coraz większą polaryzację stanowisk wobec centrów handlowych. Są takie środowiska, które uważają, że nie tyle bywanie w centrach handlowych, co przyznawanie, że się w nich bywa jest niewłaściwe. Bo czas wolny trzeba spędzać z rodziną, jeść należy w domu, a nie w food courtcie, jeśli chodzi o rozrywkę – to można pójść do parku, albo do lasu. Ale jest też pokolenie millennialsów – „igreki” i „zetki”, które patrzy na to inaczej.

„Zetki”?

To młodsze „igreki” – 20 lat i mniej. Ludzie, którzy urodzili się już po przełomie polityczno-gospodarczym w Polsce, o PRL-u najwyżej słyszeli, i nie znają świata bez galerii handlowych. Dla nich centrum handlowe jest czymś tak oczywistym, że nie zastanawiają się, czy tam wypada bywać. To tak, jakby nie wypadało jeździć metrem w Warszawie. Centra handlowe są częścią ich życia, inspirują ich. Czasami chodzą do nich celowo, bo chcą sobie coś kupić, a czasami – zupełnie bez celu. Ani po zakupy, ani do kina, ani na siłownię. Kompletnie nie wiedzą, co będą robić. Niczego nie planują. Siedzą z tabletami czy telefonami, przy kawie, sami albo ze znajomymi, i czasem coś się wydarza. To jest miejsce do spędzania czasu i nie czują się zobowiązani do tego, że skoro zajmują tę publiczną przestrzeń, muszą coś kupić. Uważają, że centra handlowe są dla nich, a nie oni dla centrów handlowych.

Nie do pomyślenia dla sprzedawców wywodzących się ze wspomnianego przez Panią PRL-u.

O i nie tylko! Ciągle brakuje nam kadry sklepowej. Ludzi, którzy z zaangażowaniem, może nawet z poczuciem misji, chcą pracować w handlu. Kiedyś był to zawód bardzo poważany, ale chyba nie udało się nam do końca odbudować jego renomy.

Wracając do pierwszego pytania – od czego zależy to, jaki mamy stosunek do centrów handlowych?

Decyduje o tym suma doświadczeń, jakie się ma. Inne będą u osób urodzonych w latach 70. ubiegłego wieku, a zupełnie inne u urodzonych po roku 2000. Ważny jest status społeczny, a także zamożność. Są nadal osoby, których nie stać na chodzenie do centrów handlowych, choć przecież to nie jest luksus, raczej „mainstream”. Jest też klasa wyższa, która w takich miejscach nie znajduje dla siebie oferty. To ludzie, którzy nie kupują w hipermarketach, ani nie ubierają się w sieciówkach.

Sieciówki wyznaczają trendy?

Na pewno są wśród nich marki, które są tak postrzegane, jak choćby Zara, czy Nike.

A Rossmann?

Jest naprawdę silnym brandem. Ma swoją wierną klientelę. Asortyment Rossmanna to półka masowa jeśli chodzi o kosmetyki, detergenty i coraz bardziej rozbudowywany dział home czy food. To sieć, której doskonale udało się trafić w potrzeby szerokich mas Polaków. Są też, oczywiście, inne sieci, które naprawdę dobrze sobie radzą w tym segmencie.

Czy tzw. część urodowa jest ważna w strukturze galerii handlowej?

Bardzo. Drogerie, perfumerie nie zajmują tak dużej powierzchni, jak moda, czy operator spożywczy, ale w każdym z realizowanych przez nas badań zawsze występują wśród najczęściej odwiedzanych przez konsumentów. W nich robi się częste, powtarzalne zakupy. Operator kosmetyczny musi istnieć w centrum handlowym, a galerię osiedlową wręcz trudno sobie wyobrazić bez drogerii. Co ważne – drogeria może, a nawet powinna znaleźć sobie miejsce obok perfumerii. Przecież zaspokajają różne potrzeby, nie konkurują ze sobą bezpośrednio.

Jak centra handlowe i ich status zmieniały się przez ostatnie lata?

Początkowo były fascynujące, choć w porównaniu do dzisiejszych obiektów z reguły wyglądały mało finezyjnie. Najczęściej był to duży „blaszak”, zawierający hipermarket z niewielkim pasażem, bez strefy rozrywki, czy food courtu. Ale i tak wszyscy chcieli w nim robić zakupy.

Każde miasto chciało mieć swoją galerię handlową, żeby mieszkańcy nie musieli jeździć do stolicy województwa. I tak już obecnie w zasadzie jest.

Od pierwszej dekady XXI wieku nastąpił wzrost wymagań konsumentów. Niektóre starsze centra handlowe przeszły remodeling, powiększyły powierzchnię, stały się bardziej nowoczesne, przyjazne, wtopiły się w tkankę miejską. Ale nie wszystkie przetrwały.

Rynek się nasycił?

Biorąc pod uwagę wskaźniki w krajach Zachodu, do których aspirujemy, jesteśmy dalecy od stanu nasycenia, ale dostępne u nas powierzchnie komercyjne zdecydowanie powinny wejść na wyższy poziom jakości. Utrzymają się te galerie, które mają na siebie pomysł i trafiają w potrzeby klientów. W pewnym momencie zaczęliśmy wszędzie dostawać to samo, czy to w Sochaczewie, czy w Gdyni. Te same marki, ci sami najemcy, fontanna, szkło, beton, McDonald’s, Starbucks – ten sam schemat.

Receptą jest odejście od sztampy? Lokalność zamiast globalizacji?

Na pewno warto spróbować zrozumieć co konkretnie w danym miejscu jest potrzebne, co będzie przyciągać mieszkańców danego miasta. Zaczyna się już to dziać. Na przykład warszawska Arkadia dobudowuje 10 000 mkw. powierzchni, która będzie przeznaczona nie pod handel, a pod gastronomię. W Galerii Mokotów mamy wręcz „Aleję Smaków” a nie food court. Ale to tylko przykłady – jest przecież mnóstwo galerii, które dokładają starań, aby stać się przyjaznym miejscem – nie tylko miejscem zakupów.

Galerie miejskie oferują coraz więcej darmowej rozrywki, stawiają na life style, chcą przyzwyczajać konsumentów do tego, że w nich się po prostu bywa i spędza czas. Że to jest wspólna przestrzeń i część życia każdego z nas. Centrum handlowe nie musi handlować z każdym i cały czas. Jednego dnia posiedzimy tylko z książką lub laptopem przy kawie, innym razem wydamy fortunę na torebki i buty. Galerie handlowe organizują także coraz więcej wartościowych, edukacyjnych eventów dla dzieci.

Czy jesteśmy lojalni wobec galerii handlowych, mamy swoje ulubione?

Oczywiście. Najważniejsze w wyborze centrum handlowego, i nie zmieniło się to od lat, są lokalizacja i oferta. Jeśli możemy łatwo dostać się do galerii i jest w niej atrakcyjny dla nas zestaw najemców, z reguły jesteśmy jej wierni. Uwaga – w przypadku centrów handlowych pojęcie „wierność” oznacza raczej ciągłe powroty niż wyłączność. Z reguły mamy „zestaw” centrów handlowych, w których bywamy. To, które wybierzemy danego dnia, zależy od naszych konkretnych potrzeb. Gdzie indziej możemy robić duże zakupy spożywcze, gdzie indziej modowe, a gdzie indziej korzystać z rozrywki czy gastronomii.

Największymi operatorami w centrach handlowych są hipermarkety. Kiedyś byliśmy nimi zafascynowani. Teraz, wydaje się, wolimy mniejsze przestrzenie.

Hipermarkety mają swoją rolę, w nich często robi się duże zakupy, na zapas. Tracą jednak ze względu na swoje położenie, często problemy z dojazdem, ogromne powierzchnie do pokonania i niestety niską jakość obsługi.

Polubiliśmy za to dyskonty, które zaczynają być nimi tylko z nazwy. Ciekawy asortyment, tematyczne akcje, muzyka w tle – czasem mam wrażenie, że np. Lidlowi już bliżej do delikatesów.

Dokładnie tak. Następują przeobrażenia na rynku. Dyskonty z reguły są zlokalizowane bliżej osiedli mieszkaniowych niż hipermarkety, ale nie mają aż tak szerokiej, zróżnicowanej oferty. Jestem bardzo ciekawa, co z tego ostatecznie wyniknie. Jak sobie ułożą „życie” obok siebie?

Kto dziś przede wszystkim odbiera klientów centrom handlowym?

Zdecydowanie internet. Zakupy robione online i dostarczane do domu to ogromne udogodnienie i oszczędność czasu. Ale są popularne przede wszystkim wśród mieszkańców dużych miast, a trzeba pamiętać, że prawie 40 proc. Polaków mieszka na wsi. To jest dosyć nietypowa struktura w Unii Europejskiej, zwłaszcza dla tak dużego kraju.

Czy rynek centrów handlowych ma przed sobą perspektywy rozwoju? Kto na nim zyska, a kto straci?

Będą się zamykały te obiekty, które mają złe lokalizacje i nie mają pomysłu na siebie. Być może będą przekształcane na centra logistyczne, biurowce, hostele, lofty. Patrząc na wskaźnik nasycenia powierzchnią handlową w Polsce, są jeszcze duże możliwości rozwoju. Muszą to być jednak ciekawe obiekty, atrakcyjnie wizualnie, po prostu wysokiej jakości. Na pewno będzie trzeba zrewitalizować większość tych, które działają głównie w oparciu o hipermarket, zgodnie ze schematem z lat 90.

Jak radzą sobie z tymi wyzwaniami deweloperzy, którzy ruszają z nowymi inwestycjami?

Od pewnego czasu widoczny jest zoom na mniejsze miasta, do 70 000-100 000 mieszkańców. One jednak prawdopodobnie szybko się nasycą, bo jedna, dwie galerie handlowe wyczerpują potrzeby zakupowe i, w dużym stopniu, zasoby siły nabywczej. Oczywiście w dużych miastach przybywa również galerii handlowych, ale inwestorzy są ostrożniejsi. Są to projekty przemyślane, skrojone pod potrzeby mieszkańców, współgrające z otoczeniem.

Spójrzmy na galerię handlową z perspektywy najemcy. Co trzeba wiedzieć, zanim podejmie się decyzję o otworzeniu w niej biznesu?

Najemca powinien przede wszystkim domagać się od centrum handlowego rzetelnych danych na temat odwiedzalności. Nie wszystkie obiekty publikują takie dane. Idealnie byłoby poznać obroty galerii handlowej. Warto naciskać, aby centrum handlowe przedstawiło profil klienta. Bo czy kobiety stanowią 50, czy 70 proc. wśród odwiedzających, to duża różnica. Kobiety są z reguły w większości, ale są też centra bardziej „męskie”, gdzie proporcja odwiedzających zbliża się do 50 na 50 proc. Istotna jest segmentacja konsumentów – powinno się wiedzieć, czy np. klienci danego obiektu lubią zaplanowane i szybkie, czy raczej niespieszne zakupy, jakie marki cenią. Najemca powinien się domagać takich informacji, bo tylko w ten sposób może się dowiedzieć na ilu i jakich klientów może liczyć.

Większość Polaków odwiedza centra handlowe przynajmniej  raz na kilka miesięcy – wynika z badania zrealizowanego przez IQS. Duża grupa – co najmniej raz w tygodniu. Jedynie 4 proc. respondentów przyznało, że w ogóle nie odwiedza centrów handlowych.

Jak często chodzisz do centrum handlowego?

85% raz na kilka miesięcy

20% raz w tygodniu

Jakiej oferty szukasz w centrum handlowym?

81% odzież, obuwie, dodatki  

48% żywność

39% elektronika

38% detergenty, kosmetyki i leki

34% gastronomia

33% dla dzieci/multimedia/artykuły sportowe

21% dom i ogród

Źródło: IQS, badanie CAWI, aktywni Polacy w wieku 15+, aktywni użytkownicy centów handlowych, 2016 r.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
30.06.2025 20:00
Brazylijski gigant. Dwie duże marki kosmetyczne łączą się, zdobywając ponad połowę lokalnego rynku
IG lolacosmetics

Brazylijskie marki kosmetyczne Skala i Lola From Rio tworzą produkty, przeznaczone przede wszystkim do pielęgnacji włosów kręconych. Teraz obydwie te firmy połączyły się, tworząc grupę będącą potęgą na rynku. Transakcja odbywa się pod okiem firmy inwestycyjnej Advent International, która nabyła 50 proc. udziałów w Skali w 2024 roku. Rynek kosmetyczny w Brazylii cechuje się od lat dużym potencjałem i dynamiką rozwoju.

Skala, znana z przystępnych cenowo produktów, posiada ponad 18 proc. brazylijskiego rynku kremów do pielęgnacji włosów, co czyni ją liderem wolumenu sprzedaży w tym segmencie. Marka jest dostępna w większości (76 proc.) punktów sprzedaży detalicznej w całym kraju i osiągnęła średni roczny wskaźnik wzrostu na poziomie 30 proc. w ciągu ostatnich ośmiu lat. Ponad 20 proc. jej przychodów pochodzi z rynków międzynarodowych. Marka jest też coraz mocniej obecna na rynku w Stanach Zjednoczonych.

Lola i Skala = silna grupa

Lola From Rio była w Brazylii jednym z pionierów wegańskiej pielęgnacji włosów. Marka, powstała w 2011 roku, zwiększyła swoją sprzedaż ponad sześciokrotnie w ciągu ostatnich sześciu lat. Kosmetyki Loli są sprzedawane online oraz w domach towarowych, aptekach i perfumeriach. Lola rozszerzyła również swoją działalność i poza produktami do pielęgnacji włosów oferuje również kosmetyki pielęgnacyjne do ciała.

Dzięki połączeniu obydwu marek, ich łączny obrót wyniesie ok. 307 mln euro. Grupa docierać będzie do 54 proc. brazylijskich gospodarstw domowych, a globalnie produkty będą dystrybuowane w ponad 80 krajach. Co ważne, Skala i Lola From Rio będą nadal działać niezależnie, w dotychczasowych siedzibach – wspólne będa natomiast zakłady produkcyjne, kanały dystrybucji oraz inwestycje, ponoszone na innowacje.

Zobacz też: Uważasz, że wciąż za mało marek celebryckich? Spokojnie, kolejna na horyzoncie…

Rynek brazylijski rośnie w siłę, inkluzywność, innowacje i kosmetyki wegańskie odgrywają ważną rolę

Rynek kosmetyczny w Brazylii odnotowuje w ostatnich latach dynamiczny rozwój, stając się jednym z kluczowych graczy na arenie globalnej.

Brazylia konsekwentnie utrzymuje pozycję jednego z największych rynków kosmetycznych na świecie, plasując się w czołówce, zaraz po Stanach Zjednoczonych, Chinach i Japonii.

Kluczowe trendy i czynniki wpływające na rozwój to między innymi:

  • Silny wzrost pomimo wyzwań: mimo globalnych kryzysów rynek brazylijski wykazuje dużą odporność. Np. w 2020 roku sektor higieny osobistej, perfum i kosmetyków zamknął rok ze wzrostem o 5,8 proc. - znacznie powyżej prognoz. 
  • Wysokie wydatki na kosmetyki: Brazylia jest trzecim krajem na świecie, gdzie najwięcej wydaje się na kosmetyki. Jest to również trzeci kraj pod względem liczby wprowadzanych na rynek nowych produktów.
  • Dominacja producentów krajowych: Około 90 proc. kosmetyków i perfum kupowanych na rynku brazylijskim to towary produkowane przez brazylijskich producentów. Najwięksi gracze to Natura & Co i Grupo Boticário, które są globalnie rozpoznawalnymi firmami. W ostatnich latach globalnie popularna stała się marka Sol de Janeiro.

Trendy konsumenckie, przekładające się na rozwój rynku kosmetycznego w Brazylii:

  • Pielęgnacja skóry: odnotowuje dwucyfrowy wzrost (na czele: maski do twarzy i peelingi)
  • Kosmetyki naturalne i wegańskie: rynek ten dynamicznie rośnie
  • Inkluzywność: brazylijskie marki kosmetyczne odpowiadają na potrzeby inkluzywności, oferując produkty zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet, oraz uwzględniając różnorodność odcieni skóry i typów włosów
  • Lokalne składniki i zrównoważony rozwój: konsumenci doceniają produkty wykorzystujące lokalne zasoby naturalne i te, które są produkowane w sposób zrównoważony
  • Innowacyjność w pielęgnacji włosów i kolor: Brazylijczycy przykładają dużą wagę do pielęgnacji włosów i są otwarci na innowacyjne rozwiązania. Rynek kolorowych kosmetyków, łatwych w aplikacji, również zyskuje na znaczeniu.
  • Potencjał eksportowy i importowy: Brazylia jest atrakcyjnym rynkiem dla eksporterów kosmetyków, choć polityka protekcjonistyczna rządu może stanowić pewne wyzwania. Głównymi importerami do Brazylii są Francja i Chiny. Najczęściej importowane są produkty o wysokiej wartości dodanej, takie jak kremy/produkty do opalania i zapachy.

Prognozy (kosmetyczne) dla Brazylii

Prognozuje się, że brazylijski sektor kosmetyczny i pielęgnacji osobistej będzie nadal dynamicznie rósł. Niektóre źródła wskazują na tempo wzrostu CAGR na poziomie 7,3 proc. w ciągu najbliższych kilku lat, a w latach 2024-2028 Brazylia ma charakteryzować się najwyższą dynamiką wzrostu na świecie (około 34 proc. wzrostu wartości rynku w stosunku do 2023 roku).

Brazylijski rynek kosmetyczny to sektor bardzo żywy, mocno rozwijający się, napędzany przez silną kulturę dbania o wygląd, a także przez innowacyjność lokalnych firm oraz rosnące zainteresowanie konsumentów produktami naturalnymi, inkluzywnymi i zrównoważonymi.

Zobacz też: Givaudan przejmuje większościowy udział w brazylijskim Vollmens Fragrances

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
30.06.2025 15:35
ISHRS: Coraz młodsi w kolejce do przeszczepu włosów — nie tylko na głowie.
Utrata włosów zdaje się stawać problemem cywilizacyjnym.Shutterstock

W 2024 roku aż 95 proc. osób decydujących się po raz pierwszy na przeszczep włosów miało od 20 do 35 lat – wynika z najnowszych danych Międzynarodowego Towarzystwa Chirurgii Odtwórczej Włosów (ISHRS). Jednocześnie liczba pacjentek wzrosła o 16,5 proc. w porównaniu z 2021 rokiem. Coraz więcej młodych dorosłych sięga po trwałe rozwiązania w walce z łysieniem, kierując się nie tylko problemami zdrowotnymi, ale też rosnącą presją estetyczną i dążeniem do pełniejszego owłosienia na głowie, brwiach czy brodzie.

Wraz ze wzrostem zainteresowania zabiegami, rośnie również ryzyko zdrowotne. Członkowie ISHRS zgłaszają coraz więcej przypadków konieczności wykonywania zabiegów korygujących po nieudanych operacjach przeprowadzanych w nieuregulowanych, tzw. „czarnorynkowych” klinikach. Niska cena i łatwy dostęp do usług okazują się często pułapką, prowadzącą do powikłań i nieestetycznych rezultatów. Zjawisko to obrazuje skalę problemu i konieczność informowania pacjentów o zagrożeniach związanych z nielegalnymi praktykami.

Według globalnego badania ISHRS 2025 Practice Census Survey, najpopularniejszym zabiegiem pozostaje przeszczep skóry głowy. Jednak zauważalny jest rosnący trend w kierunku przeszczepów włosów na innych częściach ciała, tzw. body hair transplantation. W 2024 roku odsetek mężczyzn poddających się takim zabiegom wzrósł do 18 proc. (z 13 proc. w 2021), a w przypadku kobiet – do 21 proc. (z 17 proc. trzy lata wcześniej). Wśród kobiet największym zainteresowaniem cieszyły się przeszczepy brwi, które stanowiły 12 proc. wszystkich obszarów poddanych zabiegowi. Wśród mężczyzn najczęściej wybierano transplantację brody i wąsów (5 proc.).

image
Przeszczepy włosów to już nie jest domena panów po czterdziestce.
Adobestock

Średnio członkowie ISHRS leczyli w 2024 roku o 20 proc. więcej pacjentów niż w 2021, wykonując około 15 zabiegów miesięcznie. Dane te potwierdzają dynamiczny rozwój sektora chirurgii odtwórczej włosów, ale też wskazują na potrzebę edukacji i regulacji rynku, by zapewnić bezpieczeństwo rosnącej grupie młodych pacjentów poszukujących trwałych efektów estetycznych.

Co to oznacza dla branży beauty?

Rosnące zainteresowanie trwałymi metodami odbudowy owłosienia zmienia krajobraz branży beauty. Klienci coraz częściej rezygnują z tymczasowych rozwiązań na rzecz przeszczepów włosów, brwi i brody, co przekłada się na spadek zapotrzebowania na produkty maskujące łysienie czy stylizacje zwiększające objętość. Jednocześnie rośnie popyt na specjalistyczne kosmetyki do pielęgnacji pozabiegowej, wspomagające regenerację skóry głowy i wzrost nowych włosów. Zyskują także usługi trychologiczne oraz zabiegi uzupełniające – takie jak stylizacja brwi, microblading czy pielęgnacja zarostu – które mogą stanowić alternatywę dla chirurgii lub jej estetyczne dopełnienie.

Dla branży oznacza to nie tylko nowe kierunki rozwoju, ale także konieczność edukacji klientów i etycznej komunikacji. Rosnąca liczba zabiegów przeprowadzanych w nielegalnych, nieuregulowanych klinikach zwiększa ryzyko komplikacji i wpływa negatywnie na zaufanie do całego rynku. Marki i profesjonaliści z sektora beauty będą musieli wyraźnie odróżniać bezpieczne, certyfikowane usługi od praktyk „czarnego rynku”, stawiając na transparentność, ekspercką wiedzę i odpowiedzialny marketing.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
01. lipiec 2025 00:20