StoryEditor
Surowce
10.02.2022 00:00

Marcin Bartoszyński, PGD Polska: Lilial? Jeszcze nigdy nie widziałem takiego chaosu na rynku.

Mamy niespełna 3 tygodnie na opanowanie bałaganu, jaki powstał po tym, jak okazało się, że po 1 marca nie można już sprzedawać produktów zawierających lilial. Niektórzy producenci zadeklarowali, że sami zbiorą takie produkty ze sklepów, inni oczekują tego od nas. Cały dział handlowy jest na telefonach i mailach. Jak to możliwe, że do 28 lutego, zgodnie z prawem, można nadal wprowadzać produkty z lilialem na rynek? Jeszcze tydzień temu wjechały na nasz magazyn. To rozporządzenie to bubel prawny – mówi Marcin Bartoszyński, członek zarządu PGD Polska, największej firmy dystrybucyjnej na rynku kosmetyczno-chemicznym.

Od kilku tygodni informujemy o tym, że produkty zawierające lilial – aromat stosowany w wielu perfumach, kosmetykach, ale też środkach czystości – od 1 marca nie mogą być wprowadzane do obrotu, czyli ani sprzedawane przez producentów i dystrybutorów do sklepów, ani przez sklepy oferowane konsumentom. I słyszymy, że wywołało to ogromne zamieszanie na rynku, bo obrót takim towarem nadal trwa.

 
 
 
 
 

To prawda. Według dyrektywy unijnej produkty z lilialem do 28 lutego br. mogą być wprowadzane do obiegu, dostarczane do sklepów i sprzedawane konsumentom. A już od 1 marca br. nie mają prawa znajdować się na półkach sklepów. Ewidentnie jest to bubel prawny.

Ustawodawca nie przewidział żadnego okresu przejściowego. Rozumiem, kiedy byłaby to informacja: do 28 lutego można wprowadzać produkt do dystrybucji, do sprzedaży, a następnie mamy okres przejściowy. Ten składnik zawiera się w różnych produktach, które rotują w granicach od 30 do nawet 180 dni. Powinien być więc przynajmniej półroczny okres przejściowy na możliwością wyprzedaży tych produktów. Tymczasem, wg ustawy, po 1 marca ani my, ani sklepy, nie możemy nawet rozdać tych produktów.  

Czytaj także: Tylko do 28 lutego masz czas na wycofanie ze sprzedaży produktów z lilialem  

Według rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady nr 1223/2009 obowiązkiem dystrybutora (art. 6) jest to, aby produkty udostępniane na rynku (czyli sprzedawane w łańcuchu dostaw, w tym sprzedawane konsumentom w handlu detalicznym) były zgodne z wymaganiami. Czy to oznacza, że odpowiedzialność za zrobienie „porządku” na rynku spada na dystrybutorów?

„Definicją dystrybutora objęte są wszystkie osoby prawne lub fizyczne w handlu hurtowym, jak również detaliści sprzedający produkty bezpośrednio konsumentowi. Obowiązki dystrybutora należy zatem dostosować do właściwej roli i rodzaju działalności każdego z tych podmiotów”.

„Dystrybutor” oznacza każdą osobę fizyczną lub prawną w łańcuchu dostaw, niebędącą producentem ani importerem, która udostępnia produkt kosmetyczny na rynku Wspólnoty”.

To cytaty z przytoczonej przez Panią ustawy. Czy coś tu jest zrozumiałe? Dla mnie nie. Kto w końcu jest dystrybutorem?

Dodatkowo ustawa zawiera takie sformułowania: „Konieczne jest określenie warunków, zgodnie z którymi dystrybutor ma być postrzegany jako osoba odpowiedzialna”. „Dystrybutor jest osobą odpowiedzialną, jeżeli wprowadza produkt kosmetyczny do obrotu pod własną nazwą lub znakiem towarowym lub zmienia produkt już wprowadzony na rynek w sposób mogący mieć wpływ na zgodność z obowiązującymi wymogami”.

To nie my odpowiadamy za skład produktów, które rozprowadzamy na rynku do odbiorców detalicznych na zlecenie producentów. W świetle realiów rynkowych zapisy, które tu przytaczam, są wysoce nieprecyzyjne i tak naprawdę nie określają, kto właściwie zostaje obarczony obowiązkami, które to rozporządzenie nakłada.

Czy zajmują się tym prawnicy?

Oczywiście zasięgnęliśmy opinii prawnej. Prosimy też producentów o ich interpretację przepisów na piśmie, bo wiemy, że detaliści mają w tym zakresie ograniczone możliwości, a my nie chcemy zostawiać ich z problemem.

Skoro o detalistach mowa, co oni mają zrobić?

Detaliści są w jeszcze trudniejszej sytuacji niż hurt. Dostęp do informacji był wysoce niewystarczający nawet dla nas. A do 100 tys. zł grzywny grozi temu, kto udostępnia produkty z zakazanym składnikiem na półkach. Dystrybutorzy nie będą w stanie odbierać towaru. To byłyby dla nas gigantyczne koszty. Koszty zwrotów ze sklepów – wystawiania korekt, liczenia, gromadzenia, konfekcji, odsyłania – są 6-krotnie wyższe niż koszty sprzedaży produktu do punktu sprzedaży detalicznej. Nie wiem, kto miałby je pokryć. Jeśli któryś z dostawców będzie chciał wynająć taką usługę, my ją wycenimy i ewentualnie wykonamy. Ale wizja jest przerażająca. Mielibyśmy niespełna 3 tygodnie na opanowanie tego bałaganu.

Czytaj także: Za sprzedaż niedozwolonych kosmetyków odpowiedzialność spada także na hurtownie i sklepy

Jakie są propozycje producentów?

Z całym działem kupieckim jesteśmy cały czas na telefonach, na mailach.

Niektórzy dostawcy wysyłają do nas, do hurtowników, listy z produktami, które zawierają lilial, które mogą go zawierać oraz takich, które mają zmienione receptury w przeciągu ostatnich miesięcy i wymagają, aby nasi ludzie chodzili po magazynie i sprawdzali numery partii, składy. To oznaczałoby konieczność sprawdzenia tysięcy produktów i jest praktycznie niewykonalne.

Niektórzy producenci mówią wprost: przeceńcie to sobie o 30 proc., my wam to zrefundujemy, ale wy bierzecie odpowiedzialność za te produkty, co jest kuriozalną propozycją, oczywiście nie do przyjęcia.

Niektórzy producenci już zadeklarowali, że biorą za to odpowiedzialność i będą osobiście jeździli po sklepach, i zbierali towar. Jednak, mówiąc szczerze, nie wyobrażam sobie tego. Co zrobią ci, którzy nie docierają wszędzie ze swoimi handlowcami? Przecież wiemy, że producenci tak mocno okroili swoje siły sprzedaży, że docierają do połowy placówek, do których docierali jeszcze 2-3 lata temu. A tam te produkty mogą być, bo niektóre mają termin przydatności nawet 30 miesięcy. Co np. z jakimś małym sklepem, który gdzieś sobie kupił taki produkt, np. w hurtowni cash&carry i ma go nadal na półce? Nie wiem.

Jakie rozwiązanie byłoby więc najbardziej korzystne w tej sytuacji?

Najbardziej korzystne byłoby wprowadzenie okresu przejściowego, czyli buforu, który dałby możliwość odsprzedaży tych produktów. Zwykle tak to było robione w przeszłości.

Ale na to już jest za późno.

To producenci poniosą bardzo duże koszty. Jeżeli rzeczywiście jest tak, że wiedzieli dużo wcześniej o tej zmianie powinni wcześniej poinformować dystrybutorów, detalistów. Chyba że nie wiedzieli... ?

Więc, co dalej?

Dalej? Pytanie, jak do tego podejdą służby kontrolne. Czy już pierwszego dnia wejdą do sklepów, tak jak to było swojego czasu z produktami antybakteryjnymi, gdy wzmogli bardzo kontrole i pomimo niejasnych przepisów prawnych nakazywali odbiór towaru lub jego utylizację, ponieważ brakowało jakiegoś oznaczenia na opakowaniach. Też musieliśmy wtedy walczyć o to, żeby producenci pomagali nam rozwiązywać te problemy.

Co ciekawe mam informację z rynków zagranicznych i sytuacja wygląda inaczej. Tam nie ma wprawdzie takiej dystrybucji jak w Polsce, rynek jest bardziej zsieciowany, nie ma rynku tradycyjnego, ale producenci podchodzą do sprawy spokojnie. Założyli sobie, że będą zmieniali receptury, a to, co jeszcze jest na półkach, zostanie normalnie wysprzedane.

To się wydaje logiczne. Czy nie byłoby więc najlepiej jak najszybciej przecenić produkty z tym składnikiem, wystawić za najniższą możliwą cenę i je wysprzedać, żeby minimalizować straty? Produkty z lilialem były na rynku, konsumenci je mają i będą nadal używać, aż im się skończą. 

Tak, można tak zrobić. Nie wiem, jak do tego podejdą sklepy. Jeśli chodzi o PGD, jeżeli producent zrefunduje nam koszt przeceny, to przecenimy. Dystrybutorzy w Polsce pracują na marżach zbliżonych do błędu statystycznego. Żadnego dystrybutora nie stać na przecenę towaru, który nie jest jego własnością, czyli niebędącego jego marką lub wyłączną dystrybucją. Jeżeli producent powie – przecenić to o 99 proc. – my nie mamy z tym żadnego problemu, przecenimy, wyślemy taką informację do sklepów i dostarczymy.

Tylko, że mamy dzisiaj 10 lutego. Zostało nam 18 dni kalendarzowych, a handlowych jeszcze mniej, żeby przecenione produkty trafiły do sklepu i żeby sklep je wysprzedał. Bo po 1 marca nie można produktów zawierających lilial dostarczać do sklepów, sklepy nie mogą ich sprzedawać, a nawet rozdawać. Myślę, że przy rotacji w rynku tradycyjnym jest to zupełna abstrakcja. Możemy to rozdawać. Producenci i tak poniosą tego koszty.

Od 1 marca nie będzie można sprzedawać także produktów z pirytionianem cynku. To składnik, który można znaleźć w szamponach przeciwłupieżowych.

Tu na szczęście skala zjawiska jest o wiele mniejsza. Mamy też jednak i takie produkty w magazynie. Czekamy na decyzję dostawców, co dalej. 

***

Lilial (Butylphenyl Methylpropional) jest popularnym, otrzymywanym syntetycznie, aromatem o zapachu białych kwiatów. Był stosowany  w wielu kategoriach produktów kosmetycznych, m.in. pielęgnacyjnych, myjących oraz w perfumach.

Zakaz stosowania lilialu w kosmetykach (nie dotyczy detergentów) wynika z jego klasyfikacji jako substancji CMR 1B, czyli działającej szkodliwie na rozrodczość, w oparciu o dane pochodzące z badań na zwierzętach (działanie reprotoksyczne, Repr. 1B). Dossier toksykologiczne składnika, które oceniał Komitet ds. Oceny Ryzyka (RAC), nie zawierało danych z badań na ludziach w odniesieniu do działania szkodliwego na rozrodczość („No human data on reproductive toxicity is available”). Oznacza to, że nie ma danych potwierdzających takie działanie w przypadku człowieka (wówczas substancja miałaby klasyfikację Repr. 1A). Produkty kosmetyczne zawierające lilial nie stanowią bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia konsumentów.

W rozporządzeniu kosmetycznym (art. 15) istnieje automatyczny zakaz stosowania substancji klasyfikowanych jako CMR (rakotwórcze, mutagenne lub działające szkodliwie na rozrodczość) kat. 1A i 1B. Istnieje jednak procedura ubiegania się o odstępstwo od zakazu, przy czym wskazane są warunki, jakie należy spełnić, aby Komisja Europejska mogła je ustanowić. Jeżeli przemysł (czyli producenci substancji sklasyfikowanej jako CMR) byłby zainteresowany dalszym stosowaniem substancji, powinien opracować pełne dossier toksykologiczne.

W przypadku lilialu takie dossier nie zostało opracowane – przemysł się tego nie podjął. Nie została więc przedstawiona wystarczająca ilość odpowiednich danych naukowych w celu jego obrony. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Cosmetics Europe sektor kosmetyczny nie bronił tego składnika, ponieważ główni dostawcy tej substancji nie byli tym zainteresowani. źródło: kosmetyczni.pl 

 

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Surowce
20.11.2025 07:42
Dimethyloaminopropylamine (DMAPA) – zakończenie konsultacji w sprawie zharmonizowanej klasyfikacji jako CMR
DMAPA jest diaminą wykorzystywaną w produkcji niektórych surfaktantów, będących składnikami wielu produktów do pielęgnacji, w tym mydeł, szamponów i kosmetyków codziennego użytkuShutterstock

24 października 2025 roku zakończył się okres konsultacji publicznych dotyczących zharmonizowanej klasyfikacji substancji dimethyloaminopropylamine (DMAPA) jako substancji CMR (rakotwórczej, mutagennej lub szkodliwej dla rozrodczości). Konsultacje były wynikiem złożonego rok wcześniej wniosku przez Austrię i miały na celu zebranie opinii przez zainteresowane strony. Planowane przyjęcie opiniowania w sprawie klasyfikacji to początek 2027 roku.

DMAPA posądzona o działanie reprotoksyczne i uczulające

Rok temu, 20 grudnia 2024 roku, Austria złożyła do weryfikacji notyfikację w sprawie zharmonizowanej klasyfikacji i oznakowania dimethyloaminopropylamine (DMAPA, numer CAS: 109-55-7; numer EC: 203-680-9). Substancja została zgłoszona do uznania za CMR o działaniu reprotoksycznym (Repr. 1B, H360) oraz jako czynnik uczulający skóry (Skin Sens. 1A, H317). Wszystko wskazuje na to, że w niedalekiej przyszłości DMAPA nie będzie znajdowała się już w produktach kosmetycznych.

Obecnie DMAPA jest regulowana w Załączniku III Rozporządzenia kosmetycznego 1223/2009, w którym określono limity i wymagania dla produktów zawierających tę substancję:

W przypadku produktów niespłukiwalnych maksymalne stężenie DMAPA w produkcie gotowym do użycia wynosi 2,5 proc.

Dodatkowo, zarówno dla produktów spłukiwalnych, jak i niespłukiwalnych, obowiązują następujące kryteria bezpieczeństwa:

  • substancja nie może być stosowana w połączeniu z systemami nitrozującymi,
  • minimalna czystość DMAPA powinna wynosić 99 proc.,
  • maksymalna zawartość amin drugorzędowych w surowcach nie może przekraczać 0,5 proc.,
  • maksymalna zawartość nitrozoamin w surowcach wynosi 50 μg/kg,
  • substancję należy przechowywać w pojemnikach niezawierających azotynów.

Nowe regulacje oraz planowana klasyfikacja DMAPA jako substancji reprotoksycznej i uczulającej podkreślają rosnące znaczenie bezpieczeństwa konsumentów i konieczność monitorowania surowców chemicznych stosowanych w kosmetykach. Producentom pozostaje śledzenie postępów procesu legislacyjnego oraz zaplanowanie dostosowania receptur do nadchodzących wymogów, aby zapewnić zgodność z przepisami i bezpieczeństwo produktów.

image

Kolejne składniki perfum zostaną wycofane? Jest opinia RAC w sprawie Bourgeonal, Cyclamen Aldehyde oraz Cyclemax

Co to znaczy dla branży?

Dimethyloaminopropylamine (DMAPA) jest diaminą wykorzystywaną w produkcji niektórych surfaktantów, będących składnikami wielu produktów do pielęgnacji, w tym mydeł, szamponów i kosmetyków codziennego użytku. Przyjęcie klasyfikacji CMR dla DMAPA oznacza, że substancja ta wkrótce nie będzie mogła być stosowana w produktach kosmetycznych, co wymusza na producentach dostosowanie receptur i procesów produkcyjnych.

Obecnie większość dostawców surowców chemicznych wycofała DMAPA ze swoich ofert, co sprawia, że branża kosmetyczna już rozpoczęła procesy adaptacyjne. Monitorowanie dalszych postępów prac legislacyjnych i aktualizacji w sprawie klasyfikacji DMAPA jest możliwe na stronie internetowej ECHA.

Aleksandra Kondrusik

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Surowce
17.11.2025 15:49
WHO, Interpol i Światowa Organizacja Celna zaostrzają globalne działania przeciwko kosmetykom z rtęcią
Przykładowe produkty zawierające rtęć.RAPEX Safety Gate.

Na zeszłotygodniowej konferencji COP-6 w Genewie ponad 150 rządów uzgodniło globalny plan walki z kosmetykami zawierającymi rtęć. To najszerszy dotąd mandat w ramach Konwencji z Minamaty, której celem jest ograniczanie handlu, wykorzystania i zanieczyszczeń związanych z tym toksycznym metalem ciężkim. Wspólne działania mają objąć m.in. Interpol i Światową Organizację Celna (WCO), które będą tropić ścieżki produkcji, transportu i sprzedaży zakazanych preparatów. Konferencja umocniła również nacisk na raportowanie luk oraz korzystanie przez państwa z mechanizmów wsparcia przewidzianych w Konwencji, w tym budowania kompetencji i transferu technologii regulowanych artykułem 14.

Delegaci uzgodnili także rozszerzenie zakresu prac poza produkty zawierające rtęć, zwracając uwagę na szeroką kategorię kosmetyków rozjaśniających skórę. WHO została poproszona o przygotowanie „przykładowej krajowej strategii zdrowia publicznego”, obejmującej zarówno produkty z dodatkiem rtęci, jak i te, które rtęci nie zawierają, ale funkcjonują w kulturze promującej rozjaśnianie skóry. Dla organizacji społeczeństwa obywatelskiego to sygnał, że zdrowie publiczne zaczyna uwzględniać nie tylko toksyczne składniki, lecz także presję kulturową i uprzedzenia oparte na kolorze skóry. Eksperci, w tym Michael Bender z Zero Mercury Working Group (ZMWG), uznają decyzję za jedno z najważniejszych dotychczas wezwań do eliminacji produkcji i handlu kosmetykami z rtęcią.

Jednym z kluczowych wyzwań pozostaje legalny obrót związkami rtęci. Luki w Konwencji pozwalają na ich sprzedaż jako surowców chemicznych, które stają się nielegalne dopiero w momencie zmieszania ich z bazami kremów w małych, często nieformalnych warsztatach. Ten „przemysł chałupniczy” funkcjonuje poza systemami nadzoru, a gotowe produkty trafiają na rynek z pominięciem regulacji, szczególnie w krajach o mniejszych zasobach inspekcyjnych. Decyzja MC-6/—, dotycząca kosmetyków z rtęcią, nie obejmuje związków chemicznych jako takich, koncentrując się raczej na redukcji popytu poprzez działania WHO. Według Bendera ograniczenie popytu w społecznościach o niskich dochodach — gdzie zapotrzebowanie na rozjaśnianie skóry jest szczególnie wysokie — jest kluczowe dla zmniejszenia globalnej podaży.

image
Produkowane w Azji pod fałszywymi nazwami handlowymi kremy do wybielania skóry są szkodliwe nie tylko psychologicznie, ale także potencjalnie źródłem zatrucia rtęcią.
Nikkei Asia

Eksperci podkreślają, że popyt napędzają m.in. utrwalone historycznie eurocentryczne standardy urody i zjawisko kolorystycznej hierarchii społecznej. Bender wskazuje, że obecny kryzys trwa od lat i jego rozwiązanie wymaga skoordynowanej, długofalowej strategii obejmującej jednoczesne zmniejszanie podaży i popytu. Wsparcie WHO może pomóc rządom rozwijać krajowe programy edukacyjne i zdrowotne, które redukują atrakcyjność produktów rozjaśniających. Jak ocenia Elena Lymberidi-Settimo z European Environmental Bureau, trwała zmiana jest możliwa tylko wtedy, gdy działania regulacyjne będą równolegle uzupełniane transformacją kulturową.

Rosnąca skala handlu internetowego dramatycznie zmienia także krajobraz dystrybucji nielegalnych kosmetyków. Zjawisko, które kiedyś polegało na przewożeniu produktów w bagażu, dziś funkcjonuje jako cyfrowy łańcuch dostaw obejmujący zamówienia hurtowe i przesyłki transgraniczne. Dlatego jednym z kierunków działań COP-6 jest mobilizacja struktur takich jak Interpol i WCO do monitorowania cyfrowych ścieżek zakupowych. Według Bendera inspiracją mogą być istniejące operacje, m.in. wieloletnia akcja Interpolu — Operation Pangea — wymierzona w nielegalne produkty zdrowotne online. Podobne modele mogą zostać zaadaptowane do śledzenia przepływu kosmetyków z rtęcią w marketplace’ach, systemach płatniczych i kanałach wysyłkowych.

Decyzje COP-6 wyznaczają nowy etap globalnej walki z kosmetykami zawierającymi rtęć — obejmujący zarówno toksykologiczne ryzyko, jak i społeczne uwarunkowania popytu. Państwa-strony zostały wezwane do intensyfikacji współpracy, zgłaszania luk oraz pełnego korzystania z narzędzi wsparcia przewidzianych w Konwencji. Choć droga do ograniczenia produkcji i handlu jest długa, konferencja w Genewie stworzyła ramy dla najambitniejszej dotąd międzynarodowej strategii redukcji ryzyka związanego z kosmetykami rozjaśniającymi skórę.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
20. listopad 2025 09:13