StoryEditor
Salony beauty
03.01.2022 00:00

Jak nie COVID to ceny gazu. Wzrost kosztów działalności może wykończyć salony beauty

Od końca ubiegłego roku właściciele salonów beauty biją na alarm. Podwyżki cen gazu, którym ogrzewają lokale rosną o kilkaset procent. To, w zależności od wielkości lokalu, może oznaczać opłaty sięgające nawet kilku tysięcy za miesiąc. Rosną także czynsze za wynajem lokali, ceny kosmetyków do wykonywania zabiegów. Rośnie presja pracowników na płace. Nawet ci przedsiębiorcy, którzy już zdecydowali się na podniesienie cen za swoje usługi, boją się, że mogą nie przetrwać.

Branża usług beauty jest jedną z tych, które w Polsce w ostatnich latach rozwijały się najszybciej. To efekt rosnącego standardu życia i zainteresowania Polaków usługami kosmetycznymi, fryzjerskimi, manicure, makijażu i wieloma innymi, na które mogli sobie w końcu pozwolić.  To także wzrost popularności zawodów związanych z branżą beauty, dostępu do coraz większej liczby szkół i szkoleń, stacjonarnych i online. W branżę beauty można było łatwo wejść mając np. zdolności manualne i chęć do tzw. robienia paznokci. Polki oszalały na punkcie modnego manicure’u, lakierów hybrydowych i zdobień. To pozwoliło wielu osobom, a szczególnie kobietom przeważającym nadal w tym biznesie, założyć małe, często jednoosobowe firmy i utrzymać z nich siebie, czasem całe rodziny i pogodzić pracę np. z macierzyństwem.

Załamanie nastąpiło wraz z pojawieniem się COVID-19, wirusa, o którym nigdy nie chcielibyśmy usłyszeć. Salony kosmetyczne i fryzjerskie trafiały w kolejne lockdowny, a nawet, gdy mogły być otwarte, traciły klientów obawiających się korzystania z ich usług w dobie pandemii, lub takich, dla których siedzenie w maseczce w nieustannie sterylizowanym pomieszczeniu i w atmosferze niczym nie przypominającej relaksu, przestało być przyjemnością.

Według danych organizacji Beauty Razem zrzeszającej ok. 60 tys. przedsiębiorców, lockdown, który miał miejsce wiosną 2021 r. kosztował sektor beauty ok. 4 mld zł, czyli ok. 127 mln dziennie. Cześć firm skorzystała na rekompensatach, jakie organizacja wywalczyła od rządu podczas negocjacji 25 marca ub. r. – były to m. in. zwolnienia z ZUS i dofinansowanie do wynagrodzeń. Nie została jednak spełniona jedna z najważniejszych obietnic – umorzenie subwencji z Tarczy Antykryzysowej PFR 1.0.

Czytaj: Michał Łenczyński z Beauty Razem o umorzeniu subwencji PFR 1.0: To ważna niespełniona obietnica

OPŁATY ZA GAZ NAWET O KILKASET PROCENT W GÓRĘ

Mimo to, przedsiębiorcy przetrwali i w drugiej połowie roku nadrabiali straty. W wielu salonach trudno było o wolne miejsce, a do fryzjerów trzeba było zapisywać się z minimum miesięcznym wyprzedzeniem, choć branża działa nadal w ścisłym reżimie sanitarnym. Radość ze względnego powrotu do normalności okazała się jednak przedwczesna. Od kilku tygodni przedsiębiorcy biją na alarm i wymieniają się w mediach społecznościowych informacjami o podwyżkach kosztów działalności. Szczególnie drastyczne są podwyżki cen gazu, którym ogrzewanych jest wiele lokali.

Koszty wzrosły mi na razie o 200 proc., ale w PGNiG poinformowali, że jeszcze wzrosną o jakieś 300 proc. Czyli ogrzewanie z 500 miesięcznie teraz wynosi 1500. Rachunek wyrównawczy dostałam 4 tys. Nie wiem, z czego zapłacę. Teraz tylko czekam, bo wysłałam pismo z prośbą o rozłożenie na raty.

U mnie metraż 80 mkw. W październiku 500 zł, w listopadzie 900 zł, w grudniu 1800 zł przy zużyciu 200 m.sześć. W zeszłym roku, przy zużyciu 270 m. sześć. Rachunek był 740 zł, teraz to będzie kwota 2500 zł! To miesięczne rachunki. Jak my mamy funkcjonować?

Nysa – od października wzrost łącznie o prawie 1000 proc. – 170 proc., potem 300 proc., od wigilii – 480 proc.

U mnie rachunek za gaz z 400 zł na 4000.!

Kraków, lokal 44 mkw. – z 700 zł za 2 miesiące na 1900 zł za 1,5 miesiąca.

Znajdziemy także informacje, jakie podwyżki firmy dostały za prąd.

U mnie z 35 gr netto na 1,10 zł netto za kwh. Masakra, co oni wyprawiają.

CENY USŁUG W SALONACH BĘDĄ WYŻSZE

Wiadomo już, że konsekwencje tak drastycznych podwyżek cen poniosą klienci korzystający z usług salonów.

Borykamy się ze znacznymi wzrostami cen, ale nie tylko energii. Przypomnę, że energia rośnie o kilkaset procent, a salony kosmetyczne są traktowane jako przedsiębiorcy, więc nie ma mowy o żadnych tarczach antyinflacyjnych. Jesteśmy zdani na siebie. Borykamy się też ze wzrostem cen czynszów, kosmetyków, tego wszystkiego, co jest nam potrzebne do pracy. Jest również bardzo duża presja płacowa – jest to zrozumiałe, żeby mieć tyle samo, co w zeszłym roku, pracownicy chcą zarabiać więcej. Niestety, będzie to w pewien sposób skutkowało wzrostami cen usług. Tych wzrostów nie było praktycznie do teraz, ale niestety będą one teraz odczuwalne. Myślę, że wzrosty będą na poziomie inflacji lub lekko nieco powyżej. Nasza prognoza to jest wzrost o 10-14 proc. Jest to konieczne, aby utrzymać nasze miejsca pracy – mówił dla Raportu Gospodarczego w TOK FM, Michał Łenczyński, lider grupy Beauty Razem.

Właściciele salonów przyznają, że już podnieśli ceny, albo podniosą je od lutego, gdy otrzymają rachunki za gaz po ostatniej grudniowej podwyżce i będą mogli oszacować wszystkie koszty. Ci, którzy zdecydowali się na zmianę cenników mówią o podwyżkach od 10 do 20 proc. w zależności od rodzaju zabiegu.

KTO PRZETRWA?

Nie zmienia to jednak faktu, że część przedsiębiorców jest zrozpaczonych i załamanych. Wydaje się, że najtrudniej będzie przetrwać tym prowadzącym najmniejsze biznesy, którzy nie mają różnorodnych usług i mocnej pozycji na rynku. Ale im też najłatwiej będzie przenieść się do szarej strefy, czego właściciele dużych i świetnie wyposażonych firm nie zrobią. Szereg firm będzie mierzyć się z czynnikami obiektywnymi  – lokalizacją, konkurencją, zasobnością portfeli klientów w danym regionie. Być może będą zmuszeni ograniczać lub zmieniać profil działalności. Do tego dochodzi w tym roku szereg nowych wymogów związanych z prowadzeniem działalności.

Prawda jest taka, że prowadzenie biznesu stacjonarnie przestaje się opłacać. Z kim bym nie rozmawiała ostatnio z branży beauty, mówi, że daje sobie 2-3 miesiące i prawdopodobnie zamknie i wróci do szarej strefy.

Bardzo się boję tego, co nas czeka. Moja księgowa podniosła mi o 150 proc. cenę, czynsz w górę, jedzenie w górę, składka zdrowotna w górę, gaz w górę, prąd w górę, a klientów coraz mniej, bo każdy cierpi na inflacji i w pierwszej kolejności trzeba zaspokoić te podstawowe potrzeby.

Nie wiem co będzie dalej, jestem przerażona, bo klienci nie rozumieją, że my nie zarabiamy. My walczymy o przetrwanie przy naszych kosztach. Skończyła się nam umowa na prąd na starych zasadach. Nowa podpisana 80 proc. wyższa. Mam salon 360 mkw., solaria i sprzęt treningowy elektryczny. 

Wydaje mi się, że nasz rząd chce wykończyć samozatrudnionych. Jeśli klepną posiadanie autoklawu we fryzjerstwie to ja zamykam działalność, bo zwyczajnie nie będzie mnie na to stać, żeby zatrudnić technika sterylizacji. I tak po kolei wszyscy będą padać. 

Są jednak i tacy, których trudności mobilizują do aktywności, absolutnie nie wyobrażają sobie zamknięcia biznesu, który jest dla nich całym życiem.

Nie myślę o zamknięciu, tylko raczej o tym, jak jeszcze bardziej się rozwinąć i wyróżnić. Moja firma miała rok, kiedy przyszedł kryzys w związku z krachem na amerykańskiej giełdzie. Też wszyscy mieli wtedy zbankrutować. Czarnowidztwo nic nie zmieni, tylko nas zniechęca i pogrąża. Nie po to tworzyłam firmę latami, żeby teraz to zostawić. Działalność gospodarcza to wolność i mega wyzwanie jedocześnie. Zawsze walczyłam o swoje i teraz też będę. Podwójnie.

Nie brakuje głosów, że trudna sytuacja zweryfikuje rynek. Pozostaną na nim najlepsi nie tylko w usługach kosmetycznych, ale przede wszystkim w zarządzaniu własną firmą.

Trzeba pamiętać, że branża beauty już dziś jest w nie najlepszej kondycji. Z danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor i bazy informacji kredytowych BIK wynika, że rośnie zadłużenie działających w niej firm (fryzjerstwo i pozostałe zabiegi kosmetyczne). Na koniec trzeciego kwartału br. kwota zaległości wyniosła 100,28 mln zł. W ciągu dwóch lat zadłużenie w sektorze wzrosło o 30 proc. 

Czytaj: Branża beauty z coraz większym zadłużeniem

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Salony beauty
17.12.2025 09:45
Salony beauty liczą na Sylwestra. Ich zadłużenie to prawie 55 mln zł
Aktualnie największym obciążeniem dla branży beauty jest konieczność dostosowania się do wymogów regulacyjnychShutterstock

Mimo że liczba salonów piękności z roku na rok rośnie, ich właściciele coraz częściej nie radzą sobie ze spłatą zobowiązań, co wynika m.in. z rosnących kosztów prowadzenia działalności i nowych regulacji prawnych. Zadłużenie fryzjerów i kosmetyczek wynosi już niemal 55 mln zł – to o 14 proc. więcej niż rok temu – wynika z danych Krajowego Rejestru Długów. Dlatego zbliżający się sylwester i bale karnawałowe mogą stać się szansą dla branży beauty na wyjście z finansowego dołka.

Najnowsze dane KRD potwierdzają: zadłużenie salonów piękności stale rośnie, notując obecnie najwyższy poziom od kilku lat. Ponad 3,7 tys. podmiotów działających w branży beauty (zakładów fryzjerskich i kosmetycznych) ma średnio do spłaty 14,7 tys. zł. Łącznie są one winne innym firmom 54,8 mln zł. 

W porównaniu do minionego roku zaległości finansowe salonów wzrosły o 14 procent. Stało się tak, mimo rosnącego popytu na usługi fryzjerskie czy kosmetyczne. Powodem mogą być wysokie koszty pracy, ale także ceny surowców i materiałów. Szacuje się, że na środki do pielęgnacji skóry czy włosów i na kosmetyki do makijażu trzeba wydać o około 10 procent więcej. Do tego dochodzą również rosnące ceny energii i wynajmu lokalu oraz podwyżki dla pracowników – wymienia Adam Łącki, prezes zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej. 

Liczba zakładów kosmetycznych i fryzjerskich w Polsce stale rośnie. Dziś na rynku funkcjonuje ich ok. 132 tys. Tak szeroka oferta to powód do zadowolenia klientów, ale niekoniecznie już samych przedsiębiorców. Jak podkreśla Sandra Czerwińska, ekspertka Rzetelnej Firmy, podmioty z branży beauty funkcjonują na bardzo konkurencyjnym rynku. 

Bariera wejścia na rynek jest niska, co zachęca przedsiębiorców, w tym głównie kobiety, do zakładania własnej działalności bez konieczności ponoszenia sporych nakładów na start. To z kolei rodzi dużą konkurencję. Co więcej, nie jest to łatwe zadanie, ponieważ początkujący przedsiębiorcy nie mają wyrobionej renomy i trudniej im zdobyć klientów. Branża ma również problemy ze znalezieniem wykwalifikowanej kadry. By wykonywać niektóre zabiegi, nie wystarczy skończyć kilka krótkich kursów. Obniżanie standardów to z kolei prosta droga do tego, by szybko zniknąć z rynku. A wskaźnik przetrwania nie jest wysoki, w minionym roku zamknięto aż 5 tysięcy takich działalności – zauważa Sandra Czerwińska, ekspertka Rzetelnej Firmy.

Małe salony z największymi problemami 

Z danych KRD wynika, że gros dłużników to jednoosobowe działalności gospodarcze. Stanowią one aż 83 proc. wszystkich zadłużonych w branży beauty. 

Średnie zadłużenie przypadające na jednoosobową działalność gospodarczą wynosi około 14 tysięcy złotych, a więc łącznie najmniejsze podmioty odpowiadają za niemal 44 miliony złotych długu. Mikrofirmy dominują w branży beauty, ale jednocześnie są najbardziej narażone na zawirowania finansowe. Pracują na minimalnych marżach, działają lokalnie, często bez rezerw finansowych i wsparcia doradczego. To sprawia, że nawet niewielkie wahania – jak wzrost czynszu, wyższe rachunki za prąd czy potrzeba podwyżek dla pracowników – mogą szybko wpędzić je w kłopoty – mówi Sandra Czerwińska. 

image

Prawne mity w branży beauty

Mazowsze i Pomorze na czele dłużników 

Największe problemy ze spłatą zadłużenia mają firmy działające w województwie mazowieckim. Ponad 700 salonów piękności „dorobiło się” 13,7 mln zł długu. Tuż za nimi znalazły się zakłady fryzjerskie i kosmetyczne z Pomorza, gdzie 383 firmy mają do spłaty ponad 6 mln zł. Niechlubne podium zamykają przedsiębiorcy z Wielkopolski – tutaj 354 podmioty muszą oddać łącznie 5,8 mln zł. 

Najmniejsze zadłużenie mają salony działające na Podlasiu – 63 podmioty zgromadziły 290,5 tys. zł długu. W województwie opolskim firm z długami jest jeszcze mniej, bo jedynie 47, ale ich łączne zobowiązania są wyższe, osiągnęły poziom 533 tys. zł. Na trzecim miejscu znalazły się kosmetyczki i fryzjerzy z województwa świętokrzyskiego – 56 firm ma do oddania 864 tys. zł. 

Salony kosmetyczne z dużych miast i metropolii mają z reguły większe zadłużenie, podczas gdy te z mniejszych miejscowości czy regionów radzą sobie lepiej. Jednym z powodów takiej sytuacji mogą być wysokie koszty prowadzenia firmy w dużych miastach, gdzie czynsz za lokal jest kilkukrotnie wyższy, pracownicy oczekują lepszych zarobków, a klienci mogą mieć spore wymagania, co oznacza konieczność szybkiego dostosowywania się do ich potrzeb. W małych miastach jest mniejsza konkurencja i niższa rotacja pracowników, dzięki czemu łatwiej utrzymać rentowność – wyjaśnia Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.

Kosztowne regulacje dla branży

Mimo prognozowanego wzrostu, sektor beauty musi liczyć się z kilkoma trudnościami. Jedną z nich jest nadążanie za ciągle zmieniającymi się trendami. Firmy powinny inwestować w nowe produkty do stylizacji, sprzęt do różnorodnych zabiegów, ale także szkolić pracowników zgodnie z najnowszymi wymogami. Duża konkurencja wymusza też ponoszenie nakładów na marketing i obecność w Internecie. Zakłady kosmetyczne powinny budować swoją markę w sieci, zapewniając klientom np. możliwość rezerwacji online.  

Aktualnie największym obciążeniem dla branży beauty jest konieczność dostosowania się do wymogów regulacyjnych. Od 1 stycznia 2025 r. na salony kosmetyczne, fryzjerskie, stylistów paznokci i barberów nałożono obowiązek rejestracji w Bazie Danych o Produktach i Opakowaniach oraz o Gospodarce Odpadami (BDO). Nowe przepisy wynikające z rozporządzenia o odpadach zniosły dotychczasowe zwolnienia, co oznacza, że nawet najmniejsze podmioty wytwarzające odpady niebezpieczne (takie jak tubki po farbach, aerozole, opakowania po lakierach) muszą prowadzić ewidencję i zarejestrować się w BDO. Niespełnienie tego wymogu wiąże się z wysokimi karami finansowymi, zaczynającymi się od 5 tys. zł. To jednak nie wszystko: 1 września 2025 r. wszedł zakaz stosowania TPO w kosmetykach – substancji powszechnie używanej w lakierach do paznokci. Nowy wymóg uderzył w te salony manicure, które już zdążyły zrobić zapasy kosmetyków. 

Warto również zwrócić uwagę na planowane zmiany legislacyjne dotyczące działalności usługowej, jak na przykład rozszerzenie uprawnień Państwowej Inspekcji Pracy. Choć rząd wycofał się z rygoru natychmiastowej wykonalności decyzji, to nadal istnieje ryzyko, że inspektorzy PIP będą mogli w drodze decyzji administracyjnej przekształcać umowy zlecenia czy B2B w etaty. Dla wielu salonów beauty, w których zatrudnienie opiera się właśnie na takich formach współpracy, może to oznaczać poważne konsekwencje finansowe – wskazuje Sandra Czerwińska.

Wprowadzenie nowych regulacji i obowiązków administracyjnych nie pozostaje bez wpływu na kondycję finansową salonów kosmetycznych i fryzjerskich. Zwiększone koszty operacyjne, administracyjne oraz potencjalne kary mogą przekładać się na mniejszą rentowność przedsiębiorstw. Nie pomagają też w wyjściu z długów. 

image

Kompleksowa czy przeładowana? Gdzie przebiega granica w ofercie salonu kosmetycznego

Branża beauty ma obecnie duże zobowiązania wobec instytucji finansowych (funduszy sekurytyzacyjnych, banków, firm leasingowych i ubezpieczycieli). Zalega im 40,3 mln zł. Znacznie mniej, bo 4,3 mln zł, salony fryzjerskie i kosmetyczne są winne operatorom komórkowym, 2,2 mln zł – muszą oddać dostawcom energii, a 1,6 mln zł – zarządcom nieruchomości.

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Biznes
27.11.2025 13:28
Czy każda usługodawczyni beauty musi zostać influencerką?
(fot. Shutterstock)Shutterstock

W ostatnich latach branża beauty coraz mocniej przenika się z mediami społecznościowymi. Wzrost znaczenia TikToka, Instagram Reels i YouTube Shorts sprawił, że coraz częściej powtarza się przekonanie, iż „bez sociali nie ma biznesu”. W tym świecie dominują wyraziste postacie – edukatorki i ekspertki, które zbudowały swoją pozycję na łączeniu praktyki z działalnością wizerunkową, jak Paulina Pastuszak czy Edyta Kruczak.

Ich wpływ na rynek jest zauważalny, a ich aktywność wyznacza standardy, które wiele osób uznaje za obowiązujące. Pojawia się jednak pytanie, czy każda usługodawczyni powinna iść tą samą drogą, by rozwijać swój salon i pozyskiwać klientki.

Dwa różne zawody: influencerka i specjalistka usługowa

Wiele stylistek, linergistek czy kosmetolożek odczuwa dziś presję bycia nieustannie obecnymi w internecie. Widać to w rozmowach branżowych, kursach marketingowych czy dyskusjach na grupach zawodowych, gdzie regularne publikowanie filmów, relacji z gabinetu czy komentarzy do trendów przedstawiane jest jako niezbędny element prowadzenia biznesu. Tworzy się wrażenie, że brak intensywnej aktywności oznacza brak profesjonalizmu, a rzadkie wrzucanie postów przekłada się na mniejsze obłożenie kalendarza. To jednak uproszczenie, które nie uwzględnia specyfiki rynku lokalnych usług. Większość salonów nie potrzebuje zasięgów ogólnopolskich, by funkcjonować stabilnie. Kluczowe są tu efekty pracy, widoczność w Google, pozytywne opinie i łatwość kontaktu, a nie wiralowe filmiki zdobywające setki tysięcy wyświetleń.

image

Cyfrowy salon: jak technologia zmienia pracę stylistki i wizażystki

Warto zauważyć, że bycie influencerką i prowadzenie salonu to dwa zupełnie różne modele zawodowe. Influencerka pracuje na szeroką skalę, poświęcając znaczną część czasu na przygotowanie treści, budowanie współprac z markami i docieranie do jak największej grupy odbiorców. Jej działalność skupia się na rozwoju personal brandu i skalowaniu obecności w branży. Z kolei usługodawczyni salonu koncentruje się na budowaniu relacji z lokalnymi klientkami, zapewnieniu wysokiej jakości usług i utrzymaniu stabilnego kalendarza. Te dwa światy mogą się uzupełniać, ale nie muszą. Nie każda osoba w branży ma ambicję stania się osobowością medialną, tak jak nie każda influencerka chce prowadzić intensywną praktykę gabinetową.

Granica między obowiązkiem marketingu a presją otoczenia

Marketing jest naturalnym elementem prowadzenia współczesnego salonu beauty, lecz czym innym są działania niezbędne, a czym innym działania wynikające z presji. Każdy salon potrzebuje aktualnych zdjęć, czytelnego cennika, informacji o usługach i spójnego profilu w social mediach. W wielu przypadkach w pełni wystarczy jedna platforma prowadzona w sposób przemyślany i konsekwentny. Nie ma potrzeby nagrywać codziennych rolek, jeśli prowadzenie ich zaczyna zabierać energię kosztem pracy z klientkami czy rozwoju kompetencji. Co ważne, wiele klientek wcale nie oczekuje od swojej stylistki medialnej osobowości – często liczą na rzetelną usługę, miłą atmosferę i poprawę samopoczucia, a nie regularny dostęp do backstage’u gabinetu.

Kiedy rozbudowana obecność w social mediach ma sens?

Silna obecność w mediach społecznościowych może być bardzo wartościowa dla osób, które planują karierę wykraczającą poza codzienne usługi. Osoby myślące o roli instruktorek, trenerek, autorek kursów, prowadzących szkolenia czy przyszłych ambasadorek marek często potrzebują rozpoznawalności, która ułatwia skalowanie ich wiedzy i działalności. W ich przypadku obecność online nie jest dodatkiem, lecz narzędziem zawodowym. Jeśli jednak celem usługodawczyni jest przede wszystkim dobrze funkcjonujący salon, stabilny dochód i spokojna praca, nie musi stawiać sobie za cel osiągnięcia zasięgów podobnych do wiodących influencerek beauty.

image

Kompleksowa czy przeładowana? Gdzie przebiega granica w ofercie salonu kosmetycznego

Nadmierne skupienie na mediach społecznościowych potrafi jednak przynieść więcej szkody niż pożytku. Wielu specjalistek doświadcza wypalenia, poczucia presji i nieustannego porównywania się z osobami, które dysponują zapleczem technicznym i wsparciem profesjonalistów od wideo czy marketingu. Próba dogonienia standardów, które faktycznie tworzone są przez małe, świetnie funkcjonujące media, może prowadzić do obniżenia jakości pracy, rezygnacji z odpoczynku, a nawet do spadku zadowolenia klientek. Tymczasem stabilny biznes beauty opiera się na regularnych wizytach, wysokiej jakości usług i zaufaniu.

Autentyczność jako klucz do skutecznej komunikacji

Coraz bardziej zauważalny jest trend odejścia od perfekcji na rzecz autentyczności. Klientki chętnie wybierają salony, które komunikują się naturalnie, nie udają kogoś innego i pokazują swoją pracę w prosty, prawdziwy sposób. Nie potrzeba do tego zasięgów na poziomie tysięcy obserwujących ani perfekcyjnych produkcji wideo. Ważniejsze jest spójne, uczciwe prezentowanie usług i budowanie poczucia bezpieczeństwa. To właśnie autentyczność – a nie ambicja stania się influencerką – jest często największym atutem małych salonów.

Paulina Pastuszak czy Edyta Kruczak pokazują, jak można łączyć praktykę gabinetową z działalnością online i tworzyć silną markę osobistą. Ich ścieżki są jednak specyficzne, wymagające i nastawione na skalowanie. To nie jest uniwersalny model, któremu powinna dorównać każda usługodawczyni. Branża beauty pozostawia przestrzeń zarówno dla osób intensywnie budujących swoją widoczność, jak i tych, które wolą rozwijać się spokojnie, lokalnie i w rytmie własnych klientek. Najważniejsze jest nie to, czy ktoś nagrywa rolki, lecz czy jego widoczność faktycznie wspiera rozwój biznesu, zamiast wynikać wyłącznie z presji otoczenia.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
18. grudzień 2025 18:32