StoryEditor
Rynek i trendy
15.03.2021 00:00

Edyta Pietrzak, LK Dr Irena Eris: W handlu tradycyjnym zyskują odważni

Nie wszystkie sklepy tradycyjne wykorzystały w ubiegłym roku możliwości wynikające z tego, że część klientów zaczęła robić zakupy blisko domu – uważa Edyta Pietrzak, dyrektor sprzedaży w Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris.  – Zyskali odważni właściciele sklepów, z dobrym podejściem do klienta – mówi.  

Jak podaje Nielsen, w 2020 r. przed pandemią obroniły się sklepy spożywcze tzw. tradycyjne, osiedlowe, których największą zaletą jest to, że znajdują się blisko domu. Menedżerów z firm kosmetycznych zapytaliśmy, czy podobnie było w przypadku drogerii, jak lokalne sklepy kosmetyczne poradziły sobie w ubiegłym roku oraz czy i jakie znaczenie dla ich firm ma tzw. tradycyjny kanał sprzedaży.

Czytaj także: Nielsen: dyskonty gonią drogerie

Edyta Pietrzak, dyrektor sprzedaży w Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris, podkreśla, że firma działa na rynku tradycyjnym od wielu lat. –  Nasz system dystrybucji współpracuje zarówno z prywatnymi sklepami, jak i z polskimi sieciami. Pomimo zmian, które wystąpiły w ostatnim czasie, rynek tradycyjny to niezmiennie bardzo ważny obszar dystrybucji – mówi.

Pytana, czy 2020 rok był szansą dla lokalnych drogerii odpowiada, że nie dla wszystkich: – Mam wrażenie, że w 2020 r. nie wszystkie sklepy wykorzystały możliwości, jakie wymusiły na konsumentach wprowadzane restrykcje i obostrzenia, takie jak np. zamknięcie galerii handlowych, co spowodowało, że woleli robić zakupy blisko domu. Dla części właścicieli sklepów pandemia była też argumentem, czy też wymówką, do ograniczania asortymentu i rezygnacji z zakupu nowości. A wiemy, że konsument nowości szukał pomimo pandemii – podkreśla. Były też obiektywne trudności. – Część konsumentów przeniosła się z galerii handlowych do dyskontów, w których mogli jednocześnie zrealizować zakupy spożywczo-chemiczne, co oczywiście wpłynęło też na zmniejszenie zakupów w lokalnych sklepach – mówi Edyta Pietrzak.

Czytaj także: Drogerie stacjonarne sprzedają więcej kosmetyków niż dyskonty i drogerie razem wzięte 

Przyznaje jednak, że jest też grupa sklepów, które wykorzystały ubiegły rok na przemodelowanie swojej działalności, właściciele placówek starali się szybko dopasować do zmiennych warunków i do tego, jak kupuje konsument.

Mimo zmian na rynku wywołanych epidemią część sklepów, z którymi współpracowaliśmy na rynku tradycyjnym finalnie decydowała się na większe zakupy. Zdecydowanie zyskał na znaczeniu e-commerce w każdej z marek Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris. Część naszych klientów rozszerzyła swoją działalność o sprzedaż na platformach internetowych. Można zaryzykować opinię, że sklepy odważne i z dobrym podejściem do konsumenta zyskały – podsumowuje Edyta Pietrzak.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 12:35
Guardian: Tanie perfumy podbijają brytyjski rynek – co druga osoba kupiła zapachowy „dupe”
Shutterstock

Na brytyjskim rynku perfum pojawił się nowy trend, który dynamicznie zyskuje popularność – tzw. „dupe scents”, czyli tańsze odpowiedniki znanych luksusowych zapachów. Jeden z takich zapachów przypomina perfumy Baccarat Rouge 540 warte 355 funtów, a inny – Penhaligon’s Halfeti za 215 funtów. Tymczasem ceny ich imitacji zaczynają się już od 5 funtów. Według badań aż połowa brytyjskich konsumentów przyznaje, że kupiła tego typu produkt, a 33 proc. zadeklarowało chęć ponownego zakupu.

Zjawisko zyskało popularność głównie dzięki mediom społecznościowym – na TikToku hasztag #perfumedupe ma tysiące wpisów. Jednak za atrakcyjną ceną często kryją się kontrowersje prawne. Producenci oryginalnych perfum coraz częściej zwracają się do prawników o porady, jak bronić swoich formuł przed kopiowaniem. W niektórych przypadkach konkurencyjne firmy pytają nawet, jak legalnie stworzyć perfumowy „dupe”. Niestety, jak podkreślają eksperci, ochrona zapachu w świetle brytyjskiego prawa jest niemal niemożliwa – zapachów nie da się jednoznacznie opisać graficznie, a więc nie można ich zarejestrować jako znak towarowy.

Ochrony nie daje także prawo patentowe. Jak wyjaśnia Eloise Harding z kancelarii Mishcon de Reya w rozmowie z brytyjskim Guardianem, perfumy rzadko spełniają warunek „kroku wynalazczego”, niezbędnego do uzyskania patentu. Co więcej, nawet gdyby taki patent został przyznany, po 20 latach formuła staje się publiczna. Tymczasem producenci tańszych wersji perfum coraz częściej sięgają po techniki takie jak chromatografia gazowa-spektrometria mas (GCMS), by rozłożyć oryginalne zapachy na czynniki pierwsze i stworzyć ich tańsze kopie – często z użyciem mniej szlachetnych składników.

Rynek perfum w Wielkiej Brytanii osiągnął wartość 1,74 miliarda funtów w 2024 roku, a według prognoz firmy badawczej Mintel do 2029 roku przekroczy 2 miliardy. W ankiecie przeprowadzonej wśród 1 435 osób, aż 18 proc. tych, którzy jeszcze nie kupili „dupe perfum”, przyznało, że są nimi zainteresowani. Ekspertka Mintel, Dionne Officer, zauważa, że młodsze pokolenia, wychowane w czasach kryzysów gospodarczych i wszechobecnego fast fashion, nie widzą nic złego w kupowaniu imitacji. Wręcz przeciwnie – umiejętność znalezienia okazji i tańszej wersji luksusu postrzegana jest dziś jako przejaw sprytu, a nie wstydliwego kompromisu.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
22.04.2025 09:35
Wzrost wartości perfum wycofanych z rynku – rynek kolekcjonerski profesjonalizuje się
Valeria Boltneva via Pexels

Rynek perfum vintage i wycofanych z produkcji rozwija się dynamicznie, mimo braku oficjalnych danych dotyczących jego wielkości. Mathieu Iannarilli, paryski handlarz rzadkimi zapachami, od 2007 roku specjalizuje się w poszukiwaniu unikalnych flakonów dla klientów gotowych zapłacić od 150 euro do ponad 3 000 euro za butelkę.

Jak donosi Financial Times, osoby wierne jednemu zapachowi, po jego wycofaniu czują się „osierocone zapachowo” i są gotowe na wiele, by odzyskać swoją olfaktoryczną tożsamość. Na eBayu można znaleźć ponad 50 000 wyników po wpisaniu hasła „discontinued fragrances”, a ceny potrafią być astronomiczne – Tom Ford Amber Absolute kosztuje nawet 4 300 dolarów, a Vivienne Westwood Boudoir – 2 784 dolary.

Jednym z czynników napędzających ten rynek są tzw. „flankery”, czyli limitowane wariacje klasycznych zapachów. Dla kolekcjonerów stanowią one nie lada gratkę – np. Estée Lauder Sensuous Noir z 2008 roku osiąga na eBayu cenę 265 funtów, a Thierry Mugler A*Men Pure Malt z 2009 roku przekracza 600 funtów. Do wzrostu cen przyczyniają się również zakończenia licencji zapachowych lub bankructwa marek – ceny perfum marek takich jak Vivienne Westwood czy Stella McCartney potroiły się po ich wycofaniu z rynku perfumeryjnego.

Ceny vintage’owych zapachów są windowane również przez prestiż i historię producentów. Klasyki od marek takich jak Guerlain są poszukiwane zarówno przez osoby, które chcą je nosić, jak i kolekcjonerów. Flakon Guerlain Djedi może osiągnąć wartość ponad 3 000 euro. Co więcej, zapotrzebowanie nie ogranicza się do segmentu luksusowego – przykładem może być Ultima II Sheer Scent od Revlon, który od 1990 roku pozostaje ulubionym zapachem matki krytyka mody FT, Alexandra Fury’ego, mimo że został wycofany z produkcji już na początku lat 2000.

Zmiany w regulacjach unijnych dotyczących składników kosmetycznych również miały wpływ na rynek – od początku lat 2000 wiele zapachów zostało przeformułowanych, często ku niezadowoleniu wiernych użytkowników. W efekcie rośnie popyt na starsze wersje tych samych perfum. Aimee Majoros, kolekcjonerka zapachów z Nowego Jorku, wspomina, że jej butelka Mitsouko Guerlain z lat 70. pachnie zupełnie inaczej – i lepiej – niż obecna wersja. „Najlepszy zapach, jaki kiedykolwiek poczułam, to próbka L’Air du Temps od Nina Ricci z lat 60.” – dodaje. W społeczności miłośników perfum frustracja związana z reformulacjami jest zjawiskiem powszechnym.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
25. kwiecień 2025 12:05