StoryEditor
Wywiady
17.12.2024 18:50

Monika Frydrych, Luare: Brakowało mi polskiej marki, oferującej luksusową pielęgnację, świetne składniki i czyste składy

Monika Frydrych, założycielka nowej polskiej marki Luãre / Fot. mat.prasowe

Postanowiłam podejść do pielęgnacji włosów inaczej. Moim celem było stworzenie marki, która uprości pielęgnację i stanie się odpowiedzią na potrzeby klientek, które nie chcą spędzać trzydziestu minut przed sklepową półką, przytłoczone wyborem produktów. Tak narodziła się idea kapsułowej pielęgnacji włosów – mówi Monika Frydrych, założycielka nowej polskiej marki Luãre.

Co spowodowało, że zdecydowała się Pani na stworzenie własnej marki z kosmetykami do pielęgnacji włosów? Polska w ostatnich kilku latach stała się wiodącym producentem w tej kategorii, od czasów pandemii nowe marki produktów dedykowanych włosom rosną jak grzyby po deszczu… 

Faktycznie, kategoria pielęgnacji włosów w Polsce bardzo rośnie, a nowe marki lub dedykowane włosom linie pojawiają się już chyba każdego dnia. W tym dynamicznie rozwijającym się rynku dostrzegłam jednak dwa znaki zapytania: fokus na markach masowych oraz związany z tym przesyt. Półki drogerii są przepełnione kosmetykami, które często koncentrują się na pojedynczych problemach włosów, co sprawia, że konsumentka czuje się zagubiona. Każda z nas chce mieć przecież nawilżenie, regenerację, blask, miękkość, objętość – ale czy to naprawdę oznacza, że musimy włożyć do koszyka aż pięć różnych produktów? 

Z moich badań, a w toku projektu przeprowadziłam ponad 1500 ankiet, wynika również, że klientki są przytłoczone nie tylko ilością, ale także formą produktów – kształtem, kolorami, intensywnym designem, który jest charakterystyczny dla marek z kategorii pielęgnacji włosów. Okazało się, że mało jest produktów, które rezonują z nimi estetycznie – takich, które chciałyby postawić na swojej półce (a może nawet umieścić w instagramowej relacji?), które niosłyby za sobą atmosferę relaksu i odprężenia.

Ja sama miałam identyczne spostrzeżenia, które stały się bazą dla Luare – brakowało mi polskiej marki, która oferowałaby luksusową pielęgnację, opartą na świetnych składnikach i czystych składach. Marki, która nie przytłaczałaby mnie ilością produktów, ale oferowała przemyślany, łatwy do wdrożenia rytuał. A przy okazji – rezonowałaby ze mną zarówno estetycznie, jak i komunikacyjnie. 

Postanowiłam więc podejść do pielęgnacji włosów trochę inaczej. Zamiast mnożyć włosingowe etapy postawiłam sobie za cel stworzenie marki, która upraszcza pielęgnację i eliminuje chaos. Marki, która będzie odpowiedzią na potrzeby osób poszukujących balansu w codziennym życiu – klientek, które nie chcą spędzać trzydziestu minut przed sklepową półką, przytłoczone wyborem. Tak narodziła się idea kapsułowej pielęgnacji włosów, której bazą jest minimalistyczna, ponadczasowa garderoba, złożona z najlepszej jakości produktów – dokładnie jak w modzie, tylko dla włosów. 

Jakie są główne założenia, filozofia marki Luare? Jaką niszę zapełnią Pani zdaniem te produkty? 

Luare to pierwsza polska luksusowa marka do pielęgnacji włosów, która redefiniuje codzienne rytuały dbania o włosy. Moim celem jest stworzenie ponadczasowej „garderoby kapsułowej”, złożonej z multifunkcyjnych, najwyższej jakości produktów o czystych, dopracowanych składach. Każdy z nich wzajemnie się uzupełnia, tworząc harmonijną całość, niczym idealnie skrojona wełniana marynarka czy kaszmirowy sweter – tylko dla włosów. 

Luare to nie tylko kosmetyki, ale także idea, która łączy minimalistyczną estetykę, ponadczasową funkcjonalność i luksusowe doświadczenie. Tworzę produkty dla osób, które cenią prostotę, jakość i dbałość o detale, a także poszukują harmonii w codziennych rytuałach pielęgnacyjnych. Luare wyróżnia się minimalistycznym podejściem do pielęgnacji oraz luksusową jakością, odpowiadając na dynamicznie rosnące zainteresowanie kosmetykami premium. Zamiast skupiać się na chwilowych efektach, marka stawia na długofalowe wsparcie zdrowia włosów i skóry głowy, przekształcając funkcjonalną rutynę w przyjemny, kompleksowy rytuał. Produkty Luare to odpowiedź na potrzebę uproszczenia codziennych wyborów oraz stworzenia spójnego systemu pielęgnacji, który dba o kondycję włosów na lata.

Czym Luare będzie się wyróżniać spośród produktów obecnych już na rynku? 

Jednym z wyróżników Luare są luksusowe akcesoria do włosów, tworzone ręcznie z surowców pochodzenia naturalnego, w najlepszych na świecie manufakturach w Szwajcarii i Francji. Zamiast plastikowych, masowo produkowanych dodatków, Luare oferuje akcesoria wykonane z naturalnych, szlachetnych materiałów. Misją marki jest redefinicja kategorii akcesoriów do włosów – pragniemy podnieść ich standard i uczynić z nich przedmioty nie tylko funkcjonalne, ale również designerskie i trwałe.

To, co istotne, to fakt że Luare bazuje na społeczności, która odegrała kluczową rolę w procesie tworzenia produktów. Od samego początku wierzyłam, że najlepsze rozwiązania powstają we współpracy z klientami. Sugestie, potrzeby i opinie zebrane podczas moich badań stały się podstawą finalnych decyzji dotyczących składu, zapachu, designu, a nawet kolorystyki opakowań. Dzięki tej współpracy każdy produkt jest odpowiedzią na prawdziwe potrzeby klientów. 

image
Luare ma być marką, będącą odpowiedzią na potrzeby osób poszukujących balansu w codziennym życiu
Fot. mat.prasowe

Od strony estetycznej marka była inspirowana minimalizmem i portugalskim wybrzeżem. Opakowania zostały wykonane z surowej tektury, której faktura przypomina piasek. Na ich frontach widoczne są tłoczenia w kształcie fal, a butelka olejku z matowego szkła nawiązuje do szkła wygładzonego przez wodę. Grzebień, kluczowy punkt naszej kolekcji, jest inspirowany wydmami stworzonymi przez wiatr.

Cała koncepcja marki opiera się na harmonii, organicznych kształtach i stonowanej kolorystyce – beżach i zieleniach, które przywodzą na myśl naturę i spokój. Nawet zapach naszych produktów, który powstał we współpracy z jednym z najstarszych domów zapachowych w Szwajcarii, przywodzi na myśl leniwe popołudnie nad oceanem – z nutami rozgrzanego piasku, drzew pomarańczowych, pobliskiego lasu, jaśminu i wtopionego w skórę kremu do opalania.

Skąd wzięła się nazwa marki, i co ona oznacza? 

Nazwa marki "Luare" jest to portmanteau dwóch portugalskich słów: lua (księżyc) i mare (ocean). Symbolizuje balans i blask, który przejawia się zarówno w naszym wnętrzu, jak i na zewnątrz.

Ile czasu trwały przygotowania, opracowanie planu działań? Od czego Pani rozpoczęła ten cały proces?

Przygotowania trwały ponad dwa lata. Początkowy etap polegał na sukcesywnym zbieraniu środków, ponieważ projekt był bootstrapowany, a ja przygotowywałam się finansowo do rezygnacji z pracy na etacie. W tym czasie (pierwszy rok) pracowałam jeszcze w Zalando, gdzie prowadziłam zespół PR-owy na Europę Środkowo-Wschodnią i Benelux.

Pierwszy rok to też czas poszukiwania inspiracji, analizowania trendów, przeprowadzania badań rynku i definiowania potrzeb klientów. Następnie skupiłam się na znalezieniu odpowiednich partnerów, co okazało się najtrudniejszym zadaniem w całym projekcie. Na przykład grzebienie naszej marki produkuje manufaktura w Szwajcarii, która współpracuje z najbardziej luksusowymi markami na świecie. Tych firm nie znajduje się w Google. Co ciekawe, na początku odmówili współpracy, ale wtedy postanowiłam ich odwiedzić i po długiej rozmowie udało mi się przekonać ich do wspólnego projektu. Dziś to mój ulubiony partner biznesowy, z którym tworzymy właśnie kolejny, wyjątkowy dla nas obu produkt, pod który stawiają całą linię produkcyjną, czego nie robili od początku swojego istnienia, czyli od przeszło 70 lat. To doświadczenie utwierdziło mnie w przekonaniu, jak ważne w biznesie są relacje. 

Drugi rok był już poświęcony pracy nad konkretnymi produktami, w tym opracowywaniu formuł kosmetyków oraz designu opakowań czy przygotowywaniu całej identyfikacji wizualnej oraz planu działania na czas, gdy marka będzie blisko startu. 

Jak opracowywana była koncepcja marki? Chodzi mi o identyfikację wizualną, projekt i logo, oraz decyzję, jakie produkty wejdą w skład linii? 

Etap poszukiwania inspiracji był chyba moim ulubionym, ponieważ tematy związane z designem i sztuką są mi bardzo bliskie. Inspiracja wizualna dla Luare przyszła bardzo naturalnie, bo w tamtym czasie razem z rodziną mieszkałam w Portugalii, 4 kilometry od oceanu, zaraz pod Lizboną. Ocean był dla mnie zawsze ogromnym źródłem inspiracji, fascynowała mnie jego siła, a jednocześnie spokój, który ze sobą niesie. Z resztą nawet w moim salonie wisi obraz artystki młodego pokolenia, Alex Woronowskiej, z serii "Oceany". Tak więc portugalskie wybrzeże stało się naturalnym punktem wyjścia dla całej estetyki marki. Kształty produktów, tekstura opakowań, kolorystyka, a nawet nazwa i sygnet marki który tworzą cztery litery "L" układające się w fale zostały zainspirowane tym wyjątkowym miejscem – jednak w bardzo nieoczywisty, wymykający się pojęciom sposób. 

Od początku wiedziałam też, z kim chcę współpracować przy tworzeniu identyfikacji wizualnej. Wybrałam studio projektowe, którego prace śledziłam od dawna i którego estetyka – lekko retro, ale w nowoczesnym wydaniu – bardzo ze mną rezonowała. 

Decyzja o tym, jakie produkty znajdą się w pierwszej kolekcji, też była dość naturalna. Wiedziałam, że Luare ma być kapsułową garderobą dla włosów, minimalistyczną i ponadczasową. Taką idealną podstawą codziennej pielęgnacji. Dlatego skupiłam się na stworzeniu solidnej bazy: szamponu, odżywki i hybrydowego, lekkiego olejku do włosów – trzech kluczowych produktów, które są fundamentem zdrowej rutyny pielęgnacyjnej.

Do tej podstawowej linii kosmetyków dodałam luksusowe akcesoria, które stanowią przedłużenie pielęgnacyjnego rytuału i mają nie tylko funkcję praktyczną, ale również estetyczną. Grzebień o szerokich zębach, idealny do rozczesywania włosów, wczesywania odżywki czy masażu skóry głowy, do tego klamry, spinki i gumki, które wspierają stylizację i dodają codziennej rutynie odrobinę luksusu. Wybór tych akcesoriów wynikał z potrzeby stworzenia kolekcji kompletnej, minimalistycznej i przemyślanej, która łączy funkcjonalność z ponadczasowym designem.

Kwestia moim zdaniem najbardziej wymagająca to składy produktów, opracowanie formuł, certyfikaty i normy, produkcja, uwzględnienie CSR – czyli te najbardziej specjalistyczne zagadnienia. Jaki był Pani udział w tej części całego przedsięwzięcia? 

Tematy związane z formułami, certyfikatami czy spełnieniem norm były dla mnie najbardziej wymagającą częścią całego przedsięwzięcia, głównie dlatego, że nigdy wcześniej nie uczestniczyłam w procesie NPD. Pracując dla globalnych firm, takich jak L’Oréal czy Coty, zajmowałam się przede wszystkim komunikacją, a produkty często były już gotowe i po prostu przekazywane nam do dalszej pracy. Dlatego tworzenie Luare od podstaw było dla mnie nowym, ogromnym wyzwaniem.

Pomogło to, że mam duże szczęście do ludzi i szeroką siatkę kontaktów. Od samego początku w całym procesie mogłam liczyć na wsparcie ekspertów branżowych – często moich koleżanek i kolegów z poprzednich miejsc pracy. Trafiłam też na fantastyczną mentorkę – wybitną specjalistkę w swojej dziedzinie, która pomogła mi zrozumieć i przejść przez najbardziej skomplikowane etapy. To właśnie ona była moim największym wsparciem, doradzając, konsultując i dzieląc się swoim doświadczeniem na każdym kroku. Nie wiem, czy bez jej pomocy byłabym w stanie podjąć się tego wszystkiego.

Choć to ja prowadziłam i nadzorowałam cały proces i ode mnie wyszła inspiracja i cały koncept, oczywiście nie zrobiłam tego w pojedynkę. Poszczególne aspekty, takie jak bezpieczeństwo produktów czy zgodność z normami, konsultowałam z safety assessorami oraz doświadczonymi laboratoriami. Współpracowałam z nimi też przy tworzeniu formuł, które są nie tylko skuteczne, ale również zgodne z filozofią czystych składów, które od początku były dla mnie priorytetem.

Tematy związane z CSR były mi z kolei bardzo bliskie już wcześniej. To naturalne przedłużenie mojego doświadczenia w pracy w branży, gdzie odpowiedzialność społeczna i zrównoważony rozwój coraz częściej stają się kluczowymi elementami strategii marek. Dlatego przy Luare od początku zadbałam o to, by wszystkie produkty – od kosmetyków po akcesoria – powstawały z poszanowaniem środowiska i etycznych standardów.

Kiedy kosmetyki trafią na rynek i jak będzie wyglądać ich dystrybucja? Będą dostępne stacjonarnie na półkach drogerii lub perfumerii, czy stawia Pani na sprzedaż online?

Od 6 grudnia działa juz sklep internetowy Luare. Na ten moment skupiam się na rozwoju własnego kanału e-commerce, by zbudować solidne fundamenty i osadzić markę na rynku. Pierwotnie planowałam poświęcić pierwszy rok działalności właśnie na rozwój tego kanału sprzedaży. 

Miłym zaskoczeniem było jednak to, że już w dniu startu marki odezwały się do mnie dwie bardzo duże sieci handlowe zainteresowane współpracą. Obecnie prowadzę rozmowy z kilkoma większymi sieciami oraz luksusowymi concept store‘ami, zarówno on- jak i offline’owymi, które podzielają wizję i filozofię marki. 

Jakie produkty, gadżety do włosów będą uzupełniać linię produktów kosmetycznych? Widziałam na Instagramie marki, że uznaniem spotkały się grzebienie do włosów – rzeczywiście, bardzo zwracające uwagę…

Oprócz kosmetyków, takich jak szampon, odżywka i olejek do włosów, które stanowią fundament kapsułowej kolekcji Luare, wprowadziłam także wyjątkowe akcesoria do włosów, które szybko zyskały uznanie w mediach społecznościowych, co następnie pozytywnie odbiło się na sprzedaży. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się grzebień do włosów, który szybko stał się jednym z najbardziej pożądanych produktów w naszej ofercie.

image
Grzebień The Coastal Comb jest wykonany z acetatu celulozy, nazywanego także szylkretem
Fot. mat.prasowe

Grzebień The Coastal Comb to coś więcej niż zwykłe akcesorium – to unikalna i zupełnie nowa jakość na polskim rynku. Wykonany z acetatu celulozy, nazywanego także szylkretem, jest nie tylko przyjazny środowisku, ale także delikatny dla włosów, trwały i ponadczasowy. Klientki na socialach piszą, że jest to produkt, który wykracza poza kategorię kosmetycznego akcesorium – jest  sztuką użytkową, produktem, który pięknie wygląda na łazienkowej półce oraz jest przy okazji bardzo instagramowym obiektem, który chce się fotografować.

Oprócz grzebienia, nasza kolekcja obejmuje także luksusowe klamry i spinki do włosów, które powstają ręcznie w renomowanej manufakturze we Francji. Są one połączeniem minimalistycznego designu i najwyższej jakości wykonania, co wyróżnia je na tle masowo produkowanych plastikowych akcesoriów. Dopełnieniem kolekcji są jedwabne gumki do włosów, wykonane z najwyższej jakości włoskiego jedwabiu, w butikowym atelier na południu Polski. Cała linia akcesoriów jest przemyślana tak, aby tworzyć harmonijną całość z kosmetykami, ale też pasować do siebie nawzajem. 

Czy odważyłaby się Pani na tak odważny krok, jakim jest stworzenie marki kosmetycznej, gdyby nie lata doświadczeń w tej branży i świetna jej znajomość? Co pomogło Pani najbardziej? 

Myślę, że lata doświadczeń w branży beauty, znajomość rynku i network, który zbudowałam przez te wszystkie lata, miały kluczowe znaczenie. Jestem osobą, która podejmuje decyzje bardzo świadomie i z rozwagą, a start marki kosmetycznej był dla mnie poważnym krokiem, poprzedzonym gruntownym przygotowaniem. To była przemyślana, zaplanowana i osadzona w realiach rynkowych decyzja. 

To, co najbardziej mi pomogło, to właśnie siła networkingu i wsparcie osób, które znałam i którym ufałam. Choć proces tworzenia produktu był dla mnie czymś zupełnie nowym, bo wcześniej w pracy dla globalnych firm zajmowałam się gotowymi produktami, znałam ekspertów, do których mogłam zwrócić się o pomoc i którzy wspierali mnie w tym procesie. 

Wiedza o konsumentach, trendach i e-commerce, którą wyniosłam z wcześniejszych miejsc pracy, była z pewnością dodatkowym atutem. Zawsze interesowałam się tym, czego ludzie potrzebują, jakie są ich oczekiwania i w którą stronę zmierzają trendy. To pozwoliło mi spojrzeć na cały projekt z odpowiedniej perspektywy.

Ale kluczowe było też moje podejście. Wiedziałam, że aby odnieść sukces, muszę się temu w pełni poświęcić. Postawiłam siebie w sytuacji bez wyjścia – zrezygnowałam z pracy etatowej, aby skupić się wyłącznie na budowie marki. Oczywiście odpowiednio się do tego przygotowałam, ale chciałam uniknąć sytuacji, w której mam „plan B,” który mógłby mnie rozpraszać. W psychologii mówi się, że gdy mamy plan awaryjny, to często podświadomie osłabia naszą determinację. Ja wiedziałam, że chcę się skupić w 100 procentach na tym projekcie, bo tylko wtedy mogę osiągnąć sukces.

W jaki sposób chce Pani promować Luare? 

Luare zostało zbudowane na społeczności. Jeszcze na długo przed startem marki, na długo przed wydaniem pierwszej złotówki, pytałam klientki o preferencje dotyczące składników, zapachu, opakowań czy frustracji związanych z pielęgnacją włosów. Zebrane odpowiedzi miały wpływ na niemal każdy aspekt powstawania marki. W tym kontekście naturalnym było budowanie komunikacji w oparciu o media społecznościowe, storytelling i współpracę z wybranymi twórcami. Duże znaczenie mają także działania PR. Pierwsze efekty działań już są widoczne – w zeszłym tygodniu marka została wyróżniona w publikacji przez magazyn Vogue, z czego jestem bardzo dumna. 

W najbliższej przyszłości planuję intensyfikację działań social mediowych i digital marketingowych ale także crossowe współprace z markami spoza branży beauty. Celem jest dotarcie do moich klientek w miejscach, w których realnie spędzają czas. 

W planach jest docieranie do polskich konsumentek, czy również próba zdobycia klientek poza granicami kraju?

Mam też ambicje międzynarodowe. Moim długofalowym celem jest z pewnością ekspansja na rynki zagraniczne, ponieważ oferowane przez Luare produkty bazują na ponadczasowości i designie, który wykracza poza standardy jednego, konkretnego rynku. Z tą myślą powstawały opakowania, które już na starcie są gotowe do internacjonalizacji. Jednocześnie dbam o to, by Luare było dostępne i bliskie polskim konsumentom, ponieważ to oni od początku są fundamentem naszej marki.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Wywiady
09.06.2025 11:14
Anna Kwaśnik, Diamond Freak: Współczesna pielęgnacja to coś znacznie więcej, niż tylko rutyna
Ekskluzywność nie oznacza niedostępności, oznacza selektywność i dbałość o każdy detal - mówi Anna Kwaśnik, założycielka marki Diamond Freak.mat.pras.

Na rynku pojawia się nowa marka pielęgnacyjna: Diamond Freak. Z jej założycielką, Anną Kwaśnik, rozmawiamy o nowej erze luksusu w codziennej pielęgnacji i założeniach marki, która chce zredefiniować współczesne piękno. Jak podkreśla Kwaśnik, filozofia marki to luksus nie tylko w formie, ale i w rezultacie. Czy dlatego firma zdecydowała się na produkcję w Korei Południowej?

Żyjemy w świecie, w którym pielęgnacja skóry nabiera coraz większego znaczenia, stając się nie tylko codziennym rytuałem, ale też świadomym wyborem, poszukiwaniem innowacji i jakości. Czy to sprawiło, że marka Diamond Freak powstała właśnie teraz? Dla jakiego konsumenta została “zaprojektowana”?

Diamond Freak powstała z potrzeby stworzenia marki, która nie idzie na kompromisy. Jakość, skuteczność i technologie to trzy filary, które od początku przyświecały naszej koncepcji. Współczesna pielęgnacja to coś znacznie więcej, niż rutyna. Wierzymy, że dzisiejszy odbiorca jest świadomy, wymagający i gotowy na produkty, które oferują konkretne efekty. Diamond Freak pojawiła się, by wyjść naprzeciw tym oczekiwaniom. 

Marka została stworzona z myślą o osobach pragnących wyjątkowości i skuteczności w jednym. Diamond Freak łączy innowacyjne formuły, zaawansowane technologie oraz najwyższej jakości składniki. 

Jakie wartości, doświadczenia i kompetencje tworzą fundament marki? W jaki sposób przekładają się one na to, co użytkownik znajdzie w każdym z produktów?

Za Diamond Freak stoją ponad dwie dekady mojej intensywnej pracy w branży beauty, doświadczenie zdobyte przy budowaniu marek kosmetycznych premium. To wiedza połączona z wielką pasją, wyczuciem estetyki oraz potrzeb rynków. Znam tę branżę od podszewki, a do tego dołożyłam edukację zdobytą na prestiżowych uczelniach, od Uniwersytetu Warszawskiego, MBA na Akademii Leona Koźmińskiego po ESCP Berlin i SJSU w Kalifornii, co pozwoliło mi połączyć europejską elegancję z amerykańską odwagą i azjatycką technologią. 

Wszystko to sprawiło, że Diamond Freak powstała jako odpowiedź na osobistą potrzebę stworzenia czegoś, co łączy nowoczesność, technologie i bezkompromisowe standardy jakości. Każdy produkt w naszym portfolio to efekt tej synergii.

W jaki sposób Diamond Freak wpisuje się w światowe trendy nowoczesnej pielęgnacji, a jednocześnie kreuje własną, unikalną narrację, opartą na rozwiązaniach takich jak efekt „glass skin” czy koncepcja „reversed aging”?

Nasze produkty powstają w oparciu o koreańskie technologie i składniki aktywne nowej generacji, które oferują nie tylko natychmiastowy efekt, ale również działanie długofalowe, wspierające naturalne procesy regeneracyjne skóry. Efekt „glass skin” czyli rozświetlonej, wygładzonej i głęboko nawilżonej cery, łączy się z koncepcją „reversed aging”, czyli przywracaniem skórze młodzieńczej jędrności i blasku, niezależnie od wieku. To podejście oparte na zaawansowanych składnikach. 

Nasza filozofia to luksus nie tylko w formie, ale i w rezultacie. Inspiracją była fascynacja diamentami, symbolami trwałości, luksusu i surowego piękna. Podobnie jak one, Diamond Freak to marka dla tych, którzy nie uznają kompromisów i wybierają własną drogę. W świecie, który wciąż narzuca schematy, chcemy pokazać, że prawdziwe piękno rodzi się z odwagi bycia sobą. Każdy produkt to zaproszenie, by dać się zauważyć i błyszczeć.

Dlaczego Korea Południowa została wybrana jako miejsce produkcji? Czy i jakie znaczenie ma ten wybór dla jakości, innowacyjności, prestiżu marki?

Korea Południowa to niekwestionowane centrum innowacji technologicznej, miejsce, w którym nauka spotyka się z pasją tworzenia i zaawansowaną technologią. Wybór tej lokalizacji był naturalny, ponieważ zależy nam na tworzeniu produktów, które wyznaczają kierunki rozwoju branży beauty, a nie jedynie podążają za tym, co modne. Formuły Diamond Freak powstają we współpracy z najlepszymi laboratoriami i opierają się na opatentowanych formułach oraz wysokim stężeniu składników aktywnych. 

Produkcja w Korei gwarantuje nie tylko jakość, ale też niezrównane know-how, które pozwala nam oferować kosmetyki będące odpowiedzią na najbardziej wymagające potrzeby skóry.

Jakie miejsce w strategii rozwoju marki zajmuje ekskluzywność, świadoma selekcja kanałów sprzedaży oraz dystrybucji? W jaki sposób Diamond Freak zamierza budować swoją obecność na rynkach krajowym oraz międzynarodowym?

Ekskluzywność nie oznacza niedostępności – oznacza selektywność i dbałość o każdy detal. Nasza strategia zakłada obecność w kanałach, które pozwolą przekazać pełne doświadczenie marki, od jakości produktu, przez opakowanie, po obsługę klienta. Rozpoczynamy od sprzedaży online, poprzez własną platformę e-commerce, oferując klientom dostęp do całej filozofii Diamond Freak w jej najczystszej formie. Już dziś marka Diamond Freak jest obecna w wielu renomowanych gabinetach medycyny estetycznej oraz prestiżowych spa, gdzie jakość i skuteczność produktów spotykają się z ekspertyzą profesjonalistów. Z dumą rozpoczynamy również współpracę z siecią Aelia, co otwiera dla nas drzwi do międzynarodowej dystrybucji na lotniskach i w strefach travel retail. 

Planujemy dalszą ekspansję w sposób selektywny, stawiamy na partnerów, którzy podzielają nasze wartości i rozumieją luksusową pielęgnację w jej najczystszej postaci. W najbliższej perspektywie przewidujemy współpracę z wybranymi butikami oraz dystrybutorami, którzy reprezentują ten sam poziom jakości i estetyki. 

Na liście naszych strategicznych planów dystrybucyjnych, z którymi prowadzimy rozmowy są m.in. Sephora czy Notino, ale również butikowe, niszowe koncepty premium, które perfekcyjnie oddają ducha Diamond Freak – jak Galilu czy Mood Scent Bar. To miejsca, w których klient nie tylko kupuje produkt, ale także doświadcza go wszystkimi zmysłami – i właśnie takie podejście jest nam najbliższe. W perspektywie średnioterminowej rozwijamy ekspansję międzynarodową, zaczynając od rynków europejskich.

W jaki sposób Diamond Freak zamierza podkreślać swoją obecność w branży poprzez udział w targach, wydarzeniach i inicjatywach branżowych, które stanowią kluczowe punkty styku z profesjonalnym środowiskiem beauty oraz konsumentami premium?

Dla Diamond Freak obecność na kluczowych wydarzeniach branżowych to nie tylko obowiązek, to przywilej. Planujemy aktywny udział w międzynarodowych targach takich jak Cosmoprof Bologna czy Beautyworld Middle East. To doskonała przestrzeń do prezentacji naszych produktów, nawiązywania relacji z liderami rynku i budowania prestiżu marki. 

W Polsce chcemy być obecni podczas selektywnych eventów branżowych, w których jakość i storytelling mają większe znaczenie niż masowość. Każda nasza obecność na scenie branżowej będzie dokładnie zaplanowana, z klasą, konsekwencją i pasją.

Jak wygląda obecnie portfolio Diamond Freak? Czego mogą się spodziewać klienci w kolejnych miesiącach – zarówno pod względem rozwoju oferty, jak i kierunku, w jakim marka będzie podążać?

Obecnie portfolio Diamond Freak otwierają dwa starannie dopracowane produkty: Hyaluboost Day Eye Patches No.1, czyli innowacyjne płatki pod oczy oraz Collagen Glass Skin Face Mask, głęboko nawilżająca maska o działaniu rozświetlającym i regenerującym. Oba produkty powstały z myślą o natychmiastowych efektach i długofalowej pielęgnacji. Są to nowości rynkowe, które wyróżniają się nie tylko zaawansowanym działaniem, ale również wyjątkowym podejściem do formuł i doświadczenia użytkownika. 

Oba kosmetyki charakteryzują się bardzo bogatymi składami, opartymi na starannie dobranych substancjach aktywnych, które odpowiadają na potrzeby współczesnej pielęgnacji. To jednak dopiero początek. Wkrótce portfolio marki poszerzy się o kolejne innowacyjne formuły do pielęgnacji twarzy – oparte na bogactwie składników aktywnych i wysokich stężeniach, opracowane z myślą o widocznych rezultatach i luksusowym doświadczeniu użytkowania. 

Nasz cel? Tworzyć portfolio, które odpowiada na potrzeby współczesnej kobiety: skutecznie, inteligentnie i pięknie.

Czym według Diamond Freak jest prawdziwe, współczesne piękno i jaką rolę odgrywa w nim luksusowa pielęgnacja?

Współczesne piękno to nie idealny obraz, lecz autentyczność, blask, pewność siebie i odwaga, by być sobą. Pielęgnacja stała się czymś znacznie głębszym, niż tylko czynność – jest to moment spotkania z własną siłą. 

Luksus w naszym rozumieniu to dostęp do produktów, które nie tylko działają, są piękne, przemyślane i wspierają skórę w jej naturalnych procesach. To także język, którym użytkownik może powiedzieć światu: „znam swoją wartość”.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Wywiady
09.06.2025 10:48
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki / Materiał Partnera
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki
/ Materiał Partnera
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki
/ Materiał Partnera
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki
/ Materiał Partnera
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki
Alicja Falender, Agata Kolasińska, Dax: Laboratorium to siła naszej marki
Gallery

Własne laboratorium to dla Dax Cosmetics nie tylko zaplecze technologiczne, ale i filar strategii wizerunkowej. Dzięki niemu marka – należąca do japońskiej grupy Rohto Pharmaceutical – buduje zaufanie poprzez innowacyjność, kontrolę jakości i transparentność. W wywiadzie Agata Kolasińska, Brand Manager Hada Labo, i Alicja Falender, dyrektorka ds. badań i rozwoju, opowiadają, jak zaawansowane centrum badawczo-rozwojowe wpływa na bezpieczeństwo kosmetyków, tempo wdrażania nowości oraz rozpoznawalność marek takich jak Hada Labo Tokyo czy Yoskine.

Jak własne laboratorium wpływa na wizerunek marki?

Agata Kolasińska: Posiadanie zaawansowanego laboratorium badawczo-rozwojowego to nasz klucz do innowacji i zaufania konsumentów. Dzięki niemu sami prowadzimy testy, analizujemy wyniki i natychmiast reagujemy – dbając o czystość składników, precyzję formulacji oraz skuteczność i bezpieczeństwo produktów.

Współpraca z japońskim laboratorium Hada Labo Tokyo (dzięki przynależności Dax Cosmetics do Rohto Pharmaceutical Group) pozwala nam korzystać z najnowszych technologii i sprawdzonych rozwiązań. Efekt? Jakość, którą widać i czuć – i której można zaufać.

Jakie standardy jakości i certyfikaty spełnia laboratorium Dax Cosmetics?

Alicja Falender: Laboratorium Dax Cosmetics działa zgodnie z najwyższymi międzynarodowymi standardami jakości. Posiadamy certyfikat ISO 22716:2007, dotyczący Dobrych Praktyk Produkcyjnych (GMP) dla kosmetyków, oraz certyfikat ISO 9001:2015, który potwierdza wysoką jakość zarządzania procesami produkcyjnymi. Dbałość o standardy to dla nas codzienność – obejmuje każdy etap, od opracowania receptury po finalną produkcję.

Czy w laboratorium prowadzone są własne badania i rozwój nowych receptur, czy firma współpracuje z zewnętrznymi instytucjami naukowymi?

Alicja Falender: Dax Cosmetics prowadzi badania i opracowuje receptury w swoim Centrum Badawczo-Rozwojowym, które zostało odnowione 3 lata temu. Nasze centrum to laboratorium badawczo-rozwojowe, mikrobiologiczne, fizyko-chemiczne oraz do badań opakowań. Mamy również możliwość przeprowadzenia we własnym zakresie badań oceny aparaturowej skóry, co na wczesnym etapie pracy nad produktami ułatwia sprawdzenie skuteczności danych formulacji na różnych typach cery. Inwestycje w specjalistyczną aparaturę badawczą umożliwiają prowadzenie zaawansowanych prac B+R nad innowacyjnymi kosmetykami. Firma również korzysta z międzynarodowej wymiany wiedzy w ramach Rohto Pharmaceutical Group, do której należy od ponad 10 lat.

Czy zaawansowane zaplecze badawczo-rozwojowe pomaga w budowaniu narracji marki wokół jakości i bezpieczeństwa produktów? Jakie konkretne działania to wspierają?

Agata Kolasińska: Zdecydowanie tak. Nasze laboratorium to nie tylko źródło innowacji, ale i gwarancja bezpieczeństwa. Prowadzimy szczegółowe testy dermatologiczne, stabilnościowe i aplikacyjne, które potwierdzają jakość naszych produktów. W komunikacji stawiamy na transparentność – podkreślamy czystość składu, brak zbędnych dodatków i bezpieczeństwo nawet dla wrażliwej skóry. To podejście buduje trwałe zaufanie do Hada Labo Tokyo.

Jak wygląda proces testowania nowych produktów przed ich wprowadzeniem na rynek?

Alicja Falender: Praca nad nowym produktem w Dax Cosmetics to podróż pełna zaangażowania i precyzji. Wszystko zaczyna się w naszych laboratoriach, gdzie zespół badawczy tworzy i udoskonala recepturę. Każda formuła musi spełnić surowe wewnętrzne standardy jakości i skuteczności, zanim przejdzie do kolejnych etapów.

Nowe kosmetyki przechodzą szereg testów: sprawdzamy kompatybilność formuły z opakowaniem, badamy reakcję na skrajne temperatury, analizujemy stabilność oraz skuteczność działania. Ważne jest dla nas bezpieczeństwo użytkowania, dlatego weryfikujemy, jak produkt zachowuje się na różnych typach skóry. Dlatego kolejnym etapem są analizy przeprowadzone przez niezależne, zewnętrzne laboratoria badawcze. Tam uzyskujemy oficjalne potwierdzenie deklaracji, które później trafiają na nasze opakowania – od skuteczności nawilżenia po właściwości przeciwstarzeniowe.

Cały proces jest złożony, ale to właśnie ta dokładność sprawia, że możemy dostarczać konsumentom bezpieczne, skuteczne i innowacyjne produkty, z których jesteśmy dumni.

Jak długo trwa proces od pomysłu na nowy produkt do jego finalnej wersji opuszczającej laboratorium?

Alicja Falender: To zależy od skomplikowania projektu. Standardowo proces trwa od ok. 6 miesięcy do nawet roku. Przy tworzeniu produktów związanych z aktualnymi trendami kosmetycznymi firma działa sprawnie i elastycznie, aby szybko reagować na potrzeby rynku.

A jakie było największe wyzwanie technologiczne, z którym zmierzyło się laboratorium Dax Cosmetics w ostatnich latach?

Alicja Falender: Jednym z największych było opracowanie stabilnej formuły zawierającej medyczną witaminę C w bardzo wysokim stężeniu — aż 30 proc.. Efektem tej pracy jest m.in. w seria Yoskine Medical C.

Jak laboratorium pomaga reagować na trendy i potrzeby konsumentów?

Agata Kolasińska: Dzięki własnemu laboratorium szybko testujemy nowe surowce, tworzymy innowacyjne formuły i wdrażamy pomysły bez zbędnych opóźnień. Skracamy drogę od idei do gotowego produktu – co w dynamicznym świecie skincare daje nam realną przewagę.

Dzięki temu Hada Labo Tokyo postrzegana jest jako marka nowoczesna, elastyczna i bliska konsumentom – zawsze gotowa odpowiedzieć na ich aktualne potrzeby.

Czy Dax Cosmetics korzysta z innowacyjnych technologii lub składników, które wyróżniają ich produkty na tle konkurencji?

Alicja Falender: Tak. Szukamy inspiracji, innowacyjnych składników i nowych trendów, współpracując z wieloma międzynarodowymi partnerami. Jednak największą wartością jest dla nas współpraca z kolegami-technologami z Rohto Pharmaceutical Group, która jest liderem w wykorzystaniu  zaawansowanych form kwasu hialuronowego i innowacyjnych postaci witaminy C. Przykładem jest marka Hada Labo Tokyo i jej 9 typów kwasu hialuronowego oraz seria Yoskine Medical C., która zawiera dwie formy witaminy C – obie japońskie - o wysokim stężeniu, sięgającym nawet 30 proc..

Jakie środki podejmuje laboratorium, aby zapewnić bezpieczeństwo i skuteczność kosmetyków, zwłaszcza w kontekście skóry wrażliwej?

Alicja Falender: Bezpieczeństwo i skuteczność produktów są dla nas sprawą priorytetową. Ale skoro mowa o skórze wrażliwej, omówię te kwestię na przykładzie marki Hada Labo Tokyo, która według japońskiej filozofii kieruje się minimalizmem w składzie – produkty mają tylko te składniki, które są niezbędne i nic więcej. Co ważne, są pozbawione kompozycji zapachowych. Składniki są precyzyjnie dobierane, szczegółowo badane, poddane wielu testom oraz sprowadzone wyłącznie z zaufanych źródeł. Dzięki temu kosmetyki Hada Labo Tokyo są polecane nie tylko dla kobiet, ale i mężczyzn, dla skóry w każdym wieku – od tej młodej aż po głęboko dojrzałą.

W jaki sposób laboratorium śledzi aktualne trendy kosmetyczne i przekłada je na konkretne formuły?

Alicja Falender: Mamy ten bonus, że możemy czerpać z wiedzy i inspiracji płynących z Rohto Pharmaceutical Group. Uczestniczymy również w międzynarodowych targach kosmetycznych i korzystamy z profesjonalnych narzędzi monitorujących trendy. Najważniejsze jednak jest wsłuchiwanie się w głos konsumentek oraz czerpanie inspiracji z codziennych obserwacji rynku.

ARTYKUŁ SPONSOROWANY
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
09. czerwiec 2025 13:44