StoryEditor
Twarz
12.09.2019 00:00

Słońce i smog odpowiedzialne za przedwczesne starzenie się skóry

Proces starzenia się zależy od czynników genetycznych, ale także środowiskowych, takich jak promieniowanie UV, dym papierosowy, zanieczyszczone powietrze miast. To one powodują powstanie degradujących skórę wolnych rodników.

Wolne rodniki powstają w powietrzu pod wpływem działania promieni UV na unoszące się w nim cząsteczki zanieczyszczeń. – Są to bardzo „agresywne” atomy z niesparowanym elektronem. Taki ładunek dąży do zrównoważenia, co zwykle oznacza uszkodzenie innych cząsteczek, np. naszej skóry. Najwięcej wolnych rodników tworzy się w powietrzu w słoneczny dzień, więcej ich jest także w środowisku o dużym zanieczyszczeniu, np. w miastach – wyjaśnia Maria Noszczyk, lekarz dermatolog, właścicielka lecznicy dermatologii estetycznej i anti-aging, w książce pod tytułem „Medycyna piękności”.

Skóra co prawda posiada mechanizmy umożliwiające obronę przed niekorzystnym wpływem wolnych rodników, ale wiek, choroby czy stres zmniejszają umiejętność obrony i skóra staje się bardziej podatna na wpływ środowiska.

Jakimi kremami chronić skórę?

By ochronić skórę przed wolnymi rodnikami, należy nakładać na nią kremy detoksykujące ze specjalnie dobranymi składnikami o działaniu antyutleniającym, takimi jak witaminy A, C, resweratrol, kwas ferulowy, polifenole z zielonej herbaty lub nasion z ostropestu. Składniki antyutleniające w preparatach kosmetycznych zazwyczaj łączy się w grupy, by wzmocnić ich działanie. Stąd w nazwach kremów wszelkiego rodzaju kompleksy o wyjątkowych właściwościach. 

Wybierając krem na dzień, warto też zwracać uwagę na zawartość filtrów UV. Detoksykacja czy ochrona antipollutoin (z ang. przeciw zanieczyszczeniu środowiska) to jedno. Ochrona przed promieniowaniem słonecznym, które samo w sobie jest szkodliwe dla skóry i przyspiesza jej starzenie się, to też bardzo ważna sprawa. Jeśli zatem krem z dobrym kompleksem antyutleniającym nie ma filtrów UV, warto stosować na dzień dwa preparaty, najpierw np. serum antyutleniające, a potem krem z filtrem UV.

Skutki promieniowania UV

Dlaczego to takie ważne? Promieniowanie słoneczne, docierając do głębokich warstw skóry (a taką zdolność ma promieniowanie UVA), uszkadza jej komórki, włókna strukturalne (kolagenowe, elastynowe). Niszczy też naczynia włosowate, co prowadzi do gorszego ukrwienia. W rezultacie skóra staje się gorzej odżywiona, pogarsza się jej koloryt i spowolnieniu ulega cały metabolizm. W dodatku ten rodzaj promieniowania – UVA – jest bardzo zwodniczy, bo działa przez cały rok, niezależnie od pogody. Dociera na Ziemię przez chmury, nawet przy najbardziej zasnutym niebie. Przenika też przez szyby okienne i jest kompletnie niewyczuwalne – nie powoduje poparzeń słonecznych, nie pozostawia opalenizny. Także płyciej oddziałujące na skórę promieniowanie UVB (to, które odpowiada za rumień, poparzenia skóry czy jej brązowienie podczas opalania) jest bardzo szkodliwe. To ono odpowiada za powstawanie przebarwień, naczynek, rogowacenia starczego, a nawet nowotworów skóry.  

Rozmiar uszkodzeń powstających pod wpływem słońca na skórze niechronionej kremami z filtrami UV ocenia się nawet na 80 proc. wszystkich zmian obserwowanych do 40.-50. roku życia – zwraca uwagę Maria Noszczyk.

Oznacza to, że jeśli skórę chroni się właściwie w pierwszych czterech dekadach życia, starzeje się ona o 80 proc. mniej niż u koleżanek, które w ochronę przeciwsłoneczną nie wierzą.

Zatem, aby maksymalnie wydłużyć czas młodo wyglądającej skóry, na dzień (przez cały rok!) należy bezwzględnie stosować kremy z kompleksem przeciwutleniaczy oraz z filtrem UV. W nocy natomiast trzeba zadbać o nawilżanie i odżywianie. 

Naturalne antyutleniacze stosowane w kremach:

Witamina C/kwas askorbinowy

Witamina E

Witamina C

Koenzym Q10

Kwas alfa-liponowy

Superoksydysmutaza

Glutation

Rośliny, z których pozyskane składniki mają właściwości antyutleniające:

Zielona herbata

Dziurawiec

Ostropest

Winogrona

Soja

Skrzyp

Miłorząb

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Twarz
13.10.2025 09:17
Sekrety K-beauty i J-beauty: od glass skin do mochi skin
Hebe mat.pras.

Azjatycka pielęgnacja od kilku lat podbija światowe rynki beauty i inspiruje do zmiany codziennych rytuałów pielęgnacyjnych. Choć koreańskie i japońskie podejście do dbania o skórę różnią się stylem i intensywnością, łączy je wspólna filozofia – pielęgnacja rozumiana jako troska o zdrowie i piękno w długofalowej perspektywie. Co sprawia, że są tak wyjątkowe i popularne na całym świecie – wyjaśniają eksperci z Hebe.

Zarówno K-beauty, jak i J-beauty traktują pielęgnację nie jako obowiązek, ale jako rytuał, moment uważności i dbania o siebie. W obu przypadkach ogromną wagę przywiązuje się do jakości składników i delikatnego podejścia do skóry – bez agresywnych zabiegów, za to z naciskiem na profilaktykę i codzienną regularność. W kosmetykach obecne są naturalne ekstrakty roślinne, fermenty czy algi, a celem jest zdrowa, promienna i wypielęgnowana cera.  

K-beauty – innowacja i efekt „glass skin”

Koreańska pielęgnacja słynie z wieloetapowych rytuałów, które mogą liczyć nawet do dziesięciu kroków. To właśnie stąd wywodzą się maski w płachcie, kremy BB czy esencje, które szybko zdobyły globalną popularność. 

K-beauty zachęca do eksperymentowania, odkrywania nowych formuł i czerpania radości z dbania o siebie. 

W centrum tego nurtu stoi efekt „glass skin” – cera promienna, gładka i pełna blasku. Koreańskie marki nieustannie udoskonalają swoje technologie, wprowadzając innowacje takie jak egzosomy, PDRN czy fermentacja 2.0, które wspierają regenerację skóry na poziomie komórkowym.

Popularność zyskują też produkty hybrydowe „make-care”, łączące makijaż i pielęgnację, oraz trend pro-aging, który celebruje naturalne piękno na każdym etapie życia. 

K-beauty czerpie również z popkultury – estetyka inspirowana K-popem zachęca do zabawy kolorami i wyrażania siebie poprzez makijaż i pielęgnację. 

J-beauty – minimalizm, harmonia i „mochi skin”

W przeciwieństwie do rozbudowanej koreańskiej pielęgnacji, J-beauty stawia na prostotę i równowagę. Zwykle obejmuje trzy do pięciu kroków, skupiając się nie na ilości, lecz na jakości i skuteczności produktów. 

W japońskich formułach dominują naturalne składniki – ryż, olej kameliowy, matcha, żeń-szeń czy houttuynia cordata. Trendy takie jak skinimalizm zachęcają do ograniczenia liczby kosmetyków, by wspierać naturalną regenerację skóry. Popularne są też kuracje nocne oraz formuły bezwodne, które zapewniają skuteczność przy mniejszym zużyciu zasobów. 

Ważnym elementem japońskiej pielęgnacji jest wabi-sabi – podejście, które celebruje naturalne piękno, prostotę i niedoskonałość. Zamiast dążyć do idealnie gładkiego efektu, promuje subtelny, zdrowy blask zwany tsuyadama, symbolizujący harmonię i wewnętrzny spokój. 

Efektem takiej pielęgnacji jest „mochi skin” – miękka, jędrna i elastyczna cera o naturalnym blasku. 

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Twarz
22.09.2025 08:00
Fluff Faces – pierwsze „blind boxy” w polskiej branży kosmetycznej trafiły do sprzedaży!
Fluff Faces – pierwsze „blind boxy” w polskiej branży kosmetycznej trafiły do sprzedaży!materiał sponsorowany

Polska marka Fluff po raz kolejny wyznacza trendy, łącząc świat pielęgnacji z doświadczeniem zabawy. Najnowszy projekt Fluff Faces to kolekcja mleczek do twarzy sprzedawanych w formie blind boxów, do tej pory kojarzących się głównie z gadżetami czy figurkami kolekcjonerskimi.

Mechanizm blind boxów od lat z sukcesem wykorzystują globalne marki takie jak Sonny Angels, Mini Brands, Labubu czy LEGO Minifigures. Idea jest prosta: klient kupuje produkt nie wiedząc, którą wersję znajdzie w środku. To element niespodzianki, budujący emocje, pobudzający ciekawość i zachęcający do ponownych zakupów. Fluff jako pierwsza marka kosmetyczna w Polsce wprowadza ten model sprzedaży na rynek beauty.

– Fluff Faces to nasza odpowiedź na rosnącą popularność produktów-niespodzianek. Chcieliśmy pokazać, że pielęgnacja również może być zabawą. To coś, czego jeszcze nikt w tej branży w Polsce nie zrobił – podkreśla Mikołaj Jojczyk, Brand Manager marki Fluff.

Kolekcja Fluff Faces obejmuje sześć limitowanych wariantów mleczek do twarzy

Każdy z nich wyróżnia się niepowtarzalnym zapachem i oprawą wizualną. W ofercie znalazły się m.in. nuty soczystej brzoskwini w wersji Lait de Peche, świeżo wypieczonej cytrynowej tarty w Lemon Hug czy owocowej galaretki w Jelly Berry. Miłośnicy oryginalnych propozycji mogą sięgnąć po pistacjowe Pista Bonita, natomiast fani słodkości polubią karmelizowane aromaty Dream Cream inspirowane crème brûlée. Całość dopełnia Oh Mangood! pachnące jak egzotyczne mango.

Wszystkie produkty mają charakter kolekcjonerski – wyróżniają się kolorystyką i graficznymi buźkami, wpisujących się w kulturę social mediów. Element niespodzianki oraz chęć zebrania całej serii sprawiają, że koncept doskonale odpowiada na potrzeby generacji Z i młodych dorosłych.

Dla sprzedawców hurtowych i detalicznych oznacza to nowe możliwości: produkt angażuje emocjonalnie, zwiększając prawdopodobieństwo ponownych zakupów. To także przykład, jak można wykorzystać popularne globalnie mechanizmy sprzedaży i przenieść je do segmentu kosmetyków pielęgnacyjnych.

Fluff już wcześniej udowadniał, że nie boi się nowatorskich rozwiązań. Jednak Fluff Faces idzie o krok dalej, pokazując jak rynek beauty może rozwijać się poprzez innowacyjne, emocjonujące koncepty sprzedażowe. Hasło „Smells like a surprise” jasno komunikuje przesłanie linii: w tym przypadku pielęgnacja zaczyna się od odkrycia niespodzianki.

Całą kolekcję mleczek Fluff Faces można znaleźć we wszystkich drogeriach Rossmann. Limitowana seria dostępna będzie do wyczerpania zapasów.

 

 

ARTYKUŁ SPONSOROWANY
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
16. październik 2025 20:29