StoryEditor
Rynek i trendy
23.11.2021 00:00

Paweł Woch, Drogerie Laboo: Rynek kosmetyczny i drogeryjny mają się dobrze

Elastyczność, konserwatyzm, przekora i gen niezależności Polaków sprawiają, że światowe modele unifikacyjno-globalizacyjne w polskiej rzeczywistości nie do końca się sprawdzają. Dlatego handel tradycyjny nadal ma się całkiem dobrze. U progu 2022 roku jestem przekonany, że zdolność adaptacyjna i instynkt przetrwania naszego biznesu jest tak duży, że zagrożenia gospodarcze, o których powszechnie się mówi nie napawają mnie przesadnym lękiem – mówi Paweł Woch, dyrektor zarządzający siecią Drogerie Laboo.

Jakie są najważniejsze plany dotyczące rozwoju sieci Laboo na najbliższy rok? Czy projekt będzie w rozwijany, czy raczej jesteście Państwo nastawieni na przetrwanie dopóki będą działać najsilniejsze sklepy w sieci?

Nasza baza ilościowo od kilku lat jest bardzo stabilna i oznacza to, że uczestniczące w naszym projekcie sklepy wytrzymują próbę czasu. Jest to efekt śledzenia trendów, zmieniających się zachowań konsumentów, wykorzystywania możliwości, jakie daje franczyza. Taki rodzaj współistnienia w ramach sieci pozwala na korzystanie z doświadczeń innych i warunków dostępnych dzięki efektowi skali. Trudno tu więc mówić jedynie o przetrwaniu.

Tworząc już ponad 10 lat temu projekt franczyzowy Laboo określiliśmy, że priorytetem będzie wsparcie małego biznesu w konfrontacji z silną ekspansją rynku nowoczesnego. Ten cel niezmiennie determinuje nasze działania i plany biznesowe na kolejne lata. Zaufało nam ponad 500 przedsiębiorców, którzy są z nami do dzisiaj. Przetrwaliśmy falę ekspansji sieci zachodnich, ich wojny cenowe, ofensywy marketingowe, a ostatnio konfrontujemy się w nierównej kapitałowo walce w obszarach on-line’owych. Z każdej z tych sytuacji wyszliśmy bardziej doświadczeni, a nasi partnerzy nadal prowadzą skutecznie swoje biznesy.

Ostatnie lata pod wieloma względami, zarówno politycznymi, gospodarczymi, a także społecznymi to nieustanne zmiany. Nie ominęły one również handlu. Pandemia, inflacja, legislacja, internet, wszystko to zmusiło przedsiębiorców do szybkiego reagowania oraz nadążania za zmieniającą się sytuacją. Dlatego uważam, że najlepszą strategią rozwoju dla małego biznesu w obecnym czasie jest otwarcie na zmiany i nadążanie za nimi. I to nadążanie, wskazywanie kierunków, udostępnianie wiedzy i technologii naszym partnerom jest i będzie naszym planem i strategią na następne lata.

Czy i jakie działania prowadzicie Państwo i podejmujecie nowe, aby wspierać detalistów w swojej sieci i ją umacniać na rynku w sprzedaży stacjonarnej i w e-commerce?

Odchodzimy właśnie od przestarzałych form komunikacji z klientem włączając się w nurt on-line’owych trendów. W tym celu stworzyliśmy uniwersalną aplikację, która obsługuje zarówno promocyjne działania centralne, jak i lokalne aktywności naszych partnerów. Stworzyliśmy oprogramowanie dostępne również w formie aplikacji, ułatwiające przedsiębiorcom nowoczesne i efektywne zarządzane sprzedażą i zapasem w swoich sklepach. Wdrażamy wspólnie z Orbico unikalną w naszej branży platformę B2B usprawniającą proces zamówień i dostaw i dającą naszym sklepom dostęp do najlepszej oferty handlowej 24/7. Pomagamy wreszcie w uruchamianiu internetowych kanałów sprzedaży nie tworząc jednocześnie konkurencyjnej platformy centralnej.

Jak ocenia Pan obecną kondycję rynku kosmetycznego oraz kondycję tzw. drogeryjnego handlu tradycyjnego?

Uważam, że rynek kosmetyczny ma się dobrze i nie przewiduję w najbliższym czasie negatywnych zjawisk mogących to zmienić. Oczywiście różnie to wygląda z perspektywy poszczególnych jego uczestników. Zapewne odmienne zdanie możemy usłyszeć ze strony producentów, inne od dystrybutorów i detalistów. Jednak, patrząc obiektywnie na liczby i fakty, nie można nie zauważyć, że trudny czas zawirowań i transformacji, jaki przechodzimy nie wpłynął negatywnie na wyniki większości jego uczestników. Pokusiłbym się nawet o opinię, że jego potencjał nie jest jeszcze wykorzystany. Utwierdzają mnie w tym przekonaniu dane porównujące nasz rynek w odniesieniu do innych rynków europejskich.

Jeżeli chodzi o kondycję handlu tradycyjnego? No cóż, odkąd pamiętam kanał ten był skazywany na porażkę. Przypomina mi to trochę przepowiednie Nostradamusa o końcu świata. Wiele z tych dat dawno minęło, a my nadal mamy się całkiem dobrze. Podobnie będzie z handlem tradycyjnym. A poza tym elastyczność, konserwatyzm, przekora i gen niezależności Polaków sprawiają, że światowe modele unifikacyjno-globalizacyjne w polskiej rzeczywistości nie do końca się sprawdzają.

Patrząc na obecną sytuację gospodarczą w Polsce i na świecie, na nastroje konsumenckie, na informacje o hiperinflacji i zapowiadane przez producentów podwyżki cen kosmetyków, na umacnianie się dyskontów i międzynarodowych sieci drogeryjnych z jakim nastawieniem wchodzi Pan w następny rok biznesowej działalności? Co napawa Pana optymizmem, a co martwi lub budzi obawy?

Zbliżamy się do końca roku więc powoli można go podsumowywać i planować kolejne lata. Gdyby to pytanie padło kilka miesięcy temu miałbym problem z pozytywnymi oczekiwaniami względem przyszłości. Jednak u progu 2022 roku jestem przekonany, że zdolność adaptacyjna i instynkt przetrwania naszego biznesu jest tak duży, że wskazane powyżej zagrożenia nie napawają mnie przesadnym lękiem. O ile bardzo obawiam się konsekwencji społecznych ostatnich wydarzeń oraz naszego uczestnictwa w strukturach europejskich to gospodarka wielokrotnie pokazała większy pragmatyzm i odporność na trudne sytuacje.

Oczywiście wszystkie te zjawiska nie należą do tych, które pozwalałyby nam spać spokojnie i planować wielocyfrowe słupki wzrostów ale branża kosmetyczna wydaje mi się bardziej odporna chociażby na wspomnianą inflację, podwyżki czy nawet dominację dyskontów. W każdym z tych obszarów chemia i kosmetyki, a zwłaszcza te drugie, stoją w drugim szeregu zagrożenia i choć oczywiście są wrażliwe na podwyżki cen to nie tak, jak choćby artykuły spożywcze, paliwa czy energia. Zresztą, widać to obecnie, że konieczne z oczywistych względów podwyżki w naszej branży widoczne są na półkach ze sporym opóźnieniem w stosunku do wspomnianych wcześniej, a przez to łatwiejsze w akceptacji.

Ile drogerii działa obecnie w sieci Laboo?  

Obecnie Sieć Laboo liczy 675 sklepów.

Czy to typowe sklepy kosmetyczne?

Co do definicji typowego sklepu kosmetycznego to od dawna mam z tym problem. W dzisiejszych czasach efektem ubocznym ekspansji sklepów sieciowych i dyskontów jest spadek ilości kupujących, a co za tym idzie dążenie do zwiększania koszyka zakupowego. Jednym ze sposobów stało się więc dodawanie nowych kategorii do ofert sklepów. Tak więc sklep kosmetyczny, który dawniej definiowałem jako sklep posiadający w swojej ofercie tylko kosmetyki, dziś widzę już jako sklep z asortymentem poszerzonym o chemię gospodarczą czasem biżuterię, akcesoria, a nawet elementy dekoracyjne. Sklepy takie definiuje więc jako kosmetyczno-chemiczne. Zgodnie z taką klasyfikacją asortymentową sklepów chemiczno-kosmetycznych posiadamy obecnie 412.

Wypowiedź w cyklu rozmów Wiadomości Kosmetycznych z menedżerami sieci drogeryjnych na temat kondycji polskiego handlu oraz prognoz na 2022 rok
 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Rynek i trendy
17.05.2025 19:53
Polscy konsumenci coraz częściej wybierają produkty “gluten free”
Dane Glovo pokazują, że dieta bezglutenowa nie jest już niszowa – stała się istotnym elementem codziennych zakupów spożywczych Polakówmat.prasowe

Polscy konsumenci zamawiają o 88 proc. więcej produktów bezglutenowych, niż rok temu – wynika z danych Glovo, przeprowadzonych z okazji Międzynarodowego Dnia Celiaklii. Jak zatem wyglądają zakupowe nawyki Polaków, związane z produktami bez glutenu?

Z danych platformy Glovo wynika, że kategoria produktów “gluten free” odnotowuje rekordowy wzrost popularności. W okresie rok do roku kupiliśmy ich o 88 proc. więcej w ramach  codziennych zakupów spożywczych. Najczęściej spośród artykułów ze znakiem przekreślonego kłosa wybieramy wędliny, pieczywo i słodycze.

Analiza danych Glovo z okresu maj 2024-kwiecień 2025 (w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej) pokazuje, że Polacy nie tylko zamówili o prawie 90 proc. więcej produktów gluten free, ale także o prawie połowę (45 proc.) wzrosła liczba użytkowników, którzy dołożyli taki produkt do koszyka.

Produkty bezglutenowe – nie tylko dla osób chorych

Celiakia to autoimmunologiczna choroba, na którą według Polskiego Stowarzyszenia Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej w Polsce cierpi około 1 proc. populacji, czyli blisko 380 tys. osób. Nietolerancja glutenu, będąca łagodniejszą formą reakcji organizmu, dotykać może nawet 6 proc. Polaków. Jednak znaczący wzrost zainteresowania produktami bezglutenowymi wynika nie tylko z rosnącej liczby zdiagnozowanych przypadków celiakii, ale także z popularyzacji diety bezglutenowej wśród osób bez medycznych przeciwwskazań. 

Dane Glovo pokazują, że dieta bezglutenowa nie jest już niszowa – stała się istotnym elementem codziennych zakupów spożywczych Polaków. Z drugiej strony, w odpowiedzi na ten trend rynkowy, coraz więcej producentów wprowadza do swojej oferty produkty bezglutenowe i odpowiednio je oznacza, co w efekcie przyczynia się do wzrostu statystyk sprzedaży tej kategorii.

Bezglutenowy koszyk Polaków: co się w nim mieści?

Najczęściej wybieramy bezglutenowe wędliny i pieczywo, a na trzecim miejscu znajdują się słodycze. Choć przetwory mięsne nie są kojarzone z zawartością glutenu, często zawierają jego dodatek w postaci wypełniaczy lub przypraw – z tego powodu odpowiednie oznaczenie wędlin ma kluczowe znaczenie dla kupujących.

Zobacz też: Dieta bezglutenowa przeniknęła do kosmetycznego świata

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Zapachy
16.05.2025 14:23
Unisex w perfumach: marketingowy koncept czy kulturowa rzeczywistość? Zachód vs. MENA

Czy zapach ma płeć? W zachodnim marketingu odpowiedź na to pytanie przez dekady była niemal oczywista – „tak”. Wanilia i kwiaty trafiały do flakonów dla niej, drzewo cedrowe i skóra – dla niego. A potem przyszedł boom na perfumy unisex: „neutralne”, „dla wszystkich”, „poza płcią”. Ale czy to naprawdę przełom kulturowy, czy jedynie nowy sposób opakowania zapachu w świeżą narrację marketingową?

Co ciekawe, w tym samym czasie w wielu krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej (MENA) podział na „męskie” i „damskie” zapachy nigdy nie był aż tak wyraźny. Oud, róża czy piżmo były i wciąż są noszone niezależnie od płci. Czy zatem Zachód nadrabia kulturowe zaległości, czy może próbuje sprzedać coś, co gdzie indziej jest po prostu codziennością? 

„Unisex” może wydawać się nowym językiem perfum - świeżym konceptem wpisującym się w szerszy ruch ku inkluzywności i redefinicji tożsamości. W kampaniach marketingowych pojawiają się hasła zapachu „dla każdego”, a minimalistyczne flakony zrywają z kolorystycznymi kodami różu i granatu. Choć może się wydawać, że neutralność zapachu to współczesny wynalazek, w rzeczywistości ma ona znacznie dłuższą historię.

Oud i róża poza binarnym podziałem

W regionie MENA, gdzie rytuał perfumowania ciała, włosów i ubrań jest integralną częścią życia codziennego, zapachy od zawsze funkcjonowały poza binarnym podziałem. Oud, ambra czy różany attar są noszone przez wszystkich – niezależnie od płci – a kluczową rolę odgrywa jakość, intensywność i trwałość zapachu, a nie kulturowa narracja wokół płci.

Tymczasem zachodnie podejście do perfum historycznie wiązało się ze ścisłym podziałem na „męskie” i „kobiece”, co przez dekady kształtowało nie tylko rynek, ale i sposób w jaki konsumenci odbierają zapachy. Dziś ten paradygmat ulega zmianie – coraz więcej marek porzuca tradycyjny podział na płcie, stawiając na zapachy postrzegane jako uniwersalne i inkluzywne. 

Czy jednak naprawdę wychodzimy poza schematy, czy jedynie nadajemy im nową formę?

Unisex na Zachodzie: narodziny zapachu „bez granic”

W 1889 roku, w czasach kiedy perfumeria dopiero zaczynała rozwijać swoje nowoczesne oblicze, dom Guerlain wprowadził na rynek perfumy o nazwie Jicky. Złożona kompozycja łącząca orientalne i przyprawowe nuty, wanilię, lawendę, oraz szlachetne drewna, początkowo stworzona z myślą o kobietach, zyskała ogromne uznanie także wśród mężczyzn. Jicky stało się pierwszym zapachem, który można uznać za „unisex”, choć w tamtym czasach pojęcie to jeszcze nie istniało. Choć późniejsi twórcy inspirowali się tym przykładem, nadal obecne były silne stereotypy związane z podziałem zapachów według płci.

Przełom nastąpił wraz z kulturową zmianą, której początki sięgają świata mody – androgyniczne sylwetki, chłopięce cięcia i damskie garnitury od Yves Saint Laurent torowały drogę ku redefinicji tego, co kobiece i męskie. Na początku lat 90. ten nurt dotarł również do perfum. Wydany w 1994 roku CK One od Calvina Kleina przeszedł do historii jako pierwszy zapach oficjalnie promowany jako „unisex”. Kompozycja łącząca cytrynę, różę, kardamon, ambrę, bergamotkę i jaśmin stworzyła świeży, „czysty” aromat, który trafił w gusta szerokiego grona odbiorców, bez względu na płeć. CK One zrewolucjonizował podejście do perfum, otwierając drogę produktom neutralnym płciowo w mainstreamie.

Współczesny unisex na Zachodzie: odpowiedź na potrzeby nowego pokolenia

Choć CK One na stałe zapisał się w historii jako symbol przełomu, to dopiero ostatnie lata przyniosły prawdziwe przyspieszenie zmian. Na Zachodzie coraz silniej zaznacza się zwrot ku genderless beauty estetyce wolnej od binarnych norm, czerpiącej zarówno z minimalizmu, jak i potrzeby ekspresji tożsamości. W tym kontekście zapach staje się nie tyle wyznacznikiem płci, ile przedłużeniem indywidualizmu.

Na rynku perfum coraz więcej marek rezygnuje z klasyfikacji „dla niej” i „dla niego”, stawiając w swojej ofercie na zapachy gender-fluid – kompozycje neutralne, płynne i otwarte na interpretację. Zamiast przypisywać zapachy określonej płci, marki takie jak Byredo, Le Labo, Miller Harris, Jo Malone London, Escentric Molecules czy Etat Libre d’Orange koncentrują się na samej formule, przypisując ją co najwyżej do rodziny olfaktorycznej lub konkretnej kolekcji. To konsument – według własnych preferencji i emocji – decyduje, co do niego pasuje. Nie „ona” ani „on”, lecz „ja”.

W ślad za niszowymi pionierami idą dziś także marki mainstreamowe, niekoniecznie utożsamiane u podstaw z filozofią unisex. W ofercie takich gigantów jak YSL, Armani, Dior czy Guerlain pojawiają się propozycje celowo pozycjonowane jako neutralne płciowo. 

Siłą napędową tej zmiany jest przede wszystkim nowe pokolenie konsumentów (Generacja Z i młodsi milenialsi), wychowane w świecie, gdzie tożsamość jest coraz bardziej płynna, a granice między kategoriami – czy to kulturowymi, estetycznymi, czy właśnie płciowymi – coraz bardziej się zacierają. Dla tej grupy zapach to nie deklaracja przynależności do jednej z binarnych norm, ale narzędzie osobistej ekspresji. Liczy się indywidualność, a unisex staje się naturalnym wyborem dla tych, którzy nie chcą być w żaden sposób „zaszufladkowani”.

Co więcej, to właśnie w segmencie zapachów neutralnych płciowo marki częściej pozwalają sobie na odwagę i eksperyment. Kompozycje są mniej oczywiste, często bardziej niszowe, zaskakujące i wielowymiarowe – dokładnie tak jak współczesna tożsamość oraz potrzeby konsumentów, którzy coraz częściej poszukują zapachów nieszablonowych, wręcz awangardowych, i odzwierciedlających ich indywidualność. 

Warto dodać, że to właśnie bliskowschodnia tradycja perfumiarstwa i jej klasyczne elementy zapachowe często stają się inspiracją i fundamentem nowoczesnych zapachów unisex na Zachodzie. To z kolei jest w pełni spójne z dynamicznie zwiększającym się zainteresowaniem zachodnich konsumentów orientalnymi nutami, które obecnie przeżywają prawdziwy boom. 

Rosnące zainteresowanie zapachami neutralnymi płciowo i wiekszą swobodę twórczą marek  potwierdzają także badania rynkowe: w 2023 roku globalny rynek perfum unisex osiągnął wartość 19,75 mld USD, a prognozy wskazują na wzrost do 33,42 mld USD do 2031 roku, co odpowiada rocznemu wskaźnikowi wzrostu (CAGR) na poziomie 6,81 proc. (Markets and Data, 2023).

Region MENA: gdzie zapach nigdy nie miał płci

„Unisex” w praktyce noszenia zapachów wśród mieszkańców Bliskiego Wschodu? Obecny od zawsze, zanim Zachód uznał to za „przełom”. Istotnie, podczas gdy na Zachodzie zapachy unisex postrzegane są jako nowoczesna forma ekspresji tożsamości, w krajach regionu MENA neutralność płciowa perfum jest czymś zupełnie naturalnym, a wręcz domyślnym. Tutaj perfumy od zawsze miały charakter uniwersalny, wykorzystywany niezależnie od płci. To z kolei wynika zarówno z lokalnych zwyczajów, jak i głębszego znaczenia, jakie powszechnie przypisuje się w tej części świata aromatom.

Zapachy takie jak oud, ambra, kadzidło i mieszanki olejków perfumowanych (attar, mukhallat, bakhoor) stanowią fundamentalny element codzienności i rytuałów społecznych. W tradycyjnych obrzędach, w przestrzeniach takich jak majlis (miejsce spotkań i rozmów) czy w trakcie wizyt w hammam, zapach pełni funkcję nie tylko estetyczną, lecz także symboliczną. Jest wyrazem gościnności, czystości i szacunku dla innych, a także narzędziem budowania więzi międzyludzkich.

Zobacz też: Fenomen rynkowy marki Lattafa. Jak stała się symbolem orientalnych perfum w europejskim wydaniu? [ANALIZA]

W lokalnej kulturze ważniejsza niż przypisanie do konkretnej płci jest intensywność, jakość i trwałość zapachu. Wybór aromatu opiera się na indywidualnych preferencjach i okazjach, a nie na społecznie narzuconych normach. Tradycyjne kompozycje zapachowe łączą nuty drzewne, żywiczne, kwiatowe i przyprawowe, które razem tworzą złożone, wielowymiarowe kompozycje, często bogate i nieoczywiste, idealne zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn.

Uniseksowość w regionie MENA to zatem nie efekt modnego trendu, lecz naturalna i trwała część lokalnej kultury olfaktorycznej. Kobieta może pachnieć intensywnie, głęboko i „ciężko”, a mężczyzna wybierać słodsze, bardziej zmysłowe nuty. W tym kontekście zapach staje się formą wyrażania siebie tam, gdzie moda czy fryzura mogą podlegać ograniczeniom. 

Powszechna jest sztuka warstwowania perfum (layering), czyli łączenia różnych formatów zapachowych, takich jak olejki z oudem czy piżmem aplikowane na punkty pulsu, perfumy do włosów czy klasyczne eau de parfum. Noszenie kilku kompozycji naraz to codzienna praktyka. Dla wielu perfumy nie są jedynie wyrazem stylizacji, ale osobistym manifestem. Poszukiwanie tej jednej, niepowtarzalnej mikstury i jej hojna aplikacja to swoisty rytuał.

Zamiłowanie do perfum lokalnego konsumenta przejawia się także na skalę zakupów. Według raportu Expert Market Research, wartość rynku perfum w regionie Bliskiego Wschodu wyniosła około 3,76 mld USD w 2024 roku i przewiduje się, że wzrośnie do około 7,21 mld USD do 2034 roku, przy średniorocznym tempie wzrostu (CAGR) na poziomie 7,5 proc. - głównie za sprawą Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Arabii Saudyjskiej. 

Marketingowe wykorzystanie „unisex”: Zachód vs. MENA

Na Zachodzie „unisex” często jest wykorzystywany jako narzędzie wyróżnienia marki i sposobu dotarcia do pokolenia Z oraz millenialsów, którzy cenią sobie inkluzywność i możliwość wyrażania siebie poza tradycyjnymi ramami płci. W komunikacji marketingowej „unisex” staje się symbolem nowoczesności, otwartości i pewnej rewolucji w świecie zapachów, oferując konsumentom swobodę wyboru, możliwość wyróżnienia się. To poniekąd przejaw odwagi: sięgania po to, co wymyka się schematom, a przede wszystkim sposób na tworzenie własnej, unikalnej tożsamości zapachowej. 

W regionie MENA kultura olfaktoryczna od zawsze funkcjonowała poza sztywnym podziałem zapachów „dla niej” i „dla niego”. Nie istnieje tu wyraźna potrzeba tworzenia perfum „unisex” jako osobnej kategorii – wybór zapachu opiera się raczej na indywidualnych preferencjach niż narzuconych normach.

Jednak wraz z globalizacją i ekspansją międzynarodowych marek kosmetycznych i perfumeryjnych, coraz częściej w kampaniach marketingowych i ofercie produktów pojawia się tradycyjny, bliższy zachodniemu podział na zapachy kobiece i męskie. Wynika to przede wszystkim z adaptacji do globalnych standardów marketingowych i oczekiwań konsumentów na masowych rynkach zachodnich, gdzie taki podział jest wyraźnie utrwalony. Nie wpływa to jednak istotnie na codzienną praktykę noszenia perfum w regionie – kobieta może pachnieć dymnym oudem, a mężczyzna słodkim jaśminem, bez poczucia przekraczania jakichkolwiek norm czy łamania konwencji.

Paradoks(y) „unisexu” 

Choć „unisex” ma sugerować uniwersalność i brak przypisania do konkretnej płci, rzeczywistość okazuje się bardziej złożona. Na Zachodzie „unisex” uchodzi przede wszystkim za manifest nowoczesności i indywidualizmu, a zapachy te z założenia mają wykraczać poza tradycyjne podziały „dla niej” i „dla niego”.

W praktyce jednak nawet takie kompozycje często odwołują się do nut lub charakterystyki, które – w świetle utrwalonych stereotypów – uchodzą za bardziej/mniej „kobiecie” lub „męskie”. W efekcie konsumenci nadal kierują się własnym odczuciem i upodobaniami – nie zawsze zgodnymi z tym, co sugeruje etykieta „unisex”.

W regionie MENA natomiast „unisex” jest raczej zbędną kategorią, bo swoboda w noszeniu zapachów istnieje tu od zawsze. Mężczyźni i kobiety sięgają po te same intensywne kompozycje, bez potrzeby etykietowania ich według płci. 

Tymczasem na Zachodzie zapach promowany jako „dla wszystkich” wciąż, paradoksalnie, wymaga osobnej etykiety. A może to my, konsumenci, potrzebujemy tych etykiet, by lepiej się odnaleźć w gąszczu ofert, zwłaszcza na masowym rynku? Może nadszedł czas, by odejść od podziałów – nie tylko tych genderowych, ale też językowych – i pozwolić perfumom po prostu „być”, bez z góry przypisanej tożsamości?

autorka: Marta Krawczyk

Zobacz też: Beautyworld Saudi Arabia 2025: Targi z rekordową frekwencją

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
18. maj 2025 01:02