StoryEditor
Twarz
11.12.2017 00:00

Sekrety urody Koreanek

Zamiast zamaskowywać niedoskonałości skóry kosmetykami do makijażu i korektorami przeciw wypryskom, Koreanki skupiają się na stosowaniu produktów pielęgnacyjnych, które działają na źródło problemu i zapobiegają jego powstawaniu. Poleganie wyłącznie na kosmetykach do makijażu sprawia, że wygląda się nienaturalnie, i jest jedynie tymczasowym rozwiązaniem długofalowego problemu – pisze Charlotte Cho w swojej książce „Sekrety urody Koreanek”, która również w Polsce stała się bestsellerem. Promuje w niej pielęgnację w 10. krokach.

Europejki i Amerykanki od kilku lat mocno interesują się azjatyckimi, a zwłaszcza koreańskimi sposobami dbania o siebie i swoją skórę. Koreankom zazdrościmy transparentnej, rozświetlonej cery, która wygląda świeżo i młodo. – Tego nie sprawi makijaż. Tu potrzebna jest  praca od postaw, co oznacza zwrócenie uwagi na właściwą pielęgnację. Tylko zdrowa, zadbana cera jest  odpowiednią bazą do dalszych zabiegów upiększających, podejmowanych z użyciem kosmetyków makijażowych – zwróciła uwagę Charlotte Cho, podczas spotkania przy okazji premiery koreańskiej marki NeoGen w Douglasie.

Młodo zamiast sexi

Koreanki stosują jedynie delikatny makijaż, a mimo to ich cera wygląda perfekcyjnie. – Uwielbiają komplementy doceniające ich naturalne piękno i młody wygląd. Tymczasem w kulturze zachodu jeszcze do niedawna chodziło raczej o fajny make-up, albo poczucie, że jest się sexi – twierdzi Charlotte Cho.

Wie co mówi. Jest Amerykanką koreańskiego pochodzenia – urodziła się w Stanach Zjednoczonych w koreańskiej rodzinie. Mieszkając w Kalifornii, była typową amerykańska dziewczyną. Dbała o to, aby jej skóra była opalona przez cały rok – jeździła na plażę tak często jak to możliwe i unikała kremów z filtrami. Stosowała za to przyspieszacze opalania i bronzery. Na włosach miała blond pasemka, używała czarnego eyelinera i błyszczyków w soczystych kolorach. Miała też typowe dla nastolatek problemy z cerą, z którymi nie mogła sobie poradzić.

To wszystko zmieniło się dopiero po studiach, gdy znalazła pracę w Seulu. Tam przekonała się, jak ważna jest właściwa pielęgnacja. Jej koleżanki wyglądały na mniej lat niż miały w istocie. W Seulu nawet mężczyźni wiedzieli więcej o pielęgnacji cery i włosów niż ona. Jej przesuszona i szara cera oraz cienie pod oczami były bardzo widoczne na tle zadbanych Koreańczyków. Twarze koreańskich kobiet i mężczyzn miały w sobie blask i świeżość, których bardzo brakowało cerze Charlotte.

Zdrowa cera to zasługa naszych starań 

To właśnie te obserwacje dały jej do myślenia, gdy po latach usłyszała, że młody wygląd jest zapisany w genach. – Będąc Koreanką jak moje koleżanki, wyglądałam na o wiele starszą od nich. Jednak wystarczyło zmienić sposób myślenia i nawyki pielęgnacyjne, by móc cieszyć się jak one jedwabistą cerą bez skazy – wspomina. Dlatego dzisiaj twierdzi, że młoda, piękna i zdrowa cera jest tylko w 20-proc. zasługą genów. Reszta, czyli aż 80-proc. zależy od środowiska w jakim funkcjonujemy i naszych starań. Ważne jest zatem jak dbamy o cerę i jak ją zabezpieczymy przed negatywnym wpływem czynników zewnętrznych, takich jak promieniowanie UV czy suche powietrze biurowych pomieszczeń. – Dlatego cieszę się, że wśród Amerykanek i Europejek rośnie zainteresowanie koreańskimi innowacyjnymi kosmetykami i koreańskimi rytuałami pielęgnacyjnymi – mówi autorka „Sekretów urody Koreanek”.

Podróż Charlotte Cho po świecie koreańskich kosmetyków zaczęła się od tego, że pewnego dnia zorientowała się, że podczas codziennej drogi z pracy do domu mija dziesiątki witryn sklepów z kosmetykami. – Na byle skrzyżowaniu ze wszystkich stron otaczały mnie drogerie. Przekroczenie ich progu równało się wejściu do pełnego tajemnic sklepu z cukierkami – wspomina. Produkty tam oferowane miały przedziwne składniki – śluz ślimaka czy jad węża, piękne – często zabawne opakowania i wiele z nich można było kupić w cenie mniejszej niż bilet na metro. Aby się w tym wszystkim nie pogubić zaczęła wypytywać swoich koreańskich znajomych o ich pielęgnacyjne rytuały. Z wielką pasją zaczęła też szukać informacji na koreańskich blogach poświęconych sprawom urody. Skarbnicą wiedzy okazały się także sprzedawczynie w koreańskich drogeriach, które pod tym względem bardzo różniły się od konsultantek ze sklepów w Los Angeles.  

Kosmetyki na fali

Zmiana, którą Charlotte Cho w krótkim czasie zaobserwowała na skórze swojej twarzy sprawiła, że zakochała się w koreańskich produktach kosmetycznych i pielęgnacyjnych rytuałach. Zresztą dostrzegła w nich nie tylko zestaw zwykłych czynności. – To także część kultury – czytamy w jej książce. – Było to dla mnie nowością, ale im bardziej zgłębiałam to zjawisko, z tym większym entuzjazmem zaczynałam przyswajać koreański sposób myślenia.

Zaczęła też przywozić koreańskie kosmetyki dla swojej rodziny i przyjaciółek w Los Angeles, aż w końcu postanowiła zrobić z tego biznes. Założyła e-sklep dla odbiorców w Stanach Zjednoczonych. Zainteresowanie było tak duże, że szybko musiała zrewidować swoje plany, iż będzie on jedynie jej zajęciem dodatkowym. Stał się pracą na pełen etat.

– Pierwsza partia towaru sprzedała się błyskawicznie. Klientki zaczęły traktować Soko Glam nie tylko jako sklep, w którym kupują kosmetyki, ale także jako miejsce, gdzie mogą nauczyć się czegoś o pielęgnacji cery. Bardzo szanowały koreańską kulturę piękna, chciały poznać ją lepiej i jak najwięcej nauczyć się o dbaniu o urodę w sposób koreański – tak Charlotte Cho wspomina swoje początki jako influencerki. Uczciwie przyznaje jednak, że jej sklep swoją popularność zawdzięcza fali zainteresowania koreańską popkulturą, która ogarnęła Stany Zjednoczone. Trafiła na czas gdy modne stały się koreańska muzyka, filmy i programy telewizyjne, zwłaszcza seriale w stylu oper mydlanych. – Kosmetyki płynęły na tej fali z zawrotną prędkością – mówi.

Pielęgnacja to codzienna wędrówka

Wraz z kosmetykami, które zachwycają swoim wyglądem („wezmę wszystko co jest w kształcie pandy lub owocu” – słyszy często Charlotte) oraz efektywnością, coraz większą popularność zdobywał koreański rytuał pielęgnacyjny, którego pełna wersja obejmuje aż 10 kroków. I choć może to się wydawać dużo, to cały proces nie zajmuje więcej niż 10 minut rano i tyle samo wieczorem, a niektóre czynności wykonuje się tylko raz lub dwa razy w tygodniu.

– O pielęgnacji cery myślę jak o podróży – powiedziała Charlotte Cho. Według niej warto ją odbyć z dokładnym planem w ręku. W tym celu na wstępie należy poznać rodzaj swojej skóry i wytypować składniki kosmetyków, które mogą się jej przysłużyć. Tylko z taką wiedzą będziemy w stanie zadbać o właściwe zaplanowanie każdego kroku. Sama podróż zwykle jest przyjemnością. Jednak gdyby znudziła nas monotonia codziennej wędrówki, pamiętajmy o jej celu, którym jest młody wgląd i piękna, zdrowa cera zachowana na lata.

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Twarz
13.10.2025 09:17
Sekrety K-beauty i J-beauty: od glass skin do mochi skin
Hebe mat.pras.

Azjatycka pielęgnacja od kilku lat podbija światowe rynki beauty i inspiruje do zmiany codziennych rytuałów pielęgnacyjnych. Choć koreańskie i japońskie podejście do dbania o skórę różnią się stylem i intensywnością, łączy je wspólna filozofia – pielęgnacja rozumiana jako troska o zdrowie i piękno w długofalowej perspektywie. Co sprawia, że są tak wyjątkowe i popularne na całym świecie – wyjaśniają eksperci z Hebe.

Zarówno K-beauty, jak i J-beauty traktują pielęgnację nie jako obowiązek, ale jako rytuał, moment uważności i dbania o siebie. W obu przypadkach ogromną wagę przywiązuje się do jakości składników i delikatnego podejścia do skóry – bez agresywnych zabiegów, za to z naciskiem na profilaktykę i codzienną regularność. W kosmetykach obecne są naturalne ekstrakty roślinne, fermenty czy algi, a celem jest zdrowa, promienna i wypielęgnowana cera.  

K-beauty – innowacja i efekt „glass skin”

Koreańska pielęgnacja słynie z wieloetapowych rytuałów, które mogą liczyć nawet do dziesięciu kroków. To właśnie stąd wywodzą się maski w płachcie, kremy BB czy esencje, które szybko zdobyły globalną popularność. 

K-beauty zachęca do eksperymentowania, odkrywania nowych formuł i czerpania radości z dbania o siebie. 

W centrum tego nurtu stoi efekt „glass skin” – cera promienna, gładka i pełna blasku. Koreańskie marki nieustannie udoskonalają swoje technologie, wprowadzając innowacje takie jak egzosomy, PDRN czy fermentacja 2.0, które wspierają regenerację skóry na poziomie komórkowym.

Popularność zyskują też produkty hybrydowe „make-care”, łączące makijaż i pielęgnację, oraz trend pro-aging, który celebruje naturalne piękno na każdym etapie życia. 

K-beauty czerpie również z popkultury – estetyka inspirowana K-popem zachęca do zabawy kolorami i wyrażania siebie poprzez makijaż i pielęgnację. 

J-beauty – minimalizm, harmonia i „mochi skin”

W przeciwieństwie do rozbudowanej koreańskiej pielęgnacji, J-beauty stawia na prostotę i równowagę. Zwykle obejmuje trzy do pięciu kroków, skupiając się nie na ilości, lecz na jakości i skuteczności produktów. 

W japońskich formułach dominują naturalne składniki – ryż, olej kameliowy, matcha, żeń-szeń czy houttuynia cordata. Trendy takie jak skinimalizm zachęcają do ograniczenia liczby kosmetyków, by wspierać naturalną regenerację skóry. Popularne są też kuracje nocne oraz formuły bezwodne, które zapewniają skuteczność przy mniejszym zużyciu zasobów. 

Ważnym elementem japońskiej pielęgnacji jest wabi-sabi – podejście, które celebruje naturalne piękno, prostotę i niedoskonałość. Zamiast dążyć do idealnie gładkiego efektu, promuje subtelny, zdrowy blask zwany tsuyadama, symbolizujący harmonię i wewnętrzny spokój. 

Efektem takiej pielęgnacji jest „mochi skin” – miękka, jędrna i elastyczna cera o naturalnym blasku. 

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Twarz
22.09.2025 08:00
Fluff Faces – pierwsze „blind boxy” w polskiej branży kosmetycznej trafiły do sprzedaży!
Fluff Faces – pierwsze „blind boxy” w polskiej branży kosmetycznej trafiły do sprzedaży!materiał sponsorowany

Polska marka Fluff po raz kolejny wyznacza trendy, łącząc świat pielęgnacji z doświadczeniem zabawy. Najnowszy projekt Fluff Faces to kolekcja mleczek do twarzy sprzedawanych w formie blind boxów, do tej pory kojarzących się głównie z gadżetami czy figurkami kolekcjonerskimi.

Mechanizm blind boxów od lat z sukcesem wykorzystują globalne marki takie jak Sonny Angels, Mini Brands, Labubu czy LEGO Minifigures. Idea jest prosta: klient kupuje produkt nie wiedząc, którą wersję znajdzie w środku. To element niespodzianki, budujący emocje, pobudzający ciekawość i zachęcający do ponownych zakupów. Fluff jako pierwsza marka kosmetyczna w Polsce wprowadza ten model sprzedaży na rynek beauty.

– Fluff Faces to nasza odpowiedź na rosnącą popularność produktów-niespodzianek. Chcieliśmy pokazać, że pielęgnacja również może być zabawą. To coś, czego jeszcze nikt w tej branży w Polsce nie zrobił – podkreśla Mikołaj Jojczyk, Brand Manager marki Fluff.

Kolekcja Fluff Faces obejmuje sześć limitowanych wariantów mleczek do twarzy

Każdy z nich wyróżnia się niepowtarzalnym zapachem i oprawą wizualną. W ofercie znalazły się m.in. nuty soczystej brzoskwini w wersji Lait de Peche, świeżo wypieczonej cytrynowej tarty w Lemon Hug czy owocowej galaretki w Jelly Berry. Miłośnicy oryginalnych propozycji mogą sięgnąć po pistacjowe Pista Bonita, natomiast fani słodkości polubią karmelizowane aromaty Dream Cream inspirowane crème brûlée. Całość dopełnia Oh Mangood! pachnące jak egzotyczne mango.

Wszystkie produkty mają charakter kolekcjonerski – wyróżniają się kolorystyką i graficznymi buźkami, wpisujących się w kulturę social mediów. Element niespodzianki oraz chęć zebrania całej serii sprawiają, że koncept doskonale odpowiada na potrzeby generacji Z i młodych dorosłych.

Dla sprzedawców hurtowych i detalicznych oznacza to nowe możliwości: produkt angażuje emocjonalnie, zwiększając prawdopodobieństwo ponownych zakupów. To także przykład, jak można wykorzystać popularne globalnie mechanizmy sprzedaży i przenieść je do segmentu kosmetyków pielęgnacyjnych.

Fluff już wcześniej udowadniał, że nie boi się nowatorskich rozwiązań. Jednak Fluff Faces idzie o krok dalej, pokazując jak rynek beauty może rozwijać się poprzez innowacyjne, emocjonujące koncepty sprzedażowe. Hasło „Smells like a surprise” jasno komunikuje przesłanie linii: w tym przypadku pielęgnacja zaczyna się od odkrycia niespodzianki.

Całą kolekcję mleczek Fluff Faces można znaleźć we wszystkich drogeriach Rossmann. Limitowana seria dostępna będzie do wyczerpania zapasów.

 

 

ARTYKUŁ SPONSOROWANY
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
19. październik 2025 21:04