StoryEditor
Prawo
24.02.2022 00:00

Naczelna Rada Lekarska zakazała lekarzom prowadzenia szkoleń dla osób spoza zawodów medycznych. Co z kosmetologami?

Naczelna Rada Lekarska, w trosce o bezpieczeństwo osób korzystających z usług estetycznych, dąży do ich uregulowania, czego efektem jest uchwała z dn. 28 stycznia br. Zakazuje ona lekarzom szkolenia praktycznego osób pełniących zawody definiowane jako niemedyczne. Do tego rodzaju profesji zalicza się m.in. kosmetolog, który do wykonywania pracy musi ukończyć wyższe studia, będące często kierunkiem na uniwersytecie medycznym. Jakie skutki dla specjalistów z branży może mieć nowy przepis?

Uchwała Naczelnej Rady Lekarskiej dopuszcza szkolenia prowadzone przez lekarzy dla osób niepełniących zawodów medycznych w dwóch przypadkach. Wyjątek stanowią kursy, gdzie „ogólny opis procedur i świadczeń (…) jest elementem wzbogacającym efekty kształcenia (…) lub wykładów, których tematem jest zaznajomienie słuchaczy ze zdobyczami nauk medycznych”. Z jednej strony nieco zawęża to możliwość zwiększania umiejętności praktycznych kosmetologów, ale mogą oni wciąż zdobywać wiedzę od innych specjalistów, m.in. stricte z ich dziedziny. W związku z tym konieczna jest wymiana wiedzy pomiędzy ekspertami z różnych dyscyplin i ich ścisła współpraca w zakresie podnoszenia jakości usług w sektorze estetyki. Stanowisko Rady, co do definicji medycyny estetycznej, postuluje o wyłączność na świadczenie zabiegów w jej ramach dla lekarzy i lekarzy dentystów.

Biorąc pod uwagę ten zapis, możemy mówić o dążeniu do znacznego ograniczenia działalności osób pełniących zawód kosmetologa. Wzrost popularności medycyny estetycznej niesie za sobą konieczność uregulowania kwestii prawnych i promowania najwyższej jakości standardów, ale nie powinno się to odbywać kosztem kosmetologów. Na bezpieczeństwo usług składa się wiele czynników – od wiedzy i umiejętności zabiegowca, po proces rekonwalescencji i przestrzeganie zaleceń przez pacjenta. Absolwenci kosmetologii w procesie edukacji przyswajają wiedzę z wielu dziedzin związanych z medycyną jak m.in. biologia, biochemia, anatomia czy farmakologia. Nie należy im odmawiać wykształcenia, możliwości wykonywania zawodu czy szkoleń. To właśnie udział w nich jest regularną praktyką osób świadczących wysokiej jakości usługi i stale podnoszących swoje kwalifikacje – mówi Zofia Owczarek, brand manager marki Venome, producenta preparatów z zakresu medycyny estetycznej.

Przeczytaj również: Dr Magdalena Pisula, lekarz medycyny estetycznej: Twarz powinna wyglądać naturalnie, dobrze wykonany zabieg jest niewidoczny

Problem stanowi prawo, które nie uznaje kosmetologa za zawód medyczny, stawiając go na równi z technikami usług kosmetycznych czy kosmetyczkami. To osoby po kilkuletnim studium lub kliku kursach, które specjalizują się w zabiegach pielęgnacyjnych na twarz i ciało. Zdarza się, że oferują one także usługi medycyny estetycznej, często w bardzo niskiej cenie, co przyciąga klientów, ale może to stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa. Ich działanie w tej kwestii nie jest nielegalne, ale zgadzanie się na ingerencję w warstwy skóry przez osoby bez odpowiedniej wiedzy rodzi wątpliwości.

Zabiegi estetyczne nie są świadczeniami zdrowotnymi, dlatego warto pochylić się nad wyznaczeniem granic w ich wykonywaniu przez konkretne profesje lub zdefiniować prawnie, które z nich mogą przeprowadzać poszczególne procedury. Można rozważyć również wprowadzenie dodatkowych egzaminów państwowych np. z anatomii dla kosmetologów, które będą dodatkowo potwierdzać ich kwalifikacje. Medycyna estetyczna to naprawdę bardzo szeroka dziedzina, która stale się rozwija, dlatego znajdzie się w niej miejsce dla różnych specjalistów – mówi Zofia Owczarek, ekspert marki Venome.

Możliwość wykonywania zabiegów przez danego specjalistę powinna być rozważana pod kątem głębokości ingerencji w warstwy naskórka. W przypadku takich usług jak bardzo mocne peelingi czy lasery ablacyjne, osoby z nich korzystające powinny kierować się do lekarzy medycyny estetycznej. Kwestią sporną pozostają procedury wykorzystujące iniekcje, które są procedurę medyczną i powinni je wykonywać lekarze.

Przeczytaj również: Koniec szkolenia kosmetyczek w celu wykonywania zabiegów medycyny estetycznej. Lekarze nie mogą przekazywać takiej wiedzy

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Surowce
20.11.2025 07:42
Dimethyloaminopropylamine (DMAPA) – zakończenie konsultacji w sprawie zharmonizowanej klasyfikacji jako CMR
DMAPA jest diaminą wykorzystywaną w produkcji niektórych surfaktantów, będących składnikami wielu produktów do pielęgnacji, w tym mydeł, szamponów i kosmetyków codziennego użytkuShutterstock

24 października 2025 roku zakończył się okres konsultacji publicznych dotyczących zharmonizowanej klasyfikacji substancji dimethyloaminopropylamine (DMAPA) jako substancji CMR (rakotwórczej, mutagennej lub szkodliwej dla rozrodczości). Konsultacje były wynikiem złożonego rok wcześniej wniosku przez Austrię i miały na celu zebranie opinii przez zainteresowane strony. Planowane przyjęcie opiniowania w sprawie klasyfikacji to początek 2027 roku.

DMAPA posądzona o działanie reprotoksyczne i uczulające

Rok temu, 20 grudnia 2024 roku, Austria złożyła do weryfikacji notyfikację w sprawie zharmonizowanej klasyfikacji i oznakowania dimethyloaminopropylamine (DMAPA, numer CAS: 109-55-7; numer EC: 203-680-9). Substancja została zgłoszona do uznania za CMR o działaniu reprotoksycznym (Repr. 1B, H360) oraz jako czynnik uczulający skóry (Skin Sens. 1A, H317). Wszystko wskazuje na to, że w niedalekiej przyszłości DMAPA nie będzie znajdowała się już w produktach kosmetycznych.

Obecnie DMAPA jest regulowana w Załączniku III Rozporządzenia kosmetycznego 1223/2009, w którym określono limity i wymagania dla produktów zawierających tę substancję:

W przypadku produktów niespłukiwalnych maksymalne stężenie DMAPA w produkcie gotowym do użycia wynosi 2,5 proc.

Dodatkowo, zarówno dla produktów spłukiwalnych, jak i niespłukiwalnych, obowiązują następujące kryteria bezpieczeństwa:

  • substancja nie może być stosowana w połączeniu z systemami nitrozującymi,
  • minimalna czystość DMAPA powinna wynosić 99 proc.,
  • maksymalna zawartość amin drugorzędowych w surowcach nie może przekraczać 0,5 proc.,
  • maksymalna zawartość nitrozoamin w surowcach wynosi 50 μg/kg,
  • substancję należy przechowywać w pojemnikach niezawierających azotynów.

Nowe regulacje oraz planowana klasyfikacja DMAPA jako substancji reprotoksycznej i uczulającej podkreślają rosnące znaczenie bezpieczeństwa konsumentów i konieczność monitorowania surowców chemicznych stosowanych w kosmetykach. Producentom pozostaje śledzenie postępów procesu legislacyjnego oraz zaplanowanie dostosowania receptur do nadchodzących wymogów, aby zapewnić zgodność z przepisami i bezpieczeństwo produktów.

image

Kolejne składniki perfum zostaną wycofane? Jest opinia RAC w sprawie Bourgeonal, Cyclamen Aldehyde oraz Cyclemax

Co to znaczy dla branży?

Dimethyloaminopropylamine (DMAPA) jest diaminą wykorzystywaną w produkcji niektórych surfaktantów, będących składnikami wielu produktów do pielęgnacji, w tym mydeł, szamponów i kosmetyków codziennego użytku. Przyjęcie klasyfikacji CMR dla DMAPA oznacza, że substancja ta wkrótce nie będzie mogła być stosowana w produktach kosmetycznych, co wymusza na producentach dostosowanie receptur i procesów produkcyjnych.

Obecnie większość dostawców surowców chemicznych wycofała DMAPA ze swoich ofert, co sprawia, że branża kosmetyczna już rozpoczęła procesy adaptacyjne. Monitorowanie dalszych postępów prac legislacyjnych i aktualizacji w sprawie klasyfikacji DMAPA jest możliwe na stronie internetowej ECHA.

Aleksandra Kondrusik

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Prawo
19.11.2025 13:28
Siedem składników znika z suplementów diety. Nowa uchwała może zmienić cały rynek
Specjaliści, opierając się na najnowszych wynikach badań, stwierdzili, że siedem substancji stanowi zagrożenie dla zdrowia lub nie posiada wystarczających danych potwierdzających ich bezpieczeństwo toksykologiczne.Karolina Grabowska Kaboompics

Uchwała Zespołu ds. Suplementów Diety, działającego przy Radzie Sanitarno-Epidemiologicznej, wprowadza istotne zmiany w zakresie dopuszczalnych składników stosowanych w suplementach sprzedawanych w Polsce. Eksperci, analizując aktualne dane naukowe, wskazali siedem substancji, które ze względu na brak potwierdzonego bezpieczeństwa lub działanie farmakologiczne nie powinny znajdować się w legalnych preparatach. Zmiany mogą uderzyć szczególnie w segment suplementów na odchudzanie, wzmocnienie potencji i budowę masy mięśniowej – czyli kategorie, które odpowiadają za istotną część sprzedaży tego rynku.

Dokument podkreśla, że suplementy diety nie są lekami i nie mogą zawierać związków o działaniu terapeutycznym. Ich zadaniem jest wyłącznie uzupełnianie diety w składniki odżywcze. W oparciu o te kryteria oraz najnowsze dane toksykologiczne eksperci wytypowali siedem substancji zakazanych: chlorowodorek johimbiny i całą grupę johimbiny, pieprz metystynowy (kava kava), pankreatynę, ibutamoren (MK-677), DMAA, ligandrol oraz ostarynę. Wszystkie zostały ocenione jako niebezpieczne lub niewystarczająco przebadane pod względem bezpieczeństwa stosowania w populacji konsumentów.

Szczególną uwagę zwrócono na johimbinę, jeden z szeroko stosowanych składników „spalaczy tłuszczu” i preparatów na potencję. Eksperci wskazali na liczne działania niepożądane, takie jak podwyższone ciśnienie tętnicze, kołatanie serca czy bóle głowy. Podobne zastrzeżenia pojawiły się wobec pieprzu metystynowego, w którym Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) dopatrzył się ryzyka uszkodzeń wątroby wynikających z obecności kawalaktonów. Obie substancje uznano za niezgodne z zasadą, zgodnie z którą żywność – a więc także suplementy – musi być bezpieczna dla zdrowia konsumentów.

Uchwała obejmuje również pankreatynę, czyli zestaw enzymów trawiennych pozyskiwanych z trzustki wieprzowej. Preparat ten ma zastosowanie stricte terapeutyczne, m.in. w leczeniu niewydolności trzustki, co wyklucza jego obecność w suplementach diety. Eksperci zakazali także ibutamorenu (MK-677), reklamowanego w środowisku fitness jako związek wspierający regenerację i przyrost masy mięśniowej, który w rzeczywistości działa poprzez pobudzanie wydzielania hormonu wzrostu.

Ostatnie trzy substancje na liście – DMAA, ligandrol i ostaryna – były od lat obecne na rynku produktów dla sportowców. DMAA, uznawana za związek o działaniu zbliżonym do amfetaminy, była powodem licznych zgłoszeń działań niepożądanych, takich jak nadciśnienie czy zaburzenia rytmu serca. Ligandrol i ostaryna, należące do grupy SARM, od dawna znajdują się w Światowym Kodeksie Antydopingowym, a ich stosowanie wiązano m.in. z ryzykiem uszkodzeń wątroby. Usunięcie wszystkich siedmiu składników z rynku ma według ekspertów zwiększyć bezpieczeństwo konsumentów i ograniczyć stosowanie środków o działaniu farmakologicznym w produktach, które nie podlegają reżimowi kontroli właściwemu dla leków.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
20. listopad 2025 20:03