
W salonach kosmetycznych i fryzjerskich ceny już są wyższe, albo za chwilę to nastąpi. Przedsiębiorcy, którzy prowadzą takie biznesy są zmuszeni zweryfikować swoje cenniki ze względu na drastyczny wzrost kosztów działalności. Chodzi głównie o gwałtowny skok cen gazu i prądu, których używają do ogrzewania lokali, a w tym drugim przypadku również do zasilania wielu maszyn i urządzeń wykorzystywanych przy robieniu zabiegów lub udostępnianych klientom (np. urządzenia do ćwiczeń). O problemie pisaliśmy już wcześniej:
Jak nie COVID to ceny gazu. Wzrost kosztów działalności może wykończyć salony beauty
Dziś wracają do tematu ogólnopolskie media przytaczając wypowiedzi konsumentów, którzy już zauważyli, że ceny za usługi są wyższe od kilku do kilkudziesięciu złotych. Sami właściciele biznesów beauty najczęściej deklarują, że podnoszą ceny średnio o ok. 20 proc., ale to zależy m.in. od lokalizacji, w której działają, konkurencji i zasobności portfeli klientów.
– Do prowadzenia salonu trzeba byłoby dopłacać, a są one przecież źródłem utrzymania rodzin, a nie kosztownym hobby. Przez dwa lata nie przenosiliśmy kosztów na klientów, lecz nie jesteśmy w stanie robić tego dłużej. Konieczne stało się dostosowanie stawek do obecnych realiów – powiedział dla onet.pl Michał Łenczyński, założyciel Beauty Razem – inicjatywy wsparcia specjalistów i przedsiębiorców branży urodowej, zrzeszającej ponad 57 tys. osób.
– Dziś stoimy na tym, że inflacja sięga blisko 10 proc., lecz tak naprawdę dla firm może być znacznie wyższa. Podwyżki dotyczą właściwego każdego aspektu prowadzenia firmy – stwierdził.
To m.in. podwyżki cen kosmetyków i akcesoriów, na których pracują kosmetyczki i fryzjerzy, wzrost czynszów za lokale, ale nie tylko. Zdaniem Łenczyńskiego „bardzo dużym ciosem” skierowanym w salony jest Polski Ład. Mówi o nieodliczalnej składce zdrowotnej ZUS, która jest ukrytym podatkiem i salon prowadzony na karcie lub ryczałcie, co miesiąc będzie musiał zapłacić blisko 400-600 zł więcej.
– Dla rozliczenia na zasadach ogólnych podatek dochodowy wzrasta o jedną trzecią, bo "zaszyto" w nim wyższą składkę zdrowotną. Mówiąc obrazowo, kolejny podatek wzrósł, z 17 proc. do 26 proc., z 32 proc. do 41 proc. Dodatkowo już w lipcu 2021 r. zostaliśmy zmuszeni do instalacji kas online, a te kosztowały dodatkowe dwa tys. zł. Dziś obciąża się nas kolejnymi kosztami cashless lub terminali, a w lipcu 2022 r. ich obowiązkową integracją z kasami – dodał w rozmowie z onet.pl